Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

cztery umowy

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez cztery umowy

  1. Consekwencjo :D:D:D Napisałam kilka postów wcześniej, że obiady jadamy razem z dziećmi i nie ma uproś:D Zresztą oni to lubią - wspólne zajadanie. Kupa śmiechu, spokój. DOM. Śniadania ja jem wcześniej, bo wstaję 4 najpóźniej 4:30. I kolacje też jadam:D Mam tyle obowiązków i taką chęć życia, że po prostu - jestem głodna to jem i jakoś nie mam żadnych myśli, że może nie powinnam, a może przytyję. Pal tam licho. Jestem piękna:D A tycie mi nie grozi, w przypadku codziennego galopu:D Zresztą tycie, czy nie-tycie, to jest mało ważne, potrzebuję dużo energii i zdrowia, chcę dla siebie kwitnąć i długo jeszcze będę potrzebna dzieciom i rodzinie i znajomym:D Aweb, pracuj słonko, warto. Po drugiej stronie emocjonalnego płotu jest fajnie:D Niezależnie. Można samej podejmować wszelkie decyzje i ...nawet cień myśli nie przechodzi, czy komukolwiek się podobają czy nie. A toksycy. Wielka kupka tchórzy. Wiele lat słyszałam słowa: 'zniszczę , nie zaczynaj wojny, bo przegrasz". Ja się bałam. A teraz ...Sprawa w sądzie. Toksyk nie raczył nawet odpisać na pozew. Ponoć nie miał co napisać. No właśnie. W świetle dowodów nie bardzo miał co. Życie bez toksyka jest cudowne. I sto razy bardziej efektywne. I lepsze - ja sobie niezwykle cenię to, że mogę spokojnie zająć się sobą i dziećmi. Teraz naprawdę widzę, słyszę siebie i dzieci. Moich przyjaciół i znajomych. Mimo obowiązków, mam czas na wszystko. Na rozmowy z dziećmi, na zabawę, na spotkania z przyjaciółmi. Nasz dom w weekendy jest pełny kochanych osób! Przychodzą, mimo wieloletniej nieobecności, obecności tylko telefonicznej, albo na ich podwórkach - przychodzą, bo ciągnie ich do nas radość, spokój, szacunek... Bo u nas jest przytulnie. Bo u nas pachnie miłością, ciepłem i spokojem. Tak aweb, zero rozmów z toksykiem. Ja myślę, że wielu z nich kompletnie nieśwadomie zbiera informacje , które mogą wykorzystać. To jest choroba. To jest skaza z dzieciństwa. Jeden staje się ofiarą inny toksykiem. Nie ma reguły. Często jest tak, że przecież ofiara równocześnie jest toksyczna dla partnera... Warto wyzdrowieć, warto uświadomić sobie, że zdrowienie jest konieczne.
  2. Cholipa:D Ja powiedziałabym jeszcze inaczej. Toksyk trafia w bolesne miejsca, które my mu wskazujemy. Bo to tak działa. I to działa zarówno boleśnie jak i na zasadzie miodowego miesiąca. Wskazujemy mu dokładnie gdzie i co nas boli, a co nas uskrzydla. Toksyk wykorzystuje to w bardzo precyzyjny sposób i tylko w chwilach, kiedy akurat przyniesie mu to jakąś korzyść. Dlatego dobrą metodą jest brak rozmów z toksykiem. Bo nie ma o czym. Kobietom, uzależnionym, tkwiącym w toksycznych związkach wydaje się, że w trakcie kolejnych rozmów, toksyk puszcza mimo uszu wszelkie informacje, które mu przekazujemy. To nie jest prawda. Koduje informacje, ale te, które mogą stanowić jakąkolwiek korzyść w momencie manipulacji ofiarą. Zdrowy związek, to taki, gdzie jest rozmowa, ale informacji nie wykorzystujemy do manipulacji drugą osobą. Chory związek to taki, gdzie nie wiadomo, kiedy okaże się,. że druga strona jednak słuchała i wykorzystała informacje do swoich gierek emocjonalnych.
  3. aweb to się skończy i ze zdziwieniem wielkim spostrzeżesz, że pewnego dnia kompletnie przestanie Cię interesować kolejny krok toksyka, nagle przestanie ściskać w żołądku. Kiedy nastąpi ten dzień, to zależy w dużej mierze od Ciebie. Ty masz pracxować cały czas nad sobą. Przeć do przodu. Tak po prawdzie ten rozwód to kolejny "papierek" w Twopim życiu. Ty masz popracować nad rozwodem emocjonalnym. Dopóki, to co czujesz zależne jest od jego zachowania, dopóty Ty tak naprawdę nie jesteś wolna i nawet jak już będziesz mieć orzeczony rozwód, to i tak będziesz zależna emocjonalnie. Odetnij się. Broń swojego terytorium. Może nie broń, bo to oznacza emocje i walkę. Inaczej, umiej w sytuacjach, kiedy kroki podejmowane przez toksyka są naruszeniem Twojej godności, godności dzieci, umiej spokojnie powiedzieć NIE. Dlatego, że Twoje zasady są inne. I nie zastanawiaj się, co on na to. A ja mam już termin rozprawy. Sąd wykazał się daleko idącym poczuciem humoru. Termin jest na 2 listopada w zaduszki i trzy dni przed moimi urodzinami:D Jestem po poerwszej wizycie u psychologa. Jesteśmy z dziećmi na liście oczekujących na terapię. W poniedziałek dowiem się, kiedy wystartujemy. A poza tym:D:D:D:D JESTEM U SIEBIE :D:D:D:D Zdarza się, że wieczorem, kiedy dzieci już śpią głaskam ściany mojego - naszego maleńkiego domku, hihihi nawet całuję ukochane ściany i cieszę się, że tu wróciliśmy. Sami. Bez chorych emocji, bez awantur, bez niepewności, zdrady, olewania, izolacji od świata. I wiecie co, odżywam mimo totalnego zmęczenia, bo wstaję teraz o 4 rano, dzieci budzę 5:40, potem droga do szkoły i przedszkola, praca, galop po dzieci, nauka, i wszystko szybko, wyliczone co do minuty. Ledwo stoję na nogach, ale nawet w tym zmęczeniu jestem spokojna i szczęśliwa. Bo już wiem, że uwolnienie się wcale nie jest trudne. Najtrudniej jest podjąć ostateczną decyzję, ale to tylko dlatego. że jest w nas świadomość jej ostateczności i świadomość zmian. Warto podjąć taką decyzję i konsekwentnie się jej trzymać. Ta konsekwencja jest potwierdzeniem szacunku dla samej siebie i dzieci. I tak jest dobrze. Wybieram się jeszcze do ośrodka interwencji kryzysowej. Poleciła mi to dziś pani psycholog, bo koniecznie muszę mocno popracować nad swoim dzieciństwem, nad spojrzeniem na samą siebie, nie z pozycji: ja się nie liczę, jestem na końcu, ale z pozycji, ja mam prawo wymagać nie tylko od siebie, ale i od innych. To będzie moja indywidualna terapia. No dobrze, kochane kobiety. Właśnie KOBIETY. Nie ofiary, nie pomiatadła, nie kury domowe ale KOBIETY. Pozdrawiam serdecznie.
