Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

cztery umowy

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez cztery umowy

  1. Kubcia. z chwilą, kiedy ośmieliłabyś się nazwać mnie idiotką, zakończyłabym z Tobą rozmowę. Dla mnie jestes wysokich lotów toksyczną osobą . Na tym topiku, problemem nie jest dla mnie ani yeez, ani consekfencja, ani renta. Są ok. Ewa dla mnie traci koronkowym stylem. Yeez, consekfencja , renta czasem ranią, bo mówią prawdę. Prawda często boli. Ty jesteś dla mnie kompletnie toksyczną osobą. Pełną jadu. Osobą mało autentyczną. Może i masz wiedzę, teoretyczną, nie masz praktyki.... Taki jest mój odbiór. Może zabrzmiało to ostro. Ale nie zamierzam przepraszac. To moje zdanie. Ja1972 ja sobie dalej tonę. Pytanie jak długo....Przyjdzie czas. Przyjdzie czas, że znów się obudzę. Na zawsze....
  2. Kubcia mala. Powiem tylko tyle. Ostatnia Twoja wypowiedź należy do toksycznych. Jak można oceniać kogokolwiek jako zahukaną idiotkę! I na podstawie czego? Różnicowanie świata na idiotki i nie-idiotki to jest jakieś nieporozumienie. Dobrze powiedział Demello. Ja jestem osłem, Ty jesteś osłem, razem jesteśmy osłami. Kobieta z charakterem to według mnie nie jest ani kłótliwa jędza, ani baba, która ślepo będzie uważać, że racja jest tylko jej. Niezależnie, czy szasta wielkimi słowami o pokoju, czy mizernymi banałami ściągniętymi żywcem z mądrych ksiąg. Kobieta z charakterem, to ktoś, kto zna siebie i kulturalnie potrafi odwrócić się na pięcie, jeśli serwowane poglądy jej nie odpowiadają. Bo ona wie, że są momenty, które nie podlegają dyskusji, są momenty, kiedy wręcz nie powinno się dyskutować, bo rozmowa ma na celu jedynie wyzwolenie chorych emocji, które jej nie są potrzebne. Myślę, że skutecznie \"wystraszyłaś\" zahukane kobiety, które może mają problemy, i nie odezwą sie, bo zostały zaszufladkowane jako idiotki. Tu nie ma idiotek. Tu są kobiety. KOBIETY! Po problemach, traumach, starające się odnaleźć i pokochać siebie. KOBIETY. Pełnowartościowe, może nie dostrzegające tego, ale zapewne kompletne i wspaniałe. Muszą to tylko odkryć. Consekfencjo, niczego nie odbieram do siebie. Jeśli dyskutujecie, to Wasza dyskusja. Jeśli ktoś ma problem, to jego problem, nie mój. Jeśli ktoś komuś chce pokazać jego kłopot, to nie moja sprawa, tylko jego. Ja tylko zwróciłam uwagę na ton niektórych wypowiedzi. Czasem jest tak, że najbardziej miła - pozornie miła wypowiedź nosi w sobie ładunek jadowitości i to się da wyczuć. Pozdrawiam wszystkie.
  3. Nawet nie mam ochoty pisać w takiej atmosferze. Nikogo nie osądzam ani nie winię, ale to już deko przegięcie.
  4. Tydzień temu zmarła mama nie całkiem blondynki. A ja sobie żyję. Trochę nerwowo, ale włączyłam obserwatora. Oczy mi się szeroko otwierają ze zdumienia. Że też ja pewnych rzeczy nie widziałam:D Sama nie jestem, do czasu...
  5. Renta a ja lubię Twoje wypowiedzi pod moim adresem. Kubeł zimnej wody jest ok. Nie obruszam się, no bo nie ma o co. Prawdę mówisz. Tyle ode mnie... Mąż odwiedza mnie codziennie. Dzwoni, odwiedza, pomaga....Ok...Potonę sobie jeszcze, a potem kolejny raz się nauczę... Ych...
