Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość Anty Teściowa

TEŚCIOSTWO

Polecane posty

Gość Jola O.
Wybaczcie mi mój buntowniczy nastrój i może dla co poniektórych nadmierne krytykanctwo, ale w chwili obecnej mam już jasność sprawy. W tych kwestiach problem jest tylko jeden, nasz szanowny partner. To jest naturalne, że gdy dzieje się nam źle szukamy usprawiedliwienia dla naszego stanu i jego przyczyny, to usprawiedliwienie zarazem musi być wygodne dla nas, tym samym znajdujemy sobie podmiot: teściostwo – twórców naszego partnera, nie daj bog, że naprawde mamy się do czego przyczepic i wówczas pieknie się nam to układa w jeden obrazek i przekonane o swej słuszności i swoich dobrych intencjach rozpoczynamy batalie, walke która trwa miesiącami i latami. W pierwszej kolejności trzeba sobie naprawde uzmysłowić z kim i z czym walczymy, o kogo i o co się martwimy. Czy to jestem JA&mój partner vs. Teściowie czy tez JA vs. Mój partner i Teściowie. Opcja pierwsza automatycznie odpada, bo w takiej sytuacji nie ma problemu i nigdy go nie będzie i żadna z Was by na tym forum nigdy nie zawitała. Wiec mamy to czynienia z sytuacja drugą i tym samym nasuwa się dylemat, czy po to się wiążemy z drugim człowiekiem by z nim walczyć? Jeżeli jedna prośba, druga groźba nie pomaga to adios. Jedna nasza zmarszczka nie jest warta życia z człowiekiem, który nie dorósł do roli głowy rodziny, człowiekiem, który w 0.05% nie troszczy się o nasze dobre samopoczucie bynajmniej, człowiekiem który pozwala na to aby takie rzeczy się działy, obojętnie czy na jawie czy tylko w naszych umysłach, arogantem (wy to nazywacie maminsynkiem). Nigdy wcześniej w swoich przemyśleniach do tego nie nawiązywałam, ale i w mojej najbliższej rodzinie przyszło się skonfrontowac z tym problemem. Moja matka z natury harda i nieustępliwa kobieta, oraz ojciec spokojny intelektualista. Początek ich małżeństwa, jego matka i dwie siostry rowniez próbowały dokazywac (nigdy nie dane było mi poznac szczegółow), ojciec zwołał je wszystkie, wygłosil 3,5 min przemowę oznajmiając im, ze albo się zamkną na wieki albo będą przyczyna rozpadu jego związku a tym samym on się od nich odwróci. Od tamtej pory moi rodzice nie mieli już wiecej problemów tej natury i dzielnie trwaja w szczesliwym związku już 30 rok. Ja robiłam dobra mine przez 8 miesiecy, przyparłam tesciowa do muru, żadnych efektów, rozpoczęłam powazne rozmowy z moim partnerem, trwalo to potem 4 miesiace, on nie widział problemu, skończyło się na obiecankach cacankach a głupiej radość, postawilam sprawe na ostrzu noża, jeszcze jedna cacanka i koniec. Nie ma tłumaczenia ze tesciowa jest manipulantka i dyryguje synusiem, jeżeli już tak się dzieje to znaczy ze dyryguje również nami i same bezwiednie bierzemy udział w jej rozgrywkach, to upokarzające. Ja również czułam się winna i zagubiona, traciłam sens swych działan i podupadłam na swej wartości, wiedziałam ze im dłużej będę w to brnęła i traciła energie na ta bezsensowna walke tym trudniej będzie mi się potem podnieść i odzyskac siebie. U mnie to poszło szybko. Jeżeli do tej pory nie wyegzekwowałyście swych praw, ba szacunku do siebie u waszych partnerów, to już nic nie zrobicie, może być tylko gorzej. Takiemu człowiekowi nie zalezy na waszym szczęściu, ani również na szczęściu jego matki, nauczony wygodnictwa ucieka tam gdzie mu łatwiej a już na pewno nie będzie szukal i rozwiązywał problemów, błędne koło się zamyka. Kiedys żyjąc jeszcze tymi problemami udzielałam się na innym forum i jakas 40letnia kobieta mi napisala, uciekaj dziewczyno byle dalej, najlepiej tam gdzie pieprz rosnie. Jasne ze sobie wówczas tego do serca nie wzielam, ale los chciał i ucieklam, łatwo nie jest ale z przyjemnością trace energie na budowanie czegos innego. Odzyskałam siebie i wiare w skuteczność swoich działań. Wszystkim miotającym się polecam 3 miesiące na bezludnej wyspie, po powrocie do „domu” to co ujrzycie tak was pogrąży ze nie zostaniecie tam dłużej aniżeli 5 minut, bez najmniejszych wyrzutów sumienia odejdziecie dumne i pewne. To jest takie proste, najlepsze rozwiązania to te najprostsze, a swiat jest prosty, tylko trwając w tym metliku bijąc się z wlasnymi myslami tracimy rachube tego co jest w zyciu najważniejsze. Czekałam na wielkie bum które dałoby mi usprawiedliwienie i pozwoliłoby się wyrwac z tamtego potrzasku, życia w ktorym się dusiłam i powoli umierałam. Tego bum nigdy nie było, Chwilko luzu może w twoim przypadku ta granica wytrzymałości już dawno zostala przekroczona tylko ty już tego nie widzisz. Bezludna wyspa jest oczywiście metafora, można wziąć urlop, odseperowac się, wyjechac na 2 tygodnie na wakacje, potem jeszcze tydzień u koleżanki, dwa weekendy wśród ludzi życzliwych tobie, wyjsc poza siebie, pozwolic sobie na egoizm, jeśli nie pokochasz siebie nie dasz tez szczęścia innym, a czy to nie o to chodzi?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jola O. Mądre słowa ... bo jeżeli mąż się nie troszczy o moje dobre samopoczucie i zgrabnie to ujełaś ... ucieka tam, gdzie mu wygodniej, to jak ja mogę czuć się w takim małżeństwie? Przecież wszyscy piszą, że normalny związek opiera się na wsparciu, zaufaniu ... Tymczasem ja do niedawna uważałam na każde swoje słowo, zachowanie, aby nie wywoływać awantury ... To nie jest normalne, wiem. I dlatego staram się być teraz obserwatorem własnego życia ... Ta bezludna wyspa to oczywiście dobra metafora. Szkoda, że wcześniej nie dorosłam do takiego myślenia, chciałam udowadniać sobie, że jestem coś warta i inni powinni to zauważyć (mąż, teściowa). A w środku cierpiałam i bolało jak cholera. Czekam, aż odrośnie mi trochę dziecko, pozwolę sobie być wtedy bardziej "krnąbrna", bardziej zorientowana na wlasnym "JA" i zobaczymy jak to sie wszystko poukłada. Na razie psycholog, czytanie, pisanie na forach, to mi dużo siły i nadziei daje ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
