Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Renta11

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Renta11

  1. Niniejszym przepraszam wszystkich, których kiedykolwiek uraziłam. Zacietrzewienie zawsze było moja mocną stroną :D Postaram się tonować swoje wypowiedzi. Lubię to forum. Uważam, że pomogło mnie i wielu innym osobom. Uważam, że każdy ma prawo do swojej drogi, do dokonywania indywidualnych wyborów. I nikomu nic do tego. Dzisiaj dojrzałam do tego, by próbować nie oceniać i nie wartościować nikogo. Ja mogę tylko podzielić się swoim doświadczeniem.
  2. Ewo To ja zdiagnozowałam m jako borderline. Jest to dosyć szerokie pojęcie, taki worek bez dna. A ja oczywiście nie jestem ani psychologiem, ani psychiatrą.Ale ma to sens. Po 40-stce borderline wygasa i jest diagnozowany w 20 %. U mojego m albo w naturalny sposób wygasa, albo jest to wynikiem pracy nad sobą. Przez ostatnie kilka lat m jest bardzo fajnym mężem i ojcem. I "tylko" raz na kilka, a ostatnio na kilkanaście miesięcy ma "atak agresji". A wiadomo, że agresja od osoby, która powinna dawać poczucie bezpieczeństwa jest bardzo wyniszczająca. Gdybym tą świadomość miała 20 lat temu, nie byłabym z nim, bo ten związek był dla mnie bardzo wyniszczający. Ale dzisiaj jest o.k. "Tylko" te ataki, które są antraktem. Próbuję się w tej sytuacji znależć, ale jest to trudne.No bo nie jest możliwe pozwalać na brak szacunku i ubliżanie. Z drugiej strony to po prostu dobry człowiek. Gdyby mu czasami wyłączyć fonię, to byłoby fajnie :D No i widzę bardzo dużą zmianę w czasie. Jednak dla mnie to sytuacja nierozwiązywalna. W bilansie wychodzi mi na plus. Jednak z minusem też nie chcę się pogodzić. Nie umiem być ponad chorobą i dawać mu w pełni wsparcie.Chodzi mi o zachowanie np. Dlaczego mówisz mi takie rzeczy, przecież wiem, że mnie kochasz? itd. Ja wtedy jednak wchodzę w zwarcie. No i zdaję sobie sprawę, że też jestem zaburzona, pewnie mam bardziej ukrytą agresję. Na przestrzeni lat widać zdrowienie. Ale jest to trudny związek i długi proces. Pewnie zdrowienie jest jednak bardziej wynikiem "wygasania" jego choroby. Chodzi mi o to, że ataki stają się zdecydowanie rzadsze i mniej nasilone. Ale nadal pozostaje fakt, że choć rzadziej i mniej to jednak występują "ataki". Daleka jestem od usprawiedliwiania agresji. To fakt. I choroba. Życie z borderline ma swoją cenę. Pocieszeniem jest dla mnie to, iż dzieci nie mają tego. No i to, że jakość mojego życia się poprawiła. Postawiłam świadomie nie na życie i miłość idealną, ale na wystarczająco dobrego mężczyznę i wystarczająco dobrą kobietę. Ale z borderline może się to oczywiście zmienić. I być może będziemy musieli się rozstać. Cały czas szukam dla siebie wsparcia i wewnętrznej pewności w tym nieprzewidywalnym związku. Choć wiem, że to raczej niemożliwe. Chcę być szczęśliwa bez względu na okoliczności zewnętrzne. I coraz częściej jestem.
  3. Ciekawe Ewo że właśnie teraz wkleiłaś ten tekst o roli dziecka, rodzica, dorosłego. Bo ja właśnie przez ostatnie 3 dni rozmawiałam sama ze sobą o tym. Bo właśnie miałam okazję znowu doświadczyć, jak to jest wejść w manipulację z rozpisanymi rolami. Przez ostatnich 15 miesięcy w moim związku było po prostu normalnie i zdrowo. Przez kilka ostatnich lat tak jest, przerywane jest to krótkimi atakami agresji mojego borderlejna. Przedostatni był 15 miesięcy temu. Okres spokoju był tak długi, ze straciłam czujność. Uwierzyłam w całkowite wyleczenie. A przecież wiem, że to jest niemożliwe, bo sama mam pierwsze reakcje często chore, więc i on musi mieć. Wieczorem przy alkoholu mieliśmy różnicę zdań, pewnie byliśmy trochę oboje agresywni, oże nawet ja bardziej. Zdarza się. No i mój mąż dał się ponieść emocjom i wykrzyczał „Jesteś zerem, spierdalaj. Jak na dawne ataki to i tak delikatnie. Natychmiast otrzeżwiałam, powiedziałam „ To, że jesteś moim mężem nie daje Ci prawa do takiego traktowania mnie I wyszłam. Kolega usiłował go uspokoić, ale on już poooszedł i wykrzykiwał dalej to samo. Pewnie znacie to dobrze. Ja tak. A jednak szybko weszłam w rolę ofiary i tkwię w niej trochę do dzisiaj. Jednakże włączałam sobie Dorosłego i Obserwatora. Jego zachowanie znam, zaczął szybko racjonalizować swoje zachowanie, że gdyby ja nie to i to, to on..... itd. A ja mam stale dylemat: czy jest możliwe normalne reagowanie na nienormalne jego zachowanie? No i wiem, że cudów nie ma. Z jego strony było jak zwykle. Ale zaczęłam analizować coś innego. Był z nami jego kolega. Kiedyś latem też u nas był, wieczór z alkoholem kilkoro ludzi. I po tym wieczorze powiedział mojemu mężowi, „ Ja nie wiem, o co chodzi, ale ona Cię nie lubi. Coś jest nie tak. A po ostatniej akcji, której był świadkiem powiedział mojemu mężowi „ Rozwiedż się z nią, ona Cię nienawidzi. Zachowania mojego męża nie ocenił, powiedział tylko, że nawet jak jego żona go zdradziła, to on jej nigdy tak nie powiedział. W sumie jego zdanie mnie nie obchodzi, ale poruszył coś we mnie. Myślałam o sobie, swoich uczuciach w stosunku do męża. Coś w tym było. Ja rzeczywiście nie akceptuję mojego męża w całości. Nie akceptuję tej jego chorej części, szczególnie tej związanej z agresją. No bo jak można akceptować chamowate zachowania i agresję skierowaną przeciwko mnie? Z normalnego punktu wiedzenia nie da się. Ale w związku z tym, jak mogę go kochać, jeżeli nie akceptuję go w całości? Z tego robi się węzeł gordyjski.. Wkleję tutaj teks z „Potęgi terażniejszości, akurat przed chwilą na niego