Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Emili_é

Czy jestem nienormalna?

Polecane posty

Gość Emili_é

Zacznijmy od tego że od urodzenia towarzyszą mi dziwne "zachowania". Mianowicie jest to niewyjaśniony śmiech z bólu, cierpienia lub okrucieństwa - jak kto woli. Czytałam o paragelii, ale wykluczam to schorzenie z afektu "nagłych". Nagłe to raczej nie jest z mojego punktu widzenia. Mogę przytoczyć kilka sytuacji, mianowicie śmierć babci (teoretycznie miałam z nią lepszy kontakt aniżeli z matką), gorzkie sytuacje typu; pobicia na ulicy etc., no i też śmiertelny wypadek mojej siostrzenicy. Było tego naprawdę dużo, dużo. Owa siostrzenica była raczej jedyną osobą, z którą spędzałam czas. Mam na myśli swoją fobię społeczną, którą moi rodzice próbowali leczyć już od 6 roku życia. Potrafiłam siedzieć w przedszkolu 5 godzin i z nikim się nie kontaktować, aż w końcu dostałam skierowanie do psychiatry od szkoły. Nic nie pomogło, tak jest do dzisiaj. Szczerze to dobrze mi z tym, ale nie o tym mowa. Teraz jestem w wieku dojrzewania i jestem na 1/3 drogi liceum. Wątpie, że całe halo jest spowodowane dojrzewaniem, bo to się dzieje od zawsze. W wieku 10 lat jeszcze bardziej się nasilało i teraz nawet rozśmiesza i zarazem sprawia mi przyjemność własny ból (choć to ironia, bo jednocześnie płacsięiż boli i śmieję się). No właśnie to tak nie wygląda, że ja chcę tego i mnie to naprawdę bawi, tylko to jest taka pustka w głowie. Sprawia mi to przyjemność, ale ja naprawdę nie chciałam się z tego śmiać, bo wiedziałam że tak nie wolno. Od zawsze razem z tym, ciągną się za mną dziwne paranoje. Rzadko co mam zwidy, słyszę czasami starą, klasyczną muzykę (deFacto tylko w mojej głowie) i teraz wstyd mi się przyznać, ale do 13.5 wieku życia miałam wymyślonego przyjaciela. Jednak dla mnie to było chyba dobre doświadczenie, bo był lepszym królikiem niż inni których nigdy nie było. Może współczynnikiem tego wszystkiego jest fakt, że w życiu nie miałam dobrze. To wyklucza sens mnie jako "rozpieszczonego" bachora, który nigdy nie zaznał bólu. Nieciekawie, byłam ostro gnębiona (tylko dlatego, że zawsze siedziałam cicho, bo się bałam więc inni mogli mną pomiatać, wow...), w dodatku moi rodzice się kłócili, samobójstwo mojej siostry na własnych oczach, później nieudana próba samobójcza mojej mamy, okres w którym byłam bita przez starszego brata z nadagresją (pewnego razu nawet skończyłam na pogotowiu i dopiero wtedy moi rodzice się otrzęśli). Jednak moim okiem to wszystko zawsze było niezrozumiałe dopiero niedawno uświadomiłam sobie to wszystko. Teraz moi rodzice się rozwodzą (nie żal mi tego, niech robią co chcą) i raczej szanuję ich za to, że się o mnie nadtroszczą. Przynajmniej tylko tata. Moja mama wciąż trwa w 9-letniej depresji. Napisałam na tym forum, by zasięgnąć jakiejś wskazówki na sam sens życia i w sumie tylko się wygadać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ja miałam wymyślone 3 przyjaciółki, od kiedy miałam 10 lat, nie pamiętam do kiedy, ale nauczyłam się żeby nikomu o tym nie mówić (moja mama wiedziała w sumie) bo wezmą mnie za wariatkę, ostatnio też sobie wymyśliłam przyjaciółkę a tak to często sama dla siebie nią byłam co do paragelii to nie wiem, nie znam się na tym, ale skoro dobrze Ci z tym to to jest najważniejsze i nie ma znaczenia czy to normalne czy nie :) tak przykładowo ktoś może powiedzieć że osobowość schizoidalna nie jest normalna, ale jeśli komuś nie przeszkadza to sobie może z tym żyć, a jak mu przeszkadza to idzie na terapię

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×