Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

JovankaJo

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez JovankaJo

  1. Dobra, jestem i ja:) Miałam dzisiaj karmić małego, wszystko już gotowe, poszłam miksować do kuchni, wracam, a ... śpioch oczywiście śpi;). No nic, jak tak dalej pójdzie to będziemy musieli przesunąć porę obiadku, bo o 13 moje dziecko jest flaczkiem;). Izulinka - ja tak samo, wiedziałam mnóstwo na temat porodu sn, a o cc tyle o ile, właściwie tylko o powikłaniach pooperacyjnych poczytałam sobie. A jak w szkole rodzenia o tym mówili to tak słuchałam-nie słuchałam;), bo BYŁAM PEWNA, że ja urodzę naturalnie! No i masz Ci los;). Ja też rodziłam w normalnym szpitalu publicznym, ale wygody miałam jak w prywatnym, naprawdę. I do tego jeszcze oddział po remoncie! Bajka:) No a najbardziej urzekła mnie ta własna osobista sala, którą mi dali, bo ja akurat z tych aspołecznych jestem (serio;) ) i nie wyobrażam sobie spędzić tych pierwszych chwil z dzieckiem w towarzystwie współleżących;). To znaczy wiadomo - gdyby mnie położyli z kimś to nie miałabym wyjścia i też pewnie byłoby spoko, ale na szczęście miałam swój pokój przez 5 bitych dni, do których zaglądały tylko przemiłe panie sprzątaczki, lekarze podczas obchodu i pielęgniarki, ale i one w granicach rozsądku;). To było cudowne. A tak w ogóle to przypomniała mi sie jedna sytuacja - mianowicie jednego dnia miałam jakiś taki dół niezrozumiały, bałam się co będzie dalej, jak sobie poradzę w domu z małym i leżałam i ryczałam. I nagle do mojej sali wchodzi lekarz - skurczysyńsko przystojny, na oko może ze 2 lata starszy ode mnie;). I jak mnie zobaczył taką rozszlochaną to usiadł koło mnie na łóżku (mnie głupio, bo zakrwawione), położył mi rękę na ramieniu i pyta prawie jak mój M. "Co się stało, pani Asiu?" A mnie było tak wstyd powiedzieć mu, że ryczę, bo nie wiem czy sobie poradzę z dzieckiem, ze powiedziałam mu, że...tak strasznie boli mnie rana po cięciu... No wiem, masakra:P. Ale w życiu bym mu się nie przyznała!;) I on mi osobiście przyniósł jakąś tabletkę przeciwbólową (na szczęście tabletkę, bo mogłam jej nie wziąć) i mówi:"Tylko to mogę pani dać, dobrze? Bo jak chce pani karmić maluszka to nic innego nie wchodzi w grę." I chcąc mi poprawić humor, dodał:"Ależ jaki on piękny, pani Asiu! Jeszcze raz gratuluję." A jak znów w ryk jak tylko wyszedł z sali, bo tym gorzej mi się zrobiło...;) Jezu, jak sobie przypomnę te huśtawki hormonalne po porodzie...:P No i widzisz - kolejny dowód na to, że w każdym szpitalu coś tam jest zawsze inaczej:koszula do porodu. Ja wzięłam z domu taką już na stracenie, nawet powiedziałam położnej, że chciałabym w niej zostać, bo i tak można ją potem wyrzucić, ale ona mi kazała się przebrać w tę fizelinową. Upociłam się koń na roli... Na drugi raz;) będę się upierać, że zostanę w swojej. Tej koszuli przeznaczyłam taki los i tak będzie - ona tylko chwilowo zachowała życie, jak w "Oszukać przeznaczenie":P. Dziękujemy za całuski, no Kacperek nie pogardził buziakiem od cioci, ale najbardziej czarująco się uśmiechał jak dawałam buziola od Zuzi;). Kaasik89 - kochana, taka jestem ciekawa co u Ciebie!:) Stymulowana - no to widzę, że tylko w moim szpitalu taki hardkor, że pionizacja po operacji jest już po 12 godzinach...;) Ło matko, to i tak, że ja tam w ogóle po takim czasie stanęłam na nogi! Z pomocą, bo z pomocą, ale zawsze;) I mówisz, że z dziewczynkami jest mniej problemów? Hm... Ja podobno byłam diabłem wcielonym, darłam się o byle co, wiecznie mi coś nie pasowało. Za to moja siostra? Anioł! Mama podchodziła w ciągu dnia i nocy do łóżeczka po kilka razy, żeby sprawdzić czy ona w ogóle żyje;) Obojętnie czy zasrana, czy zasikana - biło od niej niebywałe szczęście:):):). Tylko jak zgłodniała to darła pyszczycho, a tak to mama nie wiedziała jaki ona ma głos:).Jak się ją zostawiło w łóżeczku na 2 godziny to sobie tak leżała i miło spędzała swój niemowlęcy czas;), jak 3 - to też było git:). U mnie też było tak, ze w ostatni dzień