Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Renta11

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Renta11

  1. To moim zdaniem najlepszy artykuł na temat wspóluzaleznienia . Polecam wiec i całą resztę. http://www.opoka.org.pl/biblioteka/I/IP/wspoluzaleznienie.html
  2. Kolejnym zadaniem doradcy duchowego jest pomaganie osobie współuzależnionej w osiąganiu dojrzałości w sferze moralnej. Oznacza to właściwą ocenę moralną własnego postępowania, a także zachowań osoby uzależnionej. Człowiek uzależniony czy współuzależniony to najpierw ktoś chory, kto powinien podjąć terapię, a nie ktoś grzeszny, kto powinien się nawracać. Nawrócenie jest obowiązkiem ludzi żyjących w świadomości i wolności. Tymczasem w czynnej fazie uzależnienia czy współuzależnienia mamy zawsze do czynienia z mocno zawężoną świadomością i wolnością, aż do możliwości całkowitego zniesienia odpowiedzialności moralnej. Zrównoważone spojrzenie na własną historię oznacza uznanie faktu, że osoba współuzależniona mogła wcześniej i dojrzalej reagować na nadużywanie alkoholu przez współmałżonka. Jednak ewentualne błędy czy zaniedbania w tym względzie nie były przecież popełnione świadomie czy ze złej woli. Nie są zatem problemem moralnym, lecz zobowiązują do zmiany postawy w obecnym życiu, gdy współuzależniony lepiej rozumie samego siebie i swoją sytuację. Rolą doradcy duchowego jest nie dopuścić do tego, by osoba współuzależniona patrzyła na własną przeszłość i oceniała ją moralnie według aktualnego stanu świadomości i wolności. Błędem jest bowiem sytuacja, w której ktoś nie widzi faktycznych win moralnych tam, gdzie one są. Jednak równie groźna jest sytuacja, w której ktoś dopatruje się winy moralnej i grzechu, tam gdzie jest tylko nieświadoma lub niedobrowolna słabość albo niedojrzałość psychiczna. Istotnym zadaniem doradcy duchowego jest pomaganie osobie współuzależnionej w nawiązaniu dojrzałej więzi z Bogiem. Wynika to z faktu jest, że skuteczna okazuje się terapia współuzależnienia oparta na programie dwunastu kroków Anonimowych Alkoholików (por. P. Mellody, 1993, s.182). A program Dwunastu Kroków prowadzi przecież do życia w obecności Boga i do pełnienia Jego woli (por. Krok XI), niezależnie od tego jak dany człowiek rozumie Siłę Wyższą w początkowej fazie swojej terapii. Osoba współuzależniona przeżywa zwykle kryzys wszelkich więzi. Także więzi z Bogiem. Ma często nieuświadomiony żal do Boga, albo boi się Boga. Doradca duchowy powinien wyjaśniać, że Bóg nie zsyła nam krzyży i że nas nie karze. Cierpienia i krzyże są konsekwencją błędów i słabości nas samych i ludzi, wśród których żyjemy. Bóg kocha nas miłością mądrą i nieodwołalną, a kontakt z Nim staje się szkołą dojrzałego życia w miłości i prawdzie. Bóg uczy nas tej miłości, która jest cierpliwa, która wszystko znosi, wszystko przetrzyma, we wszystkim pokłada nadzieję. On uczy nas miłości, która nigdy się nie kończy (por. Kor 13, 4-8). Warto jeszcze podjąć problem przygotowania doradców duchowych w terapii współuzależnienia. Pierwszym wymaganiem, które trzeba im postawić, jest osiągnięcie przez nich wysokiego poziomu osobistej dojrzałości. Być człowiekiem dojrzałym to precyzyjnie rozumieć i kompetentnie pokochać siebie i innych. Drugim wymogiem jest zdobycie podstawowej wiedzy o człowieku. Chodzi tu zwłaszcza o przygotowanie z zakresu antropologii, filozofii człowieka, teologii, a także o znajomość duchowości oraz o kompetencje w naświetlaniu moralnych aspektów zachowania człowieka. W polskich warunkach niektóre funkcje doradcy duchowego w terapii współuzależnienia podejmują na co dzień księża poprzez rozmowy indywidualne, w ramach parafialnego poradnictwa rodzinnego, w czasie rekolekcji czy katechezy dorosłych. Pomocne okazują się także dojrzałe osoby wśród krewnych i przyjaciół. Pełnienie funkcji doradcy duchowego w pełnym zakresie wymaga jednak zdobycia podstawowych kompetencji terapeutycznych (umiejętności z zakresu empatii i asertywności; rozumienie psychicznych mechanizmów obronnych; znajomość psychicznych mechanizmów uzależnienia i współuzależnienia). W Polsce brakuje jeszcze szczegółowego programu kształcenia doradców duchowych na potrzeby terapii współuzależnienia. Brakuje także specjalistycznych ośrodków kształcenia takich doradców. Do czasu powstania tego typu ośrodków szkolenie wszystkich terapeutów uzależnień powinno obejmować przekazywanie przynajmniej elementarnej wiedzy i kompetencji z zakresu współuzależnienia oraz poradnictwa duchowego.
  3. Jednym z podstawowych sprawdzianów miłości wobec samego siebie jest stawianie sobie wymagań. W odniesieniu do osoby współuzależnionej oznacza to podjęcie terapii i wszystkich wysiłków z tym związanych, a jednocześnie przyznawanie sobie prawa do korzystania z pomocy innych ludzi. Drugim sprawdzianem miłości jest pojednanie z samym sobą, czyli przebaczenie sobie przeszłości. Człowiek, który nie potrafi dojrzale pokochać siebie, popada w postawy skrajne. Jedną z nich jest wybaczenie sobie błędów z przeszłości, powtarzając te same błędy w teraźniejszości. Drugą skrajnością jest niezdolność do przebaczenia sobie, gdyż to prowadzi do psychicznego uwięzienia samego siebie w bolesnej przeszłości. Dojrzale pokochać siebie, to wybaczyć sobie to, co było błędne i bolesne w przeszłości, wyciągając wnioski z tych doświadczeń. Człowiek, który dojrzale przebaczył sobie, pamięta wprawdzie o swojej bolesnej przeszłości, ale nie po to, by się nią zadręczać, lecz po to, by nie powtarzać już więcej popełnionych błędów czy doznanych krzywd. Pojednać się ze sobą to także przebaczyć innym ludziom krzywdy czy zło, które mi kiedykolwiek wyrządzili. Przecież zło, którego doznałem od innych, jest już przeszłością. Jest bólem, który już przeżyłem. Jeśli natomiast nadal podtrzymuję żal do innych ludzi i nie przebaczam im, mimo że niektórzy już nie żyją, a inni przestali mieć wpływ na moje życie czy zmienili swoje postępowanie wobec mnie, to teraz ja sam siebie krzywdę. Ja sam podtrzymuję ból z przeszłości i sprawiam, że zatruwa on psychicznie moją teraźniejszość. Dopóki nie przebaczę tym, którzy mnie w przeszłości skrzywdzili, dopóty przedłużam trwanie tej krzywdy. Przebaczenie innym ludziom doznanych od nich w przeszłości krzywd — nie pozwalając się krzywdzić w teraźniejszości!- leży zatem w interesie osoby współuzależnionej i pomaga jej budować dojrzalszą teraźniejszość i przyszłość. Pojednanie z samym sobą to jeszcze coś więcej niż tylko przebaczenie krzywd, które ja sam sobie wyrządziłem, czy których doznałem od innych ludzi. Pojednać się ze sobą, to pogodzić się z faktem, że w ogóle istnieję, że zostałem "wrzucony" w ten świat bez mojej zgody, że urodziłem się i wychowałem w tej właśnie rodzinie, w tym czasie, w tym kraju, że chodziłem do tych właśnie szkół, że miałem takich nauczycieli, rówieśników, że otrzymałem takie właśnie ciało, taką płeć, takie możliwości intelektualne, taką wrażliwość psychiczną, taką osobowość, takie trudności, takie właśnie więzi z innymi ludźmi. Tak rozumiane pojednanie oznacza przezwyciężenie bezsensownego buntu i destrukcyjnie przeżywanego poczucia krzywdy, a przez to ułatwia mobilizowanie się, by budować nową teraźniejszość. Zadaniem doradcy duchowego jest nie tylko pomaganie współuzależnionemu, by dojrzale pokochał samego siebie, lecz by podobną miłością objął innych ludzi, w tym także osobę uzależnioną. Również tutaj grożą postawy skrajne. Jedną skrajnością jest naiwne litowanie się nad uzależnionym, a drugą skrajnością jest wycofanie miłości wobec niego. Tymczasem dojrzała miłość jest działaniem (konkretne słowa i czyny), dostosowanym do sytuacji i postępowania drugiej osoby. Dojrzale pokochać osobę uzależnioną to najpierw poznać mechanizmy jej choroby (kompulsywne regulowanie emocji drogą chemiczną; system iluzji i zaprzeczeń; ekstremalne skoki w przeżywaniu samego siebie; manipulowanie najbliższym środowiskiem, by tworzyć sobie komfort picia). Wtedy dopiero rozumiemy, że dojrzała miłość polega na stosowaniu zasady: „ty nadużywasz alkoholu, ty ponosisz konsekwencje”. Ponoszenie przez uzależnionego bolesnych konsekwencji sięgania po substancje uzależniające jest bowiem koniecznym warunkiem uznania prawdy o sobie i podjęcia terapii. Stosowanie powyższej zasady musi być jednak bardzo konkretne. Oznacza to na przykład, że współmałżonek uzależnionego (najczęściej żona) nie podaje posiłków, jeśli uzależniony wydał pieniądze na alkohol, nie pierze jego pobrudzonych ubrań ani nie usprawiedliwia go w pracy, gdy jest nietrzeźwy. Rozumie bowiem, że lepiej jest, by uzależniony był głodny czy nawet stracił pracę, niż miałby stracić życie na skutek trwania w chorobie alkoholowej. Tak rozumiana kompetentna miłość nie jest zwykle możliwa, jeśli osoba współuzależniona pozostaje sam na sam z alkoholikiem. Uzależniony bywa wtedy agresywny, a nawet groźny. Potrafi znęcać się fizycznie i psychicznie. Potrafi kłamać, manipulować, szantażować lub wzbudzać litość. Realizowanie zasady kompetentnej miłości wymaga zatem wyjścia z ukrycia i osamotnienia, by poszukać wsparcia na zewnątrz. W polskich warunkach skutecznym rozwiązaniem okazuje się kontakt z grupami samopomocy (grupy Al-Anon i Kluby Abstynenta). Czasem konieczny jest także kontakt z urzędem gminnym, psychologiem, prawnikiem, policją. Jednak nawet wtedy, gdy współuzależniony otrzyma pomoc z zewnątrz, może się okazać, że ze względu na agresywność czy wręcz brutalność uzależnionego, nadal nie jest możliwe stosowanie reguł kompetentnej miłości. Jedynym rozwiązaniem pozostaje wtedy rozstanie się z osobą uzależnioną. Taka sytuacja tworzy warunki, by pijący rzeczywiście sam ponosił wszelkie konsekwencje swojej choroby. Trwanie latami przy uzależnionym, który znęca się nad najbliższymi i nimi manipuluje, okazuje się cierpieniem, które ma destrukcyjny wpływ na współmałżonka i dzieci, a nie przynosi żadnej zmiany w postawie alkoholika. Co więcej, pozwala mu trwać