Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Czy to się powtórzy?

Polecane posty

Gość gość

Mam pewien problem. Prawie 5 lat temu zakochałam się od 1 wejrzenia, dla mnie było to idealne dopasowanie, nawet zdarzały się momenty, że w tym samym czasie zaczynaliśmy mówić to samo, chemia niesamowita, podobał mi się zarówno wizualnie, jak i intelektualnie. Już po 2 randce poczułam mocno, że to "to", że to ten jedyny. Po prostu stałam na przystanku dzień po 2 randce i nagle to poczułam- taką pewność. Jednak moje szczęście nie trwało długo, niedługo potem odszedł bez słowa (po czasie dowiedziałam się, że był z nią w związku, poczuł coś do mnie, ale odciął się, bo nie chciał lecieć na dwa fronty), potem po półtora roku odnowił kontakt(teraz wiem, że z 2 miesiące po tym, jak zerwali, wciąż pamiętał o mnie i będąc już wolnym, chciał spróbować ze mną), dałam szansę, bo wciąż kochałam, poza tym wtedy jeszcze nie wiedziałam o niej nic. Było dobrze kilka miesięcy i wtedy odszedł do byłej. Nagle sobie o nim przypomniała (dowiedziała się o mnie), zaczęła mu wypisywać, że go kocha, mącić itd. A to ona zerwała z nim, nie układało im się ponoć i nie starała się w ogóle o związek i tylko wymagała. No i on postanowił dać jej szansę (bo tyle lat razem), łamiąc mi serce na tysiące kawałków. Od tego czasu minęło długo, ponad 2 lata. A ja nadal mam problem. Mam już 27 lat, a wciąż nie mogę o nim zapomnieć, choć nie mamy kontaktu. Wiem, że to stereotypowa historia o zwykłym powrocie do byłej, co często się zdarza, jeśli nie minęło dużo czasu od rozstania.. tyle, że dla mnie on nie był kimś zwykłym.. Nigdy wcześniej ani później nie zdarzyło mi się takie uczucie, taka pewność, że to "to", że to ten jedyny. Łącznie nie byliśmy za długo razem, ale nigdy wcześniej ani później żaden facet nie wywarł na mnie takiego wrażenia, nie wywołał takich uczuć i nie zapadł tak bardzo w pamięć... Przed poznaniem jego spotykałam się z różnymi, po rozstaniu z nim też. I nic, nadal nie umiem nic poczuć. Mam wręcz taką wewnętrzną myśl, że to się już nie powtórzy, że już nigdy więcej tak nie pokocham, bo takie coś może zdarzyć się raz w życiu i że zawsze będę już sama lub w jakimś nieszczęśliwym związku z rozsądku i nigdy nie będę już taka szczęśliwa i radosna jak wtedy :( Z nim już nigdy nie będę, nie mam z nim kontaktu, ale od wspólnych znajomych dowiedziałam się, że jest już po zaręczynach z tamtą... dopięła swego, odebrała mi go (wg mnie jakby go tak kochała szczerze, to nie zrywałaby z nim, starałaby się w związku i nie traktowałaby go jak kogoś, kto ma jej usługiwać i dbać o nią, a ona nic nie musi. A to była jego 1 dziewczyna, długo razem byli, zanim mnie poznał, nie doceniała go, a on przez to ganiał za nią jak piesek, gdy tylko łaskawie w czymś doceniła. Ona ma już 32 lata, pewnie poczuła, że musi się do niego odezwać, bo w tym wieku ciężko jej będzie znaleźć kogoś nowego, lata lecą itd.. ) i jest z nim szczęśliwa, a ja boję się, że już zawsze będę nieszczęśliwa :( że już z żadnym nie będzie tak samo :( takich uczuć, emocji, dosłownie jak zagadał do mnie 1 raz (po rocznym spoglądaniu na siebie), to czułam, jakby spełniły się wszystkie moje marzenia, bo marzyłam o tym wtedy od roku :( dla mnie to było naprawdę coś wyjątkowego, bratnia dusza, on sam też tak mnie określał... i jak sobie pomyślę, że ona mi go odebrała może z braku laku, strachu, że zostanie sama lub dlatego, że odezwał się w niej pies ogrodnika.. to dla mnie straszne.. Teraz czuję, że już nic takiego wyjątkowego się nie zdarzy, bo nie mam marzeń(takiego zauroczenia jeszcze przed poznaniem) względem kogokolwiek. Czy ktoś miał kiedyś podobnie? Utracił kogoś wyjątkowego, kogoś, o kim marzył, do kogo czuł coś od 1 wejrzenia i o kim myślał, że to ten jedyny, a potem znów poczuł coś podobnego do kogoś innego? Czy jest nadzieja, że takie coś jeszcze się powtórzy?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość q odpowiedzi
Moze sie powtorzy a moze i nie. W zyciu roznie bywa. Wiem, ze to zadne pocieszenie ale takich przypadkow jest duzo. Nie ty jedyna cierpisz z takiego powodu. Znasz to: i w tym caly jest ambaras zeby dwoje chcialo naraz. Widac jego az tak nie trafilo, inaczej nie wrocil by do bylej. A zaczal by rozwijac zwiazek z toba. Moze byc tez tak, ze za kilka lat ich malzenstwo sie rozpadnie i wtedy znowu sobie o tobie przypomni. Ale wtedy bedziesz juz zawsze ta druga.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie powtórzy się raczej, tak zdarza się raz w życiu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tu_I_Teraz_Jest_Prawda
