Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Na prawde tracę rozum.

Polecane posty

Gość gość

Hej. Muszę gdzieś opisać swoją historię bo dłużej nie dam rady. Nie mam już siły. Ale od początku. Byłam w związku 5 długich lat. O 5 lat za długo, wiem to, ale mimo to nie umiem się od tego uwolnić. Kilka razy myślałam że mi się udało, ale zawsze wracałam, nie umiem zamknąć tego rozdziału. W życiu jestem twardą babką i idę przez nie po tzw „trupach”, nie boję się odejść od toksycznych sytuacji, jestem zdecydowana, uśmiechnięta i samodzielna. Ale jeśli chodzi o niego, to wymiękam, mam wrażenie że tracę rozum. Od początku się szarpaliśmy, on nie był gotowy na poważne zobowiązanie, ale biorąc pod uwagę że jestem ładna, zgrabna, wygadana, pomysłowa, inteligentna, niezależna finansowo, dbająca o swoje pasje, podróże, znajomych to nie zdecydował się odejść definitywnie. No i jestem dobra, zdecydowanie za dobra. Zrywał ze mną jakieś 10 razy. Za każdym razem zamiast unieść się godnością, ja błagałam go żeby został, żebyśmy dali sobie szansę. A on za każdym razem kiedy czuł że zaczyna mnie tracić, wracał. To był błąd, teraz to wiem, ale mądry polak po szkodzie. Po dwóch latach związku, kiedy widziałam że nasze spotkania tracą na jakości, bo mało prywatności, intymności (oboje nadal mieszkaliśmy z rodzicami) wynajęłam mieszkanie. Sama. On nigdy tego nie zaproponował. Nigdy się nawet na dobre nie wprowadził. Ja świrowałam, co tu tylko zrobić żeby nam było lepiej. Cały czas myślałam tylko o nim i jego zadowoleniu, ja zeszłam na dalszy plan. Zawaliłam pierwsze studia tuz przed obroną, potem drugie (bo zaoczne, a on miał czas oczywiście tylko w weekendy, a gdzieżby śmiał odwołać dla mnie swoje plany). Potem coś we mnie pękło, poczułam się silniejsza i zaczęłam się skupiać na sobie. Znalazłam pracę, która wiązała się z częstymi wyjazdami. Wyglądało to tak że wysyłałam mu zdjęcie codziennie, pisałam wiadomości, dzwoniłam. Rzadko kiedy odbierał. Doszło nawet do tego że będąc w pewnym mieście, w którym on też akurat w tym czasie przebywał służbowo, nie odwiedził mnie, ani nie odezwał się ani razu. Suma summarum - wybaczałam wszystko. Aż doszło do zdrady. Ba, do prowadzenia przez niego podwójnego życia przez kilka miesięcy. Ja nie byłam świadoma niczego. Na początku tego procederu i w połowie, on próbował wszystko zakończyć. Za pierwszym razem wrócił po tygodniu, za drugim ja osiągnęłam już taki pozom wkurwienia że pierwszy raz dałam mu ultimatum „albo jesteśmy ze sobą na poważnie, albo koniec naszych kontaktów”. Wykręcał się jak mógł, twierdził że potrzebuje czasu, ja głupia krowa zamiast trzymać się swoich postanowień, skakałam z radości że nie odszedł. Później przyszła do mnie ona. Z nią stosował te same zagrywki, więc wkurwiona postanowiła się na nim odegrać i opowiedzieć mi wszystko. Czułam się tak, jakby mi ktoś skakał po głowie, jakbym kurwa oglądała film w który ktoś mnie wepchnął bez mojej wiedzy. Zaczęły się jego starania, próby odzyskania, deklaracje, wielkie słowa. Pewnie już wiecie jak się skończyło? Nie kopnęłam go w dupę nawet na chwilę, bo bałam się że pójdzie do niej, tylko znowu skakałam z radości że jest ze mną. Fakt zdrady całkiem wycięłam ze swojej głowy. Oczywiście po jakimś miesiącu stwierdził że jednak nie, że on się musi zastanowić. Potem to już cyrk na kółkach. Tydzień miłości, codziennych telefonów, rodzinnych odwiedzin. A potem tydzień bez kontaktu, jakieś zdawkowe wiadomości, spotkania z innymi kobietami. Kiedy były tygodnie miłości, dogadywaliśmy się bez słów, o nic nie kłóciliśmy, ale kiedy tylko on znikał ja byłam na każde jego zawołanie bo bałam się że go stracę. Ostatnio po trzech nocach spędzonych u mnie, w czasie których nie zabrakło kontaktu fizycznego, zakomunikował mi że kogoś poznał i chwilowo