wpadłam. On daje obraz tego, o co mi chodzi . Czy związek oparty na nałogowym uzależnieniu można przemienić w prawdziwy? Owszem. Uda ci się to, jeśli postarasz się stopniowo być jeszcze bardziej obecny i skupiony na chwili obecnej, coraz głębiej wnikając uwagą w teraźniejszość: jest to kluczowa sprawa niezależnie od tego, czy żyjesz samotnie, czy z kimś w parze. Jeśli miłość ma rozkwitnąć, blask twojej obecności musi być dostatecznie silny, żebyś nie oddawał się już bezustannemu myśleniu, osądzaniu lub robieniu z siebie ofiary. Wiedzieć, że tak naprawdę jest się Istnieniem, które tylko przesłania bezustannie racjonalizujący umysł, cichym bezruchem pod warstwą umysłowego zgiełku, miłością i radością pod pokładami bólu oto wolność, zbawienie, oświecenie. Wyzbyć się ciągłego utożsamiania z osobowością ofiary, to znaczy ogarnąć to poczucie własną obecnością i świadomością, a zatem poddać przeistoczeniu. Wyzbyć się utożsamienia z myśleniem, to stać się milczącym obserwatorem własnych myśli i zachowań, a zwłaszcza powtarzalnych klisz umysłowych oraz ról, które gra ego. Kiedy pozbawiasz umysł rangi niezawisłego ,ja, przestaje on natrętnie ci się narzucać; natręctwo to w zasadzie polega na przymusie osądzania i opierania się temu, co jest. Opór ten powoduje konflikty, dramaty i nowy ból, gdy natomiast przestajesz ferować wyroki i zgadzasz się na to, co jest, uwalniasz się od wiecznie osądzającego umysłu. Robisz tym samym miejsce miłości, radości, spokojowi. Najpierw przestajesz osądzać siebie, a potem partnera. Największy przełom w związku dwojga ludzi dokonuje się, gdy w pełni akceptujesz drugą osobę, biorąc ją z dobrodziejstwem inwentarza, nie pragnąc w żaden sposób osądzać jej czy zmieniać. Natychmiast przekraczasz wtedy granice ego. Kończą się wszystkie umysłowe gry, ustaje nałogowe przywieranie. Nikt nie jest już ofiarą ani sprawcą, oskarżycielem ani oskarżonym. Przestaje zarazem działać sprzężenie zwrotne, które dotychczas sprawiało, że dawałeś się wciągać w cudze nieuświadomione schematy, tym samym przedłużając ich żywot. Wtedy zaś albo rozstajecie się ale w atmosferze miłości albo też razem wnikacie jeszcze głębiej w teraźniejszość, w Istnienie. Czy to aby nie za proste? Nie, to właśnie takie jest: całkiem proste. Miłość jest stanem Istnienia. Nie można jej osiągnąć. Ona po prostu jest w Tobie. Twoja miłość nie mieszka gdzieś na zewnątrz ciebie tkwi głęboko w tobie. Nie możesz jej utracić i ona także nie może cię opuścić. Nie jest zależna od żadnego innego ciała, zewnętrznej formy. W pełni obecny, ogarnięty cichym bezruchem, czujesz prawdziwego siebie bezpostaciowego, ponadczasowego jako życie nieprzejawione, dzięki któremu twoja fizyczna forma w ogóle żyje. Zaczynasz też wtedy czuć, że to samo życie trwa we wszystkich ludziach i w innych istotach, w samej ich głębi. Przejrzałeś zasłonę formy i odrębności. To integracja. To jest urzeczywistnienie jedni. To właśnie jest miłość. Czym jest Bóg? Jest życiem wiecznym trwającym we wszystkich formach życia. A czym jest miłość? Tym, że czujesz to Jedno życie głęboko w sobie i we wszystkich stworzeniach. Ze nim jesteś. A zatem wszelka miłość jest miłością Boga. Miłość nie działa wybiórczo, tak jak i blask słońca pada na wszystko bez wyboru. Nie wyróżnia jednej osoby spośród innych. Nie wie, co to wyłączność. Kiedy opiera się na wyłączności, nie jest miłością Boga, lecz „miłością ego. Ale siła, z jaką odczuwa się prawdziwą miłość, bywa rozmaita. Zdarza się, że ktoś odbija ku tobie twoje uczucie z większą niż inni wyrazistością i mocą, a jeśli osoba ta czuje do ciebie to samo, co ty do niej, można powiedzieć, że łączy was związek miłosny. Ma on dokładnie taki sam charakter jak więź między tobą a sąsiadem z autobusu, pierwszym lepszym ptakiem, drzewem lub kwiatem. Jedyną różnicę stanowi intensywność odczuwania tej więzi. Nawet w związku opartym skądinąd na nałogowym uzależnieniu może chwilami przeświecać spod powierzchni coś prawdziwszego, głębszego niż wzajemne potrzeby dwojga nałogowców. Wasze umysły zawieszają wtedy działalność, a ego chwilowo przysypia. Może się to zdarzyć w momencie fizycznej bliskości albo kiedy oboje jesteście świadkami cudu narodzin, w obliczu śmierci lub gdy jedno z was ciężko zachoruje: w każdej sytuacji, która obezwładnia umysł. Miłość pogrzebana zazwyczaj pod umysłem, zawarta w Twoim Istnieniu objawia się wtedy, umożliwiając prawdziwą komunikację. Prawdziwa komunikacja to komunia urzeczywistnienie jedni, czyli miłość. W większości wypadków nie udaje się jej podtrzymać przez dłuższy czas, chyba że oboje potraficie wytrwać w stanie obecności dość intensywnej, aby nie miał do was przystępu umysł i jego stare klisze. Gdy tylko bowiem powraca on i twoje utożsamienie z nim, nie jesteś już sobą, lecz umysłowym wyobrażeniem o sobie, a wtedy znów zaczynasz toczyć gry i wcielać się w rozmaite role, żeby zaspokoić potrzeby ego. Znowu przepoczwarzasz się w ludzki umysł, który udaje ludzką istotę, prowadzi wymianę z drugim umysłem i odgrywa dramat zwany „miłością. Chociaż mogą wam się zdarzać krótkie przebłyski miłości, nie rozkwitnie ona, dopóki oboje raz na zawsze nie uwolnicie się od poczucia tożsamości z umysłem i nie staniecie się wystarczająco obecni Tu i Teraz, żeby rozpuścić bezustanny ból i walkę ego lub przynajmniej nie nauczycie się trwać jako przytomni obserwatorzy. Emocjom i ego nie uda się już wtedy zawładnąć wami i odciąć Was od wewnętrznego źródła miłości. Co o tym myślicie?
