Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Renta11

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Renta11

  1. Niebo "W zasadzie co chwila mam zagrożenie życia, potrzebuję spokoju, wsparcia, potrzebuję troski i opieki..." Niebo, Ty sama daj sobie spokój, wsparcie, troskę i opiekę. Nie oczekuj, aż inni zrobią to dla Ciebie. TY ZRÓB TO DLA SIEBIE. Zajmij się tylko sobą, a resztę miej w doopie :D Dla innych masz tyle serca i troski. Tą dobrą energie skieruj na siebie. Dla siebie bądż najważniejsza. Mój organizm powiedział mi dość. Uznałam, że to idealny moment, by zająć się sobą i synem. I tylko tym. Reszta na tyle, na ile muszę, by żyć. Może znak, jaki daje Ci organizm to wołanie: Niebo zajmij się Niebem?
  2. Piglet A może zaakceptuj swój ból i swój żal ? Pozwól sobie na opłakanie i przeżycie wszystkich uczuć, i tych dobrych i tych negatywnych.Nie blokuj i nie tłum uczuć. Kiedy je zaakceptujesz i przestaniesz im sie opierać, pozwolisz sobie na uwolnienie się od nich. to wymaga czasu. Więc daj sobie czas i prawo do przeżywania tego w taki sposób, jak potrzebujesz.
  3. Poa Ty to jesteś wielka. Bo z takim kapelanem mafii sobie poradziłaś :D Myślę, że półtora roku to dużo, a i dzieci już wiele z Tobą przeszły.I o wielu sprawach się przekonały. Może sie oczywiscie zdarzyć im cofka w sytuacji, gdy ojciec znowu stanie sie kapelanem mafii. Ale zdecydowanie szybko im minie, bo oni już inaczej widzą, inaczej myślą. to będą tylko stare schematy, które szybko miną. Ale decyzja musi zapaść w Tobie, wtedy nie będzie cofek i będziesz spokojniejsza. Okazuje się, że wiele można znieść. A życie toczy się dalej.
  4. Aweb Możesz oczywiście powiedzieć to, co napisałaś sobie. Jeżeli jest to dla Ciebie ważne, to zrób to. Ale Sędziego na tym etapie będzie interesował zupełny i trwały rozkład pożycia małżeńskiego i to czy Twój m wyraża zgodę na rozwód bez orzekania winy. I jeżeli wyrazi to rozprawa będzie bardzo krótka. I w takim zakresie będzie prowadził rozprawę. A jeżeli nie to m powinien udowodnić Twoją rozpustę :D co jest raczej niemożliwe, a Ty - jego wariactwo, co tez będzie trudne. Ale jeśli m nie ma świadków-krętaczy, a o to bardzo trudno to pewnie wyrazi zgodę na rozwód bez orzekania winy. I zdziwisz się, ze to tak krótko trwało, i że nie było czego się bać. Ale ja rozumiem Twój ból i to, że chcesz się wypowiedzieć. Ludzie traktują często Sąd jak instytucję-prawdę, która powinna wiedzieć, jak było naprawdę. Więc jeśli czujesz, że chcesz powiedzieć dla Ciebie coś ważnego, to zrób to.Będziesz spokojniejsza, jak się wypowiesz. To widać dla Ciebie ważne. Dasz radę :D
  5. Aweb To się bardzo cieszę, że Tobie się udało.:D Zostań tutaj, bo Ty i Twoje życie to piękny przykład na to, jak ODZYSKAĆ SIEBIE. Jedno jest pewne. Skoro poradziłaś sobie z odejściem od m i jesteś tak pięknie konsekwentna, to poradzisz sobie i w Sądzie. :D W sumie mogę Ci poradzić, byś na początku nie mówiła za dużo. Bo Sędzia właśnie Ciebie zapyta ( jako powódkę), czy podtrzymujesz żądanie pozwu i dlaczego. Powiedz tylko, że podtrzymujesz żądanie pozwu i prosisz o orzeczenie rozwodu bez orzekania o winie. Że od roku występuje trwały i zupełny rozkład pożycia małżeńskiego. To wystarczająca przesłanka do orzeczenia rozwodu. Wtedy Sędzia zapyta m, co on w odpowiedzi na Twój pozew? No i zobaczysz, co powie Twój m. Rok to jednak dużo czasu i może on już przestał walczyć?. Skoro jest taki miły na zewnątrz, to tak będzie się starał zachowywać w Sądzie. Nawet jak będzie mówił o Twoich zdradach itd. to zachowaj milczenie. Bo Sędzia zmusi go do określenia, czy zgadza się na rozwód bez orzekania o winie, czy nie. Jeśli tak – to niech gada co chce. Po co masz go rozdrażniać. Bo jeszcze się rozmysli :D Niech da rozwód i spada. Będzie wtedy orzeczony rozwód na pierwszej rozprawie. Jeśli nie zgodzi się na rozwód bez orzekania winy, to niestety – Sąd będzie musiał badać, kto ewentualnie ma wine i jaką. Ale spokojnie. On będzie musiał te niby Twoje zdrady udowodnić. Nie Ty – swoja niewinność, ale on – Twoje zdrady. Postaraj się być spokojna, mówić powoli i odpowiadać na pytanie, które zada ci Sędzia. I tyle. To tylko pierwsza rozprawa, więc będziesz w najgorszym przypadku miała dużo czasu, by zabierać głos i przedstawiać dowody. Poradzisz sobie. Zdecydowanie. Ja to wiem :D Yezz Masz rację z tymi granicami. Wiesz, ja to robiłam dla mojego męża i dla dobra związku. Życie to sztuka kompromisu. Jeżeli warto, a ja myślałam, że warto. Pisała o tym blondynka i mądrze pisała. Starałam się. Ale w końcu padłam. Oczywiście robiłam to wbrew sobie i nie dziwi mnie to, ze organizm mówił mi coś innego. Od długiego czasu już to wiem. Z tym poczuciem odpowiedzialności też masz rację. U mnie wynika to z przeszłości (mój pierwszy m i jego choroba i śmierć). A co do mówienia NIE? Kiedyś miałam z tym problem, duży problem. Ale to w sumie ważna sprawa. Opieka nad teściową. Była i jest toksycznym i okropnym człowiekiem, ale myślałam, że sobie poradzę. Ale nie da się zapomnieć wcześniejszych 17 lat. I poczucia krzywdy też nie potrafiłam się pozbyć. I wściekłości na siostrę męża, ze znowu mnie wykorzystuje. No i mój organizm powiedział mi, że więcej NIE i już. :D Będę odwiedzać teściową i pomagać jej, bo uważam, że taki jest mój obowiązek. Ale już nic więcej. I daję sobie do tego prawo. JA SOBIE DAJĘ.