w nałogu. Zadaniem doradcy duchowego, jest precyzyjne wyjaśnianie, że odejście od osoby uzależnionej nie oznacza wycofania miłości. Nie jest też przejawem okrucieństwa czy zemsty. Jest natomiast - bolesną z konieczności - formą dojrzałej miłości wobec osoby, która niszczy siebie i innych. Jeśli technicznie jest to możliwe, to można zdecydować się najpierw na rozstanie czasowe (np. kilkumiesięczne). Może ono okazać się wystarczające, by uzależniony — ponosząc konsekwencje własnej choroby — uznał, że jest alkoholikiem i by podjął terapię. Jeśli takie rozwiązanie — zwykle ze względów mieszkaniowych i finansowych — nie jest możliwe, to koniecznością okazuje się rozstanie usankcjonowane formalnie. Dla osób wierzących, które zawarły małżeństwo sakramentalne, rozwiązaniem w takiej sytuacji jest separacja, dokonana przed sądem kościelnym. Separacja nie zrywa więzi małżeńskiej, ani nie łamie przysięgi małżeńskiej. Kościół Katolicki uznaje, że są sytuacje, w których wspólne życie i mieszkanie małżonków sprzeciwiałoby się dojrzałej miłości i odpowiedzialności. Miłość małżeńska jest bezwarunkowa. Wspólne mieszkanie małżonków — nie. Kościół ustanowił instytucję separacji małżeńskiej na czas, w którym bycie razem nie jest możliwe, gdyż jedna ze stron — ze względu np. na złą wolę czy uzależnienia — nie jest w stanie respektować złożonej przez siebie przysięgi małżeńskiej, zobowiązującej do miłości, wierności i uczciwości. Obecnie mamy już w Polsce sytuację prawną, w której separacja kościelna posiada także skutki cywilne. Dzięki temu osoba współuzależniona na mocy separacji może uzyskać podział majątku i świadczenia alimentacyjne. Niektórzy doradcy duchowi wyrażają obawy, czy w ogóle można wziąć pod uwagę separację w sytuacji choroby alkoholowej i czy współuzależniony — na skutek cierpienia - nie jest skłonny do pochopnego podjęcia decyzji o rozstaniu. Doświadczenie wskazuje, że — zwłaszcza kobietom współuzależnionym - grozi raczej tendencja odwrotna. W Polsce żyją tysiące kobiet, które przez dziesiątki lat są maltretowane przez mężów alkoholików, a mimo to nie decydują się na czasowe nawet rozstanie. Fakt ten nie jest zaskoczeniem, gdyż jednym z podstawowych symptomów współuzależnienia jest tendencja, by trwać w toksycznym związku. Tendencja ta widoczna jest zdecydowanie bardziej u kobiet niż u mężczyzn. Okazuje się bowiem, że 90% kobiet pozostaje we wspólnocie mieszkania z alkoholikiem, podczas gdy 90% mężczyzn opuszcza swoje żony — alkoholiczki. Myśl o rozstaniu jest decyzją wyjątkowo trudną i bolesną dla współmałżonka, który kocha osobę uzależnioną. W tej sytuacji zadaniem doradcy duchowego jest wskazywanie na tych, którzy umieją dojrzale kochać w obliczu dramatycznych okoliczności. Sądzę, że bardzo czytelnym wzorcem kompetentnej miłości w tego typu skrajnych sytuacjach, jest znana przypowieść o odchodzącym synu i mądrze kochającym ojcu (por. Łk 15, 11 — 32). Ojciec potrafi kochać syna, który ulega iluzjom łatwego szczęścia i odchodzi. W tak dramatycznej sytuacji ojciec nie cofa swej miłości, ale też nie udziela synowi pomocy. Nie jest okrutny, ale też nie jest naiwny. Ojciec pozostawia błądzącego syna własnemu losowi. Gdyby przestał go kochać, to syn nie miałby do kogo wrócić. Gdyby natomiast udzielał mu pomocy i brał na siebie konsekwencje jego błędów, to syn nie miałby powodu, by się zastanowić nad własnym postępowaniem i dokonać przemiany życia. Syn z przypowieści korzysta z mądrej miłości ojca, zastanawia się i podejmuje decyzję o całkowitej zmianie życia. Staje się synem powracającym. Teraz dopiero rozumie, że ojciec nigdy nie przestał go kochać, oraz że kochał go naprawdę dojrzale. Jeśli współuzależniony zmuszony jest do rozstania z alkoholikiem, to powinien powiedzieć samemu sobie i uzależnionemu, że czyni to z miłości i odpowiedzialności, z nadzieją, że uzależniony uświadomi sobie swoją chorobę, że podejmie terapię i zmieni postępowanie. Wtedy stanie się możliwe odzyskanie wspólnoty życia i zamieszkania. Zadaniem doradcy duchowego jest precyzyjne wyjaśnianie powyższych zasad kompetentnej miłości. Warto też, by doradca duchowy - jeśli nie jest księdzem - sugerował osobie współuzależnionej nawiązanie kontaktu z duszpasterzem, przed podjęciem decyzji o czasowym rozstaniu czy o formalnej separacji. Kolejnym zadaniem doradcy duchowego jest pomaganie osobie współuzależnionej w osiąganiu dojrzałości w sferze moralnej. Oznacza to właściwą ocenę moralną własnego postępowania, a także zachowań osoby uzależnionej. Człowiek uzależniony czy współuzależniony to najpierw ktoś chory, kto powinien podjąć terapię, a nie ktoś grzeszny, kto powinien się nawracać. Nawrócenie jest obowiązkiem ludzi żyjących w świadomości i wolności. Tymczasem w czynnej fazie uzależnienia czy współuzależnienia mamy zawsze do czynienia z mocno zawężoną świadomością i wolnością, aż do możliwości całkowitego zniesienia odpowiedzialności moralnej. Zrównoważone spojrzenie na własną historię oznacza uznanie faktu, że osoba współuzależniona mogła wcześniej i dojrzalej reagować na nadużywanie alkoholu przez współmałżonka. Jednak ewentualne błędy czy zaniedbania w tym względzie nie były przecież popełnione świadomie czy ze złej woli. Nie są zatem problemem moralnym, lecz zobowiązują do zmiany postawy w obecnym życiu, gdy współuzależniony lepiej rozumie samego siebie i swoją sytuację. Rolą doradcy duchowego jest nie dopuścić do tego, by osoba współuzależniona patrzyła na własną przeszłość i oceniała ją moralnie według aktualnego stanu świadomości i wolności. Błędem jest bowiem sytuacja, w której ktoś nie widzi faktycznych win moralnych tam, gdzie one są. Jednak równie groźna jest sytuacja, w której ktoś dopatruje się winy moralnej i grzechu, tam gdzie jest tylko nieświadoma lub niedobrowolna słabość albo niedojrzałość psychiczna. Istotnym zadaniem doradcy duchowego jest pomaganie osobie współuzależnionej w nawiązaniu dojrzałej więzi z Bogiem. Wynika to z faktu jest, że skuteczna okazuje się terapia współuzależnienia oparta na programie dwunastu kroków Anonimowych Alkoholików (por. P. Mellody, 1993, s.182). A program Dwunastu Kroków prowadzi przecież do życia w obecności Boga i do pełnienia Jego woli (por. Krok XI), niezależnie od tego jak dany człowiek rozumie Siłę Wyższą w początkowej fazie swojej terapii. Osoba współuzależniona przeżywa zwykle kryzys wszelkich więzi. Także więzi z Bogiem. Ma często nieuświadomiony żal do Boga, albo boi się Boga. Doradca duchowy powinien wyjaśniać, że Bóg nie zsyła nam krzyży i że nas nie karze. Cierpienia i krzyże są konsekwencją błędów i słabości nas samych i ludzi, wśród których żyjemy. Bóg kocha nas miłością mądrą i nieodwołalną, a kontakt z Nim staje się szkołą dojrzałego życia w miłości i prawdzie. Bóg uczy nas tej miłości, która jest cierpliwa, która wszystko znosi, wszystko przetrzyma, we wszystkim pokłada nadzieję. On uczy nas miłości, która nigdy się nie kończy (por. Kor 13, 4-8). Warto jeszcze podjąć problem przygotowania doradców duchowych w terapii współuzależnienia. Pierwszym wymaganiem, które trzeba im postawić, jest osiągnięcie przez nich wysokiego poziomu osobistej dojrzałości. Być człowiekiem dojrzałym to precyzyjnie rozumieć i kompetentnie pokochać siebie i innych. Drugim wymogiem jest zdobycie podstawowej wiedzy o człowieku. Chodzi tu zwłaszcza o przygotowanie z zakresu antropologii, filozofii człowieka, teologii, a także o znajomość duchowości oraz o kompetencje w naświetlaniu moralnych aspektów zachowania człowieka. W polskich warunkach niektóre funkcje doradcy duchowego w terapii współuzależnienia podejmują na co dzień księża poprzez rozmowy indywidualne, w ramach parafialnego poradnictwa rodzinnego, w czasie rekolekcji czy katechezy dorosłych. Pomocne okazują się także dojrzałe osoby wśród krewnych i przyjaciół. Pełnienie funkcji doradcy duchowego w pełnym zakresie wymaga jednak zdobycia podstawowych kompetencji terapeutycznych (umiejętności z zakresu empatii i asertywności; rozumienie psychicznych mechanizmów obronnych; znajomość psychicznych mechanizmów uzależnienia i współuzależnienia). W Polsce brakuje jeszcze szczegółowego programu kształcenia doradców duchowych na potrzeby terapii współuzależnienia. Brakuje także specjalistycznych ośrodków kształcenia takich doradców. Do czasu powstania tego typu ośrodków szkolenie wszystkich terapeutów uzależnień powinno obejmować przekazywanie przynajmniej elementarnej wiedzy i kompetencji z zakresu współuzależnienia oraz poradnictwa duchowego. Źródło: Ks. Marek Dziewiecki (red.), Nowe przesłanie nadziei, Warszawa 2000, s. 109-118 opr. ab/ab Copyright © by Marek Dziewiecki wyślij znajomym Zobacz także: Krystyna Sztramska, Kontuzja Henryk Witczyk, Krzysztof Bronk, Natchnienie i prawda Pisma Świętego Autor nieznany, Zabłyśnij na katechezie. Długa droga do ważnej prawdy Paweł Rozpiątkowski, Klienci bez głowy Josh McDowell, W poszukiwaniu pewności: Kto decyduje... Marek Dziewiecki, Prawda i miłość, czyli proza i poezja życia Roman Darowski, Definicja filozofii człowieka Roman Darowski, Swoistość filozofii człowieka Roman Darowski, Filozofia człowieka Benedykt XVI, Kościół potrzebuje waszej wiary, idealizmu i wielkoduszności Komentarze internautów: Dodaj swój komentarz Syn i mąż........ (Helena, 2008-11-11 07:00:09) Witam,mam problem od... więcej skomentuj tę wypowiedź syn i mąż (malgosia, 2008-12-01 11:08:34) moja rada to... więcej skomentuj tę wypowiedź impuls do działania (Magda, 2007-08-21 13:50:43) Witam, wszystkich więcej skomentuj tę wypowiedź nie daje sobie rady ze sobą (anetta, 2007-05-25 13:26:50) tak bardzo szukam... więcej skomentuj tę wypowiedź ja tez... (as, 2007-10-10 12:27:31) Czesc! chcialabym... więcej skomentuj tę wypowiedź porada (maria, 2008-08-10 07:28:40) jeśli mogę ci... więcej skomentuj tę wypowiedź pomyłka (m, 2007-03-27 11:24:32) Proszę księdza nie... więcej skomentuj tę wypowiedź MELODY (W, 2008-03-03 23:15:45) Hej. To nie pomylka... więcej skomentuj tę wypowiedź Współuzależnienie to gorzka prawda (Ola P, 2006-10-27 16:25:00) Zgadzam sie z Ilona.... więcej skomentuj tę wypowiedź współuzależnienie (Urszula Wójcik, 2006-11-13 14:55:04) Podpisuję się pod... więcej skomentuj tę wypowiedź Taki pewien pomysl (Anka, 2007-03-28 15:43:06) Zgadzam sie, ze... więcej skomentuj tę wypowiedź alkoholizm (Ania, 2007-10-27 18:35:34) To bardzo bolesna... więcej skomentuj tę wypowiedź Poprzednie wypowiedzi: 1 2 3 Benedykt XVI | Biblioteka audio i wideo | Czytelnia | Dane nt. Kościoła | Edukacja Ekonomiczna | Felietony, komentarze | Filozofia | Galeria zdjęć | Inne nauki | Integracja Europejska | Internet i komputery | Jan Paweł II | Katalog adresów | Katechetom i duszpasterzom | Kultura | Księgarnia religijna | Liturgia - na dziś i na niedziele | Mapa serwisu | Msze św. - gdzie, kiedy? | Nauczanie | No
