Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

cztery umowy

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez cztery umowy

  1. stuk puk...odezwij się do mnie. Ja też jestem z Kraka. Dam Ci telefon do pewnego człowieka. Mój mail : pyzorzyca@buziaczek.pl Dasz radę, tylko zamiast rozpamiętywać, jak bardzo go nienawidzisz, zacznij myśleć o sobie, jak bardzo sie kochasz. A ty zamiast przerwać młyńskie koło, rozpętujesz je coraz szybciej. Zatrzymaj je. Zacznij myśleć o sobie, z pozycji siebie samej, a nie z pozycji ojca. Nie pamiętam co pisałaś o swoim zawodzie, napisz mi w mailu, jakiej pracy szukasz...Może cos się gdzieś znajdzie....Nie mam kontaktu ze wszystkimi branżami, ale z wieloma. Pozdrawiam
  2. Wierna...słoneczko, to nie baba powaliła Cię i zmasakrowała. To Ty sama siebie dałaś powalić i zmasakrować. Skarbie, odebrałaś do siebie, co babon naplótł, a powinnaś po pierwszych sekundach tyrady, ze znudzoną miną, otrzepać pył z sandałów, odwrócić się na pięcie i mieć to gdzieś. Ona określiła siebie, nie Ciebie. Pokazała kim jest, nie kim Ty jesteś. Kwiaty zasadź w szczytnym celu, dla siebie. A nie dla kobiet bez klasy. U mnnie na parapecie jest papryka, piękna, czerwona, hodowla mojej siedmioletniej córci. Malutka posiała ją z pestek, które wyciągnęła ze zjadanej papryki. Posadziła ją dla siebie. Nigdy w życiu nie widziałam, żeby komuś w domu urosła taka piękna i soczysta papryka w doniczce:D:D:DD: Ale ona sadziła ją dla siebie. Nie dla mamy, nie dla innych, dla siebie. Posadź dla siebie. Niech rosną i kwitną dla Ciebie , Twojej siły, Twojego zdrowienia. Glicynia:D:D:D:D:D Kobieta z klasą nie musi być piękna. Kobieta z klasą, ma.....klasę. Klasa polega nie na urodzie, klasa polega na wnętrzu. Nie umiałam tego nazwać do tej pory, przybliżyłas, nazwałaś. Tak, to jest to, znam wiele kobiet ładnych, pięknych, ale bez klasy. Kobieta z klasą ma to coś, ważnego... Jeśli masz klasę, to będziesz umiała szanować siebie. Czas płynie...Nie szkodzi. Ważna jesteś Ty, nie czas.
  3. Całkiem nie całkiem blondynko, Ty wiesz, że ja bardzo jestem z Tobą. Nie będę nic więcej pisać, bo nie trzeba. Czekam i tu i po drugiej stronie słuchawki. Teoretycznie Ty jesteś przygotowana, a praktycznie, pamiętaj, że jest ktoś, kto kiedy będziesz potrzebować wysłucha, więc jeśli przyjdzie TEN czas, i stwierdzisz, że jestem Ci potrzebna, dzwoń nawet o pierwszej w nocy. Ato dla Ciebie: http://www.youtube.com/watch?v=Ta2y4N-u4EY&feature=related Tak Niebo. Dziś potrafię o sobie powiedzieć, że jestem piękną kobietą, ale to tylko dlatego, że z miłości i troski o siebie zadbałam. Żal było patrzeć na mnie przez ostatnie lata, wstyd mi czasem było iść z dziećmi na spacer. Zabiegana, zalatana nigdy nie znajdowałam czasu, by zatroszczyć się o siebie. Nie malowałam się, wkładałam byle jakie ciuchy, nie ważne czy do koloru, nie ważne, czy miały 10 lat, czy 5, 70 % siwych włosów, ale nie farbowałam, a raczej rzadko, bo zawsze bałam się, ze nie starczy dla dzieci, że jeszcze muszę zarezerwować na paliwo dla byłego i na papierosy, bo znów strzeli focha, że mu nie kupiłam. Najważniejsze, żeby dzieci miały.Najważniejsze, żeby były fochów nie strzelał. Teraz myślę inaczej. Dzieci ważne, bardzo, ale jeśli nie kupię im setnej zabawki, a zadbam o siebie, to nic moim dzieciom nie ubędzie, wręcz przybędzie. Bo jeśli mama pójdzie z nimi na spacer uśmiechnięta, bez wstydu, wydobywając z siebie wszystko co najlepsze ma w swoim wyglądzie, wtedy dzieci będą dumne, że mają taką piękną mamę. A fochami eksa już się kompletnie nie przejmuję:D:D:D:D Ma z kogo zdzierać,. więc niech zdziera gdzie indziej:D To nie jest egocentryzm. To jest zdrowienie. Bo ja już nie jestem ofiarą losu, ja jestem kowalem losu. To nie są przechwałki i brak taktu, czy samouwielbienie. Po prostu się sobie podobam. Yeez:D:D:D:D Miło słyszeć, że jestem kochana. Co ciekawe, są tacy, którzy odbierają mnie jako jędzowatą heterę:D:D:D Ale oni po prostu nie mogą przyzwyczaić się, że skończyła się era zaślimaczonej ofiary, a zaczęła epoka silnej kobiety, dbającej o swoje dobra. Dbam bez chamstwa i bez wycieczek osobistych, ale dbam i to bardzo stanowczo. P.S. Teść chodzi za mną i udowadnia, że wielbłąd nie jest wielbłądem. Źle odebrałam ponoć jego słowa :\" Wynoś się stąd, do końca czerwca ma was tu nie być\". Usiłuje mi wmówić, że źle odebrałam te słowa, on wcale nas nie wyrzucił, wręcz przeciwnie. No cóż, rzeczywistość jest rzeczywistość. Ja słuchać umiem, pamięć mam doskonałą. Wiem co usłyszałam i pasowało mi to, bo i tak chciałam wrócić do siebie, więc uśmiecham się i mówię mu, że decyzji nie zmienię. Wracam do siebie. Próbuje mnie przekonać, że soebie nie poradzę, ale ja ze stoickim spokojem odpowiadam, że chcę się przekonać, że nie zostanę tu, że chcę być sama i u siebie. Ja doskonale wiem o co chodzi. Chodzi o to, że teść zorientował się, że podcina gałąź , na której siedzi. Teraz 2/3 kosztów mieszkania pokrywam ja. Jak pójdę, kto to pokryje? Manipulacja piękna. Ja się cieszę, że to widzę. No i tyle.