przyszła położna od noworodków i mówiła różne przydatne rzeczy, ale nie pokazywała jak mamy kąpać małego, mówiła tylko w czym ewentualnie, jak rozpoznać alergię na środki pielęgnacyjne, co wtedy zrobić itp. No i kąpać nauczyliśmy się - chcąc nie chcąc - sami, bo w szpitalu nam nie pokazali, a w szkole rodzenia te zajęcia akurat opuściliśmy, bo coś nam wypadło;). Samej kąpieli to się nie bałam w ogóle, ale tej pielęgnacji potem, co robić najpierw, co później - ło ludzie, stres jak nie wiem. Dziś się z tego śmieję, ale wtedy ryczałam jak bóbr z bezradności... Alaa - no ja do porodu sn (bo taki przecież miał być początkowo) miałam właśnie tę koszulę z fizeliny, ale jak widzisz różnie w różnych szpitalach jest. Na wszelki wypadek miej swoją - najlepiej jak masz taką, z którą bez żalu się pożegnasz, bo po porodzie sn mało która nadaje się do wyprania...;) A co do pakowania to ja Ci polecam zrobić sobie szczegółową listę i pomyśleć co możesz spakować już, a co nie będzie Ci aktualnie potrzebne w domu. I te rzeczy na spód. No jeszcze zależy ile zamierzasz mieć tych pakunków. I tak sobie sukcesywnie dopakowuj i wykreślaj z tej listy. Naprawdę będzie duuuuuuuużo spokojniejsza no i w jakiś sposób będziesz kontrolować sytuację:). zdesperowanamama - o jakich zmianach mówisz? Po tych ziółkach?:) Żoneczko - ja miałam jedno KTG w ciąży: na porodówce. To znaczy wtedy to kilka co jakiś czas, ale na porodówce pierwsze. Nie wiem od czego to zależy, że jedne kobiety mają wcześniej, a innym nie robi się tego wcale. Przypuszczam, że muszą być ku temu jakieś wskazania, no bo jak inaczej? Maćkowa - uuuuuuuu, duża Domcia!:) No ślicznie urosła:) :* Ja miałam robiony wymaz tylko z szyjki, z o***tu nie i też czytałam, że robi się go obowiązkowo, zeby potwierdzić czy rzeczywiście tych bakterii brak w... newralgicznych miejscach;). Ale ja najpierw miałam robiony wymaz, potem się dowiedziałam jak powinien prawidłowo wyglądać i potem już zapomniałam lekarza spytać czemu pominął mój o***t;), bo byłam pochłonięta przeprowadzką. Myślę, ze nie ma opcji, zeby zrobił Ci wymaz też z o***tu, skoro miałaś tylko jedną probówkę. Ja też miałam jedną.
  2. Maćkowa - a mężu w domu? Może skoczyłby do jakiegoś nocnego?;) Izulinka - powiem Ci, że ja naprawdę trafiłam do cudownego szpitala, na cudownych ludzi (poza jedną pielęgniarką, która mnie w********a, bo zawijała mi w becik i kocyk (!!!) małego jak spałam i nie widziałam, a były wtedy mega upały i on wciąż miał potówki!!! Myślałam, ze ją rozerwę po prostu. W końcu poszłam tam do nich i przy wszystkich oraz przy ordynatorze (który tam akurat stał i coś tam im mówił) powiedziałam jej, że sobie nie życzę kiszenia mojego dziecka i to jeszcze cichaczem jak nie widzę (a parę razy zauważyłam jak wychodziła z sali, a ja się akurat budziłam). Zrobiło jej się głupio, poczerwieniała i mówi: "Ale proszę pani, to dziecko ma 2 dni, nie wolno go wychładzać!" A ja na to:"Toteż nie trzymam go w lodówce, gdyby była pani łaskawa zauważyć, a jedynie nie owijam w gruby koc jak byśmy byli na Syberii. I proszę mi go nie dotykać bez mojej wiedzy i zgody." I wyszłam. A tak to wszyscy byli bardzo pomocni, pielęgniarki pomagały, jednocześnie nie narzucając nam swojej obecności. No i zaraz po szyciu trafiłam na własną, jednoosobową salę z łazienką. Luksus, choć wiem, że to rzadkość. Widzisz, Tobie kazali samej wstać po 24 godzinach, mnie (z pomocą) po 12... Może dlatego nie dałam rady, bo za wcześnie było po prostu. Ale spytały mnie czy idę na drugi dzień pod prysznic sama, czy któraś pielęgniarka ma mi przyjść pomóc i towarzyszyć, czy może czekam na męża. Powiedziałam, że idę sama. I dokładnie tak jak Ty - poszłam i zemdlałam. Na kiblu siadła, mroczki, gwiazdki... A ona weszła w tej chwili, żeby o coś tam spytać. I też dostałam mały ochrzan, że czemu strugam takiego bohatera, skoro jeszcze jestem taka słaba;). No cóż, skruszona dałam się zaprowadzić do łóżka i poczekałam grzecznie na męża. Ale to było w piątek, a rodziłam w środę wieczorem.
