Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Abc

Tak, chcę być żoną czy Wy też ?

Polecane posty

Gość Abc

A więc jeśli chodzi o mnie :

- ślub dużo ułatwia jeśli chodzi o wspólne inwestycje np. kupno, remont, urządzenie wspólnego mieszkania czy domu, samochodu, nie ma wtedy problemu kto za co płaci, bo jest wspólne konto, nie trzeba się zastanawiać kto ma za wczasy załatwić czy w knajpie za obiad zapłacić,  łatwiej kredyt załatwić

- inaczej jest się traktowanym przez rodzinę, gdyż albo się na wszelkie Święta, urodziny chodzi razem albo w ogóle i nikt na tym się w rodzinie nie zastanawia i nie zadaje pytań w stylu „ przyjdziesz na wigilię sama czy z Tym Twoim”, poza tym rodzina też nabiera szacunku do takiej osoby, gdyż wie, że nie jest to jakaś przelotna znajomość i musi przywyknąć do takiej osoby i zaakceptować. Ułatwia kontakty i zbliża do siebie. Nie bez powodu ślub to symbol, że się wchodzi do czyjejś rodziny i wtedy się nie mówi już do rodziców wybranka przez Pan, Pani, szwagier, bratowa, synowa ( a nie dziewczyna mojego 40 letniego syna )

- jest wspólne nazwisko, np państwo Kowalscy i jest jakaś taka integracja, gdziekolwiek się trzeba przedstawiać w jakimś nowym gronie nie ma skrępowania powiedzieć to jest mój mąż czy żona, dzwoniąc gdzieś do urzędu czy poradni mówisz „mój mąż podjedzie albo mój mąż to załatwi” a nie mój chłopak zwłaszcza gdy się już ma 50-tkę na karku, bo to brzmi śmiesznie i niepoważnie

- dzieci mają normalny wzór rodziny - mama, tata mający to samo nazwisko i wszystko po kolei. Bo jak potem nastoletniej córce wytłumaczyć, że ona ma tak samo chłopaka jak jej 40 letnia matka, w związku z tym czemu nie może z nim w łóżku sypiać

- brak plotek w stylu „ ten nawet się z nią ożenić nie chce, zapewne jej nie kocha albo czeka na lepszą opcję, wieczne pytanie a kiedy Wy, a czemu tak a nie inaczej

- względy religijne, tzn brak tłumaczenia się w Kościele, gdy chce się np chrzciny załatwić czy zostać chrzestną lub świadkiem na ślubie u kogoś, a babcie śpią spokojnie, itd

a Wy jak macie ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Vanessa

Sensownie piszesz. Ja tak żyję i nie wyobrażam sobie innej opcji. Albo na poważnie albo wcale.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Zgadywanki.

Chciałabym mieć męża. Człowieka z którym dałoby się iść przez życie, któremu naprawdę by zależało na mnie, z wzajemnością...tylko wtedy to ma sens. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość misia

Wszystko fajnie jak dobrze wyjdziesz za mąż. Jeśli trafisz na manipulatora albo narcyza to nieźle się namęczysz i sporo zapłacisz ( finansowo i psychicznie) zanim  wymiksujesz się z tej bajki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Tylko dobra guma i solidne gumowanie na komisariacie czynią cuda. Musisz poznać smak gumy na milicji. Lać gumą ile wejdzie i zrobić lewatywę gumową gruszką. Przegumować całą Polskę — od morza do Tatr. Lać zimnym końcem.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Ja sobie nie wyobrażam na przykład, że mój facet mówi mi, że mam się do niego wprowadzić, ja rzucam wszystko, robię totalną rewolucję w swoim życiu, a potem tak jak niektóre czekam na oświadczyny latami, bo on dalej nie jest gotowy albo dalej się zastanawia czy ja to ta właściwa, z którą chce życie spędzić, bo mnie "przetestować najpierw musi" i tak testuje 5, 10 lat.

