Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość .krystyna

Synowa mnie skrzywdziła

Polecane posty

Gość .krystyna

Mój syn ożenił się 6 lat temu. Wszystko tak nagle się potoczyło: był dość długo sam, potem poznał ją, 2 razy przyprowadził do domu, wymieniliśmy parę słów. Nie minęły trzy miesiące i oznajmili, że się zaręczyli, to było nasze trzecie z nią spotkanie. Byliśmy z mężem w szoku, ale uściskaliśmy ich, pogratulowaliśmy. Obawialiśmy się ciąży, ale synowa sama od siebie zapewniła, że dziecka w drodze nie ma. Jakieś pół roku później był ślub. Zamieszkali w naszym mieście, mają swoje mieszkanie dwie dzielnice dalej. Przed ślubem nie bywali u nas często. Nie zwierzali się nam zbytnio z planów, raczej trzeba było ich zagadywać i ciągnąć za przysłowiowy język. Nasze relacje były dobre. Niemal co tydzień spotykaliśmy się u nas na obiedzie tak jak my niegdyś z mężem u swoich rodziców. Wkrótce potem zmarła moja mama. Synowa przychodziła do szpitala, wspierała ją. Byłam z niej zadowolona. Do czasu. W dwa lata po ślubie synowa zaszła w ciążę. To był początek problemów. Niemal z dnia na dzień nasze relacje się ochłodziły. Czułam, że jest do nas wrogo nastawiona, nie wiedziałam dlaczego. Widywaliśmy się w niedzielę choć już nie tak często jak kiedyś. Kiedy dzwoniłam nie chciała za bardzo rozmawiać. W grudniu urodziła się wnuczka, byliśmy w szpitalu, potem zaraz na chrzcinach...coś było jednak nie tak. Synowa nie chciała żebyśmy przyszli w odwiedziny w święta, tłumaczyła się dzieckiem i połogiem, ale zapowiedzieliśmy, że przyjdziemy. Byliśmy tylko pół godziny. Później widzieliśmy się dopiero na dzień babci i dziadka. Nie chcieli do nas przychodzić, nie odbierali telefonów. Kiedyś wpadliśmy niezapowiedziani, baliśmy się, że coś się stało. Zbyt ciepło nas nie przyjęli. Jakiś czas później sytuacja się powtórzyła, jak wyżej. Podczas spaceru z dzieckiem usłyszeliśmy od syna, że nie możemy wpadać bez zapowiedzi, synowej przy tym nie było. Byliśmy zszokowani z mężem, ja to jeszcze się jakoś trzymałam, ale mąż ze stresu biegunki dostał i musiał ze spaceru uciekać do dzieci. Przeraziliśmy się,  że nie jesteśmy tam mile widziani. Potem było coraz gorzej. Syn czasem przyjeżdżał sam. Ona niezbyt chętnie pozwalała, by cokolwiek koło dziecka robić. Nie było mowy, byśmy mogli sami z dzieckiem pójść na spacer albo wziąć do siebie. Spotkania były coraz rzadsze, może raz na 3-4 tygodnie. Potem synowa zaszła w drugą ciążę. Cieszyliśmy się. Myśleliśmy, że będziemy mogli częściej widywać wnuki, bo synowej pomoc się przyda. Przeliczyliśmy się. Krótko przed porodem synowa miała urodziny. Chcieliśmy złożyć życzenia, ale synowa nie odbierała telefonu, nawet zablokowała połączenie. To był dla nas szok! Parę dni później urodził się wnuczek, dowiedzieliśmy się od innych. Kiedy chcieliśmy przyjechać i pomóc synowi w opiece nad wnuczką, póki synowa nie wróci ze szpitala on nas zbył mówiąc, że nie ma czasu rozmawiać, bo sprząta a później jedzie do szpitala. Doprowadził nas do łez. Wkrótce były chrzciny. poszłam tylko do kościoła, czułam że jestem niemile widziana. Kontakty były jakie były, raz lepiej raz gorzej ale na dystans. Po jakimś czasie dzieci się pochwaliły, że myślą o budowie a z pewnością o zamianie mieszkania na większe. Nie mieli konkretnego planu co, gdzie i jak. Swego czasu podobała im się jakaś działka niedaleko naszego miasta, później mówili o jakimś mieszkaniu w mieście, aż temat ucichł. I nagle gwóźdź do trumny, kupili dom do remontu w mieście w pobliżu rodzinnych synowej. Nie jest to na końcu świata, ale jednak dość daleko. Widzę radość w oczach synowej, coś w rodzaju triumfu. A ja mam żal. Bo zostajemy tu z mężem sami. Niby jest rodzina na miejscu, jacyś znajomi, ale nie mamy więcej dzieci. Nasz syn i wnuki to wszystko co mamy. Mam żal do synowej, że zabrała mi ich, czuję się skrzywdzona. Nie wiem kto się nami na starość zaopiekuje, jestem przerażona. Czasem myślimy, by przeprowadzić się blisko nich, ale nie sądzę, byśmy tam byli mile widziani. NIe wiem czy warto tak ryzykować...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Serendon

