Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Dawid1989

Zarejestrowani
  • Zawartość

    66
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Dawid1989

  1. Sto kilo to nie jest jakoś patologicznie dużo, szczególnie jeśli jesteś wysoka. A wymagania względem faceta jak najbardziej powinnaś mieć. Jeśli to ma być osoba na dłuższy związek albo nawet na całe życie, to musicie jakoś do siebie pasować. Mieć wspólny cel, podobne zainteresowania lub po prostu dopełniać się nawzajem, ale najważniejsze jest, żeby umieć żyć z wadami tej drugiej osoby, bo każdy ma jakieś wady.
  2. Przepraszam, nie było moim zamiarem robić Ci przykrości. Sam jestem otyły i to potężnie. Zawsze byłem i wiem, że czasem jest trudno. Wiem też, że zwykle to nie sama nadwaga jest przyczyną samotności, a niska samoocena i brak pewności siebie. Ważne, aby znać swoją wartość i wykorzystać ten czas, który jest nam dany. Czasem lepiej nie szukać miłości na siłę, tylko korzystać z życia jako singiel i nie mieć z tego powodu żadnych kompleksów, wtedy paradoksalnie miłość sama ma większą szansę Cię odnaleźć, czego życzę Ci z całego serca.
  3. Mam koleżankę 31 lat, która też nie ma sylwetki osy i ma krótkie włosy. Też uważała, że nikogo już nie znajdzie. Przestała szukać i pogodziła się już z myślą, że już zawsze będzie singlem. Niedawno poznała faceta i razem przeżywają teraz drugą młodość. Nie ma co zakładać, że się nikogo już nie znajdzie. Życie potrafi zaskoczyć.
  4. Siemka, w sumie nie wiem, po co to piszę, chyba po prostu muszę gdzieś przelać myśli. Od dłuższego czasu mam uczucie takiego jakby wypalenia. Zazwyczaj takie coś spotykało mnie w pracy, dlatego znam już to uczucie, tyle że w życiu zawodowym wystarczy zmienić pracę i po problemie. Tylko że teraz widzę to wypalenie w życiu prywatnym, a nie zawodowym. Tutaj już tak prosto nie zmienię sobie otoczenia i nie odetnę się od nawarstwionych problemów, jak to miało miejsce w kolejnym i kolejnym korpo. Są jednak pewne podobieństwa, jak okres pojawienia się tego poczucia ślepego zaułka. Podobnie jak w pracy, w życiu też ma się pewne cele i zwykle po nich osiągnięciu przystaje się na chwilę i następuje czas refleksji. Szybko doszedłem do tego, że taki właśnie czas nastąpił w moim życiu, a w zasadzie w naszym życiu, bo mam też wspaniałą żonę i śliczną córeczkę. Jakiś miesiąc temu przeprowadziliśmy się, do czego dążyliśmy już od dłuższego czasu. Drugim czynnikiem mojej refleksji jest otrzeźwienie, bo od jakiegoś pół roku zmuszony byłem odstawić alkohol całkowicie. Aż ciężko sobie wyobrazić jak bardzo te kilka drinków dziennie zmieniało moje postrzeganie sytuacji. Siedząc tak i oceniając ostatnie lata, doszedłem do wniosku, że dość mocno dałem w dupę mojej drugiej połówce. Aż trudno mi uwierzyć, że to wszystko wytrzymywała i nadal wytrzymuje. Nie wiem, co ją motywuje, ale jestem tego czegoś wielkim fanem. Córeczka ma już 2 latka i jest złotym dzieckiem. Nie mieliśmy większych problemów z kolkami. Jak się zaczęły problemy z brzuszkiem, to po prostu zmieniliśmy mleko i to pomogło. Podobnie z ząbkowaniem nie było źle. Czasem nawet nie wiedzieliśmy, kiedy się pojawiły nowe ząbki. Ale jakikolwiek by z niej nie był aniołek, to i tak z dzieckiem wiąże się mnóstwo obowiązków i pracy. Czasem słyszę, że koledzy zostają ze swoimi dziećmi na kilka godzin. Ja bym nie był w stanie. Nigdy nie zmieniałem pieluch, nie kąpałem