Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Haha

Jak mam ból dupy, to chodzę struty:)

Polecane posty

Gość Haha

Może tutaj 😂

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

I usuwam wątki :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosc
11 minut temu, Gość Haha napisał:

Może tutaj 😂

tylko grzecznie proszę bo znów temacik pójdzie do kosza

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Zawsze jest grzecznie. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Amazi umawia się z wiernym 🤣

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość upa

HEJ DEBI. .LKI KAFETERYJSKIE

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosc
3 godziny temu, Gość upa napisał:

HEJ DEBI. .LKI KAFETERYJSKIE

atena nikt o tobie nawet pisać nie chce i twoim wiadrze won

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
2 minuty temu, Gość gosc napisał:

atena nikt o tobie nawet pisać nie chce i twoim wiadrze won

Szuka popularność 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

psychiatry niech poszuka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

KTPARA40 no prosze, tez maja spotkanie z kims ze zb i kam odpalona, oni wam nie przeszkadzają ? dziwne

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
1 minutę temu, Gość gość napisał:

KTPARA40 no prosze, tez maja spotkanie z kims ze zb i kam odpalona, oni wam nie przeszkadzają ? dziwne

nasza sprawa kto nas interesuje

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

Za_milcz_prosze:

jest niejaki hydraulik?

diabel__rogaty:

nie

Za_milcz_prosze:

to mogę gadać

diabel__rogaty:

a co to za jede?

diabel__rogaty:

jeden

Za_milcz_prosze:

uczepił się mnie jak rzep psiego ogona i myśli że będzie mnie dupczył wiecznie

Za_milcz_prosze:

kumpel znam go spoza zbiornika

diabel__rogaty:

to tak jak ja 😄

diabel__rogaty:

hehehehe

Za_milcz_prosze:

ale nie nadaje się do niczego prócz dupczenia od czasu do czasu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
5 minut temu, Gość gość napisał:

KTPARA40 no prosze, tez maja spotkanie z kims ze zb i kam odpalona, oni wam nie przeszkadzają ? dziwne

Muszą zapracować na popularności by pisać o nich buhaha 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

śmieszy mnie pycha i głupota czasemki i amazi, one naprawdę maja się za gwiazdy ojprd

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

isania tego świadectwa skłoniły mnie teksty, które się tutaj pojawiają i przedstawiają modlitwy czyniące cuda. A przecież my potrzebujemy cudów w swoim życiu i chętnie sięgamy po niezawodne modlitwy przynoszące szybkie efekty i zdroje łask.

 

Tak się stało, że Bóg pozwolił, abym odkryła coś co czyni modlitwę niezawodną. Odbyłam w swoim życiu wiele nowenn i wierzcie mi - żadna z nich nie została niewysłuchana. Wszystkie ważne sprawy w moim życiu zostały rozwiązane przez Boga w sposób, w jaki bym się nie spodziewała. Wymodliłam sobie m.in. dobrego męża - miłość mojego życia i wiele szczęśliwych rozwiązań w różnych innych sferach. Bóg w wielu przypadkach wywrócił moje życie do góry nogami, a że przygotowuję się do kolejnej nowenny postanowiłam podzielić się moim świadectwem.

 

Od razu powiem, że każda modlitwa jest skuteczna, brak wysłuchania wynika tylko i wyłącznie z nieprawidłowego odmówienia tej modlitwy. Jak byłam dzieckiem modliłam się w taki sposób: "Panie Boże proszę Cię o…", "Panie Boże daj mi to". Bo JA CHCĘ! To było najważniejsze: BO JA CHCĘ, A TY MASZ MI TO DAĆ BO MOŻESZ, A JEŻELI MI NIE DASZ TO JA SIĘ NA CIEBIE OBRAŻĘ. Na szczęście szybko mi to przeszło. Nie wiem dokładnie kiedy odkryłam tajemnicę dobrej modlitwy, ale na pewno miało na to wpływ spotkanie dobrych księży i zakonników.  

                                                                       

Miałam kiedyś chłopaka. Wielka miłość od pierwszego wejrzenia. Związek trwał 6 lat. Piękny, szczęśliwy i wymarzony. Na niczym mi tak nie zależało jak na tamtym człowieku i życiu z nim. W końcu nadszedł czas na poważne rozmowy - ja kończyłam studia oczekiwałam konkretnych decyzji, on nie wiedział, nie był dojrzały, gotowy.

 

Było mu dobrze tak jak jest. Ja zakochana, skłonna do wielu poświęceń, byleby tylko utrzymać ten związek. Kiedy zaczęło się robić coraz trudniej i związek stanął pod znakiem zapytania stwierdziłam, że trzeba się pomodlić, ale jak tutaj się pomodlić? "Panie Boże spraw, abyśmy byli razem…?" Bez sensu. I wtedy zadałam sobie pytanie: jeżeli Bóg wie najlepiej co jest dla mnie dobre, a moja modlitwa może mu się podobać wtedy, gdy otworzę się na JEGO (nie moją) WOLĘ to czy będę gotowa na to, co się stanie gdy ta wola będzie zupełnie inna niż moja? To było dla mnie bardzo trudne. Musiałam liczyć się z tym, że Bóg może chcieć, aby związek ten się zakończył, ale podjęłam tą decyzję.

 

"Powierz wszystko Jezusowi. To najlepsza modlitwa" >>

 

Postanowiłam, że przez 30 dni nieustannie będę chodzić do kościoła i ofiarować komunię świętą w intencji rozwiązania tej kwestii, z którą się zmagam.

 

To nie było łatwe, ale coraz bardziej towarzyszyło mi przekonanie: "Boże Ty wiesz lepiej. Tobie to zostawiam". Dotrwałam do końca, związek się rozpadł raz na zawsze. Usłyszałam, że "to nie to". Nie będę już opisywać tego przez co przechodziłam bo myślę, że wiele osób zna ból bo rozpadzie związku miłosnego. Po kilku tygodniach cierpienia, w którym dalej mi towarzyszyła myśl, że Bóg wie lepiej i na pewno będzie lepiej zrobiłam drugą taką nowennę. Podczas tych dni poświeconych Bogu miałam cały czas przekonanie, a może nawet jakąś dziwną pewność, że wszystko się ułoży i że muszę być cierpliwa. To była pewność, ja to WIEDZIAŁAM. Bardzo mocno wierzyłam, że Bóg słucha, że zadziała i nic nie mogło tego zmienić. Nie umiem tego inaczej opisać, byłam coraz bardziej spokojniejsza i coraz bardziej PEWNA, że w moim życiu wszystko się ułoży.

 

I wiecie co się stało? W ciągu dwóch lat wyszłam za mąż. Znalazłam cudownego męża, nawet nie sądziłam, że mogę zasługiwać na taką miłość i dobro od drugiego człowieka.

 

Skończyłam studia i dostałam się na III stopień. Kiedyś obawiałam się, co to będzie, jak wyjdę za mąż, gdzie zamieszkam… o to też zadbał Bóg bo mamy mieszkanie… Sama się dziwię, jak bardzo wiele łask Bóg wylewa na nas… nie umiem inaczej tego opisać. Myślę, że bardzo trudno jest się dobrze modlić, bo bardzo trudno jest się otworzyć na wolę Bożą i przyjąć, że może być nie tak jak chcemy. Dlatego do każdej nowenny przygotowuję się kilka tygodni: duchowo, po to, aby się wyciszyć i przyjąć odpowiedź Boga nawet taką, która nie będzie zgodna z moimi oczekiwaniami.

 

Jeżeli chcecie się dobrze modlić, nie traktuje modlitwy jak zaklęcia i nie czekajcie na to, co się stanie.

 

Po prostu załóżcie, że On wie lepiej, a jak nie odpowie tym razem, to ja zapukam jeszcze raz, a potem jeszcze raz.

 

***

 

Chcemy Was zaprosić do złożenia świadectwa. To najskuteczniejsza i najbardziej insprującą metoda do wzajemnego budowania się w wierze i zachęcania tych, którzy z różnych powodów oddalili się od Kościoła, do powrotu do wiary. Jeśli czujesz, że w Twoim życiu wydarzyło się coś, czego nie powinienieś zachować tylko dla siebie, ale powinienieś się tym z innymi podzielić, to nie zastanawiaj się dłużej, tylko po prostu siadaj i pisz. Swoje świadectwo prześlij nam za pomocą tego formularza (kliknij w baner).

