Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Rodzenie drugiego by pierwsze miało towarzystwo. A w dorosłości się nie znają

Polecane posty

Gość gość

Gros znam takich przypadków. Jeden wyjedzie na drugi koniec kraju za praca lepsza, albo wyjdzie za babe która nim steruje i odgania od jego rodziny, brat i siostra się nie znają bo nie mają tematu: on ma kolegów wariatów i jest bez matury, a ona po studiach dobrych. To wszystko mówię z obserwacji tak że z tym gadaniem o towarzystwie dla dziecka to mocno ryzykowne stwierdzenie. Mi pierwszy syn dał w dooope ostro i drugie dziecko za 5-10 lat chce albo wcale.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jak sobie wychowasz tak masz, ja mam siostre starsza o rok i brata mlodszego 15 lat i wszyscy mamy super kontakt. Rodzeństwo to ktoś wyjątkowy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dokładnie. Ja mam dwóch braci jeden rok młodszy odemnie drugi 11 lat młodszy. Mamy bardzo dobry kontakt. Jedno za drugim w ogień wskoczy. Trzymamy się bardzo blisko od zawsze. Teraz wszyscy mieszkamy w Szkocji. W jednym mieście. Domy mamy blisko siebie bo ok 15 mni spacerkiem. Spotykamy się kilka razy w tygodniu. Ja uważam że dużo zależy od relacji w domu rodzinnym. Tam gdzie jest miłość i szacunek tam zawsze dzieci chlona takie wzorce :). A co do rodzenia dzieci dla towarzystwa to ja myślę że źle to postrzegasz... Ludzie mają dzieci dla siebie. Dzieci w parach lepiej się rozwijają. Takie są fakty. Ludzie mają drugie dziecko bo poprostu go pragną a zawsze dobrze mieć dodatkowy argument w postaci towarzystwa dla starszego. Dzieci nie powinny wychowywać się bez dzieci.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Żałuję,ze nie jestem jedynaczką.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja niestety widzę, że z rodzeństwem więcej kłopotu niż pożytku. Znam pojedyncze przypadki, gdzie rodzeństwo to przyjaciele, a przynajmniej jak dobrzy znajomi. W większości albo ze sobą nie rozmawiają, albo spotykają się od święta u rodziców, albo udają jaką są wspaniałą rodziną, a jedno drugie obgaduje, zazdrości, itd. Znam przykłady gdzie wszystko było super póki nie doszło do podziału spadku po rodzicach np. Niby się mówi, że jedynacy są samotni, że jak rodzice umrą to zostają bez wsparcia, itd. A ja uważam, że lepiej być samotnym od początku, niż się zawieść na kimś ponoć bliskim, to jest dużo gorsze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Bo nie wystarczy wydać na świat, trzeba jeszcze umieć wychować i pracować nad wzajemną relacją rodzeństwa (np. nie porównywać, nie faworyzować, wychowywać bez rywalizacji -dużo by pisać). Nie wystarczy urodzić, trzeba umieć wychować rodzeństwo. Nic samo się nie zrobi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wszystko zależy od wychowania. Trudno jest wychowywać rodzeństwo i trzeba to robić mądrze, tak by w dorosłym życiu, nawet jeśli będą daleko od siebie, potrafili być dla siebie przyjaciółmi. Mało kto potrafi wychowywać rodzeństwo, rodzice np. porównują co już rodzi niechęć jednego dziecka do drugiego.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Popieram przedmowcow, wszystko zależy od relacji, na którą sklada się wiele czynników, również wychowanie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Autorko niby dużo w tym racji co napisałaś, ale nie do końca, bo więzy krwi nawet jeśli nie pokrywają się z przyjaźnią to zawsze jest to jednak pewien układ przynajmniej częściowych zobowiązań tzw. rodzinnych. Ja jestem tego przykładem. Mam brata z którym nigdy żadnej przyjaźni nie miałam, a wręcz przeciwnie. Generalnie nie mamy sobie nic do powiedzenia tzn. on mi nigdy nie ma. Nie dzwonimy do siebie, żeby pogadać, ani nie spotykamy się w tym celu. Przez wiele lat myślałam, że lepiej być jedynaczką, bo zaznałam od niego w przeszłości wiele zła, ale po latach zrozumiałam, że tak jak nic w życiu nie jest białe ani czarne tak i tu też tak nie jest. Im jestem starsza to tym bardziej się przekonuję, że są takie sytuacje w życiu czasem podbramkowe, że kiedy sie potrzebuje pomocy typu szpital, jakieś wypadki losowe i wtedy nie zadzwonisz do przyjaciółki, nie zadzwonisz do sąsiadki tylko zadzwonisz do brata z którym się nie lubisz aby ci pomógł. I on pomoże chociaż też cie nie lubi, bo jest obopólna wzajemność obowiązań rodzinnych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A ja prawie nie znam takich przypadków. Sama mam bardzo dobry kontakt z rodzeństwem, mimo że często się nie widujemy, bo każde w innym kraju. Praktycznie codziennie chociaż wymiana wiadomości. Ja mam super relacje, ale jak ktoś pisał wcześniej nawet jak się nie lubią, to zawsze jest jakiś kontakt. Moja matka nie była zadowolona z narodzin swojej siostry, bo spadło na nią mnóstwo obowiązków, bo duża różnica wieku - po kilkudziesięciu latach nie ma to żadnego znaczenia, teraz sobie właśnie na wakacje razem poleciały. I widzę też takie przypadki u starszych ludzi, że nawet jak jest konflikt, to po pomoc, pożyczkę, w kryzysie pomagają sobie. Ilu każdy z nas miał przyjaciół, z którymi kontakt się urwał? Mnóstwo. I o ile do jakiejś Basi nie zadzwonisz po 5 latach milczenia, to do siostry możesz

