Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

cztery umowy

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez cztery umowy

  1. Kasia...każda z nas ma swój czas i swoje miejsce. ile razy ja wracałam. Ile razy myślałam - stara się. Dziś wiem, że to były jego zmiany pod publiczkę, dla ugrania czegoś. A ja godziłam się na zamydlenie oczu, wiedząc, że to żadne zmiany. Akceptowałam, bo chciałam akceptować. Bo nie dopuszczałam do siebie mozliwości bycia samej i cieszenia się sobą. Przyjdzie taki dzień, że powiesz sobie i jemu dość. Przyjdzie. Będzie boleć, ale wyleczysz się. Dziś wracasz, jutro zdrowiejesz. Nie obwiniaj się. Teraz wróciłaś. Bo to jeszcze nie Twój czas. Teój czas przyjdzie. Wtedy spokojnie odejdziesz. Każdy ma swój czas, każdy ma swoje granice...
  2. Oneill....żyjesz? Siódemko :D:D:D:D Montia? Dlaczego milczysz? Idalko, może tak kilka słów, cobym wiedziała, że żyjesz :D:D:D Halls....optym.... Buziaki dla wszystkich. Coraz bardziej ludzie wokół mnie dziwią się, że wyglądam dobrze, dbam o siebie... To się stało nagle. Nie zauważyłam, kiedy zaczęłam dbać o siebie, nie dla kogoś...dla siebie. Miło mi, że codziennie słyszę słowa: ślicznie wyglądasz. I to tak po prostu. A ponoć kobieta rozwodząca się powinna mieć cienie pod oczami, plamy na spodniach. Ja nie mam. Samo przychodzi. Dla siebie. Bo mi z tym dobrze. Bo dobrze się czuję. Bo jest wiosna, bo fajnie iść ulicą i uśmiechać się do ludzi, bo fajnie jest być niezależną, spokojną. Polecam. Tym dziewczynom, które biją się z myślami polecam spalić się do końca w ogniu nieszczęścia, a potem, odrodzić się dla siebie. To boli. Ale jednocześnie uzdrawia. Więcej spaleń człowiek nie chce...Chce się odrodzić. Powstać , wziąć życie w swoje ręce. Rzeźbić je po swojemu. Po wszystkim juz nic nie boli. Nie ma huśtawki, bólu i nieprzespanych nocy. Jest rzeczywistość, ale ona nie boli.
  3. Yeez. Dokładnie o tym, o czym napisałaś apropos tarć na topiku myślałam od dawna. I dokładnie to robię. Uczę się. Bo w zyciu jest mnóstwo sytuacji podobnych. Okazuje sie, że można się uczyć i wirtualnie:D:D:D Co ciekawe. Ja post renty do mnie czytałam dziś rano. Nie odpisałam, bo po prostu kompletnie nie czułam, że to jest do mnie. Przeleciało obok. Zostawiłam, stwierdziwszy w duchu, że renta walczy z jakimś swoim problemem, czyli wycelowała i trafiła gdzie indziej:D:D:D Hmmmm.... To się nazywa chyba patrzenie na siebie z pozycji obserwatora. Przeczytałam co napisała, popatrzyłam na siebie z zewnątrz, analiza, nie mój problem, problem renty i tyle:D Dobrze jest się uczyć. Dawniej zareagowałabym na taki post inaczej: rozpamiętywałabym, że ktoś mnie skrzywdził. Teraz kompletnie inaczej to odebrałam. Mnie to nie dotyczy, nikt mnie nie skrzywdził. Czuję się ok. Dzięki Rento za tamten wpis. On byl potrzebny, żebym zobaczyła, że wszystko jest ok ze mną. Prawie wszystko :D:D:D Ja tego wpisu nie zapomnę, odbieram go jako naukę samej siebie. Za to Ty postaraj się zapomnieć, jeśli Ci z tym źle, albo pamietaj ale pozytywnie. To byłlo dobre doświadczenie dla mnie. Potwierdzenie, że rzeczywiście, zmiany we mnie sie dokonały. Nic nie dzieje się bez powodu:D:D:D
  4. Renta:D:D:D Pojechałaś po bandzie :D:D:D:D Nie ma za co .... Apropos tego co napisałaś, to w zasadzie cieszę się z tego Twojego pijanego wpisu, on pokazuje jak nie powinno być. Ja teraz właśnie mam wyciszone wszelkie emocje. Radość, jeśli jest, jest bardzo spokojna i wyważona. Wszystko jest wyważone, co ciekawe, chyba i świat wokół zauważył, że coś się stało, bo nikt się mnie o nic nie czepia. Toksyczne relacje z teściem znikły. On po prostu mnie unika, chyba wie, ze nie sprowokuje niczym. Nie ma sinusoidy , teraz jest prosta. Nawet rzekłabym , że ciąg odcinków, których końcem jest jakiś kolejny cel. Nie całkiem blondynko:D:D:D Tak, wiem , że przyjdzie moment, kiedy nawet nie pomyślę, że kiedykolwiek