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

isania tego świadectwa skłoniły mnie teksty, które się tutaj pojawiają i przedstawiają modlitwy czyniące cuda. A przecież my potrzebujemy cudów w swoim życiu i chętnie sięgamy po niezawodne modlitwy przynoszące szybkie efekty i zdroje łask.

 

Tak się stało, że Bóg pozwolił, abym odkryła coś co czyni modlitwę niezawodną. Odbyłam w swoim życiu wiele nowenn i wierzcie mi - żadna z nich nie została niewysłuchana. Wszystkie ważne sprawy w moim życiu zostały rozwiązane przez Boga w sposób, w jaki bym się nie spodziewała. Wymodliłam sobie m.in. dobrego męża - miłość mojego życia i wiele szczęśliwych rozwiązań w różnych innych sferach. Bóg w wielu przypadkach wywrócił moje życie do góry nogami, a że przygotowuję się do kolejnej nowenny postanowiłam podzielić się moim świadectwem.

 

Od razu powiem, że każda modlitwa jest skuteczna, brak wysłuchania wynika tylko i wyłącznie z nieprawidłowego odmówienia tej modlitwy. Jak byłam dzieckiem modliłam się w taki sposób: "Panie Boże proszę Cię o…", "Panie Boże daj mi to". Bo JA CHCĘ! To było najważniejsze: BO JA CHCĘ, A TY MASZ MI TO DAĆ BO MOŻESZ, A JEŻELI MI NIE DASZ TO JA SIĘ NA CIEBIE OBRAŻĘ. Na szczęście szybko mi to przeszło. Nie wiem dokładnie kiedy odkryłam tajemnicę dobrej modlitwy, ale na pewno miało na to wpływ spotkanie dobrych księży i zakonników.  

                                                                       

Miałam kiedyś chłopaka. Wielka miłość od pierwszego wejrzenia. Związek trwał 6 lat. Piękny, szczęśliwy i wymarzony. Na niczym mi tak nie zależało jak na tamtym człowieku i życiu z nim. W końcu nadszedł czas na poważne rozmowy - ja kończyłam studia oczekiwałam konkretnych decyzji, on nie wiedział, nie był dojrzały, gotowy.

 

Było mu dobrze tak jak jest. Ja zakochana, skłonna do wielu poświęceń, byleby tylko utrzymać ten związek. Kiedy zaczęło się robić coraz trudniej i związek stanął pod znakiem zapytania stwierdziłam, że trzeba się pomodlić, ale jak tutaj się pomodlić? "Panie Boże spraw, abyśmy byli razem…?" Bez sensu. I wtedy zadałam sobie pytanie: jeżeli Bóg wie najlepiej co jest dla mnie dobre, a moja modlitwa może mu się podobać wtedy, gdy otworzę się na JEGO (nie moją) WOLĘ to czy będę gotowa na to, co się stanie gdy ta wola będzie zupełnie inna niż moja? To było dla mnie bardzo trudne. Musiałam liczyć się z tym, że Bóg może chcieć, aby związek ten się zakończył, ale podjęłam tą decyzję.

 

"Powierz wszystko Jezusowi. To najlepsza modlitwa" >>

 

Postanowiłam, że przez 30 dni nieustannie będę chodzić do kościoła i ofiarować komunię świętą w intencji rozwiązania tej kwestii, z którą się zmagam.

 

To nie było łatwe, ale coraz bardziej towarzyszyło mi przekonanie: "Boże Ty wiesz lepiej. Tobie to zostawiam". Dotrwałam do końca, związek się rozpadł raz na zawsze. Usłyszałam, że "to nie to". Nie będę już opisywać tego przez co przechodziłam bo myślę, że wiele osób zna ból bo rozpadzie związku miłosnego. Po kilku tygodniach cierpienia, w którym dalej mi towarzyszyła myśl, że Bóg wie lepiej i na pewno będzie lepiej zrobiłam drugą taką nowennę. Podczas tych dni poświeconych Bogu miałam cały czas przekonanie, a może nawet jakąś dziwną pewność, że wszystko się ułoży i że muszę być cierpliwa. To była pewność, ja to WIEDZIAŁAM. Bardzo mocno wierzyłam, że Bóg słucha, że zadziała i nic nie mogło tego zmienić. Nie umiem tego inaczej opisać, byłam coraz bardziej spokojniejsza i coraz bardziej PEWNA, że w moim życiu wszystko się ułoży.

 

I wiecie co się stało? W ciągu dwóch lat wyszłam za mąż. Znalazłam cudownego męża, nawet nie sądziłam, że mogę zasługiwać na taką miłość i dobro od drugiego człowieka.

 

Skończyłam studia i dostałam się na III stopień. Kiedyś obawiałam się, co to będzie, jak wyjdę za mąż, gdzie zamieszkam… o to też zadbał Bóg bo mamy mieszkanie… Sama się dziwię, jak bardzo wiele łask Bóg wylewa na nas… nie umiem inaczej tego opisać. Myślę, że bardzo trudno jest się dobrze modlić, bo bardzo trudno jest się otworzyć na wolę Bożą i przyjąć, że może być nie tak jak chcemy. Dlatego do każdej nowenny przygotowuję się kilka tygodni: duchowo, po to, aby się wyciszyć i przyjąć odpowiedź Boga nawet taką, która nie będzie zgodna z moimi oczekiwaniami.

 

Jeżeli chcecie się dobrze modlić, nie traktuje modlitwy jak zaklęcia i nie czekajcie na to, co się stanie.

 

Po prostu załóżcie, że On wie lepiej, a jak nie odpowie tym razem, to ja zapukam jeszcze raz, a potem jeszcze raz.

 

***

 

Chcemy Was zaprosić do złożenia świadectwa. To najskuteczniejsza i najbardziej insprującą metoda do wzajemnego budowania się w wierze i zachęcania tych, którzy z różnych powodów oddalili się od Kościoła, do powrotu do wiary. Jeśli czujesz, że w Twoim życiu wydarzyło się coś, czego nie powinienieś zachować tylko dla siebie, ale powinienieś się tym z innymi podzielić, to nie zastanawiaj się dłużej, tylko po prostu siadaj i pisz. Swoje świadectwo prześlij nam za pomocą tego formularza (kliknij w baner).

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
Przed chwilą, Gość gość napisał:

isania tego świadectwa skłoniły mnie teksty, które się tutaj pojawiają i przedstawiają modlitwy czyniące cuda. A przecież my potrzebujemy cudów w swoim życiu i chętnie sięgamy po niezawodne modlitwy przynoszące szybkie efekty i zdroje łask.

 

Tak się stało, że Bóg pozwolił, abym odkryła coś co czyni modlitwę niezawodną. Odbyłam w swoim życiu wiele nowenn i wierzcie mi - żadna z nich nie została niewysłuchana. Wszystkie ważne sprawy w moim życiu zostały rozwiązane przez Boga w sposób, w jaki bym się nie spodziewała. Wymodliłam sobie m.in. dobrego męża - miłość mojego życia i wiele szczęśliwych rozwiązań w różnych innych sferach. Bóg w wielu przypadkach wywrócił moje życie do góry nogami, a że przygotowuję się do kolejnej nowenny postanowiłam podzielić się moim świadectwem.

 

Od razu powiem, że każda modlitwa jest skuteczna, brak wysłuchania wynika tylko i wyłącznie z nieprawidłowego odmówienia tej modlitwy. Jak byłam dzieckiem modliłam się w taki sposób: "Panie Boże proszę Cię o…", "Panie Boże daj mi to". Bo JA CHCĘ! To było najważniejsze: BO JA CHCĘ, A TY MASZ MI TO DAĆ BO MOŻESZ, A JEŻELI MI NIE DASZ TO JA SIĘ NA CIEBIE OBRAŻĘ. Na szczęście szybko mi to przeszło. Nie wiem dokładnie kiedy odkryłam tajemnicę dobrej modlitwy, ale na pewno miało na to wpływ spotkanie dobrych księży i zakonników.  