  4. Buszujaca Idż na Al-Anon, to grupa dla rodzin uzależnionych od alkoholu, narkotyków itd. Także są grupy dla DDA czyli dla dorosłych dzieci alkoholików. Działają one na zasadzie 12 kroków, programu stworzonego dla alkoholików działającego świetnie pewnie od lat 70 ubiegłego wieku. Ten program świetnie sie sprawdza dla wszystkich zaburzonych. Moim zdaniem mógłby sie znależć w programie szkoły średniej. Mnie bardzo pomógł, bo daje ogromny wgląd w siebie, pozwala poznać wiele mechanizmów. No i zobaczysz, że nie jesteś wcale taka oryginalna. Twoje reakcje były normalne na nienormalne zachowania innych, jakich doświadczałaś. I takie podobne do reakcji innych ludzi. Znajdziesz się wśrod swoich. Ja w każdym razie tak sie czułam. To zdecydowanie dobry poczatek na pracę z sobą. Pewnie zaproponują Ci tam wiele innych programów, także pewnie opiekę nad dzieckiem. Dziecko to główna ofiara zaburzonych ludzi. Bo zaburzenie ma tendencję do rozrastania się pokoleniowo w dół. Al-Anon do Ci także wiedzę do pracy z dzieckiem, będziesz mogła dziecko jakoś lepiej przygotować do życia. No i znajdziesz tam ludzi tak podobnych do Ciebie i tak samo skrzywdzonych. Raczej wystrzegaj się tam kontaktów damsko-męskich. Bo mogą się one przerodzić w coś więcej, a na to lepiej poczekać. Powinni tam Cię przed tym przestrzec. Lepiej związać się z kimś zdrowszym, kto pociągnie Cię za sobą w górę. Moim zdaniem fajniej jest żyć ze świadomością pewnych rzeczy, choc pewnie trudniej. Bo to od nas wymaga więcej, jakby nakłada więcej obowiązków. Zdecydowanie ja dzisiaj jestem spokojniejsza, bardziej odporna na życie. Ale nadal mam świadomość, że moje pierwsze emocje często są chore.I pewnie taka oryginalna będę już do końca. Ale mam też wiedzę, co robić ze sobą, jak reagować. No i reakcje pod wplywem chorych chorych emocji są często zdrowe. Choc nie zawsze. Więc nadal jestem w drodze i dobrze mi z tym. Ja się nigdy nie bałam korzystać z różnych form pomocy, nawet z niekonwencjonalnych. Miałam jakoś zaufanie do siebie, że sekta raczej sie na mnie nie dorobi. Nic tak nam nie zaszkodzi, jak siedzenie w tym samym miejscu i nie robienie nic.
  5. Buszująca Pamiętam Twoje wpisy. Myślę, że odejście z tak silnie toksycznego związku to dowód na ogromna siłę. Pewnie czujesz się wypalona i brak ci energii? DAJ CZAS CZASOWI Może teraz jest czas na odpoczynek, żałobę, zbieranie sil? Wsłuchuj sie w swój organizm i rób to, na co masz ochotę. Ja pamiętam, że gdy postanowiłam odejść od męża nagle zauważyłam, że widzą mnie inni faceci. Zauważają, podrywają. A to pewnie było tak, że nagle na moim czole pojawił się napis: Wolna. To ja widać dawałam sygnały i to ja zaczęłam widzieć. Kiedy Ty będziesz gotowa i otworzysz się na ludzi, to pewnie i na Twoim czole pojawi sie jakiś napis. Wtedy zaczniesz rozmawiać z innymi właścicielami psów na spacerze, ze staruszka na ławce w parku. W Twoim życiu pojawią się ludzie wtedy, kiedy Ty będziesz na to gotowa.
  6. Dziekuję że jesteście Jesteś Wielka :D Paulina Dla przestrogi mam dla Ciebie opowieść. Moja teściowa paliła ponad 50 lat. W wieku 74 lat dostała raka płuc i była bardzo zdziwiona. I co śmieszniejsze rozżalona. Miała naświetlenia, po ktorych 3 lata był spokój. Potem rak zaatakował, walczyła o każdy oddech, umierała powoli. I tyle. Z moich obserwacji wynika, że palacze mają bardzo kiepskie zęby, bardzo kiepską skórę, i strasznie śmierdzi im z gęby. Ale bywają też i gorsze uzależnienia :D Buszująca Im więcej on takich bredni będzie opowiadał, tym większa Twoja determinacja do odejścia będzie. Więc życzę "okropnych" słów od niego i ogromnego wkurwienia z tego powodu. :D
  7. Dziekuję ż ejesteście Bardzo madrze napisałaś, że oni czuli sie bezsilni. Bo tak to wlaśnie jest. Krzyki, upadlanie innych, bicie - to tylko wyraz bezsilności i strachu. Mój mąż po ataku agresji i wściekłości na mnie powiedział mi, że ta jego agresja jest wynikiem jego bezsilności. Dodal także, że on jest wściekły na siebie, ale wywalal tą wściekłość na mnie. Bo tak było łatwiej.Bo inaczej uczucie wstrętu, cholera wie czego do siebie mogło by go zabić. Lepiej projektowac to na innych. To typowa reakcja. Wiem, jak to jest czuc się obiektem agresji. Jakie to upokarzające. I ten obezwładniający strach. I to odciecie się od uczuć. Przez wiele lat nie umiałam na to reagować, byłam wprost sparaliżowana. Czasami też budziła się we mnie wściekłość i dochodziło do przepychanek. Ten tekst Eutenii wyżej o odcinaniu sie od uczuć - to także ja. Wytrenowana od dziecka do nieokazywania uczuć, doprowadziłam to do perfekcji. Ale odcinając uczucia strachu, zlości, odcinałam jednocześnie uczucia wesołości, szczęścia. Człowiek zamrożony nie czuje nic, a właściwie sam przed sobą udaje, że nie czuje nic. Całe lata zabrało mi uczenie się tego, by czuć. Jeszcze dzisiaj, gdy mam poczucie zagrożenia, natychmiast automatycznie odcinam uczucia. To ta pierwsza reakcja, jeszcze często chora. Ale coraz częściej w moim zyciu gości spokój, agresja mojego męża, a raczej jej częstotliwość bardzo się wydlużyła. Bardzo dawno jej nie było. Ostatnio miało miejce takie ciekawe wydarzenie. Jeżdziliśmy rowerami z mężem. Ja już byłam zmęczona, on jechał pszodem, wybrał dluższą drogę. Ja się obraziłam i pojechałam na skroty. W drodze do domu nakręcałam sie w negatywnych emocjach, przypisując mu :zamiar". Jak wrócił to powiedziałam, że nie życzę sobie, by mnie zostawiał samą itd itp.I jeszcze dorzuciłam choro, że za panienką by pojechał. I poszłam do łazienki. On odczekał kilka minut, wszedł do łazienki, zaczął się śmiać, przytulił mnie. Jeszcze sie broniłam naburmuszona, ale też zaczęłam się śmiać. On spokojnie wytłumaczył mi swój sposób myślenia, oczywiście inny niż ja zakładałam. A kiedyś to juz byłby powód do afery, obrażania się, kłótni, cichych dni itd.Czyli boksowania się. Ale to lata wspólnej, ciężkiej pracy. I wychodzenia sobie naprzeciw. I szanowania swoich czerwonych guzików, czyli chorobliwych punktów. A kiedyś to naprawdę był toksyczny związek.Wiele lat. Nie twierdzę, że w każdym związku jest możliwe takie zakończenie. Ale twierdzę, że toksyczny związek to często związek dwóch chorych osób.Bo chory nie wybierze do życia zdrowego, najczęściej nie. Nie można zmienić drugiej osoby. Ale można zmienić siebie, czyli wyzdrowieć. A wtedy wszystko musi się zmienić. I albo druga osoba też się zmienia i zdrowieje, albo mówimy :do widzenia:. I wtedy, już zdrowsze, znajdujemy zdrowego faceta. Ale zacząć trzeba od siebie.