  4. WSPÓŁUZALEŻNIENIE: PRZEJAWY I SPOSOBY PRZEZWYCIĘŻANIA Współuzależnienie, zwane też koalkoholizmem, zaczęło być w sposób systematyczny opisywane i analizowane w literaturze przedmiotu zaledwie kilkanaście lat temu. Ta druga nazwa wzięła się stąd, że odkrycie typowych symptomów współuzależnienia dokonało się w ramach terapii rodzin alkoholików. Dlatego właśnie początkowo uważano, że współuzależnienie jest spowodowane stresem, wynikającym z bliskiego i stałego kontaktu z osobą uzależnioną. W miarę poznawania tego zjawiska stało się oczywiste, że problem jest bardziej złożony. Okazuje się, że gdy uzależnieni przestają pić, to symptomy współuzależnienia u ich bliskich zwykle nie znikają. Czasem stają się nawet silniejsze i jeszcze bardziej dokuczliwe. Kontakt z osobą uzależnioną prowadzi zwykle do pojawienia się symptomów współuzależnienia, lecz prawdopodobnie nie jest ani jedynym, ani podstawowym ich źródłem. Badania skłaniają do wniosku, że osobowość o cechach współuzależnienia kształtuje się już w dzieciństwie, pod wpływem zaburzonych więzi. Zwłaszcza pod wpływem więzi z uzależnionymi rodzicami. W takiej sytuacji dana osoba ma nieświadomą tendencję, by wiązać się w swoim życiu dorosłym i małżeńskim z ludźmi uzależnionymi. A gdy to się już stanie, wtedy pojawiają się symptomy współuzależnienia, które w jakimś stopniu tkwiły w tej osobie od dzieciństwa. Ktoś o dojrzałej osobowości raczej nie zwiąże się z osobą uzależnioną (przypomnijmy tu wspomnianą wcześniej kobietę, która zrezygnowała z zawarcia małżeństwa po tym, jak jej narzeczony po raz drugi w ciągu dwóch lat ich znajomości nadużył alkoholu). Jeśli problemy z alkoholem pojawią się w istniejącym już związku, to dojrzały współmałżonek potrafi reagować stanowczo i kompetentnie już na pierwsze przypadki nadużywania alkoholu. Trwanie latami w destruktywnym związku z osobą uzależnioną jest zatem znakiem, że także ta druga osoba weszła w ten związek z poważnymi trudnościami osobowościowymi. Po kilkunastu latach badań psychologicznych zostały już dosyć szczegółowo opisane podstawowe kryteria i symptomy współuzależnienia. Wśród autorów odnotowujemy jednak nadal spore różnice poglądów na ten temat. W Journal of Psychoactive Drugs (1986) T. Cermak twierdzi, że podstawowe symptomy współuzależnienia to: * lokowanie uczucia własnej wartości w zdolności do kontrolowania uczuć i zachowań swoich i cudzych, mimo oczywistych doświadczeń, że konsekwencje są odwrotne; * zaspakajanie potrzeb cudzych w sposób uniemożliwiający zaspakajanie potrzeb własnych; * zaburzenie systemu granic, zarówno w sytuacjach intymności jak i osamotnienia; * bierne trwanie w związku z osobą o zachwianej osobowości (alkoholizm, narkomania, chorobliwa impulsywność); * doznawanie bardzo bolesnych emocji lub utrata wrażliwości emocjonalnej w okresie przynajmniej dwóch lat, bez szukania pomocy na zewnątrz. Z kolei P. Mellody (1993, s. 177-8) sądzi, że podstawowe symptomy współuzależnienia to skłonność do następujących skrajności: * brak poczucia własnej wartości lub arogancja i poczucie wyższości; * nadmierna bezbronność wobec bolesnych przeżyć lub nadmierna odporność (brak wrażliwości); * poczucie, że jest się człowiekiem złym i zbuntowanym lub poczucie, że jest się kimś zupełnie doskonałym; * nadmierna zależność od innych ludzi lub nadmierna niezależność (utrata potrzeb i pragnień); * brak elementarnej dyscypliny i wprowadzanie chaosu we własne życie lub przesadne, natrętne kontrolowanie siebie i innych ludzi. Podsumowując dotychczasowe badania psychologiczne można powiedzieć, że współuzależnienie to nie tylko i nie tyle efekt życia w bliskim kontakcie z osobą uzależnioną, co raczej pewien typ niedojrzałej osobowości, pewna skłonność (związana z osobistą historią rozwoju) do błędnych sposobów reagowania na problematyczne sytuacje życiowe oraz na zaburzone zachowania innych osób. Przebywanie z osobą uzależnioną powoduje oczywiście pogłębienie się trudności związanych z osobowością posiadającą skłonności do współuzależnienia. Życie w bliskim kontakcie z alkoholikiem nie jest zatem jedynym źródłem współuzależnienia. Jest raczej okolicznością, która odsłania osobowościowe problemy partnera, które istniały już wcześniej. W oparciu o dotychczasowe analizy można stwierdzić, że współuzależnienie okazuje się odrębną formą zaburzonej osobowości i wymaga specyficznej interwencji terapeutycznej. Symptomy współuzależnienia nie znikną bowiem w sposób automatyczny po ustaniu problemu alkoholowego czy po zerwaniu więzi z osobą uzależnioną. Terapia współuzależnienia bywa często trudniejsza niż terapia uzależnienia. Po pierwsze, trudniej jest w tym przypadku o prawidłową diagnozę, gdyż zaburzone zachowania osoby współuzależnionej bywają interpretowane jako „normalna” reakcja na życie w bliskim kontakcie z człowiekiem uzależnionym. Po drugie, trudno jest przekonać osobę współuzależnioną, że alkoholizm współmałżonka nie jest jej jedynym problemem. Stąd decyzja o podjęciu terapii wymaga męstwa i łączności z Siłą Wyższą (por. P. Mellody, 1993, s. 179). Po trzecie, w Polsce oferta terapeutyczna w odniesieniu do współuzależnienia okazuje się zwykle mniej profesjonalna i gorzej zorganizowana niż oferta terapeutyczna dla ludzi uzależnionych. Najczęściej nie jest to terapia zamknięta ze specyficznym programem, lecz doraźna pomoc, uzyskana w ramach kontaktu z poradnią przeciwalkoholową, w poradnictwie rodzinnym, w ruchach samopomocy (Al-Anon, Kluby Abstynenta) czy w rozmowach z duszpasterzem. Z tego względu ważną funkcję w udzielaniu pomocy osobie współuzależnionej może odegrać ktoś, kto pełni szeroko rozumianą rolę doradcy duchowego. Pomoc ze strony doradcy duchowego jest konieczna od początku interwencji. Co więcej, jest ona zwykle najważniejsza i najbardziej potrzebna właśnie w początkowej fazie interwencji. Jeśli pierwszy kontakt ogranicza się do rozmowy z lekarzem czy psychologiem, to osoba współuzależniona — po otrzymaniu informacji, że ma ona problemy nie tylko z kimś uzależnionym w swym otoczeniu, także z samą sobą i z własnym życiem — przeżywa rozczarowanie i bunt, często wycofując się z dalszej współpracy. Pierwszym i chyba najtrudniejszym zadaniem doradcy duchowego jest motywowanie osoby współuzależnionej do podjęcia systematycznej pracy nad sobą w ramach terapii lub innej formy systematycznej pracy nad własną osobowością. Osoba współuzależniona jest zwykle przekonana, że to jedynie uzależniony powinien podjąć terapię i że tylko on musi się zmienić. Doradca duchowy powinien nie tylko pomagać takiej osobie w przezwyciężeniu typowego w pierwszej fazie buntu, rozgoryczenia, zniechęcenia, czy lęku. Powinien także ukazywać osobie współuzależnionej pozytywne motywy podjęcia pracy nad sobą. Motywami tymi jest miłość do samego siebie i do najbliższych oraz nadzieja na nową przyszłość. Motywy czysto psychiczne (przezwyciężenie trudności osobowościowych, dążenie do lepszego nastroju emocjonalnego, uczenie się skuteczniejszych strategii rozwiązywania problemów) nie są tu wystarczające. Miłość i nadzieja jest największą siłą motywacyjną. Drugim zadaniem doradcy duchowego jest pomaganie osobie współuzależnionej, by zdobyła się na odwagę całościowego, dojrzałego rozumienia samej siebie i własnej sytuacji. Chodzi tu o odwagę popatrzenia na siebie nie z perspektywy bycia ofiarą, lecz z perspektywy wspólnej historii życia z osobą uzależnioną. Odwaga ta prowadzi do odkrycia prawdy, która wyzwala. Do odkrycia prawdy, że obie strony mogły inaczej postępować i dojrzalej reagować w obliczu pojawiających się trudności oraz że obecnie obie strony — a nie tylko uzależniony - powinny wnieść wkład w budowanie nowej teraźniejszości i przyszłości. Odwaga oznacza też uznanie faktu, że nie tylko uzależniony jest poraniony fizycznie, psychicznie, duchowo, społecznie, moralnie. Również osoba współuzależniona doświadcza problemów osobowościowych związanych z całą swoją historią życia. Przeżywa określone trudności z emocjami, ze sposobami myślenia, reagowania, z nawiązywaniem kontaktów międzyosobowych. Pomoc w rozumieniu samego siebie i własnej sytuacji wymaga wprowadzenia osoby współuzależnionej w płaszczyznę antropologiczną, czyli taką, która uwzględnia całego człowieka, a nie tylko jego sytuację psychiczną. W tej perspektywie trzeba odróżnić osobę od osobowości. Osoba to coś więcej niż ciało, psychika, sfera duchowa. Osoba to coś więcej niż nawet suma tych wszystkich wymiarów. Osoba to ktoś, kto nie tyle składa się z ciała, psychiki i sfery duchowej, ile raczej ktoś, kto wciela się w te sfery, posługuje się nimi. Kryterium dojrzałości człowieka jest nie tyle obecny stan jego osobowości, co raczej jego sposób kierowania swoją osobowością i sytuacją życiową. W czasie terapii współuzależniony może nie przezwyciężyć wszystkich mechanizmów, sposobów myślenia i przeżywania, związanych ze współuzależnieniem, ale może zająć wobec nich zupełnie nową postawę. Może stać się nową osobą, z nowymi sposobami postępowania i budowania więzi, doświadczając nadal — przynajmniej częściowo — osobowościowych konsekwencji współuzależnienia. Zajęcie nowej, dojrzalszej postawy wobec siebie i świata oznacza przede wszystkim nauczenie się kompetentnej miłości wobec samego siebie. Istotnym zadaniem doradcy duchowego jest zatem ukazywanie kryteriów takiej miłości. Osobie współuzależnionej grożą skrajne postawy wobec samej siebie. Może ona litować się nad sobą i koncentrować na swoim poczuciu krzywdy z powodu życia z człowiekiem uzależnionym. Może też odnosić się do siebie z agresywnością i okrucieństwem, „karząc” się w ten sposób za swoją sytuację życiową. Obie te skrajności są zachowaniami niedojrzałymi i destrukcyjnymi. Tymczasem kompetentna miłość oznacza przyjmowanie własnej rzeczywistości z prawdą i miłością. W kontekście miłości pozytywne prawdy o nas stają się źródłem radości i siły, a prawdy negatywne nie prowadzą do rozpaczy czy okrucieństwa, lecz mobilizują do przezwyciężania trudności oraz do rozwoju. Jednym z podstawowych sprawdzianów miłości wobec samego siebie jest stawianie sobie wymagań. W odniesieniu do osoby współuzależnionej oznacza to podjęcie terapii i wszystkich wysiłków z tym związanych, a jednocześnie przyznawanie sobie prawa do korzystania z pomocy innych ludzi. Drugim sprawdzianem miłości jest pojednanie z samym sobą, czyli przebaczenie sobie przeszłości. Człowiek, który nie potrafi dojrzale pokochać siebie, popada w postawy skrajne. Jedną z nich jest wybaczenie sobie błędów z przeszłości, powtarzając te same błędy w teraźniejszości. Drugą skrajnością jest niezdolność do przebaczenia sobie, gdyż to prowadzi do psychicznego uwięzienia samego siebie w bolesnej przeszłości. Dojrzale pokochać siebie, to wybaczyć sobie to, co było błędne i bolesne w przeszłości, wyciągając wnioski z tych doświadczeń. Człowiek, który dojrzale przebaczył sobie, pamięta wprawdzie o swojej bolesnej przeszłości, ale nie po to, by się nią zadręczać, lecz po to, by nie powtarzać już więcej popełnionych błędów czy doznanych krzywd. Pojednać się ze sobą to także przebaczyć innym ludziom krzywdy czy zło, które mi kiedykolwiek wyrządzili. Przecież zło, którego doznałem od innych, jest już przeszłością. Jest bólem, który już przeżyłem. Jeśli natomiast nadal podtrzymuję żal do innych ludzi i nie przebaczam im, mimo że niektórzy już nie żyją, a inni przestali mieć wpływ na moje życie czy zmienili swoje postępowanie wobec mnie, to teraz ja sam siebie krzywdę. Ja sam podtrzymuję ból z przeszłości i sprawiam, że zatruwa on psychicznie moją teraźniejszość. Dopóki nie przebaczę tym, którzy mnie w przeszłości skrzywdzili, dopóty przedłużam trwanie tej krzywdy. Przebaczenie innym ludziom doznanych od nich w przeszłości krzywd — nie pozwalając się krzywdzić w teraźniejszości!- leży zatem w interesie osoby współuzależnionej i pomaga jej budować dojrzalszą teraźniejszość i przyszłość. Pojednanie z samym sobą to jeszcze coś więcej niż tylko przebaczenie krzywd, które ja sam sobie wyrządziłem, czy których doznałem od innych ludzi. Pojednać się ze sobą, to pogodzić się z faktem, że w ogóle istnieję, że zostałem "wrzucony" w ten świat bez mojej zgody, że urodziłem się i wychowałem w tej właśnie rodzinie, w tym czasie, w tym kraju, że chodziłem do tych właśnie szkół, że miałem takich nauczycieli, rówieśników, że otrzymałem takie właśnie ciało, taką płeć, takie możliwości intelektualne, taką wrażliwość psychiczną, taką osobowość, takie trudności, takie właśnie więzi z innymi ludźmi. Tak rozumiane pojednanie oznacza przezwyciężenie bezsensownego buntu i destrukcyjnie przeżywanego poczucia krzywdy, a przez to ułatwia mobilizowanie się, by budować nową teraźniejszość. Zadaniem doradcy duchowego jest nie tylko pomaganie współuzależnionemu, by dojrzale pokochał samego siebie, lecz by podobną miłością objął innych ludzi, w tym także osobę uzależnioną. Również tutaj grożą postawy skrajne. Jedną skrajnością jest naiwne litowanie się nad uzależnionym, a drugą skrajnością jest wycofanie miłości wobec niego. Tymczasem dojrzała miłość jest działaniem (konkretne słowa i czyny), dostosowanym do sytuacji i postępowania drugiej osoby. Dojrzale pokochać osobę uzależnioną to najpierw poznać mechanizmy jej choroby (kompulsywne regulowanie emocji drogą chemiczną; system iluzji i zaprzeczeń; ekstremalne skoki w przeżywaniu samego siebie; manipulowanie najbliższym środowiskiem, by tworzyć sobie komfort picia). Wtedy dopiero rozumiemy, że dojrzała miłość polega na stosowaniu zasady: „ty nadużywasz alkoholu, ty ponosisz konsekwencje”. Ponoszenie przez uzależnionego bolesnych konsekwencji sięgania po substancje uzależniające jest bowiem koniecznym warunkiem uznania prawdy o sobie i podjęcia terapii. Stosowanie powyższej zasady musi być jednak bardzo konkretne. Oznacza to na przykład, że współmałżonek uzależnionego (najczęściej żona) nie podaje posiłków, jeśli uzależniony wydał pieniądze na alkohol, nie pierze jego pobrudzonych ubrań ani nie usprawiedliwia go w pracy, gdy jest nietrzeźwy. Rozumie bowiem, że lepiej jest, by uzależniony był głodny czy nawet stracił pracę, niż miałby stracić życie na skutek trwania w chorobie alkoholowej. Tak rozumiana kompetentna miłość nie jest zwykle możliwa, jeśli osoba współuzależniona pozostaje sam na sam z alkoholikiem. Uzależniony bywa wtedy agresywny, a nawet groźny. Potrafi znęcać się fizycznie i psychicznie. Potrafi kłamać, manipulować, szantażować lub wzbudzać litość. Realizowanie zasady kompetentnej miłości wymaga zatem wyjścia z ukrycia i osamotnienia, by poszukać wsparcia na zewnątrz. W polskich warunkach skutecznym rozwiązaniem okazuje się kontakt z grupami samopomocy (grupy Al-Anon i Kluby Abstynenta). Czasem konieczny jest także kontakt z urzędem gminnym, psychologiem, prawnikiem, policją. Jednak nawet wtedy, gdy współuzależniony otrzyma pomoc z zewnątrz, może się okazać, że ze względu na agresywność czy wręcz brutalność uzależnionego, nadal nie jest możliwe stosowanie reguł kompetentnej miłości. Jedynym rozwiązaniem pozostaje wtedy rozstanie się z osobą uzależnioną. Taka sytuacja tworzy warunki, by pijący rzeczywiście sam ponosił wszelkie konsekwencje swojej choroby. Trwanie latami przy uzależnionym, który znęca się nad najbliższymi i nimi manipuluje, okazuje się cierpieniem, które ma destrukcyjny wpływ na współmałżonka i dzieci, a nie przynosi żadnej zmiany w postawie alkoholika. Co więcej, pozwala mu trwać w nałogu. Zadaniem doradcy duchowego, jest precyzyjne wyjaśnianie, że odejście od osoby uzależnionej nie oznacza wycofania miłości. Nie jest też przejawem okrucieństwa czy zemsty. Jest natomiast - bolesną z konieczności - formą dojrzałej miłości wobec osoby, która niszczy siebie i innych. Jeśli technicznie jest to możliwe, to można zdecydować się najpierw na rozstanie czasowe (np. kilkumiesięczne). Może ono okazać się wystarczające, by uzależniony — ponosząc konsekwencje własnej choroby — uznał, że jest alkoholikiem i by podjął terapię. Jeśli takie rozwiązanie — zwykle ze względów mieszkaniowych i finansowych — nie jest możliwe, to koniecznością okazuje się rozstanie usankcjonowane formalnie. Dla osób wierzących, które zawarły małżeństwo sakramentalne, rozwiązaniem w takiej sytuacji jest separacja, dokonana przed sądem kościelnym. Separacja nie zrywa więzi małżeńskiej, ani nie łamie przysięgi małżeńskiej. Kościół Katolicki uznaje, że są sytuacje, w których wspólne życie i mieszkanie małżonków sprzeciwiałoby się dojrzałej miłości i odpowiedzialności. Miłość małżeńska jest bezwarunkowa. Wspólne mieszkanie małżonków — nie. Kościół ustanowił instytucję separacji małżeńskiej na czas, w którym bycie razem nie jest możliwe, gdyż jedna ze stron — ze względu np. na złą wolę czy uzależnienia — nie jest w stanie respektować złożonej przez siebie przysięgi małżeńskiej, zobowiązującej do miłości, wierności i uczciwości. Obecnie mamy już w Polsce sytuację prawną, w której separacja kościelna posiada także skutki cywilne. Dzięki temu osoba współuzależniona na mocy separacji może uzyskać podział majątku i świadczenia alimentacyjne. Niektórzy doradcy duchowi wyrażają obawy, czy w ogóle można wziąć pod uwagę separację w sytuacji choroby alkoholowej i czy współuzależniony — na skutek cierpienia - nie jest skłonny do pochopnego podjęcia decyzji o rozstaniu. Doświadczenie wskazuje, że — zwłaszcza kobietom współuzależnionym - grozi raczej tendencja odwrotna. W Polsce żyją tysiące kobiet, które przez dziesiątki lat są maltretowane przez mężów alkoholików, a mimo to nie decydują się na czasowe nawet rozstanie. Fakt ten nie jest zaskoczeniem, gdyż jednym z podstawowych symptomów współuzależnienia jest tendencja, by trwać w toksycznym związku. Tendencja ta widoczna jest zdecydowanie bardziej u kobiet niż u mężczyzn. Okazuje się bowiem, że 90% kobiet pozostaje we wspólnocie mieszkania z alkoholikiem, podczas gdy 90% mężczyzn opuszcza swoje żony — alkoholiczki. Myśl o rozstaniu jest decyzją wyjątkowo trudną i bolesną dla współmałżonka, który kocha osobę uzależnioną. W tej sytuacji zadaniem doradcy duchowego jest wskazywanie na tych, którzy umieją dojrzale kochać w obliczu dramatycznych okoliczności. Sądzę, że bardzo czytelnym wzorcem kompetentnej miłości w tego typu skrajnych sytuacjach, jest znana przypowieść o odchodzącym synu i mądrze kochającym ojcu (por. Łk 15, 11 — 32). Ojciec potrafi kochać syna, który ulega iluzjom łatwego szczęścia i odchodzi. W tak dramatycznej sytuacji ojciec nie cofa swej miłości, ale też nie udziela synowi pomocy. Nie jest okrutny, ale też nie jest naiwny. Ojciec pozostawia błądzącego syna własnemu losowi. Gdyby przestał go kochać, to syn nie miałby do kogo wrócić. Gdyby natomiast udzielał mu pomocy i brał na siebie konsekwencje jego błędów, to syn nie miałby powodu, by się zastanowić nad własnym postępowaniem i dokonać przemiany życia. Syn z przypowieści korzysta z mądrej miłości ojca, zastanawia się i podejmuje decyzję o całkowitej zmianie życia. Staje