To moja bije wszystkie na glowy :) a zaczęla już kiedy tylko się dowiedziala, że jestem z jej synem. Mówila mu, że przecież może mieć setki takich jak ja (?!) i tym podobne. Zna sie z moimi rodzicami i pewnego pięknego dnia oznajmila im, że nie życzy sobie, żeby taka gówniara (czyli ja) cytuję "pukala się" z jej synem!! (on 2 lata starszy ode mnie) Teraz jesteśmy ze sobą już ponad 3 lata, mamy synka. Kiedy się urodzil oczywiście codziennie mialam inspekcję, komentarze, wszystko źle zrobione, bo źle posprzątane, bo trzymam synka na rękach nie tak jak powinnam i takie tam aż w końcu powiedzialam mężowi, że to się staje dla mnie przykre czasami, przecież są pewne granice. Obrazila się i do dzisiaj nas nie odwiedzila, minęlo 11 miesięcy. Jedyne co to zaprasza swojego syna z wnukiem do siebie o mnie nie ma w ogole mowy, na dodatek potem opowiada swoim sąsiadom jaka to zla matka ze mnie bo jej wnuk taki chudy, albo siniaka ma to nie wiadomo co ja z nim w domu robie. Cóż, ja syna nie przywiąże w lóżku, a to, że jest żywy i zdarzy mu się przewrócić to wydaje mi się, że każde dziecko tak ma.... Najlepsze jest to, że może dwa miesiące temu przyleciala do mnie i darla się, że ja nie powinnam matką być, że się nie nadaje do niczego i tak dalej, podkreślam, że od 11 miesięcy w ogóle nie utrzymujemy kontaktu, jedynie mój mąż ją czasem odwiedzi na pól godziny z synkiem to wszystko. Sama non stop powtarza wszystkim, że jestem wyrodną matką i nie nadaje się do niczego a kiedy byla jeszcze w ciąży to kilka razy "zmieniala" zdanie kto jest ojcem, później zostawiala mojego męża kilkumiesięcznego wtedy po sąsiadach i "puszczala" się z kolegami swojego męża. Jakim prawem więc śmie o mnie powiedzieć zle slowo, kiedy ja duzo rzeczy poświęcilam, żeby móc zająć się dzieckiem i domem? Osobiście nie mam do siebie zastrzeżeń, sprzątam, gotuję, zajmuje się dzieckiem. Co do męża to swoje zdanie na jej temat ma, jednak jej nic nie powie, bo oczywiście będzie wielka obraza majestatu.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Dokończyłam parę dni temu czytanie tematu i podzielę sie jedną zależnością, którą zauważyłam wśród wypowiedzi różnych osób tutaj i nie tylko tutaj. Chodzi o to że często dziewczyny pisały że one się do teściowych przestały odzywać w pewnym momencie, nie odwiedzały a tylko mąż trzymał kontakt, czy to wizyty domowe czy to spotkania, najczęstszy efekt był tego taki że teściowa miała ogromne pole do popisu i do manipulacji synkiem bez udziału żony, nie wiem czy tylko ja to zauważyłam ale w temacie nie było bezpośrednio o tym powiedziane a ja ostrzegam was przed tym. Przed wami sa nieraz słodkie, miłe i ładnie się uśmiechają albo przynajmniej sie hamują w jakiś sposób, a jak synek przyjedzie sam to dopiero mu nagadają (wiele dziewczyn powtarza to samo mniej więcej „jak wraca od matki to jest negatywnie nastawiony na mnie”, „kłócimy się jak wraca od niej” „to co on mówi to jakbym ją słyszała”, albo jak powtarza parę słów co mamusia mówiła), a jak coś to przecież one nic nie mówią, sa milutkie, przesyłają pozdrowienia i tak dalej. Sama miałam taką sytuacje z moją mamą, pisałam o tym kiedyś że zaczęła mi dokazywać za plecami męża zaraz po slubie (wcześniej oczywiście to do zięcia nic nie miała), nie wiem co jej odwaliło bo zawsze go lubiła i to był jednorazowy przypadek, ale ukróciłam to słowami że mój mąż będzie wiedział o wszystkim co ona na niego powie, strasznie sie zbulwersowała że jak to tak ale chyba załapała że jak zamierza mącić to ze szkodą dla siebie. A co chciałam powiedzieć? Możecie się ze mną nie zgadzać ale myślę że to duży błąd że mimo że teściowa sie tak zachowuje puszczacie męża do niej samego. Wiem że może być trudno oglądać kogoś kto zatruł wam życie, ale zauważcie że to jest swobodne pole do popisu dla toksycznej teściowej, która synka sobie urabia, jesli ona ma cos do was a wy nie jeździcie z mężem tylko on sam tam jeździ, potem dzwoni do niego po 10 razy jeszcze najlepiej pod nieobecności żony. Co z tym zrobić, nie wiem za bardzo, najlepiej jest jeździć razem z nim w miarę możliwości jak najczęściej i kontrolować tą wizytę, nawet jeśli teściowa napsuła przy was i nawet jesli zapraszała wyraźnie tylko synka, na pewno wielu rzeczy nie powie a i będzie miała świadomość że jak synek przyjedzie to przyjedzie wielokrotnie z synową. Nie wiem co jeszcze może czasem odebrać telefon męża od mamusi (oczywiście jesli nie jest furiatem) nawet raz, drugi czy trzeci i powiedzieć mamusi nie wiem co, spławić ją, że mąż nie może teraz podejść albo że coś robi, kąpie się, gotuje, sprząta, poszedł do sklepu. Ale najw

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ale najważniejsze moim zdaniem co trzeba zrobić to dać jej do zrozumienia że wiecie o czym mąż z nią rozmawiał i co ona na was mówi. Jeśli mąż nie uważa za konieczne to powiedzieć to wy to powiedzcie, że wiecie i powtarzajcie to ile się da, wyciągnijcie z faceta jak najwięcej szczegółów i użyjcie w obronie przed teściową, czasem jak jest knująca teściowa, która lubi knuć za plecami to ją uciszy świadomość, że synowa wie przynajmniej częściowo, jak ona za jej plecami knuje. Wiecie one są przyzwyczajone do tego, że synkowi mogą się zwierzyć, niech się zwierzają, ale nie z tego jaka mają złą synową. Krótko mówiąc jeśli wogóle nie kontrolujecie mężów ani trochę podczas takich wizyt czy telefonów to teściowe mają świetną okazję do obrabiania tyłków i do urabiania męża, dlatego przynajmniej częściowo powinno byc to kontrolowane. Pomyślcie nad tym oczywiście te co nie trzymają kontaktów z teściowymi.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość przechodzien