Wspólne mieszkanie przed ślubem owszem, ale wg kolejności - najpierw oficjalna deklaracja, że chce bym jego żoną została czyli oświadczyny i ustalenie jakiejś daty ślubu, np wstępne zamówienie sali, na za rok, a w międzyczasie ogarnianie spraw mieszkaniowych, czyli kto u kogo mieszkać będzie albo szukanie wspólnego mieszkania tak, by w momencie, gdy razem zamieszkamy, to wszystko już między nami jest jasne, że oboje wiemy czego chcemy, a termin ślubu ustalony i każdy wie na czym stoi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc

W sumie po części zgoda, ja nie zmieniłam nazwiska bo mi to nie odpowiadało ze względów zawodowych.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

A ja mieszkam u mojego konkubenta już 15 lat, mamy 2 dzieci, żyjemy sobie bez ślubu. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Jednak Polska to zacofany kraj :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Jestem żoną i jest super. Ktoś od dawna wkręca kobietom, ze małzenstwo to zaścianek, zacofanie, po to, żeby miały gorzej, pod górkę. Ta sama ściema jest z plastikowymi "ekologicznymi" ubraniami i butami. Normalnie "Nagi król" z baśni Andersena.:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
21 minut temu, Gość Gość napisał:

A ja mieszkam u mojego konkubenta już 15 lat, mamy 2 dzieci, żyjemy sobie bez ślubu. 

A gdyby by Ci się oświadczył, to co byś zrobiła?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
25 minut temu, Gość Gosc napisał:

W sumie po części zgoda, ja nie zmieniłam nazwiska bo mi to nie odpowiadało ze względów zawodowych.

Ja nazwisko chcę mieć podwójne, z tych samych względów. Z jednej strony długo na nie pracowałam i nie chcę się od niego odcinać, ale chcę też mieć drugie, by mnie np. na lotnisku nie pytano, czy te dzieci to na pewno moje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
24 minuty temu, Gość Gość napisał:

Jestem żoną i jest super. Ktoś od dawna wkręca kobietom, ze małzenstwo to zaścianek, zacofanie, po to, żeby miały gorzej, pod górkę. Ta sama ściema jest z plastikowymi "ekologicznymi" ubraniami i butami. Normalnie "Nagi król" z baśni Andersena.:)

Ja właśnie tego też nie rozumiem. Dlaczego kobietę, która chce wyjść za mąż nazywa się desperatką. Prawda jest taka, ze jak facet się nie che żenić to zapewne, by "uniknać problemów przy rozwodzie". Jednakże ten sam facet niejednokrotnie chce mieszkać z kobietą, mieć z nią dzieci i nieraz nawet wspólne kredyty, ale ślub to co to nie. Gdzie tu logika?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
6 minut temu, Gość Gość napisał:

A gdyby by Ci się oświadczył, to co byś zrobiła?

Na dzień dobry powiedział że żadnych ślubów:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Zgadzam się, heh pamiętam nawet jak Pani w biurze podróży pierwszy raz nazwała mnie żoną zwracając się do mojego męża, bo zauważyła obrączki i mój mąż był taki dumny i tak się ucieszył, że teraz ludzie nazywają nas małżeństwem, to było miłe. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość k3k

Napisz jeszcze że po ślubie będziesz żądać alimentów gdyby Cię zdradził i połowy rzeczy które on kupi do domu za swoje pieniądze.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość

Wiecie co? Nie raz się spotkałam z czymś takim, że "jak się ludzie kochają, to ślub im niepotrzebny". Jednakże trochę już żyję na świecie i wiem, że nie zawsze "kocham Cię" znaczy to samo. Bo znam wielu facetów, którzy mówią " kocham Cię", ale mają jednocześnie wielką potrzebę niezależności. Mam w swoim otoczeniu taki związek - są razem  4 lata. Każde mieszka osobno. Ona ma parcie na ślub, rodzinę, stabilizację, wspólne mieszkanie itd, a on twierdzi, że ją kocha, ale każda rozmowa w tym temacie się kończy awanturą, że ona na niego naciska, po czym uzasadnia, że nie może się z nią ożenić, bo "widzisz jak jest, ciągle się kłócimy". A kłócą się o to, że on żadnych poważnych kroków nie czyni, a wiecznie tylko samo słuchanie Cię "kocham cię" jej się już znudziło. Błędne koło.

