czy faktycznie tak wygląda wizyta u fryzjera??

Czy to ja mam takiego pecha, że trafiam nieogarniętych fryzjerów, czy po prostu z nimi tak jest? Przyznam że z tego powodu wybieram się do niego jak już bezwzględnie muszę. Może się nie znam, więc wolę zapytać: 1. Czy można klientce zaraz na dzień dobry umyć głowę (konsultując fryzurę przy mokrych włosach, nie mając pojęcia jakie są na sucho??? A są falowane i problematyczne w układaniu. A potem włosy wysuszyć i zacząć obcinanie? Koszt: 60 zł. 2. W innym miejscu było lepiej. Fryzurę skonsultowano, włosy umyto, ale od razu w umywalce fryzjerka ciachnęła z 10 cm by nie nakładać ampułki odżywczej na to, co i tak zetnie. No i ciachnęła za dużo. Skutek - włosy krótsze niż zaplanowane. Wizja - przód do ramion, tył ciut krócej. Noszę przedziałek na boku, a babka równała do przedziałka na środku, na finał uczesała z przedziałkiem z boku i mówi że niestety z tego powodu cięcie wygląda niesymetrycznie. CO?!?!?! Pomijam że jak włosy zwiążę w kucyk to połowa jest wyraźnie krótsza - czy nie powinna sobie przekalkulować różnicy długości?? Koszt: 140 zł. 3. Zaszalałam i poszłam do renomowanego salonu w moim mieście. Znów podcięcie włosów, wszystko niby uzgodnione, po czym renomowana szefowa oddała mnie w ręce pracownicy. Włosy ścięte bez szału, wyprostowane prostownicą chociaż fryzjerka sama stwierdziła, że są dla niej za cienkie i nie powinnam jej używać. A że sterczały naelektryzowane we wszystkie strony: trudno, musi pani poczekać aż zima się skończy. Koszt: 300zł. CZY TO NA PRAWDĘ MUSI TAK WYGLĄDAĆ? Weź tu się człowieku odważ na coś innego, koloryzację czy cokolwiek... To ostatnie trzy miesiące.