Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

a ja uważam

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez a ja uważam

  1. Ewa - "goście" i "gospodarze" to PRZENOŚNIA :o ...podobnie zresztą jak "uczta" (= życie)
  2. do: a kto takie bzdety wypisuje odpowiem Ci jak wygląda ta \"pokrętna\" filozofia na przykładzie w małżeństwie pojawia się zdrada, coś między dwojgiem ludzi sie psuje, facet \"nawala\" i zamiast ratować związek szuka sobie innej i znajduje inną co robi żona? całą winę przypisuje kochance - na niej skupia swoją złość, do niej wydzwania, ją obraża, jej psuje opinię, bo przeciaż to ta \"kurwa\" \"rozwaliła jej związek\" , to ona \"zabrała jej dzieciom ojca\", podczas gdy biedny miś (czytaj: mąż) zostaje ze wszystkiego cudownie oczyszczony, ba, nawet często zostaje przyjęty z powrotem pod skrzydła żony, nie ponosząc absolutnie żadnych konsekwencji :o to jest właśnie ta pokrętna filozofia, polagająca na przenoszeniu uczuć na osobę, której się nie zna z osoby którą się kocha tak samo, jak żonie jest poprostu łatwiej nienawidzieć kochankę niż męża, z którym spędziła X lat, którego może nadal kocha tak samo żonie/partnerce faceta po rozwodzie o wiele łatwiej jest skupić złość na dzieciach (które często same też chętnie jej okazują negatywne uczucia, pyskują) obrażają niż na mężu/partnerze, który obiecuje złote góry, kocha i wydaje się być księciam z bajki problem jednak nie polega na tym, że owe kobiety źle lokują swoje negatywne uczucia i przez to \"dostaje się\" nie tym co trzeba, tylko na tym, że ci najbardziej winni wychodzą z całego zamieszania bez najmniejszego uszczerbku, nie mając nawet szansy wyciagnąć jakichkolwiek wniosków, bo są notorycznie usprawiedliwiani, przez zakochane w nich kobiety, te, które ci mężczyźni najbardziej swoim zachowaniem ranią bo problem z całym niedogadaniem się i tym, że ktoś czuje się jak 5-te koło u wozu leży właśnie w tych panach, którzy biorą się za układanie życia (sobie i innym) nie zakończywszy jeszcze układania wszystkiego z przeszłości, nie załatwiwszy tego co się za nimi ciągnie (nie mam na myśli dzieci) i nie mając zielonego pojęcia kto powinien pełnić jaką rolę w nowopowstałej rodzinie trudno, żeby dzieci czy ich partnerki same się zaczęły czuć dobrze i znać \"swoje miejsce\", kiedy nikt ich odpowiednio nie traktuje, mało tego, dla nich też jest to przecież nowa i trudna sytuacja, a przecież w końcu trudno wymagać od \"gości\", żeby gotowali i ustawiali wszystko po swojemu, kiedy w domu jest przeciez \"gospodarz\", który wszystkich na tę wspólną ucztę zaprosił.... :o
  3. do: czerwone wytrawne chyba nie masz dzieci ;-)
  4. do: mój dba dobrze, że chciałabyś, żeby wszyscy się lubili i szanowali, ale to niestety nie zależy wyłącznie od Twojego nastawienia, na siłę nikogo do szacunku nie zmusisz myślę, że powinnaś dać spokój i zająć swoją rodziną, tamta dziewczyna jest już dorosła, niech sama decyduje czy chce być częścią Waszej rodziny czy nie - ostatecznie to ona będzie odizolowana od człej reszty, od rodziny ojca, od rodzeństwa przyrodniego ostatecznie uważam, że nie Tobie powinno zależeć na budowaniu więzi między nią a resztą rodziny a jej samej, bądź Twojemu mężowi, jako ojcu, a jeśli im na tym nie zależy, to Ty sama na siłę też nic nie zdziałasz jeśli chcą się spotykać poza domem - nie widziałabym problemu, zostanie Ci trochę czasu dla siebie, dla Waszego maluszka i Twojej córki a jeśli będzie odwiedzała Was w Waszym domu, to ja nie widzę problemu, żebyś Ty sama zwróciła jej uwagę za niestosowne zachowanie w stosunku do Twoego dziecka, zamiast czekać na reakcję tatusia dom Twój, dziecko Twoje, nie widzę powodu, dla którego masz siedzieć cicho, jeśli ktoś zachowuje się nie na miejscu zwłaszcza, że dziewczyna jest już dorosłą kobietą, nie zrobisz jej raczej kuku jeśli zrócisz jej delikatnie uwagę, prawda? podejdź do tego na luzie, jak do każdej innej osoby, którą zapraszasz do domu, jak do każdego innego człowieka, który źle traktuje Twoje dziecko przecież każdej innej osobie zwróciłabyś na pewno sama uwagę, czy sąsiadce czy siostrze swojego taty, nie czekając aż zareaguje ktoś inny - masz do tego pełne prawo