  4. Jest coś, co koniecznie muszę Wam powiedzieć. Pewna bardzo ważna dla mnie kobieta, kiedy miałam wielki problem powiedziała tak: "Jeśli wierzysz w Boga, Absolut, Allaha, Manitou i masz problem...weź kartkę papieru. Napisz na niej swój kłopot, poproś o rozwiązanie. Katkę spal na popiół a popiół spuść z wodą. Zobaczysz. Dostaniesz rozwiążanie i ulgę, bo soim problemem podzielisz się z Kimś ważnym". Ona powiedziała mi to rok temu. Do tej pory spaliłam trzy kartki. Za każdym razem, po fakcie przestawałam się bać Miałam jasność myśli i przeświadczenie, że cokolwiek się nie stanie, będzie to dobre dla mnie. I tak właśnie jest. Dostaję rozwiązania moich problemów, ale równocześnie z rozwiązaniem dostaję naukę. Kilka dni temu ważyły si.ę losy mojej pracy. Wiedziałam - albo zostanę i dzięki temu utrzymam siebie i dzieci, albo...masakra. Kartka. Spokój. Nic złego się nie stało, Pracuję dalej. Ale to było ostrzeżenie...Kobieto! Nie zawalaj pracy, rób na bieżąco! Albo....wstyd i brak środków do życia. A pracę zawaliłam przez ...dopuszczenie do swojego życia po raz kolejny toksyka. Zrobiłam zaległości na własne życzenie. Tak. każde rozwiązanie problemu to jednocześnie wielka nauka.
  5. Odchodzenie, wychodzenie z toksycznego związku, tak aby nie wpaść w następny, to niesamowita nauka. Nauka siebie. I za każdym razem odkrywanie faktu, że we mnie drzemie wielka siła. Wystarczy krok, by ją uwolnić i dostrzec, że ja potrafię, umiem, stać mnie na pewne decyzje, świadomość, samoświadomość. To ja trzymam stery własnego okrętu. To ja jestem kapitanem i ja podejmuję decyzje, kto ma płynąć na moim statku życia. Kochane, to się naprawdę da. Trzeba tylko konsekwencji - wręcz żelaznej. Ale ta żelazna konsekwencja jednocześnie jest dowodem na to, że szanujemy siebie. Kolejne kroki w dochodzeniu do siebie, w izolacji od toksyka, niepoddawaniu si.ę jego żądaniom, są trudne, ale każdy z nich jest odrobinę łatwiejszy. A ja kolejny raz zadbałam o siebie i o dzieci. I jestem z siebie dumna. Poszłam dziś na zakupy- takie domowe, typowo sobotnie. Było cudownie. Jakiś starszy pan, zarezerwował kolejkę za mną. Kila minut potem mijaliśmy się ook apteki. Uśmiechnęłam się do niego - tak po prostu, a starszy pan odpowiedział szerokim uśmiechem. Fajnie tak wejść między ludzi i uśmiechać się. Po kilku dniach milczenia zadzwonił toksyk. Postawa roszczeniowa. Bo on chce do dzieci. Już. Hola, hola. Ja mam plany. Jestem umówiona. Pas. Nie ma. Nie opowiedziałeś się wcześniej i czasu dla ciebie nie mamy. Drążył, prosił, potem groził,. Ale ja już nie jestem Tuptą zahukaną. Ja i dzieci mamy plany, nie będziesz burzył naszego życia. W końcu stanęło na moim. Sorki gościu, ja tu rządzę. To mój dom, moje życie, życie moich dzieci, którymi ty zawsze grtałeś. Dość tego. Spędziłam czas, tak jak zaplanowałam. Z dziećmi, w cudownym towarzystwie mojego Taty. Kupa śmiechu, żartów, gadania, opowieści. To był niebiański dzień. Córcia nie schodziła z kolan dziadzia. Czytali książki, rozmawiali - o wszystykim- o radościach, o kłopotach. Ja - ja byłam szczęśliwa, że mogę gościć Tatę u nas - wreszcie nieskjrępowanie, wreszcie spokojnie. Wiecie, mała stwierdziła: "Mamo masz super tatę!!!". Tak, mam super tatę. Ale zrewanżowałam się córci, mówiąc,: "Słonko, masz super mamę". Mała w 100 % się zgodziła:D:D:D:D Dziewczyny, naprawdę można żyć bez toksyka. Sto razy lepiej, efektywniej. Czy wiecie ile rzeczy, ile decyzji można zrobić, podjąć?! Sprawy leżące odłogiem latami, bo mu się nie chciało, bo kłamał,bo odwlekał, bo nie ważna była rodzina....te wszystkie sprawy i decyzje można podjąć, zrobić samej. I to jest piękne. MOGĘ, POTRAFIĘ, DAJĘ RADĘ. Już nie chcę i nie muszę wisieć na ramieniu kogoś, kto wykorzystuje, kogoś, kto na mnie i na dzeci nie zasługuje, nie docenia. Renta świetny tekst. Ale ja już wiem, że toksyk, to mizoginista i teraz już mało mnie to dotyczy. Dotyczy o tyle, by nigdy więcej nie dać takiemu nad sobą zapanować. Ale tekst dobry, ku przestrodze. Całuję, ściaskam. Nie jest łatwo samej, o nie. Łatwiej o tyle, że spadł mi kamień młyński z szyi pt.: "zdrada, nielojalność, kłamstwo, uzależnienie, ból dzieci, niedotrzymywanie umów, złodziejstwo, cudzołóstwo....". Ja nie jestem traka. To nie moje zasady. Ja mam inne. Więc drzwi mojego domu zamykam przed takimi typkami...
