Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Kasia3000

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez Kasia3000

  1. cześć dziewczyny faktycznie spokojniej się tu ostatnio zrobiło, co mnie bardzo cieszy :-) Piszę bo przechodzę lekki kryzys, po fali delikatnej euforii, nazwijmy to "euforyjki" :-P przyszedł czas lęku. Skasowałam go dzisiaj z komunikatora, wcześniej udawałam że nie ruszają mnie jego opisy w których wylewa ogrom swojego cierpienia. Skasowałam, ale pewnie wpiszę ponownie, widzę że mam potrzebę iluzorycznej przecież kontroli, karmię się takimi ochłapami jak jego opis na gg, tak żeby wiedzieć że żyje, że wrócił z pracy, z treningu, że jest obecny w moim życiu... Nie piszę do niego, nie reaguje w żaden sposób, ale MYśLę, znowu to się zaczyna powatarzać, taki sam schemat jak za pierwszym razem kiedy się rozstaliśmy- "a co by M. w takiej sytuacji powiedział", "gdyby tylko M. widział mnie w tej sukience" itp. itd. Boże jak mnie to męczy... Zaczęłam się zastanawiać czy ja naprawdę chcę się uwolnić... Vacancy sama widzisz, że nie ma z czego być dumną...choć bardzo się staram.
  2. Niebo smutno mi kiedy czytam co piszesz...nie wiem jak mogłabym Cię pocieszyć przytulam Cię mocno. Jesteś wspaniałą, silną kobietą i wiem , że sobie poradzisz! Zero kontaktu to jest moja mantra, chociaż ja mam może łatwiej, bo M. tak jak przewidywałam, nie odzywa się, to już od ponad trzech tygodni, no może oprócz wysłania mi jakiejś łzawej piosenki, raz. Ja natomiast widzę jak sączy się we mnie trucizna, pojawiają się czasami myśli, które zrealizowane prowadziłyby do prowokowania kontaktu, tak jakby moja główka rozpracowywała jakby można było jeszcze pograć w tą grę, czegoś mi brakuje, przecież jest tak spokojnie... Gdy chcialam wyslac mu smsa napisalam i zapisalam w kopiach roboczych, zamiast kliknac opcje "send" chyba w odruchu nagłego przypływu trzeźwego myślenia... Później gdy nadal miałam ochotę się odezwać, zamiast do niego, dzwoniłam do koleżanki, albo zapisywałam wszystko w zeszycie. Pewnie nic odkrywczego, ale mnie to pomaga zdecydowanie i jest już trochę lepiej. Pozdrawiam
  3. Dzień dobry, To może mnie też przyjmiecie do tej loży? bo mam takie samo nastawienie :-) . Vacancy czuję w sobie siłę i widzę różnicę we własnym nastawieniu, między tym co jest teraz, a tym jak się czułam gdy pierwszy raz się rozstaliśmy. Euforii oczywiście nie ma ;-) , ale będzie dobrze. A prawo jazdy? miło że pytasz, no w sumie jeszcze nikogo nie przejechałam ;-) i oprócz tego, że instruktor powiedział mi ostatnio, że nie widać po mnie zapału (może dlatego, że się stresuję), to nie jest tak najgorzej. Miłej niedzieli życzę Wszystkim!