  6. PORTRET KOBIECY W. Szymborska Musi być do wyboru Zmieniać się, żeby tylko nic się nie zmieniło. To łatwe, niemożliwe, trudne. warte próby. Oczy ma, jeśli trzeba, raz modre, raz szare, czarne, wesołe, bez powodu pełne łez. Śpi z nim jak pierwsza z brzegu, jedyna na świecie. Urodzi mu czworo dzieci, żadnych dzieci, jedno Naiwna, ale najlepiej doradzi. Słaba, ale udżwignie. Nie ma głowy na karku, to będzie ja miała. Czyta Jaspersa i pisma kobiece. Nie wie, po co ta śrubka i zbuduje most. Młoda, jak zwykle młoda, ciągle jeszcze młoda. Trzyma w rękach wróbelka ze złamanym skrzydłem, własne pieniądze na podróż daleka i długą, tasak do mięsa, kompres i kieliszek czystej. Dokąd tak biegnie, czy nie jest zmęczona. Ależ nie, tylko trochę, bardzo, nic nie szkodzi. Albo go kocha, albo się uparła. Na dobre, na niedobre, i na litość boską.
  7. Doświadczona Bardzo ciekawy wpis. Sama na swoim przykładzie zauważyłam, że w okresie "rozwodu" z m miałam bardziej subiektywne wpisy.Przyczyn było pewnie wiele.Także i to, że chciałam widzieć wszystko w czarnych jednoznacznych barwach, bo umacniało mnie to w decyzji. Ale jednak z Twojego wpisu widać, że u Ciebie to były zwykłe przepychanki. A na tym forum jest jednak wiele "poza normą", już w chorobie, a przynajmniej w zaburzeniach osobowości.I to jest szybko rozpoznawalne raczej.I bardzo rzadko udaje się wyjść obojgu z choroby. Wymaga to wspólnej pracy i wiele samozaparcia.A ewentualne efekty rozłożone są na lata. i zdarzają się cofki także.Ja po dwóch latach widzę cofki, rzadkie ale są. I mam strach w tyle głowy. Pewna chyba nie będę nigdy. Więc staram się jednak być 3 razy S, samodzielna, samorządna i samofinansująca się. Wiem, że sama sobie poradzę. I jeżeli będę musiała podjąć trudną decyzję, to zrobię to. Bo życie jest nieprzewidywalne. Ale i w normalnym, szczęśliwym życiu nikt nie dal nam żadnej pewności :D I nikt nie obiecywał, że będzie łatwo :D
  8. A i jeszcze jedna opowieść. O moim braku asertywności do dzisiaj. Moja teściowa, alkoholik i bardzo toksyczna osoba. U swojej córki przez ostatnich 20 lat była sprzątaczką, praczką, kucharką, nianią i w sumie wszystkim.Codziennie i na okrągło. Nam odmawiala pomocy i robiła różne numery. Ja przez ponad 17 lat każde święta musiałam dostosowywać do rozkładu siostry mojego męża. Bo tylko wtedy, gdy ona matki nie chciała, to teściowa raczyła przychodzić do nas.Obojętnie, czy nam to pasowało, czy nie. A po 20 latach moja teściowa zaczęła potrzebowac pomocy i opieki. I tak po 2 latach nagle okazało się, że moja teściowa ma troje dzieci, a nie jedno. Bo córka wyrzuciła ją z domu, bo jej mąż miał dosyć. I kazał jej wybierać, albo matka, albo on. Mój mąż oczywiście przywiózl ją do nas. Po kilku dniach jego siostra łaskawie zgodziła się, że tydzień będzie ona zajmowac się mamą, a tydzień on ma to robić. I od stycznia ubiegłego roku co drugi tydzień mieszkała u nas. Nie znosze jej i jej toksyczności. Było mi bardzo trudno. Od listopada zaczęłam mieć problemy ze snem, duże problemu. Więc w grudniu po wielu wcześniejszych bezskutecznych rozmowach z mężem zrobiłam awanturę i przerwę w wizytach tesciowej. Moja teściowa obraziła sie na mnie i nie życzyła sobie moich wizyt. byłam szczęśliwa prawie dwa miesiące, wtedy spałam dużo lepiej. Więc powiedziałam mężowi, że od marca ona może u nas być po 2 dni w tygodniu jego opieki. Niestety problemy ze snem powróciły i trwają do dzisiaj. Śpię po 4 godziny i to z przerwami. Moi rodzice w tym czasie przeprowadzili się niedaleko, zaczęły sie problemy z dopasowywaniem się z nimi. Te problemy rozwiazałam i dzisiaj jest lepiej. Wyznaczam granice i bronie ich jak niepodległości :D No i ogromne problemy z moim synem. Teraz te problemy sie nasiliły, a ja się porozpieprzałam zupełnie. Musiałam zająć sie swoim zdrowiem, odwiedziłam tez psychiatrę. I podjęłam decyzję. Wczoraj odbyłam rozmowę z teściową. Powiedziałam jej, że moje problemy z synem są dla mnie najważniejsze. I że mam duże problemy ze zdrowiem. I że sa dla mnie w tej chwili dwie osoby ważniejsze od niej, ja i mój syn.I w związku z tym nie bedzie nas odwiedzać