Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość mobbing czy mi się wydaje

Wykańczają mnie w pracy pomocy!!

Polecane posty

Gość ppoooooodddddddnooczzęęęęęęęęę

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość upupupuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wykończona1964
Dlaczego w naszym kraju tak jest, ze tylko ludzie ze znajomościami, forsą, i bez skrupułów są poważani???? A ludzie, którzy są uczciwi ichcieliby uczciwie zarabiać są uważani za frajerów?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Do KATOWICZANKI--- :) mój były szef zna właściciela Ars Vivendi - gnój to ponoć niesamowity, oszukał go i jest mi winny spooooro kasy. Fama chodzi o tym draniu nieziemska - więc nie przejmuj się jego śmianiem się z Ciebie. Kiedyś tam chodziłam na dyskoteki - całkiem fajne są, ale drogo, za drogoo.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
ten gnój z Ars Vivendi jest winny kasę oczywiście szefowi, nie mi:) co za freudowska pomyłka

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość wykończona1964
Cześć, mam propozycję aby osoby, które są źle traktowane w pracy pisały na tym topiku. Razem możemy sobie pomóc, przynajmniej tym, że się wysłuchamy. Pozdrawiam wszystkich w poniedziałek - cały tydzień przed nami. 🌻🌻

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hhhhhhhhhhhhhhhhhhhhh
ja mam tez mobbing ale w USA w pracy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość looleekk

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość maja******
Witajcie. Pracuję od 15 lat w tej samej firmie.Jestem księgową d/s płac. To co się teraz dzieje w naszej firmie b.trudno opisać . Mamy kierownika który się kompletnie nie zna na robocie .Mało tego nawet nie wie co my pracownicy robimy.wg niego praca ma iść bez problemów ,nie wolno do niego przychodzić z problemami. Najgorsze jest te obciążenie psychiczne .Sami musimy wyjaśniać wszystkie problemy ,dzwonić po zusach i skarbówkach . Jest już luty a ja mam jeszcze cały urlop z zeszłego roku tzn 26 dni + nowy .Nie ma kiedy wziąć dnia wolnego , siedzimy b. często po godzinach które są nie wypłacane tylko do wybrania. Oczywiście godzin tych nie wybieramy bo nie ma kiedy . Mąż już nie wytrzymuje bo mimo że sam pracuje to również wykonuje większość obowiązków w domu : gotuje sprząta pierze .Ja przychodzę wieczorami padnięta .w nocy nie umiem spać bo myślę o zusach itp. Ciągnie się tak już kilka lat. Bardzo chciałbym zmienić pracę ale kompletnie nie mam wiary w siebie. Boję się .