  5. trudno liczyć na konstrutywne rady od osób, które wypowiadają opinie typu: \"pierwsze dzieci i pierwsze żony sa najważniejsze\" :o a ja dorzucę komentarz - dla kogo najważniejsze? dla obecnych żon napewno nie, bo dla nich najważniejszy jest ich mąż, a jeśli są dzieci to ICH własne dzieci (jak dla każdego innego człowieka, nie znam osoby która bardziej od własnego syna wolałaby na przykład dziecko sąsiada) dla ojca? gdyby były najważniejsze, to by robił wszystko, żeby z nimi zostać, wychowywać je na codzień i nie dopuścić do takich sytuacji a nie rozwalać im rodzinę i układać sobei życie na nowo - bardziej lub mniej udolnie ja wiem, że nie każdy rozwód jest z inicjatywy mężczyzny, że tak samo często to kobiety odchodza i zakładają rodziny, ale o takich przypadkach nie ma co pisac, bo kobiety najwyraźniej o wiele bardziej radzą sobie z takimi sytuacjiami, wiedzą gdzie postawić granice i ak tym życiem pokierować, stąd o przypadkach odwrotnych (kiedy to mama wyróznia jedno dziecko ponad inne) raczej się nie słyszy wszystkie dzieci powinny być traktowane jednakowo, ale życie pokazuje, że to zależy od rodziców i ich nastawienia i niestety najczęściej jednaj zdarza się, że jak mężczyzna przestaje kochać kobietę, to rozwodzi się również z dziećmi a jak zakłada nową rodzinę to dla dzieci z poprzednich małżeństw/związków nie ma w niej raczej miejsca więc zastanówcie się naprawdę które dzieci są ważniejsze dla tatusiów, bo ilość topików o braku kontaktów i o tym jak dochodzić należnych alimentów, które ciężko wyegzekwować od niechętnych tatusiów sama mówi za siebie, ktore dzieci dla ojców są ważniejsze... :o
  6. mój post był do a-śki, oczywiście
  7. lubisz się kłócić chyba... :o po pierwsze, gdybym sobie coś wymyślała, to nie zabierałabym głosu po drugie, są różne sytuacje i prawo też można róznie interpretować, czasem urzędnik sam podejmuje ostateczną decyzję, niektórzy robią wyjątki dla znajomych, rodziny bądź w zależności od sytuacji - inni trzymają się przepisów aż do przesady- ale bez względu na sytuację, te przepisy istnieją i wszystko regulują i ja głównie o tych przepisach właśnie informuję - Ty natomiast piszesz wyłącznie o tym jak się może zdarzyć i opisujesz co przeżyłaś SAMA, ale chyba zdajesz sobie sprawę, że fakt, że Tobie lekarz wyraził zgodę na operację, nie znaczy wcale, że ktoś inny nie będzie ganiał do sądu kilkanaście razy, bo inny lekarz będzie potrzebował dowodu na piśmie, że "ojciec poszedł w Polskę", prwada? używając prostej analogii: to, że Twoje sąsiadka dostaje 1700zł alimentów na jedno dziecko nie znaczy, że Tobie też się należy i żadno przekrzykiwanie się nic tu nie zmieni
  8. panikarko - dużo zależy od podejścia Twojego męża mnie natomiast interesuje inna sprawa - tu ukłon w stronę wszystkich krzyczących pań, że rodzeństwo ma spędzać wszystkie uroczystości razem - czy Twój syn jest zabierany na wszelkie uroczystości tamtej dziewczynki? jest jeszcze malutki, owszem, ale czy sądzisz, że była żona organizując urodziny swojej córki wyśle zaproszenie również do Twojego synka? w końcu to rodzeństwo :o ja na Twoim miejscu zrobiłabym małą uroczystość dla Waszej trójki - bez obecności innych członków rodziny, bez babć i wujków i rodzeństwa przyrodniego, a w następny weekend, ewentualnie drugą, większą uroczystość dla reszty rodziny masz prawo świętować tak jak Ty tego chcesz, to jest Twoje dziecko, nie pozwól, żeby babcia o wszystkim decydowała mąż na pewno zrozumie, jeśli jest dojrzałym człowiekiem powinien wiedzieć, że za układy w rodzinie/rodzinach odpowiedzialny jest przede wszystkim on, również to ON powinien ponosić konsekwencje swoich własnych wyborów
