

annaf
Zarejestrowani-
Zawartość
28 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez annaf
-
Spotykamy się od roku. Po rozwodzie oboje, on ma nastoletniego syna. Rozmawiałam, w końcu. Powiedziałam jak się czuję, że po roku spotykania się zero planów, że czuję się samotna żyjąc z kimś z doskoku itp. To on zawsze mówił, że rozmowa najważniejsza ale jak przychodzi co do czego to się zacina. Powiedział, że wiele razy o tym myśłał żeby zaproponować wspólne zamieszkanie ale coś go hamuje bo miał z tyłu głowy, że się parę razy ścięliśmy na wyjazdach. Że coś go blokuje, że chciałby żeby to było takie olśnienie, żeby był przekonany na 100%. Ale nie jest. W sumie to za wiele nie powiedział i nic nie zaproponował bo jak sam powiedział teraz co by nie było będzie źle bo zawsze któraś strona niezadowolona. Synowi też nie powiedział przez ten czas z tego powodu. Oczywiście, że rację miał mówiąc, że przez ten czas ta znajomośc się rozwijała ale jak widać utknęła. To oznacza tylko tyle dla mnie, że się wszystkiego boi i, że nie chce ;( bo jam inaczej? teraz wyjeżdża na 2 tygodnie to zamierzam mu powiedzieć żeby się zastanowił czego on chce i jak to sobie teraz wyobraża o ile w ogóle i po prostu po jego powrocie to skończę bo teraz to ja się boję tracić czasu i utknąć ;/ zresztą po tym co mówił da się coś z tym jeszcze zrobić?
-
Spotykam się z facetem od 11 miesięcy. Na początku raz w tygodniu, z czasem częściej, regularnie i prawie zawsze z jego inicjatywy. Oboje po rozwodzie. On ma 14-letniego syna, jest starszy ode mnie 6 lat.Widzę, że się stara, wiem, że mu zależy. Poznałam jego znajomych, syna nie znam, a on dopiero w zeszłym tygodniu poznał mojego brata. Co jakiś czas dopada mnie to, że nie mamy wspólnych planów, że chciałabym z nim mieszkać. Wiem, że on nie chce już dzieci, ja nigdy nie chciałam ale teraz czasem o tym myślę, wolałabym szczęśliwy związek. On ma jakiś awers do ślubów, swój rozwód przypłacił nawet depresją, a ja chciałabym kiedyś. Nie na siłę ale nie przeraża mnie to. On oczywiście nie mówi, że rozmowa jest najważniejsza, żebym mówiła itp. itd. ale ja mam z tym problem, mam problem otwieraniem się. Z drugiej strony on też nie jest specjalnie wylewny. Jak się kiedyś ścięliśmy o coś to chciałam go rzucać nawet to strasznie spanikował i powiedział, że mu na mnie zależy, ale nigdy nie powiedział, że kocha. Wiem, że lubi i potrzebuje mieć trochę czasu dla siebie ale jak się z kimś nie mieszka to spędzone 2 dni inaczej wyglądają niż jak się mieszka, bo wtedy nikt nikomu tak na 100% nie siedzi na głowie. W jakiejś rozmowie powiedział z miesiąc temu, że od końca zeszłego roku myślał o tym żeby mnie poznać z synem i o wspólnym mieszkaniu. Ale nic nie zrobił w tym kierunku. Może dlatego, że w lutym stracił pracę. Zajmuje wysokie stanowisko a o taką pracę ciężko więc do tej pory szuka, wiem, że stresuje go to bo syn bo kredyt itp. A ja mam te swoje myśli i obawy żeby tak nie utknąć... Wyjeżdżamy teraz na krótki urlop i się zastanawiam czy poruszyć temat wspólnego mieszkania, czy po powrocie żeby nie psuć klimatu, czy dopiero jak znajdzie pracę bo teraz taki zestresowany?? ale to może potrwać nawet kilka miesięcy.. A inna sprawa jest taka, że nie bardzo wiem jak z nim o tych planach porozmawiać żeby nie wyjść na desperatkę. Ale nie chcę tak utknąć jako weekendowa towarzyszką ;/ to dobry człowiek, dobrze mi z nim i nie chcę go skreślać ale też nie chcę tracić czasu. On ma skłonność do panikowania, kiedyś jak się o coś pokłóciliśmy to przyznał, że cały dzień o tym myślał bo mu na sms nie odpowiedziałam i jak przyszedł to się cały trzęsł. Także, wiem, że mu zależy ale co dalej. Poradźcie coś proszę
-
Może tak a może powiedział prawdę, że w tej relacji czegoś mu brakuje bo ma wizję idealnej relacja a ta taka nie jest
-
uważasz, że w takiej sytuacji powinnam się nadal w takim kształcie spotykać i liczyć (a zarazem się męczy bo się męczę jak mieszkam sama, a facet z doskoku dwa razy w tygodniu), że mu się odmieni?
