Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Sama już nie wiem

Śpicie po pracy? Czy to normalne żeby ciągle spać?

Polecane posty

Gość werka
3 godziny temu, Gość Gos napisał:

Twoja mama ma 50 lat. Pracuje fizycznie.może naprawdę to ponad jej siły w tym wieku?

tez tak myślę. 50 lat to nie 35, ani 40. i pewnie wstaje przed piątą rano!!

Ja pracowalam fizycznie jak mialam od 24 do 28 lat. pięć dni po 6 do 8 godzin - wstawalam 7 rano, a i tak często byłam klapnięta....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tttaaa
3 godziny temu, Gość lila napisał:

Ja mam 41 lat i do pracy codziennie wstaję ok.5. Nie chodzę spać zaraz po pracy ale ok.20 jestem już w łóżku. W weekendy często odsypiam cały tydzień tzn jeżeli nie mam planów to lubię zaliczyc drzemki .

oj ,współczuję bardzo. Ja  mam 39, stuknie mi 40 w październiku. z trudem wstaję o 6:50...  z wielkim trudem.  kładziemy się zwykle w tygodniu ok 22:30, 23. bywa że  o północy. w piątki i soboty siedzimy do pierwszej zwykle i śpimy do 9-10. mamy nastoletnie dziecko.

pozdrawiam cieplo

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tttaaa
3 godziny temu, Gość lila napisał:

Ja mam 41 lat i do pracy codziennie wstaję ok.5. Nie chodzę spać zaraz po pracy ale ok.20 jestem już w łóżku. W weekendy często odsypiam cały tydzień tzn jeżeli nie mam planów to lubię zaliczyc drzemki .

oj ,współczuję bardzo. Ja  mam 39, stuknie mi 40 w październiku. z trudem wstaję o 6:50...  z wielkim trudem.  kładziemy się zwykle w tygodniu ok 22:30, 23. bywa że  o północy. w piątki i soboty siedzimy do pierwszej zwykle i śpimy do 9-10. mamy nastoletnie dziecko.

pozdrawiam cieplo

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosc

JAK TAK ŚPI MOZE MA CUKRZYCĘ TYP2,SERIO

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Sama już nie wiem
1 godzinę temu, Gość Aka napisał:

No to masz odpowiedź,nie wysypia się w nocy bo tata chrapie. Pewnie się ciągle wybudza. Ty na swoje, zwalniają pokój, rodzice do oddzielnych sypialni i mama będzie wypoczęta.

Raczej to nie to, mama śpi jak zabita, jej nic nie przeszkadza i nic jej nie wybudza, sama tak twierdzi. Ona potrafi zasnąć w każdych warunkach, nawet na siedząco w hałasie 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Ja zawsze potrzebowałam drzemki w ciągu dnia. Od dziecka. Chora na nic nie jestem. Tak mam i tyle. A jak wstawałam wcześnie do pracy, to tym bardziej. I nie uważam snu za stratę czasu. Jak widać lepiej mieszkać samemu, przynajmniej nikt ci się nie wtrąca w styl życia i nie wymyśla jak powinnaś czas spędzać.. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tym

Może niech mama zmieni pracę,teraz jest dużo pracy do wyboru.Niech  zbada poziom glukozy i tarczycę.Mam 42 lata, wstaję przed 6.Nigdy nie śpię w dzień .Kładę się wieczorem spać po 20 bo padam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
6 godzin temu, Gość Sama już nie wiem napisał:

Raczej to nie to, mama śpi jak zabita, jej nic nie przeszkadza i nic jej nie wybudza, sama tak twierdzi. Ona potrafi zasnąć w każdych warunkach, nawet na siedząco w hałasie 

Ty się nie zastanawiaj dlaczego, tylko tak jak wcześniej napisałam spróbuj wstawać pomiędzy 4, a 5 rano, idź do roboty, wróć do domu, to będziesz wiedzieć dlaczego matka śpi po południu. Wystarczy jakiś czas tak spać i się przestawisz.

18 minut temu, Gość Tym napisał:

Może niech mama zmieni pracę,teraz jest dużo pracy do wyboru.Niech  zbada poziom glukozy i tarczycę.Mam 42 lata, wstaję przed 6.Nigdy nie śpię w dzień .Kładę się wieczorem spać po 20 bo padam.