                                                                       

Miałam kiedyś chłopaka. Wielka miłość od pierwszego wejrzenia. Związek trwał 6 lat. Piękny, szczęśliwy i wymarzony. Na niczym mi tak nie zależało jak na tamtym człowieku i życiu z nim. W końcu nadszedł czas na poważne rozmowy - ja kończyłam studia oczekiwałam konkretnych decyzji, on nie wiedział, nie był dojrzały, gotowy.

 

Było mu dobrze tak jak jest. Ja zakochana, skłonna do wielu poświęceń, byleby tylko utrzymać ten związek. Kiedy zaczęło się robić coraz trudniej i związek stanął pod znakiem zapytania stwierdziłam, że trzeba się pomodlić, ale jak tutaj się pomodlić? "Panie Boże spraw, abyśmy byli razem…?" Bez sensu. I wtedy zadałam sobie pytanie: jeżeli Bóg wie najlepiej co jest dla mnie dobre, a moja modlitwa może mu się podobać wtedy, gdy otworzę się na JEGO (nie moją) WOLĘ to czy będę gotowa na to, co się stanie gdy ta wola będzie zupełnie inna niż moja? To było dla mnie bardzo trudne. Musiałam liczyć się z tym, że Bóg może chcieć, aby związek ten się zakończył, ale podjęłam tą decyzję.

 

"Powierz wszystko Jezusowi. To najlepsza modlitwa" >>

 

Postanowiłam, że przez 30 dni nieustannie będę chodzić do kościoła i ofiarować komunię świętą w intencji rozwiązania tej kwestii, z którą się zmagam.

 

To nie było łatwe, ale coraz bardziej towarzyszyło mi przekonanie: "Boże Ty wiesz lepiej. Tobie to zostawiam". Dotrwałam do końca, związek się rozpadł raz na zawsze. Usłyszałam, że "to nie to". Nie będę już opisywać tego przez co przechodziłam bo myślę, że wiele osób zna ból bo rozpadzie związku miłosnego. Po kilku tygodniach cierpienia, w którym dalej mi towarzyszyła myśl, że Bóg wie lepiej i na pewno będzie lepiej zrobiłam drugą taką nowennę. Podczas tych dni poświeconych Bogu miałam cały czas przekonanie, a może nawet jakąś dziwną pewność, że wszystko się ułoży i że muszę być cierpliwa. To była pewność, ja to WIEDZIAŁAM. Bardzo mocno wierzyłam, że Bóg słucha, że zadziała i nic nie mogło tego zmienić. Nie umiem tego inaczej opisać, byłam coraz bardziej spokojniejsza i coraz bardziej PEWNA, że w moim życiu wszystko się ułoży.

 

I wiecie co się stało? W ciągu dwóch lat wyszłam za mąż. Znalazłam cudownego męża, nawet nie sądziłam, że mogę zasługiwać na taką miłość i dobro od drugiego człowieka.

 

Skończyłam studia i dostałam się na III stopień. Kiedyś obawiałam się, co to będzie, jak wyjdę za mąż, gdzie zamieszkam… o to też zadbał Bóg bo mamy mieszkanie… Sama się dziwię, jak bardzo wiele łask Bóg wylewa na nas… nie umiem inaczej tego opisać. Myślę, że bardzo trudno jest się dobrze modlić, bo bardzo trudno jest się otworzyć na wolę Bożą i przyjąć, że może być nie tak jak chcemy. Dlatego do każdej nowenny przygotowuję się kilka tygodni: duchowo, po to, aby się wyciszyć i przyjąć odpowiedź Boga nawet taką, która nie będzie zgodna z moimi oczekiwaniami.

 

Jeżeli chcecie się dobrze modlić, nie traktuje modlitwy jak zaklęcia i nie czekajcie na to, co się stanie.

 

Po prostu załóżcie, że On wie lepiej, a jak nie odpowie tym razem, to ja zapukam jeszcze raz, a potem jeszcze raz.

 

***

 

Chcemy Was zaprosić do złożenia świadectwa. To najskuteczniejsza i najbardziej insprującą metoda do wzajemnego budowania się w wierze i zachęcania tych, którzy z różnych powodów oddalili się od Kościoła, do powrotu do wiary. Jeśli czujesz, że w Twoim życiu wydarzyło się coś, czego nie powinienieś zachować tylko dla siebie, ale powinienieś się tym z innymi podzielić, to nie zastanawiaj się dłużej, tylko po prostu siadaj i pisz. Swoje świadectwo prześlij nam za pomocą tego formularza (kliknij w baner).

 

żmiju wypierdlaaa/aj

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

isania tego świadectwa skłoniły mnie teksty, które się tutaj pojawiają i przedstawiają modlitwy czyniące cuda. A przecież my potrzebujemy cudów w swoim życiu i chętnie sięgamy po niezawodne modlitwy przynoszące szybkie efekty i zdroje łask.

 

Tak się stało, że Bóg pozwolił, abym odkryła coś co czyni modlitwę niezawodną. Odbyłam w swoim życiu wiele nowenn i wierzcie mi - żadna z nich nie została niewysłuchana. Wszystkie ważne sprawy w moim życiu zostały rozwiązane przez Boga w sposób, w jaki bym się nie spodziewała. Wymodliłam sobie m.in. dobrego męża - miłość mojego życia i wiele szczęśliwych rozwiązań w różnych innych sferach. Bóg w wielu przypadkach wywrócił moje życie do góry nogami, a że przygotowuję się do kolejnej nowenny postanowiłam podzielić się moim świadectwem.

 

Od razu powiem, że każda modlitwa jest skuteczna, brak wysłuchania wynika tylko i wyłącznie z nieprawidłowego odmówienia tej modlitwy. Jak byłam dzieckiem modliłam się w taki sposób: "Panie Boże proszę Cię o…", "Panie Boże daj mi to". Bo JA CHCĘ! To było najważniejsze: BO JA CHCĘ, A TY MASZ MI TO DAĆ BO MOŻESZ, A JEŻELI MI NIE DASZ TO JA SIĘ NA CIEBIE OBRAŻĘ. Na szczęście szybko mi to przeszło. Nie wiem dokładnie kiedy odkryłam tajemnicę dobrej modlitwy, ale na pewno miało na to wpływ spotkanie dobrych księży i zakonników.  

                                                                       

Miałam kiedyś chłopaka. Wielka miłość od pierwszego wejrzenia. Związek trwał 6 lat. Piękny, szczęśliwy i wymarzony. Na niczym mi tak nie zależało jak na tamtym człowieku i życiu z nim. W końcu nadszedł czas na poważne rozmowy - ja kończyłam studia oczekiwałam konkretnych decyzji, on nie wiedział, nie był dojrzały, gotowy.

 

Było mu dobrze tak jak jest. Ja zakochana, skłonna do wielu poświęceń, byleby tylko utrzymać ten związek. Kiedy zaczęło się robić coraz trudniej i związek stanął pod znakiem zapytania stwierdziłam, że trzeba się pomodlić, ale jak tutaj się pomodlić? "Panie Boże spraw, abyśmy byli razem…?" Bez sensu. I wtedy zadałam sobie pytanie: jeżeli Bóg wie najlepiej co jest dla mnie dobre, a moja modlitwa może mu się podobać wtedy, gdy otworzę się na JEGO (nie moją) WOLĘ to czy będę gotowa na to, co się stanie gdy ta wola będzie zupełnie inna niż moja? To było dla mnie bardzo trudne. Musiałam liczyć się z tym, że Bóg może chcieć, aby związek ten się zakończył, ale podjęłam tą decyzję.

 

"Powierz wszystko Jezusowi. To najlepsza modlitwa" >>

 

Postanowiłam, że przez 30 dni nieustannie będę chodzić do kościoła i ofiarować komunię świętą w intencji rozwiązania tej kwestii, z którą się zmagam.