w naszym domu. A w tygodniu, gdy będzie sama w domu ja mogę jej osobiście zaproponowac wizyty np. 2 razy w tygodniu i pomoc jaka zechce.Czyli inna formę opieki. A mój mąż może nawet u niej spać w tym czasie, nie mam nic przeciwko temu. I że ja sobie po prostu nie daję rady. Więc wybieram rzeczy i osoby ważniejsze dla mnie. Była to trudna dla mnie rozmowa.Tym bardziej, że mój m bezwzględnie wymagał jej wizyt. Ona w pierwszej części rozumiała, w drugiej rozpoczęła swoje manipulacje.Ale to nie miało dla mnie już znaczenia. Zgodziła się, bym ja odwiedzała i pomagała jej. Żal mi jej. Ona może sama mieszkać, ale jest już stara i porusza się z balkonikiem. No i pewnie nie chce być sama. Ale trudno, nie daje już rady. Po prostu. Czasami trzeba podejmować trudne decyzje.Po 10 miesiącach problemów ze snem i ja ją podjęłam.Kiedy już padłam na pysk :D To dało mi jakieś uspokojenie. Zawsze kiedy postępuję w zgodzie ze sobą, jest mi z tym lepiej.Jeszcze jest we mnie wściekłość na siostrę męża, że w swoim egoiżmie tak mnie znowu urządziła. Bo teściowej sie należała u niej opieka i dobroć na starość. Ciężko na to zapracowała. Ale jak wiadomo życie nie jest sprawiedliwe. I ciężko to zrozumieć, kiedy nas to dotyczy :D Teściowa powiedziała, że dla dziecka ona zrobi wszystko, nawet stanie pod szubienicą. Szkoda, że tylko dla jednego dziecka. Ale to jest jej wybór. Ale teraz dla mnie najważniejsze jest, bym ja się zebrała do kupy. I bym mogła być oparciem dla mojego zbłąkanego marnotrawnego syna. Poa tak pięknie mi powiedziała, jeśli już nic nie działa, to "miej to w doopie". Więc zamierzam walczyć o syna i swój spokój i zdrowie. A resztę będę "mieć w doopie". To taka przypowieść na temat odcinania się od toksycznych osób.
  9. Yezz blondynka Ciekawa dyskusja na temat matek. Ja z moja mamą mam teraz częste kontakty. Ale nauczyłam się po latach wyznaczać granice i pilnować ich, szczególnie w moim domu. I to się sprawdza, bo rodzice muszą respektować moje granice. Teraz jesteśmy bardziej partnerami, za chwilę albo juz się tak powoli dzieje, to oni będą jak moje dzieci ( z powodu starości). A teraz ciekawa opowieść o mojej 14-letniej córce. Byliśmy na wakacjach, moja córka z moimi rodzicami w domu. No i moja uwielbiająca rządzić mama zaczęła wprowadzać swoje "nadmierne" porządki. Moja córka w rozmowie telefonicznej ze mną powiedziała "jak mogłaś wytrzymać z nią tyle lat!". Po powrocie powiedziała, że najpierw babcia się na coś zgodziła, potem jej się humor zmienił i odwołała. Córka powiedziała jej, że to nie jest w porządku. Babcia się wściekła i zakazała jej pyskować.I dała koncert, ktory świetnie znam z dzieciństwa. Całe moje dzieciństwo było nacechowane humorami mojej matki.I jej brakiem konsekwencji. Córka mówi, że przestała się odzywać, a potem zdystansowała sie na odległość. I to było fajne i mnie ucieszyło. A w innej sytuacji zachowała się bardzo asertywnie. Mamy psa,który śpi w domu. A babcia stwierdziła, że w nocy pies ma spać na dworze. Córka, że będzie wył całą noc i on śpi teraz na stałe w domu ( po odejściu ukochanego ogromnego psa rok temu).Babcia, że ma zostać na dworze. Na to córka psa wzięła do domu i zabrała ze sobą na górę, rodzice spali na dole. Zrobiła to bez pyskowania, ale konsekwentnie. I babcia odpuściła. Bardzo mnie to ucieszyło.Bo jak na nią patrzę to widzę, że udaje mi się chyba odwrócić ciągłość pokoleniową kobiet w mojej rodzinie. Mam nadzieję, że moja córka nie wyrośnie na ofiarę. Bardzo na to zwracam uwagę. A jej mądre spostrzeżenia na temat mojej mamy mnie zadziwiły. I ucieszyło mnie to, że moje dopiero 14-letnie dziecko już umie stawiać granice. I to bez adresji, za to skutecznie :D Ja dochodziłam do tego latami, chyba moge liczyć w dziesięcioleciach.
  10. zielona gąska Polecam do przeczytania http://bpd.szybkanauka.net/ i bardzo przytulam. Życie z BPD jest cholernie trudne, bo raz jesteś miłością życia, a raz kurwą itd Mój M jest chyba BPD, ale raczej słaby. Z latami to wygasa, ale w sumie jednak trzon zostaje. Tak, jak nasze współuzależnienie, też problemik na całe życie raczej :D Wyleczalne, ale nie do końca.