  6. Niebo, słonko, nie jesteś pierwsza ani ostatnia, która ma ze sobą problemy. Ja też. W zasadzie teraz jest u mnie coś dziwnego. Mąż jest w moim życiu, pomaga, albo sam się ofiaruje, czasem ja proszę o pomoc, w sytuacjach, kiedy wiem, że z tą jego pomocą będzie mi łatwiej. Mąż dzwoni, pyta, jak minął dzień, czy poradziłam sobie, czy już jestem w domu. Kończy się to tak, że spokojnie mówię, opowiadam, on też opowiada. A potem samo jakoś wychodzi, to przyjedż, to przyjadę do Ciebie.... Spędzamy dość dużo czasu razem. Budzimy się obok siebie. I zasypiamy razem. Czasem mam wrażenie, że oboje nie umiemy wyjść z tego. Że nie mamy pomysłu jak być osobno. Nauczyliśmy się , że to drugie, tak czy siak jest... Lubię, kiedy dzwoni i pyta, czy poradziłam sobie. Z uśmiechem mówię, tak, oczywiście. Lubię, kiedy zmęczony przychodzi do domu i tu zasypia. Ja dalej jestem sobą. Samostanowię. Kiedy wiem, że chcę, odbieram jego pomoc, kiedy wiem, że nie chcę, nie robię tego. Nie sprawdzam go. Nie mam takiej potrzeby, i nie wycofałam pozwu....Bo nie chcę. Rozwiedziemy się. A dalej, możesz się starać, możesz zabiegać, możesz też odseparować się. Dziś podchodzę inaczej do tego wszystkiego. Byliśmy małżeństwem do dupy... Trzeba to rozwiązać. Ale nie zamykam Ci drogi. Poniesiesz konsekwencje swoich czynów. Będę orzekać o winie. To Twoja sprawa, czy będzie to dla Ciebie nauka...Oby była. Bo Ty na tym skorzystasz. Niebo....Jesteś oporna na siebie. Każdej z nas wydaje się, że wystarczy chwila, jeden krok i wiemy wszystko....O sobie, jak siebie kochać, jak szanować... To nie jest chwila. Czasem potrzeba wielu lat walki ze sobą samą, zanim nie dotrzemy do sedna. Ja siebie nie obwiniam, ani nie oskarżam, że jest jak jest. Uczę się. Nauczyłam się, że jest mi dobrze tak jak jest....Niczego nie biorę do siebie...Nie boli mnie , jesli nie dzwoni, nie boli mnie nic. Jeśli jest, ok... biorę dla siebie wszystko, co mogę. I tak jest dobrze... Robię sobie małe przyjemności. Dobry obiad, przyjaciele...Nie żaluję sobie niczego. Nauki też. I cieszę się, że jestem jaka jestem.
  7. Anna66 dzięki wielkie. Mnie tego cichego kibicowania potrzeba teraz jak nigdy. Alarm w środku wyje, a ja go próbuję zagłuszyć. Ex walczy sobie znanymi doskonale metodami. Niedzielny obiad na mieście był fajny, fajna była niespodzianka, kiedy pojawil sie nagle, niezapowiedziany pod pracą i zawiózł do domu. A alarm wyje i wyje. To się nazywa, facet dostał pozew. Czuję się jakbym tonęła. I z uporem maniaka tonę. Bo lubię tonąć? Ostatnio nie lubiłam, długo nie lubiłam i odpierałam jakiekolwiek próby zmiany relacji między nami. I tak sobie obserwuję i widzę - córka coraz bardziej na nie wobec ojca. Już nawet nie potrafi spokojnie o nim mówić, kolejne dni pokazują , że mała doskonale wyczuwa, co ojciec robi. Ona chyba boi się, że ja pozwolę na powrót. Ja nie robię sobie wyrzutów, że kolejny raz daję się w coś wciągać. Odbieram to jako bolesną naukę. Może nie dość dostałam po dupie. Może to jeszcze nie moje dno. Ja doskonale wiem, że będzie boleć... I dokładnie czuję, tak jak napisałaś - nici, które mnie trzymają. One są niezwykle żywe. To jest to , co napisała też Renta - nie uwolniłam się. Ja zmieniłam rzeczywistość, no bo zobaczyłam po raz kolejny, że facet poszedł w tango. Złożyłam pozew. A co miałam zrobić. Kwestia honoru, ale ja nie byłam przygotowana na odejście, po prostu dostosowałam się do okoliczności. Pozwu nie wycofam. Nie ma takiej opcji. Pytanie tylko ile jeszcze pocierpię.. Swoją drogą. Kochana Anno jestem Twoją imienniczką. Kiedyś dawno temu, moja matka powiedziała, że dała mi na imię Anna i żałuje tego, bo nie zna kobiety o tym imieniu, która byłaby szczęśliwa. Czasem myślę, że rzuciła na mnie klątwę. Ja też nie znam szczęśliwej Anny. Ot która to umowa? Słowem można rzucić klątwę.... Uważajcie na słowa...