się synem powracającym. Teraz dopiero rozumie, że ojciec nigdy nie przestał go kochać, oraz że kochał go naprawdę dojrzale. Jeśli współuzależniony zmuszony jest do rozstania z alkoholikiem, to powinien powiedzieć samemu sobie i uzależnionemu, że czyni to z miłości i odpowiedzialności, z nadzieją, że uzależniony uświadomi sobie swoją chorobę, że podejmie terapię i zmieni postępowanie. Wtedy stanie się możliwe odzyskanie wspólnoty życia i zamieszkania. Zadaniem doradcy duchowego jest precyzyjne wyjaśnianie powyższych zasad kompetentnej miłości. Warto też, by doradca duchowy - jeśli nie jest księdzem - sugerował osobie współuzależnionej nawiązanie kontaktu z duszpasterzem, przed podjęciem decyzji o czasowym rozstaniu czy o formalnej separacji. Kolejnym zadaniem doradcy duchowego jest pomaganie osobie współuzależnionej w osiąganiu dojrzałości w sferze moralnej. Oznacza to właściwą ocenę moralną własnego postępowania, a także zachowań osoby uzależnionej. Człowiek uzależniony czy współuzależniony to najpierw ktoś chory, kto powinien podjąć terapię, a nie ktoś grzeszny, kto powinien się nawracać. Nawrócenie jest obowiązkiem ludzi żyjących w świadomości i wolności. Tymczasem w czynnej fazie uzależnienia czy współuzależnienia mamy zawsze do czynienia z mocno zawężoną świadomością i wolnością, aż do możliwości całkowitego zniesienia odpowiedzialności moralnej. Zrównoważone spojrzenie na własną historię oznacza uznanie faktu, że osoba współuzależniona mogła wcześniej i dojrzalej reagować na nadużywanie alkoholu przez współmałżonka. Jednak ewentualne błędy czy zaniedbania w tym względzie nie były przecież popełnione świadomie czy ze złej woli. Nie są zatem problemem moralnym, lecz zobowiązują do zmiany postawy w obecnym życiu, gdy współuzależniony lepiej rozumie samego siebie i swoją sytuację. Rolą doradcy duchowego jest nie dopuścić do tego, by osoba współuzależniona patrzyła na własną przeszłość i oceniała ją moralnie według aktualnego stanu świadomości i wolności. Błędem jest bowiem sytuacja, w której ktoś nie widzi faktycznych win moralnych tam, gdzie one są. Jednak równie groźna jest sytuacja, w której ktoś dopatruje się winy moralnej i grzechu, tam gdzie jest tylko nieświadoma lub niedobrowolna słabość albo niedojrzałość psychiczna. Istotnym zadaniem doradcy duchowego jest pomaganie osobie współuzależnionej w nawiązaniu dojrzałej więzi z Bogiem. Wynika to z faktu jest, że skuteczna okazuje się terapia współuzależnienia oparta na programie dwunastu kroków Anonimowych Alkoholików (por. P. Mellody, 1993, s.182). A program Dwunastu Kroków prowadzi przecież do życia w obecności Boga i do pełnienia Jego woli (por. Krok XI), niezależnie od tego jak dany człowiek rozumie Siłę Wyższą w początkowej fazie swojej terapii. Osoba współuzależniona przeżywa zwykle kryzys wszelkich więzi. Także więzi z Bogiem. Ma często nieuświadomiony żal do Boga, albo boi się Boga. Doradca duchowy powinien wyjaśniać, że Bóg nie zsyła nam krzyży i że nas nie karze. Cierpienia i krzyże są konsekwencją błędów i słabości nas samych i ludzi, wśród których żyjemy. Bóg kocha nas miłością mądrą i nieodwołalną, a kontakt z Nim staje się szkołą dojrzałego życia w miłości i prawdzie. Bóg uczy nas tej miłości, która jest cierpliwa, która wszystko znosi, wszystko przetrzyma, we wszystkim pokłada nadzieję. On uczy nas miłości, która nigdy się nie kończy (por. Kor 13, 4-8). Warto jeszcze podjąć problem przygotowania doradców duchowych w terapii współuzależnienia. Pierwszym wymaganiem, które trzeba im postawić, jest osiągnięcie przez nich wysokiego poziomu osobistej dojrzałości. Być człowiekiem dojrzałym to precyzyjnie rozumieć i kompetentnie pokochać siebie i innych. Drugim wymogiem jest zdobycie podstawowej wiedzy o człowieku. Chodzi tu zwłaszcza o przygotowanie z zakresu antropologii, filozofii człowieka, teologii, a także o znajomość duchowości oraz o kompetencje w naświetlaniu moralnych aspektów zachowania człowieka. W polskich warunkach niektóre funkcje doradcy duchowego w terapii współuzależnienia podejmują na co dzień księża poprzez rozmowy indywidualne, w ramach parafialnego poradnictwa rodzinnego, w czasie rekolekcji czy katechezy dorosłych. Pomocne okazują się także dojrzałe osoby wśród krewnych i przyjaciół. Pełnienie funkcji doradcy duchowego w pełnym zakresie wymaga jednak zdobycia podstawowych kompetencji terapeutycznych (umiejętności z zakresu empatii i asertywności; rozumienie psychicznych mechanizmów obronnych; znajomość psychicznych mechanizmów uzależnienia i współuzależnienia). W Polsce brakuje jeszcze szczegółowego programu kształcenia doradców duchowych na potrzeby terapii współuzależnienia. Brakuje także specjalistycznych ośrodków kształcenia takich doradców. Do czasu powstania tego typu ośrodków szkolenie wszystkich terapeutów uzależnień powinno obejmować przekazywanie przynajmniej elementarnej wiedzy i kompetencji z zakresu współuzależnienia oraz poradnictwa duchowego. Źródło: Ks. Marek Dziewiecki (red.), Nowe przesłanie nadziei, Warszawa 2000, s. 109-118 opr. ab/ab Copyright © by Marek Dziewiecki
  5. Natalu Pisałaś, że znasz alkoholizm, bo otacza Cie w rodzinie. Jest więc prawdopodobne, że jesteś DDA i osoba wspóluzależnioną. Alkoholizm jest chorobą i chora jest w zwiazku z tym cała rodzina alkoholika. Ty więc także. To tłumaczyłoby Twoje raczej nienajszczęśliwsze wybory partnerów życiowych. To niestety jest tak, że zdrowa emocjonalnie osoba raczej wybierze zdrowego emocjonalnie partnera. Chora osoba wybierze także chorego. U Ciebie może byc tak, że wpadniesz z deszczu pod rynnę. Z jednego molestujacego męża, w drugiego alkoholika. Może zastanów się, dlaczego ten partner jest dla Ciebie tak interesujący i pociągający. ?????? Często jest tak, że kobiety z rodziny z problemem alkoholowym wybierają za partnera także alkoholika. Pół życia spędzaja na tym, by pomagać rodzicom (ojcu) alkoholikowi, a drugie pól życia, by pomóc partnerowi-alkoholikowi. Myślą, że go zbawią, uratują przed zlym swiatem i nim samym. Nie udało sie uratować ojca, więc może uda się uratować męża. Zła wiadomość, a jednocześnie dobra jest taka, że TY osobiście możesz uratować tylko SIEBIE. :D Nie uratujesz żadnego alkoholika. Alkoholik może uratować się sam. Tylko i wyłącznie. I to najczęściej wtedy, gdy zostawi sie go samego i pomoże się mu ponosić konsekwencje swojego picia. To tyle o Twoich partnerach. Ważniejsze od ich problemów jest to, że to raczej Ty masz problem. Sama ze sobą. Nie jestes oryginalna. Każda z nas tutaj, jak wchodziła, to dowiadywała się, że jej problemem jest ona sama. I choć jest to trudne do przyjęcia, wierz mi, że można z tym żyć. Można uwierzyć w to, że to JA MAM PROBLEM. :D A dobra wiadomość jest taka, że wiele z nas potrafiło i potrafi robić cos ze swoim problemem. Ten topik służy własnie temu, by najpierw dostac akceptacje i wsparcie. Potem, by uwierzyć, że to ja mam problem. A potem, by zacząć się leczyć. Zostań więc z nami, czytaj, i korzystaj do woli. Ja zachęcałabym Ciebie, bys poszukała w pobliżu Domu Trzeżwości i poszukała grupy wsparcia , najlepiej Al-Anon i DDA. Moje życie zaczęło się wtedy, gdy tam trafiłam. Od razu poczułam, że tam jest moje miejsce. Twoje także. I wierz mi, że to jest super wiadomość. Bo kiedy weżmiesz się za siebie, zrozumiesz mechanizmy panujące w rodzinie alkoholowej, Twoje związane z tym dziedzictwo i zaczniesz realizowac program 12 kroków, wtedy Twoje życie się zmieni. Ty sie zmienisz. A zmiana w Tobie pociągnie wiele innych zmian. Także w Twoich partnerach. Bo rodzina to układ naczyń połączonych, zmiana u jednej osoby, wymusza zmiany u innych. Nie spiesz sie z podjęciem decyzji. Ty nie musisz wybierać. Podejmij tylko jedna decyzję. ZAJMIJ SIE SOBA. :D Tylko to ma sens. TY jesteś ważna. Twoje życie jest ważne.
  6. Cztery umowy Ale ruszyłaś z kopyta. :D Fajnie się Ciebie teraz czyta. Nie miałam dla Ciebie cierpliwości, ale teraz bardzo się cieszę. :D Oneill A ja podzielam Twoje zdanie w kwestii, że zaraz i tak zginiemy w zupie. Nie widzę sensu w rozbieraniu czyjejś wypowiedzi na czynniki pierwsze i udowadnianiu, że ktoś tam nie miał racji w tym, czy w tamtym. Każdy pisze jak pisze, raz lepiej , raz gorzej. Ale ten, kto czyta, dokonuje wyboru, co i ile weżmie z tego. I tyle. Doceniam Ewę za to, że szczególnie tym najbardziej porozwalanym, daje ogromne wsparcie i akceptację. Często sie przeslizguje nad jej wypowiedziami, bo nie są z mojej bajki. Ale jak coś mnie zainteresuje, to czytam. Yezz cenię za wiedzę psychologiczną, doświadczenie i celne rady. Jest czasami zbyt niecierpliwa i ostra, tak jak i ja zresztą.Ale wiem, że pomoga, bo zmusza do myślenia. Jest tu miejsce dla każdej z nas. Każda ma inne doświadczenia, wiedzę, intuicje i empatię. A pomóc możemy sobie WZAJEMNIE.
  7. Siódemko Mnie sie wydaje, że samo wyrzucenie emocji związanych z dzieciństwem może nie wystarczyć. Bo u Ciebie było tego szczególnie dużo. Mnie bardzo pomogło to, że zobaczyłam siebie z boku jako Obserwator na ustawieniach Hellingerowskich. Było to dla mnie traumatyczne przeżycie. Niby nie byłam tym zdziwiona, ale jednak byłam. Bo głównie zobaczyłam strasznie samotną osobę i taką "zamrożoną". Strasznie przy tym płakałam. Zobaczyłam, jak radziłam sobie bez miłości bez wsparcia. Strasznie żal mi było tej dziewczynki, i tej nastolatki. Myślę, że jednak jest różnica między tym, by wiedzieć, a zobaczyć. Dla mnie była. Teraz powoli odchodzi to do przeszłości. Tak ze spokojem. Ja Ciebie widzę jako trochę rozedrgana emocjonalnie. To nic złego. Znam Twoja przeszłość z Twoich wpisów, była straszna. Dużo gorsza od mojej. Radzisz sobie i tak świetnie.Myślę, że czas ma tu znaczenie. By rozedrganie było coraz mniejsze, i spokoju coraz więcej. Takiego zwykłego spokoju, bez euforii.Może własnie ustawienia, ktore chyba dały mi dystans i spojrzenie na siebie z boku, tak jak mogły mnie widzieć osoby z zewnątrz, mi najwięcej dały?