Złapałaś się w pułapkę. Porównujesz teraz każdego nowego faceta do tego cudownego uczucia kiedy byliście razem - którego już nie ma i nie będzie. Masz piękne wspomnienia. WSPOMNIENIA. Kiedy porównujesz to co masz teraz - powiedzmy że masz fajnego kolegę i jesteście na kawie - i porównujesz tą znajomość z Nim - to porównujesz wspomnienie przeszłości z tym co jest TERAZ. I to jest pułapka, bo porównujesz coś co doświadczasz - Tu I Teraz z jakimś marzeniem, fantazją z czymś wymyślonym. Gdyby twój ukochany siedział naprzeciw ciebie i obok inny kandydat to porównujesz i doświadczasz czegoś realnego. Jednak skupiając się na wspomnieniu - zabierasz sobie szanse. Trzymając wspomnienia nie możesz być w pełnie teraz, więc dlatego Ci nie wychodzi z facetami.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Sorry, ale to nie była żadna wyjątkowa więź ani Twoja bratnia dusza. Zwykły facet jakich wielu szukający wrażeń, trochę mu się podobałaś, ale nie na tyle, żeby zostawić dziewczynę czy się starać. To wszystko jest jednostronne I w Twojej głowie. Mocno się pomyliłaś w ocenie sytuacji i powinnaś mieć raczej nadzieję, że takie zaćmienie I idealiziwanie faceta, który ma Cię gdzieś nigdy się nie powtórzy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Norbee
Przywiązałaś się do noego, dlatego cierpisz po jego stracie. Ile jest przywiązania, tyle będzie cierpienia, ale nie zdawałaś sobie z tego sprawy, dlatego beztrosko pozwalałaś przywiązaniu rosnąć i rosnąć. Nie widziałaś w tym zagrożenia, ponieważ normą wśród ludzi jest przywiązywanie się. Obudź się.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
10.22 dokładnie. Ty go kochalas, a on widac ciągle kochał była skoro do niej wrócił...a to ona z nim wcześniej zerwała i wtedy poleciał do Ciebie, bylas ,,plasterkiem na ranę". Niestety. Ale w życiu wszytko jest możliwe. Postaraj się poznawac jak najwięcej facetów to pewnie jeszcze się zakochasz. Ja nie mam pojęcia czy można tak kochać raz czy wiele razy bo nigdy nie byłam zakochana (a mam już 26lat), nigdy tego nie czulam mimo ze wielu facetów poznalam, nie wiem jak to jest :(. Wiesz, i chyba chciałabym nawet te parę miesięcy spędzić w takim związku z miłości nawet jeśli potem bym cierpiała, niż nigdy nie dowiedzieć się co to są motylki w brzuchu, ta euforia :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dzięki za te dosadne słowa, wiem, że macie rację. U mnie to było coś niesamowitego, a dla niego nie, skoro wrócił do byłej. Wiem to. On nie dawał mi mimo to spokoju, kontaktował sie potem jeszcze długo... no ale pewnie teraz odkąd są narzeczeństwem póki co mnie nie potrzebuje. Wiem natomiast, że już nigdy z nim nie będę, bo nawet gdyby się rozstał z nią kiedyś, to dla mnie jest już wszystko skończone. Wybrał ją, z nią się chce żenić, więc zawsze myślałabym o sobie jako o tym drugim, gorszym wyborze. Dlatego nigdy z nim już nie będę, wiem to. Nie myślę też o nim często, myślę, że przeszło mi już to uczucie do niego. Tylko właśnie pamiętam, co wtedy czułam i boję się, że już się nie powtórzy, skoro nigdy wcześniej ani później się nie powtórzyło. Boję się, że to była moja jedyna szansa na prawdziwą miłość z mojej strony i że straciłam tę szasnę, bo ktoś zdecydował za mnie, bo jego była wbiła się i zaczęła mącić. Rozumiem, że mógł ją kochać- jednak myślę, że w takiej sytuacji powienien o nią walczyć po rozstaniu, a nie odnawiać kontakt ze mną, poza tym nawet po ich zejściu nie chciał dać mi spokoju, kontaktował się, próbował zwrócić na siebie uwagę, zaczepiał mnie na ulicy, gadał słowa i pisał rzeczy, które wciąż robiły mi nadzieję..po co to robił, skoro tak ją kochał i był znów z nią, więc miał, czego chciał? Urwałam w końcu z nim definitywnie kontakt, bo mnie to męczyło i raniło. On już też sie nie kontaktuje, pewnie dlatego że już jej się oświadczył, więc klamka zapadła.. ale wiecie, nie chodzi już o tą sytuację, ale o to, że spotykam się z innymi.. próbuję poznać kogoś..ale nic mi się już nie wydaje takie magiczne jak wtedy..nigdy nie ma takiej chemii...takich emocji, takiej radości ze spotkań jak wtedy... wiem, że tylko przez chwilę byliśmy razem i że może idealizuję ten czas oraz że porównuję innych do niego... ale czy da się to zmienić??? dwa lata minęły, przecież już dużo czasu. Mam już swoje lata, boję się, że ostatecznie zostanę sama i nieszczęśliwa, a przecież to nie ja zrobiłam coś złego.. to on do mnie podchodził, będąc w związku, to oni przez brak starań rozwalili raz swój związek, potem to on mnie ranił, wracając do niej i to ona mnie raniła, dowiadując się o mnie i "przypominając sobie", że jednak coś do niego czuje i odbijając go mnie... ja nie zrobiłam nic złego, nawet nie skłamałam ani razu w niczym, a ja przez niego ciągle byłam okłamywana. I teraz co? Oni są szczęśliwi, a ja dalej sama, dalej nie mogę sobie ułożyć życia,.... chcialabym poczuć do kogoś nowego to samo, co wtedy do niego.. ale nie ma tego, przez co tracę nadzieję, płaczę po nocach i boję się, że już nigdy się nie zakocham.. a wchodzić w związek bez uczuć, z rozsądku? To straszne.. Co powinnam zrobić? czy ktoś miał podobnie i udało się w podobnej sytuacji znów odnaleźć szczęście???