1 2 3
Zarejestrowani-
Zawartość
214 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez 1 2 3
-
Witam Was Dziewczyny. ,,Marzenie spisane z datą, staje się celem. Cel podzielony na etapy, staje się planem. Plan poparty działaniem staje się rzeczywistością." To ja, przechodzę od razu do działania. Szkoda mi czasu na umowy z samą sobą. Mniej kalorii i aktywność. Krótko i na temat. Różnie to bywa, ale proste łatwiej mi realizować. Dwa dni siedziałam godzinami przed laptopem. Terminy gonią. Dziś poszłam na godzinkę do ogródka i próbowałam opielić mikroskopijne buraczki. Masakra z pieleniem, ale skłony były i przysiady. Spróbuję do końca tygodnia utrzymać aktywność i zobaczę ile uzyskam. Marzy mi się fryzjer. Ale ciężko mi umowić wizytę, bo nie wiem co i kiedy w pracy wyskoczy. Ale jutro muszę coś zdecydować. No i wybrać fryzjerkę, a to trudne, bo słabe są u mnie. Albo ja wymagająca? Chcę podciąć włosy, bo mam długie, parę miesięcy temu podcięłam więcej, ale podcięto mi po prostej linii, czytaj byle jak, i znowu zarastam. No i kolor mi się marzy jaśniejszy. Ale czy się odważę? Kiedyś moja fryzjerka strzeliła mi parę pasemek, ale puszyły mi się, mimo że wszystkie włosy i tak mi się puszą i efekt był piorunujący. Jakby piorun mi strzelił we włosy. Zmiana, potrzebna mi zmiana. Damrade, zdrowy styl życia jest na całe życie, więc nie może być wyłącznie katorgą. Dieta może jest na jakiś czas, ale jest wyzwaniem i dlatego warto niejako zaplanować takie mini szaleństwo, raz kiedyś. Wtedy psychicznie mamy więcej motywacji na trudne dni, szybciej wracamy do pionu i do diety. A Ty robisz to bardzo konsekwentnie. Tak trzymaj. Prawie 50tka, mój psiunio też szaleje w czasie burzy. Jak był zdrowy to wskakiwał na narożnik i na moją głowę. Albo musieliśmy go wnosić na piętro i pakował się do łóżka. Potem ciężko mu było wskakiwać na kanapę. Teraz brudzi pod siebie i śpi w kotłowni i dobija się do drzwi. Bardzo lękliwy.
-
Hejka. Prawie 50tka, brawo Ty! Ja też byłam dla siebie zbyt pobłażliwa. Dlatego nie było efektów. Samopoczucie i poczucie wartości poszły w dół. A lęk o zdrowie się zwiększa. Zatem przeszłam do konkretów. Maszeruję w kaloszach, bo teren trawiasty i adidasy zaraz robią się mokre. Rano jest rosa, albo mokro po deszczu. A że kalosze miejskie, wypasione, czyli ładniutkie to fajnie się chodzi. Dziś rano zanotowałam z kilo mniej, ale nie świetuję, bo może wczoraj wypociłam wodę z organizmu, albo taki spadek bo był ruch? Na kolację były dwa lody i woda. Dziś chapsnę na obiad pizzę i czeka mnie robota przy laptopie i to parę godzin. Spróbuję wymaszerować z 3000 kroków, bo już do tej pory mam ponad 3000.
-
Hej. Plan na dziś wykonałam, bo za mną ponad 6784 kroki. Ponad, bo część wydreptałam bez krokomierza. Ale to już drobiazg. Damrade, szczegółowo opisałaś te wątpliwości co do postu przerywanego. Ja jeszcze do niedawna myślałam, że w okienku można jeść tyle razy ile się chce i co chce. A tu gdzieś przeczytałam, że wszystko pod kontrolą i ilość kalorii i posiłków. Naukowcy całe lata monitorują dietetykę, prowadzone są badania i ich wyniki zmieniają spojrzenie na wiele jej aspektów. Podobnie, jak utarło się, że efekt daje 10000 kroków dziennie. A teraz, że 6000 i mniej, byle się systematycznie ruszać.