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ja mam dwoje rodzeństwa sporo starszych. I to za bratem skoczyła bym w ogień a on za mną. Siostra mieszka osiedle dalej i takie słabe relacje mamy. Kiedyś byłam w nią taka wpatrzona.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Mój mąż ma siostrę, która w ogóle brata zlewa. Nawet na urodziny głupiego smsa nie napisze. Kilka lat nie zainteresowała się, czy brat żyje w ogóle, jak go widzi na ulicy to rzuci cześć i idzie dalej, nie zapyta co słychać, nawet jak rok się nie widzą. A mieszka w tym samym mieście. Nie interesuje się niczym co z nim związane- jak byłam w ciąży to skomentowała, że nie cierpi bachorów i że po co to komu. Dzieci swoich koleżanek gości, wrzuca posty na fb jakie fajne słodkie, itd (sama swoich nie ma). Mąż wielokrotnie próbował się z nią dogadać, no ale nie da się, w jego wypadku siostra jest tylko źródłem irytacji i rozczarowania, i tak jest jakby jedynakiem. I prędzej wielokrotnie pomogli mu na wpół obcy ludzie, niż siostra, która nawet go w szpitalu nie odwiedziłą jak miał zabieg, ani nie zapytała jak się czuje. .. więc nie zawsze jest tak, że nielubiane rodzeństwo pomoze....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
też pieprzę siostrę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
"Im jestem starsza to tym bardziej się przekonuję, że są takie sytuacje w życiu czasem podbramkowe, że kiedy sie potrzebuje pomocy typu szpital, jakieś wypadki losowe i wtedy nie zadzwonisz do przyjaciółki, nie zadzwonisz do sąsiadki tylko zadzwonisz do brata z którym się nie lubisz aby ci pomógł. I on pomoże chociaż też cie nie lubi, bo jest obopólna wzajemność obowiązań rodzinnych."- moja siostra jest dla mnie jak obca. Ja właśnie dzwonie do sąsiadki, do przyjaciółki, do dalszej rodziny. Siostra jakby nie istnieje, nie mamy żadnego kontaktu. W sytuacji losowej tym bardziej, wiedziała ze jestem w szpitalu to skomentowała wzruszeniem ramion podobno, nic się nie odezwała, i poszła gadać z koleżanką przez telefon. Byłam trzy lata za granicą, nie napisała ani razu. Spotkałyśmy się u rodziców, to rzuciła "cześć" i poszła do siebie. Miałam kłopoty finansowe do tego stopnia, że jadłąm ziemniaki z mlekiem tydzień z rzędu i jabłka z przeceny na zmianę z makaronem z masłem, bo na nic innego nie starczyło- nawet kawy nie zaproponowała, chociaż wiedziała jaką mam sytuację (wtedy jeszcze sporadycznie rozmawiałyśmy). Ma rację ktoś kto mówił że trzeba umieć wychować rodzeństwo, żeby miało ze sobą kontakt, moi rodzice tego nie potrafili- siostra zawsze była ładniejsza, mądrzejsza, bardziej kochana, kupowali jej co chciała, gdy ja chodziłam w dziurawych skarpetkach, itd. Ogólnie długa historia. Ale też czuję się jakbym nie miałą siostry, nawet gorzej, bo jest żal, że jest, a jest obca...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
12:17doladnie .Dużo psuje rywalizacja pomiędzy rodzeństwem w dorosłym życiu czyje dziecko większe się urodzi które pierwsze chodzi mówi lepiej się uczy a często robią to babcie i tak relacje pomiędzy rodzeństwem umieraja

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Bez kitu ja mam rodzenstwo mnostwo moich znajomych ma i nie zbam sytuacji zeby sie nir lubil ktos... .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Też się zgadzam z tym, że wszystko psuje rywalizacja i porównywanie, którą serwują dzieciom dorośli. Jeśli dorosły człowiek niecierpi np. swojej siostry, to zwykle okazuje się, że w dzieciństwie była mu ona stawiana za wzór. To rodziło narastającą przez lata niechęć. Rodzice rodzeństwa muszą pamiętać, że każde dziecko jest inne, a z porównywania tylko wzajemna niechęć się bierze, a w skrajnych wypadkach bywa że i nienawiść. Zwykle ten, kto wypada gorzej w porównywaniu nieznosi osoby, która jest mu stawiana za wzór.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie znam ani jednego przypadku rodzenia dzieci z takiego powodu :) Ludzie decydują się na dziecko pierwsze, drugie czy piąte głownie dlatego, że sami chcą powiększenia rodziny, a nie układają plan dorosłości dla pierworodnego. Nic odkrywczego tu nie powiedziałaś - nigdy nie wiadomo jak ułożą się relacje między rodzeństwem. Ty sobie zaplanowałaś 5-10 lat różnicy - a dzieci za 20 lat dopiero ci powiedzą, czy z ich perspektywy to było dobrze czy nie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×