Jak się kogoś kocha, to logiczne jest, że chcesz dobra takiej osoby i chcesz ją uszczęśliwiać. Jak ktoś Ci powie, że chce z Tobą życie spędzić, to powinno Cię w to wtedy ucieszyć, a nie odstraszyć. Są ewidentnie faceci, którzy tego nie rozumieją i rzucają słowami na wyrost, których w dodatku nie rozumieją. A kobieta sobie tłumaczy, no "ale on mnie przecież kocha". Gdyby ją kochał, to chciałby się z nią budzić, z nią zasypiać, jeść razem kolacje i śniadania - taka prawda.

 

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
2 minuty temu, Gość Gość napisał:

Wiecie co? Nie raz się spotkałam z czymś takim, że "jak się ludzie kochają, to ślub im niepotrzebny". Jednakże trochę już żyję na świecie i wiem, że nie zawsze "kocham Cię" znaczy to samo. Bo znam wielu facetów, którzy mówią " kocham Cię", ale mają jednocześnie wielką potrzebę niezależności. Mam w swoim otoczeniu taki związek - są razem  4 lata. Każde mieszka osobno. Ona ma parcie na ślub, rodzinę, stabilizację, wspólne mieszkanie itd, a on twierdzi, że ją kocha, ale każda rozmowa w tym temacie się kończy awanturą, że ona na niego naciska, po czym uzasadnia, że nie może się z nią ożenić, bo "widzisz jak jest, ciągle się kłócimy". A kłócą się o to, że on żadnych poważnych kroków nie czyni, a wiecznie tylko samo słuchanie Cię "kocham cię" jej się już znudziło. Błędne koło.

Jak się kogoś kocha, to logiczne jest, że chcesz dobra takiej osoby i chcesz ją uszczęśliwiać. Jak ktoś Ci powie, że chce z Tobą życie spędzić, to powinno Cię w to wtedy ucieszyć, a nie odstraszyć. Są ewidentnie faceci, którzy tego nie rozumieją i rzucają słowami na wyrost, których w dodatku nie rozumieją. A kobieta sobie tłumaczy, no "ale on mnie przecież kocha". Gdyby ją kochał, to chciałby się z nią budzić, z nią zasypiać, jeść razem kolacje i śniadania - taka prawda.

 

 

Zgadzam się z Tobą ale widzę nie do końca rozumiesz o co tu chodzi. Ja kocham ale nie chce aby mi się kobieta wtracala w sprawy majątkowe. I nie dlatego, że jej nie chce dac, większość rzeczy w życiu robię dla niej.  Nie chce aby się wtracala bo nie umie zarządzać pieniędzmi, pomnażać i inwestować. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Serce

Też bym chciała być czyjąś żoną i mojego partnera nazywać mężem, jest to dla mnie taka swoista deklaracja swoich uczuć i przynależności do siebie. A czy to przetrwa czy nie przetrwa to już inna bajka, różnie w życiu jest i szanuję też osoby, które się na małżeństwo nie decydują. Nie uważam, że ich związek jest lepszy czy gorszy, jest po prostu taki na jaki się dwie osoby decydują, bo też się kochają i nie ma w tym nic niezwykłego 🙂

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość UANL

Hipokryzją.

Ciekawe czy jeśli tak cenicie religje to do ślubu jesteście dziewicami?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość k3k
7 minut temu, Gość Gość napisał:

 

Jak się kogoś kocha, to logiczne jest, że chcesz dobra takiej osoby i chcesz ją uszczęśliwiać. Jak ktoś Ci powie, że chce z Tobą życie spędzić, to powinno Cię w to wtedy ucieszyć, a nie odstraszyć. Są ewidentnie faceci, którzy tego nie rozumieją i rzucają słowami na wyrost, których w dodatku nie rozumieją. A kobieta sobie tłumaczy, no "ale on mnie przecież kocha". Gdyby ją kochał, to chciałby się z nią budzić, z nią zasypiać, jeść razem kolacje i śniadania - taka prawda.