  11. ja to sobie poradzę Cieszę się, ze tutaj jesteś. Ja też uważam, że NIKT nie jest w stanie przeskoczyć samego siebie. Ale zmodyfikować - to na pewno :D Mnie polecano np. zrobienie bilansu korzyści, jakie mam z byciem z M. Zawsze wychodziło mi na plus. Co nie zmieniło faktu, że ta wada była dla mnie nie do przeskoczenia i spowodowało to przełom. :D Bo życie to nie matematyka. Przychodzi moment, kiedy zaczęłam kochać siebie bardziej niz jego, o czym też pisze wyżej Poa (dzięki za telefon). I nastąpił przełom we mnie, bo coś się przelało. :D Nie umiem tego inaczej nazwać.To widać była granica mojej odporności. Też byłam zrezygnowana i apatyczna. Potem z czasem jakbym zaczęła wracać do siebie. Zaczęłam nawet chichotać. :D Ja nie chichotałam jako dziecko nawet, bo jak kojarzę zawsze byłam "obok". A teraz chichotam i mam w tym radość. Może ważne było to, że po 40-tce BPD zaczyna wygasać i tylko 20% diagnozuje się jako BPD ? Jak zwał, tak zwał. Jest lepiej, dużo lepiej. Ale nie wykluczam sytuacji, że mój M kiedyś "popłynie" jak kiedyś i małżeństwo się skończy. Teraz mam inne, bardzo ważne problemy. A efektem jest moje niespanie od pewnie 9 miesięcy.Dzisiaj też snu w sumie z 4 godziny. Organizm mi siada, ale najbardziej chyba psychika. Chociaż jak przeczytałam książkę Jandy to widzę, że ona też nie śpi.Może stworzymy klub nieśpiących? Wiesz, spróbuj jednak coś zrobić z tymi flirtami. Może idż na terapię, jak się z tym pogodzić? Bo znam kobiety, które sobie z tym radzą. One mówią, że wiedzą, że mąż je kocha, a flirt to głupota. Część z nich tylko udaje, że to prawda. To jest problem, bo jak mówiłam o agresji, to każdy to rozumiał. A jak mówiłam o flircie, to nie. Może więc terapia?
  12. ja to sobie poradzę Poruszył mnie Twoj wpis. "Na moich oczach flirtuje z innymi kobietami, koleżankami, znajomymi, (fatalnie to na mnie wpływa), nieważne, że to ZNAJOMI, że DZIECI patrzą - dla niego to jest normalne. Kiedyś starał mi się wmówić, że to ze mną coś nie tak, " Bo przypomina moja historię. Ja po latach to wiedziałam, że I,II, i III wojna światowa - to była i będzie moja wina. I słyszałam, że ....nie widziałam tego, co widziałam, nie słyszałam tego, co słyszałam itd. I tak szedł po granicy flirtu i przyzwoitości. I ja głupia sie zastanawiałam, że jeżeli on jest taki pewny, to może .... ja się mylę. Ale przyszedł taki moment, że on sie mniej pilnował na imprezie. Przesadzil i z agresją (słowną), i z flirtem. Ja potwierdzałam to u ludzi, bo było dla mnie ważne, że ja ..........dobrze widziałam i słyszałam. I śmieszna rzecz, nie agresja mi tak przeszkadzała, a brak lojalności i flirty. Bo z agresją to wiedziałam, że sobie poradzę. Jest w końcu Policja i są Sądy. No i przelało się wtedy. Postanowiłam się rozwieść. | już nigdy potem nie dałam sobie wmówić, że nie widziałam, czy nie słyszałam. Ja nawet więcej widziałam i słyszałam, niż wcześniej. I takie przewrażliwienie mam do dzisiaj. Jestem może nadmiernie czuła? Ale nie dam sobą więcej pomiatać, nie pozwolę sie lekceważyć. To wiem. Zostaliśmy razem, przeszliśmy terapię. On się zdecydowanie poprawił. Stara się. To widzę. Ale cały czas mam z tyłu głowy myśl, czy kiedyś to nie pieprznie? Żyję dniem dzisiejszym od dwóch lat. Poa niedawno napisała, że współuzależnienie jest jak alkoholizm. Alkoholikiem jest się do końca życia, nawet nie pijącym. Myślę, że do końca życia będę taka zdrowa-niezdrowa. Pierwsze reakcje zawsze będą trochę chore, najważniejsze, by działania były jak najzdrowsze. Świetnie Cię rozumiem z tym flirtem. I wierz mi, że jeśli Ty tak czujesz, widzisz i słyszysz - to właśnie tak jest. Zaufaj sobie i swoim odczuciom. Mój M potem mówił, że to takie ......niezręczności. :D Dupa, a nie niezręczności. On sobie swoje samopoczucie poprawial moim kosztem. Bo chcial być podziwiany, lubił, jak mu podmaślano. To była taka wymiana usług"Jesteś piekna, jesteś piękny" Ciekawe, że najczęściej to były dość nieciekawe kobiety, średnio ładne i średnio inteligentne. I też DDA. Ale co mnie obchodziło, że on sobie chcial polepszyć nastrój Potem zrobiło się tak, że ja dla siebie stałam się najważniejsza. I najpierw myślę o sobie i o dzieciach. Jak zrozumiał, że odchodzę, to chyba zaczął sobie zdawać sprawę z tego, co miał. Pamiętam, jak inni mi mówili, że są gorsi, bo zdradzają itd. I że mam sobie odpuścić flirty, bo nie zdradza itd. Ale dla mnie było ważne, by był lojalny i nie flirtował. I powiedziałam, że to jest główny mój powód do rozwodu. I myślę tak do dzisiaj. Bo to podważało mój szacunek do siebie.