  4. Włączyły mi się nocne sentymenty i tęsknoty spychane za dnia pod dywan. Ludzka psychika jednak działa wybiórczo z tendencją do wyciągania tych pozytywnych wspomnień (zwłaszcza po zakończeniu związku :P). Uśmiechnęłam się do nich, takie moje małe zwycięstwo. Teraz czekam na kolejne, bo chociaż droga przede mną długa i wyboista, to już wiem, że wygram. Vacancy Niebo mam nadzieję, że wszystko dobrze... Dobranoc
  5. Dzień dobry, czytałam co pisałyście dziewczyny odnośnie tego, że nie umiecie/ nie umiałyście płakać. Przepłakałam zeszłą niedzielę, pół nocy z niedzieli na poniedziałek, poniedziałek i wtorek. Płakałam tak, żeby się \"wypłakać\", żeby wyszły ze mnie wszystkie emocje, aż do naturalnego uspokojenia. Bolało, jakby rozrywało mi wszystko w środku. A w środę stało się coś, nie wiem co, jestem trochę rozgoryczona, roztargniona i trochę bardziej drażliwa, może i smutna, ale płakać nie mogę, jakby się we mnie coś zamknęło i zahamowało tę początkową rozpacz. Czuję, że jest to jakieś w pewnym sensie nienormalne. Chyba znowu zadziałało wyparcie, a ja chcę to wszystko przeżyć żeby móc wyzdrowieć :(
  6. co za parszywy dzień z paskudną pogodą za oknem i bólem serca :( corobić- być może nie dojrzałam do lektury, a i do tworzenia związku też nie. mam nadzieję, że Wasz weekend będzie bardziej udany
  7. Renta Cholipa dziękuję Wam za odpowiedzi. Gdy to usłyszałam, coś nakazało mi się bronić. Poczułam się urażona, tak jakby ona chciała przelać na mnie odpowiedzialność za niepowodzenie tego związku, co jest no trochę niedorzeczne, bo chyba nie miała tego na myśli. A ja jestem zafiksowana na tym kto jest czemu winny, jestem zafiksowana bo to poczucie winy, momentami irracjonalnej ciągle mi towarzyszy i czuję jej ciężar. Chciałabym zrzucić z siebie ten garb, bo coś mi mówi, że bez tego nie pójdę dalej, bo od poczucia winy tylko krok do wejścia w rolę osoby przepraszającej i błagającej o powrót M. ... Zdenerwowałam się, bo jedno czego byłam świadoma, to to, że nie chciałam się poddać dominacji M. po raz kolejny, a tu mi ktoś mówi, że nie chciałam tej dominacji tak bardzo, że sama jechałam po bandzie, przekraczałam tą linię o której mówisz Rento. Ja czułam, że stawiam na swoim w słusznej sprawie, bo inaczej zginę po raz kolejny w szponach uległości. Czułam, że chcę dyskusji, czułam, że chcę żeby on skonfrontował się z krytyką jego zachowania i wyciągnął wnioski, ale nie udźwignął tego. Chciałam być chyba taka zdrowa do bólu, nie chciałam już uzależnienia, chciałam prawdziwego związku. To co mi powiedziała, wyzwoliło we mnie falę lęku i strachu, o ileż łatwiej jest przecież myśleć o sobie jako o niewinnej ofierze czyichś niecnych działań i obarczyć go odpowiedzialnością. Wyszło na to, że ja go mogłam tak samo ranić, a nie chciałam wcale tego :( Winię się za to, że od momentu kiedy do siebie wrócilismy miałam w sobie przeświadczenie, że to nie ma przyszłości. Winię się za to, że faktycznie byłam często chłodna, zamiast ciepła i kochająca, ale ja już po prostu nie miałam siły momentami...I jest mi bardzo ciężko tak o sobie myśleć. Cholipo, zaskoczyłaś mnie, nie przyszło mi do głowy odebrać tego za przekaz pozytywny i wiesz, ja boję się być świadomie silna, choć to czuję, boję się bo wiem, że mogłoby to mnie bardzo szybko wyprowadzić na drogę zdrowienia i zapomnienia o M., a obawiam się tej drogi, bo będę na niej sama i niezależna. Brzmi idiotycznie chyba, ale po prostu coś mnie przy nim nadal trzyma, ale obezwladniająca część mnie wyrywa się do przodu, ja tylko boję się tej nowej sytuacji. Wybaczcie ten kolejny elaborat, dużo myśli szumi mi w głowie...