  4. Natalu:D Wiecie co...apropos dnia matki. Dostałam życzenia od mojego Taty, jak zresztą co roku. To niesamowite. Jestem jednak szczęściarą. Mój własny Tato, szanuje, że ja jestem mamą jego wnuków. Składa życzenia, szanuje, pamięta i wysyła piosenkę okraszoną sercem i kwiatami. Eks nie pamiętał , dzieci pamiętały. Mała w szkole - z klasą i wychowawcami - przedtsawienie, malutki za sprawą opiekunki - laurka. Mogę sobie powiedzieć spokojnie, że mam cudownego Tatę , może nie był i nie jest idealny, ale kocham go całym sercem, za to, że tak bardzo jest ze mną, że wspiera, że rozmawia, że po prostu jest. Kiedy dowiedział się, że nie mam z czego opłacic pozwu rozwodowego, kazał mi przyjechać. Nie kazał. Powiedział, jeśli chcesz, przyjedź, ja będę miał pieniądze, ty dziecko powinnaś opłacić, powinnaś się uwolnić. To jest Tata. Z dużej litery. To właśnie jest być z dzieckiem. Tata wie, że ja po trupach zwrócę. Że oddam , choćbym miała tynk ze ścian jeść, a najśmieszniejsze, że on nie czeka na zwrot kasy, choć finansowo u niego nie jest super. On jest dumny, że jego córka, chce się uwolnić, chce pokochać siebie. Ja też Tatę wspieram jak mogę, Pomagam, ilekroć ma kłopot, on wie, że kocham go nad życie. I wie, że w potrzebie nie zostawię, pomogę. I to jest piękne. Dziś jesteśmy dorośli. Ja mam swoje dzieci:D:D:D On ma swoje:D:D:D Ale rozumiemy się bez słów. Szanujemy, ja mogę mieć swoje zdanie, Tata swoje, dyskutujemy, ale nie kontrolujemy. Czasem spieramy się, ostro, ale żadne nie próbuje nagiąć drugiego. To jest właśnie przyjaźń , to jest właśnie szacunek. Jestem szczęśliwa, że mam właśnie takiego Tatę. Jest cudowny. Wspaniały. Szkoda, że moje dzieci nie mają takiego ojca. Dobrze, że mają taką mamę:DD:D:D:D
  5. Baby, czyście kompletnie powariowały:D:D:D:D Consekfencja! Yeez! Ewa! Tragedioza:D:D:D:D Do rzeczy teraz i na poważnie. Wychodzą problemy. Najbardziej przepracowane problemy, okazują się nie do końca przepracowane. Ale cicho sza. Nikomu ani słówka. Bo reszta się dowie....i nie będziemy już prymu wodzić na topiku.... Kochane. Consekfencja i Yeez, warto zastanowić się, dlaczego Ewa wzbudza niezdrowe emocje, coś w tym jest. Ewo...warto zastanowić się, dlaczego Yeez i Consekfensja trącają nić emocji. Ja doskonale wiem, dlaczego we mnie takie a nie inne emocje, czemu ktoś we mnie wbudza złość, nad postami innego prześlizguję się, a inne przykuwają moją uwagę. Kochane Panie, może czas zmierzyć się wreszcie ze swoimi demonami. Glicynia - bacznie czytam co piszesz... Nie dzieje się nic, bo blokujesz słonko, nie chcesz iść do przodu. Chcesz sobie kisnąć, bo wydaje Ci się, że koniecznie do dziania się potrzeba Ci księcia na białym koniu i urody. Dupa. Ani jedno ani drugie nie jest potrzebne. Ponoć jestem piękną kobiet ą i co? I zostałam sama:D:D:D Nie uroda, wnętrze...miłość do siebie samej. Dziś widzę wzrok byłego. Tak, wiem. Jestem zadbana, piękna. I co z tego. Jego wzrok to tylko instynkt. Nic poza tym. Jego wzrok, spojrzenie to tylko emocje, nie ma w tym krztyny miłości ani szacunku, są geny i popęd. Nie chodzi mi o to. To mnie nie interesuje. Glicynio. Obudź się, jesteś piękna duszą. Sercem. Pokochaj siebie.
  6. Ewo dzięki za odpowiedź. Napisałam, nie oceniam. Życie nie jest czarno-białe. Odcieni szarości mnóstwo. Dużo bardziej toksycznie byłoby, gdybyście żyli w trójkącie. Tak jest lepiej, każdy dokonał swojego wyboru. Co do żony, zgadzam się, tkwi w bagnie po uszy. Z człowiekiem, który jej nie kocha....masakra, znam to i wiem jak się czuje osoba, będąca w takim hmmm nie związku, w takim koszmarnym tworze. dla wszystkich bez wyjątku mam. To ważne święto dla mmie nie tylko moje, to także święto moich dzieci. Jeśli bowiem mają we mnie mur, opokę, schronienie, radę, uśmiech, kiedy trzeba to łzę, wtedy to święto przeżywają jak swoje własne. Cieszą się, starają - jak potrafią. I to jest takie piękne, fantastyczne, że im się chce, że są dumne, że laurkę zrobiły, że zatańczyły, że przytuliły, że jak dzika horda wylądowały na mamowej szyi i zacałowały mamę na śmierć. To był piękny dzień. Nie zepsuła go wizyta eksa, bo nie pozwoliłam na to. Dystans, zero wycieczek osobistych. Krótkie treściwe wypowiedzi, i dobrze i tak ma być. Bez manipulacji. Bez wdawania się w chore jazdy. To, że czasem przejdzie burza emocjonalna przez topik, ja odbieram, że to dobrze. To też nauka, kto będzie chciał i porrzebował czegoś się nauczyć, ten wykorzysta i burzę.
  7. Delikatnie włączę się w dyskusję. Renta:D:D:D:D każdemu się zdarza, zresztą ja juz wszystko wtedy do Ciebie napisałam. A poza tym , doskonale wiadomo, że ja ciągle jestem w leczeniu. Są sytuacje, które pokazują, że jeszcze długi czas będę wychodziła z mojego bigosu. yeez...nie wiem czy to nagonka, czy nie, niemniej jednak zgadzam się z faktem, że wiązanie się z żonatym mężczyzną nie jest ok. Nie próbuję oceniać Ewy. Ja wiem, jak cierpi żona faceta żonatego, który idzie emocjonalnie, czy fizycznie do innej. Masakra. I nie jest dla mnie miarodajne tłumaczenie, że facet żonaty, też potrzebuje, że nie jest ubezwłasnowolniony. Jeśli potrzebuje, brakuje mu, rozwodzi się, i wiąże z inną. Kropka. Koniec. Dzieci w tym kontekście to jest dla mnie wymówka. Jesli żona ma jazdy i jest niezrównoważona, można zawalczyć w sądzie o przyznanie praw ojcu. Długa i cierniowa droga, ale ....niekoniecznie przegrana, jeśli są niezbite dowody. Ewo, nie odbieraj do siebie. Nie mam zamiaru ranić, ani oceniać. Ot, odnoszę się do sytuacji. Ze mnie były mąż zrobił psychiczną, pojebaną kretynkę. Wszystkim wokół naopowiadał, jak to ja dręczyłam jego i dzieci. Gadał całe lata, dziś ci ludzie, poznając mnie, bo wcześniej izolował mnie od nich, otwierają oczy ze zdumienia i mówią: to niemożliwe, jesteś normalna, to niemożliwe, jesteś fajna, uczciwa, spokojna.... Takie słowa słyszę dziś i słyszę również, że wszyscy bali się odezwać do mnie, bo ja funkcjonowałam w ich umysłach jako potwór, jako osoba nadająca się do leczenia zamkniętego. Ot może i mój problem teraz wyszedł. Właśnie, podświadomie zdawałam sobie sprawę z tego jak mnie przedstawiał, ale tłamsiłam intuicję. Bałam się iść do ludzi, bo a nóż widelec potwierdziłyby się moje przypuszczenia i tak latami trwałam w iluzji. I poniekąd trwam w jakimś stopniu dalej, bo są słowa, które mnie bolą. Słowa nad którymi w ogóle nie powinnam się zastanawiać. A jednak, bolą. Dziś usłyszałam, że to było małżeństwo na papierku. Od ilu lat zapytałam. Eks zorientował się, że palnął za dużo. Kazał sobie samej odpowiedzieć na to pytanie. Wszystko jasne, przecież wiedziałam co rozpowiadał i od jak dawna wśród swoich znajomych. Rozwód w jego ustach, właśnie się rozwodzę, jestem na etapie rozwodu, mówił do kumpli i koleżanek, ale nie do mnie. Tak było od dawna. Dziś potwierdził, że dawno temu już dla niego to był tylko papierek. Zabolało i nie wiem czemu, przecież wiedziałam, miałam świadomość, intuicja mi podpowiadała....A jednak zabolało. Do żywego. Nie uwolniłam się do końca. Jestem dalej w kleszczach uzależnienia. Straszne, ale prawdziwe...