Nic nie dzieje się bez przyczyny. Proszę przemyśleć swoje postępowanie. Cofnąć się w czasie i na chłodno ocenić fakty. Dzieci czują się osaczone. Rodziców zadaniem jest zaakceptować wybory dzieci i nie martwić się kto się Panią na starość zaopiekuje. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość .krystyna

Dziękuję bardzo za odpowiedź choć trudno zgodzić mi się z tym co Pani/Pan pisze. Nie uważam, by dzieci były osaczone. Może gdybyśmy wydzwaniali codziennie i wizytowali to owszem, ale my widzieliśmy się raz w tygodniu. Dla mnie to w zupełności normalne. Jak już pisałam my też chodziliśmy raz w tygodniu do swoich rodziców na obiad. Celem tych wizyt była nie tylko chęć spotkania się z dziećmi ale również chęć pomocy, żeby mogli odpocząć po całym tygodniu no i żeby przy okazji zaoszczędzili. Przecież ugotowanie obiadu kosztuje, a młode małżeństwo na dorobku zawsze ma pod górkę, czyż nie? To my ich zapraszaliśmy do siebie, synowa nie musiała nic szykować i się wykosztowywać. Nie nachodziliśmy ich,poza tymi dwoma wizytami, o których pisałam. Co do opieki na starość uważam, że właśnie po to ma się dzieci, żeby były zabezpieczeniem na przyszłość. Przecież musi się urodzić nowe pokolenie, żeby miał kto chleb nam starszym upiec, wypłacić pieniądze w banku itd. No i oczywiście sama opieka. Przecież to oczywiste od pokoleń, że jesteśmy od siebie zależni, na dłuższą metę żaden ZUS nam nie pomoże.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Cyt
9 godzin temu, Gość Serendon napisał:

Nic nie dzieje się bez przyczyny. 

Też tak myślę. 

Być może to co dla Pani jest normalne nie musi być takie dla Pani synowej. To że Pani chodziła do rodziców na niedzielne obiady nie znaczy, że syn z żoną ma przychodzić do Was. Myślę, że pomagać młodym rodzicom w opiece nad dziećmi trzeba wtedy, gdy  poproszą. W innym przypadku to narzucanie sie i wtrącanie w sprawy młodej rodziny. 

Jeśli syn jest szczęśliwy, potrafi być dobrym mężem i ojcem to powinna być Pani z niego dumna, że go dobrze wychowała. Jakże wiele tatusiów z chęcią skorzystało by z propozycji zajęcia się dzieckiem gdy mama w szpitalu rodzi drugie. A Pani syn umie wszystko ogarnąć i nie narzekać. 

Też jestem czyjąś synową. Dla mnie nie do pomyślenia byłyby wizyty co tydzień. Widujemy , się kilka razy w roku. Wystarczy. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Sama prawda

A ja myślę że to nie synowa tylko twój syn cię skrzywdził i zostawił.

Wybrał rodziców żony i to im chce pomagać na starość, ciebie i ojca olał.