-
Witam Dziewczyny. Niedziele zaczęłam wzorowo. Kalosze na nogi, bo teren trawiasty i wilgotno, i naprzód marsz. Plan wykonałam, bo maszerowałam ok. 1h. A potem kręciłam się robiąc porządki, gdzie nocuje piesek. Wydreptałam 5608 kroków, 3,76km przez 55 minut. Potem zjadłam serek wiejski z warzywami, a raczej pół, bo choć burczało mi w jelitach to nie byłam głodna. Zjem resztę na lunch. Już popracowałam na laptopie, więc jestem happy. Może po obiedzie pojeżdżę rowerem. Jutro pracuje w terenie i będzie sporo chodzenia. Mam nadzieję, że nie zapomnę włączyć krokomierza.
-
Witam sobotnio. U mnie waga pokazuje nadal 72kg. Mało się ruszałam, a i było podjadanie. Jeszcze się nie poddaje. Wiem, że nie mam odwrotu, albo po zdrowie, albo klapa. Dziś rano założyłam kalosze i maszerowałam. Ustaliłam, że ma być 45 minut i było. Krokomierz motywował mnie do marszu. Było nieźle, bo bez leków. Potem robiłam na zakupach i dziś mam ponad 6000 tysięcy kroków. Ale jest jeden problem kupiłam dziś dwa lody, chipsy i piwo bezalkoholowe. A to oznacza, że nadal motywacja mała, bo nie doceniam ile trzeba pracy, by takie kalorie spalić. Ale skupie się na aktywności. Zobaczę, co przyniesie przyszły tydzień.
-
Poniedziałek, chyba na plus. Rano w pracy owsianka i garść mrożonych owoców posypanych ksylitolem. Na lunch serek wiejski. Obiad ziemniaki i dwa gołąbki. Kolacja za duża, ale dorwałam się do chleba. 3 kromki z ogórkiem i rzodkiewką, jedna z serem, dwie z miodem. Zjadłam o 18. Potem od 19.20 do 20 maszerowałam. W sumie 5526 kroków, dzienny limit to 6000. W moim krokomierzu. Ale nie nosiłam komórki w pracy, więc parę kroków się nie nabiło. Trochę łaziłam. Teraz już się umyłam, włosy wysuszone i tv. Liczba kroków cieszy, ale najbardziej to że maszeruję. Dziś byłam, jak flaczek, ale dałam radę. Chyba ideałem byłoby ponad 40 minut ciągiem, aby coś tam spalać. Taki mam cel.
-
Witam sobotnio. Dziś zjadłam późniejsze śniadanie. Waga przed śniadaniem 72kg. Rekord życiowy. Chyba gdzieś wpadają mi dodatkowe kalorie. Pewnie to ciasto. Chleba prawie zero, a ciasto to te same węgle i sporo cukru. Dziś zjadłam owsiankę. Na obiad rosół i ryba z kaszą jaglaną i mizeria. Drugiego nie dojadłam. Po rosole urósł mi brzuch. Nie wiem, czy to wątroba nie fiksuje? I drugie danie się nie zmieściło. Ale rano kupiłam dwa lody i zjadłam je zaraz po obiedzie. A potem dokonałam pomiarów swoich obwodów. Niestety, nie jest dobrze. Mierzyłam się, ale nie wiem czy w dobrych miejscach. Talia 85cm, brzuch 96cm, biodra 99cm. Ud już mi się nie chciało. BMI ponad 25, czyli nadwagą. Stosunek tali do bioder 0,8, czyli jabłko, otyłość groźna dla zdrowia i życia. Chyba chaotycznie podchodzę do odchudzania. I słabe efekty. Będzie gorzej. Przejechałam się ciut rowerem. Powozilam drwa do szopki. I pewnie to nic nie da, bo kalorii więcej niż spalam.
