Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Już-nie-mogę

Zatrudnić kogoś, by mąż był zazdrosny?

Polecane posty

Gość Już-nie-mogę

Mój mąż bardzo pragnął dzieci. Ja - mniej. Ale w końcu się zgodziłam. Chciałam dwójkę, on chciał trójkę. Mamy trójkę. Z tym, że od kiedy zaczęły rodzić się dzieci, liczyłam na to, że mąż więcej zaangażuje się w dom. Że dzieci będziemy wychowywać razem. Tymczasem ja rzuciłam karierę, hobby, wszystko, jestem z dziećmi 24/7, a mąż, jak kiedyś tak i teraz, przychodzi z pracy, zjada obiad i ucieka do swojego hobby, czyli w garażu kumpla restaurują sobie motocykle i samochody. Żeby chociaż z tego były pieniądze, ale niestety, tylko wciąż pobiera mnóstwo pieniędzy z wypłaty, by tam się bawić. Wraca późnym wieczorem. Czasem położy się z dziećmi spać i to wszystko. Soboty wyglądają tak samo. Niedziele może trochę bardziej rodzinne, ale i w niedzielę on ucieka na kilkugodzinne nabożeństwo do kościoła, a popołudniu ucina sobie kilkugodzinną drzemkę, wiec niewiele z tej niedzieli zostaje.

Rozmawiamy o tym często. Gdy mu rozkażę, to wprawdzie zajmie się dziećmi na godzinę lub dwie, ale potem mi to wypomina, że "przecież został". Takie rozmowy tylko prowadzą do kłótni. "Czepiasz się" - to wtedy słyszę, gdy proszę, by mniej siedział w garażu, a więcej z nami. Nie mam babci, która chętnie by się zajęła dziećmi, nie stać mnie na regularną opiekunkę, więc siłą rzeczy jestem z nimi sama całymi dniami. Próbowałam przez rok wrócić do pracy, szef szedł mi na rękę, czyli mogłam przyjeżdżać z dziećmi, a dodatkowe obowiązki nadganiałam po nocach. Spałam po dwie godziny na dobę. Gdy prosiłam męża, by pomógł przy dzieciach, tak, żebym nie musiała pracować w nocy, ale mogła zrobić to popołudniami, gdy on jest już w domu, to on się złościł, dlaczego wróciłam do pracy. Nie interesuje się naszymi sprawami, wycieczkami, wakacje planuję ja, rachunki płacę ja, nie pyta o lekarza dzieci, o ich prace domowe, o nic. O nic.

Mam dwa wyjścia, by odzyskać wolność: 1. zostawić dzieci i uciec. Nigdy tego nie zrobię. 2. poczekać, aż cała trójka będzie chodzić do szkoły i wtedy spróbować pracy na pół etatu chociaż. Chciałabym jednak zmusić męża, by się nami zainteresował. Pomyślałam, by może... zapłacić komuś, by zaczął nas choć raz w miesiącu odwiedzać jako "wujek", kogoś, kto by udawał zainteresowanie nami, pisał do nas smsy, tak, żeby mąż poczuł się zagrożony i zazdrosny?

Jestem załamana i dłużej tak nie wytrzymam.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

I dlatego masz aż 3 dzieci, bo Po pierwszym nie zorientowalaś się ci z niego za ojciec. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Kochliwy

 Mogę się zabawić i być  dobrym wujkiem dla twoich dzieci, jak je ułożę do snu będę mógł być ze 2 razy w tygodniu twoim drugim mężem?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość

Nie zmusisz go na siłę, żeby zaczął was kochać. Nie skupiaj się na zachowaniu męża i próbie jego zmiany, bo to nie twoje zadanie (tylko jego). Skup się na sobie, jeśli potrzebujesz pomocy przy dzieciach, poszukaj jej, dbaj o siebie, na ile Ci czas pozwala i dbaj o dzieci,  niech chociaż mają jednego kochającego rodzica.  I na pewno idź do pracy, jeśli to dla ciebie ważne, ale nie kosztem własnego zdrowia. 

Tak swoją drogą, bo sama jestem osobą religijną, nie bardzo rozumiem po co twój mąż chodzi na te długie nabożeństwa w niedziele. Nic mu to nie da, na sądzie będzie miał nomen omen piekło, bo zaniedbuje własną rodzinę,  a "coście uczynili jednemu z moich braci najmniejszych, mnieście uczynili". 

