Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

cztery umowy

Zarejestrowani
  • Zawartość

    0
  • Rejestracja

  • Ostatnio

    Nigdy

Wszystko napisane przez cztery umowy

  1. Wierna, nie zgadzam się z Tobą, że zdrada jest skutkiem rozpadu związku. Może być i skutkiem i przyczyną.
  2. Tekana, ależ Ty jesteś idealna dla niego. Dokładnie taka, jaką chce, żeby się powyżywać, zrobić sobie worek treningowy. Cokolwiek nie zmienisz w sobie dla niego....dalej będziesz idealnym workiem treningowym. Nie partnerem.... Zastanów się. Przeszłam i zdrady, i przekleństwa, nielojalność.... biedę.... Teraz jestem po. Po odejściu - trzeci miesiąc. Jest coraz lepiej. Dzieci - spokojniejsze, nie bez problemów, ale spokojniejsze. Ja pogodna. Wreszcie nie cierpiąca, zmartwiona, wyglądająca przez okno, w pośpiechu szykująca obiad... Wreszcie jestem Ja i Dzieci!
  3. Tekana. Jedno malutkie pytanie. W czym on taki dobry? Drugie malutkie pytanie: A przepraszam, kto Ci powiedział, że tylko małżeństwo rodziców, zapewnia dzieciom dobre dzieciństwo. Stwierdzenie. Nie zrobiłaś tego, o co prosiłam....Dalej chcesz być ślepa.
  4. A teraz ubiję prywatę. Czy jest tu ktoś, kto mieszka i pracuje w Belgii. Pilnie potrzebuję informacji na temat belgijskiego systemu ubezpieczeń społecznych. Część już zdobyłam, ale to za mało. Pytanie pilne, na jutro muszę mieć informacje.
  5. Oleńka zastopuj kobieto ze ślubem. I czekaj aż zobaczysz, że ten człowiek zmienił się dla siebie samego, a nie dla Ciebie. Wszelkie zmiany robione pod czyimś wpływem są grą pod publiczkę, łowieniem zdobyczy. A chyba nie muszę mówić , co sie dzieje, jak publiczka już zostanie złowiona. Wtedy jest szara codzienność...I to co stare, powraca podwojone, bo...zmiany dla publiczki już nie są potrzebne. Inaczej rzecz się ma, jeśli zmiana jest zrobiona bo mnie samej z czymś we mnie jest źle. Jeśli zmieniam się dla siebie, to taka zmiana jest stała, a nawet rzekłabym, ulega kolejnym zmianom na lepsze. Tortilla miło Cię widzieć:D Ewa i yeez, nie przeszkadza mi Wasza rozmowa, czy tu, czy gdziekolwiek. Czy z Waszych dyskusjii (odnoszę wrażenie , że nie dyskusji, tylko monologów każdej ) coś wynoszę. Nie sądzę. Raczej popieram zdanie oneill, to są kosmiczne próby udowodnienia, że jedna kosmitą nie jest , druga zaś nie jest fioletową świnką w pomarańczowych pończochach.
  6. Oneill Tekana wszystko to co piszesz to obraz nędzy i rozpaczy, tak jak u większości z nas. A teraz zadanie dla Ciebie - przeczytaj, co napisałaś jeszcze raz ale zamiast słów \"ja, mnie, mój, \" wstaw imię jakiejś dalekiej koleżanki. Co byś jej doradziła? I jeszcze jedno. Oczywiście zmiany są trudne, nie będę słodzić Ci, że super i bez bólu. I zmiany powodują , że Ty będziesz już inna, Twoje życie też. Sęk w tym, że właśnie tak ma być! Nie szanujesz siebie, nie kochasz, masz do siebie żal... Dlatego cierpisz, dlatego jesteś z toksykiem i pozwalasz na gnębienie siebie, na to, by dzieci żyły w strachu, że najbliższa im osoba w każdej chwili będzie musiała opuścić dom. Otrząśnij się. Właśnie o to chodzi, żebyś dokonała zmian w sobie. Dlaczego nie możesz przeforsować pójścia do pracy? Dlaczego stanowczo nie załatwisz jej i po prostu do niej nie pójdziesz. To, co wyprawia pod względem finansowym Twój partner nazywa się molestowaniem finansowym (ekonomicznym) - wkleiłam kilka stron temu link do artykułu na ten temat. Możesz poczytać, zapewne odnajdziesz tam swoją sytuację. Mój nick to równocześnie tytuł książki, od której ja zaczynałam. Przeczytaj ją, będziesz zdumiona i zaskoczona. I oczywiście bądź tu z nami:)