  9. do Pani, co się pyta o paszport - piszesz oburzona: "Wiem,ze potrzebna jest zgoda i moja i meza,ale co z tego??" - ano to z tego, że bez jego zgody paszportu dziecku NIE WYROBISZ :p musi być zgoda ojca i już, takie jest prawo, możesz sobie krzyczeć od woli jakie to niesprawiedliwie i jak to być powinno - ale nie masz na to wpływu - zgoda ojca jest potrzebna gdyby było odwrotnie i Twój mąż chciałby wywieźć dziecko do swojego kumpla we Włoszech na kilka tygodni, to uważasz, że w porządku byłoby gdyby mógł to zrobić bez Twojej zgody a może nawet i wiedzy? dziecko jest Wasze wspólne, bez względu na to jak podchodzicie do swoich obowiązków, dopóki oboje macie do niego prawa, decyzję podejmujecie oboje, musi być zgoda obojga do a-aśki: piszesz, że nie mam racji, a za chwilę piszesz to samo, czyli że do wyrobienia paszportu zgoda ojca jest potrzebna :o a ja Ci powiem, że do innych rzeczy wymienionych przeze mnie też bardzo często zgoda jest niezbędna, niektóre szkoły prywatne wymagają zgody obu rodziców, jeśli dodzie do poważnej operacji, przetaczania krwi u dziecka też potrzebna jest zgoda OBOJGA rodziców - takie jest prawo i nikt się wtedy nie pyta czy ojciec się dzieckiem interesuje, chodzi z nim do lekarza, jeździ na sankach czy kupuje prezenty na urodziny, bo liczy sie fakt, że figuruje w metryce jako "ojciec" i ma prawa rodzicielskie, dokładnie takie same jak Ty
  10. zgodę na paszport powinni wyrazić OBOJE rodzice stan cywilny nie ma tu żadnego znaczenia, więc czekanie na rozwód nic Ci nie da - po rozwodzie, Twój były mąż wciąż będzie ojcem dziecka o wydaniu paszportu, wyborze szkoły, lekarza, zgodzie na operację i innych przypadkach, kiedy potrzebna jest decyzja rodziców może zadecydować SAMA MATKA dziecka tylko wtedy, kiedy ojciec ma odebrane bądź zawieszone prawa rodzicielskie
  11. jeszcze jedno nie powinnam pisać, że coś jest "normalne" (dlatego brałam w cudzysłów "normalność" jest bardzo subiektywna, każdy ma własną definicję dla Ciebie "normalne" było, że będziesz się starała dla tego dziecka dla innej kobiety w takiej samej sytuacji, normalne byłoby się odciąć nie ma jednego dobrego rozwiązania, wszystko zależy od ludzi i ich konkretnego podejścia to co sprawdza się u jednych u innych powoduje klapę na całego a teoria ma to do siebie, że najbardziej sprawdza się w ...teorii ;) ale warto sobie pewne rzeczy uścwiadomić, teoretycznie, żeby wyraźniej wszystko zobaczyć w praktyce czasem dopiero jak się opisze obraz wiadomo co tak na prawdę na nim widać...
  12. :-) to strasznie zabrzmi co powiem, ale czasami dobra wola nie wystarczy i nawet stawanie na przysłowiowych rzęsach nie pomaga myślę, że dobrze podeszłaś do tego związku, nie masz sobie nic absolutnie do zarzucenia - próbowałaś, wykazałaś dużo dobrej woli, nie wyszło, zdarza się, poprostu nie ma co rwać włosów z głowy, trzeba na spokojnie ustalić nową strategię i się jej trzymać pokazaliście oboje jego córce, że może na Was liczyć, że wyciągniecie do niej rękę w razie potrzeby, teraz pokażcie jej, że to się nie zmieniło, ale Wy też macie SWOJE życie, obowiązki i że ona jest jedynie dodatkiem do WASZEGO WSPÓLNEGO życia, a nie jego podstawą to uważam za zdrowe podejście, podobnie jak w małżeństwach nie rozbitych z dziećmi, kiedy na pierwszym miejscu stawiani są partnerzy, a dzieci są traktowane jak dodatek, uzupełnienie, dopełnienie związku CUDOWNY dodatek, ale mimo wszystko dodatek, nie baza POZDRAWIAM
  13. czasem trzeba poprostu wybrać mniejsze zło i zastanowić się gdzie mam szansę na sukces - w budowaniu nowej rodziny czy składaniu na nowo poprzedniej - obie rzeczy wymagają mnóstwa pracy i poświęcenia jest takie przysłowie o łapaniu kilku srok za ogon rzadko się to udaje, niestety
