Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...
Zaloguj się, aby obserwować  
Alfaiomega89

Czy wyprowadzić się do matki

Polecane posty

Dziewczyny, chciałabym opowiedzieć Wam moją historię i spytać, co mogę zrobić.

Jestem mężatką od 6 lat. Mamy wspólną pasję, są dobre momenty. Mamy też syna. Jednak problem polega na naszych kłótniach. Pierwsze wynajmowaliśmy mieszkanie, potem kupiliśmy swoje, ale zawirowania zaprowadziły nas do moich rodziców na dwa lata. od tego czasu mąż zmienił się w stosunku do mnie diametralnie. Dwa lata temu wróciliśmy na swoje, ale nasze kłótnie wyglądają straszliwie. Mąż potrafi obrażać moich rodziców, mówi mi, że jestem głupsza, że wie, bo mieszkał dwa lata z moimi rodzicami i nie mógł tego znieść. Dodatkowo, włączył się mu pedantyzm - gdzie wcześniej w ogóle nie obchodziło go mieszkanie, wszystko praktycznie sprzątałam ja, a że należę do bałaganiar, to czysto było, ale rzeczy w "artystycznym nieładzie" 😉 Mężowi przeszkadza teraz wszystko. Zostawię coś na stole - przytyki, przy czym sam nie widzi, jaki sam potrafi zrobić bałagan.

Zaczął przeszkadzać mu nasz pies, po którego razem jechaliśmy, rzem go adoptowaliśmy,  ciągle tylko utyskuje, że kudły. Wcześniej też mieliśmy psa, nie było żadnego problemu, lubił ją, siedziała z nami na kanapie, ten pies nie ma na nic prawa, oprócz tego żeby chodzić po podłodze i siedzieć w legowisku. Może mu przeszkadzać pies na kanapie, bo każdy ma inne podejście, jednak ja mam podejście zgoła odmienne.

Mąż potrafi byc miły tylko wtedy, gdy chce seksu, a zdarza się to raz na miesiąc. Przez ten czas przechodzimy kilka awantur, o których zakończenie ja się staram, bo od długiego czasu to ja wyciągam rękę. Nasze kłótnie wyglądają tak - jeśli ja mam o coś pretensje, to mówię argumentami, czasem mam słowotok, ale czuję się ignorowana, moje odczucia są mniej ważne, mniej się liczą. Gdy mówię, on zaczyna wrzeszczeć - zamknij się, ...alaj. Czasami wstyd mi przed sąsiadami, bo mieszkamy w bloku. Gdy on zaczyna  mieć o coś pretensje - dogryza, wbija szpilę, ja reaguję i zaczyna się regularna kłótnia, która kończy się - cisza! zamknij się kwoko! s...ysynu! Po takich awanturach ja się uciszam, ale nie mogę tego przetrawić. Słysze, że jestem głupia, słyszę że pochodzę z gówna. Nie mogę tego przetrawić, więc na drugi dzień zaczynam z nim dyskusję, a że on mnie ucisza - zaczynam rzucać jak z karabinu argumentami. Kilka razy zdarzyło się, że się poszarpaliśmy, raz podniósł na mnie rękę, jak "nie chciałam się zamknąć". Po takiej akcji podchodzę do niego i chcę gadać spokojnie, przepraszam go czasem, on praktycznie nigdy. Zawsze mówi, że to moja wina. że go prowokuję bo gadam i gadam i że nie słyszę samej siebie i że krzyczę, a on po prostu reaguje.

Coraz częściej robi mi awantury przy moich znajomych. Czuję wewnętrzny niepokój, gdy ktoś do mnie przychodzi, bo potrafi pokłócić się przy ludziach, drzeć się, nie słuchać argumentów, dogryzać - "jesteś ułomna od urodzenia, a ja ułomny, bo z tobą jestem" - to jeden z przykładów. Parę dni temu zrobił mi awanturę przy koleżance, o to, że zapomniałam schować talerz do zmywarki - akurat kąpał wtedy dziecko, zawołał mnie, koleżanka siedziała, po prostu zapomniałam. Awantura była przy niej, ona się wtrąciła, kazał jej "wypierdalać z JEGO domu". gdy odezwałam się, że to tez mój dom, a nawet bardziej mój, bo beze mnie mieszkania byśmy nie mieli - zaczął się drzeć, że stoję za nią, a nie za nim.