  7. Do Kasieńki. To co zrobiłaś, to jest właśnie przykład manipulacji. Brak mi słów.
  8. Yeez, ja Cię nie krytykuję:D Fakt, muszę przyznać, że czasem mnie drażnisz, ale za każdym razem zastanawiam się dlaczego. Ja wiem dlaczego:D Problem tkwi we mnie , nie w Tobie. Racja, przechwytujesz dziewczyny na innym etapie:D I tak jest dobrze. Dzięki za wyjaśnienia, teraz spokojnie mogę patrzeć na sposób w jaki działasz. Przyznam szczerze, że owszem używasz dość kategorycznego tonu wypowiedzi i to właśnie wywołało u mnie pewne emocje. Ja nie lubię kategorycznego tonu, bo takiego używała zawsze wobec mnie mama. Zawsz wszystko stwierdzała kategorycznie i nie było odwołania. Jeśli o kimś powiedziała, że jej się nie podoba, to nie miało prawa być inaczej. Wszyscy koniecznie zmuszeni byli popierać jej zdanie, identyfikować się z nim , ba - wdrukować je sobie, przyjąć za własne. Zorientowałam się właśnie, że ja u nikogo nie lubię tego tonu, mimo, że czasem jest wskazany. Wiadomo, że są sytuacje, kiedy inaczej nie można zakomunikować zagrożenia na przykład. Nikt chyba nie wyobraża sobie, że łagodnym głosem, z uśmiechem będziemy szeptać do ludzi "alarm, pali się." Tak jest też w syytuacjach dotyczących emocji, psychiki. Muszę więc uporać się z tym, że kategoryczny ton wypowiedzi, czy czasem oschły nie oznacza, że ktoś kogoś nie lubi, chce zranić, to nie ma nic wspólnego z tym kim jestem.
  9. yezz, chyba jednak coś przeoczyłaś: "Yeez I tu mnie masz znów, nooo irytuje się jeszcze, ale to krótkie stany..." Jeden się wkoorwia, inny się irytuje. Kwestia kontroli emocji i zrozumienia skąd się biorą. Terapeuta , o którym piszę, to niezwykły człowiek. On ludzi odbiera i traktuje na zasadzie miłości i to też widziałam i czułam. Nie tylko w stosunku do mnie, ale nawet w stosunku do dręczyciela swojej córki. To nie oznacza, że córkę pozostawił bez wsparcia, ale z facetem rozmawiał spokojnie, stanowczo i bez złości. Wysoki poziom. Ja sama mam dzieci i jescze nie dawno temu zmieszałabym z błotem , wdeptała w beton jakiegokolwiek patafiana, próbującego zatruć im życie (poza tatusiem niestety) . Dziś moje spojrzenie jest inne. Szukam przyczyn. Przyczyn w domu, w rodzinie, dlaczego moje dziecko przejmuje się jakimś patafianem i płacze, bo czuje się przez niego skrzywdzone. Ja mam dzieci małe. Problemy dotyczą szkoły, kontaktów z rówieśnikami. Wspieram córkę, kiedy przychodzi i mówi, że ktoś ją wyzywał i czuje się niefajnie. Tłumaczę skąd się biorą takie sytuacje i jak można sobie z nimi radzić. Ale nie mam już odruchu, by iść do szkoły i rozmawiać o tym z wychowawcami, z rodzicami. Zresztą nie robiłam tego nigdy, to był tylko odruch, przejęty pewnie z zachowania mojej matki. Yeez, no odwołałam przeprosiny :D:D:D Zwróciłam po prostu uwagę, że zawsze interesujesz się dziewczynami, które w jakiś sposób są inne.