 

To nie było łatwe, ale coraz bardziej towarzyszyło mi przekonanie: "Boże Ty wiesz lepiej. Tobie to zostawiam". Dotrwałam do końca, związek się rozpadł raz na zawsze. Usłyszałam, że "to nie to". Nie będę już opisywać tego przez co przechodziłam bo myślę, że wiele osób zna ból bo rozpadzie związku miłosnego. Po kilku tygodniach cierpienia, w którym dalej mi towarzyszyła myśl, że Bóg wie lepiej i na pewno będzie lepiej zrobiłam drugą taką nowennę. Podczas tych dni poświeconych Bogu miałam cały czas przekonanie, a może nawet jakąś dziwną pewność, że wszystko się ułoży i że muszę być cierpliwa. To była pewność, ja to WIEDZIAŁAM. Bardzo mocno wierzyłam, że Bóg słucha, że zadziała i nic nie mogło tego zmienić. Nie umiem tego inaczej opisać, byłam coraz bardziej spokojniejsza i coraz bardziej PEWNA, że w moim życiu wszystko się ułoży.

 

I wiecie co się stało? W ciągu dwóch lat wyszłam za mąż. Znalazłam cudownego męża, nawet nie sądziłam, że mogę zasługiwać na taką miłość i dobro od drugiego człowieka.

 

Skończyłam studia i dostałam się na III stopień. Kiedyś obawiałam się, co to będzie, jak wyjdę za mąż, gdzie zamieszkam… o to też zadbał Bóg bo mamy mieszkanie… Sama się dziwię, jak bardzo wiele łask Bóg wylewa na nas… nie umiem inaczej tego opisać. Myślę, że bardzo trudno jest się dobrze modlić, bo bardzo trudno jest się otworzyć na wolę Bożą i przyjąć, że może być nie tak jak chcemy. Dlatego do każdej nowenny przygotowuję się kilka tygodni: duchowo, po to, aby się wyciszyć i przyjąć odpowiedź Boga nawet taką, która nie będzie zgodna z moimi oczekiwaniami.

 

Jeżeli chcecie się dobrze modlić, nie traktuje modlitwy jak zaklęcia i nie czekajcie na to, co się stanie.

 

Po prostu załóżcie, że On wie lepiej, a jak nie odpowie tym razem, to ja zapukam jeszcze raz, a potem jeszcze raz.

 

***

 

Chcemy Was zaprosić do złożenia świadectwa. To najskuteczniejsza i najbardziej insprującą metoda do wzajemnego budowania się w wierze i zachęcania tych, którzy z różnych powodów oddalili się od Kościoła, do powrotu do wiary. Jeśli czujesz, że w Twoim życiu wydarzyło się coś, czego nie powinienieś zachować tylko dla siebie, ale powinienieś się tym z innymi podzielić, to nie zastanawiaj się dłużej, tylko po prostu siadaj i pisz. Swoje świadectwo prześlij nam za pomocą tego formularza (kliknij w baner).

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

zbiornikowa urwa się uruchomiła

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

isania tego świadectwa skłoniły mnie teksty, które się tutaj pojawiają i przedstawiają modlitwy czyniące cuda. A przecież my potrzebujemy cudów w swoim życiu i chętnie sięgamy po niezawodne modlitwy przynoszące szybkie efekty i zdroje łask.

 

Tak się stało, że Bóg pozwolił, abym odkryła coś co czyni modlitwę niezawodną. Odbyłam w swoim życiu wiele nowenn i wierzcie mi - żadna z nich nie została niewysłuchana. Wszystkie ważne sprawy w moim życiu zostały rozwiązane przez Boga w sposób, w jaki bym się nie spodziewała. Wymodliłam sobie m.in. dobrego męża - miłość mojego życia i wiele szczęśliwych rozwiązań w różnych innych sferach. Bóg w wielu przypadkach wywrócił moje życie do góry nogami, a że przygotowuję się do kolejnej nowenny postanowiłam podzielić się moim świadectwem.

 

Od razu powiem, że każda modlitwa jest skuteczna, brak wysłuchania wynika tylko i wyłącznie z nieprawidłowego odmówienia tej modlitwy. Jak byłam dzieckiem modliłam się w taki sposób: "Panie Boże proszę Cię o…", "Panie Boże daj mi to". Bo JA CHCĘ! To było najważniejsze: BO JA CHCĘ, A TY MASZ MI TO DAĆ BO MOŻESZ, A JEŻELI MI NIE DASZ TO JA SIĘ NA CIEBIE OBRAŻĘ. Na szczęście szybko mi to przeszło. Nie wiem dokładnie kiedy odkryłam tajemnicę dobrej modlitwy, ale na pewno miało na to wpływ spotkanie dobrych księży i zakonników.  

                                                                       

Miałam kiedyś chłopaka. Wielka miłość od pierwszego wejrzenia. Związek trwał 6 lat. Piękny, szczęśliwy i wymarzony. Na niczym mi tak nie zależało jak na tamtym człowieku i życiu z nim. W końcu nadszedł czas na poważne rozmowy - ja kończyłam studia oczekiwałam konkretnych decyzji, on nie wiedział, nie był dojrzały, gotowy.

 

Było mu dobrze tak jak jest. Ja zakochana, skłonna do wielu poświęceń, byleby tylko utrzymać ten związek. Kiedy zaczęło się robić coraz trudniej i związek stanął pod znakiem zapytania stwierdziłam, że trzeba się pomodlić, ale jak tutaj się pomodlić? "Panie Boże spraw, abyśmy byli razem…?" Bez sensu. I wtedy zadałam sobie pytanie: jeżeli Bóg wie najlepiej co jest dla mnie dobre, a moja modlitwa może mu się podobać wtedy, gdy otworzę się na JEGO (nie moją) WOLĘ to czy będę gotowa na to, co się stanie gdy ta wola będzie zupełnie inna niż moja? To było dla mnie bardzo trudne. Musiałam liczyć się z tym, że Bóg może chcieć, aby związek ten się zakończył, ale podjęłam tą decyzję.

 

"Powierz wszystko Jezusowi. To najlepsza modlitwa" >>

 

Postanowiłam, że przez 30 dni nieustannie będę chodzić do kościoła i ofiarować komunię świętą w intencji rozwiązania tej kwestii, z którą się zmagam.

 

To nie było łatwe, ale coraz bardziej towarzyszyło mi przekonanie: "Boże Ty wiesz lepiej. Tobie to zostawiam". Dotrwałam do końca, związek się rozpadł raz na zawsze. Usłyszałam, że "to nie to". Nie będę już opisywać tego przez co przechodziłam bo myślę, że wiele osób zna ból bo rozpadzie związku miłosnego. Po kilku tygodniach cierpienia, w którym dalej mi towarzyszyła myśl, że Bóg wie lepiej i na pewno będzie lepiej zrobiłam drugą taką nowennę. Podczas tych dni poświeconych Bogu miałam cały czas przekonanie, a może nawet jakąś dziwną pewność, że wszystko się ułoży i że muszę być cierpliwa. To była pewność, ja to WIEDZIAŁAM. Bardzo mocno wierzyłam, że Bóg słucha, że zadziała i nic nie mogło tego zmienić. Nie umiem tego inaczej opisać, byłam coraz bardziej spokojniejsza i coraz bardziej PEWNA, że w moim życiu wszystko się ułoży.

 

I wiecie co się stało? W ciągu dwóch lat wyszłam za mąż. Znalazłam cudownego męża, nawet nie sądziłam, że mogę zasługiwać na taką miłość i dobro od drugiego człowieka.

 

Skończyłam studia i dostałam się na III stopień. Kiedyś obawiałam się, co to będzie, jak wyjdę za mąż, gdzie zamieszkam… o to też zadbał Bóg bo mamy mieszkanie… Sama się dziwię, jak bardzo wiele łask Bóg wylewa na nas… nie umiem inaczej tego opisać. Myślę, że bardzo trudno jest się dobrze modlić, bo bardzo trudno jest się otworzyć na wolę Bożą i przyjąć, że może być nie tak jak chcemy. Dlatego do każdej nowenny przygotowuję się kilka tygodni: duchowo, po to, aby się wyciszyć i przyjąć odpowiedź Boga nawet taką, która nie będzie zgodna z moimi oczekiwaniami.

 

Jeżeli chcecie się dobrze modlić, nie traktuje modlitwy jak zaklęcia i nie czekajcie na to, co się stanie.

 

Po prostu załóżcie, że On wie lepiej, a jak nie odpowie tym razem, to ja zapukam jeszcze raz, a potem jeszcze raz.