Że to toleruję. Miałam tak niskie poczucie własnej wartości. Po latach wiem, że jeżeli ja tak czułam i to było i jest takie ważne, by się rozwieść - to tak jest. Bo dla mnie było i jest ważne. Nie zalecam Ci tego sposobu, bo nie musi się sprawdzić w Twoim przypadku. Ale mogę Ci poradzić, byś głośno i publicznie reagowała na jego flirty. Bo jeśli nie reagujesz to inni myslą., że może to Tobie nie przeszkadza. Ale musisz to robić bardzo publicznie, czyli w ogólnej dyskusji przystole mówisz Np. - Dlaczego flirtujesz i to w mojej obecności? - Nie życzę sobie Twoich flirtów i oświadczam to publicznie. -Jeśli tak będziesz nadal flirtował, to oświadczam, że wychodzę. itd Ale wtedy musisz oczywiście wyjść. :D Wyjście na publiczne forum powoduje, że problem się ujawnia. I najczęściej wzbudza ogólną dyskusję, a kobiety reagują najczęściej w stylu, dlaczego robisz to swojej żonie? itd No a w Twoim M wzbudzi to jakąś reakcję. Będzie wiedział, że tego nie akceptujesz i sobie nie życzysz. Zmierzy się z reakcją otoczenia i wystawi na ocenę. Więc coś tam zrobi. Mam nadzieję, że może zrozumie, jak ciebie krzywdzi i zechce to zmienić, czego Ci serdecznie życzę. I przytulam ze zrozumieniem
  13. Wróciłam z wakacji, wypoczęta i zadowolona. Wczoraj leżałam cały dzień na plaży i nudziłam się wyśmienicie. Jak było to mi potrzebne!!!!!!! Właściwie to z Helu wróciłam w czwartek, w piątek szalałam na oknach w domu, a w sobotę o 6 rano razem z córką pojechałyśmy jeszcze raz do Unieścia koło Mielna. Bo z moim M nie da się wyleżec na plaży i sie wynudzić.Więc zrobiłyśmy sobie babski wypad. Na Helu było fajnie, dużo jeżdziliśmy na rowerach, ale dopiero wczoraj po 10 godzinach leżenia na plaży (prawie 30 stopni) i kąpielach poczułam, że się wynudziłam. Z książką Krystyny Jandy "Moja droga B", czyli listy do przyjaciółki, takie babskie mądrości.Fajna lektura, poecam, bo sa też przemyślenia fajne na temat życia. Trochę poczytałam już w czwartek, ale była sama martyrologia z toksykami. Czyli nic nowego. Chociaz bardzo podziwiam "nowe" dziewczyny:Montię, silniejszą itd przepraszam, że nie pamiętam nicków. Fajne jest to, że ktoś tutaj wchodzi, doznaje olśnienia, że jest taki sam, jak my wszystkie. :D Otrzymuje wiedzę i .............zaczyna zmiany. Czyli wiedza i zrozumienie daje mu siły do zmiany. to jest bardzo budujące. Montia te 7 miesięcy bez toksyka - jestem pod wrażeniem. A silniejsza - probuje odchodzić emocjonalnie i żyć swoim życiem. Wypowiedż blondynki bardzo mi się spodobała. Bo wsparcie wsparciem, ale lament zbiorowy - to nie jest twórcze. Twórcze jest pisanie o sobie, nie o toksyku. I obserwowanie siebie :D Ale smutne jest to, że są osoby kilka lat tutaj i stale w podobnym miejscu. Ale jeśli ktoś nie chce zmian, to się nie zmieni. I to jest też prawidłowe. I normalne w sumie. Consekfencja wkleiła fajny tekst z de Mello. Wsadziłam sobie do stópki, bo bardzo mi się podoba. I wskazuje drogę dla mnie. Nie zbawię całego świata, i warto się w końcu z tym pogodzić. Kto zechce, skorzysta, kto nie chce - jego prawo nie dokonywać żadnych zmian. Widać tak jest dobrze. Niebo Zastanowiła mnie u Ciebie jedna rzecz. Napisałam Ci kiedyś, że Ty masz dorosłe już dziecko (choć nie mentalnie) i w sumie krzywdzisz tylko siebie. I masz do tego prawo. No, ale teraz napisałaś o Twoim pogarszającym się zdrowiu. I tak mi się pomyślało: Jakie Ty żywisz do siebie uczucia, że dokonujesz takiej autodestrukcji? Yezz Bardzo mądry teks o stosunkach z mamą. "dla mnie tez bylo to bolesne ale kiedy to zrobilam odcielm sie od jej problemow i zajelam wlasnymi... zyje spokojnie, szczesliwie i bez poczucia winy." Ja też staram się tak żyć, ale czasami daję się jednak wciągać w jakieś gry.Chociaż w sumie musze powiedzieć, że teraz jest o.k., bo musiałam wyznaczyć rodzicom granice w nowych kontaktach ze mną, z nami. Bo się kilka miesięcy temu przeprowadzili niedaleko mnie i miałam naloty. Kilka razy grzecznie prosiłam, raz zrobiłam małą awanturę, i .........zrozumieli, bo teraz trzymają się wyznaczonych granic. A mama chciałaby sobie porzadzić :D Chociaż jedno mnie denerwuje, że stale jakoś muszę wyznaczać i bronic moich granic. Nie jest to jeszcze jakoś naturalne u mnie. Sytuacja z synem nie jest fajna. Poszedł w klimaty wakacyjne, wyjazd, imprezy. Nauka w polu. Wygląda na to, że nie zaliczy tego roku. Boję się walki o to, by jesienią, po rozstrzygnięciu, znalazł pracę na 8 godzin, taką dorosłą, z godzinami pracy normalnymi (6,7,8 rano). Bo on będzie dążył do tego, by pracować popołudniami, a rano i w nocy siedzieć w komputerze. Przeraża mnie, gdy widzę, jak on nie ma absolutnie kontaktu z rzeczywistością.Jak idzie w zaprzeczenie, że będzie dobrze, ze we wrześniu pozdaje. To mi wygląda zdecydowanie jak poza normą. To wygląda na chorobę, zamulenie umysłu? Gdzie będzie jego dno, od którego powinien się odbić? Czuję się bardzo bezradna wobec problemów mojego syna. I mocno wystraszona.