  8. :(:(:( masakroza...apropos niektórych wpisów. Ale ok, prześlizguję się:D:D:D Renta, ospiszę jak dojdę do ładu ze sobą. Na razie nie dochodzę do niczego.... Ex w ataku. Drobne gesty, większe gesty, fajne to. Nigdy tak nie było. A ja sobie poczekam, poobserwuję. Zobaczę. Zastosuję zasadę: \"Pokaż na co Cię stać, ale nie jeden raz!\" :D:D:D I już sama widzę dysonanse. Może i stara się , może pracuje, ale wobec mnie tylko, kontakty z dziećmi leżą...i kwicą:D Do tego stopnia, że kiedy zapytałam malutką lepiej z tatą czy bez, bez wahania odpowiedziała, bez. Bo tata krytykuje, osądza, krzyczy denerwuje się. Powiedziałam małej - słonko - ja też czasem krzyczę. \"Tak mamo, ale ja wtedy nie czuję, że mnie nie szanujesz, nie czuję żalu, ja wiem, że krzyczysz, bo masz rację. Tata nie ma...\" Ty mamo, nie krytykujesz , nie osądzasz, krzyczysz z miłością. Ciekawe, dla mnie super. Ona rozumie, że nawet jeśli o czynmś mało przyjemnym rozmawiamy, to ja mimo wszystko, szanuję w niej człowieka, małego, cudownego człowieka. Rozmawiam, bo kocham , zwracam uwagę, bo kocham, pozostawiam wolność wyboru, bo kocham. Daję możliwość wyboru drogi. Nie zawsze są to miłe rozmowy, ale są. Usłyszeć takie słowa od własnego dziecka., to jest coś. Z jednej strony radość, bo widzę, że kocha, ufa , szanuje. Z drugiej strony wielki żal, bo widzę, że ona wie, że tata nie do końca umie postępować z własnym dzieckiem. Szkoda... Porozmawiam z nim, zobaczę...
  9. Cholipa, Vacancy, Niebo dzięki. Dziewczyny, to nie naszyjnik ani ciuchy sprawiły , że dałam się nabrać. Starania, a raczej pozory starań, troska, zainteresowanie. Troska o mnie, o dzieci. Troska jak się okazało na chwilę, do momentu uzyskania, tego, co chciał. Tak, zawróciłam z drogi na chwilę. Zapomniałam, a raczej na moment wywaliłam z pamięci z kim mam do czynienia, ja tych cholernych różowych okularów nie zdjęłam, bo mi było wygodnie je mieć na nosie. Bo po tylu miesiącach potrzebowałam, żeby facet mnie przytulił, potrzebowałam obudzić się w nocy i usłyszeć, że ktoś obok oddycha, że jest, że nie jestem sama. Złudne to wszystko. Komentarz mojej niespełna ośmioletniej córki. Ona jest sto razy mądrzejsza niż ja. Widziała co się święci, no bo nagle pierwszy raz od niepamiętnych czasów , ojciec został i usypiał dzieci. Przyszła do mnie do pokoju, popatrzyła na mnie i powiedziała takim dziwnym orzekająco-twardym tonem: \"mamo, ale tata chyba nie zostaje tutaj na noc?!\". Powinnam była zwrócić uwagę, na to co ona mówi. Stało się. Najgorsze, że przecież ja to przerabiałam jakieś dwa miesiące temu. Wyszłam z tego kosztem wielkiej pracy, ale zaliczyłam wtedy mnóstwo bólu. Popełniłam po raz kolejny błąd. Nie jestem ani silna, ani mądra. Jestem głupiutką gąską, która leci na lep marnych manipulacji,. Skąd u mnie wrażenie, że mam do czynienia z facetem. To nie jest facet. To jest karykatura faceta. Prawdziwy facet, po czymś takim odzywa się. A tu milczenie. A ja nie jestem tanią dziwką. Boli mnie to, ale ja z tego wyjdę. Szkoda tylko, że będzie mnie to kosztowało masakryczną ilość bólu. Na razie mam strasznego moralniaka. Jedyne co mi teraz przychodzi do głowy, to spakować rzeczy, odesłać i nie otwierać mu drzwi.
  10. Oneill, nie sprawdzałam, czy Matka Teresa chciała i czy pisała o tym. Oparłam się nie na jej wypowiedziach, ale na wypowiedzi de Mello o niej. Kubcia, ja nie wiem , co z Tobą nie halo:) Ty powinnaś wiedzieć. A co do radykalnego wybaczania. Trzeba mieć ogromną wiedzę o sobie, samoświadomość i miłość do siebie samej, żeby spokojnie radykalnie wybaczyć. Uderzyło mnie to ostatnie Twoje zdanie : \"wybaczajcie, a będzie wam wybaczone\". Coś za coś. Tradycyjne wybaczanie. Nadstaw policzek drugi, zapomnij, wybacz, nie upatry\\uj konsekwencji, tylko Bóg może. A radykalne wybaczanie mówi inaczej. Wybaczyć, nie znaczy zapomnieć. Pamiętaj, ale bez złości, pamiętaj jako naukę. Odpowiedzialności zaś za uczynione zło, możesz wymagać, bo to też uczy drugą stronę. Radykalne wybaczanie to tak naprawdę miłość i szacunek do samego siebie. Nie da się tego nauczyć w dwa dni. P.S. Ja znów natworzyłam masakrycznie. Szlag.... A już tak dobrze było.... Wiedziałam. Kolejna manipulacja. Tym razem na szeroką skalę. No i pięknie, w pełni świadoma, dałam się na nią złapać. Sama sobie jestem winna.... Cierpię, na własne życzenie. Cholera jasna. Szlag by to trafił!!!!!!!!!!!!!! Albo rzeczywiście jestem idiotką, albo kocham tego człowieka. Tylko nie bardzo wiem , za co.....