 

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gggg
57 minut temu, Gość Już-nie-mogę napisał:

Mój mąż bardzo pragnął dzieci. Ja - mniej. Ale w końcu się zgodziłam. Chciałam dwójkę, on chciał trójkę. Mamy trójkę. Z tym, że od kiedy zaczęły rodzić się dzieci, liczyłam na to, że mąż więcej zaangażuje się w dom. Że dzieci będziemy wychowywać razem. Tymczasem ja rzuciłam karierę, hobby, wszystko, jestem z dziećmi 24/7, a mąż, jak kiedyś tak i teraz, przychodzi z pracy, zjada obiad i ucieka do swojego hobby, czyli w garażu kumpla restaurują sobie motocykle i samochody. Żeby chociaż z tego były pieniądze, ale niestety, tylko wciąż pobiera mnóstwo pieniędzy z wypłaty, by tam się bawić. Wraca późnym wieczorem. Czasem położy się z dziećmi spać i to wszystko. Soboty wyglądają tak samo. Niedziele może trochę bardziej rodzinne, ale i w niedzielę on ucieka na kilkugodzinne nabożeństwo do kościoła, a popołudniu ucina sobie kilkugodzinną drzemkę, wiec niewiele z tej niedzieli zostaje.

Rozmawiamy o tym często. Gdy mu rozkażę, to wprawdzie zajmie się dziećmi na godzinę lub dwie, ale potem mi to wypomina, że "przecież został". Takie rozmowy tylko prowadzą do kłótni. "Czepiasz się" - to wtedy słyszę, gdy proszę, by mniej siedział w garażu, a więcej z nami. Nie mam babci, która chętnie by się zajęła dziećmi, nie stać mnie na regularną opiekunkę, więc siłą rzeczy jestem z nimi sama całymi dniami. Próbowałam przez rok wrócić do pracy, szef szedł mi na rękę, czyli mogłam przyjeżdżać z dziećmi, a dodatkowe obowiązki nadganiałam po nocach. Spałam po dwie godziny na dobę. Gdy prosiłam męża, by pomógł przy dzieciach, tak, żebym nie musiała pracować w nocy, ale mogła zrobić to popołudniami, gdy on jest już w domu, to on się złościł, dlaczego wróciłam do pracy. Nie interesuje się naszymi sprawami, wycieczkami, wakacje planuję ja, rachunki płacę ja, nie pyta o lekarza dzieci, o ich prace domowe, o nic. O nic.

Mam dwa wyjścia, by odzyskać wolność: 1. zostawić dzieci i uciec. Nigdy tego nie zrobię. 2. poczekać, aż cała trójka będzie chodzić do szkoły i wtedy spróbować pracy na pół etatu chociaż. Chciałabym jednak zmusić męża, by się nami zainteresował. Pomyślałam, by może... zapłacić komuś, by zaczął nas choć raz w miesiącu odwiedzać jako "wujek", kogoś, kto by udawał zainteresowanie nami, pisał do nas smsy, tak, żeby mąż poczuł się zagrożony i zazdrosny?

Jestem załamana i dłużej tak nie wytrzymam.

Z ta zazdroscia i wujkiem wg mnie bez sensu, a po co chcesz pracowac, jak nie musisz, wez opiekunke opiekuna na kilka dni by odpoczywac, zgodzilas sie na 3 dzieci to wiadomo ze opieka potrzebna, ustal grafik kto kiedy odbiera zawozi gdy juz szkola, musisz poczekac az podrosna lub przedszkole

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tak zrobilam kiedys
1 godzinę temu, Gość Już-nie-mogę napisał:

Mój mąż bardzo pragnął dzieci. Ja - mniej. Ale w końcu się zgodziłam. Chciałam dwójkę, on chciał trójkę. Mamy trójkę. Z tym, że od kiedy zaczęły rodzić się dzieci, liczyłam na to, że mąż więcej zaangażuje się w dom. Że dzieci będziemy wychowywać razem. Tymczasem ja rzuciłam karierę, hobby, wszystko, jestem z dziećmi 24/7, a mąż, jak kiedyś tak i teraz, przychodzi z pracy, zjada obiad i ucieka do swojego hobby, czyli w garażu kumpla restaurują sobie motocykle i samochody. Żeby chociaż z tego były pieniądze, ale niestety, tylko wciąż pobiera mnóstwo pieniędzy z wypłaty, by tam się bawić. Wraca późnym wieczorem. Czasem położy się z dziećmi spać i to wszystko. Soboty wyglądają tak samo. Niedziele może trochę bardziej rodzinne, ale i w niedzielę on ucieka na kilkugodzinne nabożeństwo do kościoła, a popołudniu ucina sobie kilkugodzinną drzemkę, wiec niewiele z tej niedzieli zostaje.