-
Dlatego mówią, że cel uświęca środki. Damrade, dam Ci radę zamiast przemieszczać się po sali z wciągniętym brzuszkiem albo siedzieć za stołem poprostu wyluzuj! Kobieto, przecież nie żyjemy dla satysfakcji innych! Masz święto: żenisz syna! Ciesz się i baw! Przeżywaj radośnie każdy moment imprezy. Świętuj, bo pracujesz nad sobą i robisz coś dla siebie. Na ten moment jesteś jaka jesteś, ale to jesteś właśnie Ty. Bądź sobą! Bo nie waga o Tobie stanowi. Zadbaj raczej, aby się wyspać, nawodnić przed imprezą. Uśmiech na twarzy. I mocno wyściskaj Syna i Synową. Cudownego wesela i baw się dobrze!
-
Brawo, Fifty. Plan już masz i do dzieła! Małe kroki, ale codziennie zaprowadzą nas do celu. Lepsze małe kroki, niż stanie, czy dreptanie w miejscu. Ja na dziś wykonałam mały plan. Kolację zjadłam około 18. Kasza odgrzewana, jajko sadzone i kefir. A potem mój marsz. Zrobiłam go, tytułem próby, dla krokomierza i orientacji ile daje z siebie. Kiedyś miałam krokomierz w komórce, ale najczęściej nie załączał się i go skasowałam. Tego też nie umiem włączyć, ale metoda prób i błędów ruszył. Zrobiłam moja trasę, jak ostatnio 5 razy, tam i z powrotem. Krokomierz powiedział mi, że zrobiłam ponad 3 km, przez 40 minut i jakieś 200 kalorii spaliłam. Także gadżet działa i jeszcze po trasie odczytałam hasło Z dala od kanapy! Teraz w nagrodę szklanka wody z cytryną. I wieczorny film. Fifty, z odświętną Fifty w wolny dzień to super pomysł. Ja też kiedyś wymyśliłam, że będę o siebie dbała, nie czekając na nic, na to że schudnę. Zakupiłam kolejny kremik. I kolejny i rano i wieczorem wklepuję. Zakupiłam buty sportowe aż trzy pary. Ciuszki letnie zaciszne? Wyciągam te oversize w których czuję się super i zasuwam do pracy. Trzeba zadbać o siebie, o swoje potrzeby, o dowartościowanie się i poprawienie sobie samopoczucia. Za jakiś czas będziemy bez nadwagi i bez kompleksów. I nie tłumacz się ciągle, że nie masz jeszcze 50tki, bo dostaniesz w łeb! Żadnego chwalenia się! Łączą nas inne ważniejsze sprawy, co nie? Ruszamy tyłeczki i do przodu!
-
Hej. Witam Dziewczyny Fifty i Prawie 50TKA. W Waszych wypowiedziach przewija się chęć schudnięcia i poszukiwanie sposobu, jak to zrobić. Może dieta bez diety? Może ten zdrowy styl życia, a dokładniej aktywny styl życia. Chyba najgorszym naszym wrogiem jest brak wytrwałości. Ja widzę, że osoby, które mają nowe nawyki i się ich trzymają lepiej sobie radzą. Poprostu my za bardzo się że sobą cackamy. Wciąż powielamy te same błędy, ale oczekujemy nowych rezultatów. Dobrze wiemy, o jakie wpadki chodzi. Smuteczek to lodów kubeczek. Cały dzień zasuwałam to czekolada. Kawa z dodatkiem. Stres. Zmęczenie. Relaks. Święto. I już zmieniamy się i swoje zasady i postanowienia. A wspiera nas w tym mózg, hormony i inne takie, na które zgarniamy. To prawda mamy kłody pod nogami. Ale nikt nie mówił, że ma być lekko. A wręcz mówią walka z otyłością. Praca nad sobą. Zmiana nawyków. Ja w teorii niezła jestem. W praktyce słabiutko. Ale dalej drążę. Wydaje mi się, że trzeba zacząć jednak od wskoczenia na wyższy poziom aktywności. Trzeba znaleźć aktywność, która sprawia przyjemność, radoche, która