  10. Do do oneill. Jestem ostatnią osobą, która pomyślałaby w tym wypadku o wariactwie. Są ludzie o takich zdolnościach i tyle. Ja cieszę się, że nie mam takich zdolności, to musi być przytłaczające. Właśnie Montia, odezwij się. Oneill, Ty też rybko napisz co u Ciebie. Iduś, dobrze Cię czytać
  11. Do do oneill. Ona może pomóc sobie. Ona to potrafi, tylko uważa, wdrukowała, że teraz nie może. Oneill, miewam intuicję, mam ją. Nie raz było tak, że coś przeczuwałam i działo się. Kiedy pierwszy raz przeczytałam tekst do Ciebie o zagrożeniu, pomyślałam to samo, ale świadomość powiedziała mi, że mam się kierować faktami, że może to co czuję to iluzja. Kolejny raz mam dziwne uczucie, że to , co pisze do oneill, może stać się prawdą. Dlatego. Radzę jak najszybsze odcięcie się od męża. Oneill. Potrafisz i możesz. Jako dziecko - miałam wtedy 8 lat przez tydzień z niewyjaśnionych przyczyn płakałam wieczorami. Opanował mnie kompletnie niezidentyfikowany lęk. Nie wiedziałam skąd . Nie umiałam zmaterializować go. Pamiętam tylko tyle, że nie był to ani lęk przed matką, ani przed traktowaniem mnie przez rówieśników w szkole. Nie umiałam go wyjaśnić . Był we mnie znikąd. Pamiętam myśl, że coś się stanie, strasznego i tego sie bałam. Tydzień później nagle zmarł ukochany brat mojej mamy. Wtedy lęk zniknął , stało się. Potem ilekroć miało się stać coś nagłego, niemiłego, odczuwałam ten sam lęk - niezidentyfikowany, nie wiadomo skąd....Nie umiem tego wyjaśnić. Nie ma we mnie paniki co do sytuacji u Ciebie oneill, ale jest coś, co mnie niepokoi i nie potrafię tego wyjaśnić. Jedno wiem. Uciekaj. I podobnie Montia. Odizoluj się kompletnie. Totalnie. Przestań myśleć.
  12. yeez, przepraszam, że to napiszę, a w zasadzie, nie przepraszam, takie są moje odczucia i koniec. Mam wrażenie, że za każdym razem, kiedy odkrywasz inność którejś z nas na tym topiku, nie podoba Ci się to, reagujesz ostro, nie przyjmując do wiadomości, że ta osoba jest po prostu inna- ani lepsza, ani gorsza, ani na wyższym poziomie energii. Jest po prostu inna. Są osoby, nie wiem, czy akurat Ewa, ale wiem, że są osoby, które doszły do takiego momentu pracy nad sobą, że nawet jeśli na moment będzie w nich uczucie złości, to potrafią po pierwsze szybko przeanalizować, skąd to się bierze i szybko wrócić na zdrowe tory. To nie jest wypieranie emocji, to jest ich kontrolowanie. Ja to widziałam na własne oczy. U mojego terapeuty. To zresztą dość znany człowiek w kręgach terapeutycznych. Nie ważne. Opanował w przeciągu sekundy złość, która każdego pewnie by dopadła, gdyby zgubił telefon ze wszystkimi kontaktami zarówno prywatnymi jak i służbowymi. A on, owszem, pierwszy moment chyba miał taki, że ręce mu opadły i deko się zdenerwował. Ale to była sekunda. Po chwili po prostu panował nad emocjami. Widział rzeczywistość- FAKTY! Stało się, teraz mam terapię, mam tu moją pacjentkę, szukałem , nie znalazłem. Ok. Zadziałał jak powinien, powiadomił kilku znajomych, powiadomił operatora sieci i z drugiego telefonu wysłał wiadomość na swój do potencjalnego znalazcy, że to jest ważny telefon i prosi o zwrot. Koniec i kropka. Co ciekawe, ja się tez wnerwiam, ale ostatnio, kiedy patrzę faktami, złość mija szybciej, a ja na ludzi nie patrzę już jak na potwory, które chcą mi zabrać czas, tylko jak na równych sobie. Dawniej reagowałam złością wewnętrzną, nigdy nie pokazałam tego po sobie na widok klienta stającego w drzwiach za dwie czwarta. O czwartej kończę pracę, a klient ładuje się ,wiedząc, że spotkanie potrwa minimum 15 minut. Szlag mnie trafiał, bo wiedziałam, że muszę wyjść punktualnie, bo dzieci, bo teść się będzie pieklił. Od pewnego czasu kontroluję te emocje. Toż to tacy sami ludzie jak ja! Może utknął w korku, zresztą nie ważne pisanie scenariuszów. Po prostu jest późno...ale moją złością niczego nie zmienię, nie zamknę drzwi i nie powiem - koniec czasu. Proszę wrócić jutro. Za to działam. Mówię spokojnie, następnym razem zapraszam za kwadrans czwarta, ponieważ muszę z pracy wychodzić punktualnie. Ja tez mam swoje życie i zobowiązania poza umową o pracę. Proste. Dało się rozwiązać \"problem\" miast się złościć.
