Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

AnnaK

Poronienie w 2 trymestrze jak sobie poradzić

Polecane posty

Witam Was wszystkie,  postanowiłam napisać do Was bo może tu znajdę ulgę.... 15 stycznia poronilam moja ciąże.  Byłam w 16 tygodniu ciąży,  wszystko było pięknie synek rósł badania genetyczne i wszystkie inne były wzorowe.... nagle plamienie , lekarz, szpital.....Nic złego nie widać ale ja dalej czułam że jest coś nie tak, kolejny dzień okropne bole , skurcze ,znowu szpital- nic nie możemy zrobić wszystko jest ok dzieciątko żyje serduszko bije , rusza sie- najwyraźniej tak Pani będzie przechodziła ciąże....kolejna noc , budzę się prześcieradło mokre znowu pogotowie - chyba odeszły wody proszę wracać do domu i leżeć zadzwonimy do Pani kiedy będzie termin na scan ( mieszkam w UK ) po powrocie 2 dni spokoju zero bolu praktycznie minimalne plamienie ....14 styczeń budzę się rano idę do toalety czuje że coś że mnie wychodzi dotykam i nie mogę stwierdzić co to jest jakieś twarde i cienkie jak paluszek znowu szpital .... czekanie pare godzin i nareszcie badanie - wyrok - przykro nam to jest dziecko to co Pani czuła to rączki,  dziecko nie żyje zabieramy Panią na oddział i czekamy porodu...

15 stycznia delikatne bole i parcie , rodzi się mój malutki aniołek,  aniolek który pare dni temu był zdrowiutki , nic mu nie było....

Jestem już w domu jest okropnie , udaje przed partnerem i córka ale już nie potrafię,  nie daje sobie rady psychicznie, jestem wrakiem,  ciągle mam go przed oczami , tak bardzo na niego czekałam....dziewczyny jak sobie z tym radzicie 

Jak mam dalej żyć jak nie chce mi się żyć...

Anna

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Montegro

Pozwól sobie na żałobę, nie próbuj być silna na siłę. Ale pamiętaj też o tym, że masz dla kogo żyć - masz partnera i córkę. 

Ja straciłam dziecko w 29 tc - upragnione, wyczekane, po którymś z kolei zabiegu in-vitro, też wszystko było pięknie, aż do momentu, kiedy okazało się, że mam zatrucie ciążowe. Leżałam w szpitalu, miało być lepiej, a nie było. Dziecko przestało rosnąć, były złe przepływy, a na koniec tych wszystkich nieszczęść udusiło się pępowiną. Wiem więc, co oznacza poród martwego dziecka. 

Od tego czasu minęło prawie 6 lat. Nadal pamiętamy, chodzimy na grób córki - teraz już z naszym synkiem, który urodził się w rok po tamtej tragedii. Żyjemy normalnie, ale już zawsze gdzieś tam będzie rana na sercu... Jednocześnie jestem wdzięczna losowi za to, co mam. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×