Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

netka

Zarejestrowani
  • Zawartość

    8
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Reputacja

1 Neutral

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

  1. A ja jednego nie rozumiem- "ślubu nie weźmiemy". Ślub kościelny to można i w 3 miesiące zorganizować i żadnego brzucha nie widać, a jeszcze jak jesteś grubsza to już w ogóle :-P. Ale Tobie pewnie chodzi o paradne wesele a nie ślub. Moja koleżanka ze wsi brała ślub w ciąży w 6/7 miesiącu - trochę było widać, wesele było i dała radę. Na kazaniu ksiądz mówił, że to wspaniale że młodzi się tak szybko zdecydowali, że nie czekali w nieskończoność (kto znał prawdę ten znał:-P). Zamieszkali u rodziców pana młodego. Mieli piętro domu do dyspozycji. Przemieszkali tak koło 5 lat (koleżanka stale narzekała na teściową), w międzyczasie zrobili drugie. W tym czasie leciała budowa domu bez kredytu bo działkę pan młody miał (nie wiem czy koleżanka ogarnęła że działka powinna też być na nią, bo jak nie to domek tylko starego:]). Powodzenia!
  2. Czyli byłeś pewniakiem i nadal jesteś, tylko żonie się odwidziało. hmm To skoro pewniakom nie wychodzi, to co mają powiedzieć osoby wahające się. Ja od roku mam narzeczonego (w związku jesteśmy od 5 lat), ale nie mogę powiedzieć że jestem pewna na 100%, że życie chcę spędzić tylko z nim. Nadal nie mam problemu, żeby wyjechać gdzieś zupełnie sama- a nawet to lubię. Obiektywnie stwierdzam, że do siebie nie pasujemy pod wieloma względami. Jednak przyjaźnimy się, czuję przy nim pełną swobodę, nawet jak się z nim poważnie pokłócę to i tak mi to mija po kilku dniach. Zastanawiam się co to za magiczny mechanizm, czy to przyzwyczajenie. Ale jakoś nie mam parcia, żeby brać ślub, tak jakby ta świadomość, że nie jesteśmy idealnie dobrani mnie powstrzymywała. Z kolei moja koleżanka, która wreszcie ma już narzeczonego (po 2 latach jak odkryła, że kupił pierścionek jej się oświadczył) świata poza nim nie widzi, nie wyobraża sobie bycia z kimkolwiek innym, niż tylko z nim do końca życia. Odkąd z nim jest praktycznie przestała istnieć jako pojedyncza osoba. Już szczegółowo planuje ślub. Chłopak wydaje się fajny i odpowiedzialny, spełnia wszystkie społeczne kryteria definiujące tzw. dobrą partię. Takim pewnym osobom, po prostu łatwiej podjąć decyzję, obojętnie jak to by się skończyło
  3. Może za jakiś czas docenisz. Ja doceniam - odziedziczyłam dom tuż pod Wwa, który spieniężyłam i kupiłam 2 mieszkania. Więcej chyba nie muszę mówić. Pracę mam bardzo przeciętną, ale ją lubię, tą samą od 11 lat , więc sama bym w życiu mieszkania nie kupiła. Nie muszę piąć się po szczeblach kariery i tyrać nie wiadomo ile. Szkoda mi moich koleżanek, które muszą się zaorywać, żeby tu kupić jakieś M, a one nie raz mi przytykają... "co ty wiesz o życiu" ... Brak rodzeństwa odczuwałam kiedyś, dlatego chcę mieć więcej niż 1 dziecko
  4. Od jakiegoś czasu nurtuje mnie pytanie- jak to jest z rozwodem? Czy wychodząc za mąż (mówię tu o pierwszym małżeństwie) byłyście w 100% przekonane, że to ten właściwy? Jak się oświadczał widziałyście w nim Waszego przyszłego męża? (czy bardziej z braku laku, przyzwyczajenia). Pewnie wszystko zależy od okoliczności, wieku zawierania związku, szybkości decyzji. Domyślam się, że jest inaczej jeśli ktoś to robi na haju zakochania, a inaczej po 5 latach itp. Ale czy miałyście jakieś wątpliwości, rodzina czy znajomi mówili Wam , że jesteście dobrze/niedobrze dobrani? Albo jest przypadek, że byłyście 100% pewni, a życie i tak przyniosło rozwód. Analogiczne pytanie kieruję do Panów.
×