Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Zazdroszczę dobrego wychowania innym. Czy taka była kiedyś norma

Polecane posty

Gość gość

Teoretycznie powinnam być zadowolona bo zawsze miałam ciepło i co jeść ale w kwestii wychowania to czuję że rodzice mnie bardziej wyhodowali niż wychowali. Zamiast czytania mi książek, pokazywania mi świata to pamiętam, że albo siedziałam przed TV albo byłam na podwórku na żadne zajęcia dodatkowe nigdy nie chodziłam. Najgorzej że matka nie pracowała i nie pamiętam ani jednego razu (do 11-12rż) żeby się mną zajmowała albo aktywnie ze mną spędzała czas- głównie zajmowała się sobą a obiad był ale nie codziennie. Ojciec zmęczony po pracy bo tyrał na to wszystko. Atrakcje (typu wyjście do kina lub nawet na bezpłatne np. spacer/nad jezioro) od wielkiego dzwonu raz na 2-3 miesiące. Babcie z żadnej ze stron nie interesowały się mną, nic od nich nie dostałam, nawet pół zabawki o zajmowaniu/spędzaniu czasu nie było mowy. Mimo wszystko teraz mam dużo znajomych w tym mąż, którzy opowiadają jak to dużo czasu z nimi spędzali rodzice, czytali książki,rozbudzali zainteresowania... Czy to kiedyś była norma wychowania?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie. Myślę, że przeciętna rodzina raczej była bliższa twojej. Oczywiście pomijam brak obiadu, bo dla mnie to niewyobrażalne. Moja rodzina na szczęście dbała o rozwój. Jeździliśmy na wycieczki, wakacje, zwiedzaliśmy muzea. Mama lub babcia czytała nam książki, choć ja sama wcześnie się nauczyłam czytać i od tego czasu jestem maniaczką książek. Moich koleżanek rodzina miała podobne podejście do wychowania dziecka jak twoja. Nawet nie wyjeżdżały na kolonie, choć wtedy zakłady pracy organizowały takie wyjazdy i opłaty były symboliczne. Po prostu nie rozumieli takiej potrzeby. Jeszcze dzisiaj na kafe często widzę stwierdzenie, że zajęcia dodatkowe czy obozy to luksus i fanaberia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
U mnie w domu było podobnie...kiedyś po prostu nie bylo tej świadomości, kolonie, itp. to raczej były zarezerwowane dla dzieci z dużych miast...wieś to już w ogóle była głucha i dzika..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
mi książki czytała sąsiadka jak czasem się mna zajmowała, a i trochę starsi bracia...rodzice nigdy, ani razu nie pamiętam...mama nie pracowała.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
U mnie było tak samo. Mam teraz 28 lat ale pamietam że mama.nic.się ze mną nie bawiła, babcia tez nie. Jedynie pra babcia z którą spalam do 10 roku zycia uczyła mnie pacierza, pisania i ogolnie modlitw, wierszyków. Pamiętam jak dziś kiedy uczyła mnie kto Ty jesteś- polak mały.... dla mnie dzieciństwo równa się pra babcia, mama urodzila mnie.mając 17 lat. Wtedy moja babka miała 35 lat cZyli również byla mloda a pra babcia miala wowczas okolo 54 lat. Najwięcej czasu mi poswiecala i jeszcze taki przybrany wujek czyli sasiad. Choć zmarl kiedy ja mialam 6 lat to bardzo dobrze go pamietam. Nigdy nie przyszedł do mnie bez jakiegoś prezenciku choćby malego, chowal pod sweter i udawal ze akurat tego dnia niema nic.dla mnie ale ja nie.wierzyłam i szukalam i zawsze szeleścily chrupki pod tym.swetrem. tylko ich pamietam z dziecinstwa.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
U mnie oboje rodzice pracowali, dziadków widywałam w weekendy, ale faktycznie poświęcano mi i bratu chyba całkiem sporo czasu. Czytanie akurat nie, bo to sama opanowałam wcześnie, ale wspomnień wspólnych chwil mam całą masę : gry w karty, w warcaby, zbieranie grzybów, wypady nad rzeczkę (latem punkt obowiązkowy niedzieli, jeśli tylko była pogoda), rysowanie, nauka języków (jak się okazało, że mam do tego talent, to babcia zaczęła mnie uczyć niemieckiego, dziadek rosyjskiego), "pomaganie" przy wypieku chleba, pleceniu koszyków, w ogródku (moje ulubione chwile z dziadkiem, to była jego pasja i potrafił się nią dzielić). Na kolonie nie jeździłam bo zwyczajnie mnie to nie interesowało, ale na wycieczki szkolne zawsze, a w wakacje były "wymiany" - czyli ja z bratem jechałam do wujostwa na Mazury, potem oni z dziećmi albo tylko ich dzieci przyjeżdżały do nas.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mnie w ogóle nie nauczyli wartości i szacunku nawet do samej.siebie. będąc 16 letnią dziewczyną na dyskotece wstydzilam sie odmówić chlopakom i oczywiście wykrecalam sie ale nie mowialam ze nie.bo nie chce tylko nie, bo.dzisiaj.nie mogę. Teraz to dla mnie nie do pojęcia ale wtedy nie myślałam o sobie tulko co ten ktos sobie pomysli