 

***

 

Chcemy Was zaprosić do złożenia świadectwa. To najskuteczniejsza i najbardziej insprującą metoda do wzajemnego budowania się w wierze i zachęcania tych, którzy z różnych powodów oddalili się od Kościoła, do powrotu do wiary. Jeśli czujesz, że w Twoim życiu wydarzyło się coś, czego nie powinienieś zachować tylko dla siebie, ale powinienieś się tym z innymi podzielić, to nie zastanawiaj się dłużej, tylko po prostu siadaj i pisz. Swoje świadectwo prześlij nam za pomocą tego formularza (kliknij w baner).

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
3 minuty temu, Gość gość napisał:

zbiornikowa urwa się uruchomiła

sądzisz po sobie, wiem !

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

żmija ty wiesz ,że nos rośnie do końca życia? chcę cie zobaczyć za kilka lat buhahaha

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

isania tego świadectwa skłoniły mnie teksty, które się tutaj pojawiają i przedstawiają modlitwy czyniące cuda. A przecież my potrzebujemy cudów w swoim życiu i chętnie sięgamy po niezawodne modlitwy przynoszące szybkie efekty i zdroje łask.

 

Tak się stało, że Bóg pozwolił, abym odkryła coś co czyni modlitwę niezawodną. Odbyłam w swoim życiu wiele nowenn i wierzcie mi - żadna z nich nie została niewysłuchana. Wszystkie ważne sprawy w moim życiu zostały rozwiązane przez Boga w sposób, w jaki bym się nie spodziewała. Wymodliłam sobie m.in. dobrego męża - miłość mojego życia i wiele szczęśliwych rozwiązań w różnych innych sferach. Bóg w wielu przypadkach wywrócił moje życie do góry nogami, a że przygotowuję się do kolejnej nowenny postanowiłam podzielić się moim świadectwem.

 

Od razu powiem, że każda modlitwa jest skuteczna, brak wysłuchania wynika tylko i wyłącznie z nieprawidłowego odmówienia tej modlitwy. Jak byłam dzieckiem modliłam się w taki sposób: "Panie Boże proszę Cię o…", "Panie Boże daj mi to". Bo JA CHCĘ! To było najważniejsze: BO JA CHCĘ, A TY MASZ MI TO DAĆ BO MOŻESZ, A JEŻELI MI NIE DASZ TO JA SIĘ NA CIEBIE OBRAŻĘ. Na szczęście szybko mi to przeszło. Nie wiem dokładnie kiedy odkryłam tajemnicę dobrej modlitwy, ale na pewno miało na to wpływ spotkanie dobrych księży i zakonników.  

                                                                       

Miałam kiedyś chłopaka. Wielka miłość od pierwszego wejrzenia. Związek trwał 6 lat. Piękny, szczęśliwy i wymarzony. Na niczym mi tak nie zależało jak na tamtym człowieku i życiu z nim. W końcu nadszedł czas na poważne rozmowy - ja kończyłam studia oczekiwałam konkretnych decyzji, on nie wiedział, nie był dojrzały, gotowy.

 

Było mu dobrze tak jak jest. Ja zakochana, skłonna do wielu poświęceń, byleby tylko utrzymać ten związek. Kiedy zaczęło się robić coraz trudniej i związek stanął pod znakiem zapytania stwierdziłam, że trzeba się pomodlić, ale jak tutaj się pomodlić? "Panie Boże spraw, abyśmy byli razem…?" Bez sensu. I wtedy zadałam sobie pytanie: jeżeli Bóg wie najlepiej co jest dla mnie dobre, a moja modlitwa może mu się podobać wtedy, gdy otworzę się na JEGO (nie moją) WOLĘ to czy będę gotowa na to, co się stanie gdy ta wola będzie zupełnie inna niż moja? To było dla mnie bardzo trudne. Musiałam liczyć się z tym, że Bóg może chcieć, aby związek ten się zakończył, ale podjęłam tą decyzję.

 

"Powierz wszystko Jezusowi. To najlepsza modlitwa" >>

 

Postanowiłam, że przez 30 dni nieustannie będę chodzić do kościoła i ofiarować komunię świętą w intencji rozwiązania tej kwestii, z którą się zmagam.

 

To nie było łatwe, ale coraz bardziej towarzyszyło mi przekonanie: "Boże Ty wiesz lepiej. Tobie to zostawiam". Dotrwałam do końca, związek się rozpadł raz na zawsze. Usłyszałam, że "to nie to". Nie będę już opisywać tego przez co przechodziłam bo myślę, że wiele osób zna ból bo rozpadzie związku miłosnego. Po kilku tygodniach cierpienia, w którym dalej mi towarzyszyła myśl, że Bóg wie lepiej i na pewno będzie lepiej zrobiłam drugą taką nowennę. Podczas tych dni poświeconych Bogu miałam cały czas przekonanie, a może nawet jakąś dziwną pewność, że wszystko się ułoży i że muszę być cierpliwa. To była pewność, ja to WIEDZIAŁAM. Bardzo mocno wierzyłam, że Bóg słucha, że zadziała i nic nie mogło tego zmienić. Nie umiem tego inaczej opisać, byłam coraz bardziej spokojniejsza i coraz bardziej PEWNA, że w moim życiu wszystko się ułoży.

 

I wiecie co się stało? W ciągu dwóch lat wyszłam za mąż. Znalazłam cudownego męża, nawet nie sądziłam, że mogę zasługiwać na taką miłość i dobro od drugiego człowieka.

 

Skończyłam studia i dostałam się na III stopień. Kiedyś obawiałam się, co to będzie, jak wyjdę za mąż, gdzie zamieszkam… o to też zadbał Bóg bo mamy mieszkanie… Sama się dziwię, jak bardzo wiele łask Bóg wylewa na nas… nie umiem inaczej tego opisać. Myślę, że bardzo trudno jest się dobrze modlić, bo bardzo trudno jest się otworzyć na wolę Bożą i przyjąć, że może być nie tak jak chcemy. Dlatego do każdej nowenny przygotowuję się kilka tygodni: duchowo, po to, aby się wyciszyć i przyjąć odpowiedź Boga nawet taką, która nie będzie zgodna z moimi oczekiwaniami.

 

Jeżeli chcecie się dobrze modlić, nie traktuje modlitwy jak zaklęcia i nie czekajcie na to, co się stanie.

 

Po prostu załóżcie, że On wie lepiej, a jak nie odpowie tym razem, to ja zapukam jeszcze raz, a potem jeszcze raz.

 

***

 

Chcemy Was zaprosić do złożenia świadectwa. To najskuteczniejsza i najbardziej insprującą metoda do wzajemnego budowania się w wierze i zachęcania tych, którzy z różnych powodów oddalili się od Kościoła, do powrotu do wiary. Jeśli czujesz, że w Twoim życiu wydarzyło się coś, czego nie powinienieś zachować tylko dla siebie, ale powinienieś się tym z innymi podzielić, to nie zastanawiaj się dłużej, tylko po prostu siadaj i pisz. Swoje świadectwo prześlij nam za pomocą tego formularza (kliknij w baner).

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Ale we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham moją żonę (mojego męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych „X” latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Nawet najgorsze da się przecież naprawić, a ja wyrażam wolę i chęć naprawy, jeśli tylko moja (mój) żona (mąż) umożliwi mi taką szansę.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: „Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne”, natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosc

po co ten spam, nie lubicie prawdy o sobie? wolicie swoje mity?przecież 90% waszych fanów ma bekę z was gupie urwiszony

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość


 

Z KSIĄŻKI: JACEK SALIJ, SZUKAJĄCYM DROGI

CZY WOLNO KATOLIKOWI ZGODZIĆ SIĘ NA ROZWÓD?

Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód? Chodzi o następującą sytuację: Żona mnie opuściła i przeprowadziła się do innego. Ja sam drugiego małżeństwa w ogóle nie biorę pod uwagę. Żonie zależy na uzyskaniu rozwodu, bo chciałaby usankcjonować prawnie swoją nową sytuację. Brak mojej zgody utrudni jej uzyskanie rozwodu, ale zarazem będzie odczytany jako małostkowa zemsta urażonego w swojej męskiej dumie jelenia, jako jałowa i nikomu niepotrzebna złośliwość. Z jednej strony mam ochotę zgodzić się na ten rozwód, żeby już raz na zawsze mieć to wszystko poza sobą, z drugiej strony mam mnóstwo wewnętrznych oporów. Jest we mnie (właściwie irracjonalna) nadzieja, że żona jeszcze do mnie wróci; i jest (chyba egoistyczny) lęk przed rozdrapywaniem bolących ran na sali sądowej.

 

Proszę z wyrozumiałością przyjąć mój wykład, który nie będzie bezpośrednią odpowiedzią na Pański list, ale raczej ogólnym przedstawieniem problemu. Pana i Pańskie nieszczęście znam wyłącznie z listu. Może konkretniej potrafiłbym Panu doradzić w bezpośredniej rozmowie. W rozmowie wiele można sobie wyjaśnić jakimś pytaniem, łatwiej rozpoznać trafność lub nietrafność rady, można radzić nie tylko słowem, ale milczeniem, obecnością, obietnicą modlitwy. Również ta okoliczność, że odpowiedź na Pański list jest publikowana, każe mi ją potraktować bardziej ogólnie. Krótko mówiąc: proszę o wyrozumiałość, choć zarazem mam odrobinę nadziei, że jednak pisanie to coś Panu pomoże.

REKLAMA

Zacznę od banalnego stwierdzenia, że trudno spotkać człowieka, który by twierdził, że rozwód jest czymś dobrym. Zwolennicy prawa rozwodowego zawsze bardzo głośno podkreślali, że leży im na sercu trwałość związków małżeńskich, że rozwód jest zawsze czymś złym i że jego dopuszczenia domagają się jedynie w tych wypadkach, kiedy jest on — jak przekonywali — mniejszym złem. Właśnie ta argumentacja jest powodem, że rozwodu nie wystarczy po prostu zarejestrować w urzędzie stanu cywilnego, ale wyrokuje o nim sąd.

Otóż do tego banalnego stwierdzenia, że rozwód jest zawsze jakimś złem, przyłóżmy inne banalne stwierdzenie: że zło na ogół zaczyna się w naszych myślach. Spróbujmy się zastanowić, do jakiego stopnia nasze poglądy na temat dopuszczalności rozwodów stanowią jedną z głównych przyczyn, że rozwody są u nas tak częste.

Z rozwodami jest podobnie jak z każdą inną plagą społeczną: krąg winnych sięga daleko poza bezpośrednie ofiary tej plagi. Weźmy dla przykładu plagę pijaństwa. Bardzo wielu ludzi przyczynia się do żywotności poglądu, że takie czy inne wydarzenia i dokonania trzeba „oblać”; masowo podtrzymujemy stereotypowe sposoby wymuszania kupna alkoholu lub jego wypicia; powtarzamy jak papugi arcyniemądre poglądy, jakoby picie wódki było miarą dzielności albo życzliwości dla kolegi itp. Tylko niektórzy, co się w ten sposób zachowują, kończą w rynsztoku, ale winę za ich wykolejenie w jakimś bardzo realnym sensie ponosimy wszyscy. Gdyby w naszym społeczeństwie nie było atmosfery, sprzyjającej alkoholizmowi, wielu z dzisiejszych pijaków żyłoby dziś pięknie i sensownie.

Czy w naszym społeczeństwie da się zaobserwować jakieś poglądy i stereotypy zachowań, które zwiększają liczbę rozwodów? Otóż sam pogląd, jakoby rozwód był dopuszczalnym rozwiązaniem kryzysu małżeńskiego, pracuje na rzecz rozwodu! Ileż rozbitych par mogłoby do dziś stanowić całkiem udane małżeństwa, gdyby w momencie kryzysu rozwód w ogóle nie wchodził w rachubę jako rozwiązanie. Zupełnie inaczej podchodzi do nauki uczeń, któremu nawet do głowy nie przychodzi myśl, że mógłby szkoły nie ukończyć, aniżeli jego kolega, któremu tylko trochę zależy na uzyskaniu końcowego świadectwa. Ten drugi ma obiektywnie o wiele mniejsze szanse ukończenia szkoły. Jemu przecież na tym nie bardzo zależy, skąd więc weźmie energię i wytrwałość w chwilach, kiedy trzeba się całemu zmobilizować, żeby uporać się z jakimś trudniejszym przedmiotem lub nadrobić zaległości?

Istnieje coś takiego jak moralna wyobraźnia. Może ona być nie rozbudzona lub otępiała — kiedy na przykład sąsiada spotkało nieszczęście, a mnie nawet na myśl nie przyjdzie, że może powinienem mu pomóc lub w jakiś sposób być przy nim.

Jednak moralna wyobraźnia może być również chora — jeśli podsuwając mi złe rozwiązania, dodatkowo utrudnia i tak już niełatwą drogę ku dobru. Otóż również moralna wyobraźnia całych społeczeństw może być dotknięta tępotą lub zwyrodnieniem — przykładów tego historia dostarcza bez liku. Całe społeczeństwa mogą w jakiejś dziedzinie — żeby użyć wyrażenia Księgi Rodzaju — „znać dobro i zło”.

Mogłoby się wydawać, że lepiej jest znać dobro i zło, niż znać samo tylko dobro. Otóż nie. Jeśli znamy również zło, znaczy to, że niedostatecznie poznaliśmy dobro. Gdybyśmy więcej znali dobro, zło by się w ogóle nie pojawiało w naszej wyobraźni jako realna alternatywa. Gdybyśmy więcej rozumieli, czym jest, czym powinno być małżeństwo, nie przychodziłaby nam do głowy nawet możliwość rozwodu, myślelibyśmy raczej nad sposobami uratowania zagrożonej wspólnoty życia. W naszym społeczeństwie nie działałoby tyle mechanizmów, ułatwiających rozwód, pojawiłoby się natomiast więcej mechanizmów przeciwnych.

Powiedział Jan Paweł II w Limerick w Irlandii: „Już sama możliwość uzyskania rozwodu w sferze prawa cywilnego czyni trwałe i stabilne małżeństwo trudniejszym dla każdego”. Sytuacja jest jeszcze trudniejsza, jeśli prawo rozwodowe uzyskało żywą akceptację społeczną. Bo małżeństwu, które przeżywa jakieś problemy, trudno opędzić się wówczas od życzliwych krewnych i przyjaciół, podpowiadających, że nie ma sensu tak się męczyć przez całe życie. Bywa i gorzej: że małżonkowie nawet nie próbują się od takiej życzliwości opędzać, bo i sami nie myślą inaczej.

Każdy rozwód ma w sobie coś z zabójstwa. Rozwód to zabicie miłości — chorej zwykle, czasem bardzo chorej, czasem — biorąc pod ludzku — beznadziejnie chorej. Oczywiście, że zabicie chorego byłoby najprostszym i najskuteczniejszym sposobem usunięcia choroby — tylko czy najlepszym? Czy w ogóle dobrym? Jeśli nawet nie ma nadziei (znów tylko po ludzku mówię, bo przecież Pan Bóg w sprawach tak istotnie dotyczących naszego duchowego dobra chętnie czyni cuda: jeśli tylko się o nie ubiegamy) na pełne uzdrowienie, to czyż wynika stąd, że leczenie nie ma sensu? Nie mówmy zaś pośpiesznie nawet o bardzo skłóconym małżeństwie, że ich miłość już umarła. Miłość to coś duchowego, dlatego nie umiera łatwo, ostatecznie umiera dopiero w piekle.

Czy katolikowi wolno zgodzić się na rozwód? Dotychczas mówiłem tylko o tym, żeby katolik — i w ogóle żaden człowiek — nawet nie myślał o rozwodzie. Ale przecież może się zdarzyć (jak to się niestety zdarzyło w Pańskim małżeństwie), że ktoś wprawdzie nigdy nie pomyślał o rozwodzie, ale z propozycją taką występuje druga strona. Co robić wówczas?