  11. Jeszcze jedno mi się nasunęło. To nie jest dobry tok rozumowania: "jak ja przebaczę, to będzie mi wybaczone". Ten tok myślenia to jest totalna interesowność. I nie jest to nauka Jana Pawła II. Jan Paweł II nosił w sercu motto :"niech nie wiem Twoja lewica, co czyni prawica" Ani więc nie wybaczał, po to by ktokolwiek, czy Bóg mu wybaczył, ani nie robil żadnego dobrego uczynku z tych samych pobudek. Na zakończenie. Osoba, którą ogromnie szanował - Matka Teresa z Kalkuty - ona naprawdę nie wiedziała kiedy i komu uczyniła dobro. Nie mówiąć o tym, że nikt nie słyszał, by Ona musiała komuś wybaczać.
  12. Kubcia mam wrażenie, że mylisz prawdziwe radykalne wybaczanie z tradycyjnym. I owszem , założenie radykalnego wybaczania jest takie, że uświadamiamy sobie, że nie ma czego wybaczać. Ale radykalne wybaczanie to nie tylko uświadomienie sobie tej sprawy. Radykalne wybaczanie mówi, że jeśli ktoś zachował się wobec Ciebie nie fair, a Ty powiesz, ok nie mam czego wybaczać, nauczyłeś mnie w ten sposób pewnych rzeczy, to jednak istnieje dla tej osoby, która skrzywdziła konsekwencja popełnionych czynów. Radyklnie wybaczyć, nie oznacza, nie wstąpić na drogę sądową, jeśli tego wymaga akurat sytuacja, nie oznacza, domagania się zwrotu np. ukradzionej rzeczy, czy innego zadośćuczynienia. Radykalne wybaczanie jest nauką dla obydwu stron \"konfliktu\". To jest bardzo trudny proces. I nie sądzę, żeby ktokolwiek mógł przejść przezeń w dwa dni, w miesiąc... Rozpętała się dyskusja, ktoś powiedział, że możesz być podszywaczem. Nie sądzę, natomiast uważam, że powinnaś szybko udać się do psychologa. Jest w Tobie problem i podejrzewam , że duży. Mam wrażenie, że bawisz się przy okazji w apostoła. Ja rozumiem. Neofici są najbardziej radykalni. Rozumiem, że coś odkryłaś, ale czuję się nieco przytłoczona Twoimi postami. W sensie takim, że miast wnosić spokój, wnoszą nieład, emocje. Podejrzewam, że dużo pracy Cię czeka nad sobą. Mam nadzieję, że owocnej. Pytałaś co jest z Tobą, że faceci uciekają. Nie odbierz tego jako moją wycieczkę osobistą, jako chęć dotknięcia Ciebie. Ja mogę powiedzieć co mnie razi. Razi mnie namolność wypowiedzi, razi mnie ton - nie znoszący krytyki a z drugiej strony ton użalający się nad sobą. Razi, nie oznacza, że kogoś nie lubię. Po prostu zwraca moją uwagę. I trzeba przyznać nie nastraja sympatycznie. Gdybym była facetem? Mogłabym być tylko Twoim kolegą i to nie bliskim. Może za ostro napisałam. Ale tak to widzę. I piszę szczerze.
  13. Kubcia, rośmieszyłaś mnie do bólu. Proces radykalnego wybaczania trwa latami:D:D:D:D nie załatwisz tego w kilka dni, bo wykrzyczysz, że komuś coś wybaczasz. No dobrze. :D:D:D:D Odezwę się wieczór.