  14. jeszcze jedno, w sytuacji kiedy nie ma chęci współpracy (czyli w ogromnej większości) trzeba się poprostu zastanowić co jest dla WASZEJ rodziny najlepsze i robić tak, żeby WAM było dobrze nie wszystki błędy przeszłości da się naprawić niestety, rozwód zmienia życie, także i dzieci i niestety trzeba się do nowej sytuacji dostosować, co dotyczy również dzieci jeśli mąż ma dość to niech się w końcu zajmie SOBĄ, TOBĄ, WAMI a nie lata jak stary kapeć gdzie go rzucą a co do córeczki proponuję zastosowac ton olewający - nie chcesz - nie przychodź, chcesz - przyjdź kiedy JA mam czas a nie kiedy TOBIE pasuje dla mnie jedyną metodą na normalne stosunki jest zachowywać się normalnie, traktować dzieci jak NORMALNYCH ludzi a nie obchodzić się jak z jajkiem reakcja tej dziewczyny jest zupełnie normalna na takie zachowanie ojca, gdyby Tobie ktos dawał codziennie kwiaty i raz nie dał, to też byś się pewnie obraziła, a przecież normą nie jest dawanie kwiatów non stop, tylko czasami, przy okazji jeśli ktoś zachowuje się tak jak Twój mąż do tej pory, bierzemy jego zachowanie za normę, trudno, żeby córka sama nagle zmieniła zachowanie, jeśli on nie zrobi tego pierwszy i nie wyznaczy granic na nowo nie słowami, zachowaniem właśnie
  15. do: no to byłe moja droga, nigdzie nie napisałam, że byłe żony mogą robić co chcą, przeciwnie, wyraźnie napisałam, że aby wszystko działało muszą wszyscy współpracować, a nie czekać aż samo się zrobi albo zrobi facet - owszem, zdarza się to niezmiernie rzadko nadal uważam, że ojciec ma się starać najbardziej, bo on nawarzył najwięcej piwa, bo on ma zobowiązania obustronne, bo on ma kontakt ze wszystkim (trudno, żeby jego dziecko wychowywała była żona z obecną, prawda?) nie obraź się, ale dla mnie Twój mąż pomylił stawanie na głowie z wchodzeniem (za przeproszeniem) w dupę i stąd taki efekt nie wiem czy proces jest odwracalny, ale im szybciej zacznie się mąż zachowywać jak ojciec a nie jak popychadło, tym szybciej szanowna córeczka zacznie się zachowywać jak córka a nie jak księżniczka albo się obrazi
  16. że wielu osobom tutaj brakuje klasy określania typu \"pieprzone bachoru\" czy \"wredne suki\" są oznaką wyłącznie tego, że autor/ki takich sformuowań nie radzą sobie same ze soba, ze swoim życiem, ewentualnie nie mają zielonego pojęcia o dorosłym życiu i zmaganiach w sytuacjach których dotyczy topik wszystko zależy od ludzi DOROSŁYCH i od tego jak oni to potrafią wszystko ułożyć jeśli wszystkie trzy osoby (facet, jego żona i była żona) potrafia się dogadać w podstawowych sprawach, to wtedy wszyscy sa zadowoleni jeśli jedna z tych osób miesza i nie współpracuje - wtedy pojawia się problem i można tu dyskutować na tysiąc sposobów kto ma prawo czuć się urażony i kto ma prawo wymagać szacunku, ale prawda jest taka, że oprócz praw ludzie mają również obowiązki i te obowiązki trzeba przynajmniej starać się wypełniać, bo poza tym, że sami sobie z tym wszystkim nie radzimy i nie czujemy się przez to szczęśliwi, to skazujemy na cierpienie niewinne dzieci i zwalamy im na głowę własne problemy moim zdaniem, najwięcej obowiązków ma w takim układzie MĘŻCZYZNA, bo to w końcu ON zdecydował się założyć nową rodzinę, to ON jest ojcem dzieci z oprzedniego małżeństwa i to jego zasrany interes, żeby wszystko jakoś ułożyć to ON powinien nauczyć dzieci szacunku do jego żony, to ON powinien stawać na głowie, żeby między nimi a obecną rodziną nawiązał się dobry kontakt, to ON powinien ustalić kontakty z byłą żoną i dbać o to, żeby te ustalenia nie niszczyły jego życia rodzinnego a wzmacniały więzi a przede wszystkim to ON powinien pokazać każdemu nową rolę, tak żeby każdy \"znał swoje miejsce\" w rodzinie i nie chodzi mi tu o ustawianie kogokolwiek i pokazywanie miejsca paluszkiem, ale o stawanie na głowie i sprawienie, że żona czuje się żoną i partnerką, która ma pełne prawo decydować o życiu swojej rodziny że dziecko czuje, że ma ojca, który uczestniczy w jego życiu i pomaga w jego wychowaniu (nie tylko jest