Jak chce to może z nim zasypiać, budzić się, jeść kolacje, obiad i śniadanie bez ślubu. Ślub to nie przyprawa do sałaty ani prześcieradło, żeby miał wpływ na smak potraw albo wygodę w łóżku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
28 minut temu, Gość k3k napisał:

Napisz jeszcze że po ślubie będziesz żądać alimentów gdyby Cię zdradził i połowy rzeczy które on kupi do domu za swoje pieniądze.

A skąd założenie, że mam żądać alimentów i połowy rzeczy, które on kupił? Alimenty dostaje współmałżonek, który jest w niedostatku z nie swojej winy. Np. żona zajmowała się domem i dziećmi, bo tak razem uzgodnili, bo on chciał wracać do domu i mieć obiad na stole i uprasowane ciuchy w szafie, a potem po 15 latach odchodzi do kochanki i ona z dnia na dzień zostaje bez środków do życia? Ile to niby jest takich przypadków w dzisiejszych czasach? Ile kobiet sobie na takie coś pozwala? Znam tylko jeden przypadek taki w mojej rodzinie - on płaci alimenty na dzieci i byłą żonę, gdyż jedno dziecko jest niepełnosprawne, dlatego ona nie pracowała nigdy zawodowo, bo się nim od urodzenia zajmuje. Z czego więc miała by żyć, gdyby zechciał odejść? Proszę bardzo - niech on to dziecko weźmie pod opiekę, wtedy ona owszem może pójść do pracy, ale jest jak jest i on z tym nie ma problemu.

Skąd z góry założenie, że to facet więcej zarabia i mieszkanie urządza a kobieta grosza nie dokłada? To są jakieś stereotypy. Jak się jest po 30-tce to każdy jakiś tam już swój dobytek ma, mieszkanie, samochód, jakiś status zawodowy również i nierzadko swoje oszczędności. W większości związków które znam ludzie  zarabiają bardzo podobnie, a wcale nierzadko kobieta nieraz więcej od swojego faceta i razem mieszkanie remontują i urządzają, swoje meble i sprzęty do wspólnego mieszkania wnoszą. Mam taką znajomą, która jest analitykiem w banku i bardzo dobrze zarabia, a jej facet wózkiem widłowym w Biedronce jeździ. Małżeństwo z nią by mu podniosło status życiowy, przy wspólnym koncie, to on by na tym skorzystał, twierdzi, że kocha, a mimo tego on się żenić nie chce, bo "po co ten papier". Przecież ewidentnie na rozwodzie z nią by nie stracił tylko zyskał. Jak to wytłumaczyć? Czeka na jeszcze lepszą opcję?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Aaa
1 godzinę temu, Gość Abc napisał:

 inaczej jest się traktowanym przez rodzinę, gdyż albo się na wszelkie Święta, urodziny chodzi razem albo w ogóle i nikt na tym się w rodzinie nie zastanawia i nie zadaje pytań w stylu „ przyjdziesz na wigilię sama czy z Tym Twoim”, poza tym rodzina też nabiera szacunku do takiej osoby, gdyż wie, że nie jest to jakaś przelotna znajomość i musi przywyknąć do takiej osoby i zaakceptować. Ułatwia kontakty i zbliża do siebie. Nie bez powodu ślub to symbol, że się wchodzi do czyjejś rodziny i wtedy się nie mówi już do rodziców wybranka przez Pan, Pani, szwagier, bratowa, synowa ( a nie dziewczyna mojego 40 letniego syna )

 

Brr. Akurat to jest straszne. Nie znoszę rodziny męża, rozmawiam z nimi tylko ze względu na niego. Oni też nie pałają do mnie sympatią. Wolałabym by był z Domu Dziecka. Koszmar. W życiu nie powiem do teściów mamo i tato. Pod tym względem żałuję, że wyszłam za mąż. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
34 minuty temu, Gość Gość napisał:

Zgadzam się z Tobą ale widzę nie do końca rozumiesz o co tu chodzi. Ja kocham ale nie chce aby mi się kobieta wtracala w sprawy majątkowe. I nie dlatego, że jej nie chce dac, większość rzeczy w życiu robię dla niej.  Nie chce aby się wtracala bo nie umie zarządzać pieniędzmi, pomnażać i inwestować. 

Jest coś takiego jak rozdzielność majątkowa - ona ma męża i status żony, a Ty swoje pieniądze bezpieczne. I wilk syty i owca cała.