  14. Znowu nie śpię. Jakbym dostawała pieniądze za niespanie to miałabym z czego żyć . Myślę, że toksyczni ludzie są wszędzie. Pojawiają się także czasami na tym topiku Nie było ich - był las :D Nie będzie ich - będzie las :D Spadam nad morze. Życzę wszystkim spokoju i nie wdawania się w pyskówki.
  15. Mery To dobrze, ze tutaj trafiłaś. Oczywiście tego, co opisujesz to sobie nie wymysliłaś. Jesteście oboje DDA, więc pewnie oboje macie problem wynikający z trudnego dzieciństwa. To świetny pomysł z tym chodzeniem na DDA. Spotkasz tam wiele osób podobnych do Ciebie, myslących tak samo i mających bardzo podobne problemy. I wiele rzeczy tam zrozumiesz, wielu się nauczysz. Pracuje się w takich grupach na programie 12 kroków, to program dla uzależnionych i współuzaleznionych. Ja chodziłam na Al-Anon, czasami teraz też chodzę. Tam nauczono mnie wierzyć w siebie, zaufać sobie, a przede wszystkim zajmować się sobą. Nie masz wpływu na niego, nie można zmienić drugiego człowieka. Ale masz wpływ na siebie i siebie możesz zmienić. Wierz mi, po roku, dwóch chodzenia tam bedziesz zupelnie kimś innym. Całe życie przed tobą, jesteś jeszcze bardzo młoda. Zawalcz o siebie i swoje zdrowie. Trudne dzieciństwo, DDA to zaburzenie osobowości, ale uleczalne. Ty masz dla kogo walczyć, dla kogo żyć. Zrób to dla siebie i dla swojego dziecka. A może kiedy ty się zmienisz, zmieni się także Twój mąż? Jest też taka szansa. Ale najważniejsza jesteś TY. Nie jesteś oryginalna, takich DDA, wspóluzależnionych jest wiele. I są skuteczne terapie. Grupy DDA są za darmo, za granica też. Skorzystaj z tej mozliwości. jesteś mądra, bo juz wiesz, gdzie szukac pomocy. Tutaj tez zostań, czytaj ten topik. Wiele sie nauczysz. Ale on nie zastąpi terapii i ciężkiej pracy nad sobą. Wielu przed Toba sie udało. Tobie tez się uda :D
  16. Yezz Dzięki. Dałam się wciągnąć jak mała dzidzia. :D I po co? To nie miało niestety nic wspólnego z merytoryczną dyskusją. A szkoda. Ale to jest niestety dylemat. Czy zostawić i pozwalać się obrzucać bezkarnie błotem, czy reagować, a wtedy i tak część błota ( zgodnie z siłą grawitacji) także spadnie na nas? Jedyna korzyść to to, że Ty się uaktywniłaś.I z tego się cieszę. Dziękuję za dobre rady w sprawie syna. Jest trochę lepiej i mam nadzieję, że mi się nie wydaje. A dzisiaj zgodnie z zasadą, że w ostatni dzień wszystko się sypie byłam zawalona wyskakującą znienacka pracą. To jakaś dziwna prawidłowość. Ale chyba pozamykałam wszystkie sprawy zawodowe. Co prawda pewnie i tak będą dzwonić, bo....to, sio i tamto.Ale taka jest kolej rzeczy.
  17. Abssinthe nie całkiem blondynka Macie rację. Sama jestem na siebie zła. Że tak się dałam wrobić i wciągnąć w te chore rozgrywki. Zaliczyłam cofkę, jeśli można tak powiedzieć. :D To chyba jak samonapędzająca się maszyna. Jak człowiek zacznie, to potem trudno przestać. A przecież to zdecydowanie już nie mój poziom, ta piaskownica. Przepraszam te z Was, którym to przeszkadzało. Postaram sie w przyszłości już nie dawać wciągać w dyskusję, kto ma lepszą foremkę, i ktore wiaderko ładniejsze. :D Teraz jadę nad morze, a tam to jest dopiero duża piaskownica, i ile wody. Ale to już będzie rzeczywistość. Ciekawe, że ostatnią rzeczą, jaką bym o sobie pomyślała, to to, że jestem egzaltowaną pannicą. :D No na szczęście jednak nie jestem. :D
  18. Oj Ewka Ty jako karząca ręka Pana ? Zachowujesz się jak buldog, to prawda, ale Pan zdecydowanie wybiera pomocników prawdziwie pełnych miłości :D Idż Ty już do pracy lepiej Ewka, bo zupelnie tracisz kontakt z rzeczywistością :D Ewka - Megalomanka
  19. Zainteresowanych informuję, ze jest jeszcze pierwsza część forum, tam tez można ściągnąć fajne cytaty „D. Niestety, aktywnie udzielam się tylko na tym forum, bo chętnie podałabym inne odnośniki. . Ewie i spółce Bardzo dziękuję za ostatnie doświadczenie. Z przyjemnością odkryłam, że lubię i kocham siebie bardzo mocno. A moje poczucie własnej wartości jest wysokie i stabilne. Biorę odpowiedzialność za każde napisane przeze mnie słowo. Bo jestem dorosłą i odpowiedzialną osobą. Z perspektywy czasu może złagodziłabym trochę chyba ostatni cytat do Kubci. Inne nie (z tych). . Tak Ewo, nadal uważam, że w ekstremalnych sytuacjach niektórym matkom należy odbierać dzieci. Nie zamierzam nigdzie się usuwać. Nie zamierzam usuwać żadnego mojego wpisu, bo jest to już jakaś moja przeszłość i przyzwyczaiłam się do niej. Niczego się nie wstydzę i od niczego nie uciekam. Nie zamierzam mnożyć pomarańczek w celu rozczłonkowywania osobowości, jak Ty to czynisz Ewo ( i pewnie nie tylko Ty). Mam wystarczająco cywilnej odwagi, by pisać wszystko pod swoim nickiem :D Nie zamierzam wchodzić na linię frontu i walczyć Waszymi metodami. Dlaczego? Bo pewne rzeczy robię, inne nie i taki jest mój wybór. Nie ma we mnie złości, ani nienawiści związanych z tą sytuacją. Uważam, że te