To że synowa woli być bliżej swoich rodziców to chyba normalne.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość xxxxxxxxxxxxx

Ja bym się czuła osaczona, gdybym co tydzień musiała chodzić do teściów na obiad...wybacz, ale to młode małżeństwo, teraz z małymi dziećmi, potrzebują być sami, a nie ciągle na obiadki latać. Twój syn pewnie w tygodniu pracuje i weekend to jedyny czas kiedy jego żona może z nim pobyć dłużej. Ja na obiad do teściów jeżdżę raz na 2 lub 3 miesiące tak samo do moich rodziców. Czasami moja mama wpadnie na kawę lub teściowa, albo gdzieś na mieście się widzimy. I radzę Tobie nie przeprowadzać się bliżej nich, bo mogą uciec np. zagranicę i będziecie ich widzieć raz na kilka lat. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ggffdfg

Co tydzień na obiad matko święta to żadnego weekendu nie mieli spokojnego tylko dla siebie???

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość .krystyna

Naprawdę uważacie, że wizyta raz w tygodniu to dużo? Tydzień ma aż 7 dni, 7*24= 168 godzin, z tego ok. 3-5 godzin to wizyta u nas. Przez resztę czasu oni są dla siebie na wyłączność, pomijając pracę itd. Proszę mnie zrozumieć, miałam syna w domu 7 dni w tygodniu, nagle "zwiał" i zostaliśmy sami w domu, nie tak łatwo się przyzwyczaić, że kogoś z domowników brakuje a i tęsknota swoje robi. Przeraziła mnie jednak wypowiedź "Gość Sama prawda". Oby to nie była prawda...zresztą jakże okrutna by była. Synowa ma brata i siostrę, oni mieszkają jeszcze z rodzicami synowej a my mamy tylko syna. Jakim prawem mój syn miałby pomagać rodzicom synowej?! Nie chodzi mi o wzgardę dla nich, ale o fakt, że oni przecież nic dla niego nie zrobili, nie urodzili, nie wychowali, nie karmili itp. A nawet gdyby to robił z samej sympatii czy miłości do żony to przecież synowa ma rodzeństwo, które może zaopiekować się rodzicami, my jesteśmy sami. Nie uważacie, że to niesprawiedliwe?...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość .krystyna

Jestem zrozpaczona tym, co piszecie. Przecież syn miał tak dobrze u nas, niczego mu nie brakowało. Miał swój pokój, nie musiał się dokładać do rachunków, w zasadzie nie musiał w domu nic robić. Dlaczego nami teraz gardzi? Jakim prawem nas tak traktuje? Co my mu takiego zrobiliśmy? Ja tego naprawdę nie rozumiem... Czuję się skrzywdzona.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Żona
5 minut temu, Gość .krystyna napisał:

Naprawdę uważacie, że wizyta raz w tygodniu to dużo? Tydzień ma aż 7 dni, 7*24= 168 godzin, z tego ok. 3-5 godzin to wizyta u nas. Przez resztę czasu oni są dla siebie na wyłączność, pomijając pracę itd. Proszę mnie zrozumieć, miałam syna w domu 7 dni w tygodniu, nagle "zwiał" i zostaliśmy sami w domu, nie tak łatwo się przyzwyczaić, że kogoś z domowników brakuje a i tęsknota swoje robi. Przeraziła mnie jednak wypowiedź "Gość Sama prawda". Oby to nie była prawda...zresztą jakże okrutna by była. Synowa ma brata i siostrę, oni mieszkają jeszcze z rodzicami synowej a my mamy tylko syna. Jakim prawem mój syn miałby pomagać rodzicom synowej?! Nie chodzi mi o wzgardę dla nich, ale o fakt, że oni przecież nic dla niego nie zrobili, nie urodzili, nie wychowali, nie karmili itp. A nawet gdyby to robił z samej sympatii czy miłości do żony to przecież synowa ma rodzeństwo, które może zaopiekować się rodzicami, my jesteśmy sami. Nie uważacie, że to niesprawiedliwe?...

Owszem uważam, że co tydzień na obiad do teściowej to zbyt często. Odetnij kobieto pepowine bo widać, że jeszcze masz z tym problem. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Żona
8 minut temu, Gość .krystyna napisał:

Jestem zrozpaczona tym, co piszecie. Przecież syn miał tak dobrze u nas, niczego mu nie brakowało. Miał swój pokój, nie musiał się dokładać do rachunków, w zasadzie nie musiał w domu nic robić. Dlaczego nami teraz gardzi? Jakim prawem nas tak traktuje? Co my mu takiego zrobiliśmy? Ja tego naprawdę nie rozumiem... Czuję się skrzywdzona.