miałam na uwadze, co on o mnie pomyśli:D:D:D Pozew dokładnie został zlożony we środę. Mecenas osobiście zaniósł go do sądu. Brawa dla niego. Bardzo go lubię, to niezwykle ciepły i mądry człowiek. W dodatku niezwykle kochający własną małżonkę. Czasem mówi o niej z takim fajnym przymrużeniem oka. Miło go słuchać. Ponieważ z nami pracuje, więc kontakty załogi są z nim częste. Wszyscy go szanujemy i lubimy. No, powzdychałam sobie do dinozaura :D:D:D Bo ponoć tacy mężczyźni wymarli z dinozaurami. A teraz idę nadrabiać tygodniowe zaległości w generalnych porządkach. Co ciekawe. Zawsze bałam się momentu złożenia pozwu. Stało się, a ja jestem spokojna. Jakoś podeszłam do tego faktu normalnie - ani z radością, ani ze smutkiem. Raczej z przeświadczeniem, że tak należało zrobić, że to decyzja logiczna i winnam była ją podjąć i zrealizować dawno temu. Zauważam za to świat wokół mnie, pierwszy raz od nie wiem jak dawna widzę wiosnę, widzę zmiany przyrody. I widzę siebie w tych zmianach. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów, reaguję na wiosnę, wyglądam i czuję się wiosennie. Buziaki dla Was
  5. :D Taaak. Tym razem ja naciskałam adwokata, żeby jak najszybciej. Wiem co zyskuję i wiem co tracę odchodząc, rozwodząc się. Zyskuję równowagę i możliwość spokojnego życia. Zyskuję możliwość samostanowienia, zyskuję siebie. Tak to czuję. Tracę huśtawkę emocjonalną. Tracę niepewność, brak poczucia bezpieczeństwa, strach, poniżenie. Obliczenia proste jak drut. Wynik: radość. Na razie taka niepewna, bo jednak zawsze istnieją pytania jak to będzie dalej. Ale radość. Teraz skupiam się powolutku na sobie i dzieciach. Pierwsze kroki za mną . Już rozmawiałam z przyjacielem, czy pomoże nam się przeprowadzić. Zabezpieczam powoli pieniądze na opłacenie pozwu. Układam sobie w głowie jak organizacyjnie będę funkcjonować - bo dojazdy z mojego mieszkanka są jednak dużo uciążliwsze i dłuższe niż z mieszkania teścia. Przygotowuję dzieci psychicznie do przenosin i do tego, że nasze życie będzie inne. Zastanawiam się nad zrobieniem prawa jazdy,. dużo by mi pomogło, gdybym była mobilna. Może się zdecyduję. A poza tym dużo rozmawiam z ludźmi, dużo pracuję i z wielką radością zresztą. Cieszę się, bo akurat otrzymuję w pracy bardzo ciekawe zadania i niełatwe. Ale to jest wyzwanie. Dawniej narzekałabym, teraz bardzo się cieszę, bo to mnie rozwija zawodowo. Z ex kontakty praktycznie żadne. Poza tym, że wlazłam na niego w knajpie, kiedy raczył sie z kochanką i jej dzieckiem pizzą. Niech mu będzie na zdrowie, szkoda tylko , ze zapomina jak zwykle , że jego dzieci też może powinny jeść, w związku z powyższym dalej na nie nie łoży. No cóż, ja go nie zmuszę, za to sąd i komornik tak. Więc już nie ciskam gromów, nie wypisuję sms-ów, nie dzwonię. Zostawiam jak jest i tylko utwierdzam się w tym, że moje decyzje są słuszne. Ja jestem warta kogoś, kto dba o własne dzieci, kogoś, kto o nich zapomina po prostu kasuję. Teraz już jakoś mało obchodzi mnie co on o mnie sobie myśli. I jakie to fajne, wreszcie nie myślę, nie łamię się w sobie, nie kombinuję, co by tu jeszcze zrobić, żeby zechciał pomyśleć pozytywnie. Hahaha:D Teraz kombinuję, co zrobić, żebym ja o sobie mogła myśleć z szacunkiem. I ostatnio podjęte i dokonane decyzje spowodowały u mnie niezwykle pozytywne spojrzenie na samą siebie. Tak jest fajnie i spokojnie. Nie ma jakichś niesamowitych emocji. Jest po prostu spokój, cel w zasięgu wzroku i działanie. Dziewczyny to się da. Poważnie. Trzeba tylko chcieć i uwierzyć, że można. A strach? Jest wymyślony przez nas, a w zasadzie przez nasze iluzje. Marzymy, kochamy obraz jaki sobie stworzyłyśmy. Dopiero zaprzeczenie iluzji. Odrzucenie jej daje w efekcie możliwość faktycznego spojrzenia na siebie i na innych. Kiedy człowiek potrafi spojrzeć logicznie, bez różowych okularów, pozbywa się strachu, bo widzi prawdę. Pozdrawiam serdecznie.
