Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Asieeńkaa

CIĄGŁE KŁÓTNIE

Polecane posty

Hej... piszę, bo nie mam już pomysłów i brakuje mi sił. Liczę na to, że może któraś z was przez to przechodziła i jakoś będziecie w stanie mi pomóc... Jesteśmy młodzi. Zaczęliśmy być razem jeszcze jako gówniarze. W tej chwili nasz związek trwa już ponad 4 lata. Ja - jego pierwsza poważna dziewczyna i on - mój pierwszy poważny chłopak. Pierwszy seks, pierwsze wszystko tak naprawdę. Oboje mamy bardzo ciężkie charaktery. Jesteśmy uparci, rzadko przyznajemy się do błędów. Od zawsze w naszym związku były kłótnie, mniejsze, większe, lekkie nieporozumienia i awantury. Rozstania też mamy za sobą, jednodniowe - bo któreś z nas palnęło głupotę i takie, które trwało 8 długich miesięcy. Mój facet jest lekkoduchem, trochę jeszcze gówniarzem, dodatkowo jestem od niego rok starsza, ale tłumacze sobie, że ma jeszcze czas, żeby dorosnąć. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że w to wszystko wp**prza się jego matka, która nigdy mnie nie lubiła. Zabrałam jej ukochanego synka, którego całe życie chowała pod kloszem. Nigdy nic kobiecie nie zrobiłam. Wróciliśmy do siebie w listopadzie 2016r, naprawdę oboje się zmieniliśmy i dużo zrozumieliśmy. Przez ten cały czas nikogo innego nie mieliśmy, bo nie potrafiliśmy ale baliśmy się oboje tego, co będzie po powrocie. W końcu stwierdziliśmy, że nie możemy bez siebie żyć. Było super. I naprawdę doceniałam każdy następny dzień. Potrafiliśmy się dogadać jak nigdy... zero pretensji , cud, miód i orzeszki. Ok. września 2017r oboje postanowiliśmy ze sobą zamieszkać. Nie mieliśmy za wesoło w domu - ja miałam ciągłe jazdy z mężem mojej mamy, on z nadopiekuńczą mamusią, która próbowała wtrącać się w każdy element jego życia. Tak się składa, że Tato mojego lubego ma mieszkanie w naszym mieście, które stało puste, bo on jest za granicą. Nie było co prawda wyposażone, bez lodówki, kuchni etc. ale postanowiliśmy spróbować. I tu zaczynają się schody... od tego momentu wszystko się zepsuło, znowu zaczęliśmy się kłócić i to o wszystko. Czasami oboje nawet nie mamy ochoty spędzać ze sobą czasu. Mój facet do tego mieszkania sprowadził się już parę miesięcy temu. Ja miałam dołączyć jak zrobimy kuchnie, kupimy lodówkę, ogarniemy malowanie i znajdę nową pracę. On nie potrafi dysponować pieniędzmi. Studiuje dziennie, dostaje stypendium, pracuje tylko po kilkanaście godzin dziennie. Ja od początku studiowałam zaocznie, tym samym pracowałam na cały etat. Wszystkie potrzebne pieniądze odkładałam ja, więc zaczęły się awantury od tego. Dodatkowo on się zbierał za remont jak sójka za morze, o nic się nie mogłam doprosić, ze wszystkim musiałam go cisnąć, a on cały czas powtarzał, ze spokojnie, że to zrobi itd. Na moje argumenty, że miałam się wprowadzić już dawno cały czas mówił: "no to się wprowadź nawet jutro, jak będziesz na miejscu to łatwiej będzie nam to ogarnąć", no i ok, może miał racje... ale ja nie chciałam mieszkać w kurniku, chciałam mieć swój kąt, szafe kuchnie etc. Ogarnęliśmy to wszystko, ale nadal wszystko się sypie. Już nawet seks jest beznadziejny... On nie potrafi ze mną rozmawiać, nigdy nie potrafił. Taki typ, zawsze dusi wszystko w sobie, temat jego domu i matki to temat tabu, chociaż wiem, że mu ciężko, że jego matka jest taka i ciągle miesza. Potrafi wypisywać do mnie wiadomości i go oczerniać, nie wiem, chyba po to, żebyśmy się kłócili... Mieszkam tam już jedną nogą, ale nie potrafimy się dogadać i mimo wszystko póki mogę jeszcze uciekam do domu rodzinnego. Mam dosyć tych wszystkich kłótni i nie wiem jak to rozwiązać. Kłócimy się o pieniądze, o jego pracę, o to, że jest nieogarnięty. Kiedyś był bardzo czuły, teraz coraz mniej. Chociaż cały czas mówi, że jestem jego żoną, że mnie kocha. Wiem, że on też ma tego dosyć, rozmawialiśmy o tym, że ostatnio jest coraz gorzej. Z jednej strony sama się zastanawiam nad rozstaniem i brakuje mi nadziei, z drugiej strony bardzo go kocham i cały czas liczę na to, że jakoś to poukładamy. Nawet jego kumple zawsze mi powtarzali - a nie są zbyt wylewni, że może i się żremy, ale to tylko przez charaktery a z drugiej strony oni wiedzą, że mój strasznie mnie kocha. I sam mi to powtarzał i to, że nie wyobraża sobie kochać tak kogoś innego niż ja... Nie wiem, może to naiwne, szczeniackie i głupie ale mieliśmy już plany na przyszłość. Luźno gadaliśmy o ślubie, o małżeństwie, jakby to było oczywiste, że będziemy ze sobą już zawsze i to całkiem niedawno. Teraz już obojgu nam nawet brakuje chęci chociażby na spotkanie. Dzisiaj widzieliśmy się 2,5h po czym stwierdził, że chcę wracać do mieszkania... było mi mega przykro. I nie wiem co robić bo powinnam na dniach się przeprowadzić, w sumie jedną nogą już tam mieszkam. A z drugiej cały czas boje się tego, że wyprowadzę się a po tygodniu czy miesiącu się rozstaniemy i wrócę do domu z podkulonym ogonem? Nie wiem... ten facet wiele dla mnie znaczy i nie wiem, czy kiedykolwiek byłabym w stanie kogoś innego tak pokochać. Z resztą nie potrafię popatrzeć nawet na innego faceta i tak samo było podczas przerwy. Dajcie mi nadzieję, że jakoś to poukładamy i u was też tak było....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jeteście swoim pierwszymi i o ile w czasach szkolnych bez obowiązków była sielanka to teraz gdy jesteśce dorośli widzicie że może to jednak nie jet to. Może się też wypaliło. Zastanów się dobrze czy chcesz żyć z nim. Pierwsze miłości bardzo często są tylko właśnie pierwszmi. U Was brakuje zrozumienia cierpliwości ciepła

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×