  3. Stymulowana - w szpitalu dają mleczko w takich maciupkich, jednorazowych buteleczkach danej firmy produkującej mleko:) Moje były z firmy HIPP i miały 90 ml, co starczało wtedy na 3-4 karmienia. Taką butelkę wolno mieć otwartą do 4 godzin, potem wyrzucasz i dają Ci nową. One są zakręcane jak słoiczki i do tego jest smoczek, więc tego też nie musisz mieć:). Smoczek sobie sama myjesz w sali. Dlatego miejcie ze sobą płyn do naczyń i gąbeczkę! No i co ciekawe - tego mleka się nie podgrzewa, bo i gdzie niby... Ale mleko ma temperaturę pokojową, więc luzik. Maćkowa - co Ty mówisz??? To znaczy teraz jest tak, że dziecko po porodzie tylko porządnie wycierają, ale pozostaje w tej mazi, bo to chroni jego delikatny naskórek. No ale na drugi dzień już normalnie... Tylko w dniu wypisu mi go nie wykąpali, bo powiedzieli, że w domu już będzie kąpany... Alaa - :*:*:* Wiesz, gdyby mi ktoś przed porodem tak właśnie opisał krok po kroku to naprawdę byłabym spokojniejsza, bo wiedziałabym czego mam się mniej więcej chociaż, tak z grubsza spodziewać. A tak? Wszystko na własnej skórze;)
  4. Maćkowa - trzymam kciuki za jutrzejszą wizytę:) No i właśnie - jak strona stoi w miejscu to trzeba dużo pisać. Musimy jutro o tym pamiętać. I w ogóle w najbliższych dniach! Kurde, nie pamiętam kiedy można się przebrać we własną koszulę!... Matko droga, czekaj no, na czas porodu dali mi tę jednorazową z fizeliny, potem jeszcze jedną, bo chciałam mieć czystą po prysznicu podczas porodu, a potem? Nie wiem nawet w czym byłam na sali operacyjnej! Moment, przejrzę zdjęcia. Mam takie zdjęcie jakąś godzinę po porodzie, jak leżę już na sali pooperacyjnej i pokazują mi małego. I tam jestem już w swojej koszuli. Ale jak to się stało???;) Serio - nie mam pojęcia! Weź jedną koszulę na porodówkę, bo nie wiadomo jak będziesz rodzić i może po porodzie naturalnym od razu każą się przebrać, nie wiem. Olala i Stymulowana - proszę zmyć paznokcie. Stymulowana - no na żywca jak to określiłaś, ale to przez moment jest takie mocne uszczypnięcie jakby i nagle luz jak w czołgu;) A ten momencik da się bez problemu wytrzymać:*
  5. Ja urodziłam Kacperka o 21:30. Męża wygonili o 23, wtedy też zabrali dziecko. Koło północy zaczął się ból - boli świeżo cięta rana i obkurczająca się macica. O 3 nad ranem odłączyli mi oksytocynę, podali jeszcze jakąś tabletkę przeciwbólową, zastrzyk w brzuch z lekiem przeciwzakrzepowym (nic nie bolało). Zasnęła, obudziła mnie pielęgniarka koło 7 rano. Znieczulenie zeszło, poczułam nogi. Dziękowałam Bogu za cewnik, bo nie musiałam myśleć o pójściu do łazienki - a poza tym to fajna sprawa, bo nie odczuwa się potrzeby siku, samo tam się sączy;). No więc przyszła ta pielęgniarka, w metalowym dzbanku miała ciepła wodę, pod tyłek podłożyła mi metalową miseczkę (kazała mi trochę unieść pośladki, oł gad...) i polewała psiochę wodą z dzbanka, przemywając ją gazikami jałowymi trzymanymi w jakichś metalowych szczypcach. Uczucie miłe - od razu poczułam się czysta;). O 8 obchód, nie zaglądali w krocze, oglądali tylko ranę na brzuchu i - niestety - naciskali na brzuch, zeby sprawdzić jak się obkurcza macica i gdzie się znajduje... Bolało... O 10 rano (12 godzin po operacji) przyszły 2 pielęgniarki i pomogły mi wstać z łóżka. I to był najgorszy ból ever. Nie umiem tego opisać. Poza tym chlupnęło ze mnie na podłogę i ich czyste, białe spodnie. Mnie wstyd, a one w śmiech, że ja się przejmuję takimi głupotami;). Nie wiem jak w innych szpitalach, ale w tym moim dzieci kąpane są rano, potem jest obchód i małego przywieźli mi dopiero koło 11. Bez proszenia. Spytałam tylko raz jak to wygląda i kiedy będę mogła zobaczyć synka. Rano musiałam poprosić o coś przeciwbólowego, bo...no bo masakra:(. I potem wzięłam już tylko raz - na wieczór, potem nic:). Nie to, ze nie chciałam, bo nie było potrzeby... Więc jestem z siebie dumna. Tym bardziej, ze przy karmieniu nie bardzo można cokolwiek brać. Znaczy się można, Apap - no ale nie bądźmy śmieszne - Apap na ból pooperacyjny:):):)No więc dziecko przywieźli mi koło 11. Ale ja nadal leżałam, więc pielęgniarka mi go zostawiła na moim łóżku i przychodziła co pół godziny sprawdzić co tam u nas. A my sobie leżeliśmy, spaliśmy, trochę go karmiłam. One dokarmiały, bo pokarmu miałam jeszcze mało. Przebierały mu też pieluszki tego dnia, zabierały na różne badania, szczepienia. I za każdym razem o wszystkim mnie informowały. Czasem musiałam podpisać jakąś zgodę. Na noc go