  6. W ramach uśmiechu. Moja córa rozłożyła mnie na łopatki. Śmiałam się dobre pół godziny. Wracałyśmy ze szkoły. Mała na plecach miała plecak- ciężki. Komentarz ośmiolatki:"Do jasnej cholery, co ja do tego plecaka włożyłam - książki , czy stado słoni?!". No i rozrosła nam się historia słoni. Wracamy dziś do domu, ja na ramieniu mam ciężką torbę, z dokumentami. Mała nudzi w trakcie jazdy: "mamu, a jak będę starsza, to mogę zaopiekować się jakimś małym, biednym zwierzątkiem?" "Znaczy się jakim, słonko?" "No..eeep. Motylkiem, albo biedronką..." "Jasny gwint, co ja włożyłam do tej torby, zaraz mi ramię odpadnie, dokumenty, czy słonia?!" Chwila ciszy. Ja komentuję. "Haaaa, wyobraźcie sobie, wchodzimy do domu, a tu z torby zamiast dokumentów wysypuje się słoń, taki malutki dwutonowy słonik, w sam raz, córcia, miałabyś zwierzaczka do troszczenia się". Tu niebotyczny śmiech dzieci i komentarz córki: "Mama, ja mówiłam o maleńkim zwierzaczku, a nie o wielkim słoniu!" To jest właśnie szczęście. Bujanie w obłokach, czasem, zaśmiewanie się do łez... Radość niczym niezmącona, wymyślanie największych bredni. Ot rodzina...Po prostu. Stać nas, na bycie ponad rzeczywistością, stać nas na humor, wariacje na temat np. słoni:D:D:D:D
  7. Dla wszystkich dziewczyn, które się cofają, bo...on taki biedny. To jest wymówka pierwszej klasy. Wieczne cierpiętnice i ofiary, cierpiące za siebie i za miliony. Próbujące zbawiać świoat w jednym kawałku, znaczy się zbawię jego, zbawię ludzkość. Totalne nieporozumienie. Dziewczyny wejdźcie w siebie, tak kompletnie prawdziwie. To wymówka, żeby jeszcze przez chwilę mieć tę parę znoszonych męskich spodni w domu. Bezsens, brak logiki. Czy stare spodnie pasują do nowej bluzy? Nie. Zacznijcie zbawiać siebie same. On nie jest biedny. On ma swoje wartości, jeśli nie są spójne z moimi, nasze drogi się rozchodzą. Ja myślę o sobie, nie o nim,. patrzę na siebie, nie na niego. To nie jest egoizm, to jest zdrowie emocjonalne. Ja jestem ważna. On też, ale dla siebie. Jeśli każde z nas jest ważne dla siebie, szanuje siebie, mamy podobne zasady, możemy być razem. Przestańcie myśleć i mówić o nim, zacznijcie o sobie.
  8. Dzięki kobietki. A wiecie, że można też bez reperkusji spotkać się z toksykiem:D:D:D Można. Zadzwonił dziś, że odbierze dzieci i przyjedzie do mnie do pracy, oddać latorośle. Nie zgodziłam się, powiedziałam, że poradzę sobie. Mam jeszcze do pozałatwiania kilka spraw i nie po drodze mi to jego odbieranie i przywożenie. Po trzeciej propozycji, zmęczona powiedziałam ok. I co? I nic. Przywiózł, oddał, przejechaliśmy razem kilka przystanków, odprowadził nas na kolejny tramwaj, wsadził i kropka. Moje odczucia? Żadne. Obcy facet. Nawet mi smutno nie było. O coś pytał, ja odpowiadałam- udzielałam informacji na temat dzieci - konkretnych- dokładnie dotyczących pytań. Koniec. A potem ulga w tramwaju , że już jestem sama z dziećmi, że za moment wejdziemy do naszego domku i będziemy razem. Jeju...da się:D:D:D:D Niebo, ja to czuję, że Ciebie od uwolnienia dzieli milimetr, tylko Ty się "zośliłaś"! Dziecko z takim kimś. Słonko, dziecko to dar, nie tylko dla matki. Nie warto powoływać na świat maleństwa, które nie będzie miało oparcia w ojcu. Jeszcze gdyby powołać i potem mieć pewność, że żaden toksyk nie zatruje mu życia...ok. Ale Ty masz świadomość, że jeśli powołacie, to toksyk będzie na to dziecko oddziaływał. Czego je nauczy? Że rodzina to dwa oddzielne domy? Dwa oddzielne gospodarstwa, że można po prostu bywać, a nie być? Gdzie tu zaufanie, odpowiedzialność, ciepło, troska? Ja wiem, że Ty bardzo chcesz jeszcze raz zostać mamą. To cudowne uczucie, ale i odpowiedzialność. Odpowiedzialność za to, w jakiej rodzinie wychowa się maleństwo, jak się będzie kształtował jego charakter, wzorce, zasady moralne. Consekfencja. Ty masz absolutne prawo do powiedzenia "nie", jeśli od początku mówiłaś, że nie będziesz brać ślubu. Jeśli tak czujesz, tak uważasz, takie masz zasady, to masz i koniec. Rozumiem kompromisy, niemniej jednak, nigdy przeciwko sobie, Przykro mu. Rozumiem. Bo jeśli to zdrowy związek, oparty na total zaufaniu, rozwijaniu siebie, to rozumiem, że sama chciałabym wziąć ślub z tak cudownym człowiekiem. Ale umówmy się, że każdy z nas ma swoje priorytety, swoje zasady. Ja nie powiedziałabym Twojemu facetowi- uciekaj. Raczej powiedziałabym usiądź i porozmawiaj, dowiedz się, czemu Twoja ukochana ma uraz do papierków. Nie zmuszaj siebie. Przemyśl. Małżeństwo niekoniecznie jest "posiadaniem guzika". W zdrowych relacjach małżeństwo to wolność. Anita Lipnicka śpiewała kiedyś tak: "Kiedyś znajdę dla nas dom..." Ja już znalazłam - dla nas - siebie i dzieci. Codziennie mówię moim kochanym, cudownym maluchom jak bardzo są dla mnie ważne, jak jestem z nich dumna. Dziś mój synek, nie wiem czemu, powiedział o sobie: "Jetem głupi Kukuś" - i rozpłakał się. Przytuliłam, ukochałam, powiedziałam : "Synku, jesteś moim skarbem, jestem z Ciebie dumna, bo jesteś cudowny, kochany, wspaniały. Kocham Cię, za to, że jesteś". I wiecie co, czteroletnie dziecko zrozumiało. Uśmiechnął się, i skwitował: "Kocham cię mamo. Jetem z tobą" I spokojnie zasnął. Córcia. Ja widzę, że nie do końca radzi sobie z całą sytuacją. Ale codziennie słyszy ode mnie, że niezależnie od wszystkiego, jest dla mnie wyjątkowa. Dobrze patrzeć na spokojne dzieci. Dobrze wiedzieć, że kiedy mają problem, sygnalizują. bo wiedzą, że mama słucha uważnie i reaguje. Przede mną rozprawa. Nie mam jeszcze terminu. Nie wiem jak będzie. Co będzie. Wiem, że dam radę. A cofki... Nawet, jeśli będą, to wiem, że już nie takie jak były. Nawet, jeśli któregoś dnia będzie mi smutno, bo święta tylko z dziećmi, moje urodziny, urodziny dzieci...Powiem sobie natychmiast, zawsze były bez toksyka. Zawsze nas wtedy zostawiał, więc nie ma do czego wracać. Przynajmniej nie muszę na niego czekać i denerwować się. Mam siebie i dzieci. Mam przyjaciół, rodzinę. Oni nie zawiodą.