będzie nam towarzyszyć całe lata. Ja kiedyś po drugiej operacji serca stanęłam przed komputerem i ćwiczyłam z Chodakowska chyba Skalpel. Niby kino darme, tak nieporadnie, ale bardzo chciałam wrócić do formy, która miałam zrujnowana. Dziś jakoś nie mogę zmusić się do ćwiczeń. Lepiej spacery mi wychodzą lub rower. Żałuję bardzo, że nie towarzystwa. Mój partner wybiera inne formy aktywności i na rower wybrał się że mną raz w ciągu tego roku i to ma 10 minut. Ale mimo obaw przed psami chodziłam po polnych dróżkach, albo w te i z powrotem po podwórku. Rowerem jeżdżę też sama. Ale nadal to dla mnie wysiłek. Muszę te nawyki dopracować. Zrobić coś jeszcze aby weszły mi w krew. Dieta? Wczoraj przeczytałam o metodzie pewnej dziewczyny. Robi sobie spis ulubionych potraw w każdej kategorii. Ulubiona mrożonka, owoc, wędlina, jogurt. I zawsze ma w lodówce zdrowe przekąski. Zdrowe. Chłopu kupujemy kaszankę i schabowego, a sobie wędlinę z indyka czy ogórka. To tak już ode mnie. Ja mam teraz z innego powodu ograniczenia z wyborem, ale od lat mam stałe punkty zakupowe. Dla mnie zielona herbata, płatki owsiane, łosoś, śledzie, avokado, a wcześniej ziarna dyni, słonecznika czy siemienia lnianego. Teraz tylko odstawić słodycze i tłuste i smażone i jestem mega zdrowa i mega fit. No i teoria taka mądra, a praktyka gra na nosie!
-
Dziewczyny, czy czytałyście, że dużym błędem w odchudzaniu jest traktowanie utrzymania diety, czyli wytrwanie w niej, w sposób zero jedynkowy? Czy jakoś tak? Ale chodzi o to, że wiele osób, gdy złamie się, przerwie dietę traktuje to jak klapę i porażkę. Wtedy też porzuca pracę nad sobą i cała dietę. Na przykład zje czekoladkę i uważa, że wszystko traci sens i przerywa walkę. A specjaliści uważają, że w takim momencie trzeba zaakceptować porażkę i dalej kontynuować wyzwanie. Zjadłaś paczka o 15 stek? O 16 wracasz na wybrany tor, znowu do dobrych nawyków. Co o tym sądzicie? Ja pomału do tego się przekonuje. Dziś dojadłam ciasto, dwa kawałki. Mimo, że nie jem chleba i innych słodyczy to te dwa kawałki to mój upadek. Kierowana wyrzutami sumienia, ale i chcąc zmniejszyć bilans kaloryczny założyłam kalosze i maszerowałam ponad pół godziny. Tam i z powrotem. To mój ukłon w stronę sportowców, którzy w czasie pandemii biegali po własnym ogródku lub pływali we własnym basenie z zastosowaniem urządzenia tworzącego nurt, pływali, jakby w miejscu. Ale kilometry leciały. Najpierw chodziłam w kurtce, a potem w dresie. Spociłam się trochę, więc wysiłek był. Zmotywowana zainstalowałam krokomierz. Nie mam nawyku noszenia nonstop komórki, ale spróbuję pomierzyć swoje spacery i dzienne kroki.
-
Hej Dziewczyny. Damrade, serdeczne gratulacje! Babciu! Czy to pierwsze Wnusiątko? Emocje na pewno wielkie i to zrozumiałe. Podziwiam Was za konsekwencje w odchudzaniu. Ja dziś przed obiadem się zwazylam i 72kg. Wczoraj zjadłam 4 kawałki ciasta kręconego z owocami. No, i mam efekt. Muszę ciąć kalorie, ale nie wiem skąd. Lodów zero, słodyczy mniej, chleba nie ma. Zjadłam jabłko, albo dwa. Trochę orzechów, moreli czy rodzynek. A tak posiłki i zielona herbatka. Muszę wskoczyć na rower!