zabrały. I powiedziały, ze jak nazajutrz wstanę i SAMA po niego przyjdę na noworodkowy to mi go dadzą już na zawsze;). Jezu, pół nocy ćwiczyłam półpodnoszenia, zeby rano dać radę.Stwierdziłam, że jeden dzień półmatkowania wystarczy, jutro muszę już być mamą w 100%;). I zostałam nią;). Wstałam rano sama (jakieś 15 minut mi to zajęło), wyjęto mi cewnik (pierwsze sikanie po wyjęciu było - o dziwo! - bezbolesne!), po obchodzie podeszłam (a raczej posunęłam) do lustra, uczesałam się, umyłam twarz i zęby i poszłam po syna:). Wiozłam go do swojej sali taka dumna!:) No i co - weszliśmy do sali, zamknęłam drzwi i...zaczęłam być mamą. Pierwszy Pampers jeszcze ze smółką, pierwsze przystawianie do piersi (potem sutki zaczęły krwawić, zasychać i pękać od ciągłego karmienia), pierwsze zdjęcia, mąż w sali non stop;). Dokarmialiśmy małego cały czas butelką. Pielęgniarki przychodziły co kilka godzin spytać jak się czujemy, czy czegoś nie potrzebujemy, czy nie donieść mleczka małemu;). To był drugi czyli piątek, bo urodziłam w środę. W sobotę chodziłam już prawie normalnie, choć nadal z nieludzkim wysiłkiem przewracałam się z boku na bok, ale leżenie nieruchomo nie sprawiało mi żadnego bólu. A środki przeciwbólowe brałam ostatni raz w czwartek! Niedziela jeszcze lepsza, w poniedziałek wyszliśmy:) Czy coś jeszcze dziewczynki chciałybyście wiedzieć?:)
  6. Jestem w tej "komfortowej" sytuacji, że przeżyłam i poród naturalny (częściowo, ale wystarczająco, żeby mieć jakiekolwiek doświadczenie), i cc. Postaram się nie owijać w bawełnę, ale nie po to, żeby Was straszyć, tylko żebyście mogły się przygotować na podobne sytuacje - podobne, bo pamiętajcie, że ile kobiet, tyle porodów i tyle historii. Postaram się też pokazać Wam, że nie do końca taki diabeł straszny - serio! No to do dzieła. Oczywiście - początek u każdej może być inny, bo jedna przyjedzie do szpitala na spokojnie, na zaplanowane cięcie, inna z małymi bólami, a jeszcze inna z rozwarciem prawie do parcia. Różnie może być, wiadomo. Dlatego musicie sobie "dopasować" moją wersję do siebie, jakoś ją przystosować:*. Mnie odeszły wody. Czyste. Kilka dni wcześniej obserwowałam na majtkach przezroczysto-żółtawą galaretkę (czop), plecy bolały jak na @, bolała mnie głowa (trochę), miałam mniejszy apetyt. To wszystko. To znaczy te objawy były na tyle subtelne, że nawet mi do głowy nie przyszło, że może zbliżać się poród, wręcz przeciwnie - płakałam, że to pewnie jeszcze potrwa wieki... A czekałam na jakieś bum, jakieś konkretne sygnały z mojego ciała. No i byłam tak na tym skupiona, że...nie zauważyłam ich;). Pojechałam do szpitala, tam wywiad-rzeka z położną na izbie przyjęć, składanie tysiąca podpisów, podpisywanie zgód, badanie ginekologiczne. Nie bolało! Ok, na izbie to wszystko. Spędziłam tam około pół godziny. Winda i na oddział. Nie na żadnym wózku, normalnie, o własnych siłach. Sączącymi się po udach wodami płodowymi znaczyłam moją ostatnią "ciężarną" drogę po korytarzu szpitalnym;). Tam siedziałam jakieś 15 minut (cały czas jest ze mną mąż - wychodzi tylko podczas badania, ale podczas porodu jest obecny nawet jak mnie badają). Znów gabinet - KTG. 25 minut leżenia plackiem - masakra, bo cały ciężar dziecka miałam na już i tak obciążonym kręgosłupie. No ale nie ruszać się. Skurcze znikome. Dziewczyny - nic a nic mnie wtedy nie bolało, rozwarcie 2 cm. Przychodzi lekarz - bada na fotelu. No i to BOLI. Ale do wytrzymania! Schodzę z fotela, idę na salę porodową. Rozpakowujemy najpotrzebniejsze rzeczy z toreb (przydatne na czas porodu). Co chwila przychodzi położna, lekarz, debatują, kiwają głowami, mnie nadal nic nie boli, tylko trochę brzuch twardnieje. Bezboleśnie. Zapada decyzja, że mam zwiększyć rozwarcie;). Spoko:). Chodzę i chodzę, Korzeniowski tyle w życiu nie przeszedł. Co 20 minut badanie ginekologiczne, KTG co godzinę (ale na szczęście mogę leżeć wtedy na boku). Mija kilka godzin, nic mnie nie boli. Decyzja: oksytocyna w kroplówce. Wenflon i jazda. Płynie sobie do żyłki, płynie, a ja plotkuję z mężem. Nudzi nam się. Kroplówka zeszła, dają drugą. Teraz już każą non stop chodzić (bo przy pierwszej mogłam leżeć). Zaczynam coś odczuwać. Takie mocniejsze skurcze, ale do wytrzymania, na pełnym luzie. Czekam z ciekawością aż mnie zwali z nóg;). Jakieś tam odczuwalne skurcze są, więc jak poczuję, że idzie to mam przykucnąć. Spoko. Do przeżycia, tylko dupę potem podnieść ciężko;).Badania, badania, badania. Rozwarcie 3 