Nowa definicja metody na wnuczka, przeczytajcie

Wklejam z innego tematu, gdyż okazuje się, że mamy do czynienia z nowym zjawiskiem, które juz ma swój termin :D "Może warto brać swoich rodziców metodą "na wnuczkę/na wnuczka"? W robocie 90% słoiczyc tak postępuje nauczonych wyciągania łapy do rodziców. Metoda opiera się na tym, że toeretycznie macie kasę np. na obuwie dla dzieci, ale w perspektywie macie również koncert/premiere w kinie i trzeba wybrać w wydatkach. Wówczas niby przypadkiem przy dziadkach mówicie o potrzebie dziecka "o Franuś, przydałaby ci się nowa kurteczka, bo ta za mała, ale to już w przyszłym miesiącu jak mamusia dostanie wypłatę, bo w tym już kasy nie ma" - chociaż saldo na koncie pozwala na sfinansowanie zakupu hipotetyczne kurtki to jest to znak dla dziadków, że trzeba działać. Rodzice więc wykładają jeszcze w tym miesiącu kase na ową kurtkę/wstaw dowolne a Wy macie nadwyżkę dla siebie, którą możecie odłożyć lub spożytkować na swoje fanaberie. Młode słoiczyce tak czynią i nie mają wyrzutów sumienia, ponoć to dziś normalne. "

Moja teściowa, kiedy powiem że np budowalismy piaskownice małemu, pójdzie szukać w sklepie. Jak powiem że kupiliśmy mu puzzle to też pójdzie kupić. Jak powiem że kupimy mu autko to idzie i szuka też. Haha więc Pani Profesor Autorko, co to jest za zjawisko?

Zbieractwo graniczące z tymi reportażami telewizyjnymi gdzie ludzie zagracają sobie mieszkania dla samej zasady kolekcjonawania gratów.

u mnie odwrotnie, mówię, że brakuje mi na lekarstwa i dzieci zawsze coś podrzucą, chociaż mi wystarcza nawet na d**erele