Najpierw chciałbym przestrzec przed pewnym rodzajem niedobrej tolerancji. Wyobraźmy sobie, że ktoś powiada wówczas współmałżonkowi mniej więcej tak: „Żałuję bardzo, że tak się stało. No, ale jeżeli pragniesz ułożyć sobie życie inaczej — ja jestem człowiekiem kulturalnym, nie będę ci przeszkadzał”. Ten model zachowania uznawany jest w niektórych środowiskach za obowiązujący. Jak gdyby była to jedyna kontrpropozycja dla rozwodowej pyskówki na sali sądowej.

REKLAMA

Owszem, w jakimś sensie, nawet wobec zła, należy być tolerancyjnym, tzn. należy raczej tolerować zło niż sięgać przeciwko niemu po środki niemoralne. Ale przecież w opisanej wyżej sytuacji istnieje cały szereg środków nie tylko moralnie dopuszczalnych, ale ze wszech miar pożądanych, za pomocą których być może udałoby się jeszcze uratować małżeństwo (w każdym razie próbować trzeba!) Fałszywa to tolerancja, która prowadzi do moralnego rozbrojenia. Jeśli współmałżonek dąży do rozbicia małżeństwa, to przecież nie ma takiego moralnego prawa, które zakazywałoby mi sygnalizować mu, że czuję się jego postępowaniem bardzo skrzywdzony, że bardzo mi zależy na odbudowie naszego małżeństwa, że gotów jestem do gruntownej rewizji swojej własnej postawy, że można sobie przebaczyć wzajemnie w taki sposób, iż przyjęcie przebaczenia nie będzie niczym upokarzającym itd., itd. To żadna tolerancja, to tylko jej karykatura, jeśli zakazuje ludziom nawet okazywania zdziwienia z powodu dokonywanego zła, jeśli przymusza do udawania, jakoby zło było czymś równie szacownym jak dobro.

Dopiero teraz spróbuję powiedzieć parę słów bezpośrednio na temat Pańskiej sytuacji. Kiedyś wiele nauczyła mnie na ten temat pewna kobieta, którą mąż rzucił osiem lat przed naszą rozmową. Pierwszy pozew rozwodowy sąd oddalił z powodu jej sprzeciwu. Kiedy przyszła do mnie, sprawa toczyła się po raz drugi. Sprzeciw jej nie miałby już praktycznego znaczenia, bo trudno się było spodziewać, żeby sąd odmówił zalegalizowania sytuacji, która faktycznie trwała już tak długo. Sprzeciw jej — i tak nieskuteczny — zburzyłby tylko jej spokój, utrudniłby pracę sądowi i zrozumiano by go wyłącznie jako złośliwość albo upór fanatycznej dewotki.

I proszę sobie wyobrazić, że ona w tej sytuacji, mimo wszystko, nie wyraziła zgody na rozwód. „Nie mogę się zgodzić — mówiła mi. — Dla mojego męża orzeczenie rozwodu to jakby rozgrzeszenie. On chciałby sobie wreszcie powiedzieć: Teraz to już wszystko w porządku! Otóż nie wszystko jest w porządku: nasz syn nie miał ojca, ja mam zmarnowane życie. Jeśli otrzyma rozwód mimo mojego sprzeciwu — to może jednak łatwiej mu przyjdzie kiedyś taka myśl, że jeszcze nie wszystko w porządku, że jeszcze jest mu potrzebne prawdziwe rozgrzeszenie”.

Myślę, że ten punkt widzenia wart jest Pańskiej uwagi. A jeśli zdecydowałem się odpowiadać publicznie na Pański list, to głównie w nadziei, że czytelnicy W drodze pomodlą się za Pana.

 

 

opr. ab/ab


 

 

Data publikacji: 2004-07-12Inne materiały tego autoraInne materiały z tego źródła

 


Podziel się tym materiałem z innymi:

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosc
Przed chwilą, Gość gość napisał:


 

Z KSIĄŻKI: JACEK SALIJ, SZUKAJĄCYM DROGI

CZY WOLNO KATOLIKOWI ZGODZIĆ SIĘ NA ROZWÓD?

Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód? Chodzi o następującą sytuację: Żona mnie opuściła i przeprowadziła się do innego. Ja sam drugiego małżeństwa w ogóle nie biorę pod uwagę. Żonie zależy na uzyskaniu rozwodu, bo chciałaby usankcjonować prawnie swoją nową sytuację. Brak mojej zgody utrudni jej uzyskanie rozwodu, ale zarazem będzie odczytany jako małostkowa zemsta urażonego w swojej męskiej dumie jelenia, jako jałowa i nikomu niepotrzebna złośliwość. Z jednej strony mam ochotę zgodzić się na ten rozwód, żeby już raz na zawsze mieć to wszystko poza sobą, z drugiej strony mam mnóstwo wewnętrznych oporów. Jest we mnie (właściwie irracjonalna) nadzieja, że żona jeszcze do mnie wróci; i jest (chyba egoistyczny) lęk przed rozdrapywaniem bolących ran na sali sądowej.

 

Proszę z wyrozumiałością przyjąć mój wykład, który nie będzie bezpośrednią odpowiedzią na Pański list, ale raczej ogólnym przedstawieniem problemu. Pana i Pańskie nieszczęście znam wyłącznie z listu. Może konkretniej potrafiłbym Panu doradzić w bezpośredniej rozmowie. W rozmowie wiele można sobie wyjaśnić jakimś pytaniem, łatwiej rozpoznać trafność lub nietrafność rady, można radzić nie tylko słowem, ale milczeniem, obecnością, obietnicą modlitwy. Również ta okoliczność, że odpowiedź na Pański list jest publikowana, każe mi ją potraktować bardziej ogólnie. Krótko mówiąc: proszę o wyrozumiałość, choć zarazem mam odrobinę nadziei, że jednak pisanie to coś Panu pomoże.

REKLAMA

Zacznę od banalnego stwierdzenia, że trudno spotkać człowieka, który by twierdził, że rozwód jest czymś dobrym. Zwolennicy prawa rozwodowego zawsze bardzo głośno podkreślali, że leży im na sercu trwałość związków małżeńskich, że rozwód jest zawsze czymś złym i że jego dopuszczenia domagają się jedynie w tych wypadkach, kiedy jest on — jak przekonywali — mniejszym złem. Właśnie ta argumentacja jest powodem, że rozwodu nie wystarczy po prostu zarejestrować w urzędzie stanu cywilnego, ale wyrokuje o nim sąd.

Otóż do tego banalnego stwierdzenia, że rozwód jest zawsze jakimś złem, przyłóżmy inne banalne stwierdzenie: że zło na ogół zaczyna się w naszych myślach. Spróbujmy się zastanowić, do jakiego stopnia nasze poglądy na temat dopuszczalności rozwodów stanowią jedną z głównych przyczyn, że rozwody są u nas tak częste.

Z rozwodami jest podobnie jak z każdą inną plagą społeczną: krąg winnych sięga daleko poza bezpośrednie ofiary tej plagi. Weźmy dla przykładu plagę pijaństwa. Bardzo wielu ludzi przyczynia się do żywotności poglądu, że takie czy inne wydarzenia i dokonania trzeba „oblać”; masowo podtrzymujemy stereotypowe sposoby wymuszania kupna alkoholu lub jego wypicia; powtarzamy jak papugi arcyniemądre poglądy, jakoby picie wódki było miarą dzielności albo życzliwości dla kolegi itp. Tylko niektórzy, co się w ten sposób zachowują, kończą w rynsztoku, ale winę za ich wykolejenie w jakimś bardzo realnym sensie ponosimy wszyscy. Gdyby w naszym społeczeństwie nie było atmosfery, sprzyjającej alkoholizmowi, wielu z dzisiejszych pijaków żyłoby dziś pięknie i sensownie.

Czy w naszym społeczeństwie da się zaobserwować jakieś poglądy i stereotypy zachowań, które zwiększają liczbę rozwodów? Otóż sam pogląd, jakoby rozwód był dopuszczalnym rozwiązaniem kryzysu małżeńskiego, pracuje na rzecz rozwodu! Ileż rozbitych par mogłoby do dziś stanowić całkiem udane małżeństwa, gdyby w momencie kryzysu rozwód w ogóle nie wchodził w rachubę jako rozwiązanie. Zupełnie inaczej podchodzi do nauki uczeń, któremu nawet do głowy nie przychodzi myśl, że mógłby szkoły nie ukończyć, aniżeli jego kolega, któremu tylko trochę zależy na uzyskaniu końcowego świadectwa. Ten drugi ma obiektywnie o wiele mniejsze szanse ukończenia szkoły. Jemu przecież na tym nie bardzo zależy, skąd więc weźmie energię i wytrwałość w chwilach, kiedy trzeba się całemu zmobilizować, żeby uporać się z jakimś trudniejszym przedmiotem lub nadrobić zaległości?