  8. Stuk puk Podziwiam za odwagę w odpowiedzi na trudne pytania Może zastanów się też nad tym, czy nie masz przymusu powtarzania czyichś zachowań? Może mamy? Jeśli nie jesteś gotowa na psychoterapię, to może zastanów się nad ustawieniami Hellingera. Ustaw sobie swoją pierwotną rodzinę: mamę, tatę i siebie. I tylko patrz. Takie zobaczenie swojej rodziny i ról, które w niej są odgrywane może stanowić dla Ciebie wstrząs. Ale też może być ogromnym przełomem w pracy nad sobą. Często ludzie, ktorzy nie sa gotowi na psychoterapię, czy sa na nią oporni - dla nich własnie ustawienia mogą być cudem, na ktory czekają. Wydaje mi sie, że masz w sobie ogromny pusty zbiornik na miłość. Nawet jeśli zmusisz ojca do okazywania uczuć do Ciebie, może on i tak nie być w stanie napełnić tego zbiornika. Bo ten zbiornik możesz napelnić tylko Ty sama. Miłością.
  9. Yezz Eutenia Jak dobrze, że jesteście :D Radosnka Witam Cię :D Dla tych, które nie wiedzą to Radosnka, początkowo Smutenka zalożyła ten topik.I jest pierwszą, która wyzdrowiała na tym forum. I rozwiodła się. Gratuluję :D Napisz, co u Ciebie słychać? Jam zmieniłaś się Ty, i jak zmieniło się Twoje zachowanie? Twoj sposób spostrzegania siebie i świata? Myślę, że warto podkreślać to, że byłam chora, wyzdrowiałam i jak to zrobiłam. Bo to może dodać sił, tym które są na początku drogi, może dodać im wiary we wlasne siły :D
  10. Psychopaci szybko orientują się, że czułość i wyrażanie emocji są bardzo cenione i gdy zachodzi taka potrzeba, potrafią je odegrać. Często są to pełne dramatyzmu, krótkotrwałe demonstracje, służące wprowadzaniu w błąd osób, od których mogą oni uzyskać jakieś korzyści. W rzeczywistości wielu z nich nie zna uczucia wstydu i zakłopotania, nie potrafią przecież przyjąć perspektywy innej osoby, a to oznacza, że nie są w stanie zrozumieć, jak inni odbierają ich kłamstwa czy akty agresji. Podstawowe uczucia mogą interpretować w zdumiewający i zupełnie niezrozumiały dla otoczenia sposób. Przeciętny człowiek, dobierając słowa, kieruje się nie tylko ich znaczeniem, ale także konotacjami uczuciowymi. Dla osoby zaburzonej natomiast słowa nie mają żadnego ładunku emocjonalnego. Osoby z dyssocjalnym zaburzeniem osobowości zdradza także gestykulacja. Ekspresyjne gesty na ogół ułatwiają porozumiewanie się. Jeśli podczas rozmowy spróbowalibyśmy nie używać rąk, zwiększy się liczba zająknięć i pauz. Posługując się ojczystym językiem, gestykulujemy mniej niż wtedy, gdy posługujemy się obcym językiem. Badania cytowane przez Roberta D. Hare’a w książce Psychopaci są wśród nas pokazują, że psychopaci żywo gestykulują znacznie częściej niż niezaburzone osoby. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy mówią o kwestiach dotyczących uczuć i emocji. Oznacza to, że wyrażanie emocji jest niejako ich drugim, wyuczonym językiem. Inne charakterystyczne cechy, które powinny zwrócić uwagę i wzmóc czujność, to częste zmiany tematu, ignorowanie niewygodnych pytań. Towarzyszy temu przesadna mimika i żywe ruchy rąk. Wypowiedzi psychopaty często przypominają wielkie przedstawienie, w którym zwodzi nas nie sama treść, lecz sposób mówienia i granie na emocjach odbiorcy. Sprzeczność na języku Według Roberta D. Hare’a wypowiedzi osób dotkniętych psychopatią mają pewną wspólną cechę – zawierają sprzeczne i niespójne logicznie twierdzenia. U przeciętnego człowieka każda z półkul mózgowych ma inne, dokładnie określone zadania. Prawa przetwarza informacje całościowo i równocześnie oraz pełni ważną funkcję w odbieraniu doznań emocjonalnych. Lewa specjalizuje się w analitycznym i sekwencyjnym przetwarzaniu informacji oraz odgrywa doniosłą rolę w rozumieniu i używaniu języka. Badania wskazują, że dla psychopatów charakterystyczne są dwustronne procesy językowe, będące rezultatem nieprawidłowego zarządzania, jakby każda z półkul mózgowych próbowała przejąć dowodzenie. W efekcie nadmiar wykluczających się twierdzeń wypowiadanych przez psychopatę wywołuje u słuchacza dezorientację. Niestety, niekiedy kobiety stają się wspólniczkami mężczyzn, którzy je niszczą i wykorzystują. Pełne dobrych chęci, również same się oszukują. Kiedy kolejne kłamstwa wychodzą na jaw, kobiety uwikłane w toksyczny związek usiłują usprawiedliwiać partnera. Osoba uczciwa i lojalna często zakłada, że inni czują i postępują tak samo. Przypisuje partnerowi własne wartości. Zdecydowanie bezpieczniej, choć może mniej romantycznie, jest nie zakładać niczego z góry, poznawać partnera. Na zaufanie trzeba zasłużyć. Inne złudzenie, któremu mogą ulegać kobiety, to przekonanie, że udane życie seksualne jest gwarantem wierności mężczyzny. Jednak jeżeli oprócz namiętnego seksu partnerów nie łączy uczciwość i szacunek, kobieta nie może mieć gwarancji, że mężczyzna nie ma równie satysfakcjonującego seksu poza związkiem. Psychopata może obiecać kobiecie wszystko. Potrafi mówić to, co ona chce usłyszeć. Jednak jego słowa nie znajdują potwierdzenia w czynach, a wszystkie obietnice okazują się kłamstwem. Jeżeli związałaś się z psychopatą, nie łudź się, że możesz mu pomóc i że dla ciebie się zmieni. Jedyną osobą, której możesz pomóc, jesteś ty sama. Przejmij kontrolę nad swoim życiem i... odejdź. Być może przestroga wypowiedziana przez Rose Madder z powieści Stephena Kinga: „mężczyźni to bestie” wobec większości panów jest krzywdząca, jednak jeśli masz do czynienia z psychopatą, sprawdzi się na pewno... www.charaktery.eu