cm. Mało!!! Dochodzi skakanie na piłce. No i tu zaczynają się skurcze tak mocne, że momentami nie mogę nic powiedzieć. Ale tak szybko jak nadchodzą, tak szybko mijają, więc jest czas na to, żeby uwierzyć w to, ze nadal jest się żywym, mimo, że chwilę temu wydawało się nam to nieprawdopodobne;). Prysznic - chwilowa ulga. Badania - teraz już badają podczas skurczu, więc szczerze? Wbijam stopy w łóżko... Czopek na rozwarcie, zastrzyk - nic. 5 cm i koniec. Jestem zmęczona, chce mi się spać, jeść, ale to tylko momentami, w większości o tym nie myślę. Piję tylko jak smok. I sikam jak opętana - sikam i lecą wody, bo z nimi to jest tak, że jak nawet odejdą to dziecko nie ma całkiem "sucho", one się na bieżąco doprodukowują, jednak nie na tyle, żeby można było przełożyć poród na jutro na przykład. Dlatego po odejściu wód poród następuje z reguły (naturalnie albo przez cc) w ciągu 24 godzin. Dobra, postępu porodu brak, więc po ostatecznym KTG (jest ok) i wywiadzie przeprowadzonym przez panią anestezjolog decydują lekarze o cc. Minęło 18 godzin i 10 minut. Zakładają cewnik. O własnych siłach przechodzę do sali obok - operacyjnej. Kładę się na łóżko - cholernie zimne;). A nie, najpierw siadam. Znieczulenie. Naprawdę nie boli, dziewczyny to ukłucie. Albo boli tylko po tych moich skurczach wydaje mi się to pieszczotami;). Nie no, poważnie - nie boli. Nogi robią dziwnie i śmiesznie ciężkie. Szybko zanika w nich jakiekolwiek czucie. Są bezwładne i ważą 2 tony. I laski - TERAZ ZACZYNA SIĘ NAJPRZYJEMNIEJSZA CZĘŚĆ PORODU, KTÓRA POTRWA AŻ DO MOMENTU JAK ZNIECZULENIE (JUŻ PO ZASZYCIU) PRZESTANIE DZIAŁAĆ. Nie ma się co bać, naprawdę;). Mówią o wszystkim co będą z Wami robić, mówią jak się za chwilę poczujecie, kiedy wyjmą dzidziusia, kiedy może Wam się zrobić trochę niedobrze (właśnie podczas takiego szarpania, kiedy wyciągają dzieciątko). Kiedy wyjmą dziecko czujecie ulgę - ale w tym sensie, że wyraźnie Wam lżej! Serio! Pokazują go Wam - co się potem dzieje nie muszę chyba mówić;). Łzy, szczęście, kręci się w głowie:). I ta myśl: to naprawdę już? Już nie jestem w ciąży? Przed minutą przecież jeszcze byłam;). Dobra, wynoszą dzidziusia, żeby go "oporządzić", a Was zaszywają. Trwa to około pół godziny, ale leci migusiem. Gadają z Wami, żartują:). Wy słyszycie krzyk dziubka gdzieś za Wami i jest luksusowo;). No tak - luksusowo, bo nic a nic nie boli, jesteście szczęśliwe, czujecie ciało tylko od piersi w górę i ręce. Nie macie zgagi, uczucia cofającego się jedzenia w przełyku, nie boli Was kręgosłup, nic Wam nie puchnie, nie czujecie głodu ani pragnienia, nie chce Wam się siku - jest pięknie!!!:) I zaraz zobaczycie minę tatusia:). Skończyli szyć, przenoszą Was na łóżko takie już normalne, przykrywają kocykiem w poszewce, jak to w szpitalach i wiozą na salę pooperacyjną. Tam przynoszą i pokazują dzidziusia, przychodzi mąż, jest pięknie. Potem już maleństwo zabierają, towarzycho wyganiają, a Wy macie odpoczywać. Nadal jest zaje..., więc dumne i szczęśliwe piszecie sms-y do wszystkich, dzwonicie, odbieracie gratulacje. Mijają 3-4 godziny i znieczulenie powoli zaczyna schodzić. Nóg nadal nie czujecie, ale brzuch a i owszem. I tak - w jednej ręce wenflon i kroplówka z oksytocyną (tą samą, za pomocą której wywołuje się poród, tylko tym razem wywołane przez nią skurcze mają doprowadzić do obkurczania się macicy), w drugiej wenflon i kroplówka ze środkiem przeciwbólowym. Lipa, bo zaczyna boleć coraz bardziej. No i co tu dużo mówić - już nie przestanie, przynajmniej na razie.
  7. Oleńko, Stymulowana, Kaasik89 (choć Ty chyba najmniej zdenerwowana jesteś:*)i inne dziewczyny, które już niebawem czeka to samo - nie mam zielonego pojęcia czy Wam to w czymkolwiek pomoże, ale napiszę Wam pokrótce czego możecie się spodziewać podczas porodu i potem, jak już maluszek się urodzi. Wiem, że i IZA swego czasu, i kasiaa12 już pisały, ale ja dołożę swoje trzy grosze, zawsze to więcej informacji, może dzięki temu mniej stresu - no bo ja wyznaję zasadę, że boimy się tylko nieznanego, że strach wynika z niewiedzy.
  8. Najwyżej powrzucam potem jeszcze kilka jakichś postów o niczym, bo im więcej wpisów, tym szybciej przeskakuje strona. Tylko się potem nie gniewajcie, że zaśmiecam.
  9. No to zaje...:/:/:/ Chciałam teraz wystosować specjalny post do Oleńki i Stymulowanej, bo widzę, że strach i nerwy wzięły górę i teraz nie wiem czy Ola w ogóle zdąży go przeczytać do jutra. Fak. No nic, piszę, może zdąży.