swoje mamy jakoś chyba szybciej temperujemy, w toku dorastania ;) Kiedyś to mojego męża dziwiło, że często spieram sie z mama, gdy jeszcze z nią mieszkałam. Tłumaczylam mu, że chodzi o moją autonomię w tym domu i to procentuje, mama nie wtrąca się w nasze życie, pomaga gdy poprosimy ale sie nie narzuca. Zachowawcza postawa męża w tym samym okresie, no niestety mści sie teraz na mnie :P choc również dzięki obecnej postawie męża w mniejszym stopniu, niż w przypadku innych tu piszących. Nasz okres narzeczeństwa trwał długo, bo chciałam sie przekonac czy maminsynek zdolny jest do przemiany na tyle odpowiedzialnej, bym mogła zostac jego żoną. Sama popełniłam oczywiście masę błędów, chyba z 3 lata kosztowała mnie koorekta własnych zachowań. Na początku wydawało mi się, że awantura o pewne sprawy załatwi problem, trochę fochów tez nie zaszkodzi, zrezygnowałam z widzen z przyszłą teściową aż zrozumiałam, że błądzę i to ze szkodą dla mnie samej. Mąż wie, że wniosę sprawę o rozwód jeśli pozwoli swojej mamie tak niszczyc nasz związek, jak to robi z małżeństwem jego brata. Miał tego świadomośc zanim staneliśmy przed ołtarzem, bo nigdy nie ukrywałam, że nie pozwolę sobie na takie zachowanie względem mnie. Przestałam narzekac na tesciową, nie wciągam męza za często w nasze małe potyczki.Oczywiście jestem przerażliwiona na wszystko co słyszę u tej kobiety, ale nie dzielę sie tym z mężem wolę z przyjaciółką bo ona rozumie kobiece gierki których mąz nie dostrzega. Bywa oczywiscie tak, że czasem coś mnie boli, wtedy mówię o tym krótko, spokojnie i nie rozwodze sie nad tematem. Uzyskuje tyle, iż mój mąż wie, że jest mi źle ale nie jest zmuszany do słuchania wywodów o okropności swojej mamy.Widujemy sie z teściową, ale na jej terenie, wówczas jest to dla nas wszystkich bardziej znośne, a nasze mieszkanie nie przechodzi jej lustracji. Oczywiscie pomagam jej gdy tego potrzebuje, jej widok nie jest mi miły, ona nie patrzy na mnie, nie uśmiechnie sie, nie stara sie za wiele rozmawiac, nie toleruje mnie nadal ale to jego matka. Nie bronię mu do niej jeździc, ale też staram sie w miarę możliwości towarzyszyc mu, w ramach kontroli właśnie. Pod wpływem mojej zmiany, uzyskałam to czego nie potrafiłam krzykiem i zdenerwowaniem, mąż stoi za mną i bierze mnie w obronę. Gdy nie jest zmuszony do odpierania moich ataków, wziął mnie w opiekę i złego słowa nie da na mnie powiedziec. W pore zrozumiałam to, o czym pisała Ola, teściowa nie wejdzie między nas, jeśli stanowic będziemy jednośc. wszelkie kłotnie między nami, to balsam na jej duszę. Zdaje sobie jednak sprawę, że całe te moje mądrości na nic by sie zdały, gdybym miała innego męza. Trafił mi się lepszy egemplarzm, reformowalny choc i ja musiałam do tej reformy wiele w sobie zmienic....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
przechodzien dokładnie tak jest jak piszesz ... bo sama się niedawno o tym przekonałam, gdy mimo fochów jego mamusi, które tym razem były skierowane także przeciwko mężowi okazałam zupełną obojętność, absolutny spokój, zero zainteresowania. No i najważniejsze - podczas konfrontacji z mamusią nadrabiałam pewnością siebie, ale przedtem musiałam popracować nad tym, aby uwierzyć, że mam prawo do bycia sobą, bo ona mi zawsze to prawo odbierała i ja zachowywałam się przy niej czasem jak mała dziewczynka wyuczona grzeczności i konwenansów, aby broń Boże nie narazić się mężowi, nie wyjść na uparciucha, samoluba (a ja niestety mam tendencję do obwiniania siebie za wszystko - jestem przecież DDA). przypadkowy przechodzien, masz jak zawsze logiczne wnioski :-) i ja dodam od siebie, że przy mamusi pamiętać, aby się nie podkopywać swoją niewiedzą na temat "mężowskich spraw", bo mi się to wielokrotnie zdarzyło, że mamusia i wszyscy wokoło wiedzieli co mąż myśli i robi w temacie ... tylko ja nie byłam wprowadzona w temat i przy wszystkich zwróciłam mu uwagę! Błąd!? Teraz myślę, trzeba udawać, że ja o wszystkim wiem i przemilczeć sprawę, a porozmawiać poważnie w domu :-( !!! Oczywiście nie może dochodzić do takich sytuacji, że on z mamusią knuje spiskową teorię dziejów, a mnie przy tym nie ma ... prosty przykład - przeprowadzka - oni to postanowili bez mojej zgody, za moimi plecami można rzec ... i kiedy stawiałam sie w roli ofiary, przegrywałam. Dlatego powiedziałam mu wreszcie otwarcie, w opanowany sposób co o tym myślę i zaznaczyłam co JA MOGĘ zrobić w tej sytuacji. No i zdżarło go z kapciami ... Bo on często podkreślał jaka jego mamusia jest zaradna, a ja to niby nic nie potrafię ... niestety życie zweryfikowało jego zdanie, bo okazało się, że ja w wielu sytuacjach mam rację. Jednak tematu przeprowadzki w życiu nie poruszę przy mamusi, ponieważ ona nie zrobiła tego nigdy w mojej obecności tylko za moimi plecami knuła z mężem, a kiedyś przyszła do nas z planami domu, tylko kiedy mnie nie było, gdy weszłam zamilkła i skończyło się ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przechodzień zawsze dziecko sie lepiej dogada z rodzicami niż jego współmałżonek, ale najważniejsze jest to żeby zauważyć problem. Z rodzicem można się pokłócić i można się pogodzić, rodzic wybaczy a teście niekoniecznie. chociaż nie ma reguły. Czasem rodzice tak wychowują swoje dzieci żeby się słuchały tylko ich i takie dzieci idąc w świat nie wiedza później kogo słuchać, rodziców czy małżonka, dzięki nim mamy ten wspaniały temat. Tortilla co do twojej sytuacji to mi przyszła jeszcze jedna myśl do głowy. Mój wujek brat mojego ojca miał możliwość przycisnąć trochę pasa zamieszkać ze swoimi rodzicami i zoną w jednym domu i budować sie na połowie działki babci, a nie zrobił tego bo uznał że jego żona ma zbyt kłótliwy charakter i sie z matka nie dogada. Dopiero później wyszło na jaw jak on mądrze i dobrze postąpił, bo faktycznie jego żona ma kłótliwy charakter, nikt z rodziny nie może sie z nia dogadać nawet jej własne dzieci i nawet z własną matka nie umie sie dogadać. Domu się nie dorobili i w bloku mieszkają. No więc Tortilla skoro twój mąż i jego rodzinka uważają że masz kłótliwy charakter, to czego chca sie narażać na mieszkanie z tobą, nawet możesz tego użyć argumentu dla męża że mamusia jest stara schorowana pewnie nie może sie denerwować za bardzo, a twoja obecność będzie ją denerwować prędzej czy później. Więc dla zdrowia kochanej mamusi nie powinnaś z nia mieszkać i jeśli mąż uważa inaczej to mysli o szkodzie dla mamusi :D.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość tak czytam