  6. Jestem na jakimś dziwnym etapie mojej drogi. Nic mnie nie obchodzi. Tak jakbym była ponad tym wszystkim. Nie ważne, co zrobił. Ważne, co robię ja. Dziwne uczucie, branie sterów we własne ręce. O dziwo ani nie czuję się źle ani dobrze. Normalnie. Zero emocji, nie wiem co się ze mną dzieje. Nie piszę, bo sama chcę przeżyć to co we mnie siedzi. A już najmniej potrzebuję zagrywek między Ewą a resztą świata:D:D:D Nie wiem czy zdrowieję, wiem, że coś się zmienia. Pozew poszedł. Reszta...mało ważna. Wracam do siebie, i to mnnie cieszy. Będę sama. I dobrze. Tak jest mi dobrze.
  7. Drobny problem właśnie jakoś poraził mnie ten drobny klaps, czy krzyk. Stanowczość nie oznacza krzyku. Stanowczość, ostrzeżenie oczywiście nie polega na ciumcianiu i głaskaniu. Stanowczość i ostrzeżenie to krótki komunikat, bez emocji negatywnych. Ja rozumiem to tak, że konsekwentnym tonem mówię do dziecka: nie wolno, bo...to i to. Wtedy sytuacja jest jasna i klarowna. Dziecko nie czuje się zagrożone krzykiem, biciem, klapsem. Nie odbiera, tego, że wina leży w nim. Natomiast notuje, że takie działanie nie powinno mieć miejsca. Owszem, latami próbowano mi udowodnić, że jestem idiotką będąc przy tym człowieku. Latami oceniano moje postępowanie - ot głupia gęś. Mało kto przez te lata powiedział stanowczo popatrz na siebie. Wszyscy mówili - popatrz na niego. Oczywiście to nie był ich problem, tylko mój. A ja mam swoje tempo, więc po prostu idę nim. No i tyle.
