Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

DarcyReed

Zarejestrowani
  • Zawartość

    9
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutral

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

  1. Cóż... Mam dosyć sporą rodzinę, bo sama prababcia miała dzieci 5, a występują głównie rodziny z trójką /czwórką dzieci i dajmy na to, że jadę na wieś. Tam samych dorosłych jest 15 osób plus 8 dzieci w wieku akurat tak by też mogły potrzymać. Nawet gdyby tylko dorośli trzymali po 5 minut to wynosi to godzinę i 15 minut. Dodajmy do tego dzieci i to już jest kolejne 40 minut. Czyli prawie 2 godziny samego noszenia. Gdzie jeszcze czas dla cioci by tylko przytrzymała/pobujała dziecko, bo płacze? Nie mogę zabronić tego części osób, bo się obrażą. Więc nie pozwalam nikomu, bo nie chcę by później facet mi zarzucił, że "a tej ciotce pozwoliłaś, a mojej siostrze nie"
  2. Ja miałam podobną sytuację w ciąży. Okres dostałam 10 grudnia, 25 grudnia miałam plamienie. Na następny dzień to plamienie było większe, więc pomysłałam, że okres mi się przesunął. W dniu spodziewanego okresu 10 stycznia zrobiłam test, wyszedł negatywny (nie miałam objawów na okres) . Zaczekałam do 25. Zrobiłam ponownie i też wyszedł negatywny. 1 lutego test wyszedł pozytywny z ledwo widoczną kreską. Nie była to ciąża pozamaciczna. Nie miałam żadnych objawów
  3. Ona po prostu jest młodsza ode mnie. Ma 20 lat i nie ma partnera, więc na razie to kwestia nie choroby, a bardziej młodego wieku. Poza tym pewne kwestie będą się różnić w wychowaniu bliźniąt, a jednego maleństwa. No i mieć dziecko na przysłowiowe 5 minut w pracy, a mieć dziecko na co dzień 24/7 to w sumie też różnica. Próbowałam wraz z partnerem tłumaczyć (kilka razy), że nie nosimy i nie bujamy dzieci, bo większość czasu będę sama, a ja jestem jedna, a dzieci dwójka. Wyglądało to tak, że za pierwszym razem tylko powiedziała, że powinno się nosić, innym razem gdy bujała wózkiem na boki i zwróciłam jej uwagę to obraziła się i zapytała "To co z tymi dziećmi można robić?" (trzy tygodniowe maluchy) powiedziała, że powinno się nosić i gdy próbowałam tłumaczyć to sobie poszła, a kolejnym razem przy rozmowie przez telefon to rozłączyła się i wysłała artykuły na potwierdzenie jej racji (wszystkie sytuacje miały miejsce przy partnerze i zawsze staram się być dla niej miła, bo to jego jedyna rodzina i wiem jak mu na niej zależy). Więc z rozmową jest ciężko, a każda rozmowa na ten temat kończy się jej próbą wymuszenia zmiany decyzji (bo ciocia by chętnie ponosiła i pobujała), a jak nie skutkuje to obrażeniem się, więc przez to wszystko ciężko mi odebrać całą resztę jako jej pomoc i troskę
  4. A no jednak da się Ale co innego jest jedno dziecko, a co innego bliźnięta. Ja podchodzę tak do tego, bo nie dałabym rady psychicznie i fizycznie. Jedno płacze, bo chce jeść, drugie by nosić. Jak to pogodzić, gdy jest się samemu? Niby można kupić chustę /dobre nosidło, ale bliźniaki szybciej osiągają pewne wartości wagowe i zamiast nosić jedno dziecko o wadze 16 kg, to musimy nosić dwójkę o sumie 32 kg, a to już jest pewien kłopot
