Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość gość

Powiem wam, że odkąd już się nie łudze że Pan Bóg mi pomoże to mi lżej na sercu

Polecane posty

Gość gość

i jakoś tak radośniej i spokojniej. Od lat żyłem nadzieją, na to że Pan Bóg mi pomoże, brałem leki, przechodziłem terapie ale to nic nie dało, wierzyłem że Pan Bóg mi pomoże, ale im bliżej Niego byłem to spotykały mnie tylko jeszcze większe trudności w życiu, jeszcze więcej samotności, cierpień i męk psychicznych. A ci co są od Niego daleko ci mają super życie i wszystko im się układa, czy nie powinno być odwrotnie? Za każdą straconą nadzieją, pojawiała się u mnie nowa i dalsze błagania o pomoc, ale jak zwykle czekał na mnie tylko zawód i kolejny kop w tyłek, a ja tylko jeszcze żarliwiej się modliłem i starałem się być jeszcze lepszym człowiekiem na codzień i z każdym kopem w tyłek bardziej:o to chyba syndrom sztokholmski że ofiara lata dalej za swoim katem:o ale w końcu mam dość, krzyż który niose już jest za ciężki, już od dawna tylko sie z nim czołgałem ledwo co, ale ostatnio to już po prostu stoje w miejscu a w zasadzie leże pod tym ciężkim krzyżem, a nawet śmierć nie chcesz przyjść ani pomoc:( Pan Bóg nawet nie chce dać mi szansy, pozwolić na przysłowiową wędkę, potem przecież będę dalej niósł ten krzyż, bo nigdy nie ma łatwo, ale ja od lat mam tak ciężko że już daje rady nieść tego krzyża, jednocześnie wpadam w lęk przed Bogiem, bo chciałbym wreszcie doświadczyć że on jest ze mną a nie przeciwko mnie, ale niestety On pozostaje niewzruszony. Żadnej pomocy, ani umocnienia ducha, ani dodania sił, odwagi, ani pomocy w rozwiązaniu problemów, no nic, nawet najmniejszej maciupkiej rzeczy nie jestem w stanie ubłagać i tak wiem, uprzedze wasze hejty - to zapewne moja wina:( całe życie mam wmawiane ze wszystko co złe i wszystko niepowodzenia to moja wina i niczego nigdy nie mogłem mieć (nawet miłości), ani na nic nigdy nie mogłem zasłużyć, Pan Bóg mówi mi to samo, dlatego już czuje tylko lęk przed nim :( ani pomocy w dodaniu sił, ani w jakiś fajnym zbiegu okoliczności zeby pomóc mi chociaż troche problemów rozwiązać, bym stanął stabilnie na nogach, a wtedy już sam dalej pójde i poniose ten krzyż, ani nie zasługuje na miłość, na dziewczynę, związek , małżeństwo. Całe życie to samo, a w głowie tylko przekonanie płynąca jakby z góry mówiące "ty śmieciu zawsze będziesz śmieciem! i na nic nie zasługujesz! nic nigdy nie będziesz miał! i nikogo nie będziesz miał! miłość ci się marzy śmieciu? zapomnij!!! masz cierpieć jak zażynana świnia! na nic ci nie pozwole! a jeszcze ci odbiore! odbiore bliskich, odbiore przyjemnosc z zycia, nawet jedzenie i sen nie będzie sprawiał ci przyjemnosci!!! masz cierpieć śmieciu!!!" Takie niskie poczucie własnej wartosci wyrobili we mnie rodzice i otoczenie od najmłodszych lat, ale nawet Bóg to we mnie tylko utwierdza, bo on też jest tylko przeciwko mnie :( mam przed sobą tylko samobójstwo, choć od lat bronie się przed tym, ciągle żyje nadzieją i wiarą na lepsze jutro, na pomoc, na odmiane losu, jestem takim frajerem że nawet nie mam odwagi tego zrobić i choćbym najcięższe baty w życiu dostawał to On wie ze ja i tak sie nie powiesze dlatego moze to wykorzystywać i gnoić mnie ile wlezie. Czasami myśle że on może właśnie tego chce bym sie powiesił, dlatego nie pomaga, dlatego mam coraz gorzej mimo ze jestem coraz bliżej niego i chce iść przez życie z Jezusem, może on tak naprawdę złości się na mnie że jeszcze tego nie zrobiłem? Dziś z rana kolejna rzecz mi się w życiu nie udała, myślałem że może w końcu jakiś mały kroczek, odbicie się od dna, przygotowywałem się długo do tego dnia, modłiłem się o powodzenie, o pomoc, by coś się w końcu udało, niestety nie... Już się przestałem łudzić, już nie wierze w pomoc, ludzie z ashwitz też wierzyli i co? w agonii umierali wijąc się we własnych ekskrementach, wierzyli do końca, ale niestety.... tylko samotność i mnóstwo cierpień, nie wierze już że ktokolwiek mi pomoże, pogodziłem się z tym i lżej mi na sercu od tej chwili, nawet lęki w dużej mierze odpuściły, czuje taki spokój po prostu. I tak nadal jestem na dnie ale już po prostu sie nie przejmuje, nie łudze się