małej, nawet nie wiem, jak bym miał się do tego zabrać. Nakarmić butelką jeszcze potrafię, ale serek i gonitwa za nią i proszenie się, żeby zjadła? To też mnie przerasta. Ogólnie jakiekolwiek obowiązki domowe mnie przerastają. Jestem ogólnie ulańcem straszliwym. Do niedawna ważyłem ponad 200 kilo, teraz troszkę spadłem, ale i tak robienie czegokolwiek, co wymaga oderwania siedzenia od krzesła, sprawia mi sporo trudności. No i tak moja żona zajmuje się domem, zajmuje się dzieckiem, a ja sam mam wrażenie, że im tylko w tym wszystkim przeszkadzam. Szczególnie że do niedawna przy powrocie do domu z pracy zawsze po drodze była Żabka i małpeczka. I tak aż mi trzasnęła trzustka, jakieś pół roku temu. Szpital na miesiąc i rodzina zostawiona na lodzie. Co mam na swoją obronę? A no nic. Czasami sobie wmawiam, że stresu było za dużo, że czasu nie miałem pomóc żonie, że zmęczony po całym dniu itp. Sam nie wiem, czy rzeczywiście to powód, czy raczej pretekst. Rzeczywiście późno wracałem z pracy i zwykle jeszcze musiałem zaczepić o budowę. Wyobrażacie sobie, że moja żona wspierała mnie nawet w budowie domu dla moich rodziców? Ba, nawet w niej pomagała, malowała, sprzątała etc. Kilka lat była postawiona w sytuacji, że każdy nasz grosz szedł w tę budowę. Odmawianie sobie wakacji, wyjazdów, droższych przyjemności itp. To były lata, w których urodziła nam się córeczka i wiadomo, że z dzieckiem też się wydatki wiążą. I tak zawsze mnie wspierała. Gdy już rodzice przeprowadzili się do nowego domu, mogliśmy zacząć remont ich starego domu, gdzie sami chcieliśmy zamieszkać. Tyle że przez tę całą budowę, na remont dla nas nie zostało już dużo pieniędzy. Do tego, ten akurat czas przypadł na mój pobyt w szpitalu, więc kaski naprawdę nie było. Wiadomo, że wszystko chciałaby urządzić po swojemu. W końcu tyle lat wyrzeczeń to kosztowało, a ja na każdym kroku musiałem hamować te zapędy. Nie dość, że zgodziła się, że zamieszkamy w domu po moich rodzicach, a nie w nowym, takim jak ona sobie wymarzyła, to jeszcze tego starego nie mogła sobie urządzić, tak jakby chciała. I też to wszystko zniosła. Czasem myślę, że w życiu ze mną, moją żonę czeka tylko lista wyrzeczeń. Tak samo 3 lata temu musiała zrezygnować z własnej kariery. Szło jej naprawdę dobrze, awansowała, lubiła swój zespół. Była specjalistą audytorem i nawet tę pracę przyjęła z moją namową, choć mogła mieć lepszą płacę gdzie indziej. Od początku chodziło o to, że wiedzieliśmy, że prędzej czy później będzie musiała zrezygnować z pracy, bo staraliśmy się o dziecko. Kolejne wyrzeczenia... Nawet, teraz gdy musi siedzieć w domu i się małą zajmować, to próbuje się rozwijać i próbuje swoich sił jako autorka książek. Nie wiem, skąd ona bierze na to siły. Już napisała dwie książki. Coś na pograniczu romansów i erotyków. Chyba tylko to jej pozostało, mając za męża taką kluchę. Świat marzeń, zamiast normalnego małżeństwa. Szkód jest ogrom i nawet nie ogarniam, jak i co naprawić. Nawet wydaje mi się, że tego już nie da się naprawić, ani wynagrodzić. Nie da się zmienić życia, tak jak zmienia się projekt w pracy. Nie da się cofnąć czasu i czegoś zmienić, a nawet jakby się dało, to pojęcia nie mam co i jak. Chyba po prostu usuwając dzień, w którym ją poznałem, żeby się nie musiała ze mną użerać. I tak sobie siedzę i myślę, co z tym wszystkim zrobić. Wypalenie, wyrzuty sumienia, bezsilność, oto moje życie po 30stce.