  8. Drobny problem...problem w tym, że mnie ostre słowa dobijają. Miałam je od niemowlęcia. Są zakodowane jako poniżanie. Słów renty nie odebrałam jako ostre tylko jako nietrafione. Jeśli ktoś ma rację, to mu ją przyznaję. Mogę wówczas reagować różnie - wkurzyć się, uśmiechnąć, zastanowić. Jeśli słowa nie są trafione, wtedy po prostu stwierdzam fakt. Co do ciepłego bagienka. No cóż, moje ciepłe nie było. Owszem dziewczyny tutaj przyjęły mnie niezwykle ciepło, co nie oznacza, że nie raz nie dostało mi się po uszach za tuptanie w koło. Ktoś napisał : popatrz na Niebo, jak ona cudownie się rozwija i w jakim jest teraz punkcie. Sprytne. Ale ja to ja , Niebo to Niebo. Swoją drogą słyszałam takie manipulacje tysiące razy: popatrz, jaka jesteś gruba! Popatrz jak wyglądają dziewczyny w twoim wieku. Schydnij że wreszcie, nie żryj tyle. Popatrz na Dominikę, Ankę, bla bla...z tego sprawdzianu dostały o pół stopnia wyżej,a tobie matole nie chciało się uczyć! Popatrz, Renata, Beata, Kasia już mają mężów i dziecko, a ja kiedy będę babcią! Twój ekspres do bycia matką i żoną zaraz odjedzie! Zegar biologiczny tyka, a ty co! No właśnie....Nie tędy droga. Każdy ma swoje miejsce i swój czas i swoją drogę. Nie można porównywać. Nikt nie jest ani lepszy ani gorszy. Każdy jest po prostu sobą. Każdy się uczy. Jeden dwa tygodnie, drugi dwadzieścia lat. Ile kobiet tutaj pozostaje w swoich bagnach 15, 20, 30 lat? To nie znaczy, że moje 8 to jest mało. To jest wystarczająco, ale różnica między ocenianiem, a radzeniem czy stwierdzeniem faktu jest bardzo płynna. Mówiąc szczerze jakoś nie przejmuję się tym, co kto o mnie myśli, może jeszcze nie do końca tak to jest, ale jestem na dobrej drodze:D Ważne jest to, co ja o sobie myślę, a kiedy biorę się za życie i działam, wtedy myślę o sobie bardzo dobrze:D
  9. Ja się nie wkurwiam, ja po prostu wzięłam się za sterowanie, a nie jak gówno płynięcie z prądem. Zareagowałam jak zareagowałam, bo nie pozwolę sobie wkładać w łeb, czegoś, co w tym łbie nie ma:D Ja nie mam ochoty, ani zamiaru zmieniać ex. Jest jaki jest, mnie nie pasuje. Teraz to ja się skupiam na sobie i na dzieciach. A kocham je bardzo:D Ponieważ córka zgłasza co zgłasza, a ex głuchy, więc ja dbam o dobro dzieci. Powiedziała nie chcę, to nie! Wyraźnie napisałam, rozmawiałam z małą starałam się jej przekazać, że nie musi się godzić na coś , czego nie chce. Jeśli nie podoba jej się coś, warto walczyć o swoje zdanie. Ja zresztą szanuję moje dzieci. Rozmawiam, dochodzimy do konsensusów. Możesz zrobić tak, albo tak. Wówczas konsekwencje będą takie a takie, skorzystasz albo nie. Masz prawo wyboru. Tu była manipulacja - taka jak manipulowanie mną przez wiele lat. Kino - to był kij z marchewką. Mała kocha kino. No i tata lubi tę panią, więc .....trzeba iść, bo tata lubi. Córka jest dzieckiem nadwrażliwym. Bardzo otwartym na czyjeś, nie swoje potrzeby. Staram się jej powolutku pokazywać, że to jej potrzeby są najważniejsze dla niej. Że to ona ma kochać siebie, to ona ma być zadowolona. Nie całkiem blondynka.... Pal sześć. Wykorzystywał, zostawiał w odwodzie, ale dobre czasy dla manipulanta minęły. Teraz jest koniec. Jak mawiała moja koleżanka \"pałka się przegła\" :D:D:D:D Biorę się za sterowanie. Mówię \"żegnam bezpowrotnie. Nie ma starej Tupty, zahukanej, zabieganej, troskliwej. Jest sucz. Zimna sucz, która dba przede wszystkim o siebie i dzieci. Zimna sucz nie oznacza egoistki. Oznacza kobietę wartą własnej miłości. Oznacza kobietę, która rządzi swoim życiem, jest odpowiedzialna za nie. I tyle. Może być ciepła, wtedy, kiedy uzna, że ktoś jest wart tego ciepła. Cieszę się , że wracam do siebie:D:D:D:D:D Cieszę się, że będę mogła samostanowić o sobie. Cieszę się, że będę mogła sama ująć stery swojego życia. Cieszę się, że znów będę na swoim. Nikt i nic, nie przeszkodzi mi żyć jak chcę i lubię. Iduś....dogłębnie przeczytałam , co napisałaś do mnie:D Dzięki wielkie:D Deko mnie obudziło:D