  11. Psychopatia wiąże się z impulsywnością i dążeniem do doświadczania przyjemności. Zakochana kobieta może to odbierać jako kreatywność i swobodę, nieprzeciętność. Osoby dotknięte tym zaburzeniem odczuwają także nieustanną potrzebę silnych doznań, stymulacji. Nie tolerują nudy i jednostajnych zajęć, wymagających skupienia. Mogą sprawiać wrażenie dziecka z nadpobudliwością psychoruchową. Pragną żyć intensywnie, na krawędzi, jakby przyświecała im zasada „sex, drugs & rock’n’roll”. Może to się objawiać niezapowiedzianymi wizytami w środku nocy, dramatycznymi wyznaniami uczucia i gorącym seksem. Być może partner będzie cudownym kochankiem, jednak wcześniej czy później kobieta zapłaci za tę dobrą zabawę wysoki rachunek. Odkryje bowiem, że nie była partnerką, a jedynie źródłem rozrywki, zaspokojenia seksualnego, pieniędzy. A kiedy źródło się wyczerpie, zaburzony mężczyzna szybko znajdzie nowe. Osobom cierpiącym na psychopatię niezwykle trudno osiągnąć stan fizjologicznego pobudzenia, który jest związany z przeżywaniem emocji, zwłaszcza strachu. Badania Roberta D. Hare’a, emerytowanego już profesora Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie, pioniera badań nad psychopatią pokazały, że psychopaci prezentują inne reakcje w sytuacji strachu niż osoby zdrowe. U osób zdrowych, które spodziewają się wystąpienia zagrożenia, np. w postaci głośnego dźwięku lub porażenia prądem, wzrasta tętno. Tętno psychopatów natomiast nie zmienia się lub rośnie dopiero w ostatniej chwili. Stale niski poziom pobudzenia może też sprawiać, że życie jawi się psychopatom jako niezwykle nudne. Z tego powodu dążą do ciągłego doświadczania intensywnych wrażeń – w ten sposób chcą poczuć, że żyją. Ludzie zdrowi porządkują swoje życie wokół pewnych nadrzędnych celów. Umysłem psychopaty kieruje natomiast chwilowy impuls. W jego świadomości nie ma wartości moralnych ani celów związanych z samorealizacją, zastępują je obrazy i skojarzenia związane z uzyskaniem szybkiej gratyfikacji. Osoby cierpiące na dyssocjalne zaburzenie osobowości nie tolerują stabilizacji. Gdy brakuje nowych, krótkotrwałych bodźców, zaczynają odczuwać nudę. Nie dążą zatem do tworzenia bliskich, opartych na zaufaniu i przewidywalnych związków. Ich żywiołem i naturalnym środowiskiem jest chaos. A ryzyko związane z kłamstwem oraz kłótnie i kryzysy zaspokajają ich nieustanną potrzebę stymulacji i mocnych wrażeń. Niestety, poprzez zdradę psychopata niszczy nie tylko związek, ale często też naraża zdrowie partnerki, która, ufając mężczyźnie, może nie dostrzegać potrzeby stosowania zabezpieczenia. Socjopaci okłamują swoje partnerki co do własnej przeszłości seksualnej. Nie zaprzątają sobie głowy tym, czy narażają je na zakażenie wirusem HIV i innymi chorobami przenoszonymi drogą płciową, dbają bowiem jedynie o własną przyjemność. Teatr słów, emocji i gestów Cleckley wskazuje, że właściwością typową dla psychopatów jest afazja semantyczna. Oznacza ona wrodzoną niezdolność do rozumienia i wyrażania stanów emocjonalnych, doznawanych uczuć. Psychopata nie potrafi zatem zrozumieć, jak jego zachowanie wpływa na inne osoby, co to znaczy, że rani partnerkę. Zwroty takie jak „przepraszam”, „martwię się o ciebie” są w jego ustach wyłącznie pustymi formami. Znają słownikowe znaczenie słów, nie pojmują jednak ich wartości emocjonalnej. Boleśnie przekonała się o tym 29-letnia Lena: „Powiedziałam mu, że już nie podoba mi się nasza relacja, która polegała na tym, że spotykaliśmy się przypadkiem, piliśmy, rozmawialiśmy i oczywiście lądowaliśmy w łóżku. Najpierw był przekonany, że żartuję. Przecież jest fajnie. Nie miał pojęcia, o co mi chodzi. Powiedziałam, że brakuje mi równowagi w zaspokajaniu potrzeb, że spotykamy się tylko, kiedy jemu pasuje. Odpowiedział, że jestem dla niego ważna, wyjątkowa, ale powinnam była wiedzieć, że żadna kobieta nigdy nie będzie ważniejsza niż jego praca. To, co działo się od ponad pół roku między nami, określił jako ciekawą erotyczną znajomość. Po chwili zapytał: A czy ty myślisz, że ja uprawiam seks tylko z tobą? Śniadanie stanęło mi w gardle... Dotarło do mnie, że jestem kolejną zabawką tego 35-letniego chłopca
  12. Według Herveya Cleckleya, amerykańskiego psychiatry, psychopata to człowiek całkowicie pozbawiony poczucia winy i wstydu, lekceważący wszelkie zobowiązania i normy społeczne. Nie odczuwa skruchy, choć potrafi doskonale ją udawać. Nie jest zdolny do prowadzenia uporządkowanego życia, brania odpowiedzialności za swoje czyny. Za to każdy swój postępek potrafi usprawiedliwić. Jeżeli zostanie przyłapany na gorącym uczynku, natychmiast przedstawi gotowe uzasadnienie oraz będzie starał się pomniejszyć znaczenie czynu albo uczyni z siebie „prawdziwą ofiarę”. Psychopata nie potrafi spojrzeć na siebie oczami innych ani postawić się na ich miejscu. Obce jest mu zatem uczucie zakłopotania z powodu swoich długów, kłopotów prawnych czy braku pracy. Psychopata nie okazuje wdzięczności za okazaną pomoc i przychylność. Przyjmuje je jako coś oczywistego, należącego mu się. Ubóstwo emocjonalne i egocentryzm sprawiają, że nie jest w stanie tworzyć autentycznych związków. Kontakty z innymi są płytkie, nastawione wyłącznie na eksploatację. Jego pozorna towarzyskość, życzliwość i optymizm są jedynie środkami do osiągania celów. Inny charakterystyczny objaw to patologiczne kłamstwo. Osoby dotknięte dyssocjalnym zaburzeniem osobowości kłamią dla przyjemności albo „dla hecy”, często bez konkretnego celu. Psychopata dąży do uzyskania kontroli nad bliskimi. W tym celu korzysta z rozmaitych mechanizmów manipulacyjnych. Może nawet uciekać się do szantażowania otoczenia samobójstwem czy próby odebrania sobie życia, co pozwala mu uzyskać natychmiastowe potwierdzenie, że nadal kontroluje partnerkę lub rodzinę. Psychopaci żyją tak, jakby istniała wyłącznie chwila obecna. Dążą do natychmiastowego zaspokojenia popędów i potrzeb. Często zmieniają plany i nie ma dla nich znaczenia, jakie skutki może przynieść ich postępowanie. W efekcie mogą mieć problemy z utrzymaniem pracy czy pełnieniem roli rodzica. Według Roberta Kegana, psychologa z Uniwersytetu Harvarda, psychopatia jest związana z opóźnieniem rozwoju. Osoba zaburzona pod wieloma względami funkcjonuje jak dziewięcio- czy dziesięcioletnie dziecko. Potwierdzają to badania aktywności mózgu prowadzone z użyciem elektroencefalografu. Ich wyniki pokazują, że niektóre struktury mózgu psychopaty rozwijają się w wolnym – odbiegającym od normy – tempie. Ludzie cierpiący na dyssocjalne zaburzenie osobowości niewątpliwie posiadają pewne cechy typowe dla dzieci: są egocentryczni, impulsywni, dążą do natychmiastowego zaspokojenia pragnień. Być może właśnie te cechy sprawiają, że wzbudzają u kobiet troskę i potrzebę opiekowania się.
