Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Moje małżeństwo w końcu się rozpadnie

Polecane posty

Gość gość

Od początku. Rozpadowi winny jest mąż, wybrał butelkę zamiast mnie i dzieci. W końcu się zbuntowalam, wyprowadzilam, a on zaczął robić ze sobą porządek. Nie pije, problem jest jednak w dalszym ciagu- w naszych codziennych relacjach. Ja juz nie potrafię z nim rozmawiać po tym wszystkim, spędzać wspólnie czasu. Nie potrafię się nawet z nim kochać, wiec tego nie robię, gdzieś z tyłu głowy siedzą te wszystkie sytuacje, przykre slowa. On to we mnie wszystko wyczuwa i nawet nie podchodzi. Ja z kolei coraz częściej jestem przygnębiona i znerwicowana. To taka huśtawka, z jednej strony brakuje mi tego żeby mnie przytulił, chciałabym poczuć coś pozytywnego, a z drugiej strony nie chce dopuścić do bliskości. Czasem zastanawiam się nad rozwodem. Ktoś mógłby pomyslec" czego ona jeszcze od niego chce". A ja nie wiem czy da się to wszystko odbudowac. Nie potrafię zaufać a tak bardzo czuje się samotna. Czy ktoś jest lub był w podobnej sytuacji? Dać temu czas czy to juz raczej koniec?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jezeli chcesz ratować małżeństwo to musisz przebaczyć. Tak po prostu. Ale naprawde przebaczyć. Jezeli nie dasz rady, to rzeczywiście małżeństwo moze nie przetrwać,bo wciąż będziesz rozpamiętywać.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Gdybym widziała z jego strony , że się stara dla mnie to tez byłoby inaczej. A on stara się dla siebie, stara się nie pić a dla mnie nie robi zupełnie nic. Kiedyś powiedział mi, że po co ma mnie przepraszać jak mam to gdzieś. Trudno jest przebaczyć jak różne epitety się słyszało na swój temat przez kilka lat. A teraz po jego terapii zmieniło się tyle,ze nie pije i mnie nie wyzywa. Czyli można powiedzieć, że jest " normalnie ". Ja przez ten czas zdążyłam nabawić się nerwicy i niskiego poczucia własnej wartości. Trudno mi teraz zobaczyc w tym człowieku to co na początku w nim widziałam. Poza tym gdzieś podswiadomie dalej boje się,ze wróci to co było zle.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A jak ma robić coś na siłę to lepiej żeby wcale nie robił bo to też się wyczuwa. Mam wrażenie, że mnie nie potrzebuje,a jest ze mną bo wie, że w przeciwnym razie nie miałby dzieci na codzień. Tak to wygląda.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
To idzcie na terapię malzenska. Jeszcze nie wszystko stracone. Powodzenia.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
autorko, a jak TY się starasz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
A będziesz w stanie mu zaufać po tym wszystkim? Jaka masz gwarancję że nie zacznie znowu pić? Żadnej. A w końcu pewnie zacznie. Pomysł o dzieciach. Jak mu na nich zależy to będzie ojcem nie będąc mężem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Bez zaufania nie będzie związku. Jeśli boisz się zaufać i za dużo się wydarzyło, po małym kroczku do przodu robisz dwa duże w tył, to w moim odczuciu już nie do uratowania.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Jak się staram? To on powinien się cieszyć,ze po tym wszystkim co mi zrobił mógł wrócić spokojnie do domu. Nie staram się, ale też nie utrudniam mu życia . Nie wypominam tego co było, mimo,że nosze to w sobie i jak sobie o tym przypomnę to nie moge na niego patrzeć. Jeśli on by się starał, to znaczy nie starał dla dzieci i ogólnie dla rodziny tylko starał się robić cos dla mnie, jakoś się do mnie próbować zbliżyc, to może z czasem bym się otworzyła. Pierwsza nie mam zamiaru nic robić bo to nie ja zawiodłam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×