  13. I jeszcze do oneill. Mój terapeuta powiedział mi, że poza tym, że toksyk jest toksyczny , bo nie chce i nie potrafi się zmienić, inaczej po prostu nie chce, bo nie widzi takiego powodu, to są też osoby, które zostały tak nafaszerowane ideologią, zachowaniami toksycznymi, że popadają w choroby psychiczne. Tego nie da się zmienić, Twój mąż ucieka od siebie samego w psychiczną chorobę, tam mu jest lepiej. Sam sobie nie pomoże. Jedni uciekają w toksyczne związki, uzależniają się od osobó, inni w alkohol, inni jeszcze w uzależnienie farmakologiczne czy od seksu itd. Najcięższą formą uzależnienia jest choroba psychiczna. Jemu tak jest wygodniej. W takim wypadku jedyną formą pomocy jest leczenie psychiatryczne.
  14. Oneill Twój mąż jest rzeczywiście chory. Im wcześniej wezmą go na leczenie, tym bezpieczniejsza będziesz Ty i syn. A co do jego manipulacji, mam wrażenie, że przy stanie jego umysłu on chyba nie do końca wie, co robi. Oneill, żadnych wyrzutów sumienia. Ja zrobiłabym dokładnie to samo i zapewne nie wymyśliłabym, że nic mnie to nie obchodzi. I nie tylko chodzi o to, że dziecko byłoby w szoku. Po prostu cenię wartość jaką jest życie. Cenię moje własne życie więc nawet i życie osoby , której nie lubię, też cenię.
  15. Wierna czytelniczko, Ewa dobrze pisze. A ode mnie - manipulacja jest wtedy, kiedy ja się na nią godzę. Kiedy chcę byc manipulowana. Bo mi tego brakuje. Co się dzieje z manipulacją, kiedy zaczynam patrzeć rzeczywiście, uzbrojona w fakty a nie moje pobożne życzenia? Manipulacja rozbija się w tysiące maleńkich kawałeczków. Bo nie mnie dotyczy. Prosty przykład. Wróciłam dziś po 4 godzinach jazdy na rolkach (zimno, szaro ponuro, ale chciałam pobyć ze sobą, zmęczyć się, poczuć wiatr w uszach i radość istnienia - mojego, taką dziką, nieposkromioną). Ex był w domu z dziećmi. Po chwili dostałam talerz gorącego rosołu. Manipulacja. Wie, że jest bardzo źle. Ja się nie ugnę, nie kontaktuję, nie wydzwaniam, nie pytam, nie sprawdzam.... Jest źle. Trzeba coś zrobić - udobruchać - no to może , skoro tyle razy narzekała, że trzeba się nią zainteresować, no, to masz kobieto - zjedz coś gorącego. Nie powiem, miłe to było, ale nienormalne u niego. Nidy się nie przejmował, kiedy zziębnięta wracałam z pracy, nigdy nie czekał, nie martwił się, kiedy w nocy wracałam z pracy. Po prostu spał jak zabity. Obiad dzieciom odgrzał, mnie tez zrobił drugie danie, nawet część garów po obiedzie pozmywał. I co? \\ To manipulacja. Ja nie jadam drugich dań i on dobrze o tym wie. Garów nigdy nie zmywał, no może w czasach narzeczeńskich i u przyjaciół, żeby było, jaki troskliwy, babę swoją wyręcza w trudach. Tylko mnie to już śmieszy, pod chwilowymi zwrotami na dobre tory widzę ogrom kłamstwa, braku prawdziwego zainteresowania zwłaszcza samym sobą! Człowieku, Ty najpierw naucz się zaspokajać swoje własne potrzeby, a to jak masz być z kimś drugim samo przyjdzie. Manipulacja, chwała Bogu widzę ją na