ten topik i nagle mnie oswiecilo!!! moja przyszla tesciowa chyba zaczyna urabiac mojego M. przeciwko mnie. Opowiem wam moja historie.. Jestem z moim M. 2 lata, od roku jestesmy zareczeni, wynajmujemy mieszkanie razem, pracujemy, studiujemy. Rodzice mojego narzeczonego mieszkaja 150 km od nas. Dzieki Bogu ze tak daleko. Na poczatku bylo wszystko ladnie pieknie, odwiedzalismy ich raz w miesiacu, czasem czesciej. Do czasu gdy sie zareczylismy.. zaczelo sie planowanie slubu- oczywiscie robila to tesciowa, kazda wizyta u nich to temat wesela i tego ze nie wypada tak zyc na kocia lape.. my oczywiscie bardzo chcemy wziac slub ale nie mamy kasy, planujemy go za 2-3 lata jak skonczymy juz studia. Matka M. jest nieznosna, zatruwa nam zycie ta gadka. Ja juz wcale nie chce tam do nich jezdzic. Powod jest jeszcze jeden - ona jest sklocona z polowa rodziny, nienawidzi siostry swojego meza, a wiec cioci M. Wedlug mnie jest to sympatyczna osoba, wdowa, mieszka sama, jest na emeryturze i rozwija swoje zainteresowania jakimi sa podroze, nowinki komputerowe itd. A tesciowke to drazni bo ona siedzi calymi dniami w domu, nie pracuje, nie wychodzi do ludzi, jednym slowem zazdrosci jej ciekawego zycia. Jest tez sklocona z najmlodszym bratem M. Nie znosi jego dziewczyny, non stop chce ja ze mna obgadywac. ja nic do niej nie mam, lubimy sie itd wiec powiedzialam mojemu M. ze ma uprzedzic mamusie ze nie mam zamiaru nikomu z nia obrabiac dupy. No to sie wielce na nas obrazila.. Mi ciagle powtarza jak to ona mnie uwielbia ale zaniepokoilo mnie ostatnio ze wymyslila zeby moj M przeniosl sie do jednostki blizej domu tesciostwa (jest zolnierzem zawodowym).. i zeby zamieszkal znowu z nimi. O mnie w ogole nie wspomniala.. Zaczynam sie bac ze zaczyna go urabiac. Na szczescie moj M. zaraz ja zgasil.. cholera ta kobieta zaczyna mi dzialac na nerwy.. jest falszywa jak malo kto :O

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość jestem dopiero na drugiej
stronie ale zaciekawil mnie najazd pewnej osoby na matki zon. ze niby tylko tesciowa zla a mamusia OK. powiem Wam z wlasnego doswiadczenia - moja mama probowala pare razy skrytykowac mojego meza, a ze to nie umie gotowac a to panele za wolno uklada (kiedy mieszkalismy pare mcy po slubie z moimi rodzicami) wtedy jej powiedzialam ze od mojego meza ma sie odstosunkowac, zawsze moze pogonic wlasnego do roboty moze mu pojdzie szybciej. mama obrazila sie na cale 2 dni ale teraz jej OK. mieszkamy za granica i za kazdym razem jak sie zapowiadamy z wizyta to pyta co zieciowi ugotwac , bo przeciez ja sobie sama moge zrobic a on nie :-) moj ojciec woli meza ode mnie, bo niestety jestem najstarsza corka a nie synem (i wszytko jasne) co do tesciowej, mysle ze najlepszym przykladem bedzie komentarz po urodzeniu jej najmlodszej corki - na wiesc ze to dziewczynka (a miala juz 2 synow) westchnela z ciezko - konkurencja :-( zawsze przeszkadzalo jej to ile czasu jej corka spedza z tata (a ten nie moze zrobic tego czy tego bardzo pilnego zadania w domu) wiec tylko mozecie sobie wyobrazic jaka konkurencja jestem dla niej ja :P

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
przypadkowy przechodzień po co teściowa chce mieszkać z nami = ze mną ... odpowiedź jest prosta: bo chce mieć syna i wnuka przy sobie i tylko dlatego zniesie tam moją obecność :-( Zresztą była pewna siebie, że może mnie urobić, bo wiedziała ze swoich obserwacji, że 1. mąż właściwie nigdy nie stanął w moje obronie 2. ja jestem z natury trochę nieśmiała i mało asertywna, a więc da sobie ze mną radę (ona, czyli osoba, ktora ma tupet ...) 3. ona ma beznadziejne małżeństwo, teść jej w ogóle nie szanuje, zdradza, a ona nie potrafi się z nim rozwieść, jednak kasę trzeba z niego wyciągnąć, dlatego trzeba budować dom, w którym zresztą teść z nią nie zamieszka (tak zapowiedział), a więc jak ona ma iśc tam sama ... 4. konflikt małżeński między mną i mężem jest jej właściwie na rękę, ona się tym nie przejmuje, bo ewentualnie zyskałaby syna, zresztą i tak była orędowniczką rozwodu, gdy mieliśmy kryzys ... Mąż kiedyś przed ślubem powiedział mi, że nie ma takiej opcji, abyśmy tam zamieszkali z jego matką ze względu na różnicę charakterów (dom stał pusty i jeszcze nie było wiadomo kto tam ma mieszkać, bo jak już pisałam w ich rodzinie są przedziwne konflikty, był problem z teściem i jego zgodą na tą budowę ....) Tak więc co mowi synuś przed ślubem, to jedno, co poślubie, to drugie ... :-( Wystarczył jeden konflikt małżeński, aby wszystko się rypnęło, mąż przewrócił całą swoją filozofię do góry nogami, bo mamusia mu coś obiecała, na co ja się nie godziłam ... Powód dla wielu ludzi może wydać się śmieszny i trywialny: ja nie godziłam się na psa, którego koniecznie chciał mąż, dlatego mamusia obiecała mu dom i działkę i pilnowanie pieska ... Ja nie zamierzam sączyć już żalów, pogodziłam się z pieskiem, mieszkamy z nim, bo wydawało mi się, że lepiej utrzymać to małżeństwo dla dziecka ... Ale co ja znaczę dla męża to się dopiero przekonuję... A co znaczę dla teściowej to już się przekonałam ... :-( :-( :-( I masz rację przypadkowy przechodzień, skoro ja jestem taka zła, to po co robić kłopot teściowej ... ;-) Niedawno mąż mi powiedział, że ja nie lubię całej jego rodziny. Odpowiedziałam, że moja sympatia dla nich jest taka, jakie ich podejście do mnie!!! I się zamknął :-) Bo on o wszystkim wie, nie jest głupi, ale próbował mnie zawsze "urobić pod siebie".