Rozmawiamy o tym często. Gdy mu rozkażę, to wprawdzie zajmie się dziećmi na godzinę lub dwie, ale potem mi to wypomina, że "przecież został". Takie rozmowy tylko prowadzą do kłótni. "Czepiasz się" - to wtedy słyszę, gdy proszę, by mniej siedział w garażu, a więcej z nami. Nie mam babci, która chętnie by się zajęła dziećmi, nie stać mnie na regularną opiekunkę, więc siłą rzeczy jestem z nimi sama całymi dniami. Próbowałam przez rok wrócić do pracy, szef szedł mi na rękę, czyli mogłam przyjeżdżać z dziećmi, a dodatkowe obowiązki nadganiałam po nocach. Spałam po dwie godziny na dobę. Gdy prosiłam męża, by pomógł przy dzieciach, tak, żebym nie musiała pracować w nocy, ale mogła zrobić to popołudniami, gdy on jest już w domu, to on się złościł, dlaczego wróciłam do pracy. Nie interesuje się naszymi sprawami, wycieczkami, wakacje planuję ja, rachunki płacę ja, nie pyta o lekarza dzieci, o ich prace domowe, o nic. O nic.

Mam dwa wyjścia, by odzyskać wolność: 1. zostawić dzieci i uciec. Nigdy tego nie zrobię. 2. poczekać, aż cała trójka będzie chodzić do szkoły i wtedy spróbować pracy na pół etatu chociaż. Chciałabym jednak zmusić męża, by się nami zainteresował. Pomyślałam, by może... zapłacić komuś, by zaczął nas choć raz w miesiącu odwiedzać jako "wujek", kogoś, kto by udawał zainteresowanie nami, pisał do nas smsy, tak, żeby mąż poczuł się zagrożony i zazdrosny?

Jestem załamana i dłużej tak nie wytrzymam.

Nie wiesz co zrobic? Gdy on ma urlop zostaw z nim dzieci! !! Zostaw kartke ze bedziesz za tydzien lub dwa! !!Jedz gdzies sama I sie nie odzywaj! Przyjedz jak gdyby nigdy nic. Dziala! 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość gość
2 godziny temu, Gość Już-nie-mogę napisał:

Mój mąż bardzo pragnął dzieci. Ja - mniej. Ale w końcu się zgodziłam. Chciałam dwójkę, on chciał trójkę. Mamy trójkę. Z tym, że od kiedy zaczęły rodzić się dzieci, liczyłam na to, że mąż więcej zaangażuje się w dom. Że dzieci będziemy wychowywać razem. Tymczasem ja rzuciłam karierę, hobby, wszystko, jestem z dziećmi 24/7, a mąż, jak kiedyś tak i teraz, przychodzi z pracy, zjada obiad i ucieka do swojego hobby, czyli w garażu kumpla restaurują sobie motocykle i samochody. Żeby chociaż z tego były pieniądze, ale niestety, tylko wciąż pobiera mnóstwo pieniędzy z wypłaty, by tam się bawić. Wraca późnym wieczorem. Czasem położy się z dziećmi spać i to wszystko. Soboty wyglądają tak samo. Niedziele może trochę bardziej rodzinne, ale i w niedzielę on ucieka na kilkugodzinne nabożeństwo do kościoła, a popołudniu ucina sobie kilkugodzinną drzemkę, wiec niewiele z tej niedzieli zostaje.

Rozmawiamy o tym często. Gdy mu rozkażę, to wprawdzie zajmie się dziećmi na godzinę lub dwie, ale potem mi to wypomina, że "przecież został". Takie rozmowy tylko prowadzą do kłótni. "Czepiasz się" - to wtedy słyszę, gdy proszę, by mniej siedział w garażu, a więcej z nami. Nie mam babci, która chętnie by się zajęła dziećmi, nie stać mnie na regularną opiekunkę, więc siłą rzeczy jestem z nimi sama całymi dniami. Próbowałam przez rok wrócić do pracy, szef szedł mi na rękę, czyli mogłam przyjeżdżać z dziećmi, a dodatkowe obowiązki nadganiałam po nocach. Spałam po dwie godziny na dobę. Gdy prosiłam męża, by pomógł przy dzieciach, tak, żebym nie musiała pracować w nocy, ale mogła zrobić to popołudniami, gdy on jest już w domu, to on się złościł, dlaczego wróciłam do pracy. Nie interesuje się naszymi sprawami, wycieczkami, wakacje planuję ja, rachunki płacę ja, nie pyta o lekarza dzieci, o ich prace domowe, o nic. O nic.

Mam dwa wyjścia, by odzyskać wolność: 1. zostawić dzieci i uciec. Nigdy tego nie zrobię. 2. poczekać, aż cała trójka będzie chodzić do szkoły i wtedy spróbować pracy na pół etatu chociaż. Chciałabym jednak zmusić męża, by się nami zainteresował. Pomyślałam, by może... zapłacić komuś, by zaczął nas choć raz w miesiącu odwiedzać jako "wujek", kogoś, kto by udawał zainteresowanie nami, pisał do nas smsy, tak, żeby mąż poczuł się zagrożony i zazdrosny?

Jestem załamana i dłużej tak nie wytrzymam.

Ty wierzysz w te niedzielne nabożeństwa i to jeszcze kilkugodzinne ? Lepiej to sprawdź .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×