Kobieto Ty jesteś ograniczona? Syn miał swój pokój!!! Kobieto on ma rodzinę, żonę  i dzieci. To nie jest już twój synuś. Myślę, że synuś się dusil przy takiej mamusi. Całe szczęście, że w porę się ogarnął.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Elli

Temat wyglada na prowokacje, poniewaz zadna normalna matka tak chyba nie mysli? Syn mial u was swoj pokoj i o nic nie musial sie martwic. To super, dla dziecka. Dorosly mezczyzna ma zone i dzieci, wiec pokoj u mamusi nie jest zbyt atrakcyjny. Twoj syn ma obowiazek wychowac wlasne dzieci, zarobic na ich utrzymanie, a nie opiekowac sie rodzicami. Dzieci nie sa nasza wlasnoscia i nie sa nam nic winne. Ja rowniez jestem tesciowa. Syn ma dwoje malych dzieci. Widujemy sie srednio co 2 miesiace, nigdy bez zaproszenia, czasem telefonujemy. Ja mam swoje zycie, a syn swoje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Pola

A ja się nie zgodzę z przedmówcami i rozumiem Panią Krystynę i szczerze współczuję. Wydaje mi się że synowa tutaj jest problemem. Myślę że jej celem od początku było bycie bliżej "swoich". Może właśnie te obiady i spotkania denerwowaly ją że jej rodziny to nie dotyczy i że w jakimś sensie to Państwo jesteście "wygrani" w tej sytuacji. Sama jestem synowa od kilku lat i bardzo nie lubię swojej teściowej. Nie robię jej na złość ale podkreślam miłość do swojej rodziny i staram się trzymać ja na dystans. U nas było akurat kilka ku temu powodów. W Pani przypadku uważam za konieczność poważnie porozmawiać z synem sam na sam. Proszę mu powiedzieć o swoich obawach i uczuciach. Jest zakochany, na pewnie klapki na oczach i tak się właśnie rujnuje życie bliskim. Życzę powodzenia 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tola

Tez jestem podwojna tesciowa, syn z synowa mieszkaja blisko, ale synowe widze raz na 2 miesiace, syna czesciej bo czasem wpadnie sam na chwile. Corka z zieciem mieszkaja 30 km dalej i czasem widzimy sie co miesiac albo dwa. Kilka miesiecy temu urodzil im sie syn a nasz wnuk, i tez nie widzimy go za czesto., bo najpierw chcieli byc sami i sie soba nacieszyc, a teraz czasami wpadne do nich na chwile jak poprosza. Kazdy ma swoje zycie i sie nie narzucamy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Cóż ,życie nie jest proste. Mam w domu męża, który co tydzień jest na noc u ojca. Kiedyś mieszKalismy u teścia pół roku bo był chory. W międzyczasie urodziłam dziecko,mieszkałam w hmmm niezbyt fajnych warunkach ...Zazdroszczę synowej, że Twój syn jest za nia. U mnie niedługo rozwód ,bo już mam dość bycia na drugim planie. Mój mąż nigdy nie powinien wyprowadzać sie z domu rodzinnego.  A co do odwiedzin bez zapowiedzi ... koszmar. Kiedyś mój ojciec ze swoją dziewczyną lubili tak wpadać.  No i do czasu.  Akurat sprzątam kuchnie ale tak na maxa. Szafki puste wszystko na stole i podłodze.  Przyszli,siedzieli pół godz sami w pokoju z kawą, bo ja musiałam posprzątać  kuchnie .  Później szłam do pracy. Innym razem otworzyłam drzwi pół naga😂 To ich nauczyło. Bardzo lubię spotkania rodzinne, serio ,ale zapowiedziane. Tak mało mam czasu dla siebie .praca itd. Ten kto nie pracuje nie zrozumie 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hym..

Nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek wpadał z niezapowiedzianą wizytą, tym bardziej jeśli syn mieszka u siebie i do tego ma rodzinę. To nie jest żadna norma. Nikt nie lubi być zaskakiwany wizytą, jeśli miał inne plany, nawet jeśli przychodzą rodzice. Dorosłe dziecko ma swoje granice i trzeba je szanować, to już nie dziecko, do którego pokoju wchodzi się kiedy chce.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hym..