  10. Nie masz racji renta. Kiedy ją masz to rację Ci przyznaję. Nie robiłam żadnego śledztwa. Nie wypytywałam. I właśnie zaczynam być graczem. Bo nie godzę się na draństwo. JEśli moja córka mówi, że boi się tej kobiety, to przykro mi , ale nie zgodzę się na te spotkania. Za rok, półtora, tak. Ale nie robienie mętlika we łbie małym dzieciom. I tyle. Przyjdzie czas, kiedy spokojnie powiem tak, kiedy dzieci okrzepną. Tyle. A ofiarą nie jestem. Tyle. Byłam. Nie jestem
  11. Nie całkiem blondynka...chwała Bogu, że nie złożyłam. Widać Ktoś czuwa....Dziś mecenas czasu kompletnie nie miał i tak miało być. Wczoraj ex za moimi plecami wział dzieci na spotkanie z kochanką. Efekt, szok córki, dziwne zachowanie syna. Mała w totalnym szoku mowiła, że to ponoć koleżanka ojca, ale jak to możliwe, że on mówił do niej kochanie. Dziecko nie było w stanie wytłumaczyć sobie, jak to się dzieje, ze widziała, że tamta pani podoba się ojcu. Powiedziała również, że nie chce więcej takich spotkań, że nie lubi tej pani i boi się, bo pani obiecała, że weźmie swojego synka i przyjdzie do nas. Oczywiście wszelkie próby porozumienia z ex na temat dzieci i ich konatktów z jego kochanką, spełzy na niczym. Mała dziś wypaliła, że idzie z nimi do kina w niedzielę. Porozmawiałam z nią, okazuje się, że córka chciała iść do kina, pal sześć, że z panią, mimo, że jej się boi, bo,..... nie chce robić przykrości tacie, bo tata mówił , że lubi tę panią. Wytłumaczyłam małej, że nie musi się na to godzić, że może odmówić, nie ma sprawy, jeśli ma ochotę iść do kina, możemy pójść ja ona i synek. Dziecko wyraźnie odetchnęło z ulgą i powiedziało, że mówiło ojcu, że boi się tej pani. Nie całkiem..... w poniedziałek poproszę adwokata, żebyśmy zmienili nieco pozew. Chcę by sąd ograniczył mu kontakty z dziećmi, albo nakazał, by kontakty odbywały się pod moim okiem lub pod okiem kuratora. Ale zadziałałam. Zmieniam miejsce zamieszkania. Wracam do siebie. Dziś wypowiedziałam umowę najmu mojej klitki. Wracam do domu:D:D:D:D Proszę mądre kobiety o rady. Czy ja jestem nienormalna, że w chwili obecnej nie chcę, by dzieci miały kontakt z tamtą kobietą>? Dla mnie to za wcześnie. Za rok, póltora, tak. Kiedy okrzepną. Będą wiedziały, że rodzice nie są razem. Ale nie tak szybko, bo efekty są niepokojące. Ewidentnie mała sobie z tym nie radzi i nie rozumie. Nie akceptuje. Mały na swój sposób też, nie potrafi jeszcze o tym mówić, ale pokazuje. Jest niestabilny , jest rozdrażniony, boi się.
  12. Nie słonko, z prostej przyczyny. Mecenas zapomniał wziąć pozwu z domu. Weźmie jutro, jutro złożymy:D
  13. Witajcie dziewczyny Dziękuję za tyle wpisów. To, że mnie pisałam, nie oznaczało, że siedziałam z założonymi rękami. Oj dużo przemyślalam. I doszłam do dokładnie takich wniosków jak Renta. Może nie na zasadzie chorej seksualnej przyjemności. Inaczej - chorej emocjonalnej przyjemności w związku z katowaniem. Ja innego życia nie miałam. Nie wiem co to żyć w szacunku i spokoju. Efekt - widoczny aż nadto. Efekt taki, że kiedy ex wycofał się na 7 tygodni, nie ,miałam żadnego kontaktu, moje życie było super spokojne...ale...widać nie pasowało mi, bo nowe, bo bez emocji, bez windy w górę i w dół aż do pogranicza wytzymałości psychicznej. Nie, nie zadzwoniłam, musiałam podświadomie dać znak jakiś, że znów zaczął pojawiać się w moim życiu. Tak. Konieczność zmian jest nieuchronna, bo totalnie wtopię.