  8. cześć od jakiegoś czasu trwa tu dyskusja o ratownikach, ratujących i tym podobnych, o tym co można traktować jako zimny prysznic, a czym już można drugą osobę dogłęgnie urazić. Chciałam napisać coś, jak dla mnie pośrednio w tym temacie. Mam koleżankę, która kiedyś była notabene moją współlokatorką. Jest na piątym roku studiów, na kierunku psychologia. Rozmawiałam z nią wczoraj wieczorem. Jako, że znałyśmy się wcześniej, wiedziała o moim związku z M., o różnych sytuacjach które się po drodze przytrafiały. Zeszłego wieczoru zaczęłam jej opowiadać jak wyglądała sytuacja po tym, jak się zeszliśmy z M. Wysluchała i powiedziała coś w stylu: \"to wygląda tak, jakbyś chciała się na nim odegrać, jest to normalne w związkach w których występował jakiś rodzaj przemocy psychicznej, że ofiara zachowuje się w ten sposób, kiedy już zyska trochę siły i chce być górą. Z roli ofiary weszłaś w rolę przeciwną\". Powiedziała to ze stoickim spokojiem, bez emocji, praktycznie jednym tchem. Wyraz jej twarzy nie był triumfujący, ani pobłażliwy, właściwie chyba nie wyrażał nic, ale odczułam znaczny dyskomfort, że tak po prostu w ten sposób mnie podsumowała. To w końcu koleżanka, możeby tak trochę empatii?... Była tu kiedyś mowa, że dobry terapeuta nie serwuje na pierwszym spotkaniu prawdy prosto w oczy i nie zostawia otumanionego nią człowieka na pastwę losu, żeby sam się w tym wszystkim pogubił, prawda? W reakcji na jej słowa pojawiło się u mnie silne zaprzeczenie, bo ja nie czułam swojej dominacji, jeśli takową nawet przejawiałam. Może uważacie, że przesadzam, ale mnie to zabolało, ja nie jestem gotowa na to aby przyjąć świadomość samej siebie nie jako ofiary, ale jako KATA! Ja się nie czułam nim. Pomyślałam sobie- \"kim Ty jesteś, żeby tak po prostu rzucać osąd\". Może ma rację, nie wiem. Tylko dlatego, że byłam twarda i potrafiłam powiedzieć M. rzeczy, które wcześniej nie przeszłyby mi przez gardło? tylko dlatego, że zdarzało się, że go skrytykowałam za jego zachowanie, które dla mnie było rażąco nie w porządku? czy dlatego, że nie wydzwaniałam do niego po 15 razy po tym jak się obrażał, bo uważałam to za poniżające? dlatego, że chciałam równej pozycji w tym związku i bardziej myślałam o sobie i swoich potrzebach w oddzieleniu od jego osoby? Czy to stawia mnie na pozycji, którą on wcześniej \"piastował\"? Wy też tak uważacie? Pewnie chciała dobrze, ale ja już nie odważę się z nią porozmawiać o tym. :( pozdrawiam
  9. Nie sądziłam, że kiedykolwiek powiem coś takiego, ale w myśl przytoczonej przez Ciebie Siódemko teorii, chyba byłam z Pawianiem...
  10. Vacancy, tak, ale jednocześnie stwierdzam, że analizowanie non stop tego co mi się przydarzyło, doprowadzi mnie chyba do obłędu :-O. Trochę przykro mi się zrobiło na wczorajszą wymianę zdań jaka tu zaszła, a nie chciałam się wcinać w tą dyskusję. A jeśli myślałaś, że chwilowo mnie nie ma, bo jestem zajęta rozmowami z M., to spokojnie ;). On do mnie nie pisze i ja do niego odezwać się nie mogę, zakończył to kategorycznie i wiem, naprawdę wiem, że on już nie będzie nawiązywał kontaktu. Czasami myślę, że jestem zdecydowanie bardziej toksyczna niż on... Pozdrawiam i życzę wszystkim miłego dnia
  11. ja chyba zacznę dyżurować na tej stronie, teraz jak się wszystko rozsypało... Vanesska , jeśli \"88\" w Twoim pseudonimie to nie przypadek, to jesteś rok młodsza ode mnie. To co przeczytałam zmroziło mi krew w żyłach autentycznie... Kochana, ratuj się, błagam! Po tym piekle, które przeszłaś zasługujesz na normalne, spokojne życie bez obsesyjnych myśli o tym człowieku, który tak strasznie Cię krzywdził. To nie miłość, to uzależnienie, przedefinuj to sobie proszę i kategorycznie nie wierz w żadne jego zapewnienia! Poszukaj fachowej pomocy u psychologa, który pomoże Ci rozliczyć się z tą traumą. Poczytaj topik, jest tu wiele dziewczyn, które posiadają rozległą wiedzę i zawsze wspierają ciepłym słowem. Przytulam Cię bardzo mocno
