Siedzę na kafeterii od 20 w sylwestra moje życie osiągneło dno szczyt przegrywa

Jestem własnie na dnie. Mam lat 24 , i siedzę przy kompie czytają forum dla przegrywów samemu stając się jednym wielkim przegrańcem. Wiecie co jest najgrosze, że moje życie takie nie było. Do póki studiowałem byli koledzy, wspólne problemy, przeżycia, coś się działo jakieś emocje, były jakieś dziewczyny gorsze lepsze ale były. Skończyły się studia i wszystko się skonczyło 90% kolegów ma żony/narzeczone/płaci alimenty na dziecko. A pozostali rozjechali się po Polsce, część wyjechała za chlebem do Anglii. Pracuję przy biurku od 6 miesięcy. Praca nie należy do ciekawych. Więc chciałbym żeby moje życie towarzyskie było ciekawsze, niestety ja przez te 6 ostatnich miesięcy byłem może ze dwa razy na piwie z kolegą którego nawet średnio lubię. A teraz siedzę w sylwestra i marnuje życie. Chce mi się wyć

Na studiach też się porobiła lipa. Ja miałem to szczęście że miałem grupę samych chłopaków, większość przyjezdnych z mniejszych miejscowości więc nie było udawania co to nie ja. Wszyscy się świetnie dogadywaliśmy żyliśmy sesjami, problemami, piło się, jeździło się do pracy na wakacje. Coś pięknego a teraz? Wiem że na studiach jest też lipa jak lepszy kierunek to wyścig szczurów i wogóle wszyscy jak w urzędzie

wszyscy mają hoojowo, a wszystko to tylko ich własna wina, każdy jest antysocjalny

gość wczoraj no to ziom, następne 45 lat będziesz miał PRZEJÈBANE, już to widze

Byli koledzy czyli wygryw BUAHAHA co za tepa qrwa z ciebie :D

Brak znajomych to wygranie tepaku. Znajomi potrafia tylko obrabiac sobie doopy nawzajem za plecami i uchlewac ryje. Kto normalny chcialby zadawac sie z taka patologia pechowiec.gif ale mozgi wyprane przez "spoleczenstwo" BUAHAHA

Dokladnie. Dlatego zakonczylam wszystkie znajomosci i zycie stalo sie piekne bez tych smieci