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość lola mp
do maja*****----> masz taką wiedzę i nie masz wiary w siebie?? A nie można mu zrobić rewolucji we firmie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kwiatekkkk
To poczytajcie moją historię. Jest napisana ogólnie bez szczegółow. Zaproponowano mi pracę, miałam się zajmować odczytem z systemu biometrycznego i kontrolą czasu pracy w zakładzie państwowym. Trafiłam oczywiście do kadr. Cała sprawa wygląda od początku tak: Pierwszy miesiąc: Przyszłam do pracy. Posadzono mnie przy przeładowanym biurku jednej z współpracownic i siedziałam, nie mając nic do roboty. Nikt mnie nie wdrożył w moje obowiązki, nie powiedział co mam robić. W końcu ktoś się zlitował i kazano mi przeczytać sobie kodeks pracy, kilka rozporządzeń, ustaw. Tak mi zleciały kolejne dni. W ciągu następnych, pokazano mi jak się wpisuje urlopy i l-4 do kartotek osobowych. Potem jak się wypisuje delegacje na gotowych wnioskach, oraz jak się wkłada dokumenty do akt osobowych. O właściwym zajęciu, mianowicie kontroli czasu pracy nikt nic nie mówił. Mniej więcej po 2 tygodniach przydzielono mi komputer i biurko. Do tej pory korzystałam z uprzejmości współpracowników, którzy pozwalali mi napisać delegację, na ich komputerze. Teraz mogłam już wprowadzać do komputera grafiki, które czekały na wprowadzenie od mojego momentu przyjścia do pracy. Niestety, był już prawie koniec miesiąca, a grafiki planowane powinny być wprowadzone do połowy tegoż miesiąca. Zwrócono mi uwagę, że nienależycie wykonuję swoje obowiązki. ( Mimo, że wcześniej miałam utrudniony dostęp do komputera, a przed połową miesiąca w ogóle nie pracowałam jeszcze). Ponieważ nikt nie wiedział jak to wprowadzać do nowego programu, zaczęły się schody. W końcu udało się to opanować. Zaczął się początek drugiego miesiąca pracy. Współpracownicy przygotowywali wszystkie dokumenty do wypłat. Od razu mnie poinformowano, że w tym gorącym okresie, nikt z nas nie wychodzi z pracy o normalnej godzinie, z powodu nadmiaru obowiązków. Oczywiście, rozumiem, że jest praca, którą trzeba wykonać i nie robiłam z tego powodu najmniejszych problemów. Chętnie zostawałam dłużej, jeśli wymagały tego moje aktualnie zlecone zadania. Otrzymałam odczyt z czytnika i na jego podstawie miałam wprowadzić dane o ilości przepracowanego czasu do komputera. Ponieważ nie wszyscy odbijali się na czytniku, oprócz danych z czytnika wprowadzić musiałam dane z kilkunastu list obecności. Łącznie ok. 600 osób. Miałam na to 5 dni roboczych, po 8 h każdy. Łącznie 40 godzin. W trakcie wprowadzania trzeba wyjaśnić spóźnienia, nieobecności, dlaczego ktoś pracuje od 8.00, a w aktach osobowych pisze, że ma być od 7.00. Niestety jest to zadanie nierealne do zrealizowania przez jedną osobę w przeciągu 40 godzin. Zostałam z tym zadaniem sama na placu boju. Niestety poległam. Poza tym w międzyczasie miałam jeszcze wpisywać do kartotek urlopy, chorobowe, wydawać przygotowane wcześniej przez współpracowników dokumenty. Oczywiście dostałam kolejne uwagi, że jestem nierzetelna, niesolidna, nie wywiązuję się z swoich obowiązków. ( Co należy do moich obowiązków – takiej odpowiedzi mi nie udzielono, twierdząc, że powinnam to wiedzieć.) Przełożona i współpracownicy często się mnie pytają, jak mi się pracuje. Odpowiadam, ze bardzo dobrze, a w odpowiedzi słyszę: „Praca tutaj to najgorsze co może być. Każdej z nas rzygać się chce, jak ma tu przyjechać i spędzać czas w tej pracy i kontaktować się z debilami, matołami – ( mowa o pozostałych pracownikach). Jak Ci się podoba, to my ci udowodnimy, że jest inaczej. W ogóle jesteś za miła i za uczynna dla petentów. Musisz się nauczyć być chamska." Drugi miesiąc: Nauczona doświadczeniem, że nie starcza mi czasu na wykonanie całej pracy, do wprowadzania grafików planowych chcę się zabrać tuż po wypłatach, ok. 10 dnia miesiąca. Niestety, okazuje się, ze muszę czekać, aż zostanie zamknięty miesiąc. Czekam jeszcze tydzień. Miesiąc zostaje zamknięty, zaczynam wprowadzać grafiki i dostaję uwagi, dlaczego to jeszcze nie jest zrobione. Moje tłumaczenie, że musiałam czekać, aż zostanie zakończona praca współpracowników w programie, jest zbywane machnięciem ręki. Przełożonej to nie interesuje. Ona wie, że jest nie zrobione, a z tego wynika, że nie zależy mi na pracy. Dowiaduję się tego w rozmowie z nią, w której słyszę, że widać mam pracę w dupie, bo nie zabieram ustaw do domu, ani nie znam jeszcze na pamięć tychże ustaw. Poza tym z moim wykształceniem, ( które jest wyższe niż