  9. Da się żyć normalnie, da się po prostu odejść. Da się, w momentach, kiedy on się ujawnia powiedzieć nie. Jestem tego przykładem. Dziś po raz kolejny usłyszał nie. Poradzę sobie. Dziękuję. Ja nie chcę, nie potrzebuję ochłapów. Idź człowieku w swoją stronę i ochłapy dawaj temu, kto je weźmie. Ja nie zasługuję na nie. Jestem pełnowartościową kobietą. matką twoich dzieci. Radzę sobie sama całkiem dobrze. Więc ...nie proponuj mi , że mnie podwieziesz, nie pozoruj zainteresowania dziećmi, mną. To już minęło. Wolę być sama, polegać na sobie, przynajmniej wiem, że sama siebie nie zawiodę, że jak coś powiem , to tak zrobię. A jeśli nawet nie zrobię, to wiem z jakich powodów, nie muszę siebie samej okłamywać. No i proszę. Da się. Kolejny raz udowodniłam samej sobie, że potrafię. Że wcale nie muszę przyjmować pozorów, lawiranctwa, kłamstwa. Pierwszy moment po odmowie. Stwioerdziłam, że właśnie z premedytacją wtopiłam "nasz związek", przecięłam "szansę" na próbę stworzenia czegoś. Ale po chwili zdumiona zobaczyłam cudzysłowia: "nasz", "związek", "szansa". Hihihihi. Nie ja właśnie dałam sobie szansę na godne życie - sobie i dzieciom. Ja właśnie zacieśniłam swój związek ze samą sobą i z dziećmi, ja właśnie powiedziałam w podtekście toksykowi: wara od naszego- mojego i dzieci - spokoju, domu, azylu. I tak jest dobrze. Niebo. Ty też potrafisz. Wiem to. Masz kopę więcej wiedzy teoretycznej niż ja. Tobie wystarczy jeden maleńki krok, żeby się uwolnić. Wiem, że kiedy już całkiem wyzdrowieję, nawet nie będę patrzeć wstecz, a kiedy popatrzę, to przeszłość z toksykiem potraktuję jak wiele uczący koszmarny sen.
  10. Dziewczyny, ja naprawdę żyję. Wreszcie. Spokojnie. Wreszcie mam czas dla siebie, dla dzieci. Wreszcie moim dzieciom gębule się nie zamykają. Rozmawiałam z nimi zawsze, ale teraz to po prostu niekończąca się rozmowa. O wszystkim. I tak jak piszecie - pierwsze koło ratunkowe - dla mnie. Tym kołem jest przeprowadzka do siebie. Do naszego malutkiego, kochanego domku. To tu zawsze wracałam. Choćby nie wiem co, tu jest mój dom, moje serce, moje najdroższe "cztery kąty". Tu zawsze odpoczywałam, zbierałam siły, odradzałam się. To tu, przywoziłam po porodzie moje dzieci, tu zaczynały poznawać świat. Dla naszej trójeczki, okazuje się, mieszkanko jest w sam raz:D:D:D Mieścimy się. Dziś przyjechało łóżko piętrowe dla dzieci. I zrobiło się ślicznie. Stary narożnik wylądował na śmietniku. Mała ma swoje miejsce na odrabianie zadań - biureczko, w ustronnym kąciku. I to wszystko ja. To moje decyzje, moja praca, moja troska. Czuję się wielka. I duma mnie rozpiera. Potrafię! Widzę też efekty. Niesamowite. Do tej pory niesforny synu, stał się niezwykle odpowiedzialny . Słucha jak nigdy. Ja nie muszę sto razy powtarzać. Widzę, że i córka i synek starają się o porządek, wynoszą po sobie brudne naczynia, składają rzeczy. Posiłki jadamy przyt jednym stole. Nikt nie odchodzi póki nie zje. Widzę radość w oczach dzieci. Radość, bo jest spokój, bo mama głośno się śmieje, bo mama z uśmiechem na twarzy wieczorem zapala lampkę i czyta bajkę. Realcje z teściem są znakomite, takie jak były dawniej, kiedy mieszkaliśmy osobno. On chce czuć się potrzebny, ja od czasu do czasu, kiedy potrzebuję dzwonię, proszę o pomoc. I wiecie co, to fajny facet, ale właśnie - osobno. I widzę jak się cieszy, kiedy nagle dzwonię i mówię, może tato ma ochotę do nas przyjechać, czekamy, drzwi są otwarte. On przyjeżdża, uśmiechnięty, pyta co u nas, czy sobie radzimy... I widzę, że się cieszy, że dajemy radę. Tego nam było trzeba, powrotu do starych relacji, osobno, ale wiemy, że możemy na siebie liczyć. A toksyk. Niech idzie swoimi ścieżkami. Nie chcę myśleć o nim i nie myślę, bo nie muszę. Coraz rzadziej wracam myślami do czasów, kiedy właśnie tu, w malutkim mieszkanku tworzyliśmy "rodzinę". Właśnie nie rodzinę, ale "rodzinę". Wróciłam tu. Sąsiedzi witają mnie bardzo ciepło. Panie ekspedientki okolicznych sklepów, cieszą się, że znów nas widzą. Teraz ja i dzieci tworzymy pełnowartościową rodzinę. A terapia? Sto razy tak:D:D:D Niebo, powiem Ci, że bardzo łatwo przyszło mi powiedzenie toksykowi NIE! A to z racji tego, że ani ja ani dzieci, żadne z nas nie zasługuje na traktowanie poniżej godności karalucha. Ani ja ani dzieci, nie musimy przyjmować pozorów czyjegoś zainteresowania. Obejdziemy się. Sami damy radę:D:D:D:D
  11. Przeczytałam to, co napisałam i jeszcze wyjaśnienie. Nigdy, żadne z dzieci ode mnie nie usłyszało, że ojciec jest zły. nigdy nie ograniczałam kontaktów dzieci z ojcem. Za to już wiem, czemu maluch reaguje na tatę tak a nie inaczej. Byłam świadkiem "rozmowy" toksyka z maluchem. Rozmowa pod tytułem "dlaczego biłeś dzieci w przedszkolu" przerodziła się w masakrę. Gnębienie. Krzyk. Groźby, że jeśli mały uderzy kogoś, to ojciec spierze mu tyłek. To wszystko powiedziane z zaciśniętymi pięściami , w pozycji "dziki zwierz gotowy do skoku". Nie wytrzymałam. Powiedziałam toksykowi, żeby spadał , że to nie jest ani rozmowa, ani wychowywanie. To dziecko, po prostu czuje się odrzucone. Trzeba spokojnie. Powoli. Wyciszać. Rozmawiać.A nie tłamsić, tresować, pokazywać, że najlepiej działać agresją. Córkę wytresował. Małego też próbuje. To jest właśnie moje dno. Moje dzieci. Ich krzywda. Ich rany psychiczne. Ich kłopoty. Ja już temu panu dziękuję. Im go mniej, tym dla nas lepiej.