kilometr. Powiedzcie same, czy po tygodniu niewidzenia się z dziećmi można przyjść do nich nieogolonym, niedomytym? Mnie by było wstyd... Czy można pod przykrywką wizyty u dzieci czas spędzić przed kompuyterem i przed telewizorem? Manipulacja ot co. Dlatego wierna, skoro wiesz, że ktoś Tobą manipuluje, po prostu spokojnie się temu przyjrzyj. Naucz się. A jak już się nauczysz jak ktoś Tobą manipuluje, to przestań na to pozwalać! I każdą próbę manipulacji wyczuwaj na kilometr, po sekundzie od jej fazy początkowej:D:D:D:D Swoją drogą rolki są cudowne:D:D:D:D Boli mnie wszystko, ale jestem przeszczęśliwa:D:D:D
  16. Iduś, zdaje się , że Twój toksyk z moim sie zmówili. Jak nic zmowa:D:D:D Ale ja przechodzę nad tym do porządku dziennego. Kazałam toskykowi wziąć ze sobą rolki, bo zjawi się jutro u dzieci. Więc toksyk z dziećmi w domu (a niech się pozajmuje, obiad zagrzeje, powyciera chore nosy) a ja rolki i fruuuuuuuu. Najbardziej rozśmieszyły mnie słowa :\"Nie no nie wiem o której wyjdęęęęęęęę. \" Takie przedszkolne zabawy mnie nie cieszą. Ja chcę wiedzieć, bo mam zamiar wrócić chwilę po jego wyjściu, albo tak, żebyśmy minęli się w drzwiach, bo moja obecność , wspólne przebywanie choćby chwilę pod jednym dachem nie wróży nic dobrego. \"Ależ nie przeszkadza mi , że będziesz\" - hahaha. Ale mnie przeszkadza!Toksyku! Mnie przeszkadza, bo nie mam ochoty siedzieć w drugim pokoju, snuć się ze szmatą w ręku i porządkować, doglądać dzieci, bo ty znów przyssasz się do pilota! O nie, to twoja wizyta u dzieci, nie moja, więc wysil makówkę i zabaw się z maluchami. Ja przestałam być już twoją opiekunką do dzieci. Bleh. Ten człowiek nic się nie zmienia. Czyżby pieniążki sie skończyły, a może nowa laska nie jest taka lux. Nie ważne. Mam jutro wolny dzień i zamierzam wykorzystać go dla siebie:D:D:D:D:D
  17. Amen Ewo, bo pod ostatnim zdaniem się podpisuje oburęcznie i obunożnie. Iduś, słoneczko, wracaj na wiedźmie tory. Nie myśl i nie rozpamiętuj telefonów. Wszak telefon to tylko telefon. Sprytne urządzenie. Można powiedzieć wszystko, a rozmówca nie widzi Twoich oczu, wyrazu twarzy. Mogę słodkim głosem przez telefon powiedzieć Ci jesteś moją boginią, nie zobaczysz jednak drwiny w moich oczach. Ty spokojnie na to możesz mi powiedzieć, odwal się Tupta i ja nie zobaczę łez w Twoich oczac. Kobieto, kup se rolki idź pojeździć z kangurem. Albo pobiegaj po sklepach. Przeczytaj książkę, kup słomiany kapelusz i załóż ogródek:D:D:D:D:D Ale nie myśl o telefonach, kretynach toksykach i innych patafianach. Myśl o sobie:D Co do rodziców jeszcze. Jutro 9 rocznica śmierci mojej mamy i nie mam wcale ochoty iść na cmentarz. Na razie nie mam jej nic do powiedzenia, poza - tu niektórzy mogą się oburzyć- dobrze, że Cię nie ma. To nie jest złość. To fakt. Bo wiem, że czekała na wnuki i pewnie część toksyki przerzuciłaby na moje dzieci. Owszem rok przed śmiercią zrozumiała pewne sprawy, ale na ile umiałanby żyć normalnie tego nie wiem.
