Cześć,
To co zamierzam napisać może być dłuższe i pełne teoretyzowania, także jak ktoś tego nie lubi a ceni w życiu twarde stąpanie po ziemi i to może przestać czytać w tym momencie.
Jeśli jednak nie zniechęciłem to zapraszam... Gdyby spojrzeć na mnie to zobaczycie zwykłego faceta, 37 lat, żona, dzieci, praca itp. Mniej więcej standard z całym pakietem towarzyszącym, po temacie można wnioskować, że najpewniej szuka wszystkich tych rzeczy, które są znane i dobrze opisane a zawierają się w stwierdzeniu "kryzys wieku średniego". Nie mogę nie zaprzeczyć, jednak podręcznikowe definicje są zarazem tak obce i dalekie, że nie odnajduję się w nich z zasady. Za dużo wysiłku za mną nad zastanawianiem się kim jestem, dlaczego czuję to co czuję, co mi służy a co nie służy, żeby łatwo identyfikować się z jakąś szufladką.
Jeśli mowa o generalizowaniu to myślę, że jestem bardziej introwertyczny niż ekstrawertyczny, bardziej melancholik niż flegmatyk. Lubię teorię temperamentów, lubię o tym rozmawiać, bo jest to całkiem twórcza i wdzięczna zabawa, dająca dość dobre przybliżenia (czasami). Kiedyś wypisałem kilkadziesiąt cech, ktore charakteryzują melancholika, niektóre się wzajemnie wykluczają, niektóre są rozmyte, bo jako ludzie jesteśmy skomplikowani, niejednoznaczni i zmieniamy się w czasie i w zależności od okoliczności lub tego jak wieje wiatr Jednak nawet pomimo to, te łatki mają w sobie ziarno prawdy i werbalizują to, przez jakie okulary patrzymy na świat i opisują to tak zgrabnie, że jak człowiek to słyszy to mówi "no tak, to trochę o mnie, nie wiem dlaczego nie widziałem tego wcześniej". Melancholik to taki ktoś, kto ma głębszy świat uczuć, komu często brakuje słów żeby wyrazić swoje myśli, kto jest trochę perfekcyjny a trochę upierdliwy ale też fascynujący. To taki ktoś, kto widzi więcej, czasem to sie przydaje jak widzi drugie dno, inną perspektywę, a czasem przeszkadza jak insynuuje albo wyciąga błędne wnioski. Taki ktoś to generalnie więcej myśli, zastanawia się i musi mieć kontakt ze swoim wewnętrznym światem, musi go werbalizować, bo wtedy określa i definiuje siebie sprawiąjac, że staje się bardziej sobą, trochę jak "myślę, więc jestem". Zagoniony, zmuszony do stąpania po twardej ziemii, bo pozbawiony możliwości dotykania abstrakcyjnego świata uczuć swoich lub czyichś odkleja się od świata, który go przestaje interesować w wydaniu pragmatycznym. Tak jak flegamtyk znika gdy jest przeciążony bo dąży do pokoju i spokoju, tak jak sangwinik znika gdy się "nie bawi" bo życie bez zabawy to nie jest życie, tak jak choleryk który znika, gdy nie ma nowego celu na horyzoncie, bo życie bez celu to wegetacja. Melancholik, tak jak ja, tworzy głębokie związki, otwiera się i da Ci serce na dłoni jesli Ty dasz mu swoje, nie lubi masek i pozorów. Jest lojalnym przyjacielem, z którym możesz przegadać całą noc, umie słuchać i obdarzyć Cię swoją pogodą ducha i doświadczeniem, kórym chętnie się dzieli. Ma oczywiście kilka wad, jak każdy temperament, bo który nie ma.