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
ja też się nie łudze, przynajmniej wiem że sie nie zawiode i nie dostane po dupie

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Zmień swoje podejście. Nie zrażaj się porażkami. Może ten cytat poprawi ci humor: Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Ne żyj nadzieją, wiarą w lepsze jutro, wiarą, że ktoś doceni twoje dobro, twoje człowieczeństwo. Los się sam nie odmieni. Musisz zacząć budować swoje poczucie wartości i godności. Unikać tego, co uwłacza twojej godności. Unikać toksycznych ludzi, nawet tych z rodziny. Musisz przepracować to, że rodzice cię poniżali. Tak, to poniżenie w tobie tkwi i niszczy cię od środka. To jest podstawowy problem, musisz zrozumieć, że nie wybrałes tego sam, że nie jesteś winny i odpowiedzialny za zło, które cię spotkało ze strony rodziny. Czasem się tak zdarza, że najbliżsi ranią, niszczą i nawet chcą twojej śmierci. Nie musisz im wybaczać, tylko zrozum że byli źli, słabi, głupi i niedojrzali.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Do 16;34 Tak jest ale pewne sprawy sa wina innych ludzi a nie rodziny.Pewne wydarzenia ktore wydarzyly sie duzo wczesniej maja wplyw na terazniejszosc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dziś nie jestem w stanie ich unikać bo jestem od nich zależny i dopóki nie znajde w sobie siły i odwagi na normalne zycie prace itp to sie nigdy od nich nie wyrwe, ale ja juz nie mam sił na nic, nawet motywacji zadnej, niby jestem na psychotropach ale i tak całe dnie chce mi sie juz tylko spac, nawet to co kiedys sprawiało jakas tam małą radosc, dzis to mi sie nawet myslec o tym nie chce bo to wszystko i tak nie ma sensu, jestem w klatce i nigdy z niej nie wyjde, nikt ani nie pomoże mi z niej wyjsc, ani nie poda chocby małego głupiego pilnika (tej przysłowiowej wędki) a ja juz bede sobie sam te kraty piłował, krok po kroku dzien po dniu, dlugo i mozolnie ale w koncu bym przepiłował, ale niestety zębami krat nie przegryze, rękami tez ich nie rozerwe, a nikt ani nie poda ręki, ani nie pomoze rozwalic tych krat, ani nawet nie poda jakiegokolwiek chocby malego narzedzia, wskazówki ktore pozwoliloby mi te kraty rozwalac i wyjsc wreszcie na wolnosc, wyzwolic sie i żyć, nawet na Najwyższego nie moge liczyć, moge tylko tak czekac na smierc albo walnac łbem w kraty i sie zabic ale na samobója nie mam jaj, moge tylko powoli zdychac

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
no to zdychaj

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
dziś sam zdychaj

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Pan Bóg nikomu nie pomaga

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

Autorze  - jakbym czytała o sobie. Z tą jedyną różnicą, że nigdy nie musiałam brać żadnych leków. Ale cała reszta przypomina mój stan sprzed czasu kiedy się zbuntowałam i odeszłam od tego semickiego tyrana. Ciągle jednak żyję myślą, że on mnie widzi i zniszczy za karę.  Przed jego zemstą nie ma ucieczki. Nie spodziewam się już niczego dobrego. Wiem tylko, że bóg czuwa nade mną na moje nieszczęście i przeklinam go z całej siły kiedy tylko mi się przypomni. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Dnia 28.11.2018 o 17:21, Gość gość napisał:

Zmień swoje podejście. Nie zrażaj się porażkami. Może ten cytat poprawi ci humor: Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie.

Łatwo powiedzieć "nie zrażaj się porażkami", kiedy ktoś ma totalnie zniszczone życie przez boga, kościół i wasz kult cierpienia. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

Największą rozkoszą boga jest cierpienie jego wiernych. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×