  14. Kubciamala...będę deko okrutna, ale albo przyjmiesz i pamiętaj to tylko moja osobiste zdanie, nie musi pokrywać się z tym, co Ty myślisz. Dla mnie Twoje zachowanie to namiastka manipulacji drugim człowiekiem. Nie wnikam, czy druga strona jest toksyczna czy nie. Mówisz miałam nowotwór i równocześnie w czasie teraźniejszym stwierdzasz, mam raka. Po co? Czy uważasz, że ktoś się zlituje i padnie Ci do stóp, bo jesteś chora? Przytuli, będzie na rękach nosił, zadeklaruje siebie , bo jesteś chora? Ty nie kochasz siebie, nie szanujesz. To nie jest wyrzut, każda z nas przychodzi tu z takim właśnie problemem. Ważne, żeby mimo porażek, dołów, przeciwności, starać się to zmienić. Oneill, dzięki za przypomnienie tamty słów o różach. Teraz ja jestem w sytuacji, kiedy nagle ex coś się pozmieniało. Zaczął się starać. Zamiast róż dostałam naszyjnik i takie tam bla bla. To było miłe i owsze,. ale ja doskonale wiem, że to manipulacja. Po ostatnim razie za nabranie się na może na mniejszą skalę pozoranctwo zapłaciłam wysoką cenę. Na razie jestem spokojna, w zasadzie powinnam pogonić, nie zrobiłam tego, bo hahahaha no właśnie. Ja wiem dlaczego. Dalej potrzebuję namiastki czyjejś akceptacji. Niestety. A teraz ściągam te różowe okulary, zanim będzie za późno. Nic się nie zmienił....Pozory. Gra... Wyjdę z tego, nie omami mnie po raz kolejny. Jedno co jest dobre w tym wszystkim, widzę prawdę, znam przyczyny mojego zachowania. A teraz spokojnie będę sobie nad tym pracować. Myślałam, żeby oddać ten naszyjnik. Ale nie zrobię tego. Jest ładny. Nawet bardzo, ładnie mi w nim, i całe lata nic nie dostałam, więc potraktuję to jako prezent pożegnalny. Trzymajcie kciuki. Dziś mam bardzo ciężki dzień i w pracy i poza. Enia:D No u nas raczej typowo babska praca - księgowość, prawo;>
  15. Enia chodź do nas :DD:DD:D:D:D Na brak ćwiczenia szarych komórek nie można narzekać, wręcz przeciwnie. Szkoła najwyższej jazdy. Nazwałabym moją pracę ciężką jazdą polską. Tu myśleć trzeba szybko i skutecznie. Toksyczność hmmm, wśród koleżanek nie ma. Zdrowa praca zespołowa. Szefow2a toksyczna, ale da się przezyć:D:D:D:D Ych. Dobrze mi tu w tej pracy. Lubię ją, cieszę się, że mogę się rozwijać. Szare komórki pracują, koleżanki cieszą, bo trzeba przyznać to zespół fajnie dobranych babek. I wspieramy się, oczywiście w zdrowych granicach, i żartujemy, lubimy się, ale przede wszystkim pracujemy. Enia to jak:D:D:D dobijasz? U mnie kochane blogi spokój, problemy codziennie, mniejsze, większe, ale....najważniejsze, że radzę sobie. Te dziewczyny, które wiedzą wewnętrznie, że już czas odejść, ale jeszcze się wahają, bo boją się jak to będzie, niech się nie boją. Będzie zjazd w dół. a potem stopniowe wychodzenie do góry. Nie pod górę. Do góry, a potem będzie fajna równina, odpoczynek, spokój i co najważniejsze podejmowanie decyzji za samą siebie. Teraz jestem na etapie radości, że żyję świadomie, że moje decyzje są moje od A do Z, że nie boję się podejmowania decyzji. Żyję, jestem, samostanowię. To jest piękne. Moje dorosłe, naprawdę dorosłe życie. Bez oglądania się na nikogo, na reakcje ludzi. To jest właśnie wolność. Odpowiedzialne decyzje podejmowanie świadomie, a nie na zasadzie strachu, bo co on-ona powie, jak się zachowa, nie na zasadzie, niech on-ona się wypowie, podejmie decyyzję za mnie, ja się podpiszę... Pozdrawiam kochane. Warto się rozwijać, warto czasem przejść piekło, krótkie, bolesne, żeby wydobyć się na powierzchnię. Zaczerpnąć powietrza i żeglować po swojemu, mając na oku cel...
  16. Niebo:D Ja sama o sobie często mówię, że mam kredki woskowe w głowie...Pomyśl tylko, wracałam przez osiem lat z częśtotliwością raz na pół roku do exa...Niedługo minie pół roku. Jestem sama. I coraz lepiej mi z tym. I cieszę się, bo dziś za żadne skarby świata nie wróciłabym do tego człowieka. Ani też nie ważyłabym się dla samej siebie na związanie się z jakimkolwiek toskykiem. Dziewczyny, ja doskonale rozumiem, że bycie singlem uwiera. Ale warto sobie powiedzieć w momentach tendencji zniżkowej, kiedy widzimy, że inne kobiety idą z mężami, chłopakami, partnerami do kina, na kolację, na spacer, że może kiedyś i my pójdziemy, a może nie, ale czy to oznacza, że jesteśmy gorsze? Nie. To tylko oznacza, że jesteśmy inne. I jeszcze jedna cudowna zasada, o której warto pamiętać: \"Jedyną stałą na tym świecie jest fakt, że zapewne coś się zmieni\". Tak. Rok temu gdyby mi ktoś powiedział, że moje życie wywróci się do góry nogami, wyśmiałabym go. Pół roku temu, gdy świat wywrócił sie do góry nogami, gdyby mi ktoś powiedział, że przyjdzie czas, że mój płacz zamieni się w radość, że zaakceptuję to i będzie mi z tym dobrze, kazałabym mu wyjść i zamknąć drzwi za sobą na zawsze. Co będzie za pół roku? ZA rok? Nie wiem. Dlatego nie wyrokuję. Nie zarzekam się i oczekuję zmian spokojna. Po prostu się do nich przygotowuję. Bo żadna zmiana nie będzie zaskoczeniem, jeśli tylko będę ufać sobie samej.