  5. Rozumiem, czyli sama poczułaś potrzebę zgłoszenia się do psychologa prywatnie, tak? Myślałem, że może doradził Ci jakiś inny lekarz, albo coś takiego. A na boku, to gratuluję ciąży:) To cudowny czas. Życzę, żeby wszystko się układało i jak najwięcej zdrowia dla maluszka:)
  6. Ale to nadal nie rozumiem. Dostałaś jakieś skierowanie od rodzinnego do psychologa i on Ci stwierdził depresję i przepisał jakieś leki/dał jakieś zalecenia, czy w jaki sposób zaczęłaś się leczyć? Przepraszam, że dopytuje. Czysta ciekawość.
  7. Nie sądzę, leniwy jestem od urodzenia. Musiałbym mieć depresję permanentnąXD A tak z ciekawości, ktoś Ci tą depresję stwierdził? Jak to wyglądało?
  8. Nie powiedziałbym, że nie chce jej pomóc w jej wszystkich obowiązkach. Staram się jak mogę, choć nie zawsze wychodzi. Jak już wspominałem, nie raz wychodzi ze mnie po prostu lenistwo i po całym dniu mam dość i dużo nie pomogę. Są takie dni, gdy wieczorem jeszcze posprzątam coś w kuchni, czy na noc pozbieram zabawki żeby uruchomić odkurzacz, ale są też takie dni, że nic nie robię, a wszystkim zajmuje się moja żona. Do lekarzy to ja chodzę, w sumie to całkiem często, bo muszę. Niestety w szpitalach ostatnio też często bywam, czego strasznie nie lubię, bo potem są problemy finansowe. Do lekarzy od zdrowia psychicznego nigdy nie chodziłem. Tzn. miałem pewne pogawędki z psychologami, szczególnie w drodze leczenia otyłości, ale to raczej takie tylko gadanie pięciominutowe. Bardziej wywiad medyczny, niż cokolwiek innego. Nie dbam o siebie, to prawda. Trudno mieć czas zadbać o siebie, jak często nie mam czasu nawet zadbać o rodzinę.
  9. Nie wiedziałem, że świecenie wdziękami do aparatu nadaje klasę. W sumie to zawsze uważałem, że jest zgoła odwrotnie.
  10. Czy ja wiem... Wydaje mi się, że co innego średniak, co innego spaśluch, który 2 razy się schyli i ma zadyszkę. Poza tym moja żona bardzo się stara być dobrą gospodynią. W zasadzie cały dom jest na jej głowie. A ja w koło niej nie skacze, bo bym strop przebił.
  11. Nie wiem co nią kierowało, że zechciała zgodzić się na życie z "grubym alkoholikiem z problemami zdrowotnymi". To i tak bardzo łagodne określenie jak na mnie. Sugerujesz, że chciała być nieszczęśliwa? To prawda, że nigdy lepszej nie znajdę, bo lepszej po prostu nie ma:) Słowem jeszcze wyjaśnienia ja wcale nie zarabiam jakoś kokosów. Co najwyżej można powiedzieć, że nienajgorzej. Tylko tyle.
  12. Przepraszam, wszyscy macie rację. Dziękuję Wam za wszystkie rady i odpowiedzi. Nie powinienem się na kogokolwiek złościć.
