Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość nnfighterka

Nerwica natręctw myślowych

Polecane posty

Gość nnfighterka

Cześć. Piszę tutaj uczuciu kompletnej bezsilności, już nie wierzę, że może być normalnie. Moja nerwica natręctw zaczęła się bardzo dawno, on najmłodszych lat wmawiałam sobie choroby, analizowałam wszystko po tysiąc, mam za sobą i natręctwa na tle religijnym, bluźnierstwa przeciwko Bogu, rodzicom. Nie wiedziałam wtedy co to, nie mówiłam rodzicom, mijało, wracało. Poważne problemy zaczęły się, kiedy miałam pierwszy poważniejszy związek - miałam 16 lat: analiza wszystkich moich "niemoralnych czynów" z przeszłości - że się całowałam z tyloma bla bla, wciąż analizowanie tego, liczenie ilu ich było, strach co będzie jak dowie się chłopak, nie byłam w stanie cieszyć się tym związkiem bo wyrzuty sumienia mnie miażdżyły, czułam się dosłownie jak d***** przez te myśli. Jeszcze gorzej stało się trochę później, kiedy zaczęłam mieć obrazy seksualne ze wszystkimi na kogo nie spojrzałam, czy to był menel, koleżanka, czy rodzice. Byłam załamana, wykończona. Były dni, że nie byłam w stanie wyjść z łóżka, ciągłe wyrzuty sumienia, głowa ciężka, bezsenność, a jak już spałam to śniło mi się to.. Dalej nie wiedziałam co mi jest, mimo bardzo dobrego kontaktu z rodzicami nie mówiłam im bo myślałam, że może jestem jakaś zboczona, było to dla mnie strasznie wstydliwe. Trwało to ok. pół roku, i oczywiście wracało ale już nie tak intensywnie. Potem pojawiały się kolejne natręctwa, że jestem lesbijką bo stwierdziłam, że koleżanka wyładniała. I znowu analiza do porzygu i łzy w oczach, że znowu się zaczyna. Mijało. Jak wszystkie inne myśli. Po drodze wracały kurewstwa na rodziców, natręty seksualne. Ale jakoś było, coś się pojawiało, znikało. Dało się żyć. Były nawet dłuższe chwile zdrowej głowy. Przełom, kiedy postanowiłam pójść do lekarza, powiedzieć o wszystkim rodzicom nastąpił ponad trzy lata temu. Miałam 21, byłam zakochana na zabój w moim obecnym mężu. Zaczęło się, od tego, ze bałam sie, że pojawi mi się obraz erotyczny z jego obleśnym ojczymem. Ta myśl mnie zabijała, całymi dniami nie robiłam nic innego tylko kontrolowałam myśli, zeby się nie pojawiła bo to byłby najgorszy uczynek wobec mojego ukochanego. To też minęło, ale potem znów wracało. Potem ciągle myślałam o tym, że mój chłopak mnie już nie kocha i ciągle analizowałam jego zachowanie. Najgorszy mój stan rozpoczął się kiedy pewnego dnia, który był jakiś taki nudny i mało namiętny pomyślałam tak o z dupy: może ja go już nie kocham. I wtedy tak naprawdę się zaczęło piekło. Z takiej małej głupiej tylko myśli zrobił się wielkie g****o w głowie. Objawy somatyczne były najgorsze jakie miałam do tamtej pory: nudności, brak apetytu, brak snu, dreszcze, bóle całego ciała, ciągły płacz. Tak sobie wkręciłam ten brak miłości, że już naprawdę miałam wrażenie, że tak jest. Wiem, brzmi to głupio. Ale to co wtedy przeżywałam przez parę miesięcy było koszmarem. Nie byłam w stanie cieszyć się niczym, ciągle spałam i płakałam. Mój chłopak był wciąż przy mnie a ja mimo, że tak potrzebowałam go wciąż borykałam się z myślą o braku miłości. Minęło. Brałam już wtedy tabsy Xetanor, pewnie to one pomogły zniwelować lęk i zaczęłam funkcjonować w miarę. I potem kolejne myśli: nagle wmawiam sobie, że jakiś chłopak z mojej grupy mi się podoba i zaczynam bać się na niego patrzeć, unikam zajęć, żeby go nie widywać, mimo miłości do mojego chłopaka pojawiają się paskudne myśli: a co jeśli to ten jest moim jedynym, a nie mój facet? I płakałam i wykrzykiwałam sobie, nieee nie chce go, chcę mojego Patryka, a ta myśl ciągle męczyła. I znikała i pojawiała się parę razy na nowo o innych facetach. Może infantylnie to brzmi, ale Ci co mają leki nerwicowe wiedzą jak nerwica potrafi nakręcić. Powiem, że podczas brania leków było w miarę ok, wolna od myśli nie była, ale radziłam sobie. Za jakiś