Myślę, że to normalne, że synowa woli być bliżej swoich rodziców, a jej mąż to rozumie. Bardzo dojrzale. Pamiętaj, że nawet na naukach przedmałżeńskich przypomina się, że po ślubie najważniejsza staje się ŻONA i to o nią najbardziej powinien dbać mąż, potem są w kolejności dzieci a dopiero potem RODZICE. Taka jest kolej rzeczy. Mówią też o tym, że ważne, by nie pozwalać rodzicom zbytnio ingerować w swoje małżeństwo. Wbrew pozorom wiele rozwodów dzieje się przez to, że teściowie nie pozwalają świeżym małżeństwom żyć oddzielnie, po swojemu i ta ingerencja źle się kończy, bo stawiają syna/córkę przed wyborem czy słuchają rodziców, czy żonę (albo jesteś z nami albo przeciwko nam). Jeśli nastawią np. syna przeciw swojej żonie, to do rozwodu krótka droga. Najtrudniej mają samotne matki takich dzieci, trudno im przeciąć pępowinę... 

Twój problem polega chyba na tym, że sobie wyobraziłaś pewien obraz jak będzie u Was wyglądać przyszłość, ale niestety zrobiłaś to dość pod siebie, by Tobie było dobrze. A chyba ważniejsze, by to syn sam decydował, co dla niego jest dobre. 

Masz jedynego syna, zapewne syna mamusi, Wasze oczko w głowie i trudno Ci przyjąć, że kiedyś trzeba odciąć pępowinę. Boli Cię to, że już nie jesteś dla syna najważniejsza. Cóż, taka jest kolej rzeczy, wiele rodziców o tym nie wie przez wiele lat. Może jakbyście mieli jeszcze jedno dziecko, byłoby Wam łatwiej... Dziecka nie wychowuje się dla siebie ale dla innych, dla świata, trzeba się z tym liczyć, że nie jest na własność ale wychowywać w miłości tak, by były empatyczne także do rodziców, ale to musi być ich wybór, nie przymus "bo tak trzeba".

Mam nadzieję, że wydźwięk tego co napisałam nie jest zbyt krytyczny, piszę bardziej by wytłumaczyć te sprawy psychologicznie, tak jak to ogólnie jest, nie jakbyśmy chcieli.... 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość prowo

prowo a wy jak zwykle lykacie jak pelikany

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Praktyczna_blokada_klapki
20 godzin temu, Gość .krystyna napisał:

Niemal co tydzień spotykaliśmy się u nas na obiedzie tak jak my niegdyś z mężem u swoich rodziców. ...

Jak dla mnie dramat. Weekend to czesto dla młodych, pracujących ludzi i jeszcze z małymi dziećmi jedyny czas na wspólne spędzenie czasu. Nie dla każdego takie rutynowe obiadki coniedzielne należą do przyjemności. 

 

20 godzin temu, Gość .krystyna napisał:

Nie chcieli do nas przychodzić, nie odbierali telefonów. Kiedyś wpadliśmy niezapowiedziani, baliśmy się, że coś się stało. Zbyt ciepło nas nie przyjęli. Jakiś czas później sytuacja się powtórzyła, jak wyżej. Podczas spaceru z dzieckiem usłyszeliśmy od syna, że nie możemy wpadać bez zapowiedzi, synowej przy tym nie było. Byliśmy zszokowani z mężem, ja to jeszcze się jakoś trzymałam, ale mąż ze stresu biegunki dostał i musiał ze spaceru uciekać do dzieci. 

Syn wyraźnie powiedział o co chodzi. Nie każdy toleruje niezapowiedziane wizyty. Poczuli się osaczeni. Tekstu o biegunce męża nie skomentuje nawet.    

 

21 godzin temu, Gość .krystyna napisał:

Chcieliśmy złożyć życzenia, ale synowa nie odbierała telefonu, nawet zablokowała połączenie. To był dla nas szok! Parę dni później urodził się wnuczek, dowiedzieliśmy się od innych. 