  13. Na jakie rozwiązanie mam się zdecydować? Od początku mówię, że staram się tracić kilogramy i nie piję. Nie da się stracić 100kg w tydzień, wydaje mi się że 25 kg w pół roku to nie jest aż tak źle. Nie pić bardziej, chyba też się nie da. Natomiast rad w stylu rozejść się z żoną wolałbym nie realizować. Jak mi ktoś poradzi strzelić sobie w łeb i powiem, że wolałbym nie, to też dostane odpowiedź, że wolę narzekać i nic nie robić?
  14. I została samotną matką z dzieckiem. Mam nadzieje, że są inne rozwiązania.
  15. Nie jestem pewien, czy skupianie się jedynie na sobie to dobry pomysł.
  16. Może i racja, może od razu powinna mnie opuścić. Teraz jest już niejako przywiązana dzieckiem i wspólnym życiem.
  17. Sam sobie jestem winny, żona we mnie żarcia, ani alkoholu nie pchała. Co do reszty to pewnie masz rację.
  18. Czy ja wiem, czy kompleksy. To są raczej fakty. Depresji na pewno nie mam i mieć raczej nie będę. Satysfakcji też nie mam z czego mieć. Otyły jestem, bo jestem leniwy i się nie ruszam zbyt wiele. Z pewnością wynika to też ze złej diety i złych nawyków. To wszystko prawda. Dietetycy, też mi nigdy nie pomogli. Zawsze miałem wrażenie, że są wyspecjalizowani w osobach, które muszą zrzucić 10-20 kg, a nie ponad 100 kg. Może nie miałem szczęścia, ale zaliczyłem już naście porad przez całe swoje życie. Zwykle dopiero jak przestaje jeść, to zaczynam chudnąć. Tyle, że teraz tak już nie mogę.
  19. No raczej tak. Mi to jakoś bardziej nie przeszkadza, ale małżonce już pewnie tak.
  20. No tak jak pisałem, jak się poznaliśmy i byłem jeszcze na studiach byłem świeżo po tym sporym schudnięciu, to miałem koło 90kg. Potem coraz więcej i więcej. Taki efekt jojo, tylko stu kilowy.
  21. No tak, u nas też ostatnio cokolwiek, gdy się staraliśmy o córę, a i to, bardziej przypominało smutną powinność, niż cokolwiek innego. Nie ma się co dziwić. Sam się sobą brzydzę, a co dopiero ktoś inny, o sprawności fizycznej już nie wspomnę.
  22. Otyłość dla każdego jest problemem. Dla mnie, dla niej, dla córy, która będzie się wychowywała bez ojca, jak tak dalej pójdzie. Tylko ZUS się może z tego faktu cieszyć.
  23. Tak od zawsze byłem otyły. Na studiach udało mi się sporo zrzucić, ale najprawdopodobniej tym uszkodziłem sobie nerki. Wtedy poznałem moją żonę, ale do ślubu już na powrót osiągnąłem rozmiary młodego walenia. Potem było tylko gorzej. Teraz znowu trochę schudłem i mam mniej więcej taką wagę jak w dniu ślubu.
  24. Ona i tak ma swoje problemy, a ja i tak się cieszę, że jeszcze ze mną w ogóle wytrzymuje. Alkohol w domu mi nie przeszkadza i tak zawsze musi coś być, jakby ktoś wpadł w gości. Nie mam też problemu, żeby moja żona się wieczorem napiła wina, czy drinka. Słodycze też muszą być na wypadek odcukrzenia, a ja i tak nie gustuje w słodyczach. Zresztą z racji cukrzycy nie spożywam w ogóle. Wszelkie ciasta moja żona zjada:) Jedyna aktywność na jaką mogę sobie pozwolić, to spacer i to i tak z licznymi przystankami. Zwykle chodzimy z córą po parku. W moim przypadku tylko basen i spacery niestety pozostają:/
×