  12. i wiecie co? czuję się jakbym zrobiła tu z nieszczęśliwego człowieka, ostatniego chama, że wszystko wyolbrzymialam przez swoją nadwrażliwość i drażliwość, że nie powinnam była tak emocjonalnie reagować. On ma problem ze złością, szybko się denerwuje i ma kłopot z wyrażaniem swoich uczuć, zamiast tego zamyka się w sobie. Czasami potraktował mnie różnie, ale i ja potrafiłam być zła. On nigdy nie użył wobec mnie obraźliwego słowa, już nie mówiąc o podnoszeniu ręki, nigdy nie krzyczał i chyba się starał po prostu. Ma problemy ze sobą, a ja czuję się bardzo chora, czuję, że to zniszczyłam, że w ogóle nie liczyłam sie z jego emocjami, bo myślałam, że jest taki zimny i okrutny, bo postepuje inaczej niż bym oczekiwała i ciągle mnie rani. Chyba oszaleję, czuję się tak jakbym była sędzią i skazała na dożywotni wyrok niewinnego człowieka, który zawinił tym, że jest tak różny ode mnie, a w pewnych kwestiach taki podobny. Nie mogę się uspokoić :( :( :(
  13. no coz no coz dziękuję Ci za wsparcie ale ja wiem, że to już koniec i niczego więcej nie będzie, naprawdę. On napisał tego maila, bo na co dzień nie mieszkamy ze sobą (wręcz w dwóch różnych miastach), a teraz jestem u rodziców i jesteśmy oddaleni od siebie aż o jakieś 500km... W związku z tym, jeśli po tygodniu milczenia podjął tą decyzję to musiał mi ją zakomunikować albo telefonicznie, albo tak jak zrobił, mailem... Wiem, że gdbybym była przy nim nie dałby rady tego zrobić. On mi nigdy nie napisał czegoś takiego jak w niedzielę. I wiesz co jest \"najgorsze\"? on mnie wcale w tym mailu o nic nie obwinia. Napisał, że zrozumiał, że musi zakończyć ten związek teraz, bo choć było to strasznie trudne, przyznał się sam przed sobą, że to i tak kiedyś nastąpi, bo on wie, że jest mur między nami, którego już nie damy rady pokonać. Prosił żebym go nie znienawidziła, że chce żebym była szczęśliwa itd. I ja w to wierzę... Odpisałam mu cała w bólu, wyszło jakby z pretensjami. On nie odpisał i wiem, naprawdę wiem, że już się nie odezwie, że chce zapomnieć. On czuje, on ma uczucia i cierpi. Jest bardzo nieszczęśliwym człowiekiem, podobnie jak ja. Strasznie się z tym wszystkim czuję, on mnie nie obarcza winą za nic, sama się nią obarczam. Jestem chyba okropnym człowiekiem :(
  14. ja1972 również przytulam i współczuję...nie mam rodziny, dzieci, ani takiego stażu w związku, być może nic o tym nie wiem i jest to o stokroć bardziej skomplikowana sytuacja, ale wiem jak to boli, chociaż w małym ułamku. Wierzę, że osiągniesz swój cel i tego serdecznie Ci życzę. smutek123 chciałam Ci tylko napisać, że nie masz się czego wstydzić, chociaż i mnie to uczucie towarzyszyło, ale nie trzeba go mieć w tym miejscu, tak myślę. spróbuję zasnąć, zobaczymy co z tego wyjdzie (a jak myślę ile jeszcze przede mną takich nocy, to ogarnia mnie przerażenie...) dobranoc
  15. Renta11 dziękuję zaczęłam czytać topik od początku, szukam swojej prawdy... A co do mnie i M. to już drugi raz jak się rozstaliśmy. Za pierwszym razem, to ja podjęłam taką decyzję. Teraz to on przyznał się, że już nie wierzy w to że moglibyśmy się kiedykolwiek dogadać, że nie chce skazywać nas obojga na takie życie i że należy to zakończyć teraz. Definitywnie. Nie mogę już tego zrobić, nie mam już prawa wymagać od niego czegokolwiek. Na chwilę obecną ja już też tego nie chcę, chociaż jestem pogrążona w rozpaczy.