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Wiesz, i chyba chciałabym nawet te parę miesięcy spędzić w takim związku z miłości nawet jeśli potem bym cierpiała, niż nigdy nie dowiedzieć się co to są motylki w brzuchu, ta euforia smutas.gif x a ja bym wolała nie wiedzieć, jak to jest.. bo teraz gorzej cierpię, nie mając tego i nie mogąc znów tego poczuć. Mam nawet swój ulubiony cytat E. A. Poe: " lecz jako w świecie etycznym złe jest wynikiem dobrego, tak samo w świecie rzeczywistym z radości rodzą się bóle. Albo wspomnienie minionego szczęścia rozpaczą napełnia dzień dzisiejszy, albo męka, która się staje, ród swój wywodzi od uniesień, które stać się mogły".. w pełni się z tym zgadzam. Najgorzej jest poczuć mocne, szczere uczucie od 1 wejrzenia, poczuć, że to "ten", a nagle to stracić. Wciąż pamięta się, co się czuło i ma się świadomość, że już pewnie nigdy nie poczuje się tego samego

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nawet jak zszedł się z była to kontaktował się z Toba żeby trzymać Cie w rezerwie, jako ,,plan b" w razie, gdyby tamta znowu go zostawiła ale im się ulozylo, zaręczyli się i juz mu nie jesteś potrzebna. Jak będzie się cos między nimi psuć to pewnie zacznie do Ciebie pisać, bo wie ze będziesz czekać jako opcja, ze masz nadzieje na związek z nim. Wyprowadz go wtedy z tego błędu, unies nie honorem i olej go po całości. Nie zasługujesz na bycie kołem ratunkowym

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Trudno ona go wygrala. On musiał ją kochać bardzo. Ona jego pewnie też skoro są szczesliwi. Nie oceniaj jej zachowania zasze każdemu może delikatnie odwalić ale uczucie przetrwalo. Radzę by przestalo ci zalezec wtedy najwięcej dostajemy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
"kontaktował się z Toba żeby trzymać Cie w rezerwie, jako ,,plan b" w razie" x teraz to wiem i przykro mi, że nie patrzył w ogóle na moje uczucia i na to, że marnuje mój czas, bo nie umiałam się od niego odciąć i ułożyć sobie życia, o czym dobrze wiedział... sam sobie układał życie, patrzył, jak ja marnuję swoje, zamiast poznać kogoś w tym czasie i w dupie to miał...dlatego mam taki żal... x "zaręczyli się i juz mu nie jesteś potrzebna" x wiem, wyrzucił mnie jak niepotrzebnego śmiecia.. x "Wyprowadz go wtedy z tego błędu, unies nie honorem i olej go po całości. " masz rację, już nigdy się do niego nie odezwę i nie będę odpowiadać na jego ewentualne zaczepki. Nie chcę być odskocznią podczas jego kryzysów w małżeństwie x " On musiał ją kochać bardzo. Ona jego pewnie też skoro są szczesliwi. Nie oceniaj jej zachowania zasze każdemu może delikatnie odwalić ale uczucie przetrwalo." x no super, pięknie, wow, słitaśnie, miłość, ochy, achy, przetrwali przeciwności losu, są szczęśliwi, przeznaczenie, no wow normalnie. szkoda tylko że jak się tak kochali oboje mocno cały czas, to po co ja byłam? Po co mieszanie mnie do tego? Zaznaczam, że on patrzył się na mnie rok, a potem zagadywał, gdy był w związku z osobą, którą tak strasznie kocha.. nic mi wtedy o niej nie powiedział... udawał wolnego.. potem, jak odnowił kontakt, to też długo nic o niej nie mówił, udawał, że był wolny przez ten czas i że usilnie próbował mnie "szukać", bo stracił kontakty w telefonie itd.. Sama się dowiedziałam o niej przypadkiem, już jak wrócił do niej.. wtedy dowiedziałam się całej prawdy. Więc rozumiem, że wszystko jest ok, triumf miłości, odepchnięcie "zła", które zagrażało tej wspaniałej miłości (czyli mnie), zwyciężyła miłość, oni się mocno kochają i są bardzo szczęśliwi, bo pozbyli się balastu (mnie) ze swojego życia, dlatego wszystko im się super słitaśnie wiedzie itd.. niedługo się ożenią, stworzą kochającą rodzinę i będą żyli długo i szczęśliwie.. x taaa, każdemu może "odwalić", w sumie nie zrobił nic złego, grunt, że się "opamiętał"..jednak gdzie w tym wszystkim jestem ja? nie zrobiłam nic złego. To nie ja zagadywałam do kogoś innego, będąc w związku, bo niby się zakochałam w innej osobie (sam tak mówił), to nie ja nie umiałam utrzymać związku, tylko tamta dziewczyna i to ona zerwała. To nie ja dawałam komuś znów nadzieję i rozkochiwałam świadomie, choć kochałam kogoś innego.. to nie ja bawiłam się czyimiś uczuciami, grałam na emocjach, to nie ja kłamałam, oszukiwałam.. to nie ja wiele obiecywałam... po to, by na jedne skinienie wrócić do dawnego partnera (czyli to co mi mówił, jak udawał zakochanego, jak ściemniał, że przez ten cały czas tylko mnie miał w głowie itd- to było jedno wielkie kłamstwo na potrzeby sytuacji). A w efekcie czego to ja cierpię już 2 rok (pomijając to cierpienie z dawnych lat, gdy 1 raz zniknął bez słowa, to ja płaczę każdej nocy, to ja jestem samotna, to ja mam problemy z zaufaniem po słuchaniu tylu kłamstw, to ja ciągle się boję, że każdy poznany facet coś ukrywa, to we mnie umarła dawna radość, nadzieja na znalezienie miłości i na szczęście, to ja mam 27 lat i zanoszę się na starą pannę, bo nic nie mogę się więcej zakochać, nie wyobrażam sobie nawet być z kimś innym.. po prostu już nie umiem, mam dość po tym, co przeszłam, odechciało mi się. Czuję się nikim, śmieciem, zabawką, którą