  17. Dzięki enia. Spróbuję z magnezem. Ale teorie , o których pisałam sprawdzają się i u dorosłych. To ma związek z czakrami. W każym razie przyglądam się sobie bacznie.
  18. Coś dziwnego dzieje się z moim organizmem. Nie wiem co jest grane. W momencie emocjonalnego zdrowienia, wydawało mi się, że i moje fizyczne ciało powinno zdrowieć. A tu masz. Naskładało się. Ponad tydzień temu w zabawie, mój synek uderzył mnie w oko. Widzę wszystko jak za mgłą. Byłam u okulisty sprawdzić wzrok. Nic się nie dopatrzyła. Wszystko w porządku, a ja bardzo żle widzę. Nie wiem co się dzieje. Nie mówiąc o tym, że przyplątała mi się grzybica. Ogólnie jestem osłabiona fizycznie. Psychicznie jest mi dobrze i dobrze się czuję. Czy ktoś ma jakąś teorię? Ktoś mi powiedział, że może podświadomie nie chcę czegoś widzieć i stąd moje problemy ze wzrokiem, on się dostosowuje do mojej psychiki. Ta osoba kiedyś wyleczyła małą dziewczynkę. Nikt nie wiedział co tej dziewczynce jest. Osoba, o której mówię, porozmawiała na odległość, można nazwać telepatycznie z tym maleństwem. Fizjologicznie nie działo się nic ze wzrokiem, wady nie było, nie było uszkodzeń oczu, a mimo wszystko wzrok słabł. Okazało się, że dziecko boi się jednej z zabawek strojących w jego pokoju. Zabawkę usunięto, dziecko odzyskało wzrok. No właśnie w przypadku tej małej nie było żadnych medycznych podstaw do osłabienia wzroku. Zadziałała psychika, mała nie chciała widzieć. Zastanwiam się czego ja nie chcę widzieć i nie mam pomysłu żadnego. Postanowiłam, że jeśli w najbliższym tygodniu wzrok się nie unormuje, to wybiorę się znów do okulisty i porozmawiam też z moim terapeutą. Pozdrawiam niedzielnie.
  19. Tak doczytałam jeszcze co napisałaś Wyniszczona. Nie zmieni się, a Ty jesteś w o tyle dobrej sytuacji, że on mówi o tym wprost do Ciebie, nie widzi w sobie nic złego. Skoro masz tego świadomość, skoro widzisz, że robiłaś wszystko, co w Twojej mocy, a jest zero efektów, to kobieto, weź się kochana w garść, przestań patrzeć na siebie jak na totalną ofiarę, która bez niego nie poradzi sobie. Poradzisz sobie świetnie, bo stać Cię na walnięcie pięścią w stół i na zimne stwierdzenie: dość, już się nacierpiałam, już wysłuchałam co masz do powiedzenia, a teraz zaczynam żyć swoim życiem. Czy jest Ci naprawdę potrzebny u boku wieczny krytykant, niezdecydowany facet, który jeździ po Tobie jak po łysej kobyle? Czy jest Ci potrzebny kłamca? Czy jest Ci potrzebny ktoś, kto milczy, gdy dfochodzi do niego wieść, że będzie ojcem? Normalny facet, nawet jeśli wpadnie, i nie kocha matki swojego dziecka, uznaje je, odchodzi tylko od kobiety. Dziecka nie zostawia i zapewne dla własnej wygody nie każe się go pozbyć, bo ma świadomość, że kobieta wiatropylna nie jest i sama sie nie zapłodniła. Ponosi odpowiedzialność za swoje czyny. A jeśli jej nie ponosi, oznacza, że jest małym Jasiem, z którym nie da się żyć. Małym Jasiem w przydługich portkach. Potrzebne Ci dorosłe złośliwe dziecko?
  20. I wrócę jeszcze raz do słów Idalii wypowiedzianych tu kilka lat temu do mnie. Wahałam się, miałam dość, nie wiedziałam co zrobić. Niby wywaliłam z domu, a jednak oglądałam się wstecz. Iduś powiedziała mi , że wiszę na płocie. Dyndam. Raz w te raz we wte. I tak dy6ndałam ileś lat, bojąc się zamachnąć i przeskoczyć płot. Bo z jednej strony płotu było coś co znałam. Znałam faceta, jego zachowania, moje reakcje, dzieci reakcje. Po drugiej stronie płotu nie wiedziałam co jest. Może jest gorzej. Może będę sama, nieszczęśliwa, a tak to przynajmniej mam spodnie w domu, byle jakie, ale są. Dyndałam tak na tym płocie i dyndałam. W końcu jednak go przeskoczyłam. Po drugiej stronie jest .... spokojnie, cicho. Po drugiej stronie płotu jest zdrowo. Odpowiedzialnie. Jest masa problemów, ale można je logicznie i po swojemu rozwiązać. Czasem na krótką chwilę gości smutek. Za starym. Za byle jakością. Bo to była wygoda, nie wymagać, brać odpowiedzialność za kogoś, za niego nosić spodnie...Tak, wygoda, uzależnienie, bo nie wymagało to pracy nad sobą. Nie wymagało zastanowienia się nad swoim wnętrzem, własnym ja. Wygoda, bo można było zająć się roztrząsaniem co on mi zrobił, a nie było nigdy myśli, co ja zrobiłam sobie samej. Po drugiej stronie płotu jest siła na to, żeby stanąć twarzą w twarz ze sobą. Zobaczyć siebie rzeczywiście, nie iluzorycznie. Po drugiej stronie płotu ja jestem swoim własnym terapeutą. Przyjacielem. Doradcą. Szefem. życiowym szefem.