czas zaczęły się pojawiać się myśli, że co jeśli zdradzę kiedyś mojego faceta. Kiedyś szłam po koleżankę pijana na przystanek i średnio pamiętałam drogę i w nocy obudziłam się w panice, że co jeśli w tej drodze na przystanek zdradziłam mojego chłopa. To było chore, próbowałam sobie to zracjonalizować, zapisywałam w kółko godziny połączeń, które pamiętam, że wykonywałam jeszcze z domu, analizowałam drogę na przystanek po tysiąc razy, ile mogła trwać etc. Chciałam nawet iść na monitoring miejski, a jak dzwonił ktoś do mojego faceta trzęsłam się, że to pewnie ktoś, kto widział jak go zdradzam. Byłam w takim stanie, że już miałam wrażenie, że mam migawki z tej rzekomej zdrady. Też przeszło. A teraz... jestem szczęśliwą mężatką z kolejną paraliżującą mnie myślą, że podobają mi się baby. Zaczęło się od serialu, który zaczęłam oglądać i od razu pożałowałam bo z moją psychą i wrażliwością lepiej się za takie coś w ogóle nie brać. Nigdy nie oglądałam się za kobietami, nie podziwiałam ich walorów, nie mówiąc już o tym, że nie zauroczyłam się żadną. Miałam parę jazd np. kiedy miałam sen erotyczny z kobietą, też się nakręcałam przez jakiś czas, że jestem homo, ale uporałam się z tym. Ta myśl parę razy wracała w postaci natręctwa bo nigdy pociągu do kobiet nie czułam. Ale od tamtego serialu, kiedy wystraszyłam się, że mogą podniecać mnie nagie kobiety wkręciłam sobie, że mogę być homo. Najgorsze w tym wszytskim są natrętne obrazy kobiet rodem z p****la, które mam wrażenie, że mnie podniecają. Ciągle analizuje i wszystko potwierdza w mojej chorej głowie moją hipotezę, cała się pocę, płacę trzęsę się. Jestem wrakiem człowieka jak trzy lata temu. Jak pytam siebie czego chcę: krzyczę w głowie: kocham mojego męża, chcę z nim być, nie zostawię go dla żadnej kobiety. A co mówi druga ja: Boże, a co jeśli tak naprawdę jestem lesbijką albo bi, a może z kobietą byłabym szczęśliwsza? A może się oszukiwałam, może wcale nie podnieca mnie mój mąż ( i tutaj przypomina mi się czas, kiedy brałam tabletki i miałam obniżone libido do prawie zera) i myślę sobie, że może to nie przez tabletki tylko jestem homoseksualna. Teraz na każdą kobietę, którą widzę, reaguję strachem, mam wrażenie, że mi się podoba, każde cycki mnie podniecają, nawet te rysunkowe a jak wyobrażam sobie seks z kobietą to raz myślę, że nie chciałabym, a raz, że jednak bym chciała. I ciągle myśli krzyczące: stop, chcę być z moim mężem, kocham go, nienawidzę tych myśli, nawet jeśli jestem bi, biorę to na klatę. I potem drugi głos: Nigdy się nie dowiesz jak to jest z kobietą, może tak naprawdę z jakąś babą byłabyś szczęśliwa. PIEKŁO. Mam chwile euforii i polepszenia nastroju po całodniowej bitwie myśli. A potem myśl: Jak przestaniesz o tym myśleć i zapomnisz to znowu ukryjesz swoje prawdziwe ja i jakaś miłość w postaci kobiety przejdzie ci koło nosa. No kur*wa, nie zniosę tego. Serio, jestem wykończona, jestem w trakcie poszukiwania terapeuty i czekam na wizytę u psychiatry. Do tego mam myśli potwierdzające, że mogę być homo: podniecały mnie sceny seksu lesbijek w pewnym filmie (nie porno), a jak miałam 14 lat oglądałam lesbijskie pocałunki. Nigdy nie miałam epizodu z dziewczyną, a kiedy mówiono o homo lub bi nigdy nie czułam, że mnie to dotyczy. Czy stres i napięcie w nerwicy może wywoływać uczucie podniecenia? Ja tak kocham mojego męża, chcę mieć z nim dzieci i żyć szczęśliwie. TO JEST KOSZMAR.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Doczytalam do połowy bo więcej nie dałam rady... Twój mąż wie,że masz takie problemy? Czy ukrylas to przed nim?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Nnfighterka
Wie i wspiera.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Minęło tyle lat. Nie wiem czy to przeczytasz ale dokładnie wiem co czujesz to jest totalne cholerstwo. Jestem ciekawa czy ci się udało wyleczyć 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×