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Pewnie i to bylo normalne. Ja jako dziecko chodzilam na rozne zajecia, rodzice z nami jezdzili na wycieczki, pokazywali rozne rzeczy, uczyli sportow itp. I wiem, ze bylam pod tym wzgledem jednym z nielicznych wyjatkow wsrod moich kolezanek. Mam 32 lata.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie. Urodzilam sie na pocz lat 80tych i moja mama bardzo duzo sie zajmowala mna ( bylam skrajnym wczesniakiem, wiec jezdzila na kontrole, badania). Pamietam czytanie bajek, wycieczki i spacery.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
12.42 a czego się wstydziłaś odmówić tym chłopakom, czy ja dobrze rozumiem czy dawałaś im tyłka?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
12.59 nie dawalam ale nie umiałam piwedziec nie. Po prostu klamalam ze mam okres

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja mieszkalam na wsi i nigdzie nie jezdzilismy z rodzicami.nie mielismy samochodu.w wakacje trzeba bylo pomagac i na pole chodzic i przy zwierzetach ponagac. Za to wieczorem spotykaly sie dzieciaki z calej wsi i gralismy w pilke, gume, wspinalismy sie w sadzie na drzewa itd. Nikt mi nigdy nie czytal ale duzo czasu spedzalam z babcia i ona nauczyla mnie rozpoznawac kwiaty , plesc wianki itp. Teraz wspominam to bardzo dobrze choc wtedy zazdroscilam kolezankom mieszkajacym w blokach.teraz chciakabym zeby moj syn mial chiciaz namiastke takiego dziecunstwa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nas jest 3 , jak brat miał 6 lat urodził się drugi brat, a jak 7 urodziłam się ja. Mama siedziała z nami, aż poszliśmy do 2 klasy. Chodziliśmy do jednej klasy. Mama chodziła z nami na kasztany, robiliśmy ludziki, robiliśmy przedstawienia i kukiełki z łyżek drewnianych. Wycinanki plastelina były codziennie. Nie chodziliśmy do przedszkola, bo na wsi nie było. W niedziele chodziliśmy z dziadkiem na poranki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Rodzice mi czytali, jak byłam bardzo małym dzieckiem, bo czytać zaczęłam bardzo wcześnie sama. Puszczali też książki z płyt.. gramofonowych:D Grali w gry, karty, jeździli na sankach łyżwach, chodziłam na zajęcia dodatkowe, BTW moi rodzice też chodzili jak byli dziećmi, na wakacje rzadko wszyscy razem, częściej kolonie, od 1 LO jeździłam sama ze znajomymi. Na podwórku też dużo siedziałam i nie widzę w tym nic złego. Ogólnie uważałam, że za dużo się wtrącali w moje sprawy, np naukę, czego nie lubiłam i nie potrzebowałam nawet jak miałam 8 lat i dawali za mało swobody.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Uwazam, ze lepiej wychowywano dzieci wlasnie wtedy, kiedy sie nimi nie przejmowano. Ja miałam podobnie i wyrosłam na ludzi, podobni ejak Wy. A teraz dzieciom wchodzi sie za przeproszeniem w tylki a wyrastaja z nich samoluby pozbawione wyobrazni.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Moi rodzice pracowali a mam wrażenie, że poświęcali mi więcej czasu niż niektóre niepracujące mamusie. Tata wracał z pracy po 14, w podobnych godzinach wracałam ze szkoły. Robiliśmy razem obiadek, potem mama wracała z pracy i zasiadaliśmy do wspólnego posiłku. Wspólne obiady są dziś naprawdę niedoceniane w społeczeństwie. Wieczorami często graliśmy w Eurobiznes, chińczyka lub inne gry planszowe. Na weekendy często jeździliśmy na wycieczki. Nie chodziłam na masę dodatkowych zajęć, jedynie na angielski, judo i raz w tygodniu na kółko teatralne ale wszystkie te zajęcia były moim wyborem, nie rodziców. W domu było dużo ciepła i miłości, często ze sobą rozmawialiśmy. Mój tato chętnie ze mną malował i bawił się plastycznie, mama była od zajęć ruchowych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Czepianie sie dziury w calym. Nie ma idealnych rodzicow. Ja nie chodzilam na zajecia dodatkowe, mama nie lepila ze mna z plasteliny, ale razem z bratem wyrosnelismy na porzadnych ludzi. Wy tez nie jestescie matkami idealnymi, nie ludzcie sie, ze jest inaczej.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
