Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

aannuuee

Problemy w małżeństwie, mieszkanie

Polecane posty

Witam wszystkich serdecznie, Chciałam opisać swój problem, bo nijak nie potrafie sobie z nim poradzić. Problem dotyczy mojego małżeństwa. Jestem po ślubie ponad rok i nie mogę dogadać się z mężem w kwestii uwicia wspólnego gniazdka. Brzmi banalnie, ale to co się teraz dzieje, jest naprawdę bardzo ciężkie dla mnie i nie wiem jak to rozwiązać. Przyznaję, że popełniliśmy podstawowy błąd, tzn. nie ustaliliśmy przed ślubem gdzie będziemy mieszkać, niczego właściwie nie zaplanowaliśmy. Ja wtedy dopiero co przeprowadziłam się na wieś razem z moimi rodzicami, do miejsca które kocham nad życie i nie chciałam się stamtąd ruszać. Jedyne co brałam pod uwagę to dobudowanie piętra (dom jest parterowy i nie da się go podzielić na 2 częsci mieszkalne) lub wybudowanie małego domku gdzieś obok (działka jest spora – więc byłaby to duża oszczędność pieniędzy). Za nic nie chciałam mieszkać gdzieś indziej, nie mówiąc już o rodzinnych stronach męża (co prawda nie tak bardzo daleko, ale po prostu od kiedy poznałam te strony nie spodobało mi się). W tej kwestii byłam uczciwa, bo mówiłam mu o tym od samego początku naszego związku. On natomiast właściwie nic się nie odzywał na ten temat, kiedy pytałam czy mnie rozumie odpowiadał, że tak, a więc byłam przekonana że sprawa jest wyjaśniona. W roku, w którym wzięliśmy ślub wszystko zaczęło się sypać. Zaczęło się od pierwszej kłótni męża (wtedy jeszcze narzeczonego) z moim ojcem. Od tego momentu mąż zaczął podkreślać, że nie chce mieszkać z teściami i coraz częściej wspominał o starym domu swoich rodziców oczywiście w jego stronach – że moglibyśmy to wyremontować i mieszkać sami. Ja oczywiście stanowczo odmawiałam i przypominałam mu to co mówiłam o tym wcześniej – że nie chcę, że mi się nie podoba tam itp. Może to zabrzmi egoistycznie, ale dla mnie naprawdę ważne jest otoczenie w którym się mieszka, widoki, ludzie.. a tam nie było nic. Wracając do głównego wątku. Po ślubie „zamieszkaliśmy” u mnie. Piszę w cudzysłowiu, ponieważ mąż pracował wtedy jako kierowca zawodowy, wyjeżdżał do pracy w poniedziałek, wracał w piątek/ sobotę i część weekendu spędzaliśmy u mnie, część u jego rodziców (zostawaliśmy tam na noc itp.) Minęło kilka miesięcy i on coraz częściej wszczynał kłótnie, że skoro przed ślubem większość czasu on spędzał u mnie, to teraz trzeba to wyrównać i praktycznie każdy weekend spędzać u jego rodziców, może nie cały, ale większość tego weekendu. Zgodziłam się (choć z bólem serca, bo nigdy nie przepadałam za teściami, za ich domem, za tą atmosferę) i to były jedne z najgorszych miesięcy jakie pamiętam.. Zaczęłam się stresować przed każdym jego przyjazdem, a jak wiedziałam że ma zjechać wcześniej (np. w czwartek) to już byłam cała chora i nieszczęśliwa, że znowu będziemy siedzieć u niego, gdzie czuję się (do dzisiaj zresztą) źle i nieswojo. W końcu wpadłam na pomysł, żeby wynająć mały domek zaraz obok mojego domu i nawet udało mi się go przekonać, ale tylko na chwilę. Nie pomagały tłumaczenia, że w końcu będziemy spędzać weekendy sami, że zaczniemy sobie układać jakoś życie, a w czasie wynajmu ułożymy sobie plan co dalej. Jego argumentem było to, że po pierwsze szkoda kasy, a po drugie i tak przez tydzień kiedy jego nie będzie, ja będę siedzieć u moich rodziców (przysięgam na wszystko, że nie tego chciałam. Po prostu zaczęło