  5. Cóż... Jak się ma dwójkę dzieci i jest się samemu przez większość czasu to przyzwyczajenie dzieci do noszenia sprawiło by nie lada kłopot. Matkom z jednym dzieckiem jest to ciężko sobie wyobrazić, ale jakby były w takiej sytuacji to inaczej by na to spojrzały. Trzeba zająć się dwójką maluchów i gdyby dwójka była przyzwyczajona do noszenia to byłby kłopot. Jedno płacze, bo chce być noszone na rękach, drugie płacze bo jest głodne. Człowiek nie wyrobił by psychicznie i fizycznie, bo jedno trzeba nakarmić, a drugie będzie leżeć i płakać. Chyba, że człowiek zdecydował się na noszenie tego na rękach, tego w chuście czy czymś tam, ale bliźniaki dużo szybciej osiągają nowe wartości wagowe i tak zamiast nosić dziecko 16 kg, trzeba nosić dwójkę o wartości 32 kg. No chyba warto się zastanowić nad tym i postawić się w sytuacji matki z dwójką małych dzieci
  6. Dokładanie. Zmienia się. Jak pisałam ta młoda pielęgniarka sama mówiła, że czasem wystarczy tylko pół roku. Nie, nie mieszkamy. Po prostu jak narzeczony rozmawia z nią przez telefon lub pisze i ona się pyta o dziewczynki lub o plany na aktualny dzień to on odpowiada (czasem niestety za dużo mówi, na co mu zwracałam uwagę) . Podczas rozmów czasem sama słyszy, że jesteśmy na spacerze i wypytuje gdzie.
  7. Dokładanie. Zmienia się. Jak pisałam ta młoda pielęgniarka sama mówiła, że czasem wystarczy tylko pół roku. Nie, nie mieszkamy. Po prostu jak narzeczony rozmawia z nią przez telefon lub pisze i ona się pyta o dziewczynki lub o plany na aktualny dzień to on odpowiada (czasem niestety za dużo mówi, na co mu zwracałam uwagę) . Podczas rozmów czasem sama słyszy, że jesteśmy na spacerze i wypytuje gdzie.
  8. Akurat w kwestiach zaleceń nie udziela mi wielu rad, bo nad tym bym się troszkę zastanowiła. W szpitalu moje dzieci spędziły dwa tygodnie na neonatologii i codziennie uczyłam się nowych zaleceń, bo była inna pielęgniarka i musiałam robić jak sobie ona życzyła. Myślę, że to jest też trochę kwestia indywidualna jak kto co robi. Rozmawiałam z młodą pielęgniarką (max. 30 lat) i powiedziała, że to zmienia się jak w kalejdoskopie i to co było aktualne teraz, a pół roku temu może się znacznie różnić. Bardziej mi chodzi o takie wtrącanie się w nawet zwykłe codzienne decyzje typu gdzie możemy pójść, a gdzie nie, czy pogoda jest do tego odpowiednia (chcemy hartować dzieciaki i staramy się wychodzić codziennie chociaż na krótki spacer wokół kamienic, chyba że pada i/lub bardzo mocno wieje)
  9. Mam taki problem. Moja szwagierka co chwila wtrąca się do mojego wychowywania dzieci, których sama nie ma, ale uczy się na opiekuna dziecięcego. Urodziłam bliźniaki. Staramy się nie nosić ich za dużo i nie bujać, tylko okazywać miłość przytulając i będąc obok, np. mówiąc, śpiewając itp. Wysłała artykuł o tym, że noszenie jest dobre i powinno się to robić (może przy jednym dziecku można sobie na to pozwolić, ale przy dwójce jest ciężko). Poprawiała jak powinno zakładać się pieluszki, więc powiedzieliśmy że tak nas uczyli w szpitalu. Czasem gdy gdzieś idziemy mówi, że to nie jest dobre miejsce dla dzieci, bo jej coś w tym miejscu nie odpowiada. Obraziła się jak skarciłam ją za bujanie dziecka w wózku (na boki) i spytała się "To co można z nimi robić?" (to niemowlęta, a nie lalki, sic!). Pyta się o oczywiste rzeczy, np. posmarowanie dzieci kremem w upalny dzień. Bardzo chce prowadzać wózek, a ja po prostu czuję się bez tego wózka źle. No i jeszcze całowanie dzieci. Nie wiem co zrobić. Czy to ja jestem przewrażliwiona?
×