  8. Niebo teraz już dosłownie do Ciebie napiszę. Tym razem z pozycji żony takiego syncia. Tego typu dopieszczeni ponad miarę, mający wszystko tylko nie odpowiedzialność za siebie samych, synciowie potem trafiają w związki małżeńskie. Mój za chwilę były mąż jest właśnie takim synkiem. Samochód - ledwo skończył 17 lat i oczywiście paliwo do samochodu też. I tak mu zostało na małżeńskie lata. Nie raz słyszałam: wożę wam tyłki, daj na paliwo. Nie przyszło do nieodpowiedzialnej główki, że ma się trzydzieści lat i czas zapracować na paliwo. Kłopoty w szkole. Tatuś leciał do nauczycieli, gdyby nie tatuś, gdyby nie fakt., że tatuś co tylko wdowiec, a mały wówczas sycnio, półsierota, nie wiadomo ile klas by powtarzał. Ten człowiek miał wszystko, poza miłością ojca i poza matką. Siła wyższa. Mama zmarła, ale oparcia w ojcu, duchowego nigdy nnie miał. Miał za to wszystko inne. Dostałam człowieka nieodpowiedzialnego, kalekę psychiczną. Ja taka sama kaleka, ale nauczona odpowiedzialności za siebie. Może nie za swoje wybory, ale materialnej odpowiedzialności za dom. Niebo. Solidnie i starannie pozwól synowi wziąć odpowiedzialność zarówno moralną, jak i psychiczną i materialną za siebie samego. Kiedyś pójdzie w świat, będzie czyimś mężem. Ja tyle lat płakałam przez człowieka, który nigdy nie dorósł. Płakałam na własne życzenie. Dziś to wiem. Ale im bardziej mądrze wychowamy dzieci, tym bardziej prawdopodobne, że spokojnie zmierzą się z życiem, że nikt nie będzie przez nie płakał. Bo jeśli będą umiały być odpowiedzialne za siebie same, wtedy będą siebie szanować. Wtedy też nigdy nie wejdą w związki toksyczne, wtedy będą miały szczęśliwe i spokojne życie. Ja już też powolutku, na miarę wieku dzieci uczę, że mama jest zawsze, zawsze można do niej przyjść. Porozmawiać. Ale mama nie załatwi, mama nie ułatwi. Mama może pokazać możliwości, wybór należy do dziecka. Kiedy moja córka buntuje się i nie chce odrabiać zadań, mówię spokojnie: ok, pakuj książki, pójdziesz bez zadania domowego. Ona ma gdzieś w sobie zakodowane, że to wstyd. Więc wrzeszczy, że chyba zwariowałam, bierze ołówek i robi te zadania. To jest jej wybór. Odpowiedzialny. Ona ma siedem lat, ale często mam wrażenie, że jest mądrzejsza niż jej mama :D:D:D Podobnie z czteroletnim synem. tu wybory na poziomie zabawek. Jedna. Możesz wybrać, ja nie będę narzucać, ale pamietaj jedna, jaką wybierzesz, taką będziesz mieć. I ok. Są oczywiście próby naginania, przekupywania buziakami, maślanymi gałami ( u starszych przybiera inne formy- ale też są) - kończy się na mojej stanowczości. Kochasz syna, to naturalne, ale kochaj mądrze, nie głupio. Ja też kocham dzieci. Czasem łapię się , że żal mi ich, bo nie mają łatwego życia. Tęsknią za ojcem, on nie zjawia się często, i nie poświęca im nalezytej uwagi. Czaem łapię się na tym, że wszystko bym im oddała, zawaliła prezentami, spełniła każdą zachciankę, byle zapomniały o traumie rozbitej rodziny. Ale to iluzja. Rzeczywistość mówi, że w ten sposób je skrzywdzę. Ja mogę dać im maksimum ciepła, miłości, uwagi. Ale nie będę im niczego ułatwiała, a to po to, żeby wiedziały co to zycie, co to odpowiedzialność, co to podejmowanie decyzji i ich konsekwencje.
  9. Oneill właśnie pustka. A mój przyjaciel mówi mądrze. Porządkowanie siebie, nauka siebie to jest jak generalne porządki. Ale można podejść do tego dwojako. Najpierw wszyscy usuwają stare, zawadzające sprzęty a potem... Jedni w tę pustkę wkładają coś nowego. Coś pasującego, takiego jak powinno być. Inni zaś znów wnoszą stare graty, których nie wyrzucili na śmietnik, tylko postawili przed domem. Na początku, te stare3 graty układają bardzo pieczołowicie, mrucząc: aaa, no nie jest to jeszcze takie złe, jeszcze posłuży. Po jakimś czasie jednak znów robi się kompletny lamus, zbiorowisko nieporządnie rozbebeszonych zawalidróg. Pustkę trzeba zapełnić nowym i potrzebnym. Każda z nas wie, co to jest dla niej. Ja nie mówię, nowym partnerem, nowym imagem , pustkę zapełnić trzeba sobą. Nie ma innej drogi. Patrząc na wypowiedzi niemal każdej z nas, zauważam jedno - w takim czy innym stopniu zajmowałyśmy się wszytkimi ale nie sobą - pomocą znajomym, działalnością charytatywną, pomocą rodzinie, dziećmi, spychając siebie na dno. Pomagać można, ale na początku trzeba pomóc sobie samemu.