  12. Podczytuję...Czasu i sił brak na pisanie. Sylwia, pozdrawiam serdecznie. Dobrze, że napisałaś, choć ja z własnego doświadczenia wiem, że żadna historia, żadne słowa nie pomogą, dopóki nie osiągniemy swojego dna. Ja moje zaliczyłam 1 września. To było straszne. Każda mama, kiedy pierwszy raz posyła dziecko do przedszkola jest dumna. Oto przedszkolak. Jej dziecko zaczyna życie w społeczności. Są oczywiście wątpliwości - czy się zaaklimatyzuje, jest strach- bo może będzie płakać, tęsknić. Mój malutki synek, jak wiele innych dzieci pierwszy raz poszedł do przedszkola. Odprowadzał go toksyk. Ja rozpoczynałam rok szkolny z córcią. Po południu poszłam odebrać maluszka z przedszkola. Zostałam wezwana na rozmowę z dyrektorką. Mały jest agresywny w stosunku do dzieci. Stosuje autoagresję. Tak było pierwsze dwa dni. Kiedy w przedszkolu nie mogli sobie z nim poradzić, któraś z pań, powiedziała, że zadzwoni do taty. Mały upadł na podłogę i zaczął w spazmach bić głową o posadzkę, płakał i błagał, żeby nie dzwoniły, bo tata zły, tata fuj. Kiedy zaproponowały, że zadzwonią do mamy, wyciszył się, uspokoił, mówił, że tak, do mamy tak. Przedszkole zagroziło, że rozwiąże ze mną umowę, bo maluch stanowi zagrożenie dla grupy i dla siebie. Toksyk był na drugiej rozmowie z wychowawczynią. Masakra. Potem, kolejny raz już byłam ja sama. Panie w przedszkolu mówią, że jeśli będę wnosić o ograniczenie kontaktów, przedszkole wyda stosowną opinię. Ten człowiek, nie powinien wychowywać dzieci. Pracuję z obojgiem dzieci. Efekty dobre. Toksyk nie widuje się z nimi. Odmówiłam pomocy. Ofiaropwał się, że będzie nas odwoził rano do szkoły , przedszkola. Powiedziałam NIE! Jestem już u siebie. Spokój, wyciszenie, ja i dzieci. Czas dla nas. Efekt. Kolejne dwa dni maluszek jest w przedszkolu spokojny. Ani sobie, ani innym dzieciom nie robi krywdy. Zgłosiłam się do Ośrodka Terapii. 17 września mam termin i startujemy z terapią rodzinną. Ja i dzieci. Powtórzę za Sylwią. Uciekajcie, póki nie jest za późno! Budźcie się. Otwórzcie oczy! Sięgnijcie dna...A potem w górę! Wszystko się ułoży. Teraz, kiedy jesdtem sama, bez toksyka, u siebie, gdzie nikt mi nie wypomina, nie włazi z butami w życie,gdzie jest spokój, nie ma awantur....Teraz jestem szczęśliwa. Wy też możecie. To się da zobić. Trzeba tylko chcieć.
  13. Przy okazji pakowania rzeczy znalazłam melinę toksyka. Całe lata składował tam dokumenty, których moje oczy miały nigdy nie zobaczyć. Szczęka mi nie opadła, bo podświadomie wiedziałam, że są rzeczy , o których nie wiem i są na to dokumenty - nie wiedziałam tylko gdzie. No i mam. Wyciągi bankowe, wielokrotne wezwania do zaplaty, umowy z telefonią komórkową na 7 numerów (nie wiedziałam , że aż tyle potrzebne jednemu człowiekowi równocześnie ), wyraźnie podrabiane dokumenty urzędowe, łącznie z wieloma próbnymi wydrukami...itd, itp... Kiedyś mój teść powiedział, że przed ślubem jego syn nie kradł, nie okłamywał. Mam dowody na to, że teść albo nie chciał znać prawdy, albo ją znał, ale w życiu się do niej nie przyzna. Toksyk zwany jeszcze moim mężem, wynosił z domu sprzęt należący do ojca i zastawiał w lombardzie. Mam na to potwierdzenie w postaci stosownego dokumentu. Nie jestem zaskoczona. Ani jakoś zbulwersowana. Podejrzewałam to. To tylko kolejne potwierdzenie na to, że tego typu ludzie się nie zmieniają. Patologia i owszem ulega zmianom, na niekorzyść. Znalezione dokumenty, jeśli trzeba będzie wykorzystam w sądzie. Poza tym, to co zobaczyłam popchnęło mnie do szybszego pakowania się. Mam teraz szansę odizolować się. Wracam do siebie. Kiedyś wpuściłam tego człowieka do mojego domu, serca. Stało się tak, że przez moją głuipotę i jego nieodpowiedzialność musiałam opuścić mój dom. Dziś mam szansę tam wrócić, bez niego. Daj mi Boże siłę, żebym nigdy już nie oślepła, nie założyła klapek głupoty na mózg i nie wpuściła psychopaty do swojego domu i życia.