można wykorzystać, a potem wyrzucić na śmietnik, gdy na pewno nie będzie już potrzebna jako koło ratunkowe.. zaniżyło mi to poczucie własnej wartości, mam myśli, że na nic dobrego widocznie nie zasługuję. To wszystko dzięki nim.. ale jasne, ot, delikatnie mu "odwaliło", ale nie można oceniać jego zachowania i potępiać go, bo najważniejsze, że ich piękne i mocne uczucie wygrało. Co z tego, że z mojego serca i uczuć nie zostało już nic.. wiesz, może jestem złą osobą, ale po prostu widzę, jak tamta sytuacja mnie zniszczyła, jak on mnie zniszczył bawieniem się mną, manipulacją, kłamstwami, odchodzeniem do tamtej.. a mógł po prostu nie podchodzić (sam do mnie zagadywał z premedytacją, nie poznaliśmy się przypadkiem, tylko musiał włożyć wysiłek, by do mnie zagadać, było to przemyślane), tylko być sobie w swoim szczęśliwym i pełnym miłości związku...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Za długie nie czytam :classic_cool:

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
20.46 bo ma naturę korwiarza i nie sadze ze nie będzie zdradzał swojej zony, jak nie ta to inna która się zauroczy za jakis czas. Nie potrafi byc wierny, taki typ.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dziś pewnie masz rację, ale widzisz, ktoś tu pisze, że nie można go oceniać, że przecież zrobił głupotę, ale najważniejsze, że są razem i że miłość wygrała.. spoko.. szkoda, że ktoś gość tak potraktował mnie(rozkochał, oszukał, okłamał, zostawił), ją (bo teoretycznie zdradzał ją ze mną jakiś czas), a teraz mega happy jest i szczęśliwy razem z nią i nie powinnam oceniać ani jej, ani jego, bo co z tego, że tak mnie zranili i spowodowali taki ból u mnie oraz to, że nie mogę zaufać, pokochać i ułożyć sobie życia.. zaraz będzie, że to ja jestem ta zła, bo źle im życzę..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Hxcx
Gdybyś prawdziwie go kochała, to chciałbyś, żeby on był szczęśliwy, choćby i z inną kobietą. Chciałbyś widzieć uśmiech na jego twarzy, to pozwól mu być z nią. W życiu nic dwa razy się nie zdarza, wiec pogódź się z tym, że już więcej nie poczujesz do kogoś takich emocji. Życzę udanego związku nawet z rozsądku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie ma milosci

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość maczu piczu
Jesli mam byc szczera to ci powiem, ze Bogu dzieki, ze on poszedl. Wiesz dlaczego? Bo z toba byloby z czasem tak samo jak z ta jego ukochana narzeczona. Ten facet to jeszcze dzieciak. Brak mu dojrzalosci emocjonalnej i odpowiedzialnosci za to co robi. Kazdy odpowiada tez za uczucia ktore wywoluje w innych. Rozumiesz? A on sie wszystkimi bawi. Taki facet to zaden partner i zaden maz. Poczekaj to zobaczysz. Odfajkuj ten rozdzial w swoim zyciu. Poplacz, pokrzycz i skieruj twarz do slonca, usmiechnuj sie i powiedz sobie: ch----j z toba!!! Teraz zaczne zyc. Otworz sie na zycie, na nowo poznanych ludzi i staraj sie niczego nie porownywac. Zycze wytrwalosci. Badz cierpliwa a znajdziesz swoje. Powodzenia!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
wczoraj Prawdziwie kochałam go wtedy, te dwa lata temu. Mogłam mu wtedy namieszać w życiu, narobić plotek, powiadomić tamtą, że podchodził do mnie, będąc w związku, że ciągle się kontaktował i udawał wolnego. Ale nie zrobiłam tego, bo nie chciałam mu niszczyć życia. x minęły dwa lata, nie ma już we mnie miłości do niego. Jest tylko żal oraz coraz większa nienawiść niestety, jak uświadamiam sobie, jak strasznie zniszczył mi życie i zablokował na bycie szczęśliwą. Jak sobie kpił ze mnie, bawił się mną, oraz jak ona specjalnie mu mnie odebrała, choć wiedziała, że jest już ze mną. Po prostu mam żal, że mam już 27 lat, mogłam być mega szczęśliwa, jak oni teraz, a przez nich cierpię już od lat. I tu nie chodzi tylko o 2 ostatnie lata cierpienia, ale wcześniej- jak tak podchodził, urywał kontakt, potem podchodził i wrócił do niej - to była taka straszna huśtawka emocjonalna.. można powiedzieć, że cierpię nieustannie od 5 lat. Czuję, że zniszczył mi życie, zabrał młodość, bo miałam być tylko klinem, zabawką i odskocznią. I teraz nie umiem już pokochać, może przez zranienie, może przez to, że idealizuję tamto uczucie od 1 wejrzenia i jak nie mogę poczuć tego samego do kogoś innego, to kończę znajomości. Mam spieprzone życie przez niego, więc nie chcę już jego pierdolonego szczęścia, bo on i tak ciągle ma to szczęście, dlatego tak kpi z uczuć innych - bo był sobie razem z nią szczęśliwy długo przed tym jak mnie poznał, potem był ze mną, a potem znów z nią i ciągle, nieustannie jest szczęśliwy, nigdy nie był sam i samotny, nie wie, co to ból, gdy ktoś potraktuje nas jak śmiecia. Dlatego bawi się i pewny jest, że i tak dopisze mu szczęście. A ja co mam? Pewnie jeszcze mam mu podziękować, modlić się o jego szczęście, a sama mam potulnie znosić swoje cierpienie, wyjść za mąż bez uczucia, ale z rozsądku i do końca życia być nieszczęśliwa???? Czy to by było fair????

