Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Aniaaa123

Zarejestrowani
  • Zawartość

    104
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Aniaaa123


  1. Skąd bierzecie pomysły na posiłki? Jestem na diecie dedukcyjnej już prawie rok, schudłam w tym czasie ponad 30kg, ale mam problem... Praktycznie wszystko mi się przejadło. Gotować też nieszczególnie potrafię. A i czasu dużo nie mam więc obiad który robi się ponad godzinę niekoniecznie jest dla mnie. Ogólnie niewiele mi smakuje po wielu latach niezdrowego jedzenia trudno mi znaleźć coś zdrowego co będzie mi smakować. Zawzięłam sie i bardzo trzymam dietę przez ten czas mialam może ze 3 odstępstwa od diety. Ale frustruje mnie to że praktycznie się przymuszam do tego jedzenia.  


  2. Podstawową przemianę materii mam 1500, zapotrzebowanie podobno 2300 przy regularnym ćwiczeniu 4-5 razy w tygodniu. Ogólnie zaczynałam się odchudzać od diety 1000kalorii na której wytrzymałam 4 miesiące i bardzo dużo na jej rzeczywiście schudłam. Ale musiałam zmodyfikować swoje żywienie bo jak zaczęłam wiecej ćwiczyć to było mi słabo na tym 1000 kalorii. Przy tej do 2000kalorii czułam się dobrze ale i utrata wagi idzie dużo wolnej. Przed świętami zasadniczo nic prawie nie jadłam ale to bardziej przez to że byłam chora i źle się czułam niż celowo żeby zrobić podkład na święta


  3. Dnia 29.12.2022 o 12:54, Sylwia1991 napisał:

    Wyluzuj i nie obcinaj kalorii. Jedz te minimum 2000 kalorii dziennie, a jak ćwiczysz to możesz i więcej. Organizm jest nastawiony na przetrwanie, więc jak zafundujesz mu głodówkę to za jakiś czas rzucisz się na jedzenie. W taki sposób mamy mnóstwo kobiet które zawsze są na diecie.

    Jak znam życie robiłaś sobie jakiś "podkład" przed świętami. Albo troszkę mniej kalorii, albo trochę więcej ćwiczeń niż normalnie- tak aby móc najeść się więcej. Jeśli mam rację to nie rób w ten sposób bo to jest właśnie przyczyną rzucenia się na jedzenie.


  4. Czesciowo przez własną głupotę, a częściowo przez sytuacje losowe wyszła totalna klapa z moich planów dietetyczno-trenigowych. W planach było odpuścić trochę na święta ale więcej ćwiczyć. Problem w tym że na 2 dni przed Wigilią zaczęłam źle się czuć, co koniec końców okazało sie anginą. Wiec z ćwiczenia i biegania nici i to jeszcze na długo, bo podobno przy, ani bezpośrednio po anginie absolutnie nie wolno bo można mieć powikłania kardiologiczne potem. W święta też oczywiście zamiast spróbować różnych potraw to nażarlam się jak świnia. Normalnie moja dieta nie przekracza 2000kalorii i do tego ćwiczenia. A przez te święta coś mi zupełnie odbiło i rzuciłam się jedzenie. Pierwszy raz coś takiego mi się przytrafiło. A na diecie jestem już ponad pół roku i w tym czasie sporo już schudłam. W każdym razie z moich wyliczeń wynika że w święta zerażałam coś koło 5000kalorii i tak przez 3 dni 🤦🥴 (trudno dokładnie wyliczyć bo nie ważyłam porcji) czyli ponad 2 razy więcej niż normalnie. Do tego nie mogę ćwiczyć. Co teraz zrobić żeby nie przytyć? Czy teraz lepiej bedzie obniżyć ilość kalorii do 500-1000? A może 2-3 dniowa głodówka? Strasznie żałuję bo boje się że moja cała praca pójdzie w tak głupi sposób na marne. Nie zrobię już nigdy więcej takiego odstępstwa od diety.


  5. Dnia 17.11.2022 o 00:05, Wygnaniec napisał:

    Masz aktualnie nadwagę?

    Jeśli faktycznie trenujesz 5 razy dziennie i nie masz dłuższego stażu, to możesz być przetrenowana. Radziłbym spróbować zrobić "piramidkę" w której na początku będziesz biegać ciężej z tygodnia na tydzień, czyli np. w poniedziałek byś starała się biegać, te 5km ale jak najszybciej potrafisz, nie odpuszczasz, nie zatrzymujesz się, czujesz, że oddychasz ciężej, ale kolejnego dnia już robisz z 15-20% krótszy trening i z trochę mniejszym tempem, i tak przez następne 2-3 dni, po których robisz sobie przerwę 2-3 dni podczas których powinnaś zregenerować mięśnie (odżywiaj się prawidłowo).