  14. Pakuję się:D:D:D Masakroza, cały lokal tonie w pakunkach, pakuneczkach, siatach, tobołach:D:D:D:d Końca nie widać. Miałam dziś niezapowiedzianą wizytę toksyka. Po prostu se przyszedł. Nie wiem i nie chcę wiedzieć, po diabła i czego oczekiwał. Wiem jedno. Do mojego domu przychodzić nie będzie . O nie. Wynudził się na kanapie, bo ja nie rozmawiałam ani nie wdawałam się w żadne dyskusje. Próby rozmów kwitowałam zimnymi, konkretnymi odpowiedziami . Ha i dobrze. Zmył się szybko. Rajusiu. Masakryczna ilość pracy przede mną:D:D:D Kiedy ja to spakuję:D:D:D:D Dobrze mi, pojutrze będę już u siebie. Nikt mi nie powie, spierdalaj, nikt nie pokaże drzwi, nikt mi nie będzie tam wrzeszczał, że to nie mój dom, mam się zamknąć. Nikt mi nie będzie tam mówił, kiedy i jak mam sprzątać, co gotować, jak zajmować się dziećmi. Boże kochany, wracam do swojego domu. Do mojego ukochanego domu. Tam jest moje i dzieci miejsce. Czekałam na ten dzień ty6le czasu. Znów będę u źródeł. Odżyję. Wzmocnię się. Będę wzrastać. Spokój, cisza. Zero awantur. A jeśli do drzwi zapuka toksyk? Nie otworzę. Nie ma szans. To mój azyl. Mój , nie jego DOM.
  15. Kadarka:D Nie ma czego gratulować:) Kiedy uwolnię się całkowicie i nastąpi rozwód psychologiczny, wtedy tak. Na razie są we mnie dwie kobiety. Jedna ma jeszcze nadzieję na zmiany, że toksyk pójdzie po rozum do głowy. Druga patrzy na to wszystko z boku , macha ręką , odchodzi, bo widzi, że ten człowiek nie jest dla niej, ona nie chce takiego życia. O tyle jest dobrze, że coraz częściej ta druga dochodzi do głosu. Tupie nogą, potrząsa pierwszą i krzyczy jej prosto do ucha :"Debilko! Nie poniżaj się! Dla dwóch nogawek nie\czego niewartych spodni, nie wolno zatracać siebie!". Niebo. Nie oceniaj tego w ten sposób. Nie porównuj. Ja tu siedzę dłużej niż Ty. I widzisz - są wtopy, cofki, totalne błędy, dalej walczę ze swoją chorobą duszy. To nie znaczy, że ja się już wyleczyłam. To znaczy., że działam i próbuję dokonywać pewnych decyzji, robię kolejne kroki. Czasem niestety w tył. Popatrz. Wczoraj toksyk był z synkiem, z racji tego, że dowiedział się ode mnie, że niania w szpitalu i codziennie rano są awantury z teściem, bo ten nie bardzo chce zostać z małym, a ja urlop mam dopiero od poniedziałku. Toksyk miał wczoraj wolny dzień w pracy, więc przyjechał do małego. I co? Przed 16 dostałam telefon:" O której wychodzisz?" Zgodnie z prawdą, powiedziałam, że już. "To się pospiesz". Dlaczego- zapytałam. "Bo się pospiesz". Rozłączyłam się, wyszłam z pracy w towarzystwie koleżanek. Po przeciwnej stronie ulicy stał toksyk z synkiem. Gdybym była kompletnie zdrowa - powiedziałabym dzięki za opiekę - jesteś wolny. Wzięłabym małego i do domu. Tymczasem nie zrobiłam tego. Toksyk zaproponował, byśmy poszli do domu na nogach. Ja nie zaprotestowałam. Natomiast nie wdałam się w żadną rozmowę. Doszliśmy. Ja jesscze skoczyłam na zakupy i toksyk pojechał do siebie. Zapytał tylko czy jestem w domu. Odruchowo powiedziałam tak. Po co? No właśnie stare przyzwyczajenia. Nie pojawił się już, a ja uśmiechnęłam się do siebie i stwierdziałam, że to bardzo dobrze. To są właśnie te dwie kobiety we mnie. Mam nadzieję, że jeszcze trochę i zostanie jedna. Silna. Niebo proces zdrowienia jest długi, trudny. Polega na zamianie teorii w praktyczne działanie. Ty już masz teorię, kwestia tylko znalezienia w sobie siły, żeby działać. Pozdrawiam. Przytulam.
  16. Aweb, Ty się nie czuj podle...Ty zaczynasz nowe życie. Twoje życie. Nie odwracaj się za siebie, nie patrz. Żaden gnojek nie będzie Ci podskakiwał. Zrobiłaś milowy krok, czas na następny. Pójdziesz tam - spokojna i wyważona. Ty wiesz jak było, będzie trochę strachu, ale z każdą minutą rozprawy będziesz bliżej siebie, bliżej wolności. Kadarka :D:D:D:D dzięki . Staram się trzymać. Czekam na powrót mojej córki z wakacji. Codziennie rozmawiamy telefonicznie. Odżyła, odpoczęła, jest uśmiechnięta, strasznie rozgadana i cieszy się, że już za dwa dni usiądziemy i będziemy mogły nawt całą dobę rozmawiać w cztery oczy. Strasznie za nią tęsknię. Kiedy jej nie ma, dopiero widzę, jak bardzo ją kocham. I to jest fantastyczne. Moja wspaniała, mała kobietka:D:D:D:D Synu jak to synu, cycorek mamusi. Kocham go ponad życie. Przychyliłabym nieba...Ale...są granice. Czas dla mamy, to czas dla mamy:D:D:D:D Innymi słowy, młody do łóżka, mama - kąpiel, manicure itp, itd. :D:D:D:D Boże kochany dodaj mi sił, żebym była wierna swoim zasadom, sobie samej. Jestem blisko...Dodaj mi sił:D:D:D:D
  17. Poa...pamiętam strach przed pierwszą wizytą u adwokata, przed drugą, przed kolejną. Potem strach przed wizytą, o której wiedziałam, że pokaże mi pozew. Potem strach , bo wiedziałam, ze adwokat zaniósł pozew do sądu. Potem strach, bo przyszła odpowiedź sądu, że ten nie zwolni mnie z kosztów postępowania, i kolejny strach- bo przyszedł moment opłacenia pozwu. Skąd strach? Każda z tych sytuacji wydawała mi się nieodwracalna. Myślałam, że oto właśnie, przypieczętowuję coś. Coś ważnego. Ileś lat temu jednym podpisem przypieczętowałam związek z tym człowiekiem. Wtedy się nie bałam. A teraz ileś kroków, które trzeba zrobić, żeby odkręcić... Przede mną sprawa rozwodowa. Z orzekaniem. Boję się jak diabli, mimo, że jeszcze nawet nie mam terminu pierwszej rozprawy. Wiem, że mam obok siebie człowieka, który mi pomoże, to mój mecenas. Ale on nie będzie mówił za mnie. On po prostu