  21. aaadddaaa co masz zrobić, to Ty sama musisz ustalić, nikt nie da Ci przepisu na siebie. Znam kobiety, które do śmierci trwają w takich związkach. Dlaczego - nie wie nikt, pewnie one same nie wiedzą. Ważne, czego Ty chcesz. Jak chcesz żyć, co chcesz mieć w sensie duchowym. Ja złozyłam pozew. Bo przez wiele lat żyjąc z za chwilę byłym mężem, przeczyłam samej sobie. godziłam się na złodziejstwo, kłamstwo i nieodpowiedzialnośc. To ma moich oczach okradał mnie , moje dzieci, własnego ojca, teścia, babcię , znajomych. O wielu rzeczach wiedziałam, innych domyślałam się. Powiedziałam pas. I czuję, że odzyskuję szacunek do samej siebie. Już nie muszę fgodzić się na żadne świństwo, już nie muszę milczeć, przed własnym teściem, ojcem, znajomymi, nie muszę milczeć, bo przez usta nigdy nie przesżło mi kłamstwo, że nie wiem kto. Milczałam latami. A teraz mogę wychowywać dzieci w prawdzie, tak jak chcę, mogę żyć. WRESZCIE. To nie jest proste. Zdecydować się na odcięcie pępowiny, to jest bardzo ciężki krok, potem uniezależnić się psychicznie, drugi bardzo bolesny krok. Ale da się. Pół roku mija, od momentu, kiedy powiedziałam dość i stanowczo pokazałam drzwi. Złożyłam pozew, opłaciłam, odcinam się. Równocześnie zmieniam się z ofiary w kobietę, która wie czego chce i jakimi sposobami może osiągnąć swoje cele. Pięknie być sobą. Pięknie jest i spokojnie brać odpowiedzialność tylko za siebie, nie odbierać zachowań ludzi jako skierowanych pro albo przeciw. Pięknie jest myśleć o sobie z szacunkiem, sensownie i logicznie. Musisz zastanowić się, czy takie zycie Ci odpowiada. Jeśli nie, czas na zmiany. Zmiany trudne, bolesne, ale ....warto.
  22. Poa:D:D:D:D:D Już nie pamiętam która z dziewczyn - consekfencja czy yeez pisała o krakusach i Pani Dulskiej. O o o no proszę:D:D:D Czemu tak? Że niby dulszczyzna, że konformizm i inne centusie;>
  23. Sorki kubcia, ale patrząc logicznie, to nie demon, to się nazywa alkoholizm. Jeden nasika bezwiednie na obrazek, drugi w zamroczeniu będzie opowiadał o niebieskich kuleczkach w zlewozmywaku, które chcą go zjeść. Jeszcze inny po prostu pójdzie spać i koniec. Nie wnikam w Twoje poglądy. To Twoje życie. Ale proszę, byś nie zaczynała mnie przekonywać, że demony są na każdym kroku, że to, że nie biegam do kościoła i modlę się omijając przykazane przez kościół formułki, to oznacza, że jestem nie teges. Jestem inna i mam do tego prawo. Ktoś tu napisał o byłym mężu, jak pięknie woalował swoją toksyuczność wiarą. Ja nie miałam tego doświadczenia z moim byłym mężem, ale za to moja mama latała do kościoła, stała w pierwszym rzędzie i najgłośniej śpiewała, a w domu było co było. Nie oceniam jej wiary, wierzyła na swój sposób i miała swoje problemy, braki, z którymi nie potrafiła się uporać. Ja jednak szerokim łukiem omijam osoby, które afiszują się ze swoją wiarą i próbują przemawiać z ambony oceniając, krytykując, oskarżając i rzucając hasła, że jak nie będę tego czy tamtego w myśl zasad kościelnych, to będę smażyć się w piekle.Omijam osoby, które w imię świętej naszej wiary, katują swoimi przekonaniami, uważają, że jedyna racja jest po ich stronie i z góry oceniają poglądy innych jako złe, skazane na piekielny ogień. Nie wdaję się w bliższe kontakty z ludźmi , którzy narzucają swoją wiarę, sposób jej wyrażannia innym. Wolę ludzi, którzy po cichu sobie żyją, rozwijają się, może nie okadzają domów, może nie topią ich w święconej wodzie, ale za to nie kłamią, nie kradną, nie zabijają, itd. itp U mnie spokój. Błogi. Codzienne kłopoty, jak u każdego, ale za to spokojnie, bez chorych emocji. I tak jest cudownie. Doszłam do momentu, kiedy wszelkie telefony od byłego, w momencie, kiedy on ma ochotę na burzę emocjonalną , urywam krótkim: \"czy coś jeszcze w sprawie dzieci, jeśli nie, to żegnam\". Jeśli słyszę tak, pytam krótko i konkt\\retnie o co chodzi. Ale jeśli za drugim razem widzę próbę zarzucenia mnie śmieciami emocjonalnymi, po prostu się rozłączam. Działa:D:D:D:D Nie widuję się z byłym więcej niż to potrzebne, czyli ok 5 minut w tygodniu - tyle czasu ile zabiera mu ubranie butów, żeby wyjść od dzieci. To działa, hihihih. Stuk_puk piszę się na te owoce, choć hmmmm, obawiam się , że nie w najbliższym czasie. Będę musiała przejść na dietę bez cukru, bez owoców, chlebka pszennego. Coś za coś, ale spotkanie krakowskie jak najbardziej.