  16. Dobry wieczór, wróciłam w to miejsce i wybaczcie, że mogę się wcinać w dyskusję, ale potrzebuję się wypisać, znowu nie mam z kim o tym co przeżywam tak po prostu porozmawiać i wyżalić się. Tak jak pisałam gdzieś wcześniej, M. zostawił mnie wczoraj, wiem, że to już na zawsze, żadnego powrotu nie będzie, nigdy. Napisał autentycznie przejmującego maila w którym się ze mną pożegnał... Dzisiaj przeczytałam tekst, który parę stron temu przytoczyła Anna. Poczułam się okropnie, poczułam się tym pasożytem, ktory uwiesił się na drugiej osobie i z premedytacją, dla zaspokojenia własnych egoistycznych potrzeb, wysysał życie z osoby, którą twierdził, że kocha. Boże, poczułam się PASOżYTEM :-O. Wróciłam przecież do niego te cztery miesiące temu, chociaż wiedziałam, że nie mogę, że tak naprawdę wyrywam się z tego i chce uciekać, wróciłam bo \"coś\" mi kazało, bo przeżywałam gehennę bez niego, bo wydawało mi się, że bez niego zwariuję. Jednocześnie od momentu powrotu prowadziłam z nim grę, chyba podświadomie, chciałam się z tego uwolnić, zerwać te więzy, przeprowadzić \"próbę sił\" między nami. Często go prowokowałam, chciałam żeby już odszedł, dał mi spokój, bo byłam taka zmęczona całą tą walką. A gdy zaczynało się po tych prowokacjach bądź nie prowokacjach dziać naprawdę źle, to oczywiście przychodziła moja najlepsza koleżanka, a na imię jej- panika i strach, że trzeba wszystko ratować. Doszłam do wniosku, że mu to wszystko zaserwowałam i on się wykończył psychicznie, boże znowu czuję się wszystkiemu WINNA! I ciągle tylko w kółko \"gdybym tylko była lepsza, gdybym się tak go nie czepiała o różne rzeczy...\". To mnie chyba zabije. Jeszcze żeby było lepiej dzisiaj o 4 rano wysłałam mu maila z wyrzutami, jak mógł mi to zrobić i że tak strasznie cierpię, nie powinnam była tego robić, wiem, że on to przeżywa. Kolejny powód żeby czuć się winną i beznadziejną. W nocy, kiedy miałam silny atak niepohamowanego płaczu, wyszłam na balkon i stałam tam w koszulce nocnej pewnie z piętnaście minut, przestałam płakać, uznałam że lepiej trząść się z zimna. Wydaje mi się, że nie wytrzymam tym razem, że zrobię sobie coś złego, żałosne to wszystko. To jest jak obłęd, nie wiem kiedy to się skończy, ale wydaje mi się, że to nie będą miesiące, to będą lata... :(
  17. Cześć, no i przyszłam się wyżalić... Zostawił mnie. W długim mailu napisał całą prawdę o nas, tak jak ja bym to napisała... Nie wiem co teraz będzie, będę musiała sobie z tym jakoś poradzić, pójdę do psychologa, może wspomogę się jakoś farmakologicznie i jakoś z tego wyjdę. Miłego dnia wszystkim... :(
  18. Dobry wieczór wszystkim, Niebo zawsze o mnie pamiętasz tak zaczęłam dzisiaj podczytywać i Twój wpis mnie zmobilizował żeby napisać, w końcu podzieliłam się z Wami moimi obawami, więc powinnam wyjaśnić co i jak. W sobotę robiłam test, wynik ani pozytywny, ani negatywny, a nieprawidłowy, tzn. jedna kreska, ale nie w tym miejscu co trzeba :-O no ale w niedzielę dostałam krawienie z odstawienia i uznałam, że jest ok... tyle nerwów zjadłam... dziękuję za wsparcie a Panicz M. po tym, jak w pierwszym odruchu wsparcia rzucił słuchawką, zaczął się interesować moim stanem zdrowia i jak na \"zimnego chama\" jak zwykł samego siebie nazywać, wspiął się na wyżyny empatii. Do wspomnianej soboty kiedy to oznajmiłam mu nieprawidłowy wynik testu, on akurat prowadził samochód, zaczął kląć siarczyście na innego kierowce, po czym stwierdził, że tak się denerwuje z mojej winy, bo on to chyba oczywiste, że chciałby już wiedzieć, a ja nawet dwóch testów nie mogłam kupić. Pozwoliłam sobie wtedy zauważyć, iż czasami nie rozumiem dlaczego się tak na mnie wścieka. Koniec rozmowy. Od tamtej pory się nie odzywa. Dziecinada, parodia, komedia, już nie wiem jak to nazwać. Cały dzisiejszy dzień układałam sobie w głowie tekst jaki chciałam mu wysłać, w którym planowałam opisać wszystko, wszystko co czułam i czuję. Po czym zmęczyłam się cholernie (mam w domu remont) i uznałam, że już nie chcę, że ja już nie chcę nic tłumaczyć, bo to i tak niczego nie zmieni. No i tak właśnie jest, historia zatacza krąg, ostatni raz takie poczucie towarzyszyło mi w listopadzie zaraz przed tym, jak się rozstaliśmy... Vacancy Ewo i dla wszystkich :)
