Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Miss Capricorn

Problem o podłożu uczuciowo-reemigracyjnym

Polecane posty

Dobry wieczór, jestem tu od trzech godzin, nie wiem jeszcze wszystkiego, ani nie znam wszystkich trolli, jakkolwiek mam nadzieję na owocną(chociaż odrobinę, pls) współpracę 😄
Uprzedzam, ze bedzie troche dlugi post.

Zaczne moze od tego, ze osiem lat temu wyjechalam za granicę, w Polsce bywajac sporadycznie- przez cale osiem lat bedzie lacznie z dwa tygodnie wszystkiego i to nie w ramach urlopu- raz pogrzeb, raz urodziny waznej dla mnie osoby, a ze na trzy dni sie nie oplacalo to przeciagniete do tygodnia. Za drugim razem drugiego dnia już chciałam wracać, czułam się zwyczajnie obco i chyba przytłoczyła mnie wszechobecna polskość.

Z Mirkiem(imie zmienione, jakby kto pytal)znamy sie z dekade. Wtedy, dawno temu, przez krotki czas bylismy para, ale życie lubi się komplikować i byliśmy zmuszeni się rozstać, po uprzedniej, szczerej o tym rozmowie, ale pozostalismy w dobrych relacjach, chociaz kontakt tak na dobra sprawe odzyskalismy juz po moim wyjezdzie z Polski. Lubie Mirka, zwykle opowiadajac o nim nazywam go "ulubionym bylym" i zawsze mial specjalne miejsce w tym moim sercu i życzyłam mu szczęścia- bo na nie zasłużył, tylko pechowo trafiał na niewłaściwe dziewczyny.
Mirek ma cechy niemalze idealu- ale nie jest tak, ze tylko te dobre cechy widze bo widze tez te zle(ktore jakims cudem jestem w stanie tolerowac), ale facet, ktory sam na siebie zarabia(I to wcale niemalo), ma prawo jazdy i samochod, jest mily, poza papierosami nie ma nalogow (a sama tez pale wiec nie moglabym sie tego czepiac) i generalnie nie poszedlby za mna w ogien, on by poszedl w ogien ZA MNIE, to naprawde prawie ideal i moge przyknac oko na jego bledy w pisowni- a mam fiola na tym punkcie i czasem mi sie wydaje,ze zyje po to, by poprawiac ludziom bledy ortograficzne, wiec to juz jest cos. No i przede wszystkim zna mnie z kazdej strony i nadal, mimo mojej ilosci wad, on nadal chce dzielic ze mna zycie(a przynajmniej tak twierdzi). Tylko, ze Mirek mieszka w Polsce i jest tam na tyle dobrze "ustawiony", ze nie ma mowy, zeby przeprowadzil sie do UK, wiec ja bym musiala wrocic. Teoretycznie nie mam nic do stracenia- jakis czas temu sytuacja covidowa pozbawila mnie pracy wiec zyje tylko dzieki uprzejmosci rządu, ale to oznacza z kolei totalny brak srodkow finansowych. Praktycznie- wedlug Mirka- jakbym chciala, to on mi kupi bilet, tylko mam powiedziec, gdzie mam najblizsze lotnisko, u niego mam zawsze drzwi otwarte, i niby juz jakies 1.5 roku temu padla propozycja "przeprowadz sie do mnie" po moim żaleniu sie na messengerze na beznadziejny zwiazek, w ktorym wtedy bylam, i nieslusznym zwolnieniu z pracy. Z tym, ze ja tego wtedy nie wzielam na powaznie, jak jednak wynika z naszej rozmowy kilka dni temu, to bylo podobno calkiem powaznie. I ja mam taki burdel w glowie teraz, ze ciezko mi to jakkolwiek ogarnac. Bo z jednej strony chcialabym sprobowac- majac zapewniony dach nad glowa byloby latwiej spróbować wrócić, ale z drugiej to by oznaczalo nie dosc, ze przynajmniej chwilowe uzaleznienie od Mirka, to jeszcze ewentualny problem w razie jakby nam jednak nie wyszlo, a nie zdazylabym do tego czasu znalezc pracy- i co wtedy? Nie mam w Pl juz prawie zadnych znajomych, czesc tez powyjezdzala, z czescia toksycznych zerwalam kontakt i zostala mi jedna osoba, na ktora moglabym ewentualnie liczyc, ze mnie przenocuje noc czy dwie, z rodzina nie mam dobrego kontaktu-poprawny, owszem, jednak nie na tyle dobry, zeby moc liczyc na wieksza pomoc z ich strony, i tez sie porozjezdzali po Europie. Poza tym boje sie, ze zaczynajac zwiazek w ten sposob, od tak wielkiego kroku, szybko nam sie znudzi-tak bylo w przypadku mojego poprzedniego zwiazku- bo jednak pominiecie tego pierwszego etapu, etapu poznawania sie, randek, pierwszych nocy spedzonych razem u niego albo u mnie, wydluzajacych sie z czasem do tygodnia, i przede wszystkim stopniowego poznania drugiej osoby "na codzien", okazalo sie byc wielkim bledem i po poczatkowej, krotkiej fazie ekscytacji i zachwytu przyszlo niezadowolenie, nuda i wieczne klotnie o nieistotne (dla jednego z nas) rzeczy, i tak ciągnęły się te trzy lata, z czego szczęśliwe były owszem, trzy, ale miesiące. Nie chce powtorzyc drugi raz tego samego błędu, chociaz tym razem wcale nie musi tak byc bo już do tego momentu miałam o wiele więcej czasu, zeby to przemyśleć, niż wtedy-kiedy decyzję podjęliśmy na hurra w mniej niż dwa dni.
Boje sie zaryzykowac zmiane zycia o 180 stopni, z dala od miejsca, ktore ostatnich kilka lat nazywalam domem, kiedy tyle moze pojsc nie tak i zostane w obcym juz dla mnie kraju, jakim jest Polska, zdana sama na siebie, i chyba glownie przez to jeszcze kisne tu, gdzie jestem - bo tu jest jakos latwiej. Bo jakby co, to mam tu bardziej na kogo liczyć, niż w Polsce.
Biorę jednak pod uwagę fakt, że moja ocena sytuacji moze nie byc obiektywna, lub, że ktoś ma wręcz przeciwne, pozytywne doświadczenia w temacie, zatem...

Pomusz ktos.*
Proszę.

*blad zamierzony, wyraza rozpaczliwe wolanie o pomoc.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×