uczucia, które być może niesłusznie Wam przypisuję, najbardziej szkodzą samym autorom. :D Bezwarunkowa miłość, którą szerzysz na mnie Ewo mieczem i orężem największe spustoszenie robi w Twoim sercu. :D Obawiam się, że chyba wyczerpałyście już wszystkie środki, a w każdym razie nic innego już nie przychodzi mi do głowy. Ale może mnie jeszcze zaskoczycie. Nadal zamierzam pisać tylko to, co JA uznam za słuszne. I w sposób przez mnie akceptowany. :D Po wyczerpaniu wielu form agresji nie pozostaje Wam nic innego, jak uznać swoją bezsilność i bezradność wobec mojej wolności przekonań i wobec mojej wolności słowa. :D Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie i zmykam do pracy A jutro już wyjeżdżam nad morze. Ale się cieszę :D
  20. Wróciłam z pracy. I ciesze się, że dyskusja zrobiła się spokojniejsza i mniej emocjonalna. Trudno przekonać przekonanego, więc może skończmy z tym przekonywaniem. :D Bo jak każdy tutaj zacznie krzewić "bezwarunkową miłość" mieczem i orężem to kamień na kamieniu tutaj nie pozostanie. :D Dziękuję dziewczynom za wsparcie Ewka Ostatnie słowo do Ciebie. Jedna rzecz jest pewna. Będziesz musiała uznać swoją bezsilność i bezradność wobec mojej wolności przekonań i mojej wolności słowa :D :D :D
  21. Ewo „Ty wychodzisz z założenia, że każdy, kto trwa w toksycznym związku jest toksyczny w równym stopniu co partner. Jest to założenie niewłaściwe. „ Nigdy Ewo nie twierdziłam, że w takim samym stopniu. Ale, ze współuzależniony jest chory to fakt. I nie wynika to tylko z faktu życia np. z toksykiem. Nie jest to tylko moje zdanie. Tak twierdzą tez psycholodzy (np. Pia Mellody od uzaleznień). Wklejam fragment z ks. Dziewickiego na ten temat. To ten sam teks, z którego zamiesciłam fragment o synu marnotrawnym, więc pewnie akceptujesz to. To jedno z najlepszych opracowań na temat współuzaleznienia. Chętnych odsyłam na stronę http://www.opoka.org.pl/biblioteka/I/IP/wspoluzaleznienie.html Ks. Marek Dziewiecki WSPÓŁUZALEŻNIENIE: PRZEJAWY I SPOSOBY PRZEZWYCIĘŻANIA „Podsumowując dotychczasowe badania psychologiczne można powiedzieć, że współuzależnienie to nie tylko i nie tyle efekt życia w bliskim kontakcie z osobą uzależnioną, co raczej pewien typ niedojrzałej osobowości, pewna skłonność (związana z osobistą historią rozwoju) do błędnych sposobów reagowania na problematyczne sytuacje życiowe oraz na zaburzone zachowania innych osób. Przebywanie z osobą uzależnioną powoduje oczywiście pogłębienie się trudności związanych z osobowością posiadającą skłonności do współuzależnienia. Życie w bliskim kontakcie z alkoholikiem nie jest zatem jedynym źródłem współuzależnienia. Jest raczej okolicznością, która odsłania osobowościowe problemy partnera, które istniały już wcześniej. W oparciu o dotychczasowe analizy można stwierdzić, że współuzależnienie okazuje się odrębną formą zaburzonej osobowości i wymaga specyficznej interwencji terapeutycznej. Symptomy współuzależnienia nie znikną bowiem w sposób automatyczny po ustaniu problemu alkoholowego czy po zerwaniu więzi z osobą uzależnioną. Terapia współuzależnienia bywa często trudniejsza niż terapia uzależnienia. Po pierwsze, trudniej jest w tym przypadku o prawidłową diagnozę, gdyż zaburzone zachowania osoby współuzależnionej bywają interpretowane jako „normalna” reakcja na życie w bliskim kontakcie z człowiekiem uzależnionym. Po drugie, trudno jest przekonać osobę współuzależnioną, że alkoholizm współmałżonka nie jest jej jedynym problemem. Stąd decyzja o podjęciu terapii wymaga męstwa i łączności z Siłą Wyższą (por. P. Mellody, 1993, s. 179). Po trzecie, w Polsce oferta terapeutyczna w odniesieniu do współuzależnienia okazuje się zwykle mniej profesjonalna i gorzej zorganizowana niż oferta terapeutyczna dla ludzi uzależnionych. „ Wiem Ewo, że zawsze chcesz mieć rację. Ale należy przyjąć, że nie zawsze ją masz :D Ty tego nie czujesz. Tej choroby-współuzależnienia. Dlatego Twoje diagnozy są błędne. A Twoja pseudo-pomoc jako Ratownika-Obrońcy może często wzmagać chorobę. I w tym możesz być szkodliwa tutaj. Mnie nie zaszkodzisz, bo mam zaufanie do siebie. Wmawianie chorym, że sa zdrowe w celu pomocy może być szkodliwe. Bo my nie jesteśmy zdrowe i to jest punkt wyjścia do ........ zdrowienia. Dlaczego tutaj jesteś Ewo? A może jednak jesteś chora, lecz tak bardzo temu zaprzeczasz? Pomyśl o tym. A co do 4u. Widzisz, ona sama często przyznaje po czasie, że mogę tak myśleć, że mogę mieć rację. I napisała, że zmuszam do myślenia. I to jest akurat u niej bardzo cenne. Bo ona czuje, że ja coś tam wiem i coś tam rozumiem. Bo ja też przez to przechodziłam/przechodzę. A Ty moja kochana, możesz się tylko domyślać. Pomyśl droga Ewo, skąd tyle zacietrzewienia u ciebie, by mnie udowadniać chorobę. a przecież ja sie do tego przyznaję od początku pobytu na tym forum. Więc dlaczego wyważasz otwarte drzwi?