osobą do której można pojchać na weekend i zwrócić się o pieniądze) a była żona pełni rolę matki dziecka i do tego ograniczają się decyzje nie jest dobrze, jeśli była żona uważa, że ma prawo organizować życie nowej rodzinie byłego męża i robi to tak, aby to życie kręciło się wokół jej własnych dzieci nie jest dobrze, kiedy obecna żona sztywnieje na każde wspomnienie o dziecku i nie potrafi zaakceptować jego obecności w życiu męża nie jest dobrze, kiedy dziecko uważa, że przez wzgląd na rozwód zostało naznaczone niewidzialną różczką i dzięki temu świat i wszyscy ludzie dokoła zaczęli się kręcić wokół niego podporządkowując mu wszystkie swoje plany, nie jest dobrze, kiedy dziecko nie szanuje ludzie, nie zna wartości i wchodzi w świat ze słowami \"należy mi się\" na ustach ludzie, przecież wychowanie dzieci jest wystarczająco trudnym zadaniem dla \"normalnej\" (czyt. NIE rozbitej, bo nie każda nie rozbita oznacza \"normalną\") rodziny - po co komplikować to jeszcze bardziej zrzucając na maluchy swoje dorosłe problemy? bo wybaczcie, ale to, że była żona czuje się zdradzona i oszukana, albo obecna żona nie czuje wystarczająco zainteresowania męża to nie jest wina dzieci ale mężczyzny, dzięki któremu się tak obie czują a po części może też i własnego podejścia do życia
  17. uważam, że taki model wspólnych świąt sprawdziłby się tylko w nielicznych przypadkach i to niekoniecznie dlatego, że obecne żony na to nie mają ochoty ale dlatego, że większość rodzin jednk uważałoby to za conajmiej dziwne i czułoby się niekomfortowo przy takim stole śmiem również sądzić, że większość byłych żon jednak raczej spasowało by na taki układ dlaczego? no cóż, nawet cząstkowe uczestniczenie w obecnym życiu byłego męża (kiedy w grę wchodzą wizyty z dzećmi) jest czasem dla byłych żon trudne, co mówić o sytuacji kiedy trzeba patrzeć jak on przytula czy całuje swoją żonę, ich wspólne dziecko, kiedy nasi byli teściowie się do niej uśmiechają, obserwować ich miłe relacje, porównywać święta, kiedy byli jeszcze razem z nami, zastanawiać się czy on kiedyś tak na mnie patrzył, czy ja rozumiałam się z teściem tak dobrze jak ona - to wszystko wydaje mi się dziwne, poprostu dla mnie rozwód oznacza zmiany i zachowywanie takiego samego porządku akurat w czasie świąt byłoby poprostu sztuczne dla byłej żony nie ma już miejsca w tamtej rodzinie, po co na siłę wszystkim udowadniać, że jest inaczej? inna sprawa, kiedy stosunki są takie same na codzień, była żona jest akceptowana i lubiana przez rodzinę, przez żonę, ma dobre układy z byłym mężem, spotykają się wszyscy nie tylko od święta, traktują jak rodzinę - ale same przyznacie, że to się zdarza niezmiernie rzadko (nawet Ty, cara mia, piszesz, że żona twojego byłego nie przepada za Twom towarzystwem, więc nie jesteś mile widzianym gościem, nie czujesz tego w ten sposób?) w każdym innym przypadku, ja tego poprostu nie widzę uważam, że święta to czas, który powinno się spędzić z bliskimi osobami, a dopóki była żona za taką nie jest uważana, jej miejsce przy stole wigilijnym raczej wydaje się nie na \"miejscu\" i komfortowość dziecka w takiej sytuacji jest raczej mało przekonująca, kiedy wszyscy inni czują się poprostu niezręcznie
  18. cukierku, a może się za bardzo starasz? może poprostu spróbuj nie robić nic, zostawić wszystko własnemu biegowi na przykład kiedy on umówi się z synem na lody nie proponując Tobie - pożycz im szczerze dobrej zabawy, żeby on nie czuł wyrzutów sumienia, że idzie bez Ciebie - w końcu to ich wspólny czas, Ty w tym czasie możesz wyskoczyć do fryzjera, do koleżanki, albo do kina - po powrocie też możesz powiedzieć, że robiłaś coś ciekawego, nie będziesz wtedy smutna ani rozczarowana kiedy będzie usypiał córkę, Ty poczytaj sobie dobrą książke albo posiedź na kafeterii ;) - czas minie Ci szybciej, nie będziesz się zadręczała i czekała postaraj się czymś zająć a jego spotkań