  10. Montia, cofnij się Słonko kilkanaście stron wstecz i popatrz co pisałaś. Wrócił do żony. Przeżywałaś, płakałaś, masakra. Teraz ma następną. Skarbie, nie obraź się, ale to jakis marny Casanova, który lubi krótkie dystanse. A Ty zasługujesz ma długodystansowca...ale żeby kiedyś być w dobrym związku, najpierw musisz wyleczyć siebie. Kochanie, podnieś się, tyle miesięcy za Tobą, czas na zmiany. Czas, żebyś odkryła w sobie dziką kobietę - niezależną, samostanowiącą, ustanawiającą swoje prawa, oddychającą pełną piersią, z miłością patrzącą w lustro, bo się sobie podobasz. Ja właśnie powoli taką się staję i mam w doopie , co exior mówi o mnie i do mnie. Niedawno nazwał mnie dziwką, centralnie i prosto w oczy. No i co, to świadczy tylko o nim. Ja nie myślę tak o sobie, bo wiem kim jestem i jaka jestem. Na początlu i owszem zabolało mnie, bo jednak nie spodziewałam się, że po raz kolejny usłyszę epitety. Ja - matka jego dzieci. Ale pal sześć. Skoro tak, to niech sobie myśli co chce. Ja żyję własnym życiem. Opłaciłam pozew, zajmuję się sobą i potomstwem:D Montia, zrób to samo. Zacznij się do siebie uśmiechać, nawet przez łzy. Jeśli czasem się takie trafią, ja sobie wybaczam. Mam prawo, jestem człowiekiem. Popłakałam się, kiedy mecenas przyszedł i powiedział, że pozew opłacony ( dałam mu pieniądze, bo on codziennie jest w sądzie),. Popłakałam i wybaczyłam sobie. W końcu nie wychodziłam za mąż zakładając, że się rozwiodę. Więc mam prawo do płaczu. I koniec. Otarłam łzy i poszłam dalej, nie oglądając się za siebie. Nie ma do czego wracać.
  11. Sowo...nie tylko mężczyźni. Każda osoba, jeśli nie widzi powodu, nie zmieni się. I jeszcze jedna rzecz. Wiele z nas tutaj strawiło lata na rozpamiętywaniu, zastanawianiu się - jak on, co on i dlaczego on. A to jest podstawowy błąd. Nie. Nie myślimy jak mu z tym, tylko jak mnie z tym, co ja na to, jak ja się czuję. To moje życie, to moje jestestwo. To ja mam władzę zmienić je, to ja za nie biorę odpowiedzialność, za swoje życie i zmiany we mnie. Sowo, nie zastanawiaj się jak on to czuje. On jest on, jego łódka i jego rzeka. Twój nurt to Twój nurt. Weź odpowiedzialność za własne życie, za siebie. To nie oznacza egoizmu. To oznacza tylko dbanie o siebie, szacunek, uznanie własnej wartości. Siódemko. Mnie pachnie to zemstą. Logiczne. Ja może nie szukałam jedzenia w koszu na śmieci, ale....aaa szkoda słów. Nie ważne. Nie ma we mnie chęci walki, nie ma emocji na zasadzie, teraz ja górą. Jest dziwna intuicja, że ja nie muszę oddawac, walczyć, to jest poza mną. Ja mam życ i chcę żyć własnym życiem. Moim. A on, niech pójdzie swoją drogą... Tyle. Czasem miewam dziwne uczucie, że będzie na starość płakał, ale nie życzę mu tego. Oneill, mam nadzieję, że niedługo odezwiesz się co nieco:D:D:D:D
  12. Siódemko. Wszystko dobrze, tylko martwi mnie trochę bardzo emocjonalna reakcja na fakt, że Cię odnalazł. Ja to znam. Chowamy się i zobaczymy na ile mu zależy, czy nas znajdzie.... Nie wiem czy tak u ciebie jest, nie wyrokuję, bo nie śmiem. Jesli tak jest i choćby przez chwilę cieszyłaś się, że znalazł, że zadał sobie trud...to zawracaj szybciorem z tej drogi. I przestaw się na tory - nie ma mnie dla Ciebie. Jak mnie znalazłeś, to Twój problem, ale mnie dla Ciebie już nie ma. Nie musisz odpowiadać. Po prostu chwilkę pomyśl o tym. A niebo - fakt, jest piękne. Dziś dostałam pismo z sądu. Sąd nie uznaje za stosowne zwolnić mnie z opłaty pozwu, bo....rozwód nie jest potrzebą konieczną do zaspokojenia w pierwszej kolejności:D:D:D:D YYyyych. Sąd akurat trafił na tragiczny pod względem finansowym miesiąc. nie wiem jak to zaplacę, jak nie zapłacę, sprawa spadnie z wokandy. Taaaatoooo, ratunku :D:D:D:D Żarty żartami. Ponieważ ex od początku piał, że on zapłaci pozew, więc napisałam do niego, że do środy muszę opłacić pozew. I proszę, żeby stawil się z odpowiednią kwotą, bo skoro jja utrzymuję dzieci, dom, bla bla bla, to może spełni swoje obietnice... Efekt- propozycja fifty- fifty. Nie poszłam na to, bo w sprawach utrzymania dzieci nie ma bawet ćwierć- 75%. Doopa. Ma dać wszystko;> Wstrętna jestem, ale ja naprawdę płacę wszystko, od lizaków, przez opiekunkę, skończywszy na zielonych szkołach i innych kurtkach, buitach, piórach, kredkach, samochodzikach i takich tam. No raz na osiem lat, może się wykosztować, jak już chce być wolny :D:D:D:D Obawiam się, że skończy się jednak na galopie do mojego taty, i pożyczce....
  13. Yeez wielki bukiet . Miło widzieć Cię uśmiechniętą i taką hihihi....no nie - yeezowatą;> Ja tam i tak cenię sobie te Twoje oszczędne wypowiedzi. Inna ja. To, co napisały dziewczyny - wszystko prawda. Ja dodam cos jeszcze. Masz u swojego oku skarb. Siebie samą. Zaprzyjaźnij się z tym skarbem, bo on poprowadzi Cię przez wszystkie manowce życia. Ale musisz odkryć sama , co w nim jest cenne. Wtedy nigdy Cię nie zawiedzie. Masz obok siebie drugi skarb. Mało piszesz na temat męża, ale piszesz z szacunkiem, wygląda na to, że możesz na nim się oprzeć. Zbuduj od podstaw rzeczywistość, a raczej odkryj ją. Masz niepowtarzalną okazję odbudować coś, stanąć na nogi, uwolnić się i przy okazji nie być samotną ani samą. Mało która tutaj ma taką możliowość. Raczej długi czas po toksycznych związkach i uzależnieniach jesteśmy same. Ty masz siebie- mądrą, może trochę \"zakręconą\" ale mądrą, uzbrojoną w wiedzę, i masz człowieka, który walczy o Ciebie, wybacza, który chce z Tobą być. I co ważne, którego Ty szanujesz i jak piszesz kochasz,. Myślę sobie , że w Twoim wypadku dobrze zadziałać dwutorowo. Zobaczyć jak czujesz się z X a jak z mężem. Potem popoatrzeć wgłąb siebie. Nauczyć się siebie, docenić i stwierdzić co jest dla Ciebie najlepsze. Może się okazać, że najlepsza będzie samotność przez jakiś czas,. Ale to też dobrze. Inna ja. Zawalcz, bo warto. Nie warto natomiast marnować życia na chore emocje, na chocholi taniec, po którym i tak zostajesz bez niczego. I długo musisz szukać swojej własnej wartości.