będzie, w momentach spornych będzie reagował, ale on nie przeżyje za mnie. Poa. Jedno co wiem dzisiaj...Każdy strach odchodzi. Kiedy już decyzja została dokonana, strach odchodzi. Opowiedziałam mecenasowi - strach i wstyd minął. Przeczytałam pozew, strach odszedł. Złożyłam pozew, był spokój, opłaciłam go, strach się ulotnił. Dokonałam. To słuszne decyzje. Strach jest naturalny. To są decyzje dotyczące przyszłości. Ja do pozwu podeszłam teraz drugi raz. Za pierwszym razem, 2 lata temu, po pierwszych wizytach u adwokata wycofałam się. Teraz dobrnęłam, mimo strachu, aż do momentu, że oczekuję na termin rozprawy. Ktoś, kto twierdzi, że się nie boi pewnych decyzji, albo jest zdrowy i rozumie, że inne decyzje to bagno, albo jest pozerem i psychopatą i nie rozumie, czym tak naprawdę jest tego typu wybór. Kochane moje w weekend przeprowadzam się do swojego maleńkiego mieszkanka. Cieszę się- będę mieć spokój, z drugiej strony boję się, bo jakikolwiek by nie był teść, z awanturami, ale w sytuacjach awaryjnych jest. Kiedy pójdę do siebie, nie mam co liczyć na czyjąkolwiek pomoc. Opiekunka małego trafiła tydzień temu do szpitala. Zadzwoniła informując mnie, że mały jedzie z nią karetką do szpitala. Ostatnie kilka dni to właśnie teść jest z synkiem a ja mogę spokojnie pracować. Kiedy już będę u siebie, nie mam co liczyć na jakąkolwiek pomoc. Ale poradzę sobie. Mam już zaplanowanie w zasadzie wszystko. Przyjedzie mój przyjaciel - spec od abstrakcji, wielkich hec i planowania przetrzeni :D Pomoże mi jakoś urządzić moje 26 metrów kwadratowych:D:D:D Kuzyn pomoże przewieźć mi dobytek. Mam tydzień urlopu na zorganizowanie się, dopięcie i opracowanie dojazdów do szkół, przedszkoli i pracy:D Trzochę mi smutno. Ostatnie trzy lata spędziłam tu. 65 metrów kwadratowych z awanturami. Tam 26 bez awantur. Wiem, łatwo nie będzie. Ale przecież całe to małżeństwo sama ciągnęłam ten wóz. I psychicznie i finansowo i wychowawczo. Po co mi to bagno? Lepiej samej. Przynajmniej wiem , że na siebie mogę liczyć.
  18. Yeez, jestem, podczytuję. Kiedy znajdę siłę i tyle odwagi, ile będzie potrzebne, odezwę się. Na razie cicho siedzę. Nie mam ochoty zaliczać kolejnej jazdy renty... A że głupia jestem...No cóż. To moja dupa boli, moje serce...
  19. Co się podziało ze wszystkimi, milczenie na topiku. Tak tu nigdy nie było... Pozdrawiam. Może skrobnę coś wieczór, choć jakoś tak nie bardzo jestem przekonana do pisania.
  20. Blondi:D Yeez, consekfencja wielkie dzięki. Dobrze, że jesteście. Oneill miło Cię widzieć. Montia:) Do wszystkich dziewczyn, nowych, tych które siedzą tu dłużej. Ja powtórzę słowa nie całkiem blondynki. Dużo rozmawiamy i to słowa z jednej z takich rozmów. Nie można żyć rozpamiętywaniem co on. To nas gubi. Bo cały czas drepczemy wokół niego. Nie tędy droga. Trzeba dreptać wokół siebie. Nie dreptać - uważnie obserwować. To trudne. W przeciągu ostatnich kilku tygodni przeszłam x powrotów toksyka. Jedno jest dobre w tym wszystkim. Coraz mniej obserwuję jego, coraz więcej patrzę na siebie. I co widzę? Kompletnie mi nie pasuje takie życie. Nie godzę się na nie. Nie muszę. I tu zgadzam się z yeez. Przestańmy pytać dlaczego on mnie...zacznijmy pytać, dlaczego ja na to pozwalam. 1. Bo nauczyłam się tak żyć. Tak żyłam od niemowlęcia. Ustawicznie goniłam za uczuciem i akceptacją matki, ojca...rodziny... Małpi gaj. Miałam się sprawdzić, zapracować, a dobry Bóg niestety nie stworzył mnie chłopcem, jak chciała moja matka...Choćbym nie wiem co robiła, i tak było nie dość doskonale. 2. Bo w moium mózgu tkwi chora umowa, że jak nie będę mieć męża, to nic nie znaczę. Tego nauczyła mnie matka. "Znajdź sobie męża, urodź dzieci, bo jak nie, to na starość zostaniesz sama. Ja chcę wnuki". Byle jakie gacie, byle się nazywało, że to mąż... Ochłapy z pańskiego stołu, ale są... 3. Bo nikt nigdy nie pozwolił mi być sobą, wyrażać własne zdanie. Zawsze przyjmowałam czyjeś poglądy. Mojej matki - bardzo ostre zasady chrześcijańskie. Nie wolno było się sprzeciwić. Niedziela - koniecznie msza - byłam odpytyuwana z Ewangelii, kazania, ogłoszeń parafialnych. Efelt jest taki, że od lat nie chodzę do kościoła... 4. Bo w tym wszystkim nigdy nie było mnie... Było "zbawianie świata" w jednej osobie, nie ważne jakiej. Zawsze zbawiałam. Po diabła? A teraz Wam powiem, że nie tędy droga. To jest droga na skraj piekła. Droga do rynsztoka, do myśli samobójczych... Ostatnio był świetny artykuł na onecie. O ludziach molestowanych psychiocznie, fizycznie w dzieciństwie. Te osoby stwarzają kilka osobowości. W chwilach złych, zmieniają się przyjmują nową osobowość, po to, żeby za chwilę przeistoczyć się w kogoś innego. A wszystko po to, żeby nie pamiętać, zapomnieć, wyprzeć te złe chwile. Całe lata byłam Tuptusią, zahukaną. Drepcącą wokół dzieci i męża. Tuptusia- naiwna, przebaczająca każdą zdradę, odejście, policzek... złodziejstwo dokonane na sobie i na dzieciach... Tuptusia odeszła. Bo za dużo pamięta. Cztery umowy pojawiła się, żeby zawalczyć. O siebie. O dzieci.... Żyję. Jestem. Nie jest łatwo. Ale prę do przodu. Nie wiem , co będzie jutro. Nie wiem ile jescze muszę się nauczyć, ile bólu i cierpienia niepotrzebnego przede mną. Nie wiem ile cofek....Mam tylko nadzieję, że instyk samozachowawczy weźmie górę. Ja już nie chcę być zahukaną Tuptusią. Ani walczącą cztery umowy, chcę być sobą. Spokojną, ciepłą, znającą swoją wartość. Kobietą.