Ty wstajesz przed 6, a ta pani co najmniej godzinę wcześniej. Również mam 42 lata i pracuję na 3 zmiany. Na rano wstaję o 4:30 i uwierz mi, że jest kolosalna różnica pomiędzy tą godziną, a twoją. Bo ok 4 jest najmocniejszy sen. Lepiej jest pracować na 3 zmiany i co 3 tydzień robić nocki, niż non stop pracować w godzinach 6-14. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Klunia

Ahaha, w punkt koment, brawo. Sprawdzić cukier, tarczycę i jak jest ok to spać skoro można.

8 godzin temu, Gość Gość napisał:

Autorko wiesz co? Spróbuj codziennie wstawać o 4-4:30,iść do roboty, a po przyjściu zobaczymy jaka rześka jesteś. Mam wrażenie, że sen matki obchodzi cię tylko dlatego, bo by ci pasowało pozbyć się dzieciaka na dwie godziny dziennie. Rada dla matki jeśli jej to przeszkadza. Lżejsza dieta i wzmocnić wątrobę. 

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Antoleczka
10 godzin temu, Gość Sama już nie wiem napisał:

Nie, tata jak opętany ale mama w ogóle 🙂

Nie drażni mnie spanie, po prostu uważam, że to nie jest do końca zdrowe że ktoś przesypia prawie całe wolny czas. Ona sama zauważa, że coś jest nie tak, była u lekarza, zrobiła wszystkie badania krwi jakie się da i wyszło wszystko w normie, cukier i TSH również 

 

rozumiem.

mimo wszystko postarałabym się o sprawdzenie, czy to nie ma w nocy bezdechów.

 

zapytałam o chrapanie, ponieważ mój mąż bardzo chrapał (spałam z nim w stoperach), po pracy zasypiał na kanapie, kładł się odpocząć w sypialni, wiecznie gdzieś przysypiał, aż w końcu dał się namówić na badanie snu. Polegało na tym, że w nocy jego organizm był monitorowany przez maszynkę. Okazało się, że na jego sen składa się wiele malutkich odcinków snu płytkiego poprzecinanych przez mikrowybudzenia oraz kilka bardzo poważnych bezdechów. Lekarz, który czytał wyniki zapytał, czy przyjechał do niego autem, bo jego zdaniem jest na skraju wyczerpania przez miesiące (ba, lata) takiego snu. Bał się, że spowoduje wypadek. A on na co dzień woził nasze małe dziecko... Bezdechy mojego męża były na tyle poważne, że lekarz straszył nas, że P. może się kiedyś po prostu nie obudzić. skończyło się tak, że dostał aparacik z tlenem, z którym teraz śpi. najpierw powiedział, że w życiu nie będzie z tego korzystał, ale jak się 3 razy z nim kimnął i obudził wspaniale wyspany to ta maszynka jest w jego łóżku ważniejsza niż ja ;) spanie w dzień to już stare czasy, ma też lepszy humor, sam z siebie gotuje, sprząta, kąpie dziecko.

 

może mama powinna sprawdzić, czy i u niej w nocy nie dochodzi do takich mikrowybudzeń lub bezdechów?

 

zerkinj na to: http://www.pracowniasnu.pl/mechanizm-czyli-jak-dochodzi-do-powstania-bezdechu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Antoleczka
10 godzin temu, Gość Sama już nie wiem napisał:

Nie, tata jak opętany ale mama w ogóle 🙂

Nie drażni mnie spanie, po prostu uważam, że to nie jest do końca zdrowe że ktoś przesypia prawie całe wolny czas. Ona sama zauważa, że coś jest nie tak, była u lekarza, zrobiła wszystkie badania krwi jakie się da i wyszło wszystko w normie, cukier i TSH również 

 

rozumiem.

mimo wszystko postarałabym się o sprawdzenie, czy to nie ma w nocy bezdechów.