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
I jeszcze mnie naszła taka refleksja .... skoro mam toksycznego męża (od niedawna trochę mniej toksycznego) :-( to jednak w imię tego, co kiedyś sobie ślubowaliśmy istnieje margines na wybaczanie sobie krzywd, jeśli wszystko idzie w dobrym kierunku ... Jednak taka sama zasada wobec teściowej, której ja nic nie ślubowałam ;-( nie obowiązuje! Tak łatwo kogoś zranić słowami, ale jeśli nie istnieje relacja miłości, a zatem naturalnego wybaczania, proszę się nie dziwić, że synowe nie mogą wybaczyć gorzkich słów swoim teściowym :-( Co ja mogę być winna teściowej, która sama nie uporała się ze swoim małżeństwem przez ponad 30 lat ... która swojemu mężowi odpuszczała w życiu zbyt wiele i dlatego tkwi po dziś dzień w chorym związku, a mi nie daje prawa do naprawy swego małżeństwa według własnego podejścia i widzenia rzeczywistości, tylko wszędzie roztacza swoje macki i rozlewa toksyny ... a ja jej "dobrych" rad nie chcę słuchać! Skoro teść jest nadal jej mężem, a ona wciąga do rozgrywek małżeńskich mojego męża i córki, skoro to jej się należy, bo to są JEJ dzieci, to niech ona zrozumie moje prawo do decydowania o moim życiu, bo to MÓJ MĄŻ, MOJE DZIECKO i NASZE ŻYCIE!!! I najlepsze, że teściowa mnie zawsze jak obcą traktuje, swoje sprawy załatwia po swojemu, ze swoimi dziećmi, z moim mężem tak jak chce, a mi wara od tego! To jej wara od mojego życia, bo jej synuś założył juz swoją rodzinę!!! Do jasnej cholery, to takie proste, ale nigdy nie potrafiłam jej tego powiedzieć!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
A mieliście tak że wasze teściostwo uznawało że jak człowiek siedzi sam ze soba w domu to musi mu się strasznie nudzić? Ja na poczatku małżeństwa mieszkałam z teściami trochę, w zasadzie to dojeżdżałam do męża który z nimi mieszkał, nie powiem miałam ich serdecznie dość, a jak zostawałam sama w ich domu to oni czym prędzej wracali żebym się sama w domu nie zanudziła :o i jeszcze mi wmawiali jak ja strasznie musiałam się nudzić jak ich nie było, a ja tym czasem byłam na zakupach na spacerze, poprzeglądałam parę stron na necie pooglądałam filmy i się cieszyłam że wreszcie mam święty spokój bo nikt mi się nie kręci. teraz to mnie nawet śmieszy. Potem były jeszcze lepsze akcje po tym jak już mieszkaliśmy sami. Nie można im było nic mówić, ani kiedy ja wyjeżdżam do domu ani kiedy mój idzie do pracy ani nic bo uznawali że na przykład jak ja wyjeżdżam to co ich synek będzie sam robił w 4 ścianach i go zaraz zapraszają. Albo jak mąz miał pójść do pracy na dwie zmiany to mnie zapraszają bo co ja biedna sama będę robić i że mi smutno będzie.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Jola O.
Udziele sie jeszcze raz, poki co to wciąż w tym odrobine siedze, poki nie rozwiaze swoich spraw prawnych z druga strona. I juz z doswiadczenia wiem ze te problemy trzeba rozwiazywac szybko, nam latka leca a z kazdym rokiem maleja szanse na zorganizowanie sobie zycia na nowo. Ja jestem jedna z tych szczesciar ktore odwolaly swoj slub 3 miesiace przed jego data, bogu dziekuje za to ojej nawet nie wiecie jak bardzo...Ja rozumiem instytucja malzenstwa, dziecko, obawa o finanse, dobre imie i ta dluga walka przez ktora trzeba przejsc, tez nikogo nie chce namawiac do podjecia takich drastycznych krokow jak separacja i zakonczenie zwiazku, ale z tego co czytam to w przypadku wiekszosci postow tak to sie powinno skonczyc i tak sie tez skonczy bo kobiety sa swiadome swoich praw i tego jak powinna wygladac zdrowa rodzina, wspierajaca tak z jednej jak i z drugiej strony. Na co wy czekacie, na olsnienie ze strony meza czy na ociemnialosc umyslowa tesciow, albo na to ze wasze dzieci dorosna i zostana przeciagniete na druga strone barykady, to was zaboli jak nic w swiecie, gdy wlasne dziecie zacznie do was przemawiac ustami tesciowej. Czy bedziecie mialy nadto sily by walczyc z wlasnym dzieckiem, rzucanym watpliwosciami, otrzymujacym sprzeczne informacje na temat swej rodzicielki, i potem patrzacym na swego ojca pantofla, ktory nie szanuje matki. Z biegiem lat milosc zanika i wasze zwiazki rowniez zaczna sie przeinaczac i ewoluowac, tu musza byc podstawy ku temu aby to poszlo w dobrym kierunku, a jezeli nie ma ich juz teraz to na co liczycie. Istnieje szansa ze wychowacie takiego drugiego maminsynka ktorego przyszla partnerka bedzie was obrzucac negatywami bo same przez 30 lat nie potrafilyscie stworzyc zwiazku, i stanowicie najlepszy material dla takich przyszlych sfrustrowanych zyciem niezadowolonych tesciowych. Moj ex dalej nie rozumie o co poszlo, uwaza ze rozeszlismy sie przez jego rodzicow, co ni jak nie ma nic wspolnego z faktami. Ja szczerze nie rozumiem jak mozna pozwolic innym na podwazanie swego dobrego imienia jako matki i zony, to jest niedopuszczalne i nie powinno miec miejsca, a skoro ma, to w naszym interesie jest aby temu ukrocic. Drog rozwoju sytuacji jest wiele tak jak zroznicowane sa nasze problemy, zwiazki i motywy ktore nami targaja. Kazda z nas powinna przedsiewziac jednak odpowiednie kroki by sytuacje uzdrowic, dzialac a nie czekac na zbawienie bo ono na padole ziemskim nie nastapi. Nasze dzieci dorastaja, im sa starsze tym wieksza krzywde im wyrzadzamy trwajac w takiej maliznie. Od strony prawnej tez wiele stracicie gdy obudzicie sie za 3 lata i oznajmicie ze nie, juz nie moge, ze nie mam sily i ze juz wiem