  8. Luk Zaimponowałeś mi. Bo dosyć szybko wziąłeś na siebie odpowiedzialność za swoje działanie. Pierwsze wpisy były emocjonalne, ale potem... już tylko dobrze. Nie było zaprzeczania. :D To dobrze rokuje na przyszłość. Nie wiem, jak będzie z Twoim małżeństwem. Ale z tej sytuacji możesz wynieść wiele dla SIEBIE. Dziewczyny fajnie Ci radzą. Byś przy tej okazji spojrzał na siebie, zastanowił się kim jesteś? czego chcesz? jak powinno wyglądać Twoje małżeństwo? Pomysł z psychologiem wydaje mi się bardzo dobry. On może ci uzyskać odpowiedzi na te pytania. To dobry moment na zatrzymanie sie i przyjrzenie sie swojemu życiu. A dopiero potem możecie ewentualnie podjąć decyzję, czy np. chcecie podjąć trud i udac sie na wspólną terapię małżeńską. Po wpisach Twojej żony widzę, że jest rozedrgana emocjonalnie. Nie wiem z czego to wynika. Ale niewątpliwie mógłbys jej pomóc, uspokoić ją. Powiedzieć, że Ty idziesz do psychologa ze swoimi problemami i poprosic ją, by ona poszła do psychologa ze swoimi problemami. Każde z Was może zająć się najpierw sobą. I swoimi problemami. A pojakims uspokojeniu i nabraniu sił, może zechcecie i będziecie mieli siły na to, by zająć się Wami i Waszymi problemami. Czego Wam serdecznie życzę. :D
  9. Siódemka Ja nie moge powiedzieć, że we mnie nie ma już lęku. Ale mnie to wcale nie martwi. Zawsze byłam osobą bardzo emocjonalna i wrażliwą. Fakt, że zdrowieję, nie zmieni tego, że nadal bedę emocjonalna i wrażliwa. Uważam, że jest to najbardziej fundamentalna część mojej osobowości. Ale też i dla mnie bardzo cenna. Ja to lubię - po prostu. Wszystko ma plusy i minusy. Teraz widzę w tym wiecej plusów. Więc nie stanowi to dla mnie problemu. Lęki też nadal we mnie są, ale juz mnie nie martwią. Bo choć czuję lęk, to nie jest to dla mnie uczucie paraliżujące, jak kiedyś. Lęk też bywa potrzebny, bo np. może pomóc w ucieczce, czy byc po prostu bardziej czujnym i uważnym. To raczej tak, jak z tremą u artystów. Trema potrafi być paralizująca i to jest dla artysty tragedia. Ale trema w odpowiedni sposób przetworzona - może uskrzydlać artystę. Lęki we mnie są i pewnie będą, ale już mnie nie obezwładniają. Zresztą, nie sztuka być odważnym, gdy sie człowiek nie boi. Być odważnym, pomimo lęku - to dopiero sukces. Ja zaakceptowałam siebie, i także moje lęki. Więc one jakoś same się zmniejszyły. Nie można raczej całkowicie zmienic siebie, ale można nauczyć się wykorzystywać swoje cechy w dobry sposób, zaakceptowac je, polubić i jakoś dobrze wykorzystać.Wydaje mi się, że od urodzenia mamy jakieś swoje tempo i rytm życia. Pewne rzeczy nie zmieniaja się przez cale życie. Jestem, jaka jestem. I lubie siebie, choc zajęło mi dojście do tego wiele lat. Ostatnio odkrywam, że polubiłam także mojego męża. Kiedyś go kochałam, ale nie lubiłam. Teraz mam do niego więcej stonowanych i ciepłych uczuć. Takie \"letnie\" uczucia bardziej mi się podobają. Kiedyś było tylko zimno-gorąco, teraz często letnio. Jak rozmawiam z nim , to on też mówi o tym, że bardzo ceni ten spokój między nami. Takie wyciszenie. Choć czasami, u mnie, czy u niego widać \"demony przeszłości\". To chyba trudniej razem zdrowieć. Bo jest niedobra historia, bo mamy swoje wpadki. Zdrowy partner ciągnąłby tylko w górę i zdrowo reagował na wpadki chorego.Dwoje chorych, zdrowiejących, którzy potrafią i wspierać i dołować. Ale jest jak jest. Coraz lepiej, coraz zdrowiej. Jak spojrzę wstecz - wtedy widzę różnicę.Przez porównanie. Ja nie widzę tego tak krańcowo, czyli byłam chora, jestem zdrowa. Miałam lęki, teraz nie mam. Jak przy jakiejś grubej kresce. Ja widzę siebie w drodze, i na drodze. Czyli, jestem coraz zdrowsza, mam mniej lęków. I bardziej akceptuję siebie, polubiłam tez mojego męża. Lubie moje życie, coraz częściej cieszę się drobiazgami, coraz mniej sie zamartwiam. Zamartwianie sie tym, co było, i martwienie się tym, co będzie, było moją specjalnością. Teraz staram się bardziej zyć tu i teraz. Coraz częściej mówię sobie \"będzie, co ma być\" itd Ale też daję sobie prawo do popełniania błędów, czasami cofek. Nie robię z tego takiego problemu, jak kiedyś. Nie jest to juz koniec świata. Ale jestem tez juz w wieku balzakowskim. Jak obserwuje swoje koleżanki to widzę, że one też tak mają. Czyli - nie jestem oryginalna :D Co do psychologa. Ja uważam, że jednak jakies schematy obowiązują. Przecież nawet tutaj na tym forum widzimy wiele cech wspólnych u współuzależnionych. Choc oczywiście każdy jest indywidualnością. Psycholog oprocz tego, że jest lekarzem, jest też człowiekiem. Z charakterystycznymi cechami osobowościowymi. Więc jak wszędzie jednych lubimy mniej, innych bardziej. Z psychologiem też tak jest. Jednym pomoże, innym może zaszkodzić. \\\\Warto więc poszukać psychologa, z którym nawiążemy dobry kontakt, ktorego jakos polubimy. Wtedy jest efektywniej. :D
  10. Już po weselu i przyjęciu. Było nawet bardzo sympatycznie. Wujek ma pieniądze, więc był pałacyk z parkiem, konie i bryczki, koncert muzyki poważnej, fajne jedzenie i bardzo miła atmosfera. Takie wesele, ale nieco w innym stylu. Bawiłam sie dobrze, odpoczęłam. A pałacyk miał stare, autentyczne meble. Bardzo wszystko urocze. Dziekuję za analizę psychologiczną. Uwagi przyjęłam i zastanowię sie nad nimi. :D Nie mam jakoś poczucia winy, ani poczucia krzywdy. Ale lekcja pewnie jest do odrobienia. :D Jest mi dobrze, po prostu dobrze. i spokojnie. Choć duchy przeszłości czasami wyłażą, pewnie właśnie często pod wpływem alkoholu. To pewnie już tak będzie, jeszcze przez długi czas. Ale to i pewnie dobrze, bo z taka przeszłością i jednak z chorobą to trochę pewnie tak jak z alkoholizmem. Trzeba uważać na siebie i na swoje pierwsze chore emocje. Pod wpływem alkoholu podjęłam działania pod wpływem chorych emocji. Więc i działania były chore. Cztery umowy masz rację, to dobry przykład na to, jak nie należy postępować. Więc cieszę się, że ten mój chory przykład może czegoś nauczyć. Czyli - jak nie należy działać pod wpływem chorych emocji. Emocje mogą być różne, też chore i negatywne, ale działania powinny byc juz zdrowe. Czego i sobie i nam wszystkim życzę :D
  11. Za chwile zacznę sie szykować na ślub i wesele. Wujek mojego męża w wieku 70 lat dzisiaj bierze ślub, po 15 latach, ze swoją partnerką. A ja jestem taka wczorajsza :D Moja córka zapytała, czy będą dodatkowe szklanki na protezy :D Dzisiaj raczej nie będę wcale piła. :D Trzy razy przeczytałam mój wczorajszy wpis. Powinnam czytać go za każdym razem, gdy będę chciała się upić. To dobry straszak :D cztery umowy Wybacz i zapomnij. :D Ja postaram się pamiętać. To też dobra lekcja do odrobienia dla mnie :D
  12. cztery umowy Bardzo cie przepraszam. Wczoraj wrociłam z imprezy i wstyd przyznać, ale byłam po prostu .... pijana. Nie wiem, czemu weszłam do komputera.? Przeczytałam coś, czego nie było. !!! A napisałam jakieś bzdury. Byłam pijana. I to jest fakt. Więc, jeszcze raz, bardzo Cię przepraszam. U Ciebie wszystko we wpisie było o.k. Na szczęście rzadko się upijam. Obiecuję, że wtedy postaram się być daleko od komputera :D Dla Ciebie wielkie serce
  13. cztery umowy Teraz wchodzisz w drugi koniec sinusoidy, czyli jestem szczęśliwa w samotności. :D I na drugim końcu , teraz szczęścia. a jutro znowu będzie dól i zależność od niego. Panaceum jest zmniejszenie sinusoidy drgań Twoich emocji.Do poziom zero. Ale to jest Twoja przyszłość. Teraz bujasz sie na huśtawce emocji. Sprubój spojrzec na siebie z pozycji OBSERWATORA. Zobacz małą dziewczynkę, która walczy o akceptację której nigdy nie otrzyma. Jasna dupa, znowu pozycja Ofiary. Znowu gra. A gdzie Twoje życie? Na huśtawce? Jasna dupa. Dziewczyno, patrz na siebie z pozycji Obserwatora. Znowu idziesz w grę. Wycisz emocje. Naucz się MEDYTACJI. Idż na jakiś kurs. Daj Twojemu umysłowi odpocząć. Ty stale grasz!!!!!!!!!!!!! Przestań grać, a zacznij żyć. Po prostu :D Jasna dupa. Pięć lat!!!!!!!!!!!! Mnie już brak cierpliwości. Przestań się bujać. Jesteś sama sobie winna. Ty sie lubujesz w nieszczęściu, albo w szczęściu. . Jakiś katastroficzny przypadek!!!! Kurwa mać. Weż sie za siebie. Kurwa mać. Jeszcze nikogo takiego tutaj nie było. Przestań gonić dookoła Macieju. Kurwa mać. Idż do psychologa, albo do psychiatry, bo szkoda mojego czasu. Albo bujaj się sama, bo nawet Twój mąż już nie wytrzymuje tego bujania. A ja razem z nim. Jesteś bardzo chora i uważam, że bez lekarza Ci sie nie uda. IDZ DO LEKARZA. Jesteś dla mnie ważna. Jesteś tą osobą, która powinna iść do lekarza. Zrob to dla mnie i dla mojego spokoju. Bardzo Cie proszę. Zależy mi na Tobie. Idż do lekarza. Bo jak nie, to ja Cię tam zaprowadzę. Twoje życie jest ważne. Dla mnie, dla Ciebie i dla Twoich dzieci. Dzień, w ktorym Ty zobaczysz siebie z pozycji Obserwatora, kamery, będzie dla mnie ważny. Jesteś dla mnie ważna. !!!!!!!!!11 Tu i teraz!!!!!!!!!!!! Ja jestem bardzo szczęśliwa w moim życiu. Jestem z moim mężem. I jest mi dobrze. I jemu także. Od 2 lat. A jeszcze dwa lata temu sadziłam, że nie ma dla nas wspólnej przyszłości. A jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. Ale na granicy zera w tej sinusoidzie. I wiem, że tak może być. Dla każdego w okolicy zera, razem, albo osobno. Ale może tak być. I Ty też możesz tak mieć. I ja czekam na Ciebie, na Twoje zdrowienie. Jesteś dla mnie jakimś wyzwaniem. To nie może tak być. Nie mogę tego zaakceptować. Spójrz na siebie z pozycji OBSERWATORA. O nic więcej nie chodzi. Przebudż się. Zobacz siebie. Zmień sinusoidę na mniejszą. Obserwuj te zmiany. Jasna dupa. Zależy mi na Tobie. Wierze w Ciebie.