-
O! Yeeh! I wszystko jasne! Po obiedzie krzątam się po działce, ale mam słomiany zapał. Tu coś wyskubię, tam coś przepielę. Ogólnie słabo. Zachmurzyło się, coś kapnęło. Roweru nie będzie.
-
Sorry, nie udało mi się zacytować ileONKI.
-
Mija mi drugi dzień bez chleba i bez słodyczy. Wczoraj byłam nie tylko głodna, ale i rozdrażniona. Szukałam przekąsek. Na noc zjadłam dwie łyżeczki miodu. Dziś byłam zajęta, ale też było dużo emocji, trudnych i stresujących. Chleba nie zjadłam i słodyczy też nie. Kupiłam czekoladę dla partnera, bo wczoraj marzył o słodkim, ale jej nie ruszyłam. Fajnie, co? Stwierdzam, że bez chleba łatwiej mi wyrwać się że szponów słodyczy. Przy normalnym jedzeniu słodycze mną rządzą. Już drugi raz, odstawienie chleba pomogło odstawić słodycze. Jednak ten mózg kryje w sobie wiele możliwości. Wiem, że to biochemia, ale jak się ją odkryje to pomaga w walce z nałogiem.
-
Hejka. Dziewczyny, nie tylko odchudzanie nas łączy. A to roślinki, a problemy zdrowotne, a to napady głodu. Jeszcze nie wdrożyłam nowych nawyków, a to by mi pomogło. Dużo czytam i analizuje, ale wprowadzić zmiany trudniej. Co mi się tak nasuwa na myśl to piszą, żeby przekąski te niezdrowe chować, a na widoku trzymać te zdrowe. O, dziwo u mnie działa. Lodów nie ma , lodów nie jem. Wrzucę do zamrażarki dwa, trzy, zjem do wieczora i dwa i trzy. Dlatego na stole czy blacie mam pomarańcze, mandarynki, jabłka, pomidory. W szufladach mam kącik z morelami, ostatnio bez siarki z eko, orzechy włoskie, rodzynki. W lodówce rzodkiewki, ogórek. Dziś zjadłam na śniadanie serek wiejski, z siekanymi rzodkiewkami i połowa ogórka. Na lunch dwa jajka sadzone z odrobiną pomidora i awokado. Obiad mniej zdrowy. Warzywa na patelnię, frytki i smażony hamburger. Ale porcja nie za duża. No hapsnęłam ciasto z rabarbarem. Teraz trzeba wytrwać do kolacji. Czasem zdarza mi się późne podjadanie. Dziwne, bo to od paru dni. Wcześniej tak nie miałam. Albo wpływ pobytu na działce na powietrzu, albo sposób na odreagowanie stresów z pracy. U mnie ciągle wieje i rower odpada. Ale krzątam się po domu czy działce. Byle jak najmniej zalegać na kanapie. Dziś wyczytałam coś na nurtujący mnie problem. Jak wchodzę na piętro to czuję jakieś zmęczenie, czy zadyszkę. Nawet jak nic mnie nie męczy na rowerze, to piętro zaskakuje. Doczytałam, że to normalny objaw, że czasem i osoby aktywne robią duże treningi, a na piętro wchodzą szybciej i organizm odczuwa taki wysiłek. Trochę mnie to pocieszyło. Dziś zmierzyłam sobie puls na dole i u góry, pulsometrem, i o 10 podskoczył. To samo u partnera. Ale jeszcze podejrzewam, że moje leki też mnie blokują. Kolejna sprawa. Żeby zdrowo jeść trzeba zjadać sporo warzyw, produktów jak najmniej przetworzonych. Czyli trzeba mieć patenty na takie zdrowe przekąski, czy dania. Ja chyba spróbuję odstawić chleb. Do pracy będę robić jaglankę lub owsiankę z dodatkami, albo serek wiejski z siekanką warzyw, albo kefir, albo jogurt grecki z owockami. Może wędlina drobiowa i papryka. Zrobię sobie takie przekąski z białkiem, warzywami. No i te słodycze, jak najdalej.