co chce zrobic, chce odejsc, powiedzcie to swemu dziecku i wykazcie sie argumentami w sadzie. tu trzeba szybkiej analizy i prawdopodobnych scenariuszow wydarzen. Byc moze dla wiekszosci z was moje slowa wydaja sie byc wypowiedziami furiatki, ale zapewnic was moge ze wiekszego mysliciela i analityka na tym forum nie znajdziecie. To co pisze to efekt 3 lat zmagania sie z tym wszystkim i przemyslen i w koncu tego co nastapilo po separacji. a fakt jest taki ze tylko takie biedne kruszyny jak my tu wypisuja, prawdziwa zołza tu nigdy nie zajrzy i pierdolnie tym wszystkim jezeli uzna ze cos sie dzieje nie tak jak powinno, bez skrupułów i watpliwosci. Testujcie, narzucajcie swoje, wymagajcie a zapewniam was ze szybko przejrzycie na oczy, usłyszycie takie slowa i doswiadczycie takich postaw ktore nie pozostawia cienia watpliwosci dla przyszlych dzialan.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jola O. Wydaje mi się, że ja zaczęłam testować ... i mąż wie, że już jest u mnie na "cenzurowanym", bo w razie czego odwrócę się od niego, bo nie chcę być już krzywdzona! Dziecko mamy jeszcze malutkie i ja zdaję sobie sprawę, że teraz łatwiej byłoby podjąć radykalną decyzję niż potem ... Jednak ciągle daję mu sznsę, bo mi - osobie DDA trudno jest zrywać więzi, choćby były toksyczne, bo ja mam straszne poczucie winy, na wet jeśli to ja zostaję odrzucona :-( Może wyda się to naiwne, ale ja naprawdę nie potrafię siebie zmienić tak od razu ... Kiedyś to mąż straszył mnie w złości rozwodem, ale zamknąl się od tej pory, kiedy zaczęłam o tym mówić poważnie, kiedy usłyszał to z moich ust... Pewnie, gdybym nie miała tego balastu prawdopodobnie w ogóle bym się nie zaangażowała w ten związek :-( Bo jak można kochać kogoś, kto mnie na codzień nie szanuje i jeszcze wchodzić w rodzinę pełną pretensji i niechęci do mnie... To smutne, ale prawdziwe :-( :-( :-( Jola O. Mam jeszcze nadzieję, że moje dziecko wychowam z dala od teściowej, tzn. nie ograniczając kontaktów, ale na moich warunkach!!! I że mąż nie będzie taki głupi ... Ale spodziewam się, że mój syn może "cośtam" odziedziczyć po tatusiu patrząc jak jego matka jest czasem traktowana ... I tego naprawdę się boję, aby nie krzywdzić dziecka. Ale na razie obserwuję sytuację i naprawdę przysięgłam sobie, że zrobię krótkie cięcie, jeśli mąż się nie zmieni ... Dlatego ostatnio łatwiej mi przychodzi stawianie swoich wymagań i granic. I mam takie nastawienie, że ja nie będę mojego syna wychowywać tylko dla siebie, ale dla niego samego, aby nie miał poczucia winy...myślałam nawet nad tym, że nie potrafiłabym traktować przyszłej żony mojego syna jak ja jestem traktowana w myśl zasady: nie czyń drugiemu co tobie niemiłe ... To w końcu my kobiety wychowujemy synów i jeśli produkujemy takich gburów i maminsynków, to gdzieś w nas leży też problem. Trzeba mieć oczy szeroko otwarte ... i dać innym prawo do bycia sobą, do własnego wyboru. Na to często w chwilach szczerości narzekał mój mąż, że tego nie miał w dzieciństwie. Czytałam, że dziecko powinno wychowywać się w ten sposób, aby nie uczyć jak żyć, tylko pełnić role wspierającą ... jestem przewodnikiem, ale nie nauczycielem. A moja teściowa tego nie rozumie ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Ok. Pomyślałam teraz sobie, że moja teściowa daje mojemu mężowi też wsparcie ... ale w tym sęk ... że za dużo! Bo o to chodzi, aby wspierać dziecko, ale w odpowiednim momencie wyczuć, gdzie to jeszcze wsparcie, a gdzie już manipulacja i "urabianie" pod siebie... Zresztą mój mąż to już nie dziecko i tyle wsparcia nie potrzebuje ... I kiedy teściowa odpuszcza i nie miesza się w nasze sprawy, w naszym małżeństwie dzieje się lepiej ... Ale mężuś najpierw musi sam zrozumieć, że czas odciąć tą pępowinę ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość przechodzien
u nas wsparcie polega na tym, by podsycać lęki. Teściowa nie powie: dasz radę, stać cie na wiele, uda ci się. W zamian zawsze wskazuje: poczekaj jeszcze, po co ci to, a jak ci nie wyjdzie to co zrobisz,tu nie mieszkaj tu ci bedzie zle, ktoś cię napadnie, ktoś ci będzie zazdroscił itd

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Witam! Dzisiaj piszę pierwszego swojego posta, chociaż przeczytałam już cały temat od deski do deski (niektóre fragmenty po kilka razy). O swojej teściowej jak każda z nas mogłabym pisać wkoło, bo to dla mnie temat rzeka. Ale na razie nie będę, bo po uważnym przeczytaniu Waszych historii, wiem, że mój problem jest znikomy w porównaniu z Waszymi. Poza tym moja teściowa mieszka jakieś 70 km od nas i często jej nie widuję. Jak mnie nawiedzi albo my się wybierzemy do nich to coś napiszę, bo na bank mnie wkurzy. A teraz pytanie z innej beczki - za co z góry przepraszam - do Przypadkowy przechodzień: jak do cholery nauczyłaś swojego mena sprzątać, dbać o dom itp. Tzn. "wykonywać obowiązki domowe", a nie "pomagać w obowiązkach domowych":) Jeśli znajdziesz chwilkę i to przeczytasz to bardzo proszę o odpowiedź, bo my ciągle mamy o to batalie i już nie wiem jak z tym walczyć, a każda z Was na pewno wie jak to irytuje i męczy... Obiecuję, że później będzie tylko o teściowej:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Chodziło mi o Twą metodę niewyręczania męża, Przypadkowy przechodniu. Domyslam się oczywiście na czym polega owa metoda, ale jeśli możesz to napisz, proszę, jakieś konkretne przykłady....