  18. Optym, skąd wiem? Bo zaczynam rozumieć siebie. Ze mną było dokładnie to samo i tez za każdym razem widziałam moją mamę kręcącą głową. W szkole byłam przysłowiowym kozłem ofiarnym. Bili mnie, wyzywali, molestowali psychicznie i fizycznie. Zdarzało się, że mówiłam o tym mamie. Jej reakcja? Nigdy nie słyszałam, że jestem ok, że mam w sobie siłę, żeby przeciwstawić się takiemu traktowaniu. Wpadała do szkoły, robiła wychowawcy i rodzicom masakrę na zebraniu. I nic poza tym. Ja potem dostawałam cięgi w szkole. Wołano za mną kabel, przedłużacz. Bo naskarżyłam. Od dziecięcych lat funkcjonowałam w poczuciu strachu przed bliskością z matką, z kolegami, koleżankami. Jeśli już ktoś mnie lubił, to nigdy nie zastanawiałam się dlaczego tak naprawdę (bo dawałam odpisać zadania, bo zrobiłam coś za kogoś, bo popołudniami siedziałam i tłumaczyłam matematykę, rosyjski, angielski, chemię, fizykę) i drżałam, że oni się znów ode mnie odwrócą, bo im już nie będę potrzebna. Optym ja to znam doskonale. Kiedy spotykałam jakiegoś faceta, który mi się podobał, nigdy nie okazywałam, że jestem nim zainteresowana! Potem, kiedy dostrzegałam, że ja mu się podobam, robiłam coś dziwnego, otwierałam się na niego totalnie równocześnie każdego dnia bojąc się, że mnie odtrąci, że bajka pryśnie, że facet ma w tym swój interes żeby sie mną zainteresować. Popatrz jakie to chore. Reszta będzie wieczorkiem, pewnie dość późno. Kochana, dobrze, że zaczynasz znów patrzeć na siebie, rozważać, spotykać się sama ze sobą. To boli. Ale uzdrawia. Potem jest spokój, radość, ale nie taka chora, że znów ktoś mnie przygarnął mimo mojej nicości, tylko zdrowa radość, która nazywa się \"przygarnęłam samą siebie, taką jaka jestem\".
  19. Optym, przeczytaj dobrze swoją stopkę :D:D:D:D:D W stopce masz odpowiedź, co zrobić. Boisz się bliskości? Ja nie mówię w sensie partnerskim, w ogóle bliskości z innym człowiekiem?
  20. Nasunął mi się jeszcze jeden wniosek. Poddając się zachowujemy się kompletnie idiotycznie. Teraz dopiero to odkryłam. Nasze cierpienie, ból, zły wygląd, niedospanie mają zarówno udowodnić całemu światu, że on jest zły i jednocześnie, że my też jesteśmy złe i nie zasługujemy na nic dobrego. To jest jakieś rozdwojenie jaźni. Dla mnie z perspektywy czasu śmieszne, straszne, niepotrzebne i totalnie nielogiczne. Montia, przestań się rozdwajać:D Zacznij dojrzewać.
  21. Widzisz Montia, napisałaś całą prawdę. Można napisać to tak, przez całe życie byłam dla innych ofiarą, niedorajdą....Tylko skarbie, zastanów się dlaczego Siedzisz zgarbiona, makijaż Ci spływa po twarzy, na ogół mało uśmiechnięta, bo ktoś Cię zranił....Nie, nikt Cię nie zranił, to Ty pozwoliłaś komuś - rodzicowii, szefowi, współpracownikowi, toksykowi....Pozwoliłaś na to. Kiedyś ze mną było dokładnie tak samo. Od kiedy uczę się siebie jest inaczej. Nie cierpię, znam, poznaję swoją wartość, zmieniło się nastawienie moich szefów, zmieniło się nastawienie mojej rodziny, toksyk się nie kontaktuje, zdaje się , że nie lubi silnych, zdrowych, uśmiechniętych wewnętrznym szczęściem kobiet. Ludzie prawie codziennie uśmiechają się do mnie i mówią: ślicznie pani wygląda! A ja się cieszę, bo rzeczywiście to prawda. Dawniej znajdowałam zadowolenie chyba jakieś masochistyczne jak ktoś mi powiedział :"bidulko, strasznie wyglądasz, taka chudziutka, jeju, oczy podkrążone, włosy potargane, oj siroto" No właśnie. Dziś takie słowa zapaliły by mi lampkę kontrolną w głowie. A Przyjemne stwierdzenia wywołują uśmiech i podziękowanie, bo to miłe i cieszy. Dawniej wywołałyby wstyd i opuszczenie głowy. MONTIA kruszynko! Wyrwij się za wszelką cenę z zaklętego kręgu myśli o toksyku. Ja dopiero teraz wiem, jak super być silną, uśmiechniętą, szanującą siebie i szanowaną:D:D:D