Przecież taki układ mógłby się bardzo dobrze sprawdzić, a wytłumaczyć też to jest bardzo prosto. Mówisz, że robisz to dla jej dobra, bo robisz ryzykowne interesy i nie chcesz, że gdyby coś poszło nie tak ona Twoje długi musiała spłacać albo by jej komornik coś z konta zabierał na Twoje nietrafione inwestycje.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gość
14 minut temu, Gość Aaa napisał:

Brr. Akurat to jest straszne. Nie znoszę rodziny męża, rozmawiam z nimi tylko ze względu na niego. Oni też nie pałają do mnie sympatią. Wolałabym by był z Domu Dziecka. Koszmar. W życiu nie powiem do teściów mamo i tato. Pod tym względem żałuję, że wyszłam za mąż. 

Być może nie pałają do Ciebie sympatią, ale gdybyś była na statusie dziewczyny, to on by wiecznie zapewne wysłuchiwał, że ma sobie kogoś innego znaleźć, bo jesteś taka i owaka. Jesteś jednak żoną i choćby Cię nie lubili, wiedzą, że na tego typu gadki już dużo za późno i nikt między Wami już nie namąci, szanować Cię muszą. 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Ala

Dorzucę jeszcze jeden argument od siebie z własnego doświadczenia. Byłam w 8 letnim związku, który zakończyłam sama właśnie dlatego, że nie potrafiliśmy podjąć decyzji o ślubie i z tego powodu staliśmy cały czas w miejscu. Nie potrafiliśmy razem kupić mieszkania, bo zawsze problem "na kogo", "kto ma kredyt wziąć", bez mieszkania nie mogliśmy sobie na dziecko pozwolić, bo nie mielibyśmy na to warunków mieszkaniowych. A co najgorsze - przy każdej kłótni zawsze miałam tą myśl - a czy może to zakończyć, czy ten facet jest dla mnie, a może z kim innym byłoby mi lepiej? Latami byłam w związku zastanawiając się czy to jest ten facet.

Przypuszczam, że gdybyśmy w odpowiednim momencie ten ślub wzięli, to wiele kłótni i awantur uniknęlibyśmy, gdyż wynikały one z frustracji stagnacją. I dodatkowy argument jeszcze - jednak gdy kobieta ma obrączkę na palcu i powszechnie wiadomo, że jest ona mężatką, nikt do niej nie ośmieliłby się pisać SMS-ów w środku nocy czy proponować spotkania, a że jestem dość atrakcyjną kobietą, to nie raz miewałam tego typu propozycje i a mój były zawsze robił awanturę z tego powodu nie widząc w tym swojej winy, bo skoro stan cywilny panna, to czemu ktoś ma jeszcze nie próbować swoich szans? Miałam jeszcze takiego poprzedniego byłego, który regularnie posyłałam mi życzenia na urodziny i święta dopytując co tam u mnie, czy wyszłam już za maż, a gdy napisałam, że u mnie po staremu to on za każdym razem jeszcze sobie robił nadzieję, że być może jest jeszcze szansa, że się zejdziemy i proponował spotkanie. Także tak.

 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Homo sentimentals
2 godziny temu, Gość Abc napisał:

a Wy jak macie ?

A mnie to w ogóle nie rusza. Dobrze jeśli kwestie finansowe są uregulowane, ale to da się zrobić i bez ślubu. Cała reszta to dziwne zabobony. Dzieci często mają inne nazwisko niż matka. W dzisiejszym świecie to dość powszechne. Rodzina i o mężu może powiedzieć "ten Twój", albo z szacunkiem wyrażać się o partnerze, ślub nie ma tu nic do rzeczy, kwestia kultury. Nie interesują mnie plotki, jeśli ktoś chce plotkować o mnie, to i tak znajdzie powód. Względy religijne również są mi obojętne. No i co najważniejsze, ze związkami nieformalnymi jest mniejsza kołomyja. 😉

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Homo sentimentals
8 minut temu, Gość Ala napisał:

Nie potrafiliśmy razem kupić mieszkania, bo zawsze problem "na kogo", "kto ma kredyt wziąć", bez mieszkania nie mogliśmy sobie na dziecko pozwolić, bo nie mielibyśmy na to warunków mieszkaniowych. A co najgorsze - przy każdej kłótni zawsze miałam tą myśl - a czy może to zakończyć, czy ten facet jest dla mnie, a może z kim innym byłoby mi lepiej? Latami byłam w związku zastanawiając się czy to jest ten facet.

