Mała.Mi
Zarejestrowani-
Zawartość
36 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Mała.Mi
-
Dziewczyny, dzisiaj mam już ostateczną wiadomość w sprawie : są trzy: dwa 5dniowe i jeden 6dniowy. Dodam, ze to była moja pierwsza procedura. Nie wiem co myśleć. Czasem jeden wystarczy żeby wszystko się powiodło, innym razem nawet 5 czy 6 nie daje radę… W następna środę mam wizytę u lekarza, chociaż jak na razie okresu po punkcji brak… czy to może być związane z aktualnie przyjmowana luteiną? jak to było u Was? Jak długo czekaliście na @ po punkcji?
-
Gratulacje! Piękny wynik
-
Jenn, dzięki za pokrzepiające słowa! Dzisiaj zadzwoniłam już do laboratorium (miałam czekać do 5 doby, dzisiaj jest 4, ale nie wytrzymałam). Z 6 zapłodnionych komórek rozwija się teraz 5. Pani podała mi nazwy ich stadiów/rozmiarów (nie wiem, czy fachowo można to tak określić) - 8a, 8b, dwa 7a i 6a. Powiedziała, że to dobry wynik i żeby dzwonić jeszcze jutro po 14. Ustaliliśmy z mężem, że jeśli będzie chociaż 4 śnieżynki to w nagrodę idziemy do kina Tyle z tym wszystkim stresu, że trzeba zrobić sobie jakąś małą przyjemność
-
Tak, cały czas u doktora A.W. Było kilka rozmów o tym czy by nie poszukać innego ośrodka, ale jak na razie przeważyły kwestie logistyczno-finansowe.
-
Luna, uśmiechnęłam się czytając Twoją wiadomość! I zgadzam się z każdym słowem. U nas to obawy i nastawienie męża hamują nas przed bardziej otwartym mówieniem o naszych problemach. Chyba wciąż uważa, że to wszystko godzi w jego poczucie ,,pełnowartościowego faceta" (wiem, głupota). Ale na szczęście jest człowiekiem, który potrafi zmieniać nastawienie. Jeszcze przed całym tym zamieszaniem nie dopuszczał do siebie myśli, że jego noga postanie w klinice leczenia niepłodności, o inseminacji i in vitro nie wspomnę. A leczy się, 4 inseminacje za nami a in vitro właśnie wystartowało. Myślę sobie, że faceci przeżywają to wszystko nieco inaczej niż my... Powtarzam sobie jednak, że grunt to trzymać się razem i wzajemne wspierać, choć nie zawsze jest to łatwe...
-
Powodzenia Trzymam mocno kciuki!!!
-
Evi35, d.o.r.k.a. to pocieszająca wiadomość, że leczymy się w tym samym miejscu, u tego samego lekarza (bo u mnie również dr A.W.). Osobiście mam wobec niego mieszane uczucia ze względu na to zamieszanie z biopsją oraz - w mojej opinii - zbyt małą ilość badań, które zleca (głównie mam na myśli hormony). Z drugiej strony doceniam to, że potrafi zbudować dobry kontakt z pacjentką, że wprowadza taką atmosferę spokoju i że jest gotów odpowiadać na każde pytanie. Brakuje tylko takiego bardziej holistycznego podejścia, większej skrupulatności w doszukiwaniu się przyczyn. A Wy jakie macie zdanie?
-
Dzięki za ciepłe słowa i powitanie tak miło do Was dołączyć, od razu czuję się raźniej! No właśnie zawsze mnie to ciekawiło jak inne kobiety mające trudności z naturalnym zajściem w ciążę to rozgrywają - czy mówią o tym otwarcie, czy wtajemniczają najbliższych, z jakimi reakcjami się spotykają. Wiem, że temat in vitro nie jest już takim tabu, jak jeszcze 10-15 lat temu. O naszej sytuacji wiedzą tylko moi rodzice. Od początku starań bardzo nam kibicują - jestem jedynaczką i tym samym ich jedyną nadzieją na zostanie dziadkami Jeśli chodzi o pozostałych to chyba się domyślają, że coś jest na rzeczy, choć przez jakiś czas sądzili chyba, że jesteśmy zbyt zapracowani albo że po prostu nie lubimy i nie chcemy mieć dzieci...
-
Cześć dziewczyny! Od jakiegoś czasu zaczytywałam się w wiadomościach z forum o invtro 2020 (trafiłam na nie nieco przypadkiem). Nigdy nie uczestniczyłam w żadnym forum, ale ilość wiedzy i wsparcia, którą znalazłam na tym zeszłorocznym sprawiły, że postanowiłam do Was dołączyć Krótko o mnie: Mam 30 lat. O dziecko staramy się od 5 lat. Pierwsze 2 lata to tak naprawdę czas stracony, żaden lekarz nie chciał się nami zajęć ,,na poważnie", mówili że jeszcze mamy czas i żeby próbować samodzielnie (jak łatwo policzyć na początku starań miałam 25 lata). My sami też nie bardzo wiedzieliśmy co robić, dokąd iść, jak zacząć. Pierwsza ważna informacja, jaką uzyskaliśmy dotyczyła wrogości śluzu. W 2018 roku trafiliśmy do Ovum w Lublinie. Na początku próbowaliśmy z monitorowaniem cyklu, zaczęłam brać pierwsze leki (okazało się, że moje pęcherzyki nie rosną tak jak powinny). Znów minęło kilka miesięcy - oczywiście bezowocnie. Następnie zaczęło się przygotowanie do inseminacji, a wtedy niespodzianka - badanie nasienia wykazało 0 żywych plemników. Szok, niedowierzanie. Wyniki nasienia nigdy nie powalały, ale takiej informacji się nie spodziewaliśmy. Lekarz rozłożył ręce, skończyło się na biopsji jądra. Wyniki znów rozczarowujące, nie było właściwie czego mrozić. Znów kilka miesięcy przerwy, w końcu na konsultacji w Warszawie dostaliśmy sensowną diagnozę: zapalenie prostaty. Prosta sprawa, biopsja okazała się niepotrzebną torturą. Dobrze dobrane leki załatwiły sprawę. Zaczęły się inseminacje - w sumie cztery, wszystkie nieudane. Beta nigdy nie drgnęła. Aktualnie jesteśmy w pierwszej procedurze in vitro. W piątek miałam punkcję - udało się pobrać 8 komórek, w sobotę dali nam cynk, że 6 się zapłodniło. Teraz czekamy na wieści odnośnie tego czy wszystko z nimi ok. Pierwszy transfer (jeśli będzie co transferować) będzie w następnym cyklu. To tyle. Miało być krótko, a wcale nie było :P. Przepraszam za dłużyznę, to chyba dlatego, że nie mam z kim o tym pogadać bo wszystko co się dzieje to tajne łamane przez poufne.