-
bo jeśli ja chcę poważnego związku, a on nie wie czego chce ale nie tego co ja to spotykając się z nim blokuję się na poznanie kogoś kto miałby takie same plany jak ja? i też chciałby poważnego związku, może małżeństwa, może nawet dziecka. A ten obecny tego nie chce jak się okazuje więc skoro spotyka się ze mną i po roku nie wie czego chce ale brakuje mu "czegoś" w tej relacji do dalszych kroków to po co mam w tym tkwić?
-
Rozmawiałam, w końcu. Powiedziałam jak się czuję, że po roku spotykania się zero planów, że czuję się samotna żyjąc z kimś z doskoku itp. To on zawsze mówił, że rozmowa najważniejsza ale jak przychodzi co do czego to się zacina. Powiedział, że wiele razy o tym myśłał żeby zaproponować wspólne zamieszkanie ale coś go hamuje bo miał z tyłu głowy, że się parę razy ścięliśmy na wyjazdach. Że coś go blokuje, że chciałby żeby to było takie olśnienie, żeby był przekonany na 100%. Ale nie jest. W sumie to za wiele nie powiedział i nic nie zaproponował bo jak sam powiedział teraz co by nie było będzie źle bo zawsze któraś strona niezadowolona. Synowi też nie powiedział przez ten czas z tego powodu. Oczywiście, że rację miał mówiąc, że przez ten czas ta znajomośc się rozwijała ale jak widać utknęła. To oznacza tylko tyle dla mnie, że się wszystkiego boi i, że nie chce ;( bo jam inaczej? teraz wyjeżdża na 2 tygodnie to zamierzam mu powiedzieć żeby się zastanowił czego on chce i jak to sobie teraz wyobraża o ile w ogóle i po prostu po jego powrocie to skończę bo teraz to ja się boję tracić czasu i utknąć ;/ zresztą po tym co mówił da się coś z tym jeszcze zrobić?
-
ja wiem, że mu zależy, spokojnie. Aż tak źle to nie jest. I nie tylko dlatego, że tak powiedział. Gdyby nie ta cholerna sytuacja z jego pracą to śmielej uderzałabym z rozmową a tak. Ale prawda jest taka, że zawsze miałam problem z takimi rozmowami, nie potrafię tego robić. Wyjazd był fajny, ale też jakieś małe nieporozumi4enie się zdarzyło i myślę, że wynikało właśnie stąd, że mnie ta sytuacja frustruje. Najchętniej powiedziałabym wprost "albo zamieszkamy razem albo spadaj bo chcę kogoś zdecydowanego" bo taka prawda, ale wiem, że tak odezwać się nie mogę. Mówi się, że trzeba rozmawiać szczerze itp. itd. ale jak ktoś słyszy wprost taki tekst to afera ;) Już się zapowiedziałam wczoraj, że musimy porozmawiać ale na spokojnie. To pytał o czym bo teraz to on się będzie stresował nie wiedząc. No i taki właśnie jest.
-
Twierdził,że nie jest mu tak wygodnie ale nic nie zrobił. Nie wiem jakby bylo gdyby tej pracy nie stracił,czy coś by zrobił. Pogadam,zapytam. Plan mam taki,że po przyjeździe za tydzień. Zastanawiam się czy mówić,że zastanawiam się co ja z tego związku mam skoro dziecka nie chce,ślubu nie,nie mieszkamy razem to niby na co mam czekać jak planów brak... Sama się biję z myślami czy chce dziecko i ślub jeszcze czy odpuścić. Bo z nim raczej to odpada. Ale ten obecny układ mi uwiera,brak planów mi uwiera.