  13. Dziękuję Wam wszystkim za wsparcie. Moja teściowa zmarła wczoraj. Były przy niej jej wszystkie dzieci.To chyba dobra i godna śmierć w otoczeniu najbliższych. Bardzo podobała mi się postawa jej dzieci. Przez ostatnich 6 dni dyżurowali przy niej na zmianę (pojedynczo) wszyscy troje 24-godziny na dobę. Tak sie szczęśliwie złożyło, że zmarła w hospicjum. Tam są prawdziwie godne warunki do umierania.I doświadczony personel. Mojego męża ściągnęli z powrotem, gdy już wracał do domu. Więc wszyscy prawie zdążyli przyjechać (prawie wszystkie wnuki) i się pożegnać. Niestety była już nieprzytomna. Nie wiem, czy bardziej było to potrzebne umierającemu, czy żywym. Ale to ważne, że były jej wszystkie dzieci. Ostatnio nasłuchałam się opowiadań o tym, że ktoś dyżurował, a osoba bliska odeszła akurat wtedy, gdy nikogo nie było.Tutaj się udało, jeśli tak można to określić. Chciałabym, byśmy razem z moim bratem umieli tak stanąć na wysokości zadania. Wtedy, gdy przyjdzie nam żegnać naszych rodziców. Byłam tam pól godziny wcześniej. I widziałam tego 17-latka półtora metra dalej. Za kotarą gromnica, umieranie w otoczeniu najbliższych, a on leżał sam, z miska do wymiotów po chemii. Ma pewnie miesiąc, czy dwa życia przed sobą. W ilu śmierciach przyjdzie mu uczestniczyć? Cholera, ten świat nie jest sprawiedliwy.
  14. Ja już wróciłam z nart. Było bardzo fajnie. ale zaraz po powrocie teściowa bardzo żle się poczuła. I poszło jak po równi pochyłej. Teraz jest w hospicjum, na stale pod tlenem i kroplówkami. Stan jest agonalny. W hospicjum jest rzeczywiście komfort umierania. Środki przeciwbólowe dostaje regularnie, więc nic jej nie boli. Jednak waży jakieś dwadzieścia kilka kilogramów. I jest to smutny widok. Nie lubiłam jej, ale patrzenie na jej powolne umieranie dobija mnie i odbiera energię. Choć jest to przecież naturalne. Nie mam wyrzutów sumienia. Od dwóch lat co drugi tydzień opiekowałam się nią.Dałam jej z siebie więcej, niż chciałam.Taka była konieczność. Umiera od kilku dni. Stale ktoś przy niej jest. W takich sytuacjach zyskuje się dystans do życia. Wszyscy jesteśmy zmęczeni i wyprani z energii. A w hospicjum na łóżku obok leży 17-letni chłopak bez nogi, za to z rakiem.Z rodziny totalnie patologicznej. I to jest prawdziwa tragedia. Przed Świętami w wypadku samochodowym zginął 18-letni syn anglistki córki. To mną bardzo wstrząsnęło.Sama mam syna w podobnym wieku. Taka niepotrzebna śmierć. Tacy młodzi ludzie. Bo rodzice nasi są w wieku, w którym umiera się. Tak po prostu.I jest to naturalne. Ale śmierć, czy śmiertelna choroba młodych ludzi, czy dzieci jest najtragiczniejsza. Jestem więc ostatnio przybita. Niemniej jednak podczytuję Was i serdecznie pozdrawiam. A pomiędzy mną i mężem jest po prostu dobrze. Tak jak powinno być. Wspieramy się, kochamy się. Tak po prostu.
  15. Zdrowych i Wesołych Świąt Wam życzę. Spokoju i odpoczynku.I nabrania sił. A także dystansu do zmartwień :D U mnie trochę smutne święta, bo teściowa jest w ciężkim stanie. Rak zaatakował prawie całe płuca, wazy niecałe 30 kg. Na szczęście byli tez moi rodzice, więc było i trochę radości. Jutro jadę w góry na narty. Czekam na to, jak na zbawienie. Marzę o odpoczynku i nabraniu dystansu. Przed teściowa ostatnie miesiące życia. A przede mną chwile przełamywania siebie. Więc w górach chcę odpocząć i nabrać sił.
  16. Ewo To, co wkleiłas to tekst ksiedza Marka Dziewieckiego, chyba najlepsze opracowanie wspóluzależnienia, jakie znam.. Podaję stronę http://www.opoka.org.pl/biblioteka/I/IP/wspoluzaleznienie.html i polecam także inne jego artykuły.