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Iza_30
Ja co prawda mam teściową do rany przyłóż ale temat sledzę regularnie. Chce odpowiedziec przedmówczyni. Ja od początku nic zamojego meza nie robiłam. wprowadził się to do stał do reki instrukcję do pralki, nauczył się prasowac bo ja mu powiedziałam, że nie bedę prasowac jego rzeczy bo nie są moje :). To samo dotyczy sprzatania, nie sprzata on więc nie sprzatam ja. Jak juz bierzemy się za sprzatanie to razem. I bardzo rzadko gotuje bo oprocz pracy mam jeszcze studia. Rezultat jest taki, ze notorycznie jest nieporzadek w domu ale mamy czas aby po pracy polezec we dwoje na kanapie, isc na rower czy na basen czy po prostu poczytać ksiazki.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
czekodżemi Jeszcze jest dużo rzeczy do zrobienia przed nami ale jesteśmy na dobrej drodze. Mój mąż pewnych rzeczy był nauczony w domu, głównie gotowania, jednak zawsze teściowa latała ze ściereczką za każdym, brudne gary się stawiało do zlewu, pranie, sprzątanie, gotowanie to rola teściowej była, nawet układali im ciuchy w szafce co mnie strasznie raziło. Na ich terenie nie było by to możliwe bo zawsze by się znalazł ktos kto wyręczy. Myślę że najlepiej jest mu mówić co ma zrobić, że ma odkurzyć, wynieść śmieci i czekać cierpliwie aż to zrobi. Najgorzej jak mówi że "zaraz" i to zaraz nigdy nie następuje i trzeba mu ciągle przypominać. Najlepiej jest sformułować komunikat tak żeby musiał to zrobić teraz albo w ciągu kilku najbliższych chwil, a nie zaraz. Ja na przykład mówię "poodkurzaj bo chce umyć podłogę" "wynieś śmieci bo chce obrać ziemniaki a z kosza się wylewa". Przede wszystkim staram się żeby sam sprzątał chociaż syf pozostawiony przez siebie, bo tego nie robił, okruchy na stole to było na porządku dziennym. Po prostu nie sprzątałam tego, nawet jak znajomi przychodzili to te okruchy leżały. Wiem, syf w domu ale byłam cierpliwa. A jak mu powiedziałam że mógłby przetrzeć stół to zgarniał okruchy ręką :o. Zmywanie garów? to było tak że jak ja gotowałam to on zmywać miał i na odwrót, czasem ustawiłam taką piramidę w zlewie z naczyń i tylko na nią dokładałam. Potem sytuacja się odwróciła zaraz napisze dlaczego Najlepiej było z gotowaniem, bo mój mąz się chwalił jakim jest świetnym kucharzem ale na początku to czasem wolałam żeby wcale nie gotował bo wyglądało to tak że przykładowy obiad ryba z frytkami i sałatką, ja obieram ziemniaki kroje frytki, kroje sałatkę on wymiesza, usmaży rybe przy czym każe mi pilnowac bo idzie coś sprawdzić do kompa a potem to ja mam to pozmywać wszystko. A najlepsze że czasem potrafi wyciągnąć po kilka garnków bo powiedzmy robi sos nie mieści mu się i wyciąga większy garnek i wszystkie sa uciapane. wychodziło czasem na to że to ja większość przy obiedzie robiłam i on sobie przypisywał całą zasługę bo 2 razy rybę przekręcił. Potem uparłam się że ma być tak że ja robię obiad to ja zmywam a jak on robi to on zmywa i żeby mi zrobił ten super obiad od podstaw, wyszło na to że czekałam 2 godziny na obiad a potem jeszcze biedny zmęczony mąż musiał pozmywać górę talerzy. Wtedy chyba odczuł co znaczy ugotować obiad tak naprawdę. Z praniem nie było wiekszych problemów bo co to za sztuka nastawić pralkę, gorzej jak jej nie było, wtedy zasada prosta, ja piorę on wyżyma i wiesza, zalotną podłogę zamiast podłożyć szmatę i wytrzeć mopem, to wyłożył starymi gazetami które zaraz były mokre a potem po przeschnięciu sie poprzyklejały do podłogi :o, oczywiście sprząta on, bo ja mówiłam zeby podłożył szmatę. Rzeczy typu rozrzucane skarpetki nie leżały więcej niz dzień czasu raczej a jeśli tak to na przykład przenosiłam te skarpetki i kładłam mu na krześle koło kompa albo pod tym krzesłem, raz jak się wkurzyłam taka drastyczna metoda trochę położyłam mu je na klawiaturze. Zostawione kubki też mu stawiam przed kompem tak zeby mu przeszkadzały. ale czasem po prostu posprzątam po nim bo przecież dużo rzeczy robi więc korona mi z głowy nie spadnie jak coś zrobię. Ale do póki sie nie nauczy to lepiej po nim nie sprzątać, po prostu musi mieć świadomość że jak nie posprząta to mu sie nie upiecze. Najważniejsze sprawy to to żeby czekać aż to zrobi, nie patrzec jak to zrobi i jaki jest tego efekt, pochwalić czasem, nie krytykować absolutnie, nie wyręczać z powodów takich że ja zrobie to szybciej i lepiej choćby nie wiem jakie to było wnerwiające. Acha i jeśli chodzi o kurze i pajęczyny to radze od razu przyjąć to na siebie dla świętego spokoju, bo ponoć faceci kurz zauważają tylko jak im przesłania monitor albo telewizor.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
a mój mąż kiedyś najpierw mi zrzędził ze ja mu mówię co mam robić, a kiedyś jak robiliśmy razem sprzątanie i nie mogłam go zagonić do pracy to się wykręcał tym że mu nie powiedziałam co mam robić i zrozum tu faceta :o, teraz to się nawet nie krępuje żeby mu powiedzieć że coś ma zrobić a jak mi mówi że zrzędzę czy coś to mu przypominam tamta sytuację i się tylko uśmiecha Czytałam tez różne topiki jak to inne dziewczyny robią i parę pomysłów jeszcze znam ale nie wykorzystałam w praktyce: - zostawianie karteczek przylepnych, np na zostawionym kubku "umyj mnie", na koszu "wyrzuć mnie", na dywanie "odkurz mnie" itp - przenoszenie swojego (i jego) syfu w miejscu gdzie często przebywa, jego syf mu czasem przenoszę pod kompa, albo kiedyś przeniosłam butelkę po piwie i jakieś dwa kubki pod telewizor i zasłoniłam tak żeby nie można było go włączyć pilotem - rzeczy typu brudne skarpety leżące po pokoju albo ciuchy wyrzucić do kosza tak żeby widział w myśl zasady, co na ziemi to śmieć. Tylko byle by z tego walka na wyrzucanie rzeczy nie wynikła, bałam się zastosować bo czasem tez mi się zdarzy cos rzucić - Przenoszenie brudnego kubka czy talerza ze zlewu do jego szafki z ciuchami w myśl zasady że skoro pozostawił czyste to może leżeć w szafce z ciuchami. Ale metody te mi się wydają troche drastyczne i raczej złośliwe zwłaszcza te 2 stanie. Nie znam za bardzo twojej sytuacji wiec nie wiem, najważniejsze żeby facet wiedział że to są wasze obowiązki a nie jego