  22. Montia Czytałam wcześniej, ale najpierw obowiązki, teraz odpisuję. Słonko umiałaś popatrzeć logicznie na moją sytuację. Teraz idziemy dalej i patrzymy. Dalej patrzymy logicznie i rzeczywiście. Kiedy toksyk wrócił ze Stanów z długami, dowiedziałam się, że to ja jestem winna temu, że dziecko wylądowało w szpitalu. Kłamał, że dowiadywał się od swojej przyjaciółki, że ja ponoć do tego szpitala nie chodziłam. Prawda była inna. Dziś wiem, że kłamał, bo mam z tą kobietą kontakt i powiedziała mi wyraźnie, że ilekroć szła do mojej córki do szpitala, musiała czekać nieraz dość długo, kilka godzin, aż ja wyjdę, więc nie mogła powiedzieć takich bredni. Ja nie dojadałam, żeby mała miała, potem mały. Chodziłam w ciuchach sprzed 10 lat., znosiłam ubrania po znajomych, żeby zostawić pieniądZe marne dla dzieci. Nie leczyłam się, bo szkoda mi było, bo dzieci. Przez te wszystkie lata nie malowałam się, bo to już w ogóle nie mieściło mi się w głowie. Nie było za co. Już napisałam tu, kiedy tylko mogłam po trupach szłam do pracy. Efekt: i tak jeste,m wyrodną matką, nie umiem wychowywać dzieci, mam je w dupie, nie dbam o nie, nie mówiąc o tym, że zamiast przy nich być ja zostawiałam same w domu i leciałam na dzikie godziny do koleżanki na kawkę:D:D:D:D:D:D Oznacza to mniej więcej tyle, że pewnie cycki w domu zostawiałam i leciałam, a dziecko jak było głodne, brało te moje leżące na półce piersi i karmiło się samo. Oznaczało to tyle, że niemowlaki same się myły, samoistnie leczyły się z chorób, same do siebie gadały i poprawnie nauczyły się mówić, nawet ba śpiewać. Oczywiście same też wymieniały pieluchy i same chodziły na zakupy, zapisać się do przedszkola i bla bla bla. Potrafisz popatrzeć na mnie obiektywnie. Myślisz, kobieto! Trzeba było natychmiast spierdzielać. Popatrz na siebie tak samo. Obiektywnie. To co piszą dziewczyny: zrób listę. Będziesz płakać. Tylko wiesz, ja mam wrażenie, Montia, że Ty skarbie płaczesz, bo lubisz użalać się. Ty bez cierpienia nie żyjesz. Dla Ciebie spokojne, bez emocji życie to nie życie, to wegetacja. Skąd wiem?> Bo byłam dokładnie taka sama. Upajałam się własnym cierpieniem. Kochałam to i nienawidziłam tego jednocześnie. Zmieniło się, kiedy przestałam interesować się co i jak robi toksyk, z kim i gdzie jest. Interesuje mnie moje życie co ja robię, gdzie i z kim. Koniec i kropka. To nie jest łatwe, bo w zasadzie to tylko efekt głębokiego spojrzenia w środek siebie samej. Bez tego nie da się zatrzasnąć drzwi przed toksykiem., Dopóki nie przestaniesz my śleć o nim, nie zaczniersz myśleć o sobie.
  23. Montia....tłucz sobie codziennie przed lustrem formułkę:\"Moje życie jest moje i tylko moje i nim właśnie się zajmuję\". Tłucz sobie do bólu. Nie oglądaj się za siebie, nie oczekuj cudów, one się zdarzają, ja jestem a raczej moja córka przykładem na to, że cuda się zdarzają. Ale wiesz kiedy, kiedy podtrzymujemy dobro, miłość swoją wiarą. Kiedyś już tu pisałam, napiszę i Tobie o tym. Moja córka umierała. Lekarze nie dawali żadnych szans. ZERO. Każdy kolejny dzień, to były kolejne krachy, pęknięte płuco, potem śpiączka farmakologiczna, potem respirator, bo straciła oddech całkowicie. A ja w drugim miesiącu ciąży, sama bo ex był akurat poleciał do Stanów. Wiedział co się stało, doskonale wiedział, że ja w ciąży, że dziecinka walczy o życie. Nie wrócił. Stałam na Oiomie nad łóżeczkiem małej, patrzyłam na jej ciałko , jak się unosiło w górę i w dół, próbując złapać choćby na moment oddech, potem patrzyłam na 3,5 letnie malutkie ciałko, kompletnie nieruchome, pokaleczone wenflonami, z cewnikiem, z respiratorem. I czułam, że w brzuchu jest drugie maleńkie ciałko. Które kocha, budzi się