  14. I jeszcze jedna rzecz. Ja dzielę się tylko swoim doświadczeniem. I nic więcej.
  15. No tak, teraz wiem, dlaczego nie łapałam sensu wypowiedzi goniąc kormorany :D I prześlizgiwałam się :D Ja widzę to tak. Normalna, zdrowa osoba reaguje zawsze w sytuacji, kiedy czuje się krzywdzona. W różny sposób, przy różnych granicach ustalonych przez siebie. Osoby współzależnione czują się krzywdzone częściej, niż inni, ale rzadko reagują na wyrządzaną sobie krzywdę. To w kategoriach zewnętrznych. Wynika to z różnych powodów. Więc ja widzę problem w takich kategoriach. Jak zmotywować współuzależnioną osobę, by zaczęła wyznaczać granice i nie pozwalała siebie krzywdzić. I to nie jest nic dziwnego. W społeczeństwach zachodnich są do tego powołane różne instytucje. Mieliśmy przykład dziewczyny z Anglii, która zgłosiła pobicie przez męża. Reszta potoczyła sie lawinowo. Musiała np. podpisac umowę dotyczącą jej dzieci tj. że zapewni im ochronę. Nawet te dzieci mogłyby jej zostać zabrane, gdyby sie z tej umowy nie wywiazała. U nas oczywiście takiej opieki różnych służb nie ma. Nikt nie chroni w takim zakresie np. krzydzonych dzieci nawet wbrew bezradnej matce. Konsekwencje są takie, jakie znamy. Więc w naszym kraju jedyna najczęściej pomocą jest zmotywować osobę współuzależnioną, by zadbała o swoje interesy. A moim właściwie celem jest, by zadbała najpierw o interesy swoich dzieci. I tutaj przechodzimy do sposobów realizacji. Otóż dyskusja na ten temat jest bez sensu. Bo każdy może mieć swoje zdanie na ten temat. I dla różnych współuzależnionych w różnym czasie mogą trafiac inne argumenty czy metody. Więc dyskusja o przewadze Świąt Bożego Narodzenia nad Świętami Wielkiej Nocy jest bez sensu. :D Nie ma reguł, po prostu. Każdy pomaga tak, jak umie. A potrzebujący może dokonac wyboru, z jakiej pomocy chce skorzystać. Najczęściej najlepiej jako pomocnicy sprawdzają się osoby, które same przeżyły cos podobnego. Dlatego np. dla alkoholików często pracuja psychologowie np. DDA. Bo lepiej rozumieją, bo sami pamiętają, jak to było. I na swoim przykładzie wiedzą, co najlepiej pomaga. :D Choć oczywiście nie wszystkim tak samo. Wiadomo, że współczująca, głaszcząca osoba, choć może konstruktywnie nie pomoże, to raczej też i na pewno nie zaszkodzi. :D Natomiast jedno jest pewne, wspóluzależnienie to nie jest norma, to zachowanie na pograniczu choroby psychicznej. Bo nikt normalny nie pozwoli siebie poniżać i krzywdzić, i jeszcze wmawiać sobie, że kocha swojego oprawcę :D Więc jedynie praca nad sobą, moim zdaniem raczej z koniecznością wsparcia przez psychologa czy psychiatre jest jedyna drogą. Przebudzenie :D A póżniej konstruktywna praca :D I dobre jest to, co nas rozwija. Obojętnie jak to nazwiemy i jaka drogą tam dojdziemy. :D
  16. Oneill Podziwiam Twój zmysł obserwowania siebie i swoich reakcji. Pierwsze emocje są, jakie są, ale działania pod ich wpływem należą już do naszej decyzji. Na Twoim przykładzie można sie nauczyć, jak należy obserwowac siebie , swoje emocje i działania. Jak patrzeć na siebie z pozycji OBSERWATORA. To jest juz wyższa szkoła jazdy. :D Cztery umowy Wzięłaś co chciałaś z naszych wypowiedzi. Może nie mamy racji, a może to jeszcze nie Twój czas. :D
  17. Ale się gorąca dyskusja wywiazała. I dobrze. Każda metoda jest dobra, która prowadzi do celu :D A tutaj, jak widać, każdy może wybrac dla siebie, to co chce i czego potrzebuje. Wybór do dobra rzecz :D goniąc kormorany Ciekawa wypowiedż. nie do końca sie zgadzam ze wszystkim, o czym piszesz. Ciesze się, że jestem stale w drodze. Bo najważniejsza jest właśnie DROGA. :D A prawa do popełniania błędów warto się nauczyć, bo pozbawia nas poczucia winy, ktore nie rozwija. :D
  18. nie całkiem blondynka Każdy ma prawo mieć swoje zdanie. więc o.k. :D Jedno tylko chciałam wyjaśnić. Ja nie namawiam nikogo, w tym tuptę do odejścia od męża, czy przeprowadzenia rozwodu, wyprowadzki itp. Ja zawsze namawiam do jednej tylko rzeczy. Do zmiany siebie. W celu uzyskania dystansu, w celu oduzależnienia sie emocjonalnego. Bo osoby tu wchodzące są współzależnione, czyli w sposob chory uzależnione od swojego partnera. I w związku z tym, zamiast koncentrować się na swoim życiu, koncentrują się w sposób chory i szkodliwy dla siebie na życiu partnera. Na jego zmianie.To jest w oczywisty sposób szkodliwe. Więc jedyne, co mozna zrobić w tej sprawie, to zmienic siebie w ten sposób, by nie być uzależnionym od nikogo. Czyli pokochać siebie, wzmocnić swoje poczucie wartości,zakreślić swoje granice i bronic ich jak niepodległości. Tylko tyle i az tyle. A wtedy sprawą drugorzędna będzie, czy maja rozwód, czy nie, czy zyją z mężem, czy nie. Bo tak naprawdę będą żyły głównie ze sobą. Same ze sobą. Ale żeby ruszyć z miejsca, czyli zacząć działać, trzeba mieć do tego energię. Enegie daje naprzykład wkurwienie. Często inni muszą nas potraktować w sposób gorszy, niż my traktujemy siebie same.Czyli spaśc na dno. Albo muszą tak potraktowac nasze dzieci. Instynkt macierzyński to fajna rzecz.:D Najpiekniej jest wtedy, gdy w nas samych cos się przełamie w sposób trwały. I będziemy działać w zgodzie ze sobą. Dlatego warto upubliczniać pewne rzeczy. Bo potrzebujemy świadków, którzy zobaczą naszą hańbę. Wtedy trudniej o zaprzeczanie. Bo najłatwiej użalać się nad sobą. Wtedy sytuacja latami nie ulega zmianie. Kiedy my same się zmienimy wewnętrznie, nasze życie samo się zmieni. Tak po prostu. Bo jeśli wtedy ktoś mnie zrani, nie muszę go zabijać. Ale mogę się z taką osobą nie kontaktować. Tak po prostu. Nawet jeśli jest to mój mąż. :D
  19. Oczywiście macie rację. Prawda boli i jest brutalna. Ale czasami trzeba się z nią zmierzyć. Kto ma się zatroszczyć o dzieci? One są bezbronne i najczęściej krzywdzone przez nas - matki. Ja tez nie jestem święta. Sama krzywdziłam swoja córkę, manipulując nią. W końcu musiałam spojrzeć prawdzie w oczy. Że urabiam swoją córkę na swój obraz i podobieństwo. Jak mnie urabiała moja mama, a ją- jej mama. I publicznie sie do tego nie przyznawałam. Ale ja wiedziałam. Jak mi ktoś mówił, zaprzeczałam, ale w środku wiedziałam, że to prawda. I przyszedl moment, w ktorym postanowiłam cos z tym zrobić. Teraz mam taki efekt, że moje dziecko mówi mi w czy np. mamo, przestań mną manipulować :D albo mamo, przestań się nakręcać, ja nie chcę o tym wiedzieć :D I wiecie co, ja wtedy się cieszę i sie śmieję :D Że ona widzi manipulacje :D Że uzbrajam ją na życie :D Bo warto zmienić schemat swojej rodziny. I nie znaczy to, że jesteśmy złymi matkami. Jesteśmy WYSTARCZAJACO DOBRYMI MATKAMI, takimi jakimi możemy być w danym momencie. Czasami żałuję, że mało było osób, które miałyby odwagę do mówienia mi niewygodnych dla mnie rzeczy. Dla mojej córki byłoby lepiej, szybciej, szczęśliwiej. Wydaje mi się, że z synem mi sie tak nie udało. On już był duży, gdy ja zmądrzałam. :D Staram sie nie wchodzic w poczucie winy, bo co mi to da? DZISIAJ staram sie być lepsza, dzisiaj mi sie uda. To jest ważne. Cztery umowy Możesz mnie nie lubić. Ale jeśli z tego, co napiszę, będą miały korzyść Twoje dzieci, to super. Tylko to się liczy. Efekt. A ja i tak Cię lubię i przytulam bardzo serdecznie
  20. Cztery umowy Moim zdaniem dzieci zachowuja się tak, jak przekazuje im matka. Skoro sie pytasz, robisz śledztwo, to czego sie spodziewasz? Jeśli Ty do spotkań Twojego już exa z innymi kobietami i dziećmi zaczniesz podchodzic ze spokojem, to i dzieci przyjma to lepiej i spokojniej. On jest ich ojcem i ma prawo do spotkań ze swoimi dziećmi. Nawet takimi, które Tobie sie nie podobają. Przekaż dzieciom wyrazny komunikat. Rozchodzimy sie z ojcem. nigdy nie będziemy razem. To trudne, ale ustali relacje na przyszłość. Dzieci beda miały jasność. A Ty robisz dzieciom mętlik w głowie. Skoro składasz pozew o rozwód i nie chcesz z nim być, to i dzieci powinny o tym wiedzieć. To oczywiście nie znaczy, że on postępuje dobrze. Pewnie nie powinien miksować dzieci z nowa kobietą. Bo trochę za wcześnie. Ale jego zachowanie jest klarowne. Wyprowadził się z domu, powiedział Ci, że się zakochał. Ma nowa kobietę. On nie chce z Tobą być. Ma prawo. A Ty chciałabyś mieć ciastko i zjeść ciastko. :D Zastanów się, czego Ty chcesz kobieto. I nie rób dzieciom wody z mózgu. Moim zdaniem, bardziej szkodliwe jest Twoje niezdecydowanie i robienie dzieciom wody z mózgu, wciąganie dzieci w Twoje chore gry z exem, niż jego postępowanie. Twoje działania są tylko reakcja na jego działania, a nie samodzielnymi działaniami. To dobry pomysl, by się wyprowadzić do innej miejscowości. Ale to powinna byc Twoja przemyślana decyzja, a nie karanie jego, bo poznał dzieci z nową kobietą. Znowu zaserwowałaś nam film z Twoją rolą ofiary, i jego rolą kata. Jaki on jest zły, a ja taka biedna. A prawda jest taka, że ani on nie jest taki zły, a Ty znowu nie taka biedna. Wejdż w koncu na boisko jako GRACZ, a nie jako ofiara. Podejmuj swoje decyzje nie biorąc jego pod uwagę. A przede wszystkim, nie wciągaj dzieci w Twoje chore gry. Bo to nie sa zabawki w Twoich rękach. I nie karaj męża za pomoca dzieci, bo przede wszystkim w ten sposob karzesz dzieci. I to one najbardziej na tym cierpią. Wiele kobiet przy rozwodzie manipuluje swoimi dziećmi, by coś ugrac ze swoim mężem. Ale za jaką cenę do cholery? Za dzieci? Ty masz je chronić, a nie wciągać w rozgrywki z mężem. I nie wolno Ci wchodzić w zabawę z dziećmi tylko dlatego, że Twój mąż też chce może i Ciebie zranić przez dzieci. W Twojej sytuacji najważniejsze dla Ciebie są Twoje chore emocje i zabawa z mężem, a nie dzieci. A to one powinny byc priorytetem. Zostaw tego cholernego męża w końcu emocjonalnie, zajmij sie odpowiedzialnie dziećmi. Przedstaw im jedną Twoją decyzję i konsekwentnie sie jej trzymaj. Wyjedż do swojego domu, w ten sposób odseperujesz sie od męża fizycznie, i przy okazji odseperujesz też dzieci. W tej sytuacji to pewnie będzie dla nich korzystne. Zajmij się wreszcie Twoim życiem. Przestań się zajmować życiem Twojego mężą, bo to nie jest już Twoje życie.Po co Ci ograniczanie kontaktów, skoro i tak sie wyprowadzasz? To kolejna Twoja gra z exem. Kolejny powód, by nie składać pozwu rozwodowego. Zajmij się sobą i dziećmi. Bo to Ty im robisz największą krzywdę. A skoro chcesz byc z mężem, to idż błagaj go, może do Ciebie wróci. Ale i wtedy przedstaw dzieciom wyrażny komunikat. chcę być z ojcem za wszelka cenę. Wybor należy do |Ciebie. Ale dokonaj w końcu wyboru i trzymaj się tego. A dzieci zostaw w spokoju.
