Czy mąż ma rację a ja przesadzam?

Od kilku lat usiłuje nakłonić męża, żeby pojechać do Warszawy, zwiedzić stolicę i pokazać ja dzieciom. Mąż ma własną działalność i nigdy nie ma czasu. W końcu zamówiłam hotel, potem poinformowała męża, że na weekend majowy zamówiłam hotel i zapytałam czy zamawiać bilety na pociąg dla mnie i dzieci czy jedzie z nami. Pomyślał i stwierdził, że jedzie też i pojedziemy autem. Teraz mi powiedział, że jemu jednak nie pasuje bo musiałby pracować do czwartku (wyjazd jest w piątek rano) i on jest stratny o 1 dzień i nie jedzie. Przykro mi się zrobiło bo cieszyłam się, że spędzimy kilka dni razem (wyjazd na 5 dni). Teraz muszę szukać jakiegoś połączenia żeby się dostać do tej Warszawy. Sprawił mi przykrość, w nocy kiepsko spałam, teraz siedzę w pracy i ciągle myślę o tym. Głowa mnie już boli. On ciągle mnie zwodzi z tym wyjazdem i mam wrażenie, że w ogóle nie liczy się z tym czego ja chce. Czy on ma rację, że "nic się nie stalo" czy raczej ja, że mam pretensje o to jak postąpił? Jak wy to widzicie z boku?

Poczułabym się tak samo.

przesadzasz stanowczo zrozum każdy ma też obowiązki i nie da się czasem czegoś przełożyć , wybacz ale tak już jest albo szukaj kochanka z którym będziesz latać na wycieczki

Ale ja już kilka lat się proszę o tej wyjazd i ciągle obiecuje a potem jak już zbliża się termin to mówi "ja nigdzie nie jade". Ja się proszę o kilka dni w Warszawie a nie o wycieczkę na wyspy kanaryjskie.

Chodzi mi o to, że on żyje tylko tą pracą i nie ma czasu dla nas wcale. Męczy mnie to. Brakuje mi tego, żeby spędził z nami trochę czasu. Tak na luzie.

Może jeszcze się ktoś wypowie?