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Przypadkowy przechodniu i Iza_30, dziękuję bardzo za Wasze wypowiedzi:) Niektóre rady na pewno wykorzystam, ale może nie te drastyczne właśnie. Chociaż jak mnie wkurzy to się zastanowię..... Iza_30 Ja też próbowałam w ten sposób, ale mój facet jest nieczuły na bałagan totalnie, a ja totalnie czuła:( Więc w efekcie to ja się męczyłam.. I jeszcze jego teksty jak mu zwracałam uwagę, że nie sprząta: "Mi nie przeszkadza, jak Tobie przeszkadza to posprzątaj." No, zatłuc tylko... Przypadkowy przechodzień "Jeszcze jest dużo rzeczy do zrobienia przed nami ale jesteśmy na dobrej drodze. Mój mąż pewnych rzeczy był nauczony w domu, głównie gotowania, jednak zawsze teściowa latała ze ściereczką za każdym, brudne gary się stawiało do zlewu, pranie, sprzątanie, gotowanie to rola teściowej była, nawet układali im ciuchy w szafce co mnie strasznie raziło. Na ich terenie nie było by to możliwe bo zawsze by się znalazł ktos kto wyręczy." - jakbym widziała sceny z domu rodzinnego mojego mena...... No i co? Jak teraz zmienić nawyki, których nabierał przez lat ok. 20? Trzeba czasu i wiem o tym. Ale dosyć o kłopotach z narzeczonym, bo topik jest o teściowej. Ups, o teściostwie. Choć u mnie teść jest OK. Mało mówi, a jak mówi to na temat i całkeim rozsądnie nawet. Za to ona...... O, Boże. Kobieta, która nie pracuje od jakichś 20 lat, zajmuje się tylko domem, do kościoła co niedziela, bo "co ludzie powiedzą", jak coś się nie tak układa to od razu ją widzę z różańcem jak se tam szepcze.... Nie mam nic do tego, ale bez przesady. Kiedyś jak się pokłóciliśmy z moim menem to poleciała za nas od razu różaniec odmawiać. Ona robi wszystko w domu i innego modelu rodziny sobie nie wyobraża. A ja sobie nie wyobrażam, że to JA miałabym to wszystko robić, kiedy pracuję tak samo jak mężczyzna i zarabiam takie same pieniądze. No czemu?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Moja teściowa nie jest religijna, nie chodzi do kościoła. U nich model rodziny wyglądał inaczej bo teść jednak naczynie pozmywa czasem i odkurza i wynosi śmieci ale dzieci były wyręczane we wszystkim, ale model robi swoje jednak. Brata mojego męża w wieku nie pamiętam chyba 13 lat miał, uczyłam go kotleta kroić, bo nie umiał. Każdy posiłek podstawiony pod nos herbatka posłodzona. Teściową męczy to, że robi za dzieci a nie za męża, no ale jak nie nauczyła. U mnie w domu sytuacja była że mama też w wielu rzeczach nas wyręczała ale inne rzeczy po prostu musiałyśmy robić same i tata tez robił sam, takie jak pranie, sprzątanie, z wykonawstwem było różnie ale przynajmniej kanapki i herbatę i podstawowe czynności w kuchni każdy potrafił zrobić. Nie wiem jak z tym twoim facetem, niektórzy sa ponoć niereformowalni. Nie wiem co ci powiedzieć, u mnie musiałam przez czasami niezły syf przebrnąć i uzbroić sie w cierpliwość żeby nie sprzątać po nim i nie robić tego co powiedzmy chcę żeby on w danym momencie zrobił.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość niuch
witam wszystkie z Was, Już jakiś czas czytam to forum i dają mi Wasze wypowiedzi wiele do myślenia. Jeszcze nie wzięłam ślubu z moim chłopakiem, ale problemy z jego rodzicami już się zaczęły. Nie szczędzą pod moim adresem gorzkich słów, nie witają się ze mną, po prostu koszmar...Najgorsze jest to, że jestem osobą, która "lubi" krytykę,(zawsze chcę wiedzieć,co mogę lepiej zrobić) ale oni mnie nie krytykują, tylko po prostu obrażają, zwykłe "jechanie" dla samego dobijania człowieka, bez żadnej refleksji, argumentu. Ale do rzeczy, postanowiłam się Was spytać, czy gdybyście wiedziały jakim koszmarem umieją być teściowie, to byście się jeszcze raz zastanowiły nad zamążpójściem? Ja wiem, że bardzo mocno kocham mojego chłopaka, nie widzę poza nim świata. Niestety, on nie widzę również w nim siły walki ze swoimi rodizcami... on umie spuścić głowę i mi obiecywać, że będzie lepiej. nadmienię, że ten koszmar ciągnie się już równy miesiąc, a wcześniej relacje miedzy mną a jego rodzicami były naprawdę wspaniałe, a jesteśmy ze sobą od 3 lat i nigdy wcześniej nie wątpiłam, że to mój wybranek , dopiero od tych sytuacji, kiedy oni jadą po mnie jak po burej świni, a on mi umie tylko obiecać poprawę.... proszę, odpiszcie mi cokolwiek, jako osoby z większym doświadczeniem miłego wieczoru

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość przechodzien
na zadane pytanie odpowiedz brzmi- tak Ale tylko dlatego, że teściowie MOGA byc koszmarni ale za to małżonek MUSI nas przed tym chronic. Jesli twój przyszły mąż nie ma jaj za przeproszeniem, po slubie nic sie nie zmieni moja droga.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kszgospzgo
Moja tesciowa jest najfajniesza babka na swiecie, no ... poza moja mama :)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
niuch Wiesz to jest tak że jego rodzice też mogą mieć dobre i złe dni, ale wiesz dużo zależy od twojego nastawienia, może być tak że nabawiłaś się uprzedzenia do teściów (piszesz że czytasz ten temat) sama tak miałam że niektóre uwagi moich teściów przez pewien czas odbierałam jako kąśliwe, a wcale takie nie były. Po prostu trzeba troszkę z dystansem podejść. Jeśli faktycznie są czepliwi to być może narzeczony powinien im zwrócić uwagę żeby się trochę hamowali Takie nagłe uprzedzenie do ciebie może wziąć się z różnych rzeczy. Mam znajomych gdzie jego matka się uprzedziła do wybranki syna bo zamieszkali razem. Może zrobiłaś coś co się teściom nie spodobało albo mogło się nie spodobać nawet drobnostka ale do czego miałaś absolutne prawo bo to twoje zycie jest. Mogą to być inne czynniki młodzi po prostu pokazują coraz bardziej że chcą żyć własnym życiem a nie wszystkie decyzje młodych przecież podobają się ich rodzicom i albo rodzice zaakceptują albo jest wojna. Wiesz może być też tak że nie jeżdża tylko po tobie, bo taki maja sposób na życie i poczuli sie troszkę pewniej ciebie i widzą że ci to nie przeszkadza bo nic się nie odzywasz albo być może jeszcze się uśmiechasz do tego. Ja mam na przykład z mężem taki sposób na życie że czasami lubimy byc wredni rzucać wredne komentarze, robić czasem coś wrednego ale nie złosiliwego, co też nie wszystkim się podoba ale jeśli widze że komuś się nie podoba to po prostu daję na wstrzymanie i przepraszam jeśli sytuacja tego wymaga, a jak ktoś zna moje poczucie humoru to po prostu się uśmiechnie i odbierze to jako żart a nie jako atak na jego osobę. Na początku człowiek się wstrzymuje z takimi rzeczami bo trzeba wybadać czy ta osoba do której jest na przykład mój wredny komentarz to czy ta osoba ma poczucie humoru. Teściów tez mam trochę złośliwych ale na spotkania od czasu do czasu da się wszystko znieść. Co do pytania o teściów do dziewczyn to na szczęście nie teście się licza tylko to jak mąż potrafi i czy potrafi ich ustawić tak żeby się nie wtrącali w małżeństwo. Niektóre dziewczyny tutaj pisały że mają upierdliwych teściów ale radzą sobie dzieki mężom

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×