z dziećmi staraj się nie komentować, nie pouczaj go, czy córka nie jest za duża na usypianie, nie rób smutnej miny, kiedy będzie chciał wyjść gdzieś z nimi sam, bez Ciebie, POPROSTU BĄDŹ - może on tego właśnie od Ciebie oczekuje najbardziej? jemu też jest ciężko, chciałby być dobrym ojcem nie psując jednoczesnie relacji z Tobą, dlatego się tak złości, bo próbuje wszystkim dogodzić, a nie bardzo mu to wychodzi stań na chwilę z boku, nie odchodź tylko bądź z nim ale nie koniecznie włączaj się do wszystkiego, rozumiesz? może z czasem z jego strony zaproszenie do dzielenia tej części jego życia pojawi się samo jeśli się nie pojawi, trudno, w końcu to jego przeszłość, niech ma tę część tylko dla siebie spórz na to z innej storny, w końcu wiesz gdzie jest, z kim i jak spędza czas, a to dużo lepie niż samotne wyjścia z kumplami na przykład... czasem z niewielkich rzeczy potrafimy zrobić problem poświęcając im zbyt wiele uwagi, naprawiając, dyskutując a czasem trzeba to właśnie zostawić, nie zwracać uwagi, zignorować - w wielu przypadkach okazuje się wtedy, że problem sam znika i wychodzi na to, że problemem nie była sytuacja którą uważaliśmy za problem, a nasze podejście i robienie z tego czegoś wielkiego przyszłość należy do Was i trzeba robić wszystko, żeby nauczyć się jakoś z tym żyć, tak, żeby Wam obojgu było łatwiej, bo przecież nie o to chodzi, żeby się w związku męczyć, prawda?
  19. i jeszcze jedno - patrzysz na związek przez pryzmat własnych doświadczeń, rozwodu, zdrady a co z ludźmi, których małżeństwa sa udane, pierwsze i ostatnie, którzy trwaja niezmiennie po kilkadziesąt lat i wychowuja wspólnie dajmy na to szóstkę dzieci? wiem, że temat dotyczy drugich małżeństw, ale dyskusja zrobiła się na tyle skrajna (dziecko ALBO partner), że warto chyba wspomnieć i o takich przypadkach uważasz, że Ci ludzie wppodanym przeze mnie przykładzie też stawiają dzieci na pierwszym miejscu i z pojawieniem się każdego nasępnego coraz bardziej się od siebie oddalają, pochłonięci budowaniem relacji z jakby na to nie patrzeć SZÓSTKĄ różnych osób? czy może przede wszystkim dbaja o relacje między SOBĄ, pielęgnują własny związek i stawiają swoje odczucia na miejscu pierwszym, traktując wszystkie dzieci jako uzupełnienia tego małżeństwa? z mojego doświadczenia, podowiem Ci, że w znacznej większości przypadków jest to drugie i małżeństwa z takim właśnie podejściem mają duże szanse na stworzenie świetnej rodziny dla każdego jej członka osoby, które stawiają na pierwszym miejscu dziecko, bardzo często oddalają się od partnera (który niekoniecznie też musi dziecko uważać za najważniejsze), w takich związkach pojawia się konflikt interesów, oddalenie i często takie związki nie przechodzą próby czasu nie wiem czy Ci ludzie są potem szczęśliwi, ale wiem, że przeżywają duży szok, kiedy dziecko chce się usamodzielnić, bo dla takich rodziców, relacje z dzieckiem są często nie tyle najważniejsze, co JEDYNE godne budowania dla dziecka tak być nie musi
  20. jubelko, jak świat długi i szeroki zawsze będzie WIELE punktów widzenia i tego nie zmienisz, choćbyś nie wiem jak swoje racje podkreślała dla Ciebie najważnijesze jest dziecko, które dzieckiem pozostaje zawsze i te relacje powinno sie budować przede wszystkim, bo partnerów zawsze można \"zmienić\" dla innych (i jest to tak smao słuszne podejście, tyle, że odmienne) najważniejeszy będzie zawsze partner, związek oparty będzie na zależnościach miedzy dwojgiem dorosłych ludzie a dzieci będą jedynie dodatkiem czy uzupełnieniem tego związku piszesz, że partnerzy odchodzą, a dzieci zostają - a ja Ci powiem NIEKONIECZNIE częściej jednak dzieci odchodzą, zakładają rodziny, wyjeżdżają na drugi koniec świata żeby studiować czy pracować i często już nie wracają, czasem odwracają się od rodziców i urywają kontakt z jakichśtam powodów - i co wtedy? dzieci dorastają, mają prawo żyć swoim życiem i