 

zapytałam o chrapanie, ponieważ mój mąż bardzo chrapał (spałam z nim w stoperach), po pracy zasypiał na kanapie, kładł się odpocząć w sypialni, wiecznie gdzieś przysypiał, aż w końcu dał się namówić na badanie snu. Polegało na tym, że w nocy jego organizm był monitorowany przez maszynkę. Okazało się, że na jego sen składa się wiele malutkich odcinków snu płytkiego poprzecinanych przez mikrowybudzenia oraz kilka bardzo poważnych bezdechów. Lekarz, który czytał wyniki zapytał, czy przyjechał do niego autem, bo jego zdaniem jest na skraju wyczerpania przez miesiące (ba, lata) takiego snu. Bał się, że spowoduje wypadek. A on na co dzień woził nasze małe dziecko... Bezdechy mojego męża były na tyle poważne, że lekarz straszył nas, że P. może się kiedyś po prostu nie obudzić. skończyło się tak, że dostał aparacik z tlenem, z którym teraz śpi. najpierw powiedział, że w życiu nie będzie z tego korzystał, ale jak się 3 razy z nim kimnął i obudził wspaniale wyspany to ta maszynka jest w jego łóżku ważniejsza niż ja ;) spanie w dzień to już stare czasy, ma też lepszy humor, sam z siebie gotuje, sprząta, kąpie dziecko.

 

może mama powinna sprawdzić, czy i u niej w nocy nie dochodzi do takich mikrowybudzeń lub bezdechów?

 

zerkinj na to: http://www.pracowniasnu.pl/mechanizm-czyli-jak-dochodzi-do-powstania-bezdechu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Pipa
2 godziny temu, Gość Antoleczka napisał:

rozumiem.

mimo wszystko postarałabym się o sprawdzenie, czy to nie ma w nocy bezdechów.

 

zapytałam o chrapanie, ponieważ mój mąż bardzo chrapał (spałam z nim w stoperach), po pracy zasypiał na kanapie, kładł się odpocząć w sypialni, wiecznie gdzieś przysypiał, aż w końcu dał się namówić na badanie snu. Polegało na tym, że w nocy jego organizm był monitorowany przez maszynkę. Okazało się, że na jego sen składa się wiele malutkich odcinków snu płytkiego poprzecinanych przez mikrowybudzenia oraz kilka bardzo poważnych bezdechów. Lekarz, który czytał wyniki zapytał, czy przyjechał do niego autem, bo jego zdaniem jest na skraju wyczerpania przez miesiące (ba, lata) takiego snu. Bał się, że spowoduje wypadek. A on na co dzień woził nasze małe dziecko... Bezdechy mojego męża były na tyle poważne, że lekarz straszył nas, że P. może się kiedyś po prostu nie obudzić. skończyło się tak, że dostał aparacik z tlenem, z którym teraz śpi. najpierw powiedział, że w życiu nie będzie z tego korzystał, ale jak się 3 razy z nim kimnął i obudził wspaniale wyspany to ta maszynka jest w jego łóżku ważniejsza niż ja 😉 spanie w dzień to już stare czasy, ma też lepszy humor, sam z siebie gotuje, sprząta, kąpie dziecko.

 

może mama powinna sprawdzić, czy i u niej w nocy nie dochodzi do takich mikrowybudzeń lub bezdechów?

 

zerkinj na to: http://www.pracowniasnu.pl/mechanizm-czyli-jak-dochodzi-do-powstania-bezdechu

A od czego zacząć żeby to sprawdzić?  Iść do rodzinnego? 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
5 godzin temu, Gość Tym napisał:

Może niech mama zmieni pracę,teraz jest dużo pracy do wyboru.Niech  zbada poziom glukozy i tarczycę.Mam 42 lata, wstaję przed 6.Nigdy nie śpię w dzień .Kładę się wieczorem spać po 20 bo padam.

Ale za to jaki masz krótki dzień.  Ja już wolę drzemkę 30 minut do godzinki i kłaść się ok 23:30.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Najwidoczniej tak sobie ustawiła rytm dnia. Poza tym jeśli wstaje ok 4 to nie możesz oczekiwać  ze Bedzie śmigać do 22 ,musi odpocząć, a praxa fizyczna meczy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

Ja dobrze rozumiem twoja mamę . 3 lata pracowałąm  fizycznie od 6-14  i zasypiałam juz ok 19-20 . bo zwyczajnie  byłam zmęczona .