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
maczu piczu x dziękuję za słowa otuchy. Tak muszę próbować robić. Po prostu nie rozumiem jego zachowania, bo ja zawsze widziałam, jak ktoś się we mnie zakochiwał lub robił sobie nadzieję- i tylko jak wiedziałam, to od razu to mówiłam i ucinałam kontakt, żeby nie robić fałszywej nadziei, nie ranić. Najważniejsze dla mnie było, by nikt przeze mnie nie cierpiał. A on dobrze wiedział, co ja czuję, bo wiele razu już od początku mu to mówiłam, to zapewniał o swoim uczuciu, a potem po powrocie do niej jeszcze długo robił mi nadzieję, trzymał jako koło zapasowe (pewnie w razie, gdyby znów mu się z nią nie udało), ale po zaręczynach poszłam w odstawkę.. i to mnie najbardziej boli.. że nie uszanował moich uczuć, że nie chciał mnie uchronić od cierpienia, ale myślał wyłącznie o sobie, żeby sobie zapewnić koło zapasowe, a moje uczucia tak naprawdę miał w dupie, nie obchodziło go, że cierpię i że będę cierpieć. Strasznie się męczyłam, mógł to szybko przerwać, to tak długo rozwlekał wszystko... tylko z powodu egoizmu.. ją tylko uszczęśliwiał i dbał o jej szczęście, a ja to byłam do skopania. Rozumiem, mógł ją kochać, ale to niechby sobie z nią był, nie wiem, po co wplątywał mnie w to wszystko, rozkochiwał, za pomocą kłamstw trzymał przy sobie, robiąc fałszywą nadzieję.. a dobrze wiedział, że lata lecą i że marnuję sobie życie, bo wciąż coś do niego czułam i nie umiałam spotykać się z innymi.. wiedział to i cieszyło go to.. dlatego jakoś nie umiem cieszyć się teraz z jego ciągłego szczęścia w życiu..

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość maczu piczu
Rozumiem twoje rozczarowanie ale ciagle kompanie sie w swym zalu i swojej zlosci nic nie zmieni i nic ci nie da, a jedynie szkodzi. Wrecz cie zniewala. Nie masz wyjscia jak zaczac pracowac glowa i konsekwentnie odrzucac wszelkie mysli o nim. Jesli cie cos znowu najdzie i zaczniesz poraz n-y kolejny sie nad soba uzalac musisz od razu czyms sie zajac i odwrocic uwage zeby znowu nie wpasc w marazm. Innej rady nie ma. I nikt tu ci nie moze pomoc. Tylko ty sobie sama mozesz pomoc. Wez to sobie do serca. I zacznij praktykowac. Jak sobie ciagle powtarzasz to samo, to w koncu w to uwierzysz. Jestes jeszcze taka mloda. Co to jest 27 lat.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dziękuję za rady. Właśnie niby teoretycznie jest już lepiej, bo nie czuję już miłości, mniej o nim i o tej sytuacji myślę. Jednak tyle czasu już minęło, a co jakiś czas jeszcze nachodzą mnie myśli typu: w czym byłam gorsza, czemu tak ze mną postąpił, czemu wolał ją? A jak ją wolał, to czy nie mógł dać mi spokoju? Myśl o tym, że tyle czasu byłam okłamywana, że ufałam takiemu człowiekowi i zdradzałam przed nim myśli, uczucia, emocje, a także wiele osobistych wydarzeń z życia rodziny (a okazuje się, że zwierzałam się złemu człowiekowi, który udawał, a w duszy pewnie śmiał się ze mnie, że nie zauważam prawdy). Boli mnie też moja naiwność, to, że tak dałam się podejść i wykorzystać. Czuję strach, że już więcej nie pokocham, że to się już nie powtórzy itd. Niby już nie zależy mi na nim, nic do niego nie czuję. Jednak myśli tego typu wciąż jeszcze wracają od czasu do czasu. Może spowodowane jest to tym, że oboje mamy rodzinę w jednej niedużej miejscowości, oboje jeździmy tam w odwiedziny i po prostu boję się, że pewnego dnia spotkam go tam. Z nią. Może już z ich dzieckiem. I że będą jako szczęśliwa rodzinka patrzeć na mnie, na osobę która mimo swojego wieku znów przyjechała samotnie.. która nie ułożyła sobie życia.. i że będą się cieszyć ze swojego szczęścia i czuć nade mną poczucie wyższości, bo pewnie są lepsi ode mnie, skoro zasłużyli sobie na szczęście od losu, a ja w dalszym ciągu nie mogę ułożyć sobie życia :(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nakręcasz się byle zjebem. Naprawdę. Czy koleś który tak postępuje jest wart żeby go wychwalac pod niebiosa i pisać jak o księciu z bajki? Mnie by na twoim miejscu wszystkie członki opadły gdybym dowiedziala się że gra na dwa fronty a ty płaczesz że już nic podobnego się nie zdarzy. To twoja wyobraźnia jedynie. Jak jest to co to to jest po prostu :D a jak nie ma to o jakim czymś mowa? Zastanów się.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość maczu piczu