  14. Niebo poruszyłaś mnie tym, co napisałaś, że źle, że czasem masz do siebie żal, że wybrałaś synowi takiego a nie innego ojca. Nie miej żalu do siebie. Ja wierzę w to, że to dzieci nas wybierają. Im trudniejszą rodzinę wybierze dziecko, tym bardziej wskazuje to na fakt, że to dziecko będzie się chciało rozwijać. Iść naprzód. Ja wybrałam trudną matkę i popatrz, idę do przodu. Przyszedł czas, na przepracowanie pewnych spraw. Moje dzieci wybrały jeszcze trudniejszą rodzinę - niepełną, z ojcem psychopatycznym. Uczą się. Twój syn wybrał Ciebie i swojego ojca, też pracuje , uczy się. I tak jest dobrze, tak miało być. Podrawiam. Medalion :D:D:D wielkie Free-wolna bukiet Szczególne podziękowania dla yeez i idalki - otrzeźwiacie:) Blondi - nie całkiem oczywiście- dla Ciebie wysokich lotów piwko - brakuje mi tu emoty consekfencja - ukłony. Ja chyba potrzebowałam jakiś czas temu solidnego kopa w mózg. I dostałam. i dobrze,. teraz idę do przodu:D Oneill - jak zawsze szacunek wielki za wyważenie i konkret - stawiają na nogi.
  15. Niebo:D:D:D ja Cię kochana bardzo przepraszam, ale uśmiałam się do łez. Wiem, nie powinnam, to Twoje problemy, ale jego rodzice ubawili mnie setnie. Z tego co piszesz wynika mi niezbicie, że nie masz 17 lat, Twój M też nie, w związku z powyższym po prostu sytuacja, jakkolwiek okropna wydała mi sie z punktu obserwatora śmieszna. Wyobraziłam sobie bowiem, kobietę w pełni kwitnącą i powolutku z opuszczoną glową dreptającą do osobnej sypialni, bo rodzice jego tak zadecydowali. Wyobraziłam sobie dorosłego M grzecznie poddającego się bez sprzeciwu tej decyzji, jak idzie ze zwieszonym łbem do innego pokoju i kładzie się obok syna. Słonko, a już poważnie, co to do diabła za facet, który rodzicom nie potrafi powiedzieć, hola hola, moi państwo szanowni, to moja kobieta i czy wam się podoba, czy nie będziemy spać osobno, a jesli nie, to jedziemy do hotelu:) Może przerysowałam nieco tę sytuację, ale zrobiłam to celowo. Tak totalna hipokryzja, ale nie tylko ze strony rodziców. Ze strony M też. Bo niejako zrobił jakąś pozę. Tak jakby chcial powiedzieć : \"A my tu nic, my sobie tylko tak jesteśmy, ale to nic poważnego...bo ślubu nie mamy...to was nie będziemy denerwować.\" Nie całkiem blondi :D:D:D:D A ja dostałam zaproszenie na kajaki, z dziećmi na lipiec. I wiecie co, nie mam bladego pojęcia czym się to je, ale już kombinuję jak tu wyrwać ze 3 dni urlopu i hajda do Koszalina:D:D:D:D Grono świetnych znajomych, na razie w większości internetowych. Ale to nie jakieś tam palcem na wodzie pisane. Wspólnymi siłami pomagamy pewnemu dziecku i tak się znależliśmy. Ci ludzie są świetni, weseli i mają wielkie serca, nie tylko dla dzieci, dla wszystkich. Mam nadzieję wypocząć:)
  16. Siódemko ja Ci odpowiem pewnym zdarzeniem. Kiedy zaczęłam się budzić do życia pierwszy raz była zima. Jak co wieczór podeszłam do okna i zamierzałam kompletnie bezmyślnie patrzeć jak ulicą pod domem przejeżdżają samochody. Tak było każdego wieczora. Stałam i wypatrywałam samochodu niedawno wyrzuconego z domu męża. Ale tego wieczoru coś się we mnie przełamało. Nie patrzyłam już bezmyślnie w szarą ulicę. Zauważyłam , że w świetle latarni tańczą płatki śniegu. To było cudowne przeżycie. Widzieć i czuć ich lekkość, kolory. Może to zabrzmi śmiesznie i nadęcie, ale ja wtedy popłakałam się przy tym oknie, bo zrozumiałam, ze są ważniejsze sprawy niż bezsensowne karmienie się iluzją. Teraz w miarę upływu czasu coraz szerzej otwieram oczy, widzę piękno świata, zauważam nie tylko drzwi pracy, ale np. obok drzwi fantastycznie kwitnące i pachnące drzewo. Ja wreszcie to wszystko widzę, a nie rejestruję przez przypadek. Ja wreszcie to przeżywam, a nie koduję ledwo, zajęta czarnymi myślami. Ludzi postrzegam zdrowo. Takimi jakimi są. Przechodnie - coraz częściej się do nich uśmiecham, i coraz częściej oni odwzajemniają mój usmiech. I jeszcze coś ciekawego. Kiedy już nauczyłam się patrzeć na ludzi bez różowych i bez czarnych okularów, kiedy dopuszczam do głosu intuicję a nie pobożne moje życzenia, łatwiej z tymi ludźmi mi funkcjonować, łatwiej żyć. Wiem kiedy i czego mogę się spodziewać. Taka jest moja rzeczywistość. Mnie się podoba.
