Miss Capricorn 14 Napisano Maj 6, 2021 Dobry wieczór, jestem tu od trzech godzin, nie wiem jeszcze wszystkiego, ani nie znam wszystkich trolli, jakkolwiek mam nadzieję na owocną(chociaż odrobinę, pls) współpracę Uprzedzam, ze bedzie troche dlugi post. Zaczne moze od tego, ze osiem lat temu wyjechalam za granicę, w Polsce bywajac sporadycznie- przez cale osiem lat bedzie lacznie z dwa tygodnie wszystkiego i to nie w ramach urlopu- raz pogrzeb, raz urodziny waznej dla mnie osoby, a ze na trzy dni sie nie oplacalo to przeciagniete do tygodnia. Za drugim razem drugiego dnia już chciałam wracać, czułam się zwyczajnie obco i chyba przytłoczyła mnie wszechobecna polskość. Z Mirkiem(imie zmienione, jakby kto pytal)znamy sie z dekade. Wtedy, dawno temu, przez krotki czas bylismy para, ale życie lubi się komplikować i byliśmy zmuszeni się rozstać, po uprzedniej, szczerej o tym rozmowie, ale pozostalismy w dobrych relacjach, chociaz kontakt tak na dobra sprawe odzyskalismy juz po moim wyjezdzie z Polski. Lubie Mirka, zwykle opowiadajac o nim nazywam go "ulubionym bylym" i zawsze mial specjalne miejsce w tym moim sercu i życzyłam mu szczęścia- bo na nie zasłużył, tylko pechowo trafiał na niewłaściwe dziewczyny. Mirek ma cechy niemalze idealu- ale nie jest tak, ze tylko te dobre cechy widze bo widze tez te zle(ktore jakims cudem jestem w stanie tolerowac), ale facet, ktory sam na siebie zarabia(I to wcale niemalo), ma prawo jazdy i samochod, jest mily, poza papierosami nie ma nalogow (a sama tez pale wiec nie moglabym sie tego czepiac) i generalnie nie poszedlby za mna w ogien, on by poszedl w ogien ZA MNIE, to naprawde prawie ideal i moge przyknac oko na jego bledy w pisowni- a mam fiola na tym punkcie i czasem mi sie wydaje,ze zyje po to, by poprawiac ludziom bledy ortograficzne, wiec to juz jest cos. No i przede wszystkim zna mnie z kazdej strony i nadal, mimo mojej ilosci wad, on nadal chce dzielic ze mna zycie(a przynajmniej tak twierdzi). Tylko, ze Mirek mieszka w Polsce i jest tam na tyle dobrze "ustawiony", ze nie ma mowy, zeby przeprowadzil sie do UK, wiec ja bym musiala wrocic. Teoretycznie nie mam nic do stracenia- jakis czas temu sytuacja covidowa pozbawila mnie pracy wiec zyje tylko dzieki uprzejmosci rządu, ale to oznacza z kolei totalny brak srodkow finansowych. Praktycznie- wedlug Mirka- jakbym chciala, to on mi kupi bilet, tylko mam powiedziec, gdzie mam najblizsze lotnisko, u niego mam zawsze drzwi otwarte, i niby juz jakies 1.5 roku temu padla propozycja "przeprowadz sie do mnie" po moim żaleniu sie na messengerze na beznadziejny zwiazek, w ktorym wtedy bylam, i nieslusznym zwolnieniu z pracy. Z tym, ze ja tego wtedy nie wzielam na powaznie, jak jednak wynika z naszej rozmowy kilka dni temu, to bylo podobno calkiem powaznie. I ja mam taki burdel w glowie teraz, ze ciezko mi to jakkolwiek ogarnac. Bo z jednej strony chcialabym sprobowac- majac zapewniony dach nad glowa byloby latwiej spróbować wrócić, ale z drugiej to by oznaczalo nie dosc, ze przynajmniej chwilowe uzaleznienie od Mirka, to jeszcze ewentualny problem w razie jakby nam jednak nie wyszlo, a nie zdazylabym do tego czasu znalezc pracy- i co wtedy? Nie mam w Pl juz prawie zadnych znajomych, czesc tez powyjezdzala, z czescia toksycznych zerwalam kontakt i zostala mi jedna osoba, na ktora moglabym ewentualnie liczyc, ze mnie przenocuje noc czy dwie, z rodzina nie mam dobrego kontaktu-poprawny, owszem, jednak nie na tyle dobry, zeby moc liczyc na wieksza pomoc z ich strony, i tez sie porozjezdzali po Europie. Poza tym boje sie, ze zaczynajac zwiazek w ten sposob, od tak wielkiego kroku, szybko nam sie znudzi-tak bylo w przypadku mojego poprzedniego zwiazku- bo jednak pominiecie tego pierwszego etapu, etapu poznawania sie, randek, pierwszych nocy spedzonych razem u niego albo u mnie, wydluzajacych sie z czasem do tygodnia, i przede wszystkim stopniowego poznania drugiej osoby "na codzien", okazalo sie byc wielkim bledem i po poczatkowej, krotkiej fazie ekscytacji i zachwytu przyszlo niezadowolenie, nuda i wieczne klotnie o nieistotne (dla jednego z nas) rzeczy, i tak ciągnęły się te trzy lata, z czego szczęśliwe były owszem, trzy, ale miesiące. Nie chce powtorzyc drugi raz tego samego błędu, chociaz tym razem wcale nie musi tak byc bo już do tego momentu miałam o wiele więcej czasu, zeby to przemyśleć, niż wtedy-kiedy decyzję podjęliśmy na hurra w mniej niż dwa dni. Boje sie zaryzykowac zmiane zycia o 180 stopni, z dala od miejsca, ktore ostatnich kilka lat nazywalam domem, kiedy tyle moze pojsc nie tak i zostane w obcym juz dla mnie kraju, jakim jest Polska, zdana sama na siebie, i chyba glownie przez to jeszcze kisne tu, gdzie jestem - bo tu jest jakos latwiej. Bo jakby co, to mam tu bardziej na kogo liczyć, niż w Polsce. Biorę jednak pod uwagę fakt, że moja ocena sytuacji moze nie byc obiektywna, lub, że ktoś ma wręcz przeciwne, pozytywne doświadczenia w temacie, zatem... Pomusz ktos.* Proszę. *blad zamierzony, wyraza rozpaczliwe wolanie o pomoc. Udostępnij ten post Link to postu Udostępnij na innych stronach