  17. Casta 1. Z pierwszego małżeństwa wyszłam za 5 dwunasta i mściło mi sie to przez wiele lat ( dopiero 12 lat po jego śmierci na ustawieniach hellingera pożegnałam go). Więc z drugiego małżeństwa postanowiłam wyjśc 5 po dwunastej. 2.Tak, z drugiego związku chyba wychodzi się trudniej. Bo mój syn miał drugiego tatę. Mam mu jeszcze fundować trzeciego? To moje doświadczenie. 3. I pojawia się myśl "Skoro dwa razy żle wybrałam to może wina tkwi we mnie? 4. Jednak ja go kochałam i nadal kocham. To powód, by dłużej trwać na posterunku. 5. Wraz z moją zmiana i on musiał sie dostosowywać i zmieniać.Więc było lepiej, był rozwój. 6. On jest dobrym człowiekiem. W bilansie wychodziło więc zawsze na plus. Jedyny problem to były flirty (nie zdrada) i jego agresywny temperament. W ostatnich latach jego ataki agresji występowały co 8 miesięcy. Teraz flirtów nie ma, jest lojalny. Z agresją on próbuje przeskoczyć siebie, efekty są różne. Ale też jest dużo lepiej. 7. Okazuje się, że im on bardziej zdrowieje, tym bardziej odkrywam także swoją chorobę. I muszę zajmować się swoimi trudnymi sprawami. I nie ma zmiłuj :D
  18. Casta To, czego nie rozumiesz w mojej wypowiedzi bardzo ładnie opisane jest w książce "O kobietach, które kochają za bardzo". Chodzi o tego nudnego faceta, średni seks, drżące kolana itd. Sama tego nie wymyśliłam. Odsyłam więc do tej książki. Ale na moim przykładzie bardzo się to sprawdziło. Dla Twojej ciekawości, dwa razy drżały mi kolana, i dwa razy był to chory związek. Nudni, normalni faceci mnie nie interesowali, byli za zdrowi dla mnie wtedy. Teraz mnie interesują. Dobrze, że mój mąż robi się coraz bardziej "nudny" :D Nie piszę, że moja droga jest jedyna i słuszna. I nie gloryfikuję jej. Każdy ma swoja drogę. :D Niebo Tak się cieszę. :D Ja ze swojego doświadczenia wiem, że rozum swoje, teoria swoje, a ........na zmianę emocji trzeba poczekać. To jest tak, że nagle jakby coś się odblokowało, jakaś klepka jakby się przestawiła. I......już. Teraz to tylko musisz pobyć sama ze sobą. Tak pewnie z rok. I jak już będziesz samowystarczalna, to ........wtedy będzie w Tobie gotowość na zdrowy związek. Polecam "Kobiety, które kochają za bardzo" Tam opisane jest fajnie zdrowienie, poznawanie zdrowych facetów, nowe przeżywanie seksu itd. Możesz zdobyć cenne informacje i nie zostać zaskoczona swoimi dziwnymi odczuciami. U mnie jest tak, że ponieważ razem zdrowiejemy, to ja jednak jestem zależna jeszcze od niego. Bo jest cały czas kontakt bardzo silny. Tak mi się łatwo ten chory program włącza. Z kimś nowym pewnie byłoby łatwiej. Ale może kiedyś i ja się obudzę i poczuję prawdziwie wolna...? Wiesz, ja postanowiłam zostać z mężem, gdy usłyszałam, że on może żyć beze mnie. Ale chce ze mną zdrowieć. To było takie zdrowsze stwierdzenie, niż "ja żyć bez Ciebie nie mogę". I to właśnie dało mi nadzieję. Choć przyznam, że trudno jest dawać mu więcej niezależności i wolności. Często sobie powtarzam w myślach." On jest motylem, jak dasz mu wolność do lotu, to może będzie chciał przy Tobie przysiadać". Więc trochę na siłę otwieram zaciśniętą chorobliwie pięść i wypuszczam go... do wolności i do miłości.
  19. A ja uważam, że dobrze jest, gdy jest wystarczająco dobra kobieta i wystarczająco dobry mężczyzna.:D Nie ma ludzi idealnych i nie ma małżeństw idealnych. Lubię, gdy ludzie pisza z własnego doświadczenia, a nie z wyobrażeń o idealnym świecie i idealnych związkach. Jak Ewo możesz pisać odpowiedzialnie o dojrzałym, zdrowym związku, skoro sama nigdy w takim związku nie byłaś? To jak opowiadanie bajek, czy marzenia o czymś i ja tak Twoje wpisy odbieram :D A najciekawsze jest to, że jak ludzie opisują idealny związek znajomych czy przyjaciół, to okazuje się często, ze akurat oni sie rozwodzą. :D Kilka razy już to zaobserwowałam. Myślę, że o dobrym związku może pisać np. consekfencja. Bo z opisów jej życia, ja jej związek właśnie widzę jako normalny i fajny. Nie - doskonały i dojrzały, ale po prostu fajny. Jak rodzą się dzieci to ludzie mają często po dwadzieścia parę lat. I doprawdy rzadko kto jest wtedy prawdziwie dojrzały. Ja na pewno nie byłam :D Pierwsze dziecko rodziłam jako 25-latka, drugie- jako 32-latka. I na swoim przykładzie widzę, jak różnie do tego podchodziłam. I pewnie jestem typowa pod tym względem. Ale to jest przecież normalne. Każdy wiek ma swoje prawa. A dojrzałość i odpowiedzialność, która się z dojrzałością bardzo wiąże, przychodzą z czasem. I wynikają z doświadczeń życiowych. Raczej rzadko jest się dojrzałym bez tych doświadczeń. Bo uczymy się na własnych błędach, a nie na cudzych. A w sprawie nie pracowania i siedzenia w domu - to sprawa bardzo indywidualna. Są kobiety, który lubią nie pracować i idealnie czują się w roli matki i żony. Ja taka nie jestem. Ale jeśli już ktoś podejmuje taką decyzję, to powinien się liczyć z jej konsekwencjami np. brakiem emerytury. Czyli lżejsze życie, ale gorsza finansowo starość. To sprawiedliwe. Skoro jest to wybór - to jest o.k. Nie wiem, czy zawsze taka decyzja wiąże się z lepszym życiem rodziny. Bo czyste mieszkanie i mama w domu to nie wszystko. Na dzieci też to się różnie przekłada, bo może wystąpić np. brak samodzielności itd. Czyli każda sytuacja ma swoje plusy i minusy. I nie śmiem twierdzić, co jest lepsze i dla kogo. Najważniejsze, że w życiu jest wybór. No może za wyjątkiem sytuacji takich jak u Oneill gdy zdrowie dziecka tego wymaga. Ale wtedy to nie jest wybór a konieczność. Trochę te rozważania przypominają dyskusje nad wyższością Świąt Bożego Narodzenia nad Świętami Wielkiej Nocy. :D
  20. consekfencjo A mnie opis Twoich problemów w związku bardzo się spodobał. Bo opisujesz zdrowy związek i zdrowe załatwianie problemów. Oboje podenerwowani, z różnych powodów, wchodzicie w konflikt. Ty - załatwiasz to poprzez czasowe odseparowanie się. Jego to boli, ale zostawia Cię. A rano nawiązujecie owocną rozmowę. I tak może wyglądać fajne życie. I fajny, zdrowy związek. I tak powinno sie rozwiązywac konflikty i spory. Dlatego, mnie się bardzo podobasz i Ty i Twój facet. Fajny facet. :D