  10. Agniesia - to tylko pozazdrościć takiego rewelacyjnego samopoczucia w ciąży:) Oby tak dalej, kochana - tego Ci życzę z całego serducha:*
  11. goscdarka - no powiem Ci, że byłam w takim szoku, że tak w ogóle można, tak po prostu zasnąć, że nie wiedziałam co robić:):):). Pobiegłam po telefon, żeby zrobić zdjęcia, bo mąż by mi nie uwierzył;), a potem zadzwoniłam do rodziców na Skype i pokazałam im ich wnuka śpiącego z umorusaną buźką:):):). Lali ze śmiechu:). A zdjęcia Wam prześlę jak będę słała inne;). Chętnie bym Ci oddała możliwość przespania się w ciągu dnia i choć kilka takich nocy, jakie serwuje mi Kacperek od niedawna. No właśnie - od niedawna, więc wiesz, musisz chyba przejść swoje z Alankiem;) i potem już będzie tylko lepiej:). Ja miałam masakrę do końca 3. m-ca, potem było ciutkę lepiej (zaczął sypiać w dzień dłużej niż pół godziny, zasypiał sam wieczorem, budził się tylko 2 razy w nocy), potem nastąpiło nagłe "pogorszenie";), co mnie kompletnie zdezorientowało, a teraz jest rewelka. Ale już cisza, nie chwalę się więcej, bo nigdy nic nie wiadomo, jeszcze mu się może (tfu! tfu!) odmienić;). U Ciebie postęp jak widzę - pozbyliście się kolek! To dużo, przynajmniej mały się już tak nie męczy. Będzie lepiej, musisz być dobrej myśli - właściwie nic innego Ci nie pozostaje, tylko czekać.:* Trzymam kciuki, dzielna mamo:* No a w sprawie tej tęsknoty to nie wiem co Ci powiedzieć...:( Przykro mi, że tak Wam ciężko, że Ty tęsknisz i cierpisz, jemu też pewnie nie jest łatwo... Przytulam Cię bardzo mocno:* Alaa - a no widzisz, są ludzie i ludziska, jak to mawia moja babcia. Tylko egości potrafią się tak zachować, nie bacząc na okoliczności - a na to już nic nie poradzisz:/ Olać to - tyle możesz.:*I nie denerwuj się, bo po prostu nie warto.:* Oby Twoje słowa co do mojego drugiego dziecka okazały się prorocze!;) Dziękuję!:)
  12. Eweelka - no zwlekamy jeszcze, żeby mój organizm się ciutkę zregenerował, a poza tym nie chcę sobie skracać czasu z dziećmi w domu, bo jak bym teraz zaszła w ciążę to 7 miesięcy krócej bym z nimi była i na macierzyńskim nie mogłabym iść na L-4 płatne 100%. Nie wiadomo jak to wszystko ugryźć, powiem Ci;) Brzoskwinka - sądzę, że jak mąż zobaczy Wikusię po raz pierwszy to jeszcze w szpitalu zacznie rozmowę na temat następnego dzieciątka;) Widziałam zdjęcie - rozstępów serio nie widać! To znaczy troszkę może tak, ale uwierz mi - masz piękny brzuch! No i rzeczywiście - nie za ogromniasty, taki w sam raz:) Agniesia - a Ty do kiedy pracujesz? W sensie planujesz jakieś L-4? Żoneczka - no to się cieszę, że nie wpadasz w żadne doły:) Tak trzymać, bo nie ma się czego bać:) Paola - jak sytuacja? Alaa - no to nie mogłaś jej sprowadzić do pionu, żeby nie robiła awantur o byle g****o i to jeszcze w Święta? A czemu masz takie nerwy na myśl o porodzie? Tak się boisz?:* gość - ja jadłam tylko jabłka z kompotu, ale położna zachęcała mnie (a było to jakieś 2 tygodnie po porodzie), żebym jadła też surowe, a poza tym inne owoce też, ale po troszeczku, żeby zaobserwować jak dziecko reaguje. No i każdy nowy owoc jeść do południa, bo w razie reakcji alergicznej do wieczora zniknie, a jak zaserwujesz maluchowi na noc to w razie nietolerancji masz noc z głowy. No i owoców też nie można wszystkich, niektóre tylko. Musisz poszukać w Internecie. Kaasik89 - oj, naczekasz się;) W ogóle jesteś wystawiona na największą próbę cierpliwości jak dotąd, bo nie dość, że termin minął to jeszcze nic się nie dzieje;). Dzielna dziewczyna z Ciebie:). A jutro być może...;):* Karakataka - a leczysz się na niedoczynność? Ja też mam i 5 miesięcy temu zostałam mamą:) Stymulowana - no jesteś rozwalona emocjonalnie, nic dziwnego, to normalne na końcówce:* Jedyne co możesz zrobić to naprawdę spróbować zająć myśli czym innym, czymkolwiek, bo zwariujesz!
  13. Cześć dziewczynki:) Ale jaja, mówię Wam... Moje dziecko dzisiaj zasnęło podczas jedzenia obiadu:):):). Normalnie - w krzesełku do karmienia, ze śliniakiem pod brodą i - uwaga! - z nieprzełkniętym jedzeniem w buzi!:):):) Nagle, bez żadnego ostrzeżenia, bez symptomów oznaczających zmęczenie - jadł, jadł i nagle ciach:). Pierwszy raz widziałam coś takiego:). Nie wybudziło go nic - jak mu zdejmowałam śliniaczek, jak wycierałam buźkę, jak przenosiłam na bujaczek, nic! I spał potem 2 godziny,a ja też, a co! W ogóle mały ostatnio jest aniołem - po śniadaniu śpi 1,5-2 godziny, po obiedzie 2, po butelce popołudniowej 1-1,5... Wiecie jaki luksus? Mogę się przespać w ciągu dnia ile tylko mam ochotę!!! No i w nocy budzi się tylko raz, koło 3-4, czasem dopiero o 5 i śpi dalej do 7:30 - czegóż chcieć więcej?:) Dziewczynki, obiecałam Wam swego czasu recenzję pieluszek DADA, które polecały mi między innymi IZA i Kasik_85 i oto co następuje: plusy: -cena, faktycznie można zaoszczędzić* - są cienkie jak Pampersy, a to duża wygoda - mają w kroku takie falbanki (jak Pampersy), które zatrzymują ewentualne "rzadkości";) minusy: -przy większej ilości moczu (a Kacper pije jak smok, więc wiadomo) śmierdzą, nie wiem, być może skład moczu mojego dziecka+środki zatrzymujące wilgoć dają taki efekt, ale mówię jak jest - jak dla mnie rzepy i te boczne zakładki (te co z plecków idą po założeniu) mają rozciągliwe jak reklamówka z hipermarketu, po prostu plastik, nie wiem jak to określić:( - podczas ruchów dziecka (podnoszenie nóżek, skręty na bok) odstają od brzuszka jak Happy, z których zrezygnowałam, czego efektem są znów zasikane ubranka w ciągu dnia. Przy cenie pojawiła się * - wyjaśniam: można zaoszczędzić pod warunkiem, że dziecko jest jeszcze maleńkie, niewiele się rusza, więc i nie wykonuje jakichś gwałtownych ruchów, dzięki czemu pieluszka jest cały czas na właściwym miejscu i ubranka pozostają suche, nie trzeba zużywać 3-4 kompletów dziennie;). Miało być szczerze;). Ale za to moje ostatnie odkrycie z Biedronki: chusteczki do pupy Fitti! REWELACJA!!! Sprzedawane są w 3-paku, a każda paczka zawiera 72 chusteczki. Cena 9,99 zł za wszystko!!! Nie są ani za suche, ani za mokre (a bywają różne na rynku...), pięknie pachną, zawierają panthenol. Boskie po prostu!