    Poza tym istnieje takie coś jak trening interwałowy, czyli taki w którym biegasz z różnymi poziomami tępa. Czyli ustalasz sobie, że przez 400m biegasz na granicy swojej wytrzymałości, a potem 600m biegasz na tyle wolno by ustabilizować oddech i "przepłukać nogi - całość powtarzasz kilka razy.

    Zadbaj o odżywianie, najlepiej jedz węglowodany złożone (kasze itp) na 2 godziny przed treningiem, chyba ze czujesz, się przejedzona podczas treningu itp. to zwiększ ten odstęp, albo ilość spożywanych kalorii.

    Poza tym jak już ktoś doradził, to bieganie z tętnem. Masz kilka progów tętna. Poczytaj o tym w internecie. Wtedy będziesz mogła robić interwały na podstawie tętna.

    Teraz nadwagi nie mam. Mam górną granicę wagi prawidłowej ale chcę schudnąć jeszcze 10kg żeby mieć 55 (nadal będę w zakresie wagi prawidłowej wtedy). 

    Zaczęłam teraz co 2 dzień treningi ale efektu póki co nie widzę. 

    Próbowałam zwiększyć tempo ostanio ale przy 7.50 (też to bardzo wolne przeciez obiektywnie patrząc tempo) nie jestem w stanie zrobić 5km. Po 2,5 już mam dość, do 3 jeszcze doeciagne ale dalej to już nie bardzo. 

    Interwały? Podobno są odradzane początkującym z tego co czytałam. 

    Co do tętna... No właśnie. Na tętno to żeby być w odpowiednim zakresie to chyba musiała mieć marsz. Nawet przy tym tempie 8-9 tętno mam z kosmosu 160-170. Nie mam pojęcia dlaczego. Nie mam żadnych schorzeń serca. Jakiś czas temu badałam się pod tym kątem. 

    Ogólnie mój kryzys trwa już jakiś czas i szczerze mówiąc zaczynam się zastanawiać czy to jest odpowiedni sport dla mnie, bo zupełnie nie radzę sobie w tej kwestii. No po takim czasie to jednak jakikolwiek postęp powinien być. A ja nadal się strasznie mecze i nadal mam takie tempo że szkoda gadać. Strasznie mnie to demotywuje.

     


  6. 21 godzin temu, Foko Loko napisał:

    Uda się 😉

    Co drugi dzień treningi, nawet co 3 tak na spokojnie, żeby się nie przeforsować. Możesz do tego dorzucić raz w tygodniu siłownię i tam na maszynach poćwiczyć nogi. 

    Najlepiej właściwie by Ci zrobiło kilka konsultacji z jakimś trenerem, to on by Ci powiedział dokładniej.

    Orientujesz się może gdzie na terenie Warszawy można znaleźć takie konsultacje i jaki mniej więcej to może być koszt?


  7. 18 godzin temu, Foko Loko napisał:

    A masz zamiar robić maratony? Bo jak biegasz sama dla siebie i dopiero co zaczęłaś to na spokojnie.

    5 treningów w tygodniu to dużo, jesteś po prostu zmęczona i stąd brak efektów. 

    Jesz odpowiednią ilość kalorii jak na taki wysiłek?

    Chciałbym biegać w maratonach natomiast patrząc na to jak mi idzie to wątpliwa sprawa czy kiedykolwiek uda mi się to osiągnąć. 

    To ile powinno być treningów żeby mieć efekty?

    1800-2000 kalorii względem zapotrzebowania mam 300-500 deficytu. Ale chcę jeszcze trochę schudnąć więc muszę mieć deficyt. Wbrew pozorom bieganie spała mało kalorii, więc to zapotrzebowanie wcale nie jest jakieś duże 


  8. Dnia 7.11.2022 o 14:03, wsparciedietetycznePL napisał:

    Staraj się pilnować bardziej odpowiedniego pulsu niż samego tempa. Odpowiedni puls zapewni Ci stały bieg bez konieczności przerw i poniekąd to puls wyznaczy Ci odpowiednie dla Ciebie tempo 

    A jaki jest odpowiedni puls? U mnie większym problem jest to że po pewnym czasie mam słabe nogi i po prostu jestem zmuszona zrobić przerwę bo nie dałabym rady więcej. Ogólnie mam poczucie że jestem strasznie słaba tak ogólnie tak kondycyjnie jak fizycznie. Moja koleżanka zaczynała później i w tej chwili nie możemy już razem trenować bo ją ograniczam. Ja nie jestem w stanie biec takim tempem. Aplikacja nieraz w ogóle zapisuje mi "biegi" jako marsz bo zapewne są tak wolne. Po prostu zastanawiam się czy takie coś jest w ogóle efektywne i dlaczego nie mam postępów.