-
Nawet nie dobijajcie,że będzie ściemniał. Stary chłop 45 lat raczej prostolinijny,jeszcze nie przyłapałam na kłamstwie ale jak się zdarzy to koniec. To zawsze jest takie ryzyko,że powie coś ogólnie zbyt to będę dopytywać o perspektywę czasowa,a na początek i tak będę stawiać pytania otwarte w stylu jak sobie wyobraża swoją przyszłość za 2 lata, czy tak jak teraz jest mu dobrze lub co zamierza zmienić. Muszę mocno się pilnować żeby nie dowalić wprost,że mi szkoda czasu na spotkania weekendowe... Chyba,że macie swoje sposoby i jakieś rady to będę wdzięczna
-
Teraz zamiast cieszyć się z wyjazdu to będę odliczać do rozmowy. Jeszcze po powrocie przeciągnę go kilka dni bez widzenia żeby miał czas zatęsknić, a potem uderzam. Miał plan żeby kupic mieszkanie ale wiem, że chciał na przyszłośc kupic je dla syna więc chyba sam kupić, a nie wie m czy sam mieszkać. Gryzę się z tym... Mówił, że myśli o wspólnym zamieszkaniu ale jakoś nic z tym nie zrobił, przez brak pracy? nie wiem nie chcę go usprawiedliwiać
-
Nie jest dobrze, bo to do mnie wraca więc ewidentnie nie jest. Boję się, że nie będą umiała zareagować od razu na jego wypowiedzi i nie chcę kończyć relacji na której mi zależy jesli jest sposób żeby to jakoś poukładać
-
Wiem, że ma problem z podejmowaniem decyzji, m.in. pracę stracił przez to, że w sytuacjach stresowych miał problem z pdoe4jmowaniem stanowczych decyzji
-
No nie, nie zamierzam. Prawda jest taka, że podczas jednej z rozmów nie umiałam się do tego zabrać jak mnie pytał czego oczekuję i co bym chciała. Ale sam tez nie powiedział
-
Wiem, że mu zależy ale wielu rzeczy się boi, taki charakter. Ale wiem też, że muszę pomyśleć o sobie. Najchętniej porozmawiałabym choćby dzisiaj ale nie chcę psuć atmosfery wyjazdu więc chyba dopiero pogadamy za tydzień po powrocie. Bedę musiała się powstrzymywać, żeby nie zaczynac tej rozmowy. Trudno może nie być bo przy nim się tak dobrze czuję, że o tym nie myślę a te wątpliwości przychodzą jak jestem sama
-
Dlatego się zastanawiam czy zaczekać aż znajdzie pracę niech ma to swoje bezpieczeństwo czy nie ma na co czekać..
-
Mi tez nie marzy się gromadka dzieci. Ale nie wyobrażam sobie tak za długo bo coraz częściej mnie to męczy, frustruje. Z jednej strony wiem, że poświęca mi wolny czas i tylko mi, ale z drugiej czasami myślę o tym, że nie znam syna i, że w sumie jestem sama na codzień. Jak z kimś się nie mieszka to spędzacie czas razem tak intensywnie, a jak razem się mieszka to wiadomo że nikt zdrowy nie siedzi sobie na głowie 24H tylko razem ale zdrowo, trochę osobno, ale ta osoba zawsze gdzieś tam jest.
-
Masz rację. Z nim mam problem bo jest mega opiekuńczy ale też trochę niedojrzały. Nadwrażliwy. Rozwód przypłacił depresją choć twierdzi, że latami się nad tym rozwodem zastanawiał. Wszystkie niepotrzebnie bardzo analizuje. Taki typ. Z jednej strony rozumie, a z drugiej nie chcę żeby tak mnie analizował latami... Chcę delikatnie ale stanowczo wyznaczyć granice, czy ramy czasowe. A boję się, że jak zacznie b.ogólnie mówić bez konkretów to będę chciała to skończyć bo przeraża mnie wizja czekania latami na faceta. Wiem, że ta utrata pracy to problem ale z pracą zawsze może być problem
-
Próbuję już 2 lata. On ma to samo, powiedział, że najwyraźniej tak musi być. Ale to nie fair wobec naszych związków, chciałabym sobie go obrzydzić itp. Czy to normalne że czasami latami nie możemy się kogoś pozbyć z głowy?
-
:) ja raczej twardo staram po ziemi więc nie wierzę w jakieś tam przeznaczenie itp. tylko szukam wytłumaczenia typu podobna energia, podobny sposób bycia, feromony :) ale tez nie wiem dlaczego ja z tym moim tak mam. A teraz mam wyrzuty, że on się do mnie odezwał i piszemy za plecami małżonków. Przez 2 lata nie było kontaktu, przez pierwsze pół roku a w sumie rok naprawdę było mi ciężko. A jak sobie to poukładałam to się zjawił. I teraz staram się nie nakręcać ale boję się, żę taka 'przyjaźń komuś za bardzo się wkręci. Codzienny kontakt to chyba jednak przesada...