  19. Vacancy wiem, że MUSZĘ... nie wiem co zrobię, jeśli będę w ciąży... zachował się jak ostatni gnój :-O dziękuję za wsparcie
  20. casta... dzięki, wzruszyłam się czytając co napisałaś :( modlę się teraz o to, żeby to nie była prawda, mimo że ginekolog ostrzegł żebym była przygotowana na taką ewentualność. Jestem przerażona i nie mogę myśleć o niczym innym :(
  21. hej Kochane przyszłam się wyżalić. Chyba stało się coś najgorszego co się mogło stać w obecnej sytuacji. Nie zabezpieczałam się dodatkowo po tabletkach, o których nie wiedziałam, że są odpowiednikiem antybiotyku (skład ten sam). Źle się czuję, podejrzewam, że jestem w ciąży... Rozmowa przez telefon Powiedziałam mu o tym, że się boję Powiedziałam mu o tym, że się denerwuję Powiedziałam mu o tym, że potrzebuję wsparcia cisza... Ja: Mam poczucie, że mnie nie rozumiesz On:To ja już może sobie pójdę Rozłączył się Czuję się jak, jak ostatnia skończona kretynka, która właśnie dostała w twarz po raz kolejny. Nie wiem co mam ze sobą zrobić :( :( :(
  22. Vacancy consekfencja dzięki :) chciałam jeszcze napisać, że ja wiem, że jest mi potrzebna pomoc z zewnątrz, na szczęście jesteście Wy :). Wiem, że powinnam iść do psychologa, gdybym to zrobiła po rozstaniu nr 1 być może nie wpadłabym już na powrót w te sidła, zdaję sobie z tego sprawę. Hm z różnych powodów (nazwijmy to ograniczonym studenckim budżetem), no nie wyszło... Żałuję... Teraz jestem zdecydowana i wiem, że muszę, dla swojego własnego dobra. Lepiej późno, niż wcale? ...
  23. Vacancy :) spłynęło to na mnie dzisiaj niczym objawienie ;) Chyba się zaczyna się przelewać czara goryczy i już naprawdę nie to nawet że nie mam siły, ale ja już nie chcę znosić jego szczeniackich zachowań. Ja po prostu pewnych rzeczy nie potrafię zrozumieć i już mnie nie interesuje roztrząsanie czy to ja jestem winna/ dziwna/ nienormalna/ zła, czy on. Ja już nie chcę. Widziałam dzisiaj parę zdjęć koleżanki, która właśnie wyszła za mąż. Przy okazji, zobaczyłam dużo znajomych, uśmiechniętych twarzy, moich rówieśników, dowiedziałam się co teraz robią, gdzie jeżdżą na wakacje, z kim są. Pomyślałam o sobie, notorycznie smutnej i zamyślonej, wiecznie rozdartej. Pomyślałam, że chciałabym być szczęśliwa i że na to zasługuję. Teraz chciałabym tylko, żeby wystarczyło mi siły i determinacji, żeby zawalczyć o siebie... dla wszystkich
  24. Ja nie chcę z nim być. Ja NAPRAWDĘ nie chcę z nim być :-O przepraszam, że tak bez powitania... dobry wieczór
  25. Cześć Kochane, zarządziłam sobie przerwę w nauce w obawie, że mi niedługo ryjek wyrośnie ;) i postanowiłam sklecić parę słów. Niebo jesteś jedną z osób, które podały mi tu rękę i tyle mądrych słów zaserwowały, mam nadzieję, że się wszystko ułoży pomyślnie i szybko zresetuje, kibicuję Ci całym sercem. Jeśli o mnie chodzi, to muszę powiedzieć, że jestem trochę zmartwiona. Dzieje się coś dziwnego, a mianowicie zdrowie mi się sypie jak nigdy. Na przeciągu ostatniego miesiąca \"zaliczyłam\" okropne zapalenie zatok z potężnymi bólami i zawrotami głowy których zwykle nie miewam, anginę, zatrucie pokarmowe, a teraz nie wiadomo skąd, przypałętała mi się wysypka jak pokrzywka... Rozpłakałam się rano z bezsilności, bo już mnie to naprawdę zaczyna dobijać. Jak leżałam półprzytomna z tą anginą i nie miał mi kto zrobić nawet herbaty, pomyślałam, że tak dobrze byłoby mieć kogoś kto by się mną zaopiekował, tak zwyczajnie. Myślę, że to wszystko ma podłoże stresowe, że tak bardzo przeżywam w sobie wewnętrzny konflikt, to, że z nim jestem, a nie powinnam, że mój organizm znajduje tylko taką drogę ujścia tych frustracji :( Jestem zmęczona, też chciałabym się \"zresetować\". Dzięki za \"wysłuchanie\", potrzebowałam się trochę wyżalić
×