  21. wierna czytelniczka Dobrze, że masz to za sobą. A w każdej chwili, kiedy dowiesz się, gdzie pracuje, możesz wnieść sprawę o podwyższenie alimentów. On raczej sam nie będzie płacić, albo będzie robił to jak z łaski. Możesz sprobować mu powiedzieć, że doniesiesz na niego do ZUS, jak nie będzie płacił po 200 zł. Straci wtedy rentę. Ja bym si,e zastanowiła, czy tak nie zrobić. Ty nic nie stracisz, bo będziesz miała zasądzone alimenty i możesz je ściągać przez Komornika. Jak straci rentę, to będzie pewnie musial iść do oficjalnej pracy i wtedy zarobki bedą jawne. Będziesz mogła wtedy oficjalnie dostać większe alimenty. Bez jego łaski. On myśli, że jest bezkarny, a tak nie jest. I może warto mu to uświadomić. Ciekawe jest to, że faceci kłamią, kombinują i to jest akceptowalne. A my? No właśnie. cztery umowy Ja już Ci to pisałam. To nie Ty cały czas wybierasz. To on wybiera. Módl się, by był mocno zakochany i by dobrze mu było z nowa kobietą. Wtedy Cię zostawi. Ale jest niebezpieczeństwo, że on Ciebie traktuje jak ostatnie koło ratunkowe. Jak będziesz chciała zrobic konkretny ruch, wtedy wykona jakąś akcję, by jednak móc do Ciebie wrócić. Bo ma u Ciebie jakąś tam metę, kiedy już nikt inny go nie chce. Mam taka koncepcję, że kiedy matka tak Cię biła strasznie, Ty uciekając przed bólem, poszłaś w jakąś chorą przyjemność.To trochę tak,jak przy molestowaniu fizycznym. Dziecko jest też osobą seksualną, kiedy ktoś je molestuje, ma w tym też jakąś przyjemność. I to jest chyba najgorsze zlo w tym molestowaniu, bo zaciemnia obraz ze złem. Bo jak złe może być coś, co sprawia przyjemność? Kiedy ktoś Cię traktuje jak wycieraczkę, Ty masz w tym jakąś chorą przyjemność.I chcesz tą chorą przyjemność, te chore emocje przeżywać stale od nowa. I Twój mąż wypełnia pięknie tą lukę. Gdyby on Cię zostawił na stale, pewnie szybko znalazłabyś sobie kogoś, kto traktował by Ciebie równie żle. Rola ofiary cię kręci, bo stale do niej wracasz. W Twoich wypowiedziach jest napawanie się tym, że on jest taki zły i podawanie kolejnych przykładów na to. Sama wkręcasz się w rolę ofiary. Sama prowokujesz sytuacje, by ktoś, najczęściej on, traktował Cię jak wycieraczkę na swoje złe emocje. TY SAMA Wiem, jak strasznie brzmi to, co piszę. Ale to jest chyba jedyne wyjście. Zmierzyć się z tym. I rozwiązać ten problem w Tobie. To nie on, inni, ci to robią. To Ty sama to sobie robisz. I trzeba nareszcie coś z tym zrobić. Zastanów się, jak mogłabyś osiągać taką chorą przyjemność w inny sposób? Jak mogłabyś zastąpić sobie te chore emocje? Wiem, jak to dziwnie brzmi. Ale co mogłabys dla siebie zrobić NIESZKODLIWEGO, by sobie zaspokoić te chore emocje? Zacznij od tego. Inaczej do końca życia będziesz pozwalała na to, a raczej dążyła do tego, by inni traktowali Cię jak wycieraczkę. A najgorsze jest to, że Twoja córka będzie robiła to samo, co Ty. I też będzie żyła w taki chory sposób. Bo Ty na swoim przykładzie ją tego uczysz. Więc jeśli nie dla siebie, to zrób to dla niej. Nie uciekaj od tej prawdy. Przyjmij ją do siebie. Nie piszę tego po to, by Ci dowalić. Po prostu szukam sposobu, jak Tobie pomóc. Przyjmij to do siebie, zastanów się nad tym. Wiem, że to zaboli. Ale przyjmij to z miłością, otocz miłością i opieką Twoja małą dziewczynkę, bo to ona sie nauczyła tak sobie radzić z bólem. Ukochaj ją, zastanów się jak ja nakarmić, by nie chciała iść w te swoje chore emocje. Ona to Ty.
  22. Siódemka Oczywiscie masz rację. Nikogo nie da się wyleczyc bez jego chęci i udziału. Ale to jest taka sytuacja, że Vacancy jest może jedyną rozbudzona czy majacą otwarte oczy osobą w rodzinie. Pozostali sobie radzą pewnie gorzej. I jedna rzecz. Jeśli jedna osoba w rodzinie idzie na terapię, to właśnie ta osoba najbardziej się zmienia.A rodzina to system naczyn połączonych. Zmiana w którymkolwiek członku rodziny siłą rzeczy wymusza zmianę w innych. I może jest to jedyna szansa dla całej rodziny. I warto z tego zdawać sobie sprawę. A rozumie to tylko ten, kto ma takie doświadczenia za sobą. Przy dużej chorobie psychicznej nie da sie wyzdrowieć bez psychologa, czy psychiatry, a nawet leczenia zamknietego. Alkoholizm to straszna choroba. A najlepsze efekty w leczeniu osiąga sie własnie przez program 12 kroków i grupy wsparcia połączone z doświadczonymi psychologami. I to jest fakt. Jeżeli jest możliwość uzyskania pomocy trzeba zrobić wszystko, aby z tej pomocy skorzystać. Można oczywiście siedzieć w internecie i pozwalać sie głaskać po głowie. A czas biegnie. Niekiedy nie da się już pewnych rzeczy, czy ludzi uratować. Ale jeżeli jest taka możliwość, a ja wiem, że tak jest, to staram się pomóc. Uważam, że Al-Anon, DDa, czy AA to w takiej sytuacji konieczność. Szansa na zmiany w całej rodzinie. Szansa na wyleczenie. Dla Vacancy jesli pójdzie- na pewno, a dla innych członków rodziny, nowe otwarcie, i także nowe szanse. na wszystko.
  23. Vacancy Zamiast posyłać na terapię dla współuzależnionych swoją bratową, poslij tam SIEBIE. Bo jak masz brata alkoholika to jesteś wspóluzależniona. I potrzebujesz specjalistycznego wsparcia i specjalistycznej pomocy. A samo głaskanie po główce przez Ewę i przebywanie na tym forum to zdecydowanie za mało. Wierz mi, że po kilkuletnim pobycie na Al-Anon mój świat się zmienił. Po co masz przecierac swój szlak, skoro inni zrobili to za Ciebie. Przez wiele lat usiłujesz dotrzeć do swojego brata. I co? i gówno. Więc do cholery, zrób coś prawdziwie z sensem i inaczej, niz do tej pory. A pomożesz i swojemu bratu, i swojej bratowej, swoim bratankom, swojej siostrze, a najbardziej pomożesz SOBIE. A jak Ty dotrzesz na Al-Anon to za Tobą pójdzie cała Twoja rodzina. Ile jeszcze będziesz czekać? Aż życie Twojego brata sie spieprzy dokumentnie, aż straci żone i dziecko? Zrób coś raz, a porzadnie i z sensem. Pisze Ci to ktoś, kto przeszedł ta drogę. Daj sobie pomóc. I nie pisz, że nie masz czasu. Bo na to masz czas. I jesteś to winna swojej rodzinie i sobie.
  24. Joanno Podziwiam za odwagę. Będzie dobrze. Cztery umowy Ale Ty poszłaś do przodu. :D Skąd to wiem? Z Twojej reakcji na mój wpis. Problem chyba w tym, że co innego wiedzieć, a co innego czuć. Ty wiesz jako Dorosły, a czujesz jako mała bita dziewczynka. I prawdopodobnie z tego tak trudno Ci sie wydostać. A Twój mąż zaspokaja Ci prawdopodobnie jedną najważniejsza potrzebę. Jego zachowanie powoduje, ze wracasz do dzieciństwa. I wchodzisz w schematy, które doskonale znasz. Ty zabiegasz o uczucie, którego nigdy nie dostaniesz. Ty to wiesz i on to wie. I w tym momencie nawet nie chodzi już o to uczucie. Chodzi raczej o bujanie sie na karuzeli. Przez większość Twojego życia bujałaś się na krańcowych emocjach. Przytulenie-odrzucenie. Najpierw matka, potem znalazłaś sobie kogoś, kto ją idealnie zastąpił. I nadal zastępuje. To zaspokajanie emocji działa jak narkotyk. Potrzebujesz stałej dawki dużych emocji. Prawdopodobnie Twój mąż też tego potrzebuje. Dlatego i on do Ciebie stale wraca. Po co? Ano właśnie po tą dawkę chorych emocji. Wy się dobraliście jak w korcu maku. Takie związki potrafią być bardzo trwałe. Niestety. Bo bardzo trudno zrobić sobie detox i nie wracać do tego. U mnie latami postępował proces, by Cieszyc się z tego, że się nic nie dzieje. A i tak widzę problem, że z jakąś jednak częstotliwością ( np. teraz co roku) występują jakieś akcje. Ale jedno jest optymistyczne. Częstotliwość się zmniejsza. :D I ja to widzę i czuję. Nawet jak dzisiaj zostałabyś sama, pewnie szybko znalazłabyś sobie kolejnego jełopa. Dlatego tak ważne jest, by być samą. By proces zmniejszania się częstotliwości karuzeli mógł trwać. DAJ CZAS CZASOWI. :D Z Twojej spokojnej reakcji na mój wpis widzę, jak jest lepiej u Ciebie. Nie katuj się tym, że czasami się z nim prześpisz. To normalne. Pozwól sobie na to. Pamiętaj tylko o tym, że Ty jego i on Ciebie traktujecie przedmiotowo. Wykorzystujecie siebie do osiągnięcia swoich korzyści i zaspokajania swoich chorych emocji. Tak na to patrz. Że on jest dla Ciebie zabawką. Szkodliwą, ale czasami potrzebną. Będzie ta zabawka potrzebna coraz rzadziej. I emocje będą coraz mniejsze. I to jest właśnie rozwój. Nie od razu Kraków zbudowano. :D Co nie zmienia faktu, ze powinnaś przeprowadzić rozwód, wymeldować faceta z domu i takie tam. A czasami przespać się z nim możesz. :D Bo nic się nie zmienia. Ty będziesz zdrowieć, a on raczej nie. Więc wasze drogi będą się coraz bardziej rozchodzić. I tak powinno być. Uda Ci się, bo nie jesteś ani pierwsza, ani ostatnia. :D Vacancy Ale się Consekfencji dostało. :D A przecież ona tylko lepiej widzi, bo stoi z boku. Zaufaj takim wypowiedziom. A co do Al.-Anon czy DDA, to z całą pewnością to jest właśnie miejsce dla Ciebie i dla Twojego rodzeństwa, Twojej bratowej, a Al.-lateen dla Waszych dzieci. Alkoholizm to choroba, niestety choroba całej rodziny. W rodzinie tej mieszają się role. Ostatnio z bratem weszłaś jak w masło w rolę Ratownika. To częsta rola w alkoholowej rodzinie. Z Twoim mężem wchodzisz w rolę Zbawcy, czy Ofiary. To nic oryginalnego. A raczej jest to bardzo typowe. Moja teściowa jest alkoholikiem, jej brat też był. Mój mąż jest DDA. A ja, jak trafiłam na Al.-Anon od razu wiedziałam, że jest to miejsce dla mnie. Bo i u nas występowały wszystkie schematy z zaczarowanym kołem zaprzeczeń włącznie. Uważam, że program 12 stopni dla Alkoholików i członków ich rodzin powinien być przedmiotem w szkole średniej. Bo on pięknie uczy, jak żyć. Jak zająć się SOBA. Ja w każdym razie wiele temu programowi i tym spotkaniom zawdzięczam. Dlatego zachęcam Cię do tego, byś poszukała najbliższego Domu Trzeżwości w okolicy. I zaniosła tam swój tyłek. Rozum przyjdzie póżniej. :D Alkoholizm jest specyficzny. Po co masz wyważać otwarte drzwi? Skoro program ten pomógł wielu ludziom, pomoże i Tobie. A jeśli nie chcesz tego zrobić, to zastanów się dlaczego? Czego się boisz? Zamiast się wkurzać na Consekfencję, wkurz się na siebie i zrób z tym coś. Dla SIEBIE
×