Małżeństwa miewają dokładnie takie same problemy. Po ślubie też można bać się ryzyka i wspólnych inwestycji, bo śluby są odwracalne i każdy ma tego świadomość. No i ślub nie gwarantuje tego, że to będzie "ten" facet. Ślub nie uwalnia od takich przemyśleń. 😉 

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Gosc
2 godziny temu, Gość Abc napisał:

A więc jeśli chodzi o mnie :

- ślub dużo ułatwia jeśli chodzi o wspólne inwestycje np. kupno, remont, urządzenie wspólnego mieszkania czy domu, samochodu, nie ma wtedy problemu kto za co płaci, bo jest wspólne konto, nie trzeba się zastanawiać kto ma za wczasy załatwić czy w knajpie za obiad zapłacić,  łatwiej kredyt załatwić

- inaczej jest się traktowanym przez rodzinę, gdyż albo się na wszelkie Święta, urodziny chodzi razem albo w ogóle i nikt na tym się w rodzinie nie zastanawia i nie zadaje pytań w stylu „ przyjdziesz na wigilię sama czy z Tym Twoim”, poza tym rodzina też nabiera szacunku do takiej osoby, gdyż wie, że nie jest to jakaś przelotna znajomość i musi przywyknąć do takiej osoby i zaakceptować. Ułatwia kontakty i zbliża do siebie. Nie bez powodu ślub to symbol, że się wchodzi do czyjejś rodziny i wtedy się nie mówi już do rodziców wybranka przez Pan, Pani, szwagier, bratowa, synowa ( a nie dziewczyna mojego 40 letniego syna )

- jest wspólne nazwisko, np państwo Kowalscy i jest jakaś taka integracja, gdziekolwiek się trzeba przedstawiać w jakimś nowym gronie nie ma skrępowania powiedzieć to jest mój mąż czy żona, dzwoniąc gdzieś do urzędu czy poradni mówisz „mój mąż podjedzie albo mój mąż to załatwi” a nie mój chłopak zwłaszcza gdy się już ma 50-tkę na karku, bo to brzmi śmiesznie i niepoważnie

- dzieci mają normalny wzór rodziny - mama, tata mający to samo nazwisko i wszystko po kolei. Bo jak potem nastoletniej córce wytłumaczyć, że ona ma tak samo chłopaka jak jej 40 letnia matka, w związku z tym czemu nie może z nim w łóżku sypiać

- brak plotek w stylu „ ten nawet się z nią ożenić nie chce, zapewne jej nie kocha albo czeka na lepszą opcję, wieczne pytanie a kiedy Wy, a czemu tak a nie inaczej

- względy religijne, tzn brak tłumaczenia się w Kościele, gdy chce się np chrzciny załatwić czy zostać chrzestną lub świadkiem na ślubie u kogoś, a babcie śpią spokojnie, itd

a Wy jak macie ?

Ja jestem lekko po 30. i pol roku przed slubem i z calego serca go nie chce. Nie chodzi o ro, ze nie kocham swojego partnera, bo kocham i dlatego finalnie biore ten slub.

Jednak bardzo nie podoba mi sie ta cala slubna szopka + nie mam potrzeby posiadania wspolnego nazwiska i bycia żoną (partnerka zyciowa jest dla mnie wystarczajaca).

Tylko ja zupelnie nie przejmuje sie tym co ludIe powiedza, a slub biore tylko i wylacznie dlatego, ze mojemu partnerowi bardzo na nim zalezy.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Tom

W pewnym wieku nie mówi się chłopak/dziewczyna tylko partner/partnerka. Per chłopak/dziewczyna to się mówi max do 30stki.

Wyobrażacie sobie jak dwójka ludzi 40+ używa pojęć chłopak/dziewczyna? xD

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×