do życia. CHCE ŻyĆ i nie samo i nie w bólu. Wtedy nad tym łóżeczkiem uwierzyłam. Uwierzyłam w miłość, w to, że moje dziecko przeżyje, że ono ma szansę. Mówiłam do nieprzytomnej córki, że kocham, że tęsknię, że jest niezwykle ważna, że czekamy na jej decyzję, czy chce wrócić do nas. Do mnie i do maleństwa, które od pierwszych dni, czuło jej policzek przytulony do mamowego brzucha, słyszało jej głos, mówiący: kocham cię cokolwiek jesteś - braciszku albo siostrzyczko. I stał się cud. Pewnego dnia, moja córka postanowiła złapać oddech, nauczyć się znów oddychać. Kiedy przyszłam do niej po wybudzeniu, pierwszy raz, miała ubraną maskę tlenową, była słaba, jej kochane oczki tak pięknie patrzyły, była w nich informacja, wróciłam, chciałam tego. Ona tego nie powiedziała, ona to wyśpiewała. Popatrzyła na mnie i spod maski tlenowej usłyszałam cichutki śpiew. Z oczu lały się łzy. Śpiewała moją ulubioną piosenkę. Potem kilkanaście dni od początku uczyła się chodzić. Kiedy już mogła podnieść głowę, od razu przytuliła policzek do brzucha, żeby powiedzieć swojemu bratu, że znów jest. Cuda się zdarzają, ja to wiem. Ale trzeba wierzyć i wierzyć mądrze. W przypadku dziecka, niewinnego siłą miłości, akceptacji, wiary, można góry przenieść, bo ono jest niewinne. W przypadku dorosłej osoby....ostrożnie. Toksyka , żeby się zmienił, musi przejechać walec połączony z buldożerem. Nie licz na to, że Twój toksyk dostąpi zaszczytu nagłego ozdrowienia, natomiast pamiętaj, że jesteś odpowiedzialna za siebie i za swoje dzieci. Nie cofaj się. Czasem zastanawiam się, czy wtedy moja córka podświadomie nie dała mi znaku, że czas wywalić toksyka. Ona kocha ojca , ale też i boi się go i nie akceptowała pewnych rzeczy. Może w ten sposób chciała pokazać mi, że czas na zmiany. Ja nie zrozumiałam tego.... Teraz rozumiem.
  24. Któryś raz już myślę o tym i ilekroć piszę albo czytam zapominam. MONTIA!!!!!!!!!!! Gdzie jesteś rybeczku, i czy aby uskuteczniasz jakiś świński truchcik do tyłu? Właź tu do nas szybciorem:D Nie wiem czemu, ale od wczoraj nie mogę przestać o Tobie myśeć. To raz, a dwa... JA1972 słonko, co z Tobą? Też jakoś tak moje myśli przy Tobie. Wielkie dla wszystkich. prywatne dla Idusi. (aaaa hyhyhy a co tam)
  25. Dorzucę jedną uwagę do wypowiedzi Ewy. Dopoóki nie umiemy popatrzeć na drugigo człowieka jak na siebie samego, nie stworzymy z nim zdrowych relacji. To niekoniecznie relacje damsko-męskie, ale i te w pracy, sąsiedzkie itp. A żeby umieć spojrzeć na drugiego człowieka, trzeba najpierw umieć spojrzeć na siebie samego z miłością i akceptacją. Ja już nauczylam się jednego, że jeśli jakaś osoba wywołuje we mnie agresję, lęk, brak przekonania, znaczy, że popatrzyłam tak naprawdę w lustro i zobaczyłam siebie, coś co noszę głęboko ukrytego w sobie, jakąś agresję w stosunku do własnych emocji, przeżyć, postaw, lęk przed sobą, czegoś gdzieś nie przerobiłam, nie zaakceptowałam, nie zmieniłam. I to się sprawdza:D:D:D:D Kiedy już znajduję to coś, na tę samą osobę mogę patrzeć inaczej, bez emocji, nie znaczy obojętnie, ja wcale nie muszę jej lubić, ale przestaje ona wywoływać we mnie dziwne uczucia. Popatrzcie na swoich toksyków obecnych, byłych. Z jakiego powodu wydawało nam się , że szalejemy za nimi, że kochamy? Ano bo chwilowo zaspokajali nasz brak akceptacji samych siebie (to ogólnikowo). Te dziewczyny, które uporały się i wywaliły toksuyków, zastanówmy się jakie teraz w nas wzbudzają emocje i dlaczego. Co trzeba jeszcze przepracować, odkryc w sobie, nauczyć się, zmienić, zaakceptować, żeby na toksyka popatrzeć bez emocji. Nie znaczy zacząć go wielbić bo to nie jest możliwe, ale żeby nie reagować agresją, awanturą, krzykiem, walnięciem drzwiami, obrazą....
×