  14. Cholipa, ja mam nadzieję, że ostatnie podrygi. Mam dość siebie samej. Mojej niemocy, mojego tkwienia w bagnie po uszy. Mam dość, mam żal do siebie, że nie potrafię się uwolnić od człowieka, który potrafił okradać własne dzieci, pal sześć żonę, ale dzieci! Mam żal do siebie, że nie potrafię uwolnić się od człowieka, który nie przyznawał się do własnego dziecka, bo tak mu było wygodnie. Mam żal, pieroński i wielki żal. Mam żal do siebie, że latami byłam zdradzana, bo nie potrafiłam upomnieć się o swoje, nie potrafiłam postawić się i powiedzieć, że ja jestem ważna. Akceptowałam każde świństwo. Każde. Z drugiej strony.... Mam żal do siebie, że go wywaliłam. może byłoby inaczej. Może nie ważyłby się ciągnąć romansu z kochanicą. Pewnie byłoby tak samo jak co pół roku. Rozmowa z jego przyboczną. Szok tamtej strony - bo klopoty, bo policja, długi, komornicy, kredyty, urzędy, zusy....I cudowny powrót.... Tonę. Nie mam pojęcia dlaczego. Przecież nikt normalny, żadna normalna kobieta nie chce w taki sposób żyć!
  15. Pusto i cicho jakoś tutaj. U mnie ciężko. Nie mogę przestawić się na myślenie o sobie, stałam się psychologiem exa. Zamiast myśleć o swoim życiu, o tym co i jak robię, myślę o jego nowym związku, dociekam jakie są psychologiczne jego uwarunkowania i czy mu sie uda czy nie. Masakra. Nie powinno mnie to interesować, a jednak. Nie wiem co się ze mną dzieje. Pozew składam we czwartek i doskonale wiem, że jeśli się nie uwolnię psychicznie, to ten pozew o dupę obić, bo nic nie zmieni. Ja dalej będę myśleć. Szlag mnie trafia na jego słowa. Poprosiłam, żeby ten tydzień popołudnia spędzał z dziećmi, bo ja mam terminy, muszę się odrobić, bez nadgodzin nie zdążę. Kręcenie nosem, bo on ma swoje życie prywatne. Wkoorwiłam się, do tej pory przez całe małżeństwo mial tylko życie prywatne, ja zapierdalałam jak nie w domu, to w pracy. On miał kolegów, koleżanki, brak zmartwień za co wykarmić dzieci, kupę czasu wolnego. Teraz całą odpowiedzialność za dzieci zwala na mnie. Wypaliłam , że ja do diabła nie proszę o czas wolny na randkę, tylko czas dodatkowy na pracę, że też niezmiernie chciałabym mieć czas dla siebie, ale nie mam. Padła odpowiedź, że to moja wina, bo ja wyrzuciłam go z domu. Nosz kurwa mać, czy on jest ślepy, czy nic nie dotarło do tej zakutej pały? Ponoć się zmienia, powinien więc dostrzec swoje błędy! Moje wywalenie z domu, to efekt wielolernich jego starań! \\ A czasu wolnego dla siebie nie mialam przy nim nigdy. Nigdy! No czy ja jestem debilką/ ? Przecież to nie tylko moje dzieci! Facet kompletnie nie widzi obowiązków. Widzi przyjemności. Zaznaczyłam, że to ten tydzień tylko, poza tym jakoś sobie będę radzić. Z łaski na uciechę powiedział, noooo dooooobrzeeee. Czemu mnie to tak złości? Z drugiej strony czemu zlości mnie, że on kogoś ma. Przecież wiedziałam wcześniej mimo, że nie przyznawał się do tego. Czemu mnie złości ,że z tamtą gada godzinami przez telefon, ze mną nigdy. Czemu mnie zlości, że z tamtą pije kawę, mnie nigdy nie zabierał, a nawet jeśli ( raz albo dwa), to nie za swoje pieniądze. Brał ode mnie portfel i leciał do kasy. Pokazując pozory, no jak, przecież on płaci. Czemu mnie złości? Bo boję się, że może rzeczywiście, ja nie byłam warta. Może tylko przy mnie tak się zachowywał. Może rzeczywiście jestem kretynką do niczego.
  16. Maraguta:D Zazdroszczę Ci tego rozpędu.... Zazdroszczę w dobrym tego słowa znaczeniu. Ja cóż....Poprosiłam przyjaciela, żeby jeszcze raz przywiózł mi \"Cztery umowy\". Coś mi się zdaje, że czytałam je ze złej perspektywy. Reszta, jak dam radę wieczorem. Ściskam.