możemy być tylko kolegami. Że on nie wie co to będzie, że może będzie, może nie, że z nami tez może być różnie, że przecież nic mi nie obiecywał i że nie chce mnie ranić (nie muszę Wam mówić że w tygodniach uniesień on zapewniał mi że nam się ułoży, że jestem najcudowniejsza kobieta świata, bla bla bla). A ja tępa cipa, zamiast kopnąć chuja w głowę, uciąć mu jaja i dać mocno do wiwatu, to siedzę jak sierota, ryczę i zastanawiam co znowu zrobiłam źle i co jest ze mną nie tak. Siedzę i piszę do niego. Albo dzwonię, zależy jak leży. Upadłam tak nisko, pozbyłam się całej swojej godności i nie mogę patrzeć na siebie w lustrze. Czemu zawsze w sytuacji, gdy pozornie zaczyna się układać on się wycofuje. Czemu teraz ktoś inny ma korzystać z tego co ja mu dałam przez te wszystkie lata. Czy znowu wróci do mnie za dwa tygodnie z podkulonym ogonem. Czemu nie umiem się odciąć i zacząć żyć swoim życiem, o którym chwilowo zapomniałam. Czemu nawet jak spotykam fajnego, normalnego faceta (bo zdarzyło się tak ostatnio), to nie umiem dać mu szansy i zapomnieć o tym kretynie. Jedyne do czego dążę to odzyskanie szacunku i godności które mi zabrał i które ja sama tak skutecznie podkopywałam. Mam wrażenie że ześwirowałam, że ta chęć przysłoniła mi całe życie. Robię rzeczy, do których w życiu bym się nie posunęła. Katuje się i zaglądam czasem na te dziewczyny na różnych portalach. Nie wiem co robić, jestem przerażona. Pomocy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Juz dawno debilu straciłeś a tworzenie profili, podszywanie się, włamy do telefonu i kompa w celu niszczenia kobiety, podrywania jej autorytetu, osmieszania jej, ze niby ona wypisuje chamskue teksty, obraza czy osmiesza innych, którą krzywdzisz od lat są tego objawem. I ciągle nic nie rozumiesz, niczego się nie uczysz, ciągle kalizm jest twoja religia i drogą, bo dziwisz się ze nie chce mieć z tobą nic wspólnego po latach jej krzywdzenia. To, że jest ciągle debilu dla ciebie życzliwa nie wiedxiec czemu, nie znaczy, że chce z tobą być.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość czizas
nie umiem się od tego uwolnić. Kilka razy myślałam że mi się udało, ale zawsze wracałam, nie umiem zamknąć tego rozdziału. W życiu jestem twardą babką i idę przez nie po tzw „trupach”, nie boję się odejść od toksycznych sytuacji x twoje wyobrazenie o sobie, a rzeczywistosc mocno sie roznia, nie sadzisz? im szybciej zdasz sobie z tego spraw tym lepiej. podejmij decyzje (np o zerwaniu kontaktu) i badz konsekwentna w realizacji. Jezeli ci sie to nie uda, to idz to psychologa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
zgłaszam was. Uderzcie się w pierś!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
opowiem na wlasnym przykladzie. Mialam bardzo podobnie, tylko, ze z brakiem szacunku i tym, ze potrafil sie do mnie nie odzywac a ja prosilam o kontakt i zawsze pierwsza wyciagalam reke. W koncu tez okazalo sie, ze prowadzil podwojne zycie. Postanowilam wtedy , ze to koniec choc zapewnial, ze mnie kocha itd. Po miesiacu gdy odeszlam wrocil do laski z ktora mnie zdradzal i sa razem juz dosc dlugo, co najlepsze nagle sie zdecydowal ze wszystkim i nawet z nia juz zamieszkal. Nie wiem teraz jak na to patrze to on chyba nie kochal mnie i ten Twoj chyba tez nie kocha Ciebie, bo jak mozna wytlumaczyc to, ze przy jednej kobiecie potrafi sie starac a przy innej nie? Chyba jestesmy takie na przeczekanie. Mnie boli do tej pory a minelo juz duzo czasu, ale ja definitywnie urwalam kontakt, bo wiedzialam, ze po tylu latach nie poradzilabym sobie z tym zeby ten kontakt utrzymywac. Zrobisz jak uwazasz, ale chyba najlepszym wyjsciem bedzie odcciecie sie, bo jak ktos kto nas niby kocha moze sie tak zachowywac? To nie jest milosc

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×