decydować na ile rodzic będzie w nim obecny podobnie jak rodzic ma prawo ułożyć sobie życie na podstawie swoich proiorytetów, nie TWOICH, bo każdy ma inne i nie znaczy to, że wszystkie inne poza Twoim są złe sama napisałaś, że życie może się ułożyć różnie, czasem wygrywają Ci, którzy stawiają na relacje z dziećmi, czasem wygrywają Ci, którzy pielęgnują związek z partnerem ponad wszystko nie piszę tu o patologiach, tylko o zdroworozsądkowym wyborze do którego zawsze trzeba dodać czynniki trzecie, bo pamiętaj jubelko, że to co my sami sobie wybierzemy nie zawsze musi być dobrym wyborem dla innych, czasem parterowi się odmieni i mimo naszej miłości odejdzie, czasem dziecko postawi dobro własnych dzieci czy partnera ponad dobro rodzica są rzeczy na które nie mamy wpływu, decyzje innych ludzi, czasem nasze moralne i \"właściwe\" wybory inni ludzie z naszej rodziny mają poprostu w doopie, dlatego uważam, że bzdurą jest udowadnianie całemu światu, że tylko takie czy takie relacje sa ważne, ważniejsze a wszystkie inne można zamienić dla jednych tak, dla innych nie i ani jedni ani drudzy innej racji sobie raczej nie przyznają to się nazywa różnorodność poglądów i żadne \"uświadamianie\", jak to nazwyasz, nie ma większego sensu
  21. do: cukierek kompletnie nie zrozumiałaś mojej wypowiedzi i niepotrzebnie się tak oburzasz zgadzam się z większością tego co piszesz i uważam podobnie, że to partner powinien zajmować główną rolę w życiu każdego człowieka, nie dziecko, bo dzieci dorastają, zakładają rodzinę i żyją własnym życiem, natomiast udany związek procentuje na starość ale czy Ty, po tym co napisałaś wcześniej, z ręka na sercu możesz powiedzieć, że Twój związek tak właśnie rokuje? moja wypowiedź odnosi się do tego, jak ja widzę Twoje problemy dla mnie problem u Ciebie stanowi nie sama sytuacja, ale to jak WY OBOJE sobie z nią radzicie, a z tym jest raczej kiepsko, skoro Tobie w związku brakuje czasu i zainteresowania, kiedy Twój partner spędza czas z dziećmi, zaś on robi Ci ciagłe wymówki, że spędza z nimi za mało czasu stąd moja rada, żeby najpierw dorosnąć do budowania związku w którym obecna jest czyjaś przeszłość a potem układać sobie życie na nowo, nie krzywdząc nikogo i nie wymagając tego, czego dostać nie możemy ja żadnych wniosków wyciągać nie muszę, ale Tobie radziłabym przyjrzeć się bliżej Waszym relacjom i zastanowić czy ten problem Was od siebie coraz bardziej nie oddala może jestem głupia, ale dwoje kochających się ludzi powinno starać się wspólnie takie rzeczy rozwiązywać, a nie oskarżać się wzajemnie które drugiego bardziej nie rozumie :o jeszcze jedno, czasem zakochany mężczyzna poświęca swoje dzieci dla ukochanej; czasem bywa odwrotnie; kompromis jest raczej rzadkością, dlatego napisałam, że łatwiej jest sie rozstać jeśli nie widać wspólnego celu ja u Was tego celu nie widzę nie musisz od razu odchodzić, wystarczy, że trochę sie nad tym zastanowisz może wtedy sama wyciągniesz wnioski, zamiast umoralniać na form jakie to w Polsce panuje przekonanie -przecież Ciebie to nie dotyczy wierz mi, czasem dobrze jest zobaczyć świat innymi oczami, zamiast szufladkować wszystkich i udowadniać, że jedyny właściwy punt widzenia należy do Ciebie \"z partnerem jest się do końca życia\" - z takim nastawieniem zazwyczaj \"się NIE jest\", bo nad związkiem trzeba pracować, a nie bzdurnie zakładać wspólną wieczność zwłaszcza, że masz przykład pod nosem
  22. do cukierka wiesz, z tego co piszesz, to oboje nie jesteście jeszcze gotowi na związek Ty nie jesteś gotowa na zobowiązania wobec nieswoich dzieci, chcesz się cieszyć swoim mężczyzną, spędzać czas wspólnie z nim, nie potrafisz się nim dzielić ani czasem który powinniście miec tylko dla siebie Twój partner wydaje się nie być gotowy do związku z kobietą, bo wyraźnie nie potrafi pogodzić roli ojca z rolą partnera, skoro przy każdej okazji zostaje mu tylko jeden argument, o braku czasu dla dzieci budowanie związku też wymaga dużo czasu i pracy może niech on sobie będzie z dziećmi, niech będzie dobrym ojcem, niech wypełnia swoje obowiązki najlepiej jak może, żeby nikt mu w tym nie przeszkadzał a Ty znajdź sobie kogoś, kto będzie tylko dla Ciebie i z kim bedziesz mogła przynajmniej na początku związku poprostu pobyć, poznac się, nauczyć się bycia razem bez zbędnych dodatkowych problemów uwierz mi, będzie Ci dużo łatwiej