-
No może. Bo ile osób się przez ten czas poznało i nie było czegoś takiego. a bez niego tez się da żyć bo męża masz więc da się. A jednak wraca... Mam identycznie. Zastanawiałam się jakiś czas temu czy może chodzi o jakieś niespełnienie - tzn. gdy relacja została 'skonsumowana' to okazałoby się, że nic specjalnego i łatwiej byłoby zapomnieć albo przynajmniej uznać, że no był taki i spoko bez takich głębszych rozkmin. Ale tego nie wiem, takie luźne pomysły na wytłumaczenie tego mam. Bo może po prostu czasami tak się zdarza i nie należy z tym nic robić. Po prostu.
-
Nie szukałaś nigdy przez ten czas dlaczego tak jest? czy to tylko chemia? jeszcze jak nie jest to jednostronne to musi być to coś co da się psychologicznie wyjaśnić :)
-
spadaj pajacu z tematu jak nie kumasz idź skończyć sobie robić dalej dobrze, sam jak zwykle
-
O czym ty bełkoczesz. On ma to samo. i próbowaliśmy nie utrzymywać kontaktu żeby nam minęło ale okazuje się, że minęły 2 lata i on wprost, że nadal mu nie przeszłam... ja się nie przyznałam ale mam dokładnie to samo. Liczyłam na to, że z czasem się rozejdzie
-
Poznałam faceta i prawie wylądowaliśmy w łóżku. Na szczęście w tym przypadku skończyło się na całowaniu, mega przyciąganie... Spotkaliśmy się parę razy (odległość ok. 500 km). Dzwonił też z prośba o pomoc bo wplątał się w kłopoty. Dowiedziałam się też, że trochę nakłamał o sobie. Z wielu powodów kontakt się urwał. Chyba jak to zauważył, m.in. chyba jak zauważył, że usunęłam nasze wiadomości i wyrzuciłam z portali z kontaktów LinkedIn itd.Tak naprawdę dlatego, że nie chciałam o nim myśleć i czytać naszych wiadomości. To wtedy się odezwał, zadzwonił. Mówił, że fajnie byłoby się spotkać, pytał co słychać etc. zbyłam go bo nie miałam ani czasu ani ochoty rozmawiać i byłam wtedy na urlopie. Ale miałam taką wewnętrzną satysfakcję, że jednak o mnie coś tam pomyślał albo że nie znaczyłam dla niego zupełnie nic. Napisał potem sms'a ale nie odpisałam. Po kilku dniach napisał z innego telefonu, że niby nowy osobisty numer więc podaje. Też nie odpisałam. Nawet nie złośliwie ale jakoś udało mi się zamknąć jego temat i nie chciałam wracać do tej relacji. Czułam wtedy, że nie jest mi to do niczego potrzebne. Teraz zobaczyłam, że się ożenił (!) tak szybko, tzn. zobaczyłam jakąś sesję 'narzeczeńską' z września - a dzwonił i pisał do mnie w lipcu/sierpniu. Źle odczytałam jego intencje czy może olałam go więc z pierwszą lepszą się zaręczył? Dziwne to i trochę mi dziwnie teraz. Wiem, że miał trudny okres, sam to powiedział kiedy dzwonił (praca itd.) i mam nadzieję, że mu się układa ale tak mi jakoś dziwnie..
-
Nie minęły 2 miesiące od mojego posta i się do mnie odezwał... Na fcb przysłał zaproszenie do znajomych. Tam zdjęcia z żoną ale pisze bezobciachowo jak to chciałby się zobaczyć przy okazji. WTF?!?! po co się odzywał? ja już sobie to wszystko pozamykałam, ad acta a tu znowu. Mnie do niego ciągnie jak do człowieka, żeby pogadać, mieć kontakt ale wiem, że to tak nie działa. I co tak ja wtedy wyrzucić ze znajomych i odciąć się drastycznie znowu?? trochę chamsko ale boję się, że będziemy się do siebie zbliżać, albo raczej, że znowu ja nie będę o nim mogła przestać myśleć. To taki syndrom nieskonsumowanej iskrzącej relacji?