-
Hejka. Pomału zbliża się weekend. Dziś wypuściłam się po pracy rowerem. Nie wiem ile kilometrów, czy to 3 czy 4. Ale i tak dla odchudzania słaby bilans. Bo podjechałam do sklepu. Czyli krótka przerwa na oglądanie ciuszków i do domu. Sens byłby gdybym przejechała ok 40 min. bez zatrzymywania. No i na powrocie nie podjechałam pod wzniesienie. Już jechałam na jedynce i musiałam zejść z roweru i kawałek go prowadzić. Niestety, nie wiem dlaczego, czy to brak formy, czy słaba wydolność serca czy moje leki na serce mnie blokują. Ale następnym razem przejadę się bez zatrzymywania i zmierzę czas jazdy. Na innej trasie boję się jeździć, bo nie wiem czy ponad dziesięć kilometrów podołam. Waga u mnie też to stoi to się podnosi. Wczoraj nie kupiłam lodów, ale kawałek ciasta z kremem, polewą i wiśniami. Do wieczora zjadłam swoje dwa kawałki. Dziś pominęłam sklep. Za to była przejażdżka. No i upiekłam ciasto z rabarbarem. Ciutkę zjem. Zauważyłam też, że jak zjem do południa dwie grahamki czy razowy makaron to cały dzień jestem syta i pełna. Zjem trochę obiadu i kolacji nie wyglądam. Może rzeczywiście razowe zapycha, nie ma skoków cukru? Muszę zadbać o takie posiłki. Damrade, czy to już tą sobota? Ale zleciało.
-
Witam. Damrade, gratuluję zakupu sukni. Fajnie, że zostajesz na wątku. Ja na razie słabo się odchudzam. Może w przypływie złości na samą siebie wreszcie solidnie wezmę się za siebie, czyt. odstawię słodycze. Na razie mniej jeżdżę na rowerze i pałaszuję po dwa lody. Dziś miało być zdrowo ale chyba przeholowałam z makaronem razowym. Rano w pracy z rzodkiewką i ogórkiem, a na kolację z kiełbaską. Jutro nowy dzień, oby było lepiej.
-
ileONKA, niezły wykład. Musiałam go przeczytać parę razy, żeby ogarnąć całą tą zależność. Właśnie boję się, że u mnie nadmiar cukru też u mnie wywoła burzę w organizmie. Póki co jestem niegrzeczna i już do obiadu, czyli tuż przed zjadłam dwa lody w czekoladzie. Dla ochłody i dla relaksu po pracy. A że to był głód emocjonalny to tuż po zjedzeniu poczułam żal i wyrzuty sumienia. Na obiad razowy makaron, łosoś i buraczki. Muszę iść po wodę, bo stoi w garażu, a jak się nawodnię może przyblokuję apetyt. Dam radę, jak tam zakupy? Jaka suknię kupiłaś? Powiedz, czy odchudzasz się do imprezy, czy zostajesz na forum dłużej? Jakie plany na potem?
-
Laura009, brawo! Odwaliłaś kawał dobrej roboty! Podpisuję się pod wszystkim co napisała do Ciebie MamaMai. Kobieto, czy pamiętasz o czym marzyłaś przed odchudzaniem i w jego trakcie? No, to już na nic nie czekaj! Masz nowe i pewnie z większymi możliwościami życie! Słyszałam, że tak naprawdę trzeba brać pod uwagę opinie i porady osób, które życzą Ci dobrze. Nawet jeśli jest to tylko jedna osoba na świecie, a na pewno masz ich więcej wokół siebie, ci panowie , to resztę ignoruj. Szkoda na nich Twojej uwagi i emocji. Nie marnuj ani chwili. Idź do przodu. Za Tobą pójdzie prawdziwa przyjaciółka. A jak znajdziesz chwilkę, bo życie na pełnej petardzie zabiera dużo czasu, to napisz parę porad, jak sobie radziłaś w odchudzaniu. Co było najtrudniejsze? Co pomogło najbardziej? Buziaki. Przytulam, a co!?
