Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Mooniks

Albo ja, albo oni. Bez przyjaciół i rodziny

Polecane posty

Cześć. Z góry zaznaczam, że jestem tu nowa, więc proszę o wyrozumiałość w kwestii moich ew. błędów w obsłudze tego forum, wątku itd. Chciałam się z Wami podzielić moją sytuacją, i poznać Wasze zdanie. Mam wrażenie, że wielu ludzi jest bardzo konformistycznych i to z tego powodu mają tyle znajomych. Nie buntują się przeciw niczemu, godzą na wszystko. Wolą przemilczeć jakiś temat, niż doprowadzić do kłótni. Ja taka nigdy nie byłam. Zawsze wyrażałam swoje zdanie, nie zamiatałam problemów pod dywan. Z tego powodu nie miałam przyjaciół wcale lub miałam ich niewiele. Jednak z obecnego punktu widzenia, nie mogę tych osób nazwać moimi przyjaciółmi. Te znajomości trwały póki były korzystne dla obu stron. W przypadku większej różnicy poglądów, lub kiedy los pokierował nas w inne drogi życiowe, te znajomości pryskały jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Dlatego uważam przyjaźń za fałszywy twór, swego rodzaju ''umowę'' między dwójką ludzi, w której ty masz prawo mi się wygadać i prosić o przysługi, w zamian za to, że kiedy będzie źle, ja także otrzymam pomocną dłoń. Trwa to do czasu, aż któraś z osób nie znajdzie sobie zamiennika tudzież nie stwierdzi, że dana znajomość już się nie kalkuluje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
c.d. Ostatnio pokłóciłam się z moją przyjaciółką o to, że ja chciałabym ją na świadka na moim ślubie, a ona zamiast docenić, że proponuję jej w pewien sposób nobilitującą rolę powiedziała, że się nie zgadza, jeśli nie będzie się mogła ubrać cała na czarno. Powiedziałam, że może się ubrać jakkolwiek, byle nie na czarno, bo jestem w takich kwestiach tradycjonalistką. Biel i czerń jest dla świadków zakazana. Na co ona, że wtedy nie będzie sobą i całe życie próbowano ją zmieniać i ona tak nie chce, oraz że mówię, że cenię tę znajomość ale zawsze kiedy jest konflikt między nią a konwenansami, wybieram konwenanse (dodam, że dziewczyna chodzi ubrana tylko na czarno).

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
c.d. Przyjaciół w zasadzie brak, oprócz takich, jak widzicie. Rodziny też brak. Toksyczna matka, która ostatnio wykrzyczała, że nie ma córki i usuwa mój numer telefonu. Za co? Zaczęła mnie wyzywać i poniżać w kłótni, kiedy powiedziałam, że mam do niej o coś żal. Zaczęła wyzywać mnie, mojego partnera, kazać mi się wynosić (byłam u niej w gościach), a ja w ramach wdzięczności powiedziałam przy niej ojcu o jej znajomości z panem sąsiadem, która trwa już dobre parę lat. Kiedyś odkryłam tę tajemnicę, potem mama mi zaufała i swobodnie z nią o tym sekrecie gadałam. Ale przelała się czara goryczy. Najgorsze jest to, że mam niewiele dowodów, a moja matka się przed ojcem wszystkiego wypiera, stawiając mnie w świetle wariatki, która chce ich skłócić. Moja "matka" jest złym człowiekiem. Zawsze stawiała swoje dobro ponad moje. Jej altruizm polegał na tym, że mogła oferować tylko to, co nie ujmowało jej komfortu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
c.d. O co mam do niej żal? O to, że nigdy nie była prawdziwą matką, że mnie biła i wyżywała na mnie swoje zszargane pracą nauczyciela nerwy. Że często łamała dane słowo. Że niszczyła mnie psychicznie. Że kiedyś obiecała mi mieszkanie po dziadkach, po czym jak wyczuła, że jej się to mieszkanie przyda, zmieniła od tak sobie zdanie, mimo, że już rozglądałam się za panelami podłogowymi... Także za to, jak zareagowała, kiedy dowiedziała się że jestem w ciąży w wieku 20 lat. Powiedziała, że co ona powie znajomym, że to wstyd, że ona sobie tego nie wyobraża, że nie będzie mogła mi pomóc, oraz że nie będę mogła u niej nocować bo będąc w ciąży jestem dla niej problemem. Obecnie nie obchodzi jej czy będę miała gdzie spać, za co żyć. Także matki już też nie mam. Z ojcem relacje zawsze złe. W przeciągu dwóch lat straciłam także dziadka i babcie. Babci nie znosiłam bo niszczyła dziadkowi życie. Ale jednak. Czuje że tracę w życiu wszystko, że nie mam nikogo i jestem całkiem sama. Mam tylko mojego chłopaka, którego kocham, ale z którym też się kłócę. Ale nie potrafię nie być buntowniczką. Nie potrafię milczeć, zaciskać zęby i znosić ciosy albo udawać, że wszystko jest jak należy. Myślę, że za bycie autentyczną osobą zapłacę własnie samotnością... Dziękuję osobom, które przeczytały i proszę o wyrażenie szczerej opinii na temat mojej sytuacji. Powiedzcie też, jakie wy macie w życiu wartości i czy stawiacie spokój ponad autentyczność?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×