  14. Olala - oj, jestem pewna, że mąż to wszystko przeżywa nie mniej niż Ty:). Stąd te nerwy. Nie wiem czy pamiętasz, ale ja w wieczór poprzedzający narodziny Kacperka też się pokłóciłam z moim. Noooo, ostro było - po prostu oboje już nie wytrzymywaliśmy tego napięcia, niepewności, mojego narzekania... No i przed porodem lepiej nie jeść nic ciężkiego ani tłustego, bo w razie konieczności cc lepiej mieć żołądek prawie pusty, co by się pacjentka nie zachłysnęła rzygowinami podczas operacji, że tak to niedelikatnie ujmę (wybacz, ale nie ma czasu na czasu na cackanie się;) ). Więc - jemy leciutko! Żoneczko - jakie szczęście, że mnie ominął poród zimą... ;) Co ja bym na moje nożyska wówczas włożyła? Kapcie chyba tylko - i to też nie każde!:P Kaasik89 - trzymam kciuki, kochana!:*:*:* Jestem z Tobą myślami:* _nessaja_ - balkon po prostu przefantastyczny!!! No i wyróżnia się na tle innych:). Piękny:). Aleeeee - kot jak zwykle wymiata!!!:):):) Angelus - śliczne maluchy:) Zuza jest przeurocza, zacałowałabym ją! I ten uśmiech!:) Usia - fajnie, że się odezwałaś:) Na pewno niewesołą macie sytuację w domu, ale widzę, ze starasz się być bardzo dzielna:* A brzuszek jak? Wyślesz fotkę?:) I jak się czujesz?:*
  15. Sara__ - u Ciebie też były spięcia przedświąteczne (a u kogo nie były...;) ) - udało się spędzić miło czas mimo wszystko? Olala - wspaniale, że udało się wrócić na Święta do domku:). Kochanie, nie czytaj już nic w Internecie, bo nie chodzi o to, ze tam wypisują bzdury, ale o to, że ile kobiet, tyle historii. Jedna na oksytocynę zareagowała mocnymi, naprawdę bolesnymi skurczami, a inna niekoniecznie. Ja nie miałam wywoływanego porodu, bo sam się zaczął przez odejście wód, ale po kilku godzinach podano mi 2 kroplówki oksytocyny, ponieważ postęp porodu był znikomy. I co? I nic - zaczęło ćmić jak na @. Dopiero skakanie na piłce, czopek i 2 zastrzyki na rozwarcie sprawiły, że nie wiedziałam momentami jak się nazywam;). I powtarzam Ci po raz enty, Oleńko - dasz sobie świetnie radę ze wszystkim: z porodem, z bólem, z opieką nad Lenką, z odpowiedzialnością... Ze wszystkim! Jesteś mądrą, cudowną osobą i nie ma powodu, żeby było inaczej:). MargaretLucas - i jak? Poświętowaliście z mężem wigilijnie?;) Paola - to strasznie przykre, co musisz teraz przeżywać... Najgorsza jest chyba niepewność, domysły, półprawdy... Myślę, że skoro planujecie ślub i dziecko - tym bardziej powinniście szczerze porozmawiać. To zawsze jest trudne, nikt nie lubi się przyznawać do błędów, zdrady (nawet emocjonalnej). Ale tak jak dziewczyny pisały - musisz zmusić P. do szczerej rozmowy, nawet jeśli nie będzie do tego skory. Jeśli nie uratuje to Waszego związku, to chociaż wiele wyjaśni. Życzę Wam spokoju, rozsądku w podejmowanych decyzjach i wzajemnego szacunku:*. Ja też przeżyłam zdradę (fizyczną i emocjonalną). Wybaczyłam, zapomniałam, wyszłam za mąż. No i się rozwiodłam. Nie z tego co prawda powodu, ale jak teraz o tym wszystkim myślę, to zaczynam widzieć, że nie trzeba było walczyć. Nie mówię, że u Ciebie będzie tak samo, ale chodzi mi o to, żebyś wyszła za człowieka, który naprawdę jest tego wart.:* Maćkowa - obżartuchu jeden!;) No ale jedz, jedz - tyle Twojego;). Ja też nic innego nie robię tylko wchrzaniam bez opamiętania:P. Nie dopinam spodni, więc przerzuciłam się na getry - a co se będę humor psuć! Stymulowana - na 481 stronie naszego forum znajdziesz wszelkie potrzebne informacje na temat becikowego:)
  16. Ta, no to biorę się za odpisywanie:). Alaa - jak tam nerwówka przedświąteczna? Udało się dojść do porozumienia w Święta? _nessaja_ - jutro będę miała więcej czasu wieczorkiem i obiecuję przepisy:) A co do mycia łazienki to jak zamieszkałam z M., mieliśmy bardzo jasny i równy podział obowiązków domowych (to był mój warunek wspólnego zamieszkania;) ). Ale jak zaszłam w ciążę, M. wszystko przejął na siebie, łącznie z myciem łazienki - całej! Ja w domu wtedy tylko zmywałam i prasowałam. Nawet naczyń nie chowałam! Nic, tylko te dwie rzeczy. Po porodzie, jak już w miarę doszłam do siebie (a właściwie mój kręgosłup), M. zasugerował, że muszę się przeprosić z myciem łazienki, bo on tego nie cierpi równie szczerze jak ja...;) No i cóż było robić? Zgodziłam się, boooo...on robi w domu całą resztę:). Ja zmywam, prasuję, myję łazienkę i kuchenkę, to wszystko:). BARDZO mi się to podoba;). goscdarka - i jak minęła Wigilia?:)