  21. Niebo....straszne to, ale idziemy ramię w ramię. Cofka....powrót...cofka....powrót.... Masakra. W momentach ciszy emocjonalej odzywamy się na topiku. A potem znów chora jazda. Ja tydzień temu usłyszałam wielkie słowa. Zalezy mi, czy chcesz, żebym był przy tobie? Wycofaj pozew. Kilka dni było super - miodowe dni:D:D:D I cisza. Właśnie. Cofka, powrót. A ja jestem zmęczona. Mam serdecznie dość. Pozwu nie wycofałam. Jak do diabła mam żyć? Jak kochać siebie? No jak! Czasem myślę sobie, skoro taka szuja nawet jak on nie potrafi docenić, to kto doceni? Są chwile spokoju, wytchnienia. A potem znów to samo. Jak wyleczyć swoje serce, co zrobić z chorym umysłem? Jak się pozbierać na dobre.... /Nie wierzyłam w ani jedno jego słowo o szacunku, prawdzie, o tym, że się zmienił... Zabrakło konsekwencji. Tylko jak się uwolnić, skoro łączą dzieci?
  22. Siódemka:D ja Ci o welonach mogę wszystko powiedzieć i o innych rybach akwariowych też. Mam w domu dwa akwaria. Jedno 120 l, drugie małe 25l. Ale kocham ryby, a welona i glonojady to moje oczka w głowie. Mam nadzieję, że wsadziłaś ją do conajmniej 60 litrów. Te ryby tak mają. Muszą mieć przestrzeń, inaczej karłowacieją i umierają. Achacha:D Super, będzie jeszcze jedna zwariowana akwarystka:D
  23. Kadarka dzięki. Ja Cię rozumiem... Dziś jestem Tuptą, kiedy się nauczę, przepracuję, zrozumiem, jestem 4U. Wczoraj byłaś kimś innym, lata temu byłas kimś innym, dzis patrzysz na to inaczej, zmieniłaś się, jesteś mniej radykalna, bardziej delikatna. I tak jest dobrze. Dziś jest dobrze. Próby. Każda czegoś uczy. Każda daje zrozumienie siebie. Mój poziom ciepienia...Boże kochany... Wysoki. Mam w pracy kolegę. Cudownego. Wspaniały człowiek. Mąż , ojciec. Człowiek, dla którego mam wielki szacunek. Jest jak brat. Jak przyjaciel. Ktoś niezwykle waży, ktoś kogo szczęście jest niezwykle ważne. Jedyną osobą, która wie, że właśnie odeszła jego mama, jestem ja. Ciężkie to. Bardzo lubię tego człowieka. Nieba mogłabym mu przychylić, byle już otrząsnął się z marazmu, cierpienia, bólu. Dużo rozmawiamy. To takie niesamowite. Niby obcy...Z boku, ale bliski... Cieszę się,że jest. Na ile mogę pomagam. I boli mnie bardzo. Bo to taki cudowny facet. Spokojny, kochający dzieci ponad wszystko. Będący z żoną. Wzór mężczyzny. Dziewczyny. Która jak potrafi...Polećcie go Bogu, Wyższej sile. Ciężko mu. Ja to wiem. Bo przeżyłam nagłe odejście matki...
  24. Vacancy:D Witaj w klubie loży obserwatorów:) Nie całkiem blondynka, buziak wielki. Dobrze, że jesteś. Narobiło się na topiku....Ja tak jak napisałam, udałam się do loży obserwatorów i na razie tam pozostanę. Czytam, pisać nie będę. Chyba, że kiedyś tu się uspokoi. Pozdrawiam.
  25. Cokolwiek bym nie zrobiła i tak rento zawsze będziesz uwazała, że się cofam/ Ok. Masz praw0o tak sądzić. Dostałam tak zdrowo po dupie, że w trybie przyspieszonym uczę się. Tyle. I nie jest żadnym decydentem. Decydować to sobie może o swoich gaciach. Zapewne nie o moim zachowaniu, życiu, decyzjach. Na razie rzeczywiście może on "wygrał" - kasę dostał, jest wolny. Na razie. Mam zamiar walczyć w sądzie o swoje . Nie popuszczę. To raz. Dwa. Mem centralnie w dupie co i jak robi. To Ty rento przyzwyczaiłas się do tego, że do tej pory miałam cofki i popełniałam błędy. Nie przyzwyczajaj się za bardzo. Każdy ma swoje dno. I dobrze o tym wiesz. Więc zanim mnie ocenisz...zastanów się. Może dla mnie dnem było właśnie jawne złodziejstwo na dzieciach. A może dnem były dzisiejsze trzy minuty nad testem ciążowym. Trzy minuty, trwały wieczność... Test wyszedł negatywnie, ale ja zobaczyłam wszystkie swoje błędy. Zobaczyłam też przyszłość. Jeśli będę dalej idiotką żebrzącą o ochłapy zainteresowania, to skończę w rynsztoku. A na to nie zasługuję. Ani ja nie zasługuję, ani dzieci. Jeśli masz zamiar dalej mnie krytykować, omijaj moje wpisy. Chciałabym spokojnie popracować nad sobą, a nie czytać ....no właśnie...Twoje wypowiedzi są jak wypowiedzi mojej matki...."Stoję przy tobie murem, dasz radę, ale.... w tle jest krytykanctwo, osądzanie, w podtekscie drobnym maczkiem napisane: "jesteś gówno warta, jak się nie postarasz to ci wpierdole, nogi z dupy powyrywam". Może zbyt ostro to napisałam, ale tak się czuję.
×