Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

jak sobie radzicie psychicznie z trudami zycia chorobami dzieci rodzicow itp

Polecane posty

Gość gość

problemami w pracy...?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
pije i jaram skrety

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dziecko mam na szczęście zdrowe - choć nieco się garbi, muszę "coś' z tym zrobić. mąż i ja zdrowi, w pracy problemów nie mamy, lubimy swoje prace, ja zarabiam srednio, mąż calkiem nieźle. ale mam chorą bardzo mamę i tak, stresuje mnie to, choć staram się za bardzo nie martwić bo co to da..? a jak sobie radzę/ mam wsparcie męża, chodzę na jogę, pływam, czytam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ja czytam glownie kafeterie, pudelka, onet i gazety. a ty sie nie obssraj jaka ty wyedukowana kurfa mac

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dzieci mam tez zdrowe , a jak umarla mama to walczylam mocno ale mialam w glowie jej slowa , zawsze mnie chwalila i podziwiala ze jestem silna i madra , wmowilam sobie ze musze zyc normalnie i byc szczesliwa , bo wiem ze ona by tego chciala

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Piję piwo wieczorami, wcześniej też paliłam dość często skręty, czytam aż mi literki skaczą przed oczami, staram się oderwać, zająć swoim hobby, zamknąć drzwi albo wyjść do ludzi którzy interesują się tym samym co ja. Wiem że nie ma co wypierać, trudno się pogodzić i z pewnymi sprawami trzeba po prostu "nauczyć się żyć", ale momentami to jest tak cholernie ciężkie że trudno wytrzymać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie radze sobie tylko do kościoła przestałam już chodzić. Straciłam wiarę w życie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Tez nie daje rady. Cały czas jestem smutna i to dosłownie. Nawet gdy się śmieje to i tak coś mi dokucza i odczuwam smutek :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Gdy rodzic z którym jest sie szytym umiera to nic innego sie nie liczy. Mnie przez 3 lata duchem nie było...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie radze. Mam obniżoną motywacje do życia, najchętniej bym tylko spała w ciągu dnia. Jak się kładę wieczorem i mam cisze to się zaczyna zamartwianie i gonitwa myśli przez co sen mam rwany. Dzięki temu w ciągu dnia jestem energetycznie wyczerpana. Az resztą, nawet pisać mi się o tym już nie chce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
trzeba znaleźć sobie taki "zakątek życia" gdzie jest wytchnienie i zapomnienie, inaczej albo się zwariuje, albo wypali po cichu na popiół

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja mam wsparcie męża i teściów. Gdy umierali moi rodzice to teściowa bardzo mi pomagała ( syn był mały a rodzice umierali jednocześnie- choroba). Syn też ma jakieś swoje problemy ale jest radosnym pełnosprawnym dzieckiem, nie są to jakieś bardzo poważne choroby. Trzeba cieszyć się tym co się ma i to docenić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Fajnych masz teściów, moi nic mi nie pomogli, musiałam z dwójka dzieci po szpitalach jeździć...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie radze sobie, sypie sie wewnętrznie i zewnetrznie. Dziecko autystyczne. Wieczna krytyka i niezadowolenie otoczenia. Mąz ktory ma wszystko gdzies. Mam okropne mysli ale wiem ze corka mnie potrzebuje i musze trzymac sie dla niej, zeby wyrosla na ludzi. Staram sie zeby nie widziala moich lez. Ale dobrze nie jest.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Też sobie nie radzę. Okazało się że mój synek ma niedosluch. Nie jakiś bardzo duży ale musi nosić aparaty słuchowe. Załamana jestem...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja wiele lat wizualizowałam wieczorem i w nocy. Codziennie. wyobrażałam sobie, że jestem kimś innym i jestem gdzie indziej. Tam gdzie wszystko zawsze jest dobrze, jestem bezpieczna, kochana. Umiałam zrobić jeden krok w myślach i już tam byłam. Początek wizualizacji to było poczucie, że stoję gołymi stopami na ciepłej i miękkiej trawie. Patrzę pod nogi i widzę to. To pierwsza scena. I potrafiłam się tam przenieść, jak już leżałam wieczorem w łóżku "jednym krokiem" w myślach. Wizualizowałam od małego dziecka, tylko wtedy nie potrafiłam tego nazwać. Po takiej udanej wizualizacji, pełnej projekcji, budzę się rano z nowymi siłami. Już w chwili gdy zaczynam wizualizację czuje jak ciężar pomału schodzi mi z ramion, z ciała. Uspokajam się, wyciszam. Rano mam też poczucie, że życie nie jest jednak jednym wielkim cierpieniem skoro spotyka mnie coś tak pozytywnego jak moje wizualizacje. I to codziennie :-) Myślałam o samobójstwie ale jeszcze nie teraz, nie chce robić tego matce. Jakoś mi to życie zleciało do 40-stki i jeszcze chwilę pociągnę ten bajzel. Obecnie mam taki zamęt w głowie, niestety od dłuższego czasu, że coraz trudniej mi wywoływać te wizualizacje, jakbym miała jakieś "zakłócenia na łączach". W związku z tym w nocy już tak nie wypoczywam. Próbowałam pić alkohol ale bardzo źle się po nim czuję. Z narkotykami nie miałam styczności. Będę nadal próbowała wizualizować.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja byłam przy umierającym tacie to teściowa zadzwoniła czy jestem z dziecmi w domu, bo ona by chciała do córki na ur przyjechać. Ja jej mowię ze jestem u taty a ona- to udanego wypoczynku !!!! Nikt nie zrozumie syt ktora go nie tyczy. Ale brak taktu zupełny

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ja nie myśle, o chorobie dzieci ewentualnej, odpoczywam na łonie natury i sporo ćwiczę, to naładowuje organizm, czasem luzuję się na zakupach dla siebie czy dzieci, lubię to i to robię, grzebię się w ziemi i to dla mnie wielki relaks, plus spotkania ze znajomymi takie proste rozwiązania ale mnie podbudowują

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
wygląda na to jakby ona nie wiedziała nic o sytuacji twojego ojca

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Szkoda gadać. Ona jest bardzo zimna osoba i mało empatyczna. A jak tata umarł w wakacje to przed 1listpapda pytała czy przyjedziemy jak co roku na grób do babci ( jej matki ) , No coments

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Też mam w domu małego autyste. Staram się nie wybiegać w przyszłość za bardzo. Włączam autopilota, idziemy na terapię, dzień za dniem, krok po kroku, zdaję sobie sprawę, że mój syn i tak jest kontaktowy, w miarę grzeczny, długa droga przed nami, ale szybko się zorientowaliśmy, trafiliśmy na dobrą psycholog, widzę spore postępy. Staram się też być głucha na internetowe hejty i niezrozumienie, nie udzielam się już w kolejnych tematach o autyźmie, bo często trafiam na trolli i frustratów, którzy uważają, że dla mojego dziecka nie ma miejsca w społeczeństwie, nie tracę już na to energii, nauczyłam się też omijać szerokim łukiem hihsztaplerów i pseudocudotwórców żerujących na naszym nieszczęściu, nie wchodzę też na fora dla matek takich dzieci, bo nie mam ochoty czytać kolejnego postu w stylu: mąż mnie zostawił, zwolnili mnie z pracy, a dieta cud nie zadziałała. Odcinam się od tego i robię co do mnie należy. W wolnych chwilach czytam i coraz częściej pozwalam sobie olać sprzątanie. Od nieumytych okien świat się nie zawali.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×