Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość kapibara82

Nie potrafie sobie odpuscic

Polecane posty

Gość kapibara82

Hej! Dwa i trochę miesiąca temu zakończył się mój 5-letni związek. Pełna wzlotów i upadków pierwsza miłość. Dziwna, trudna, pogmatwana relacja. Niekoniecznie spełnienie marzeń o moim ideale. Masa pracy z mojej głównie strony. Zawsze wszystko musiałam sobie "wywalczyć", on bardzo rzadko wykazywał jakąś inicjatywę. Byłam chyba przede wszystkim mamuśką, która wszystkiego pilnowała, wszystko organizowała i o wszystkim pamiętała. Mimo tego po 3 latach zamieszkaliśmy razem. Bez fajerwerków, nie okazał swojej radości, że to się dzieje, nigdy tak naprawdę to nie było całkowicie wspólne życie. Tłumaczyłam to sobie faktem, że nadal studiujemy, w dodatku w tej samej grupie, więc spędzamy razem tyle czasu, że to nic złego, że po powrocie zamykamy się w swoich pokojach i muszę go prosić o chwilę uwagi, bo "marnuję jego czas na naukę". Było oczywiście też wiele fajnych chwil, ale ciągle to wszystko nad nami ciążyło. Po roku wspólnego mieszkania popełniłam w moich oczach niewielki błąd, który został rozdmuchany do rangi zdrady, którą absolutnie nie był. Wredne koleżanki, intrygi, te klimaty. Nie chciałam wtedy podejmować decyzji na gorąco, zerwaliśmy i poprosiłam o spokój i czas, którego nie dostałam. Chciałam się nawet wyprowadzić, ale mi na to nie pozwolił, argumentując to umową o mieszkanie i niesprawianiem problemów wynajmującemu rodzicowi. Zupełnie jakby coś w nim kliknęło i pokazał mi życie, którego nigdy nie mieliśmy. Szalone, piękne trzy miesiące, za które wskoczyłabym w ogień. Pełne rozmów, szczęścia, beztroski, spełnienie moich marzeń o związku. Wyjeżdżając na wakacje, w które postanowiliśmy dać sobie odetchnąć, czułam się znów wspaniale. Pisaliśmy do siebie, rozmawialiśmy, było kilka krótkich spotkań, bardzo miłych. Po czasie dowiedziałam się, że dodatkowo w te wakacje założył sobie Tindera i kogoś poznał, więc wszystko było zupełnie inaczej niż mogło się wydawać. Wrócił na rok akademicki zupełnie oziębły, a ja latałam nad nim jak głupia, żeby wszystko było dobrze. Nie odbyliśmy żadnej rozmowy o powrocie, po prostu po czasie wróciliśmy do jakby dawnego życia, spania razem, okazywania czułości itp. Znów się kłóciliśmy, godziliśmy, standard. Przyszły kolejne wakacje, na które wjeżdzałam pełna dobrych myśli, czułe pożegnanie, znowu pisanie do siebie, dzwonienie. Przez miesiąc. O 2 w nocy po jakiejś imprezie napisał, że to koniec, nie przyjedzie do mnie, odwołuje wakacje i się wyprowadza. Prośby o normalną rozmowę nic nie dały, palil za sobą wszystkie mosty. Na wesele znajomej zabrał kogoś innego. Na drugie ze względu na okoliczności musieliśmy iść razem. Spotkaliśmy się przed nim, żeby w końcu porozmawiać. Dwa głupie dni pełne żalu, smutku, łez, krzyków, kłótni, pocieszania, myślałam że zwariuję. Przyznał się, że z kimś kręci, ale chyba z nią zerwie kontakt. Że nie powinien tak postąpić, że trzeba było porozmawiać, że żałuje, że będzie mi dalej pomagał, że gdyby wiele rzeczy wiedzial, to by się tak nie zachował, że w ogóle gwiazdka z nieba, ale się wyprowadza, że będziemy się na razie przyjaźnić i może coś z tego będzie. Nie umiałam z nim zerwać po tylu latach kontaktu, do końca wakacji dalej rozmawialiśmy. Teraz zacząl się rok akademicki, muszę go codziennie widywać na uczelni, piszemy do siebie, dalej mu mamuśkuję. Nie potrafię przestać, bo to jest jedyna osoba, która jest w moim życiu tyle lat i tak dobrze mnie zna. Boję się samotności, odrzucenia, boję sie, że już nigdy nikogo takiego nie poznam, bo a nóż dużo zrozumiał. Nie potrafię rezygnować z ludzi, nawet tych którzy mnie tak ranią. Z drugiej strony widzę swój idiotyzm, całkowity brak godności i konieczność ucieczki, wiem jak to wszystko wygląda, wiem, że powinnam wiać dawno temu i nie niszczyć się emocjonalnie, a teraz odsapnąć i zacząć swoje nowe życie, odbudować poczucie wartości, nie bać się samotności. Czy jest dla mnie jeszcze jakaś nadzieja? Czas mnie uratuje?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Nie masz za grosz honoru, facet nigdy Cie nie kochal, to widac po jego zachowaniu, a chciał z Toba mieszkać żeby nieć gosposie i doopodajke.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×