  17. Oneill, no widać jak błyszczy, czcionka nawet :D:D:D:D Żartowałam:) Medalion, Glicynia - problem w tym, że nie chcecie przestać. Taplacie się w bagienku mimo, że oni już dawno poszli. Ja nie oskarżam i nie dołuję, stwierdzam tylko fakt, bo sama robiłam dokładnie to samo. To, że topik nazywa się dla molestowanych, nie znaczy, że wstęp mają tylko molestowane. Tutaj pisze każdy, kto widzi konieczność dokonania zmian. Fakt, że znalazłyśmy się w takich a nie innych związkach przyczynę ma gdzieś dawno, kiedy przestałyśmy postrzegać siebie. Zmiany oznaczają inne życie. Może i będę sama. Ok. Lepsze to niż masakra na którą godziłam się przez tyle lat. Nie piszę tu tylko o związku, piszę przede wszyystkim o tym jak na siebie patrzyłam. Sama poniżałam siebie. Było mi źle ze sobą. Przytłaczał mnie fakt, że nikomu nie potrafię postawić granic - ani partnerowi, ani teściowi, ani bratu ani koleżance. Patrzyłam na siebie z odrazą, kiedy wykorzystywali mnie, a ja nie potrafilam powiedzieć: koniec. Siły nalezy szukać w sobie. Dziewczyny, zacznijcie od tego, że nie będziecie się użalać. Przychodzi taki moment, kiedy należy z tym skończyć. Należy zakończyć okres powrotów i rozkminiania: dlaczego, a jak to, ja byłam taka i taka a on postąpił tak i tak. Nie tędy droga. Medalion zobacz co robią tego typu zachowania, kręcisz się w kółeczko, wydeptujesz te same ścieżki. To jak na kreskówce z Kubusiem Puchatkiem, tak dreptał, że wydreptał sporej głębości koleinę. Efekt - koleina coraz głębsza, coraz trudniej stamtąd się wydostać. Ja dreptałam latami. Narobiłam sobie bigosu. I bardzo ciężko było mi się wydostać. Ale kiedy już zobaczyłam, że nic nie osiągam rozpamietywaniem, analizowaniem i wnioskowaniem, zajęłam się sobą. Pal sześć, znalazł sobie inną, to nie moja wina, to jest jego wybór, który w jakimś sensie określa jego osobę. Innymi słowy - tchórz, kiedy widzi, ze już się nie uda wyciągnąć ani kasy, ani sexu, nie da się mydlić oczu, zostawia i szuka kolejnej ofiary. Chłopie, jeśli ci z tym dobrze, a żyj jak chcesz. Mnie nie jest i ja wychodzę z chorego układu. I zostawiam jakiekolwiek myślenie o nim , o niej. Myślę o sobie, o moim życiu, o moich przyjaźniach, o moim domu. Dziś jeśli zdarza się, że patrzę na niego i cokolwiek myślę, to raczej na zasadzie, mam kolejne potwierdzenie dlaczego nie możemy być razem. I cieszę się z tego. Poza tym, nie interesuje mnie co robi, jak trobi, dopóki to nie dotyka mojej wolności i dobra moich dzieci. Możecie mi powiedzieć, łatwo ci pisać. Tak, teraz łatwo, ale jeśli cofniecie się do wpisów sprzed kilku tygodni, ja jeszcze wtedy tkwiłam w przszłości i rozpamietywaniu po uszy. I też nie wiedziałam jak wybrnąć, bo nie umiałam sobie powiedzieć, ja potrafię. Bałam się nie rozpamietywać, bo wydawało mi się, że jak nie będę myśleć o tym, to w jakiś sposób zdradzę moje wartości. Wydawało mi się, że koniecznie muszę gnębić się myślami , że poszukał kogo innego, po to, żebym miała świadomość, co zrobiłam jemu złego! Masakra. Nie , ja nic złego nie zrobiłam, po prostu zgodziłam się zaprosić do mjego życia człowieka, który nie był dla mnie. Kompletnie różnego ode mnie. Z czasem coraz mniej myśli poświęcam jemu. I stawiam granice. Wyraźne i stanowcze. Postawcie dziewczyny granice sobie. Granice gnębienia się, granice panicznej ucieczce przed sobą samą. Otwórzcie się na siebie...
  18. Oneill, święte słowa. Ja powiem więcej. Czasem jest tak, ze łapiemy kolejne byle jakie okazje, byle nie być samotną. Po kolejnej wpadce człowiek się uczy, że to nie z partnerem jednym czy drugim czuje się źle , ale tak naprawdę ze sobą samym. Potem przychodzi akceptacja siebie, zmiany siebie w tych punktach, gdzie było źle. A kolejny krok to jest nagłe stwierdzenie, że ja nie muszę z nikim być. Jest mi dobrze ze sobą a jeśli przyjdzie ktoś "do pary" to już nie jest związek na zasadzie "mój guzik ma się zachowywać jak chcę i ma być tam gdzie ja chcę", tylko związek na zasadzie, ja jestem ja, ty jesteś ty. Ja lubię siebie, Ty lubisz siebie a ze sobą lubimy przebywać. Ja cieszę się sobą, ty sobą, potrafimy wspólnie cieszyć się także naszym związkiem. Innymi słowy nie jesteśmy ze sobą, bo nie mamy innego pomysłu na życie, czy na siebie, jesteśmy ze sobą, bo właśnie mamy pomysł i dobrze nasze cele rezalizować nam w swoim towarzystwie. Te cele nie muszą być spójne, ale nie mogą być kompletnie różne, bo jednak związek opiera się na podobieństwie patrzenia na życie. Jeśl więc przyjdzie czas, że będę gotowa na bycie z kimś, to po pierwsze, wcale nie będę go szukać, po drugie, jeśli się spotkamy, to moje oczy będą szeroko otwarte, a różowe okulary, już dawno będą na śmietniku :D:D:D:D
  19. Oneill, święte słowa. Ja powiem więcej. Czasem jest tak, ze łapiemy kolejne byle jakie okazje, byle nie być samotną. Po kolejnej wpadce człowiek się uczy, że to nie z partnerem jednym czy drugim czuje się źle , ale tak naprawdę ze sobą samym. Potem przychodzi akceptacja siebie, zmiany siebie w tych punktach, gdzie było źle. A kolejny krok to jest nagłe stwierdzenie, że ja nie muszę z nikim być. Jest mi dobrze ze sobą a jeśli przyjdzie ktoś \"do pary\" to już nie jest związek na zasadzie \"mój guzik ma się zachowywać jak chcę i ma być tam gdzie ja chcę\", tylko związek na zasadzie, ja jestem ja, ty jesteś ty. Ja lubię siebie, Ty lubisz siebie a ze sobą lubimy przebywać. Ja cieszę się sobą, ty sobą, potrafimy wspólnie cieszyć się także naszym związkiem. Innymi słowy nie jesteśmy ze sobą, bo nie mamy innego pomysłu na życie, czy na siebie, jesteśmy ze sobą, bo właśnie mamy pomysł i dobrze nasze cele rezalizować nam w swoim towarzystwie. Te cele nie muszą być spójne, ale nie mogą być kompletnie różne, bo jednak związek opiera się na podobieństwie patrzenia na życie. Jeśl więc przyjdzie czas, że będę gotowa na bycie z kimś, to po pierwsze, wcale nie będę go szukać, po drugie, jeśli się spotkamy, to moje oczy będą szeroko otwarte, a różowe okulary, już dawno będą na śmietniku :D:D:D:D
  20. Widzisz słonko, bo tak to jest w świecie wirtualnym. Portale randkowe w większości to skupisko ludzi, którzy raczej poszukują kogoś na chwilę. I dobrze, że jesteś lubiana, to jest coś, co osiągnęłaś nie wyglądem ale całą sobą. Samotne wyjazdy, samotne weekendy. Wiem i znam. Też czułam się okropnie. W zasadzie zawsze po nieudanym związku, pierwsze szukałam partnera. Teraz wiem , że zapełniał pustkę we mnie. Teraz nie czuję się źle. Bo widzę, że to, że ktoś był obok mnie nie zmieniło niczego. Było jeszcze bardziej samotnie . Nie mogłam porozmawiać z nim o niczym. Był na zasadzie - jakieś, byle jakie spodnie byle się nazywało , że są. A to przecież nie o to chodzi. To, że dążymy ze wszystkich sił do tego, by ktoś być, to jest kwestia wdrukowania gdzieś w przeszłości stereotypu, że kobieta samotna jest nic nie warta. Glicynio, może przypomnij sobie swoją mamę, babcię, co mówiły? Ja doskonale pamiętam, jak było u mnie w rodzinie. Wszystkie kobiety musiały być z kimś, bo...tak trzeba, bo, starsze kobiety czują chęć bycia babcią, bo jak to będzie na starość, kto się tobą zaopiekuje, bo stare panny, czy samotne gorzknieją. Dupa blada. W toksycznym związku dopiero się gorzknieje. Dużo bardziej, niż kiedy jestem sama. Bardzo mocno życzę Ci, żebyś Glicynio, byś znalazła w sobie siłę, żeby każdego dnia uśmiechać się do siebie coraz szerzej i coraz bardziej szczerze. Nie gorzkniej kochana, jesteś, żyjesz, ludzie Cię lubią, to jest niesamowite, ale najważniejsze, żebyś to Ty sama polubiła siebie. Nie wiem gdzie mieszkasz, jeśli jesteś w Krakowie, to możemy się spotkać, ja tu mieszkam. Choć czasu u mmie masakrycznie mało, oneill już dwa razy tu była, a ja nie dałam rady się z nią zobaczyć, choć wewnętrznie bardzo chcialam. Wydaje mi się, że powinnaś wyrwać się z marazmu, z odrętwienia. Potrzebujesz jednego małego kroczku, żeby się obudzić, że partner jest konieczny, żeby się lepiej czuć. Ten jeden mały krok , to po prostu koniec z ocenianiem siebie, z krytycznym patrzeniem na siebie. Nie chcesz zrobic tego kroku, usprawiedliwiasz się, że nie masz sił, że nie masz ochoty, znajdujesz miliony wytłumaczeń. Spróbuj. Tylko spróbuj...Warto.