  23. to się musiały dzieci ucieszyć z Twojej propozycji napewno też poczuły się bardzo kochane i wartościowe, że tata nawet nie pomyślał, żeby je zabrać ze sobą, za to mama od razu wpadła na pomysł, żeby się ich pozbyć ale ty napewno jesteś dumna z siebie, w końcu świetnie to rozegrałaś, pokazałaś i jemu i jej, udowodniłaś, że są siebie warci a że kosztem własnych dzieci, jakie to ma znaczenie, prawda, zdradzona żono? to mnie właśnie dziwi najbardzie, jak ojciec oleje własne dzieci i zostawia je na wychowanie matce, to szuja i zwyrodnialec a jak mamusia proponuje odwrotny układ - to bohaterka :o
  24. do: cara mia masz dobre stosunki z byłym - ok ja nie uważam, że każdy były mąż powinien wieszać na byłej psy lub odwrotnie, bo chociażby dla dobra wspólnych dzieci powinni starać się przynajmniej utrzymywać poprawne stosunki ale nie oszukujmy się, rozwód to dość poważna decyzja i byle kłótnia małżeńska raczej nie jest przyczyną wydaje mi się, że obecna żona może mieć pretensje do męża, że umawia się z byłą na kawkę czy papierosa, nie dlatego, że to była, ale dlatego, że to inna kobieta - poprostu, tak samo jak Ty w czasie trwania waszego jeszcze małżeństwa nie byłabyś zachwycona faktem, że mąż umawia się z jakąś koleżanką czy byłą dziewczyną na kawę raz na jakiś czas nie demonizujmy zachowania obecnych żon, ani też zwykłych rozmów pomiędzy byłymi małżonkami uważam, że należy postawić jasne granice, zwłaszcza w sytuacji porozwodowej, jeśli jest się osobą dojrzałą w końcu to żadne przepychanki, bo rola każdej z kobiet jest już dawno ustalona - jest żona i jest była i każda z nich powinna swoje miejsce znać w końcu coś musiało być między wami BARDZO nie tak, skoro nie potrafiliście być razem, nawet dla społecznych pozorów, więc pokazywanie teraz całemu światu (a takie mam wrażenie po Twoich wypowiedziach na forum), że jesteście super kumplami dla mnie osobiście jest trochę śmieszne... bo wybacz, ale zupełnie inaczej brzmi, jeśli napiszesz, że nie drzecie z byłym mężem kotów o byle bzdurę, niż że czasem sobie wychodzicie razem na papieroska
  25. zgadzam się z gorgomutą każdy ma prawo czuć się kochany i ważny, ale tę miłość i uwagę należy egzekwowac od właściwej osoby ja widzę tu tylko i wyłącznie niedojrzałość faceta córko, żona Twojego ojca i jej zachowanie nie powinno Cię w ogóle obchodzić, dla Ciebie to jest obcy człowiek, nie rozumiem jakim prawem masz do niej pretensje i żal? mógłby mieć cały tabun takich żon, a i tak nie zmieniłoby to faktu, że to ON jest Twoim ojcem i tylko ON powinien wypełniać należące do niego obowiązki - z czyimś przyzwoleniem lub bez a niech by sobie siedziała w tym samochodzie, a niech by mu robiła awantury przed każdą wizytą - nie musiała przecież mu wszystkim ulegać i iść na rękę, prawda? jej sprawa i jej prawo problem w tym, że to ON jest ojcem i to ON podemował zawsze ostateczną decyzję, która tak się składała być oparta nie na dobru własnych dzieci, ale na jego osobistym wygodnictwie szkoda, że Ty tego nie widzisz i traktujesz go nie jak dorosłego faceta, który powinien ponosić konsekwencje własnych wyborów, tylko jak marionetkę sterowaną przez złą macochę :o prawda jest taka, że dzieci często obwiniają partnerki ojców o ich zachowanie, a przecież to są dorosli ludzie, tak smao jak żona ma prawo powiedzieć \"nie jedź do dzieci\" tak i on ma prawo powiedzieć \"pojadę!\" tylko, że niewielu tatusiów z tego prawa korzysta...
×