  21. H Pewnie będę oryginalna, ale uważam, że jesteś w niezłej sytuacji. Jesteś z nim rok, a już tyle przemocy, i taka eskalacja. To świetnie, bo najczęściej przemoc rozwija się latami i potajemnie rośnie, wręcz niezauważalnie. A u Ciebie tak szybko. To dobrze, dzisiaj pęknięta ręka, interwencja Policji, a co będzie dalej???????????? Dzięki temu szybko zorientowałaś się, że to nie jest normalne, że to jest choroba. Niestety, pewnie w 99% takich przypadków nieuleczalna. Ale zastanów się, dlaczego wybrałaś tak agresywnego człowieka? To nie był przypadek, bo gdyby był - to odeszłabyś od niego przy drugiej próbie agresji. A nie odeszłaś. Nie bedę Ci pisać - odejdż od niego. Bo znajdziesz następnego popaprańca. Bo w Tobie także tkwi jakiś błąd. Bo takich wyborów dokonujesz. Więc piszę - idż do psychologa jako OFIARA PRZEMOCY. Lecz siebie. Po co? Po to -by pokochać siebie i dla siebie być najważniejsza -by swoje dobro i szczęście stawiać na pierwszym miejscu -by nie pozwalac siebie krzywdzić -by nabrać sił do tego, by odejść od sprawcy przemocy -by nauczyć się żyć sama ze sobą -by nigdy więcej nie wybrać kolejnego popaprańca -by nauczyć się żyć szczęśliwie Tego wszystkiego możesz dokonać sama. SAMA DLA SIEBIE I nie ma innej droga, jak tylko praca nad sobą i to raczej z pomocą psychologa. Życzę wytrwałości :D A jego i jemu podobnych dupków zostaw im samym. Nie zbawisz ani ich, ani świata. Ale możesz zbawić siebie :D
  22. U mnie też przedświatecznie. Wczoraj było rodzinne sprzątanie. A właściwie to mycie okien. Mam ich 18 ( w tym dwa dachowe). Wczoraj mąż i syn umyli 11, pozostało 5 , bo dachowych na strychu nie myję zimą. Załatwię je w tym tygodniu. Dzieci pomyją jeszcze drzwi, jeno na parterze, drugie na piętrze. Ja firanki, zasłonki itp.Na następny weckend chcę mieć sprzątanie z głowy. Nie lubię sprzątać, ale lubię chwile po sprzątaniu, taką czystość i porządek. I lubię klimaty świąteczne. Swięta Bożego Narodzenia są kiczowate, więc u mnie dużo świecących lampek i stroików. I dobrze.Tak ma być. Dzisiaj podjadę po sosnowe gałęzie i zrobię stroiki z lampkami w wazonach. I wtedy zacznie pachnieć. Uwielbiam ten zapach sosen, pomarańcz i cynamonu, bo robię zapachowe kulki i rozkładam na kaloryferach. Te Święta są takie piękne. :D Chciałam zrobić dużą Wigilię, brat z rodzina i rodzice (11 osób). Lubię takie duże wigilie. Ale brata nie będzie. Trudno. A po Świętach w niedzielę jedziemy na narty do Małego Cichego. Więc zapowiada się fajnie. U mnie ostatnio dobrze, spokojnie i jednostajnie nawet dobrze. Tak spokojnie dobrze. Chciałabym, by to był element trwały. Obliczyłam, że co 8 miesięcy mam dużą awanturę, po której przynajmniej miesiąc dochodzę do siebie. Pracujemy nad tym, by awantury były coraz mniejsze, a......... pomiędzy, coraz dłuższe. Efekt - na razie średni :D Syn jest na drugim roku. Jest to efektem pracy zbiorowej i znajomości kilku osób. Odczucia mam ambiwalentne na ten temat. Byłam tym wykończona psychicznie i fizycznie, czułam się wręcz jak przeczołgana. Jeśli on zacznie się w końcu uczyć na błędach - uznam, ze było warto. Jeśli nie - będzie to porażka. Powiedzieliśmy mu z mężem, że zostawiamy go teraz samego ze studiami i nie będziemy się więcej włączać. Jeśli zawali studia - to wyprowadzi się z domu i zacznie dorosłe życie - z ponoszeniem konsekwencji swoich własnych wyborów. Dwa lata przedłużonego dzieciństwa na studiach - to bardzo dużo. Teraz czas na dorosłość. Został o tym uprzedzony, to teraz jego sprawy i jego konsekwencje. Mam nadzieję, że jest wystarczająco nauczony doświadczeniem. Jeśli nie, to widać potrzebuje takich bodżców, jak głód, brak pieniędzy i rzucenie na głęboką wodę. Czas pokaże. Przy tym trochę opuściliśmy córkę. Po wyjasnieniu sprawy z jego nauką przyszła do mnie. Powiedziała, że nie chciała nas martwić, ale troche zaniedbała naukę i ma poczucie, że my oczekujemy, że ona będzie doskonała. I że ona jest zmęczona i obciążona naszymi oczekiwaniami. Jak ja się ucieszyłam :D Że przyszła, że mówi, ze ma zaufanie. Już nauke sama podciągnęła, syn pomaga jej z matmy. To fajne i ciepłe dziecko. Nie zdawałam sobie sprawy, że jak mam jedno problemowe dziecko, to drugie czuje się obciążone. Bo mówiliśmy, że ma się uczyć na błędach brata. No i ona nie chciała nas dodatkowo obciążać.Za to my nieświadomie obciążaliśm ją. Jak to trzeba uważać, by sprawiedliwie dawać. Tak, czy inaczej, u mnie czasowo spokojnie. To czas na odetchnięcie i nabranie sił. Podczytuję Was, ale nie miałam siły, by dzielić się myślami.Musiałam odpocząć. Cieszę się, że stale jest yezz, consekfencja, siódemka i wiele innych (boję się wymieniać, by nie pominąć). I niebo taka jest stabilna, i obserwuję, jak wiele dziewczyn się rozwija i uspokaja. :D Wracam do Was, jak do rodziny, która jest w stałym ruchu i rozwoju. I czuje się częścią tej rodziny. :D Stale obserwuję siebie, ciesze się ze zmian. Ostatnio obserwuję siebie w pracy. I tutaj widzę wiele chorobowych cech i moich zachowań. Chyba będę musiała się tym zająć. To taka część mnie, która leży odłogiem od lat, i wiele w tej części złych rzeczy. Ale to może po Świętach. Wywołam ten temat, bo chyba nie był tutaj często poruszany. Cieszę się, że jesteście :D
  23. Ulla Wybaczenie sobie nie polega na zaaprobowaniu tego, co się zrobiło. Polega na zrozumieniu, że jestem tylko/aż człowiekiem ze wszystkimi zaletami i wadami. Najgorszą rzeczą jaką zrobiłam w życiu była aborcja. I było tak sprawiedliwie, że sama straciłam potem dzieci, ktore bardzo chciałam urodzić. Życie za życie, śmierć za śmierć. Okrutne-sprawiedliwe. Była wina, była i kara. Więc może mnie było łatwiej, bo ja mam w sobie dużą potrzebę sprawiedliwości. Traumę tą przerobiłam na ustawieniach hellingerowskich. Nie było łatwo. Jestem, jaka jestem. Ale pracuję nad tym, by być lepszą wersją siebie samej, by wychodzić poza swoje ograniczenia i dysfunkcje. Mam swoje powiedzenie, że człowiek jest jak świnia i do każdego koryta się przyzwyczaja. Warto jednak się z niego wygrzebywać :D Czytam Was, ale jakoś głosu nie zabieram. Nie wiem dlaczego? Ale jestem. :D
  24. Niebo Wejdż na stronę kobiece serca. Tam znajdziesz grupy wsparcia dla kobiet uzależnionych od miłości w Warszawie i wiele artykułów, a także książkę w eboku na ten temat. Czytania na wiele godzin i wiele przemyśleń. Bardzo polecam
×