Tu już niefajnie oni się zachowali. Przede wszystkim Wasz syn. Zrozumiałe że było Wam przykro. 

 

21 godzin temu, Gość .krystyna napisał:

Nasz syn i wnuki to wszystko co mamy. Mam żal do synowej, że zabrała mi ich, czuję się skrzywdzona. Nie wiem kto się nami na starość zaopiekuje, jestem przerażona.

Powyższe wbiło mnie w ziemię. Twój syn to dorosły mężczyzna, mąż innej kobiety i ojciec swoich dzieci. Jego rodzina jest dla niego teraz najważniejsza. Problemem jest  to że On dla Was jest wszystkim co macie czyli standard dla wielu...jedyny sens i cel życia, skoro tak reagujecie. Ostatnie zdanie to czysty egoizm. Czy w chwili obecnej wymagacie opieki 24h? Jeżeli nie to skąd wiesz co będzie za x lat? Bo może być tak że to ta zła synowa będzie Ci tyłek podcierać. Rozumiem że jest Pani przykro ale proszę przemyśleć własne postępowanie. Przede wszystkim porozmawiajcie  z synem szczerze. Bez obecności synowej. Powiedzcie mu wszystko to co tu napisałaś, ustalcie jakieś zasady żeby każdy był zadowolony. Powiem tylko że sama kiedyś dostałam "po dupie" od własnej matki po 4 tygodniach nie odzywania się bez powodu, zero kontaktu, telefonu....bo według mnie byłam taka zabiegana. Dopiero jak mi coś uświadomiła zmieniłam swoje zachowanie. Skończyło się na moim placzu ale coś dotarło. Człowiek docenia coś dopiero jak czuje że może to stracić. Porozmawiajcie ze swoim synem jak najszybciej. Wyrzućcie wszystko co Wam leży na wątrobie. On powinien zrobić to samo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Praktyczna_blokada_klapki
22 minuty temu, Gość prowo napisał:

prowo a wy jak zwykle lykacie jak pelikany

Może i prowo jak większość na kafe. Ale sytuacja z życia wzięta i powszechna. Więc się tu produkujemy 😀

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość .krystyna

Wstyd mi już tu cokolwiek pisać, bo zbesztana zostałam okrutnie i mam wrażenie, że lepiej się nie odzywać... Zarzucają mi tu niektórzy kłamstwo, no cóż, chyba nie są matkami, albo ogarnęła ich jakaś znieczulica. Dziękuję Pani Poli za parę ciepłych słów, było mi to bardzo potrzebne. Moje koleżanki to tylko albo mi współczują na zasadzie "bo te wredne synowe" albo bagatelizują problem "będzie dobrze", a ja po prostu poczułam się wszystkim zdezorientowana i nie wiedziałam co myśleć. Kto wie, może i poczuli się osaczeni, ale powiedzcie mi jak to jest, że przez dwa lata przychodzili na te obiady i było dobrze, a nagle przestali, czemu nic nie powiedzieli?...Nikt nigdy nie miał zamiaru ich skrzywdzić w jakikolwiek sposób. I owszem miałam marzenie o tym, byśmy mieli dobre, bliskie relacje, chcieliśmy być blisko dzieci i wnuków. Czy to taki grzech? Może ona nie chciała...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hej

Krystyno ile masz lat i Twoj syn??

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość .krystyna

Jestem po 60, syn po 30.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Figa