Ja wszystko rozumiem ale ty chyba przestalas pewne rzeczy rozumiec. Przestan rozmyslac jak kto ciebie postrzega i czy jestes sama czy nie bo sie tym zameczysz. I przestan sie przede wszystkim definiowac przez zwiazek, przez jakiegos faceta. Koniec! On sie na pewno nie przejmuje jak ty go widzisz, a zostawil po sobie smierdzacy obraz, dlaczego wiec ty ciagle myslisz o tym jak on ciebie widzi. A jakie to ma teraz znaczenie? Na tym polega wlasnie zycia, ze spotykamy na swojej drodze bardzo roznych ludzi i kazdy z nich nas czegos uczy. Ale nie mozna dac sie zniszczyc jakiemus zjebo---------wi. A ty jestes na najlepszej drodze do tego. Jesli sobie sama nie radzisz to wez sobie ze 3 posiedzenia u psychologa zeby ci pomogl z tego jak najszybciej wyjsc. Nie szkoda ci zycia i uplywajacego czasu? Pracujesz czy studiujesz? Masz moze jakas pasje poza tym dupkiem, ktory wciaz ci siedzi w glowie? Ja w ogole odnosze powoli wrazenie, ze ty do rzeczywistosci dodalas kupe iluzji i dlatego teraz tak cierpisz. Nie uwazasz, ze czas sie z tego letargu wybudzic? Skad to wiem? Bo w kolko piszesz to samo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gwoli wyjasnienia
Nie ponosisz odpowiedzialnosci za jego bledy i nie musisz za nie pokutowac.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
"Czy koleś który tak postępuje jest wart żeby go wychwalac pod niebiosa i pisać jak o księciu z bajki?" x wiem, rozumiem to, że nie jest wart. Wiem, jaki się okazał. Jednak wspomnienia sprzed tego czasu są fajne i to za nimi tęsknię, bo byłam wtedy szczęśliwa, czułam coś niesamowitego, a od tego czasu już nie. Dlatego może idealizuję tamten moment i wciąż do niego wracam, bo po tym nie zdarzyło się już nic takiego. Spotykałam się z różnymi mężczyznami, ale 2-3 randki, czasem jednak i kończyłam wszystko, bo od razu już wiedziałam, że to nie to samo. Bo nic nie czułam, nie myślałam o tej osobie, nie byłam radosna po spotkaniu. A nie chcę tak na siłę. Dlatego właśnie pytam Was, czy jest możliwe, by zdarzyło się jeszcze coś podobnego lub jeszcze lepszego, co przyćmi tamto? x maczu piczu, właśnie dobija mnie myślenie, że on jest sobie szczęśliwy z nią, nie wie, jak to jest, dookoła też ludzie w związkach, a ja wychodzę już na jakąś dziwną, która nie umie sobie ułożyć życia, więc pewnie nikt mnie nie chce itd. I tego się boję, że pomyślą, że nikt mnie nie chce, bo jestem beznadziejna itd (nie wiedzą przecież, że umawiam się z innymi, tylko po prostu to ja nic nie mogę poczuć). Wiem, że nie powinnam przejmować się tym, co on sobie myśli, bo on jakoś moimi uczuciami się nie przejmował, jak i moją opinią na jego temat ( choć może się przejmuje, bo póki co ucieka, 2 lata go już nie widziałam nawet przypadkiem, a wcześniej to co chwilę zjawiał się w rodzinnej miejscowości. Choć raczej nie ze wstydu się tam nie pokazuje, ale z pietra, że wytknę mu wszystko itd.) Najgorsze jest to, że znam swoje poczucie wartości, wiem, że nie jestem złym człowiekiem. No ale nic nie poradzę na to, że osobę samotną zawsze postrzega się jako gorszą (bo nikt jej nie chciał, bo pewnie jakaś dziwna, bo pewnie brzydka, bo pewnie ma jakieś defekty, bo pewnie zjebany charakter itd... nikt nie zwraca uwagi na to, że to przez zranienie ktoś może unikać związków itd.). Zresztą mówi się "ułożyć sobie życie"- czyli znaleźć drugą połówkę, mieć dzieci. Nie ma w tym zdaniu miejsca na hobby, pracę itd. Czyli wg wielu osób nie mam nic, bo nie ułożyłam sobie jeszcze życia i nie zanosi się na to. Ja pracuję już, pasje mam (można powiedzieć, że 3), więc na brak zajęć nie narzekam. Gruba nie jestem, bo jedna z pasji związana jest ze sportem (i tu mnie właśnie boli - jego narzeczona jest trochę grubsza, taka masywniejsza. Zaskoczyło mnie to, bo on zawsze z obrzydzeniem mówił o "wylewających się fałdach tłuszczu", żartował z osób grubszych i nawet mi dokuczał w żartach, że przytyłam czy coś- choć to były żarty, bo byłam i jestem szczupła. A u niej mu to nagle nie przeszkadzało. To samo co do wyglądu- nie jestem pięknością, ale nigdy też nie uważałam się za brzydką osobę- za to zaskoczył mnie jej wygląd. Nie wiem, może gdyby była szczupła, zgrabna i bardzo ładna, to łatwiej byłoby znieść "porażkę", bo wiedziałabym, w czym okazała się lepsza. A tu nie wiem w czym. Powiecie charakter? Ponoć mam bardzo dobry, zawsze jestem miła, sympatyczna, pomocna, udzielam się charytatywnie, mam dużą wrażliwość w sobie. Owszem, mam też wady w charakterze, ale nie było tak, że przez odpały on nie mógł ze mną wytrzymać i wrócił do byłej przez to. Czyli wynika z tego, że ona wygrała pewnie tylko dlatego, że miała szczęście poznać go wcześniej, prawie 3 lata wcześniej niż ja i miała szansę na rozwój uczucia. A ja takiej szansy nie miałam tylko dlatego, że pojawiłam się później, zbyt późno. Przykra jest taka niesprawiedliwość losu, bo przecież mogło być tak, że poznałabym kogoś wolnego, niezaangażowanego uczuciowo w nikogo i mogłam być szczęśliwa. A tak oczywiście pecha musiałam mieć. x tak, szkoda mi czasu. Dostrzegam, że zmarnował mi czas podczas naszej znajomości, jak i teraz kolejne 2 lata przez niego