mi doskwierać to, że jesteśmy małżeństwem i nie mamy swojego mieszkania, nie możemy robić wszystkiego po swojemu, tylko dostosowywać się do jednych albo drugich rodziców, że nie możemy się nawet pokłócić tak żeby nikt tego nie słyszał i wiele innych). Wybłagałam więc, abyśmy zaczęli „mieszkać” u mnie, bez tego ciągłego jeżdżenia do jego rodziców (wiadomo, odwiedziny co jakiś czas spoko, ale bez noclegów i coniedzielnych obiadków) i w tym czasie wymyślimy co dalej. Nasze planowanie jednak było całkowicie bezowocne. Najpierw był pomysł, żeby się budować. Ok, zaczęłam szukać, bo miałam na to więcej czasu. Może raz zerknął na to co znalazłam, wykonał jeden czy dwa telefony i na tym koniec. W końcu temat działki umarł. Potem był temat znalezienia i kupienia mieszkania w mieście, oczywiście znowu ja zajęłam się szukaniem mieszkań, ale jak przyszło co do czego, to do wszystkiego był niechętny. Wszędzie ja musiałam dzwonić, umawiać nas na oglądanie, on z łaską jechał, po czym nawet nie chciało mu się przedyskutować tematu i tak znowu kolejny plan zdechł. Coraz częściej zaczął mówić o tym, że najlepiej by było żebyśmy zamieszkali na śląsku, bo tam są tańsze mieszkania, działki i więcej roboty. Ok, zgadzam się, ale ja śląska (bez urazy) z całego serca nienawidzę, nigdy mi się tam nie podobało i naprawdę nie wyobrażam sobie życia tam. W końcu minął rok, w ciągu którego nie doszliśmy do żadnego porozumienia. W ciągu tego roku było mnóstwo naprawdę strasznych kłótni między nami. On zaczął być jeszcze bardziej nerwowy niż był, wręcz agresywny, a ja dowiedziałam się jak to jest być nerwową. Padały nieraz straszne słowa, tak z moich jak i z jego ust. W końcu na domiar złego, na początku tego roku mąż pokłócił się z moją mamą.. i się wyprowadził. Powiedział, że mam się do niego nie odzywać, chyba że zmienię zdanie i odkleję się od swoich rodziców i zgodzę się zamieszkać z nim gdziekolwiek, choćby na końcu świata. Wytrzymałam może 2 dni, w końcu z bólem serca i potokiem łez zgodziłam się choćby na ten nieszczęsny śląsk, ale wcale nie poczułam żadnej ulgi, kompletnie. Wręcz coś zupełnie przeciwnego. Postanowiliśmy szukać mieszkania, on wymienił kilka przykładowych miejscowości i jedna z nich jest położona całkiem niedaleko, co prawda nie znam tego miasta, ale spośród innych, ta wydawała mi się najrozsądniejsza, zarówno dla mnie jak i dla niego. Całkiem szybko znalazłam tam świetne, nowiutkie i umeblowane mieszkanie, a nawet pracę dla siebie. Wydawać by się mogło, że to wreszcie koniec naszej „tułaczki”, ale nie.. Mąż w końcu stwierdził, że mieszkanie jest za drogie (choć wg mnie wcale tak drogie nie jest i mamy na nie środki), co niestety poparli też jego rodzice (od których mieliśmy się pożyczyć część pieniędzy). Doradzili jeszcze abyśmy poszukali działki, gdzieś faktycznie może bliżej tego śląska, a mąż jeszcze powiedział, że nawet jak działka będzie gdzieś w jego okolicach to będzie dobrze, bo stamtąd bliżej do śląska niż ode mnie. Na następny dzień (piątek), mąż napisał do mnie co w końcu robimy, mieszkanie czy działka. Ja odpowiedziałam, że działka, bo z dwojga złego wolę mieszkać na wsi niż w bloku. Potem chwile pogadaliśmy o nieistotnych sprawach, a po południu – przełknęłam to wszystko, kolejny raz wyciągając w jego stronę rękę, i zaczęłam szukać działek w jego okolicach. Dodatkowo jeszcze wiele ofert pracy dla niego, żeby sam zobaczył, że tutaj też jest praca. Jest niedziela