  17. Dobry wieczór:) Nie cierpię tego stwierdzenia, ale szybko napiszę i już do tego nie wracajmy;) - Święta, Święta i po Świętach! Wigilia upłynęła nam w bardzo przyjemnej atmosferze, choć narobiłam się jak dziki osioł i o 21 modliłam się, żeby wszyscy już pojechali do domu... Po tej kolacji zmywałam 2 dni... Nie pytajcie o stan moich dłoni - i tak od ciągłego zmywania, zapierania śliniaczków, marchewkowych pieluch i szpinakowych ubranek nadają się właściwie już tylko do przeszczepu... Nasze dziecko też podarowało nam świąteczny prezent - zasnęło w Wigilię o 20, a wstało następnego dnia ooooooooo 6:30!!! Pierwszy raz od ponad 5 m-cy spałam ciągiem 6,5 godziny! Pierwszego dnia Świąt pojechaliśmy do teściów na obiad, ale jakoś tak nieświątecznie było:(. A dziś ani nigdzie nie byliśmy, ani nikt nie był u nas (chciałam odpocząć od tych rodzinnych nasiadówek, bo wszystko fajnie, ale co za dużo to niezdrowo;) ). Zresztą M. pojechał dziś na 13 do pracy, a ja cały dzień praktycznie przespałam - razem z moim Elficzkiem;). I dobrze mi z tym:). Ciężko mi to przyznać samej przed sobą, ale te Święta - mimo że pierwsze z małym - wcale nie były wyjątkowe. Jedynie w Wigilię przez chwilę czułam wyjątkowość chwili, a tak to... Jestem zawiedziona, rozczarowana i kompletnie nie rozumiem dlaczego tak jest:(. Zanotowałam w pamięci tylko 3 piękne momenty - kiedy mąż łamał się ze mną opłatkiem, popłakałam się. Życzył nam, żebyśmy mieli drugiego dzidziusia, ale w takich słowach, że mi dech zaparło. A najlepsze jest to, że...mam te słowa w sercu, ale za nic nie mogę ich sobie przypomnieć!;) Drugi moment to prezenty - od teściowej dostaliśmy między innymi kalendarz na 2015 rok z najpiękniejszymi zdjęciami naszymi i Kacperka - ryczałam jak bóbr;). A trzeci moment to poranek pierwszego dnia Świąt. Mąż leży w łóżku z małym, ja zmywam. Kilka razy już wołałam go, żeby odłożył małego do łóżeczka i przygotował śniadanie. Wołam i wołam. W końcu wkurzona zakręcam kran i idę do pokoju, gdzie znajdują się moi mężczyźni, planując po drodze jak ubrać w słowa moje wkurzenie, że jestem zlewana od dobrych 20 minut. Otwieram drzwi i co widzę? Mój mąż muska delikatnymi całuskami czółko Niuniusia, głaszcze go delikatnie za uszkiem, a Kacperek trzyma go za palec i zasypia, mrucząc. Jeden z najpiękniejszych widoków ever:). No i jeszcze jedna śmieszna sytuacja;). Nie jest tajemnicą, że M. najchętniej już rozpocząłby starania o dzidziusia;). Ale wczoraj przeszedł samego siebie, jeśli chodzi o przekonywanie mnie. Mówi: "Żabo, a może jednak dziś rozpoczęlibyśmy akcję powiększania naszej rodzinki?" Ja:"Kotek, mówiłam ci już, poczekamy jeszcze troszkę." On:" A jak zapalę choinkę?" :):):):):):) Nie ma słów do niego!;)
  18. Dziewczynki - ja też Wam chciałam życzyć cudownych Świąt:). Tym, które czekają na spełnienie swojego największego marzenia - wytrwałości, cierpliwości, WIARY, która czyni cuda i siły, żeby stoczyć każdą bitwę w tej wojnie:*. Tym, które niebawem zostaną mamami - zdrowia, siły, aby przetrwać każdy ból i strach, porodu, który stworzy Was na nowo jako kobiety, przyniesie wzruszenia i szczęście nie do opisania oraz zdrowych maluchów:*. A tym, które mamami już są - umiejętności dostrzeżenia piękna w każdej, nawet najtrudniejszej chwili macierzyństwa, siły, kondycji, cierpliwości i niezłomnej chęci tworzenia swojemu dziecku magicznego, bezpiecznego i radosnego świata każdego z pozoru takiego samego dnia:*. Odpoczywajcie, dziewczynki, cieszcie się chwilami spędzonymi w gronie najbliższych i kiedy chwycicie w dłonie opłatek, pomyślcie, że mamy również siebie tutaj i to jest przecudowne. Kocham Was bardzo, bardzo, moje kobietki:*:*:* Wesołych Świąt!:)
×