Niech sobie kobieta spi bo to bardzo ważne dla organizmu . 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gośc

Autorko, napisałaś wcześniej, że mama przesypia cały wolny czas. Doba ma 24 godziny. 8 godzin praca. Wstaje ok 4:30. To ma półtora godziny z dojazdem. W domu jest ok 15. Ok 15:30 jest po obiedzie. Internet godzina półtora i kładzie się ok 17, więc śpi 2-3 godziny. Wstaje, obrabia domowe obowiązki i pewnie idzie spać po 23. Od godziny 23 do 4:30 jest 5 i pół godziny. Dodaj do tego popołudniowy sen i masz ok 8 godzin. To gdzie ci matka przesypia prawie cały wolny czas co?! Ona przesypia akurat ten czas, w który mogłaby się twoim dzieckiem zająć. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Arkebuz

Studiowałam ciezki i wymagajacy kierunek i robilam drzemke. Do pracy chodze na 7:30 wychodze k. 15. Zjadam obiad i robie godzinna drzemke, o 17 jestem na nogach rzeska i szczesliwa. I moge spokojnie zyc i robic cos do tej 23-24. Jakie to przesypianie zycia? 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosc

Hej autorko poruszyłaś właśnie problem, który mnie dręczy już od dawna i zamienia moje życie w taki już można by powiedziec powoli koszmar. Myślałam, że jestem sama z tym problemem, bo z mojego otoczenia nikt tak nie ma. Zaczynam się już złościć na ludzi, że nie widać po nich by mieli to co ja. Jestem młodsza od twojej mamy o 10 lat i też fizycznie zapieprzam po 8 godzin na taśmie. Był jednak czas gdy pracowałam po 7 godzin w biurze i mimo, że było lepiej to jakoś też szału wielkiego nie było z tym moim samopoczuciem, choć wiadomo teraz mam hardcore, bo tam gdzie pracuję dodatkowo wyciskają pracownika jak cytrynę i wstydu w tym nie mają żadnego. Ja jeszcze około 30-stki nie miałam takich problemów. Problem zauważyłam gdzieś w wieku 37 lat czyli 2 lata temu gdy po urlopie wychowawczym wróciłam do pracy. Jestem kompletnie do niczego! Wracam z pracy i może nie że śpię, ale czują się wyrąbana jakbym dzień wcześniej przez całą noc szalała na jakiejś hardcorowej imprezie. Leże na kanapie i nie mogę się ruszyć. Mam dziecko 6-letnie i to doprowadza mnie do wielkiego poczucia winy, że nie mogę się nim zajmować tak jak mu się to należy. Głównie włączam jakieś bajki i rozmawiamy, ale nie mam siły się z nim pobawić fizycznie. Sytuacja domowa jest wręcz tragiczna. Dom wiecznie zabałaganiony. Gości żadnych nie zapraszam. Robię tylko to co wiem, że absolutnie muszę zrobić czyli zakupy spożywcze, higiena osobista. Porządki jakiejś sensowne nigdy nie mam siły. Obiady jadam na mieście albo każę gotować mężowi, który ma więcej czasu ode mnie. Ale i tak jestem zmęczona wiecznie. Jak jest poniedziałek, wtorek to jeszcze jakoś ciągne, choć jest mi źle, ale już w środe nie mogę wytrzymać, jak jest czwartek to już