-
Damrade, życzę Ci udanych zakupów. Będą pewnie pełne emocji i może nawet fizycznie je odczujesz. Ale jak wybierzesz tą naj enkę, poczujesz ulgę. Z tymi wafelkami też jesteś dzielna. Ja wczoraj wracając z pracy zrobiłam mini zakupy, a że wracałam pieszo do domu, to zjadłam loda w czekoladzie. Dobrze, że to taki mniejszy lodzik. Polubiłam nowa firmę lodową. Lodzik o różnych smakach w polewie z posypką. A w domu szybki obiad. Słaby dietetycznie, bo frytki, pieczona kiełbaska i mizeria. No i potem ogródek. Fajnie, że potem popadał deszcz i to kilkukrotnie. Dziś ogarnęłam pościel do prania. Zjadłam owsiankę z truskawkami i borówkami mrożonymi w tamtym roku. Wiem, że wszystkie mrożonki mają jakiś czas przydatności, ale owocki były jeszcze super. Muszę je dokończyć, bo niedługo zaczną się nowe. Niestety, truskawek nie będę miała swoich, ale jakieś porcyjki zamrożę i mimo ceny kupię kilka łubianek, aby uczcić nadchodzące lato. Teraz pojadę na zakupy.
-
Piątek. Po obiedzie poszłam do ogródka. Słabo mi szło. Brzuch przeszkadzał. Chyba brak mięśni też. Ale mimo upału nie poddałam się. Kilka grządek obsiałam buraczkami. Podlałam woda z konewki. Teraz czuję zmęczenie i ciut mi zimno. Poraz pierwszy założyłam krótkie spodenki i podkoszulek. Może w mieszkaniu chłodniej. Zrobiłam, więc zielona herbatkę i relaks. Z przyjemnością patrzę na symboliczny deszczyk.
-
ileONKA, wizyta była szokująca dla Ciebie, ale opisałaś ją z czarnym humorem. Niestety, nie znam się na tych schorzeniach. Masz jednak rację, że jak się czeka na wizytę pół roku czy krócej to się oczekuje, że diagnoza będzie rzetelna i podana w przystępny, czy wiarygodny sposób. U Ciebie tego zabrakło. Ja na Twoim miejscu nie wiedziałabym, czy stosować się do zaleceń? A jeśli tak, to do których? Mnie czeka wizyta u ginekolożki. Już nie byłam chyba że 3 lata i podobnie z i kontrolą piersi. Pandemia namieszała. W maju muszę choć jednego dopilnować. Damrade, pytasz o moje czarne przemyślenia? Poprostu boję się, że nie panuję nad cholesterolem i nadwagą. W mojej sytuacji to duże ryzyko. A brak kontroli pod tym względem to dla mnie psychiczne obciążenie. Wiem, że po menopauzie nadchodzi starość, a ta może być słaba. Panu Bogu starość się nie udała, a jak ja jeszcze się zaniedbam to może być tylko płacz przez łzy. Czy jakoś tak. Marzyłam, że emerytura będzie na luzie, a jak człowiek schorowany to nic nie cieszy. Chciałbym się ogarnąć. Oj, tak!
-
Dziś połowa dnia na plus. W pracy dwie grahamki z papryką i jabłko. W domu, brak prądu, więc kawałek pizzy z wczoraj na zimno. Miałam pojechać rowerem kawałek dalej do 6-8km, ale wystraszyłam się burzy. Od paru godzin wieje i piecze. Ale pojechałam trasa ok. 3m, czyli 20 min pedałowania. Na stacjonarnym tyle by mi się nie chciało.