  21. A Vacancy :D:D:D:D Karotko nie włączam się do dyskusji na temat Twoich problemów, bo musiałabym powielać wpisy innych dziewczyn:) Jeszcze do Glicynii. Myślę słonko, że powinnaś zrobić sobie kartkę. Na tej kartce napisać co Ci się podoba w Tobie, a co nie. I powolutku, eliminować tę ciemną stronę - na ile się da oczywiście. A jeśli się nie da- bo raczej trudno niekosztownie zlikwidować zmarszczki, to przyjrzeć im się i może czas powiedzieć, że one są częścią Ciebie. Można je zaakceptować, bo przy serdecznym uśmiechu, płynącym z wnętrza, uwierz mi nawet zmarszczki wyglądają normalnie i nie odpychają. Za to przy skwaszonej minie- są bardziej widoczne. Skąd wiem? Ano z obserwacji. Pracuję w zespole kobiet. Jedna z najpiękniejszych dziewczyn, nie jest lubiana. Raczej omijamy ją i nie dlatego, że piękna, tylko dlatego, że niedostępna, każdą próbę kontaktów ogranicza do minimum, jest wyniosła i wiecznie skwaszona. Są dziewczyny , które nie mają urody i są bardzo lubiane.
  22. Glicynio wydaje mi się, że dużym problemem dla Ciebie jest to jak wyglądasz. Gdzieś między wierszami i nie tylko (bo też i wprost o tym piszesz) przebija smutek, że wyglądasz jak wyglądasz. Opowiem Ci coś. W podstawówce mieliśmy kolegę. Był cudowny. Zawsze uśmiechnięty od ucha do ucha, poczucie humoru nieziemskie, inteligencja niesamowita. Nie było wśród nas osoby, która by go nie lubiła. Od czwartej klasy razem chodziliśmy na zajęcia, i najlepsze żarty, kawały to był właśnie Marek. Dobra dusza klasowa. Pamiętam wracałyśmy z koleżanką do domu. To była ostatnia klasa. W pewnym momencie ona powiedziała : \"Zauważyłaś jaki Marek jest brzydki?\". Szok. Ja , ona, reszta klasy przez cztery lata nie widzieliśmy, że rzeczywiście Marek wyglądu nie ma żadnego. Widzieliśmy za to cudownego człowieka. I tak jest do dziś. Spotkania z Markiem, rzadkie są pełne śmiechu i radości. Nie kończą się po 5 minutach. Na ulicy stoimy 2 godziny i gadamy do upadu. I wiesz ja dalej nie umiem powiedzieć, że ten facet jest brzydki. On na swój sposób jest piękny. Ma piękne wnętrze i najważniejsze jest to, że on tym swoim wnętrzem umie dzielić się z innym, tak naturalnie, po prostu. Może dlatego, że nie przejmuje się kto i co pomyśli o jego wyglądzie. Doskonale wiem, że ciężko jest kobiecie zaakceptować, że nie wygląda super, że ma jakieś defekty urody. \"Kolejna jego żona jest kasiasta i śliczna.\" To nie ma znaczenia. Wiele dziewcząt tutaj na tym topiku, to śliczne kobiety i ...zdradzane, bite, molestowane. Nie ma reguły. Ja nie jestem brzydka. Ludzie mówią, że całkiem całkiem i popatrz, 1,5 roku temu zdradził mnie z dziewczyną brzydką i zaniedbaną, z kimś, kto za paznokciami miał kilkumilimetrową żałobę, kto mieszkał w slumsach. I potraktował dokładnie tak samo jak inne kobiety. Przestał odbierać telefony, po prostu \"wylogował się\" mimo obiecywanych wcześniej gruszek na wierzbie. Jeśli ktoś nie ma pojęcia o tym kim jest człowiek, samego siebie nie szanuje, to jak może szanować kogokolwiek innego. Ktoś kto nie chce się zmienić, będzie w kółko popełniał te same błędy i krzywdził w podobny sposób.