  9. Czy to jest normalne że mam tak wolne tempo biegu (nawet 8-9 minut na kilometr). Treningi robię 5 razy w tygodniu po 30-40 minut (takim tempem wychodzi mi to około 4 przy dobrych dniach 5km). Rzeczywiście wydłużył mi znacznie czas w jakim jestem w stanie biec bez przerwy natomiast trochę martwi mnie brak jakichkolwiek efektów jeśli chodzi o tempo. Czy są jacyś bardziej doświadczeni biegacze, którzy wiedzą jak poprowadzić swoje treningi żeby oprócz coraz dłuższego czasu biegu zwiększyć też tempo?


  10. Dnia 27.06.2022 o 13:37, KateZRzeszowa napisał:

    Pogadali, była sensacja i wszyscy wrocili do swoich spraw. Jak zwykle

    No a czego oczekujesz? Co mieliby zrobić? Dopóki PiS i katole są przy władzy to nie moza liczyć że cokolwiek się zmieni w tej kwestii. Poza tym szczerze mówiąc to uważam że w Polsce organizacje proaborcyjne same działają sobie na szkodę. Bo za dużo chcą na raz. Polska jest mentalnością sto lat za murzynami.

     


  11. Może macie rację że za bardzo się przejmuje. Zasadniczo nie bede mieć żadnej bezpośredniej styczności z tymi ludźmi. Co do zdjęć to raczej wolałabym tego uniknac (jeśli już to na pewno bez twarzy i nie całkowicie nago). Ale najlepiej bez żadnych zdjęć. Nie mam pojęcia, może ktoś zna osoby które się tym zajmują. Martwi mnie też nieco moja prywatność. To jest rzecz która musiałaby pozostać w tajemnicy. Nie chce żeby ktoś z mojej rodziny lub znajomych się dowiedzial. Mojemu mężowi też nie zamierzam się chwalić. Czuje się trochę zażenowana że jestem tak nieporadna że zostaje mi sprzedawanie brudnych gaci. No niby lepsze niż sex za pieniądze...


  12. 4 godziny temu, ddt60 napisał:

    prostytucja to nie jest ale jakaś forma sexworkingu to może już tak. Sama musisz sobie odpowiedzieć, czy jak obcy facet wącha twoje noszone majtki w kroku a Ty mu je sprzedajesz to czy jest sprzedaż tylko bielizny czy także jakaś forma sprzedaży siebie - swojego zapachu, wizerunku i fantazji? Zastanów się też, co będzie jak facet będzie chciał bonusa w postaci Twojego nagiego zdjęcia (nawet bez twarzy) czy Twojego zdjęcia w tej bieliźnie, którą mu sprzedasz? Oczywiście pewnie i to jest legalne choć jeśli to ma być stałe źródło dochodu to być może od takich "transakcji handlowych" powinnaś odprowadzać podatki

    No cóż nie rozumiem tego, nieco dziwne są takie zboczenia ale przez brak kasy to rozważam. 


  13. Przez pandemię popadłam w ogromne problemu finansowe. Ledwo wiąże koniec z końcem. Moja znajoma powiedziała że ona dorabia na sprzedaży używanej bielizny, butów, zdjęć 2-3 tys. Miesięcznie. Trudno mi powiedzieć czy to możliwe zarobić na tym aż tak dużo. Jestem trochę zaskoczona, ale z drugiej strony jestem zdesperowana. Nie mam czasu na drugi etat. To jest w ogóle legalne? Jak to wygląda? Nie drazylam tematu przy znajomej bo było mi wstyd pytać o szczegóły. Czy takie coś to już sprzedawanie się? Mówiąc wprost bycie Dz*wka? Pierwszy raz spotkałam się z czymś takim.