jest mordęga, a w piątek jestem już tak wyrąbana po całym tygodniu, że wracając do domu końca dnia leżę w łóżku.Wydawałoby się że to powinno mi pomóc, a jeśli nie to już przespana noc na pewno, ale nie jest tak. W sobotę rano nadal czuję się zmęczona tak samo jak w piątek. Jak w sobotę nie odleżę tego całego tygodnia to robie się agresywna. Ta sobota to taka moja kroplówka. W niedziele już czuję się lepiej, tak już prawie normalnie. W niedziele mam już więcej siły by coś tam porobić w domu i jestem w stanie odwiedzić matkę, ale jestem troche już podminowana, że w poniedziałek musze znowu iść do pracy i na dzień następny cała zabawa zaczyna się od początku. Czasami jak w sobotę mąż coś ode mnie chce to już ma prawie pewniak, że urządzę mu karczemną awanturę, z nerwów potrafie sie rozryczeć, trzaskać drzwiami, bo tak sie czuje parszywie. Wydzieram się, że oni wszyscy zaprowadzą mnie do grobu. Wiecznie się czuję taka wyrąbana. A nie daj Boże jak jego rodzice nas zaproszą na obiad, czy wybitnie nie wypada odmówić czegoś to czuję, że ich nienawidzę, a ile się on nasłucha ode mnie to tylko on wie i matki swojej w ten czas już na pewno nie odwiedzam. Tydzień temu męża przyjaciel miał wesele i mąż wielką presje zrobił, że mamy tam być. Wesele było w niedziele. W poniedziałek zasypiałam na taśmie. W zeszłym roku, w sobotę przyjaciółka zaczęła mnie nagabywać smsami, żebym do niej pojechała z dzieckiem do domku nad jezioro. Miałam wtedy wyjątkowo podłe dni w pracy. Byłam nowym pracownikiem, była ogromna presja czasu, popełniałam błąd na błędzie i tak nic mi nie szło, że aż czułam się bardzo upokorzona na tle innych sprytniejszych. Tamtego dnia ze stresu byłam tak nieuważna i oparzyłam się jeszcze dodatkowo gorącą maszyną zgrzewającą. Co chwilę wołałam kierowniczkę, że z tym mam problem, że z tamtym mam problem, że maszyna nie reaguje ma przyciski itp. Koleś który przychodził mi pomóc patrzył na mnie jak na dziwoląga jakiegoś, w sumie do dziś tak na mnie patrzy i tego gościa przez to nienawidzę. Tak czy owak tamtego dnia byłam tak dobita, że przyjaciółce odmówiłam wyjazdu, nie miałam ochoty opowiadać dlaczego, a że przyjaciółka nie mogła tego zrozumieć, że nie chce do niej przyjechać i drążyła temat to coś we mnie pękło. Nie miałam ochoty sie tłumaczyć z mojej parszywej codzienności. Tamtego dnia zerwałam naszą 20-letnią przyjaźń. Do matki ledwie przyjeżdżam by ją odwiedzić. Robiłam badania krwi. Nic nie wykazały. Nie potrafię zrozumieć ludzi którzy żyją tzw. normalnie, którzy wracają z pracy i jeszcze gotują, sprzątają, bawią sie z dzieckiem, mają hobby, idą na siłownie O_O. Dla mnie to jakiś kosmos. Drażni mnie też, że ludzie tzw. normalni nie rozumieją mnie. Czasami mam ochotę palnąć sobie w łeb albo żeby ktoś mnie dobił