  23. Oneill Twoj tekst na temat zmian toksycznych bardzo adekwatny do dzisiejszej mojej sytuacji. Taaak. Od jakiegoś czasu mój były twierdzi, że zmienia swoje życie, nie chce żyć w kłamstwie, chce dobrze, bla bkla bla, bo ta nowa umie z nim rozmawiać. Ok powiedziałam, zmieniaj się. Obserwuję go z boku. Uśmiałam się dziś setnie. Zakomunikowałam, że ponieważ zmieniam miejsce zamieszkania, więc i dzieci muszę przepisać do szkoły i przedszkola blisko domu, bo nie uśmiecha mi się z nimi dwa razy dziennie tłuc się tramwajami. Jesli będą blisko domu, sama się będę tłukła zaoszczędzę czas i oszczędzę maluchom naprawdę wczesnego wstawania. A tu bunt, on się nie zgadza, bo to i tak na jedno wychodzi czasowo, a w ogóle jak da radę to on bedzie ich odwoził, a jak nie da rady, to jakoś to będzie. Hmm. Jakoś to będzie słyszałam przez osiem lat i nie bylo. W ostatniej chwili słyszałam nie mogę, nie mam czasu, albo nie słyszałam nic, tylko trzask drzwi. Powiedziałam spokojnie, że chciałabym polegać tylko na sobie, a nie czekać na czyjąś pomoc - niepewną, więc wolę dzieci przepisać. Przepychanki trwały godzinę. Wywlekał wszytko co się da, ja logicznie argumentowałam, w końcu oświadczył, że on sie nie zgodzi i koniec. Nie pomogły argumenty z mojej strony, że no sorki gościu, ale wylogowałeś się z rodziny, więc jak możesz sterować moim życiem i żądać, żebym ja z pewnymi decyzjami oglądała się na ciebie. Nie pomogło, kretyńskie argumenty, że on nic do mojego życia nie ma, on się tylko troszczy o dzieci. No jak się troszczysz, to do diabła zainteresuj się tym, że jak nie przepiszę ich, to będą wstawały o 5:30! Kolejna jazda : bo może byśmy wzięli jutro dzieci za miasto. Ja nie mam ochoty. Weź ich i daj mi spokój. Nie. Bo oni mają dwoje rodziców. No mają, ja jestem każdego dnia z nimi, a czas, kiedy przychodzisz do nich jest twój nie mój. Obraza majestatu, bo ja nie chcę na spacer razem. Chcę tylko w momentach, kiedy wiem, intuicja mi podpowiada, że na spacerze będą zaniedbane. Ale wtedy jestem tylko jako anioł stróż i nic poza tym . Obraza majestatu, bo jak ja tak mogę, skoro już jestem to powinnam się z dziećmi pobawić (toksyk wtedy wyciąga telefon i oddaje się dwugodzinnym rozmowom z obecną kochanką). Powiedziałam stanowczo nie, nie będę opiekunką do dzieci, pogotowiem ratunkowym, bo ty akurat masz ochotę na pogawędkę, tego typu sprawy załatwiaj, poza dziećmi. Jak się decydujesz na spotkanie z nimi, to do diabła bądź z nimi a nie z telefonem. Nie, oneill, masz rację , nie zmieniają się. Gdyby ten człowiek się zmieniał, jak mówi głośno i dobitnie, uzmysłowiłby sobie, że skrzywdził dzieci, że krzywdził drugą osobę, nieprzemyślanymi decyzjami, życiem niebieskiego ptaka, brakiem odpowiedzialności, przrede wszystkim za samego siebie. Nie przemyślał, jednyne, co potrafił wypalić, to to , że ja przez te wszystkie lata dopierdalałam mu, że przeze mnie nie rozkręcił firmy, nie zdobył kasy, bla bla bla. Jedyne co potrafił wypalić, to że on teraz nie ma na nic czasu, że haruje. YYch. Niedobrze się robi. A ja słuchałam tego wszystkiego i wiedziałam, dlaczego nie pozwolę nigdy wrócić mu do nas. Nie warto. Wiedziałam też, dlaczego nigdy więcej nie pozwolę żadnemu niebieskiemu ptakowi zagościć w moim życiu. Za bardzo się szanuję, nie trawię kłamstwa. Słowo jest dla mnie bardzo ważne. Zwłaszcza słowo honoru. Dziewczyny, tak jak powiedziała oneill, na palcach u ręki można policzyć toksyków, którzy się zmieniają na lepsze. Zaczynają wtedy od siebie. Mówią: Zawaliłem, postaram się naprawić. A nie: zawaliłaś, bo ty...bla bla bla.
  24. Oneill - te różowe okulary...chyba większość z nas zna doskonale. Intuicja - opieram się na niej prawie zawsze, prawie. Wyjątkiem są partnerzy. Doskonale pamiętam podszepty mojej intuicji w trakcie pierwszych spotkań z mężem. Uciekaj, uciekaj - szeptała. Spójrz - o czym ty będziesz z nim rozmawiać? Zobacz- cwaniaczek, chwali się krzywdą, którą komuś zrobił. Nie posłuchałam. Nałożyłam różowe okulary i widziałam tylko tyle, że na początku nosił mnie na rękach. A intuicja podpowiadała dalej - poprzedniczkę też nosił, a skończyło się na tym, że chwali się, że na zakończenie na jej oczach wywalił pierścionek zaręczynowy, że rzucił nią o ścianę, bo chciała sobie zrobić coś złego, jeśli on odejdzie. Efekt - przeszłam dokładnie to samo. Mnie tez nie oszczędził - na moich oczach wywalił pierścionek zaręczynowy, a kiedy kilka lat temu, leżałam obolała po porodzie, z kilkutygodniowym dzieckiem, między nami były poważne kłopoty, powiedzialam, że chyba sobie coś zrobię, wyprowadził się, zostawiając mnie samą z maleństwem i mówiąc, że to mój problem, jak jestem głupia, to zrobię. Wniosek. Oni się nie zmieniają, jesli już to na gorsze. A teraz, kiedy z takim bólem ściągnęłam różowe okulary, nie świat nie jest szary, on jest inny. Ale też piękny. Inny , bo pozbawiony huśtawki emocjonalnej, ale to dobrze. Niebo, tak masz rację praca potrafi...uniknąć wielu konfrontacji ze sobą samą. Oczywiście nie robię tego, po prostu taki czas, ale pilnuję, żebym nie miała ochoty w nią uciec, przed sobą samą i problemami. A ja zawsze tak robiłam. Kłopot i nadgodziny. Umysł w dokumentach, liczeniu, sprawach klientów, wracałam do domu jak najpóżniej, czasem dzieci nie widziały mnie więcej niż kilka godzin w tygodniu. Myślałam, że nie chcę przez niego wracać do domu. Nie ja uciekałam przed sobą i przed podjęciem ostatecznej decyzji. Teraz, mimo kłopotów, wracam do domu normalnie, a jeśli trzeba być w pracy po godzinach, dzieci biorę ze sobą :D:D:D i rzadko. Ktosiu, cieszę się, że się pojawiłaś, i to pod nickiem, może to początek - symboliczny- że czas zacząć starać się o siebie. Nie żyć przeszłością, ale teraźniejszością.
  25. Co robić pozwól , że się nie zgodzę z jednym Twoim stwierdzeniem. Mówimy o zdrowych związkach, ale nie idealnych, a w takich zdrowych są próby sił .Oj są. W każdym, bo taką naturę ma człowiek, choćby broni własnych przyzwyczajeń. Oczywiście istnieją kompromisy, które pozwalają na ustalenie granic, które odpowiadają obu stronom. Ja oczywiście nie odnoszę się tu do sytuacji Niebo. Piszę ogólnie, bo i ty napisałaś ogólnie, że w związkach, gdzie jest miłość, nie ma próby sił. Są i właśnie są po to, żeby nauczyć się akceptacji siebie i akceptacji drugiego człowieka. Te próby sił, zakończone zdrowym kompromisem, w efekcie nie ranią żadnej ze stron. I to jest fajne. Jesli któryś z partnerów jednak czuje się z kompromisem źle, oznacza to, że dzieje się coś niedobrego. U mnie spokój. Masakryczna ilość pracy, ale jest dobrze:)
×