  24. Kubcia nie gniewaj się, ale spadłam z krzesła i szczęką zarysowałam podłogę. Dla mnie wiara to coś więcej niż święcona woda, demony i kadzidła. Dla mnie wiara to jest co innego. Bóg powiedział, że stworzył mnie na swoje podobieństwo i mieszka we mnie. Ja więc, jestem według Niego istotą doskonałą. Właśnie dlatego szanuję siebie i kocham, bo jestem piękna, bo jestem Jego odbiciem. Bóg wyposażył mnie w doskonałe narzędzia, dzięki którym mogę funkcjonować, ale dał wolną wolę w ich używaniu. Jeśli więc, wyposażył mnie w mózg, taki, jakiego nie posiada inne stworzenie, to moją rolą jest dbać o niego, korzystać w sposób mądry, nie ulegać fanatyzmowi. Szukać prawdy o sobie, o świecie o Nim. Ja nie twierdzę, że nie ma demonów, że nie ma zła. Myślę, że są, natomiast, umówmy się, że są to sporadyczne przypadki. I nie sądzę, by cokolwiek działała tu święcona woda. To wszystko odbywa się na poziomie energii a nie święconej wody. Święconą wodę, wymyślił kościół - instytucja, taka sama jaką jest sejm, korporacja, lobby. Ych....No to teraz mam przewalone. Ale ja do wiary podchodzę inaczej. Mam się nią cieszyć, chcę się nią cieszyć, a nie w każdym kącie wypatrywać kary i demonów. Moje dziecko starsze, nigdy nie było zmuszane przeze mnie do klepania paciorka, młodsze też nie. Kiedy ma taką potrzebę, śmieje się szczęśliwa, mamo ułożyłam piosenkę, teraz zaśpiewam ją Bogu. I śpiewa. I to jest najpiękniejsze jej spotkanie z Bogiem. Sama ułożyła, sama zaśpiewała. W tej piosence jest wszystko: radość, zwierzenie, że ptaszki, że kwiatki, że w szkole był problem, że mama nie w humorze, że jest super, bo udał się rysunek. Jest radość, uczciwość, twórczość, jest wszystko. Ja wiem, że jej wiara jest piękna. Czysta. Nigdy nie zakoduję jej obrazu Boga, który karze. Zakoduję jej obraz Boga - Ojca, bo do niego zawsze można pójść i powiedzieć wszystko, nawet to, że się zwątpiło, że nie ma się sposobu na życie, że było potknięcie. I o to chodzi moim zdaniem. Bóg to przyjaciel, a nie wysoko nad nami, siwy Pan, który ocenia, oskarża, sądzi. A poza tym ma głęboko gdzieś, czy się powybijamy w fanatycznych wojnach religijnych, czy damy się zdmuchnąć z powierzchni wszechświata atomowemu grzybowi. Bóg to przyjaciel, a nie terminator, który rozlicza, przesuwa, gra nami jak pionkami. Bóg to nauczyciel. Masz życie, to ty jesteś rzeźbiarzem, naucz się je rzeźbić, kształtować, dochodzić do prawdy o sobie i o mnie.
  25. kubcia...kosciół sprzeciwia się też prezerwatywom, czy uważasz, że to jest ok? Dla mnie kościół nie jest żadną wyrocznią, mimo, że jestem wierząca. Niemniej jednak przestałam kierować się prawami ustanowionymi przez iluś purpuratów. Kieruję się prawami Boga, a Ten nie dał 11 przykazania: \"Pamiętaj, abyś metodę Hellingera omijał z daleka\". Renta, dobrze prawisz. Coś mi to uzmysłowiło. Co prawda nie napisałaś o mnie ani do mnie, ale trąciłaś pewną hmmm emocję. :D:D:D:D No dobrze:) Zdrowiejmy dalej.
×