  17. Taaaa. I spaliłam się, w samym środku słońca. Ciąg dalszy kretyńskiej historii. Mąż porozmawiał ze mną. Rozwód, ale proponuje bez orzekania o winie. Jest od stycznia w związku z tamtą kobietą. Sam nie wie, co to jest, bo nie jest to miłość ani romans. Nie mieszkają razem. Ona ma męża i dziecko. Na moje pytanie, czy koniecznie poza własnym musi rozwalać czyjś związek, stwierdził, że tam nie ma co rozwalać. Twierdzi, że dokonuje w sobie zmian. Nie chce już żyć w kłamstwie, więc powiedział mi szczerze co i jak. Szanuje mnie , hmmm kocha (można to tak nazwać), ale nie możemy być razem. Poczułam się jakby znów ktoś moimi posiusianymi majtkami wytarł mi twarz. Jakie kurwa zmiany ja się pytam! No jakie! Przecież dalej zdradza, kłamie, kombinuje! Dalej krzywdzi! Kolejny pomysł. Prosi o zgodę, żeby mogł wziąć córkę w piątek na plac zabaw. Zaskoczona byłam, bo do tej pory nie prosił o zgodę. To naturalne było dla mnie, że po prostu bierze dzieci na spacer. Nienaturalne, że o synu zapomniał. Po wielkich bojach, wydusił, że na spotkaniu nie będą sami. Będzie jeszcze jakiś koklega, tamta kobieta i jej syn. Masakra. Nie wyraziłam zgody na to. Mała jest super inteligentna i nie będę pozwalała na jawne jej krzywdzenie. Kolejne ciekawe zagranie. Pytanie o kontakty między nami. Bo on uważa, że powinniśmy dalej wspólnie chadzać na spacery. Ja się pytam po cholerę, skoro się rozwodzimy. Odpowiedż: No przecież, miliony małżeństw się rozwodzą i wspolnie wychowują dzieci. Ja na to: Owszem, wychowują, znaczy uzgadniają pewne decyzje co do dzieci, ale nie idą już wspólnie do kina, na spacer, nie jadą razem na wakacje! Nasze drogi się rozchodzą/. Ja chodzę na spacery z dziećmi osobno, ty osobno. Nie można nikomu robić mętlika we łbie. Zwłaszcza dzieciom. Do diabła. Co się dzieje z moim życiem!
  18. Halls, Present nie pisze, jakiś czas temu pozdrawiała. Szklanki też nie ma. Oneill....Co z Tobą. Ja popełniłam kompletne badziewie. Kochałam się z mężem...Przecież mieliśmy się rozwodzić.... no i tyle w temacie. Czuję się strasznie. Zaliczam cofkę - megacofkę. Ktoś ma ochotę mi dowalić, albo wylać jakieś tony zimnej wody na łeb? Jestem kompletną , koncertową idiotką. Myślałam, że przemyślał, że cos się zmieniło. Jak dla mnie pójście do łóżka, to jest dopełnienie miłości... Nie radzę sobie ze sobą. Tragicznie sobie nie radzę.
  19. Halls, słonko. Zacznij może od tego, od czego ja zaczęłam:D Czyli od pozycji \"Cztery umowy\" Ruiza, \"Przebudzenia\" de Mello. Widzisz, ja mam dokładnie takie same przeżycia. Wieczne starania o miłość matki, zawsze byłam nie dość dobra...Ona mnie zauważała, ale wtedy, gdy coś zrobiłam nie tak, albo jesli zrobiłam genialnie. Jeśli odrobinę nie tak, byłam masakrycznie bita. Jeśli genialnie, były ochy i achy i chwalenie na forum rodzinnym. Jeśli miałam wtopę, również ganienie następowała w gronie szerszym. Ja długo się moczyłam, ze strachu przed nią. W pierwszej klasie podstawówki, zesikałam się na lekcji. Miałam nadzieję, że to do niej nie dojdzie. Niestety, kiedy wróciłam ze szkoły do domu, ona już wiedziała, doniósł kolega z ławki. Boże jak ja się wtedy bałam. A ona ściągnęła mi majtki i wytarła nimi twarz, a potem kazała klęczeć pół godziny z rękoma uniesionymi do góry. Ja potem ten strach przeniosłam na związki z ludźmi. Chciałam, musiałam być idealna. Genialna. Każdy brak zainteresowania odbierałam jako osobistą porażkę. A trafił mi się partner, który no cóż...przykro powiedzieć, teraz już wiem, zainteresował się mną, bo mialam swoje mieszkanie, dobrą pracę. Byłam pracowita i niezależna. Ja tego człowieka we wszystkim wyręczałam, dałam swobodę, do czasu nie interesowałam się gdzie bywa i co robi, byle mówił, że kocha. Niedługo minie 9 lat od kiedy jesteśmy małżeństwem. I to jest koniec. Walczę o siebie. O to, żeby pokochać siebie. Trudne to jest. Zaliczam cofki. Czasem wydaje mi się, że może lepiej niech zdradza, niech się lumpi, niech nie pracuje - ja będę, byle był ktoś, kto mi powie, że kocha. Tylko słonko, co mi ze słów, skoro czyny im przeczą? Halls, ja pamiętam Ciebie, wtedy pisałam pod innym nickiem.