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosc

do przedmówcy, a moze spróbuj kupic na allegro sobie witamine b15? Detoksykuje organizm, i podobno u wielu osób mocno zwieksza wydolnosc psycho-fizyczną.

w biosklepach jest tez taki glon chlorella, co mocno detoksykuje

bierzesz tez jakies witaminy inne?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Aisa

Ja skończyłam 37 lat w tym roku i od wielu lat mam to samo samo czyli jestem ciągle padnięta. Ale ja mam depresję i Hashimoto. Sen i leżenie to moje ulubione zajęcia nienawidzę nigdzie chodzić ani nikogo zapraszać bo po takim weekendzie jestem nie do życia 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Sama już nie wiem
2 godziny temu, Gość gosc napisał:

Hej autorko poruszyłaś właśnie problem, który mnie dręczy już od dawna i zamienia moje życie w taki już można by powiedziec powoli koszmar. Myślałam, że jestem sama z tym problemem, bo z mojego otoczenia nikt tak nie ma. Zaczynam się już złościć na ludzi, że nie widać po nich by mieli to co ja. Jestem młodsza od twojej mamy o 10 lat i też fizycznie zapieprzam po 8 godzin na taśmie. Był jednak czas gdy pracowałam po 7 godzin w biurze i mimo, że było lepiej to jakoś też szału wielkiego nie było z tym moim samopoczuciem, choć wiadomo teraz mam hardcore, bo tam gdzie pracuję dodatkowo wyciskają pracownika jak cytrynę i wstydu w tym nie mają żadnego. Ja jeszcze około 30-stki nie miałam takich problemów. Problem zauważyłam gdzieś w wieku 37 lat czyli 2 lata temu gdy po urlopie wychowawczym wróciłam do pracy. Jestem kompletnie do niczego! Wracam z pracy i może nie że śpię, ale czują się wyrąbana jakbym dzień wcześniej przez całą noc szalała na jakiejś hardcorowej imprezie. Leże na kanapie i nie mogę się ruszyć. Mam dziecko 6-letnie i to doprowadza mnie do wielkiego poczucia winy, że nie mogę się nim zajmować tak jak mu się to należy. Głównie włączam jakieś bajki i rozmawiamy, ale nie mam siły się z nim pobawić fizycznie. Sytuacja domowa jest wręcz tragiczna. Dom wiecznie zabałaganiony. Gości żadnych nie zapraszam. Robię tylko to co wiem, że absolutnie muszę zrobić czyli zakupy spożywcze, higiena osobista. Porządki jakiejś sensowne nigdy nie mam siły. Obiady jadam na mieście albo każę gotować mężowi, który ma więcej czasu ode mnie. Ale i tak jestem zmęczona wiecznie. Jak jest poniedziałek, wtorek to jeszcze jakoś ciągne, choć jest mi źle, ale już w środe nie mogę wytrzymać, jak jest czwartek to już jest mordęga, a w piątek jestem już tak wyrąbana po całym tygodniu, że wracając do domu końca dnia leżę w łóżku.Wydawałoby się że to powinno mi pomóc, a jeśli nie to już przespana noc na pewno, ale nie jest tak. W sobotę rano nadal czuję się zmęczona tak samo jak w piątek. Jak w sobotę nie odleżę tego całego tygodnia to robie się agresywna. Ta sobota to taka moja kroplówka. W niedziele już czuję się lepiej, tak już prawie normalnie. W niedziele mam już więcej siły by coś tam porobić w domu i jestem w stanie odwiedzić matkę, ale jestem troche już podminowana, że w poniedziałek musze znowu iść do pracy i na dzień następny cała zabawa zaczyna się od początku. Czasami jak w sobotę mąż coś ode mnie chce to już ma prawie pewniak, że urządzę mu karczemną awanturę, z nerwów potrafie sie rozryczeć, trzaskać drzwiami, bo tak sie czuje parszywie. Wydzieram się, że oni wszyscy zaprowadzą mnie do grobu. Wiecznie się czuję taka wyrąbana. A nie daj Boże jak jego rodzice nas zaproszą na obiad, czy wybitnie nie wypada odmówić czegoś to czuję, że ich nienawidzę, a ile się on nasłucha ode mnie to tylko on wie i matki swojej w ten czas już na pewno nie odwiedzam. Tydzień temu męża przyjaciel miał wesele i mąż wielką presje zrobił, że mamy tam być. Wesele było w niedziele. W poniedziałek zasypiałam na taśmie. W zeszłym roku, w sobotę przyjaciółka zaczęła mnie nagabywać smsami, żebym do niej pojechała z dzieckiem do domku nad jezioro. Miałam wtedy wyjątkowo podłe dni w pracy. Byłam nowym pracownikiem, była ogromna presja czasu, popełniałam błąd na błędzie i tak nic mi nie szło, że aż czułam się bardzo upokorzona na tle innych sprytniejszych. Tamtego dnia ze stresu byłam tak nieuważna i oparzyłam się jeszcze dodatkowo gorącą maszyną zgrzewającą. Co chwilę wołałam kierowniczkę, że z tym mam problem, że z tamtym mam problem, że maszyna nie reaguje ma przyciski itp. Koleś który przychodził mi pomóc patrzył na mnie jak na dziwoląga jakiegoś, w sumie do dziś tak na mnie patrzy i tego gościa przez to nienawidzę. Tak czy owak tamtego dnia byłam tak dobita, że przyjaciółce odmówiłam wyjazdu, nie miałam ochoty opowiadać dlaczego, a że przyjaciółka nie mogła tego zrozumieć, że nie chce do niej przyjechać i drążyła temat to coś we mnie pękło. Nie miałam ochoty sie tłumaczyć z mojej parszywej codzienności. Tamtego dnia zerwałam naszą 20-letnią przyjaźń. Do matki ledwie przyjeżdżam by ją odwiedzić. Robiłam badania krwi. Nic nie wykazały. Nie potrafię zrozumieć ludzi którzy żyją tzw. normalnie, którzy wracają z pracy i jeszcze gotują, sprzątają, bawią sie z dzieckiem, mają hobby, idą na siłownie O_O. Dla mnie to jakiś kosmos. Drażni mnie też, że ludzie tzw. normalni nie rozumieją mnie. Czasami mam ochotę palnąć sobie w łeb albo żeby ktoś mnie dobił

Przykro się to czyta.

widać że jesteś na skraju wytrzymania, nie tylko fizycznie ale przede wszystkim psychicznie. Może to początki depresji czy nerwicy? 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×