Istnieje coś takiego jak moralna wyobraźnia. Może ona być nie rozbudzona lub otępiała — kiedy na przykład sąsiada spotkało nieszczęście, a mnie nawet na myśl nie przyjdzie, że może powinienem mu pomóc lub w jakiś sposób być przy nim.

Jednak moralna wyobraźnia może być również chora — jeśli podsuwając mi złe rozwiązania, dodatkowo utrudnia i tak już niełatwą drogę ku dobru. Otóż również moralna wyobraźnia całych społeczeństw może być dotknięta tępotą lub zwyrodnieniem — przykładów tego historia dostarcza bez liku. Całe społeczeństwa mogą w jakiejś dziedzinie — żeby użyć wyrażenia Księgi Rodzaju — „znać dobro i zło”.

Mogłoby się wydawać, że lepiej jest znać dobro i zło, niż znać samo tylko dobro. Otóż nie. Jeśli znamy również zło, znaczy to, że niedostatecznie poznaliśmy dobro. Gdybyśmy więcej znali dobro, zło by się w ogóle nie pojawiało w naszej wyobraźni jako realna alternatywa. Gdybyśmy więcej rozumieli, czym jest, czym powinno być małżeństwo, nie przychodziłaby nam do głowy nawet możliwość rozwodu, myślelibyśmy raczej nad sposobami uratowania zagrożonej wspólnoty życia. W naszym społeczeństwie nie działałoby tyle mechanizmów, ułatwiających rozwód, pojawiłoby się natomiast więcej mechanizmów przeciwnych.

Powiedział Jan Paweł II w Limerick w Irlandii: „Już sama możliwość uzyskania rozwodu w sferze prawa cywilnego czyni trwałe i stabilne małżeństwo trudniejszym dla każdego”. Sytuacja jest jeszcze trudniejsza, jeśli prawo rozwodowe uzyskało żywą akceptację społeczną. Bo małżeństwu, które przeżywa jakieś problemy, trudno opędzić się wówczas od życzliwych krewnych i przyjaciół, podpowiadających, że nie ma sensu tak się męczyć przez całe życie. Bywa i gorzej: że małżonkowie nawet nie próbują się od takiej życzliwości opędzać, bo i sami nie myślą inaczej.

Każdy rozwód ma w sobie coś z zabójstwa. Rozwód to zabicie miłości — chorej zwykle, czasem bardzo chorej, czasem — biorąc pod ludzku — beznadziejnie chorej. Oczywiście, że zabicie chorego byłoby najprostszym i najskuteczniejszym sposobem usunięcia choroby — tylko czy najlepszym? Czy w ogóle dobrym? Jeśli nawet nie ma nadziei (znów tylko po ludzku mówię, bo przecież Pan Bóg w sprawach tak istotnie dotyczących naszego duchowego dobra chętnie czyni cuda: jeśli tylko się o nie ubiegamy) na pełne uzdrowienie, to czyż wynika stąd, że leczenie nie ma sensu? Nie mówmy zaś pośpiesznie nawet o bardzo skłóconym małżeństwie, że ich miłość już umarła. Miłość to coś duchowego, dlatego nie umiera łatwo, ostatecznie umiera dopiero w piekle.

Czy katolikowi wolno zgodzić się na rozwód? Dotychczas mówiłem tylko o tym, żeby katolik — i w ogóle żaden człowiek — nawet nie myślał o rozwodzie. Ale przecież może się zdarzyć (jak to się niestety zdarzyło w Pańskim małżeństwie), że ktoś wprawdzie nigdy nie pomyślał o rozwodzie, ale z propozycją taką występuje druga strona. Co robić wówczas?

Najpierw chciałbym przestrzec przed pewnym rodzajem niedobrej tolerancji. Wyobraźmy sobie, że ktoś powiada wówczas współmałżonkowi mniej więcej tak: „Żałuję bardzo, że tak się stało. No, ale jeżeli pragniesz ułożyć sobie życie inaczej — ja jestem człowiekiem kulturalnym, nie będę ci przeszkadzał”. Ten model zachowania uznawany jest w niektórych środowiskach za obowiązujący. Jak gdyby była to jedyna kontrpropozycja dla rozwodowej pyskówki na sali sądowej.

REKLAMA

Owszem, w jakimś sensie, nawet wobec zła, należy być tolerancyjnym, tzn. należy raczej tolerować zło niż sięgać przeciwko niemu po środki niemoralne. Ale przecież w opisanej wyżej sytuacji istnieje cały szereg środków nie tylko moralnie dopuszczalnych, ale ze wszech miar pożądanych, za pomocą których być może udałoby się jeszcze uratować małżeństwo (w każdym razie próbować trzeba!) Fałszywa to tolerancja, która prowadzi do moralnego rozbrojenia. Jeśli współmałżonek dąży do rozbicia małżeństwa, to przecież nie ma takiego moralnego prawa, które zakazywałoby mi sygnalizować mu, że czuję się jego postępowaniem bardzo skrzywdzony, że bardzo mi zależy na odbudowie naszego małżeństwa, że gotów jestem do gruntownej rewizji swojej własnej postawy, że można sobie przebaczyć wzajemnie w taki sposób, iż przyjęcie przebaczenia nie będzie niczym upokarzającym itd., itd. To żadna tolerancja, to tylko jej karykatura, jeśli zakazuje ludziom nawet okazywania zdziwienia z powodu dokonywanego zła, jeśli przymusza do udawania, jakoby zło było czymś równie szacownym jak dobro.

Dopiero teraz spróbuję powiedzieć parę słów bezpośrednio na temat Pańskiej sytuacji. Kiedyś wiele nauczyła mnie na ten temat pewna kobieta, którą mąż rzucił osiem lat przed naszą rozmową. Pierwszy pozew rozwodowy sąd oddalił z powodu jej sprzeciwu. Kiedy przyszła do mnie, sprawa toczyła się po raz drugi. Sprzeciw jej nie miałby już praktycznego znaczenia, bo trudno się było spodziewać, żeby sąd odmówił zalegalizowania sytuacji, która faktycznie trwała już tak długo. Sprzeciw jej — i tak nieskuteczny — zburzyłby tylko jej spokój, utrudniłby pracę sądowi i zrozumiano by go wyłącznie jako złośliwość albo upór fanatycznej dewotki.

I proszę sobie wyobrazić, że ona w tej sytuacji, mimo wszystko, nie wyraziła zgody na rozwód. „Nie mogę się zgodzić — mówiła mi. — Dla mojego męża orzeczenie rozwodu to jakby rozgrzeszenie. On chciałby sobie wreszcie powiedzieć: Teraz to już wszystko w porządku! Otóż nie wszystko jest w porządku: nasz syn nie miał ojca, ja mam zmarnowane życie. Jeśli otrzyma rozwód mimo mojego sprzeciwu — to może jednak łatwiej mu przyjdzie kiedyś taka myśl, że jeszcze nie wszystko w porządku, że jeszcze jest mu potrzebne prawdziwe rozgrzeszenie”.

Myślę, że ten punkt widzenia wart jest Pańskiej uwagi. A jeśli zdecydowałem się odpowiadać publicznie na Pański list, to głównie w nadziei, że czytelnicy W drodze pomodlą się za Pana.

 

 

opr. ab/ab


 

 

Data publikacji: 2004-07-12Inne materiały tego autoraInne materiały z tego źródła

 


Podziel się tym materiałem z innymi:

żałosna urwa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
23 minuty temu, Gość gość napisał:

 

Widać jak mają wywalone na kafe siedzą i czychaja na nowe posty 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gosc

pewnie parchata wklejała, ona oprócz siema i nom  nie potrafi sklecić zdania , teraz wlazła zarobić i spokój

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×