U nas tez tak było ze atrakcją to było oglądanie tv ,zero wycieczek rowerowych ,spacerów itp....a najlepsze ze mama pracowała na kolei i bilety były za grosze bo płacili się nie duże pieniądze i można było jeździć do woli po całej Polsce.A można było jechać nawet na takie jednodniowe wycieczki czy to do Krakowa Czestochowy i kto wie gdzie jeszcze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja starszego syna zbierałam wszędzie gdzie się dało. Zwiedził trochę świata. A i tak jest introwertykiem zamkniętym w sobie. To czego nie można było zrobić z rodzicami zróbcie sami. Uzalanie się nic nie zmienia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja mialam obiad raz w tygodniu, nigdy nigdzie nie jezdzilam, a ksiazki czytalam sobie sama.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja chyba nawet tak nie miałam. Juz nie mowiac o zajmowaniu sie mna. Ogolnie to latalam samopas i wracałam kolo poludnia jak inne dzieciaki z trzepaka tez wracaly do domu. Lodowka pusta obiad to jak dla jakiegos czlowieka ktory nie mial zupelnie smaku matka zupelnie nie umiala gotowac. Wiec byly 4 ziemniaki obrane plus pogrzany groszek z puszki albo kukurydza i jakis kurczak odmsazony i przyprawiony tak ze z trudem dalo sie jesc to lykowate mieso. Sniadanie i kolacja to czesto czlowiek chodzil glodny bo lodowka pusta a matka ogladala jakies durne seriale. Ciuchy to z jakiegos lumpeksu albo po matce/ojcu jak byli mlodzi. Ogolnie te ubrania to jak dla jakis dziadow nawet wtedy byly. Z ubraniami moge zrozumiec bo ciezko cos bylo kupic ale moj boze zeby to chcoiaz rozmiarowo pasowaly i wygodne bylo pamietam jakies rekawy o 3-4 cm za krotkie i buty z jakiegos topornego plastiku ze odciski sie robili od razu. Juz nie chodzi ze byly dziurawe i brzydkie ale zwyczjanie niewygodne i za male :) O wychowaniu to czlowiek sam sie wychowywal. A rodzice wracali dostawalo sie jeszcze zajecia zeby odkurzac myc szyby zlewy lub podlogi.W sumie moze to byloby normalne ale jak dzieciak mial 8 lat kto normalny uczy go w ten sposob samodzielnosci jak dla mnie to bylo zwykle lenistwo rodzicow. Dzisja mysle ze jednak to nie bylo w pelni normalne. Ale moze to takie czasy byly.Jak dzisiaj widze dzieciaki z najnowszymi iphonami ciuchami za setki zlotych to tak sie zastanawiam troche w jakich ja chorych czasach zylam. lata 80-90. Ogolnie zawsze bylam samodzielna ale nic dobrego z tego nie wyszło jak czlowiek sam sie musi uczyc zycia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Moje życie było tez takie jak twoje autorko. Ojciec tyrał, matka nie pracowała ale byłam tylko jej kula u nogi. Ważniejsze niż spcer, czy książka było sprzątanie domu, gotowanie i pucowanie żyrandoli i wszystkich ozdób a było ich mnóstwo. A matka jeszcze do tego całe życie mnie krytykowała, mówiła ze jestem niedorajda, bo nie chce wychodzić przed blok się bawić, ze nie mam koleżanek. Teraz mamy poprawne relacje ale w duchu jej nienawidzę.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja nie miałam najgorzej, ale też się nikt z nami specjalnie nie cackal. Całymi dniami bawiłam się z rodzeństwem i dziećmi sąsiadów, spacery z rodzicami były rzadko. Wieczorem czasem graliśmy w proste gry planszowe albo karty, czasami się przylaczal tata, bo mam Czytanie na dobranoc, wspólne lepienie i rysowanie było, ale to jak byliśmy w wieku przedszkolnym, a mama z nami w domu. Chociaż książki mieliśmy regularnie kupowane, a potem byliśmy zachecani żeby korzystać z biblioteki Nie chodziliśmy na zajęcia dodatkowe oprócz siostry, która była miała talent i chodziła na kółko plastyczne w Domu Kultury, zresztą większość zajęć dodatkowych była albo w Domu Kultury właśnie albo w szkole i chodziły na nie raczej dzieci specjalnie uzdolnione w jakimś kierunku. Obiad zawsze był i było czysto, ale mieliśmy też dużo obowiązków domowych. I tak żyła zdecydowana większość moich rówieśników, lata 80' i 90'. Rodzice byli rodzicami, kochali nas ale głównie wychowywali i wymagali, dzieci miały własne towarzystwo i nie "kumplowały" się z mamą i tatą.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×