  14. Cześć, okropnie mnie to wkurza. Ciągle sprzątam ale non stop jest bałagan. Nie mam już siły do mojego syna. Tłumacze, mówię a to wszystko jednym uchem wpada, drugim wylatuje. Mąż dużo pracuje, więc też nie ma jak mi pomóc za bardzo. Problemem jest tez to że mamy póki co małe mieszkanie (planujemy się przeprowadzić ale nie jest to takie proste na razie). Jest tona gratów teoretycznie potrzebnych ale nie ma ich gdzie schować. Do szału doprowadza mnie ciągłe przekładanie wszystkiego z miejsca na miejsce. Jak również doprowadza mnie do szału że mój syn, robi okropny bałagan wokół siebie. Mówię, proszę, kazałam posprzątać to moje gadanie olewa, a sprzątać sprzątnął ale byle jak. Nie wiem już już jaki sposób na to znaleźć. Jak Wy to robicie że macie porządek? Wstyd mi nawet zaprosić kogoś bo jest wieczny syf 🙄


  15. 12 godzin temu, Dobrosułka napisał:

    To prawda.  Jak sie jest w ciezkiej depresji (a tak mozna kwalifikowac gdy mysli sie o sambojstwie) to znalezienie celu w zyciu jest wlasciwie niemozliwe poniewaz nic nie cieszy i zaden pomysl nie jest ekscytujacy.  Ja rowniez przechodzilam przez to juz kilka razy.  Ostatnio po stracie mojego kompana pandemi, pieska.  Siedzenie w domu i praca z domu tyle czasu doluja niesamowicie.  Niepewne czasy, eknomiczny stres i zamkniecie w domu sprzyjaja takim uczuciom.  Potrzebujesz pomocy, ale szukasz jej w zlym miejscu.  Umow sie do psychologa.

    Masz rację, przed pandemia nie miałam takich problemów. Powiem Ci że nieraz sama jestem przerażona tym co się ze mną dzieje. Mam wrażenie, że zwariowałam czasem bo potrafię się przyczepić bez powodu, albo płakać i tak naprawdę nie wiem do końca dlaczego.


  16. 2 minuty temu, lex napisał:

    Nawet o samobóju nie myśl. Dlatego, że wielu decyduje sie pod wpływem chwili a potem już tego nie cofniesz. A jak nie uda sie i zostaniesz kaleką? to wtedy dowalisz synowi i mężowi. IMHO problem w braku celu w życiu. każdy powienien mieć nadrzędny cel, tzn. jakiś sens przewodni, do czegoś zmierzać. Wymyśl cos i to realizuj. I to co pisze nie wyssałem z palucha, wszystko przerobione od samobója do realizacji swojego celu. Polecam słuchać innych ludzi, po przejściach, dobrze gadają.

    Problem w tym że nie mam za bardzo z kim o tym pogadać. Nie mam praktycznie żadnych znajomych.


  17. Cześć od około 2 tygodnie przeżywam straszny kryzys. Czuje się beznadziejna, przegrana i mam wrażenie że moje życie jest bez sensu. Nie mam znajomych, nawet z kim pogadać nie mam, każdy nie ma czasu. Już meczy mnie to, że ciągle to ja mam proponować spotkania. Sam z siebie nikt nie zadzwoni. Mój mąż ciągle jest w pracy. Zawsze duzo pracował ale teraz jeszcze wiecej, bo przez pandemię wpadliśmy w wielkie kłopoty finansowe. Dobija mnie to już po prostu. W pracy tylko staram się udawać że jest wszystko dobrze (pracuje w takim miejscu, że dobry kontakt z klientem jest bardzo ważny). Nie zarabiam za dużo (może też nie jakos ekstremalnie mało, ale trzeba pilnować budżetu bo wystarcza ale o żadnych szaleństwach nie ma mowy). Syna też mi szkoda bo ludzie jeżdżą na wakacje nad morze albo w inne fajne miejsca a mnie zwyczajnie nie stać na to.  Chciałbym coś z tym zrobić ale nie mam zupełnie pomysłu na siebie. Mam wrażenie że nic nie umiem i jestem zupełnie bezwartościowa. Na wszystko brakuje mi czasu. Praca i dom tylko, a i tak pieniędzy ciągle jest mało.  Zdarzały mi się myśli samobójcze, żeby przestać być dla wszystkich tylko ciężarem, ale nawet na to nie mam odwagi. Naprawdę nieraz współczuję synowi i mężowi że mają taką beznadziejna matkę i żonę. Czy w ogóle da się jakoś ogarnąć swoje życie i przestać być takim nieudacznikiem?