Problem polega na tym, ze to co dla nich jest ok dla ciebie już mniej. Kupili ziemie, będą się budować, wszystko zgodnie z marzeniami każdej rodziny. Ty uważasz ze to wygrana synowej bo będą bliżej jej rodziców ze patrzyła z tryumfem -:) ty widziałaś tryumf a może to po prostu radość ze życie fajnie się układa ( jej perspektywa wiele nie musi być twoja ). Poza tym jak jesteście samotni to spróbuj zaprzyjaźnić się z teściami twojego syna. Odwiedzajcie się i zapraszajcie. Raz święta u was raz u nich. Zapraszajcie na wakacje lub proponujecie wspólny wyjazd - może zaskoczy będzie fajnie. Układacie sobie życie ze swoim synem ale on ma już ułożone życie ze swoją zona i im więcej będziecie marudzić tym bardziej będzie się od was odsuwał. Może na tych coniedzielnych obiadach coś głupiego powiedziałaś i sama nawet nie kojarzysz, może już zapowiadałas jak uważasz ze ma być lub kiedyś będzie. Uwierz ze odległość sprzyja, mniej powodów do sprzeczek czy dyskomfortowych sytuacji. Każde spotkanie będzie umówione i zawsze będzie świętem. Daj czasowi czas i nie lamentuj, zacznij z mężem żyć swoim życiem, jedzcie w miejsca w których jeszcze nie byliście, ciesz się życiem , kup nowa ...enkę a mężowi garnitur, idźcie na tance , poznajcie nowe środowisko. Wolisz siedzieć w garach ? Po co ? Nikt tego nie doceni, ogarnij sytuacje w jakiej jesteś, zacznij się uśmiechać bo od toksycznych ludzi się ucieka. Każdy wiek ma swoje prawa. Miej kasę odłożona na czarna godzinę to będzie pomoc dla syna jak nie będziesz wymagała opieki. Zacznij być kreatywna dla siebie i męża, syn odchowany, założył rodzine tylko się cieszyć. W dzisiejszych czasach wspólne spotkania cieszą kiedy nie są nagminne i sam fakt ze wyliczyłeś ile godzin maja wolnego świadczy ze jesteś roszczeniowo- toksyczna. Przemyśl swoje postępowanie i zmień oczekiwania, nie bądź bluszczem i rozejrzyj się w swojej grupie wiekowej za ludźmi do towarzystwa. Byłaś w górach lub nad morzem w tym roku? Masz internet znajdź fajne miejsce i jedź a twój mąż zamiast dostawiać sraczki niech zacznie przejmować się waszym życiem, kupić bilety do teatru, zaprosić ciebie do restauracji lub nawet kupić kwiaty w lidlu do wazonu. Cieszcie się ze rodzina zdrowa i nic nie musicie to wasz czas. Pozdrawiam

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wiiiii

Droga Krystyno

jestes po 60-tce i szukasz porady na forum gdzie zazwyczaj mlodzi ludzie pisza, ze juz nie wspomne o dzieciach u podstawowki???????????

Brakuje mi slow, 

Nic dziwnego, ze masz takiego syna

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fdefe

Według mnie to

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość fdefe

to prowo

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość xaza

A czy szanowna Krystyna pomyślała chociażby raz o tym czego chcieliby syn i synowa, a zwłaszcza synowa? Piszesz o nich "dzieci", ale synowa to nie Twoja córka! Możecie sobie być bliskie, jak matka z córką, ale ostatecznie to jest czyjaś córka, nie Twoja. Pomyśl, że ona ma matkę, którą zapewne kocha, której chce a może już nawet musi pomagać, a w ostateczności jest coś "winna" jak sugerowałaś wcześniej w poście o zusie. A Ty sobie brutalnie i chamsko chciałaś ją zawłaszczyć. Czy przez te cholerne obiadki synowa choć miała czas i możliwości odwiedzać swoich rodziców? Szczerze wątpię... Pewnie to co "ukradli" Tobie ze spotkań było rzucone niczym ochłap dla jej rodziców a oni też mieli prawo spotykać się z córką i jej rodziną. O rodzeństwie już nawet nie wspominam. Jesteś wstrętna Krystyno, popełniłaś wielką niegodziwość, ale kara właśnie nadeszła. Kiedy Ty się śmiałaś tamci rodzice zapewne płakali i w pokorze swój los nieśli na barkach, teraz Twoja kolej na pokorę, bo widać, że Ci jej brakuje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wes przestan

stara baba po 60 tce szuka porady na kafe

buhehehehehehe

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość onaaaaaaaaa

Haha przez 2 lata przychodzili i się męczyli, ale każda cierpliwość ma swoje granice.... myśleli, że może się ogarniesz jak minie trochę czasu od wyprowadzki syna, ale z Tobą jest jeszcze gorzej. Całe szczęście, że masz mądrego syna, inaczej skończyłby jako maminsynek, stary kawaler, albo rozwodnik, bo żadna kobieta z taką teściową nie wytrzyma. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×