Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość O miłości wiem wszystko

Z truskawek można zrobić niemal wszystko. Można też nie zrobić niczego, ale za to w wielkim stylu.

Polecane posty

Gość O miłości wiem wszystko

Pchana poczuciem obowiązku, albo solidarności z innymi kupuję na targu truskawki. Cztery łubianki, bo to absolutne minimum. Przynoszę je do domu i zostawiamy w przedpokoju. Odbieram telefon od koleżanki. Ta płacze do słuchawki więc wiadomo, że rozmowa potrwa. Koleżanka opowiada o nowym narzeczonym. Świetny facet przystojny, wykształcony i kawaler. Nie jakiś z odzysku, a autentyczny unikat. Uchował się w tym stanie wyłącznie dlatego, że jest marynarzem. Owszem chciałby założyć rodzinę, ale czekał na odpowiednią kobietę coś jak ta moja koleżanka właśnie. No to pięknie myślę sobie i głośno pytam - czemu płaczesz? I tu sprawa się komplikuje. Koleżanka poznała marynarza przez internet. Zakochali się w sobie po uszy, ale tylko korespondencyjnie. Póki co oczywiście. Wszystko miało zmienić się w najbliższy weekend. Okazało się, że jego statek właśnie wtedy przybija do portu w naszym mieście. Nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że u nas jedynymi akwenami wodnymi są kałuże. Nie dzielę się jednak tym spostrzeżeniem z koleżanką, żeby nie posądziła mnie o to, że jej źle życzę, albo gorzej - zazdroszczę. Truskawki gniją w przedpokoju trzecią godzinę, ale czuję, że ad rem wisi już w powietrzu. Tu kończy się bajka i zaczynają schody. Marynarz tak jej zaimponował, że nie miała śmiałości powiedzieć mu o sobie nudnej prawdy. Najbardziej wyszukanym kłamstwem, czy jak koleżanka to określiła, „nieznaczną korektą rzeczywistości” była opowieść o właśnie zakończonym urlopie w USA. Dokładnie samotnej podróży po Arizonie, gdzie kontemplowała Wielki Kanion. I z tego powodu właśnie te łzy. A dokładnie z tego powodu, że obiecała mu zdjęcie z wymyślonej wycieczki. Teraz podskórnie już czuję, że odegram w tej szopce kluczową rolę. Niestety, mam rację. Koleżanka gdzieś zasłyszała, że trochę znam się na obróbce zdjęć. To nie do końca jest zgodne z prawdą, ale nawet nie próbuję zaprzeczać. Skoro postanowiła poprosić o pomoc mnie, to znaczyło, że jest dostatecznie zdesperowana. Znów zaczyna wyć do słuchawki, więc profilaktycznie zapewniam, że pomogę. Lekki zapach sfermentowanych truskawek dociera do pokoju, ale olewam to chwilowo, mam przecież misję. Koleżanka wysyła mi swojego jpga. Sama kradnę zdjęcie Kanionu Kolorado z internetu, kilka godzin pracy i koleżanka pojawia się na jego tle. Myślę sobie, że wyszło pięknie, odsyłam i biegnę do truskawek. Już prawie je mam, ale wtedy rozbrzmiewa dzwonek telefonu. Dzwoni koleżanka. Płacze jeszcze bardziej niż wcześniej i z wyrzutem mówi, że liczyła na jakieś szpilki i letnią ...enkę w kolorze fuksji, bo w takich jej najładniej. Wracam do komputera, kilka kolejnych godzin pracy i jest obrazek-koleżanka w zwiewnej ...ence i szpilkach od Manolo Blahnika upiększa sobą Wielki Kanion. Odsyłam i znów do truskawki. Tym razem udaje mi się przenieść je do kuchni, ale potem znów dzwoni telefon. Tak, to ona! Wcześniej zapomniała o drobnym szczególe, otóż powiedziała marynarzowi, że odbywała tę podróż konno. Tego było zbyt wiele, ale szantaż płaczem zadziałał. Wybieram zdjęcie najpiękniejszego konia i sadzam na nim koleżankę w szpilkach i ...ence, w tle kanion-odsyłam. Odruchowo szukam telefonu, bo wiem, że zaraz zadzwoni. Ma się jednak tę intuicję, dzwoni. – Czemu ten koń taki ładny? Na jego tle wyglądam jakbym miała ze czterdzieści lat na karku! Dokładnie ma czterdzieści jeden, ale szybko dedukuję, że marynarz nie został wtajemniczony w zawartość metryki. Obiecuję jej , że za godzinę będzie ładniejsza od konia. Znów siadam do komputera. Znacznie pogrubiam konia, mierzwię mu grzywę, dodaję kilka zmarszczek. Nadziwić się nie mogę jak brzydko wyszło. Odsyłam, wcześniej wyłączam telefon. Idę do śmierdzącej winem kuchni, stwierdzam, że nie mam sprzętu do dalszej fermentacji truskawek, a na dżem w obecnej fazie się nie nadają. Wyrzucam je bez żalu, bo przecież zostałam dziś matką chrzestną prawdziwej miłości, a miłość to wartość nadrzędna. Chwilę jeszcze myślę o tym, że marynarz wykazał się jednak sporo większym sprytem od miłości swojego życia, bo wycieczka na najbliższą łajbę w celach fotograficznych zajęła mu pewnie sporo mniej czasu niż mnie niezrobienie dżemu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Ostatnia wskazowka miasto w Danii i 29. Do zobaczenia:-))

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×