  22. Ewo Zastanowiła mnie jedna rzecz. dlaczego jednakTwój post mnie poruszył? Bo poruszył. I wiem. Zastosowałaś taki tick, który mój mąż stosował w przeszłości. On tez lepiej ode mnie wiedział, co myślę, czuje i dlaczego, jak było itd. Jak poszłam na Al-Anon to tam nauczyłam się ufać swoim odczuciom i osądom. Jak coś widziałam to widziałam, jak coś słyszałam to słyszałam, jak coś czułam to czułam to. Skoro pamiętałam jak było to właśnie tak było. Oczywiście nie do przesady, bo każdy może się gdzieś tam mylić. A pamiętam, ze kiedys w chorobie myslałam: "Skoro on tak pamięta i jest taki pewny tego, co mówi, to może było tak jak on mówi?" I miałam mętlik w głowie, bo pozwalałam sobie wmawiać, ze co innego widzę , myślę, co innego czuję, niż czuję. Ale teraz jest inaczej. Po latach wiem, co myślę, czuje, często także wiem dlaczego. I nikt mi już nie wmówi, ze jest inaczej. Kiedyś wiedziałam, czułam całą sobą, że mój związek jest toksyczny. więc chciałam go zakończyć.Ale dzięki terapii, pracy i miłości mój związek jest inny.Nie jest doskonały, i nawet nie musi być, bo nie mam takich oczekiwań,ale zdecydowanie nie jest toksyczny. To wiem, czuję. Więc Ewo - zastosowałaś bardzo toksyczny trick. Więc i Ty jesteś chora, toksyczna. I dlatego mnie to poruszyło, bo tak dobrze znałam to. Masz prawo myśleć, co chcesz.Ale ja nie muszę się z Tobą zgadzać. Ty dążysz do doskonałości, więc raczej jej nie osiągniesz. Tak to już jest. Bo doskonałości nie ma. I już :D Mnie to nie martwi. Co do syna to się nie wypowiadam, bo nie mam sprecyzowanej diagnozy, dlaczego? Twoja jest uproszczona i monotematyczna. Nie ma w niej odnośnika do genów i dziedziczności działań i zachowań. Moja teściowa była inna niż ja i inaczej wychowywała syna. Chyba nie toksycznie. A efekt był ten sam. Tutaj nie ma jednoznaczności. Ale jest w tym i moja wina. Oczywiście. To jasne. Byłam współuzależniona, jestem niby zdrowa. Ale nie wykluczam czasami naleciałości z przeszłości. To naturalne, że są. Dziwne, gdyby ich nigdy nie było.Ja kiedyś i ja dzisiaj to jednak ta sama osoba. Ale nie zgadzam się z tobą Ewo co do Twoich założeń i Twoich wniosków. A czas i tak wszystko zweryfikuje. :D Ale dziękuję za zainteresowanie i czas mi poświęcony. Zawsze to coś. Ćwicz dalej. Ćwiczenie czyni mistrzem :D
  23. Ewo Twoja diagnoza opiera się w całości na jednym błędnym założeniu. Na tym mianowicie, że Ty lepiej ode mnie wiesz, co ja myślę, czuję, jak działam i dlaczego.Do tego lepiej ode mnie wiesz, że moje małżeństwo jest złe i toksyczne, jak działa i dlaczego mój syn. I tak można by mnożyć w nieskończoność. :D A poniewaz założenie jest błędne - to i wnioski są do kitu. :D Bo to ja lepiej od ciebie wiem, jakie jest moje małżeństwo, co myślę i czuję. I czy jestem szczęśliwa czy nie. :D Jedno jest pewne Ewo. Masz tupet i jesteś bezczelna. :D I tylko tyle. A może aż tyle. :D Jeszcze nie studiujesz psychologii, a już jesteś lepsza (doskonalsza jak zwykle od psychologa). :D Boże, chroń przed samozwańcami. Dobrze, że korzystałam z pomocy profesjonalistów i oni mnie oceniali i uznali, że jestem zdrowa i terapia się skończyła. Im wierzę. Ty jesteś po prostu ... no w sumie nic nie jesteś. I tyle. Co nie mąci mojego szczęścia i radości z nadchodzącego urlopu :D Czego wszystkim życzę I nadal pozostaje na forum. Bo lubię.
×