wieczór, a on nawet na to nie spojrzał.. Od piątku popołudnia się nie odzywa, a kiedy (dziś) zapytałam o co mu chodzi, co znów zrobiłam nie tak, przecież zgodziłam się na jego strony, to w końcu mi napisał: „Nie będę siedział z Twoimi starymi. Powiedziałaś że będziesz ze mną mieszkać choćby na śląsku a potem zmieniłaś zdanie. Dopóki się nie określisz, nie zrobisz czegoś bym zobaczył że chcesz być ze mną bez względu na wszystko to tak to będzie dalej wyglądało” … Nie potrafię do niego dotrzeć. Robię wszystko żebyśmy mogli ułożyć sobie życie. Na tak wiele już się zgodziłam. Nie zgodzę się na ten śląsk. Po prostu nie dam rady. Moje uczucia, marzenia, chyba też się liczą? Z większości już zrezygnowałam, ale z tego ostatniego nie potrafię. Jestem przybita tym wszystkim chyba już maksymalnie, to wszystko co opisałam wyżej to wieeelki skrót, a jednocześnie jest to dość rozbudowane, ale musiałam nakreślić całą sprawę. Podczas wszystkich kłótni on podkreślał że wszystko co się dzieje między nami to moja wina, bo przede wszystkim nie potrafie odczepić się od rodziców. Wszelkie moje tłumaczenia że tak nie jest po prostu do niego nie trafiają. Stał się strasznie agresywny, o byle (za przeproszeniem) g***o potrafi mi zrobić wojnę, potrafi wyrzucać mnie z auta (za pomocą słów wy******laj ), co jakiś czas regularnie słyszę że jestem głupia, jestem idiotką, a ostatnio jak zawoził mnie na rozmowe o prace (też zaczęliśmy się kłócić, tzn. on zaczął się na mnie wydzierać i miał gdzieś, że nie powinien bo zaraz mam ważną rozmowę) to powiedział dosłownie: „idź, tylko pokażesz jaka jesteś daremna” – te słowa dzień w dzień chodzą mi głowie. Nie muszę chyba mówić jak bardzo czuję się bezwartościowa? Szczerze mówiąc, gdyby nie moi rodzice, skończyłabym ze sobą. Ale zdaję sobie sprawę, jak wielki ból bym im sprawiła. Nie mam już siły na dalszą walkę, nie wiem co zrobić by było lepiej, przecież nie mogę na wszystko się zgadzać, byleby mąż był zadowolony? Proszę, pomóżcie mi. Może to ja faktycznie robię coś źle? Choć wydawało mi się, że to ja bardziej starałam się żeby wyjść z tej sytuacji, to teraz już sama naprawdę nie wiem, mam mętlik w głowie i pustkę w sercu. Pozdrawiam Was i mam nadzieję, że ktoś się odezwie, Ana

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
po pierwsze on ma racje odklej się od rodziców jestescie winni oboje ale dla ciebie najważniejsi są rodzice, co nie zrobisz to zrobisz tylko z myśla o rodzicach, powinniscie zamieszkac z dala od jego i twoich rodziców bo obydwoje nie przecieliscie pępowiny

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko, to nie ma zadnego znaczenia, czy ty robisz cos zle, czy twoj maz. Taki zwiazek nie ma zadnych szans, wiec zakoncz go jak najszybciej i zostan z rodzicami, do ktorych tak ciezko jest tobie sie zdystansowac. Moze jeszcze do tego "nie doroslas".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Centrum Psychoterapii VIDE
Zapraszamy do naszej poradni i doświadczonych terapeutów, którzy postarają się poradzić coś na Pani problemy http://www.psychoterapiaparwarszawa.pl/

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
1. Nigdy NIE z rodzicami czy treściami. 2. Nigdy Nie zostawać z kimś kto tak się do Ciebie odzywa. Daj sobie z nim spokój .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jak się bierze ślub to odcina się pępowinę, a wy oboje tego nie zrobiliście.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×