Od kiedy urodził się nasz syn, również czuję wewnętrzne napięcie, czuję się testowana - tak jakbym nie była odpowiednią matką, potrafi mi powiedzieć, że mam w dupie dziecko, boję się być matką, bo cokolwiek by się stało,to zawsze na początku jestem o to obwiniana. Czuję się w macierzyństwie jak na tykającej bombie. Boję się czasem wyjść z własnym dzieckiem, bo nie daj boże - spadnie ze zjeżdżalni na placu zabaw, uderzy się - pierwsze usłysżę - bo go nie pilnujesz, myslisż o niebieskich migdałach. Jeśli coś zdarzy się stricte przy nim - trudno, wypadek. Jako matka czuję się gorsza, czuję, jakbym nie mogła decydować o swoim dziecku. Fakt jest taki, że od dwóch lat spędzam z dzieckiem mniej czasu, bo dużo pracuję. Do momentu, gdy dziecko poszło do przedszkola, to ja się nim więcej zajmowałam. Mąż ma pracę zdalną, ja wychodzę, więc siedzi cały czas w domu, co przekłada się na czas spędzany z dzieckiem.

Muszę powiedzieć, że jest naprawdę dobrym ojcem, potrafi zając się synem jak mało kto, kocha naszego syna. Ja też bardzo kocham mojego syna, zajmuję się nim, jednak czasem po prostu myślę, że lepiej było zanim się urodził, bo nie miałam macierzyńskiego terroru ze strony męża.

Od dawna myślę o tym, żeby się wyprowadzić. Walczyłam już kilkukrotnie o to małżeństwo, według niego nigdy nie jestem wystarczająco dobra, zawsze znajdzie się powód, by mi dowalić. A jak nie ma powodu - to znajdzie się powód ogólny. Prawda wygląda jednak tak, że on dziecka mi nie odda, a ja nie mam warunków, by ze mną mieszkało, zwłaszcza, że ma w naszym mieszkaniu pięknie urządzony pokój, blisko przedszkole, mieszkanie jest komfortowe. Nie wiem, gdybym nie miała dziecka, już dawno spakowałabym walizki. Nie walczę o mieszkanie - koniec końców i tak będzie dziecka, więc mi to wsio rawno, czy mieszka on tam, czy ja. Ale to on nie ma gdzie iść. Ja mam dom rodzinny, duży, w którym mieszka mama po śmierci taty. Nie wiem, czy taka przeprowadzka nie wpłynie na dziecko, na to że będzie miało traumę. Nie chcę też, żeby przeżywało kolejną przeprowadzkę. wiem równocześnie, że dziecku nie stanie się krzywda z nim, zresztą, bedę mieć z nim regularny kontakt. Myślałam o tym, żeby co drugi dzień widzieć się z dzieckiem i co drugi weekend brać do "siebie". A jednocześnie nie mieć kontaktu z mężem, tylko tyle, co o dziecko. Czy to dobre rozwiązanie? Proszę, pomóżcie. Doradźcie. Przepraszam za chaos w wypowiedzi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Dodam jeszcze tyle, że mieszkając z moimi rodzicami miał o wszystko pretensje - dom nie taki, nie można się z nimi dogadać. Oczywiście nie jestem idealna, a mieszkanie z rodzicami prowadzi do różnych problemów, których być może nie potrafiłam zwalczyć, postawić się. Dlatego tez się stamtąd wyprowadziliśmy. Wzięłam pod uwagę jego argumenty, uznałam je za ważne. Od dwóch lat mieszkamy w naszym mieszkaniu, jednak problemy z chorobą taty i jego śmiercią, stres, kłotnie, praca, doprowadziły do tego, że śpię jak "sarna", a pod blokiem mamy sklep, dlatego do 5 rano kurierzy i dostawcy towarów się tłuką. Codziennie, prócz niedzieli mam pobudkę, gdy mówię mu o tym, co zrobić, jak to rozwiązać, to mówi, że jestem jebnięta, mam iść po leki na sen. Nie bierze moich argumentów w ogole pod uwagę. gdy pytam, czy gdyby on miał taką pobudkę, to miałabym uszanować jego uczucia, to zaczyna się rzucać. Rozmów było już wiele, żadna do niczego nie prowadzi, jak on mówi - bo ja nie chcę się zmienić.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość pari

Najgorszy jest, w tym wszystkim brak szacunku do ciebie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

Bądź aktywny! Zaloguj się lub utwórz konto

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to proste!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
Zaloguj się, aby obserwować  

×