  18. Dnia 14.07.2021 o 15:38, MłodaMama napisał:

    Ale co za rok? Ok pójdziesz do pracy a dziecko do żłobka no ale po pracy dzieckiem trzeba się zająć i uwierz mi na słowo: ten czas teraz? Kiedy dziecko tylko się ślini, leży itd to najłatwiejszy czas. Później jest tylko gorzej 😄

    No nie wiem u mnie do 3 roku życia był najtrudniejszy czas i zdecydowanie najgorszy. Więc to chyba zależy. Mi samotność z dzieckiem w domu i monotonia czynności zdecydowanie szkodziła dość poważnie na głowę (depresja).

    • Like 1

  19. Dnia 13.07.2021 o 09:59, Zlamatka napisał:

    Mam już wszystkiego dość, 19.06 urodziłam dziecko, ciąża była planowana i wyczekana… całą ciąże bardzo cieszyłam się na to że będę miała dziecko, mówiłam do brzucha itd. W drugiej dobie w szpitalu doszło do mnie że moje życie już nigdy nie będzie takie jak przedtem… żyliśmy z mężem bardzo luźno. Nigdy nie gotowałam w domu bo po pracy jeździliśmy do moich rodziców na obiad lub chodziliśmy do knajpy. W domu w sumie tylko spaliśmy. A teraz?! Teraz jestem uziemiona… minęły 3 tygodnie a ja nadal tęsknie za starym życiem. Kocham dziecko, jak na patrzę to czuje tą miłość. Ale niestety żałuje decyzji o dziecku. Jestem okropna i samolubna. Dodatkowo mała w nocy nie śpi, w dzień tylko w wózku na spacerze lub na rękach przez co nic nie mogę zrobić. Ehhh nie wiem czy wytrzymam ten rok! Cały czas pocieszam się faktem że za rok już wracam do pracy a dziecko idzie do żłobka. Jestem okropna, czasami nie panuje nad sobą i krzyczę :(…. Musiałam się wyżalić. 

    Nie jesteś okropna i samolubna tylko po prostu przemęczona i nieco rozczarowana, bo okazało się rzeczywistość odbiega dość mocno od Twojego wyobrażenia. Większość rodziców (zwłaszcza matek) przyznaje, że miały zupełnie inne wyobrażenia na temat macierzyństwa. Niby każdy wie że rodzicielstwo zmienia w życiu wszystko ale większość ma nadzieję że u nich będzie inaczej, że to przecież tylko kwestia dobrej organizacji, że tych obowiązków nie wydaje się być tak dużo. Potem się okazuje że plan dnia szlag trafia bo dziecko ma kolki i nie śpi w nocy. Wiem że takie noce potrafią doprowadzić do granic wytrzymałości. Mój syn przez 3 lata nie przesypiał nocy w całości. Istny horror to był myslalam że umrę, nieraz też myślałam że to ja coś robię nie tak, a myśli o tym że nie tak miało być też dawały mi komunikat że jestem zła matką. Mogę Ci powiedzieć tyle że u mnie problemy się skończyły jak syn zaczął chodzić do przedszkola. To co na teraz Ci mogę poradzić to poproś kogoś (meza, rodziców, koleżankę) żeby zajęła się dzieckiem kilka godzin, a Ty w tym czasie się wyśpij, zrób coś czego nie możesz zrobić z dzieckiem. Niestety do 2-3 lat to jest trudny wiek dziecka, bardzo wymagający dla rodziców.


  20. No niestety dlatego się mówi że na wszystko jest w życiu czas. Mając dzieci nie ma się już luzu w ogóle. Taka jest już kolej rzeczy. Ja też nieraz żałuję że nie korzystałam ze swojej młodości. Nieliczni są w komfortowej sytuacji mając pomoc rodziny albo pieniądze na opiekunkę. A reszta? No niestety. Ja mam dziecko niezwykle uciążliwe prawdę mówiąc. Nie potrafi się sobą zająć ani na chwilę. Prawdę mówiąc nie lubię tak zwanych rodzinnych wyjazdów bo moje dziecko jest wiecznie ze wszystkiego niezadowolone, poza tym jest niestety problematyczne, jęczy podczas podróży, nie chce spać poza domem. Na kolonie się niestety nie nadaje absolutnie, po jednym dniu bym musiała jechać go odbierać. Obecnie praca jest moim jedynym oderwaniem się od obowiązków. Nie pamiętam kiedy gdzieś wyszłam indziej niż do pracy albo sklepu. Można mieć nadzieję że jak dzieci podrosną to będzie jakis czas dla siebie ale wtedy zazwyczaj już nie ma sił. 

×