W temperamentach zabawa zaczyna się w związkach, trudno zrozumieć jednego człowieka, ale relacja dwóch różnych to juz zabawa na całego. Lubię o tym rozmawiać godzinami. I teraz do sedna, facet melancholik to facet + melancholik haha. Facet, który jest męski, ma libido i tą męską energię, która woła we mnie o swoje, ale ma też głowe ze swoim wewnętrznym światem. B. dobrze rozmawiało mi się/ rozmawia z kobietami. Kobiety są różne, ale zauważyłem, że z wiekszym prawdopodobieństwem znajdę wspólny język z losową kobietą niż losowym facetem. Po prostu ten świat uczuć jest często bliższy kobietom, jest zrozumiały dla nich i potrafią/są przywykłe do rozmowy o nim. Mam np b.dobre relacje ze swoimi przyjaciółmi, ale na ogół jest też tak, że znajduję wspólny język z ich żonami i chętnie ze mną rozmawiają na innym poziomie jakby, często potwierdzając, że ze mną rozmawia się im inaczej niż z mężem. Generalnie potrafię już chyba w miarę szybko rozpoznać melancholika czy to mężczynę czy kobietę. Lubimy ludzi podobnych do siebie.
Przed ślubem miałem kilka przyjaciółek, tak prawdziwych przyjaciółek, oczywiście to był czas dorastania, więc na pewno nie były to platoniczne przyjaźnie, obydwie strony szukały tam czegoś więcej, spełniały jakieś swoje potrzeby bycia akceptowanym, adorowanym. Niemniej mam takie doświadczenie, że na tym kluczowym etapie dorastania były ze mną 2 płcie po równo, kumple do grobowej deski i przyjaciółki, czasem dziewczyny jako bardziej emocjonalne związki. Życie potoczyło się standardowo, wraz z kolejnymi etapami jak ślub, praca, dzieci, krąg ludzi się zawęził w specyficzny sposób, jest żona, dzieci, są kumple w pracy (IT), kumple ze studiów (IT). Nie ma, zniknęły kobiety w moim wieku, tj rówieśniczki, osoby z mojej generacji ale płci przeciwnej, jedyne momenty w życiu gdzie mam ten kontakt, to rozmowy z żonami kumpli w raczej kontrolowanych okoliczościach. Brakuje mi tego, jakby połowę świata mi ktoś zabrał. Kiedyś naturalne dla mnie było pójść do kina z przyjaciółką, która interesowała sie tym samym reżyserem co ja, teraz jak np lubię jakiś gatunek filmowy a żona nie, to nie wyobrażam sobie, że dzwonię do żony kumpla i mówię, chodź do kina, abstrakacja haha. Brakuje mi kontaktu z tym damskim światem, kobiecym spojrzeniem. Powiecie od czego masz żonę. To prawda, ale z żoną się znamy bardzo dobrze, mamy stabilny w miarę dojrzały związek (każdy człowiek dojrzewa całe życie) ale nigdy nie byłem wyznawcą tej teorii dla młodzieży o dwóch połówkach jabłka. Jeden człowiek nie spełni wszystkich Twoich potrzeb, to nawet nie powinno być celem, raczej jest groźną utopią złotej klatki.
To wyżej to jest potrzeba melancholika. Jest jeszcze potrzeba faceta, czyli to co w temacie. To wszystko co zawiera się pomiędzy słowami przyjaźń a seks. Szukam, krążę po internecie już 2 lata, nie mogę nikogo znaleźć kto jest blisko, kto jest w Wrocławia, albo chociaż jest podobny. Wiem, że ktoś taki jest, jesli jestem ja facet, żonaty, melancholik, to musi istnieć kobieta, mężatka, melancholiczka. Na bank. Jest nas prawie 40 mln w Polsce. Nie mogę być aż tak unikalny, w gruncie rzeczy jestem typowy jak każdy podobny facet.
Jeśli z kimś uda mi się pogadać to trudno spotkać kogoś podobnego. Jestem szufladkowany jako ktoś kto szuka seksu i jestem pouczany żebym wrócił posłusznie do żony bo tam moje miejsce. No z takim mindsetem nie chcę szukać porozumienia i zrozumienia Szukam kogoś kto widzi pomiędzy tymi dwoma słowami jeszcze inne: zainteresowanie, emocje, adoracja, flirt, pożądanie, tajemnica, adrenalina, przygoda, zauroczenie, afirmacja, bliskość, oczekiwanie, porozumienie, radość, energia, swoboda...
Jak bardzo to co czytacie uderza w wasze struny i porusza serce, lub jak bardzo was denerwuje i alergizuje?