Ale tu właśnie chodzi o długość spóźnienia. Co innego 40 minut, czy godzina. Ale uważam za całkiem normalne, że goście schodzą się przez kwadrans, witają się, zdejmują płaszcze, gawędzą, zachwycają się solenizantką, tym że już chodzi albo i nie (roczek!)... A po tym czasie gospodyni mówi "kochani, skoro już wszyscy są, to zapraszam do stołu" i wtedy dopiero łyżki w dłoń. A Ty niemal zmieszałaś autorkę z błotem za 10-minutowe opóźnienie w podaniu rosołu