  20. Witajcie kochane kobiety. Ja już po \"cofce\", ale każda kolejna jest inna:D Bardziej kontrolowana. Cofam się, patrzę wstecz, ale dalej mam w świadomości, że to tylko chory sen, który sobie nakręcam, rzeczywistość jest inna. Mija dzień, a ja śmieję się z mojej cofki, bo nie była potrzebna, a może była, po to, żebym zobaczyła, że przecież to, czy ten człowiek zachowa się tak czy inaczej nie stanowi o mnie. Ja jestem po prostu sobą. U synka wykryłyśmy z opiekunką guza. Więc ostatnie dni to badania i wizyta u lekarza. Szczęście, bo to nic poważnego. Ot, przyblokowały się facecikowi ślinianki. Dobrze, że tak się stało. Uświadomiło mi to, że cofka cofką, a życie toczy się dalej. Consekfencjo, nie żałuj mnie. Powiem Ci, że cofki są dobre. Czemu? Czasem , często myślę, och no proszę ile ja już się nie nauczyłam, ile wiem, z jakimi sytuacjami potrafię sobie radzić! Cofka, to pewne ograniczenie rzeczywistości, która mówi mi : \"Hola, hola, stop! Ty wiesz teoretycznie, a teraz dostaniesz pod dupie, żebyś wiedziała, że nie wiesz wszystkiego, że wystarczy, lekka zmiana starych zachowań, sytuacji, pogubisz się.... Wszystko to jest po to, żebym nauczyła się siebie. Po pierwsze pokory wobec siebie, po drugie szacunku, po trzecie tego, że życie zawsze mnie czymś może zaskoczyć. Nie ma reguły, nie ma schematów. Nie da się szufladkować. Sens - kochać siebie i szanować. Wtedy z każdej sytuacji zawsze jest wyjście. Proste. Szkoda, że boli nauka tego. A może i dobrze, bo inaczej ta nauka nie byłaby tak owocna:D:D:D:D
  21. Ewa....to było do mnie? Przecież ja dopiero miałam zamiar pisać.... Hmmmm Nie wiem czy związek kazirodczy...Fakt, totalne dziecko... Bałaganiarz, brudas, typ. absolutnie nie lubiący pracować dłużej niż kilka miesięcy, najlepiej jak mu sponsorować wszystko...i zabiegać, czerwone dywany rozkładać, rurę zainstalować w pokoju, jak się wyszaleje z kumplem, to żona ma plackiem siedzieć na kanapie w pokoju i czekać na wejście pana - coby natychmiast uskutecznić galop w kierunku rury,. Tam odstawić wiadomy taniec i jeszcze najlepiej z kanapkami w dłoniach :D Masakra. Jestem kretynką:D I tyle w temacie....
  22. A ja znów wiszę na płocie:D:D:D Kiwam się to w przód to w tył. CHOLERA JASNA!!!! Śmieszne to, szkoda tylko, że to moje życie. IDUŚ! Jesteś tam gdzieś? Masakroza. Skończy się tak, że ja tego diabelnego pozwu nie złożę.... Fakt....to moja broszka, moje życie.
  23. Iduś! Miałaś rację. Jakieś kombinejszion jest. Cholera. Czy ja nie utonę? Coraz częstsze wizyty, więcej rozmów, większe zainteresowanie dziećmi. Niespodzianki w postaci pojawiania się ni z tąd ni z owąd. Szlag by to.... Staram się sobie tłumaczyć, że to mnie nie zmieni. Jego też nie. Dobrze mi było i jest bez niego...A mimo wszystko.... Ech...Wiosna, hormony . Jasna anielka, ale ja mam przecież mózg! Iduś! RATUNKU!
×