zmarnowałam. Łącznie 5 lat.. Próbuję coś z tym robić, spotykam się z facetami. Jednak mam czasem takie uczucie, że nawet na pierwsze spotkanie nie chce mi się zbytnio iść, bo już wewnątrz czuję, że to i tak będzie niewypał. No i faktycznie zazwyczaj tak jest. A nie chcę dopuszczać do tego, żeby się zauroczyć w kimś przed spotkaniem, żeby znów nie wpakować się w takie bagno jak wtedy. x nie wiem, jak się z tego letargu obudzić, wraz z mijającym czasem jest lepiej (w sensie uczucie do niego znika), jednak szczęścia nie czuję. Odczuwam tylko chwilowe radości wynikajace z codziennych czynności, pasji itd. Ale jest to słabe. Sądzę, że kolejna miłość moze by pomogła, dlatego tym bardziej przykre jest, że już od 2 lat nie mogę nic poczuć. Chciałabym poczuć takie coś jak wtedy, to pewnie na zawsze przestałabym myśleć o tamtej sytuacji. Jednak boję się, że nic się już takiego nie zdarzy i że ten marazm będzie trwać wiecznie. Do psychologa nie pójdę, bo nie powie mi nic więcej, czego sama wiem. Interesuję się psychologią, wiele na ten temat czytałam i co z tego, że swoje wiem, jak myśli i emocje nie słuchają tego? Poza tym prawdziwie wrażliwe i empatyczne osoby, które mają zdolność współodczuć to, co ktoś inny (np.pacjent) psychologami nie zostają, bo po miesiącu skończyłyby z depresją. Niestety taka prawda. A nie ma nic gorszego niż suche frazesy wypowiadane beznamiętnym tonem przez kogoś, kto tylko odlicza, ile jeszcze zostało czasu do końca spotkania, a tak naprawdę nie rozumie drugiego człowieka.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość maczu piczu
I znowu poraz kolejny napisalas to samo. To chyba u ciebie przeszlo w jakies maniactwo. A to juz jest niebezpieczne. Zamiast zajac sie konstruktywnie swoim dalszym zyciem ty wciaz moczysz sie w starym bagnie. Psychologa nie uznajesz bo sama wiesz wszystko lepiej...tyle, ze pomoc sobie nie potrafisz. Ale wlasnie tylko ty sama mozesz sobie pomoc. Konsekwentnie i z duza dyscyplina wewnetrzna musisz zmienic strukture wlasnych mysli i idacych za tym zachowan. No chyba, ze chcesz przepuscic przez palce nastepne kilka lat. I jeszcze jedna rada ode mnie. Jak poznasz jakiegos faceta to nie traktuj go od razu jako przyszlego meza tylko potraktuj go na poczatku jako kumpla, z ktorym mozna cos razem zrobic, gdzies pojsc, pogadac. I jak go blizej poznasz to moze dasz mu szanse. Z takim nastawieniem: od razu musi mnie przynajmniej tak mocno trafic jak z ostatnim, inaczej spadaj...daleko nie zajdziesz. Jest tylu fajnych i wartosciowych mezczyzn. Ale trzeba im dac szanse i sobie czas na ich pokochanie. Bo jakos od pierwszego wejrzenia to sie u ciebie zle konczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Qq namuniu
Apropo´s twojego strachu, powiem tak: 99 procent rzeczy, ktorych sie najbardziej boimy, wcale sie nie wydarza. Zostaje wiec jeden procent. Ale dla jednego procenta nie mozna rezygnowac z zycia. Strach, to tylko mysl, prawda? Wiec od ciebie zalezy jaka ta mysl bedzie. Strach moze byc uzasadniony albo calkowicie wydumany. W wielu przypadkach obawiasz sie czegos, bo szaleje twoja wyobraznia, i to ona podpowiada ci okropne scenariusze. Strach ma wielkie oczy!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
maczu piczu może nie maniactwo, ale mam takie etapy- że jest już naprawdę dobrze, nie myślę o nim, jestem zajęta swoim życiem i swoimi sprawami. Wtedy nie czuję do niego nic, nawet złości i nienawiści. A potem nagle za jakiś czas myśli zaczynają znów tam wędrować, zaczynam sobie wszystko przypominać, analizować.. jak mnie skrzywdził, upokorzył, jak mnie oszukiwał długo i byłam klinem.. boli to wciąż czasem, bo niczym sobie nie zasłużyłam na takie traktowanie, wręcz przeciwnie. Boli to, że jak ją kochał i chciał z nią być, to mógł jasno i szybko to powiedzieć, a on jeszcze długo po powrocie do niej ciągnął naszą znajomość, wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to do niej odszedł - dalej robił mi wtedy nadzieję, ja angażowałam się, przywiązywałam, starałam się, by znów było między nami dobrze.. a wszystko po nic, bo i tak już wtedy był z nią, a ja byłam tylko kołem ratunkowym i ośmieszałam się.. to mnie najbardziej boli, takie potraktowanie. Jakby z klasą, jasno i szybko, na początku już wyjawił, że wciąż ją kocha i że chce jej dać szansę - bolałoby, ale przynajmniej nie trwałoby to długo i miałabym świadomość, że mimo wszystko zachował szacunek do mnie, że troszczył się też o moje uczucia itd. A w tym momencie czuje się potraktowana jak zabawka, która została wyrzucona na śmietnik, gdy on się upewnił, że ona z nim już zawsze będzie (po zaręczynach). Czuję, że widocznie nie byłam warta, by znać prawdę, by ktoś miał wzgląd także i na moje