Hej, mam pytanie. Właśnie rozstałam się z chłopakiem po prawie roku związku. Zerwałam bo: swoim zachowaniem zniszczył u mnie kiełkujące uczucie, nie wiem teraz, co czuję, czy cokolwiek. Nie dzwonił do mnie (ani razu, mimo że to związek na odległość był), nie gadaliśmy przez skype itd. Pisaliśmy po 3-5 krótkie wiadomości dziennie, takie suche, o pracy, pogodzie, co się działo w ciągu dnia. Widzieliśmy się rzadko, tylko raz w tygodniu, czasem rzadziej. Ostatnio przez 2 miesiące się nie widzieliśmy z różnych powodów, też pandemicznych. Ale jego plany i praca była ważniejsza, przez co nieraz nie widzieliśmy się po 2-3 tygodnie. On wtedy nawet nie zadzwonił, choć miałam podejrzenie covidu. Do tego mam wrażenie, że jest babiarzem, przy mnie oglądał się za innymi, mimo upomnień. Zdarzało mu się robić różne uwagi co do mojego wyglądu, takie rzeczy, co mi nigdy nie przeszkadzały nawet. Przez co moje poczucie własnej wartości zaczęło się obniżać. Czułam się, jakby każda inna była ładniejsza ode mnie. A za brzydką nie uchodzę. Chamsko krytykował też wygląd niektórych kobiet. W przeszłości przespał się z kimś bez zobowiązań, bez zabezpieczeń, z taką dziewczyną, którą pół wydziału przeleciało. Dla mnie to obrzydliwe. Nie wiem, czy mogłabym mu zaufać. Do tego jest skąpy nawet dla siebie... To wszystko zniszczyło moje uczucie, postanowiłam z nim zerwać. Napisałam mu powody. A on teraz przeprasza, błaga o wybaczenie. Mówi, że wie, że mnie krzywdził i że się zmieni. Pisze, że nie lubi rozmawiać przez telefon (jakoś do kolegów co kilka miesięcy dzwoni porozmawiać, do mnie przez rok ani razu), to nagle zaczął próbować wydzwaniać. Przeprasza, próbuje też częściej pisać. Pisze, że jestem jego ideałem, że zawsze o takiej kobiecie marzył, że byłam jak wygrana w lotto. Tylko że nie umiał tego okazywać, choć się starał itd. Próbuje wywołać u mnie wyrzuty sumienia, pisze nocami, dając do zrozumienia, że nie może spać. A teraz zachowuje się tak, jakbym wcale nie zerwała, jakby myślał, że będzie ok, obiecuje większą ilość spotkań itd. Nie starał się tak, jak byliśmy w związku. Jak myślicie, to tylko chwilowe starania, co nie? A jakby serio mu zależało, to starałby się mnie uszczęśliwić i "kwitłabym" przy nim, a nie "więdła"?