uczucia... przez to wszystko mi poleciało, poczucie własnej wartości, szacunek do siebie itd. I pewnie dlatego wszelkie uczucia do niego przerodziły się w nienawiść. To nie tak, że ciągle o nim myślę i żyję tylko tamtą sytuacją, ale te cholerne myśli wciąż co jakiś czas się zdarzają, wtedy sobie zaczynam wszystko od nowa przypominać, żeby zanalizować, znaleźć swój błąd, coś, co wcześniej powinno mnie zaalarmować. I wraz z rozgrzebywaniem wszystkiego czuję się gorzej. No i po każdej złej i smutnej sytuacji w życiu, zwłaszcza, jak np. uświadamiam sobie, że z kolejną osobą nic nie wyjdzie, to wtedy pojawia się smutek i myśli wracają do tamtego - tego, co wtedy poczułam, jak zostałam potraktowana itd. walczę z tym, ale nie jest to łatwe. Dzięki za wypowiedzi, żeby nie myśleć, jak on mnie postrzega. Bo racja. Ja się przejmuję, co on sobie myśli o mnie, a on ma mnie kompletnie w dupie i pewnie nawet ani raz nie pomyśli o mnie. Dało mi to do myślenia. Zmarnował mi tyle czasu, a ja wciąż dalej go marnuję przez niego... No i racja z tym, że nie powinnam się definiować przez tamtą sytuację. To, że on postąpił jak postąpił nie świadczy o tym, że jestem niewartościowa, niefajna, gorsza. Dla niego to wszystko nic nie znaczyło i postąpił ze mną jak palant, ale nie ma sensu rozkminiać, czemu tak postąpił. Żałuję, że nie wiedziałam prawdy wcześniej i że pozwoliłam się skrzywdzić, ale prostu za bardzo mu zaufałam. Chciałabym się znów zakochać, myślę, że wyleczyłoby mnie to zupełnie, bo teraz przez kolejne niepowodzenia i przez to, że nie mogę się zakochać, myśli wciąż wracają do ostatniego stanu zakochania. Jednak właśnie mam ten problem, że szybko oceniam facetów, bo nie chcę nikogo ranić i zwodzić niepotrzebnie tak jak ja byłam zwodzona.. nie mam i nie miałam w swoim otoczeniu zbyt wielu facetów- tzn. studia humanistyczne, sfeminizowane zupełnie, praca teraz w gronie kobiet.. nie wychodzę za dużo, imprez nie lubię. Z reguły mam same koleżanki. I jak już ktoś się trafi - a to ktoś zagada, a to ktoś napisze np. na fb do mnie itd. To ja wiem, że taka osoba nie zagaduje, żeby szukać koleżanki (na luzie można by było traktować kolegę np. z pracy czy studiów- czasem pogadać, poznawać się coraz lepiej i wtedy coś ewentualnie). A tak? To np. godzę się na spotkanie- dwa. Czasem 3 spotkania, to rekord z jednym facetem. No ale z reguły od początku mam uczucie, że nic z tego nie będzie. Wewnętrzny sprzeciw, ba, nawet niechęć do pójścia na spotkanie... (z tamtym tak nie było). A po spotkaniu mimo że rozmawia się fajnie, to np. nie czuję żadnej chemii, w sumie nic kompletnie, wracam, jestem smutna i zdołowana tym, bo wiem, jak mogłoby być. Chciałabym poczuć tę radość, emocje. Tą chęć chodzenia na spotkania. Chciałabym się uśmiechać bez powodu po spotkaniu, chciałabym, by ten ktoś zawładną moimi myślami - po prostu, żeby to było coś więcej niż pogawędka jak z bratem, której w dodatku następnego dnia nie pamiętam (w sensie takie uczucie, jakby nic istotnego i ważnego się nie wydarzyło). I jak widzę, że chłopak nagle zaczyna więcej pisać, coś z podtekstami, chce kolejnych spotkań itd, to zaczynam czuć się osaczona, chcę uciec od tego i z reguły kończę znajomość, bo i tak wiem, że nic nie czuję, a że jemu mogłabym zrobić nadzieję niepotrzebnie. Mam takie poczucie, że zmuszam się do czegoś, co i tak nigdy nie będzie tak fajne, skoro od samego początku ktoś nie wywarł na mnie wrażenia, nie zainteresował. Ja nie mówię o miłości od 1 wejrzenia, ale o takim zauroczeniu, które pozwoliłoby mi chcieć rozwijać tę relację dalej. Tego mi właśnie brakuje i boję się, że już to się nie zdarzy. Przed tamtym chłopakiem, gdy miałam 20 lat zauroczyłam się też w ten sposób, że początkowo przed 1 spotkaniem nic nie czułam, a zmieniło się wszystko już po 1 spotkaniu, wracałam do domu zauroczona jak nic. Nie było to od 1 wejrzenia jak z tamtym co mnie skrzywdził i może nie tak mocno, no ale coś jednak było. I po prostu chciałabym czegoś podobnego doświadczyć, a nie, że pakować się w związek z rozsądku, kiedy np. nie wyobrażam sobie nawet pocałować się z tą osobą.. od sytuacji z tamtym kolesiem nie zdarzyło się nic takiego więcej i po prostu boję się, że już się nie zdarzy. Choć Qq namuniu fakt, że większość naszych lęków nigdy nie będzie miało przełożenia na rzeczywistość

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Przebrnęłam przez całość, choć lekko nie było. I wiesz, co myślę. Ty nie chcesz nowego życia. Nie chcesz rad. Chyba lubisz wciąż umartwiać się wspomnieniami. Tylko, czy warto żałować faceta, który oszukiwał dwie kobiety ...? Nie tkwij w wyidealizowanej przeszłości, bo to Cię zniszczy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×