wykształcenie przełożonej) powinnam to wszystko umieć, a nie zadawać pytania, jeśli czegoś nie wiem. W ogóle dziecko w wieku 13 lat umiałoby to zrobić, bo to jest proste. Niestety nie zostaje sprecyzowane co jest proste, i co w ogóle powinnam robić. W dalszym ciągu uzupełniam akta osobowe, wpisuję urlopy, chorobowe, wypisuję delegacje, wydaję zaświadczenia, biegam na ksero, a w wolnych chwilach wprowadzam grafiki. (Grafików jest kilkadziesiąt), sprawdzam nieobecności, spóźnienia, wcześniejsze wyjścia, niezgodność godzin rozpoczynania pracy z aktami osobowymi. Nie mam najmniejszych szans, aby je zdążyć wprowadzić w terminie. Przypominam, że wszystko to dotyczy prawie 600 osób. Zostaję w pracy po godzinach, ( oczywiście bez wynagrodzenia i czasu wolnego), aby zdążyć z wszystkim. Niestety nie udaje mi się to. W międzyczasie słyszę od przełożonej ( nie tylko ja zresztą), że jesteśmy głupimi debilami, że nas to tylko huknąć w nasze palice, to może zaczniemy myśleć. Współpracownicy tłumaczą mi, że muszę się przyzwyczaić, bo szefowa taka już jest, jest agresywna i że po pół roku powinna mi dać spokój. Dyrektor zleca zrobienie zestawienia dotyczącego danych z czytnika. Mam na to kilka dni. Zadanie nierealne do wykonania w określonym czasie. Piszę pismo z prośbą o zmianę terminu wykonania zadania. Dostaję zgodę. Przez 5 dni pracuję od rana do późnego wieczora. Po zakończeniu pracy okazuje się, że tutaj nie robi się takich zestawień, powinno ono wyglądać inaczej. Otrzymuję kolejne uwagi, że nie wywiązuję się z swoich obowiązków. Oczywiście uwagi te nie są wygłoszone w tak ładnej formie słownej, w jakiej to piszę. Z reguły jest awantura, padają obraźliwe słowa z strony przełożonej, udowadniające mi że nie nadaję się do niczego, jestem debilem, matołem, kretynem i.t.d. Zbliża się koniec miesiąca, a ja z swoją pracą dotyczącą kontroli czasu jestem daleko w lesie… Usiłuję nadgonić zaległości, kiedy przyjeżdża informatyk od programu i jednym klawiszem kasuje zawartość grafików, które już zdążyłam wprowadzić. Zaczynam całą pracę od początku. Nikt nie chce słuchać moich tłumaczeń, że to nie moja wina. Współpracownicy każą mi przerzucić w grafikach plan na wykonanie, bo inaczej nie będą w stanie przeliczyć w programie wypłat. Zostaję poinformowana, że wszelkie nieobecności pracowników, nie mogę iść, zadzwonić i wyjaśniać ot tak sobie, tylko, ze muszę mieć zgodę przełożonej na te czynności. Usiłuję stworzyć wzór pisma, ale żaden z nich nie podoba się szefowej. W końcu oznajmiając mi, ze nic nie umiem, pisze pismo sama, łudząco podobne do mojego. Teraz mogę wyjaśniać. Trzeci miesiąc Rozpętała się awantura o przerzucenie planu na wykonanie. Nie wolno mi tego robić, bo wtedy nie wiadomo kto wyrobił swoją normę czasową, a kto nie. Współpracownicy obwiniają mnie, że szefowa się zdenerwowała i , że im się też dostało. Obwiniają mnie, że nie zdążyłam wszystkiego wprowadzić, że nie zdążyłam wyjaśnić wszystkich niezgodności. Oczywiście jak zwykle na początku miesiąca zostajemy po godzinach. Usiłuję rozplanować jakoś pracę. Otrzymuję wyraźne ustne polecenie od szefowej, ze mam się interesować tylko grafikami i kontrolą czasu pracy. Stosuję się do polecenia, co jest mi na rękę, bo pozostałe rzeczy pochłaniały mi wiele z czasu przeznaczonego na grafiki. Dodam, ze grafiki otrzymuję wtedy, kiedy nie są nikomu innemu potrzebne. Następnie dostaję uwagi za nie wpisane urlopy, chorobowe. Współpracownicy są na mnie źli, że nie robię tego co robiłam wcześniej, zrzucając to na ich barki. Nie wiem już czy zajmować się grafikami, czy pozostałą resztą. Kończy się tym, że zamierzam odejść z pracy. Współpracownicy przekonują mnie, ze powinnam sobie odpuścić, bo szefowa mi namiesza w papierach i nikt mnie już nigdzie nie zatrudni. Powinnam spuścić głowę, pozwolić się poniżać i przede wszystkim powinnam się do tego przyzwyczaić. Po rozmowie z szefową, zostaję w pracy. Z powodu problemów z opieką do dzieci, usiłuję znaleźć rozwiązanie tej sytuacji. Udaję się do przełożonej, rozmawiamy i słyszę: Jak wrócę, to powiem ci, co wymyśliłam. Niestety dowiaduję się tego dopiero w momencie przedłużenia umowy. W międzyczasie rozwiązuje mi się problem z opieką. W pracy dowiaduję się, ze będę pracowała na 4 godziny dziennie. Jestem w szoku. Okazuje się, że sama tego chciałam. Przełożona każe mi napisać pismo z prośbą o zmianę godzin. Na moje grzeczne, nieśmiałe protesty i próby wyjaśnienia sytuacji, reaguje krzykiem. Mam napisać i koniec. Poddaję się. Piszę. Przełom miesięcy to oczywiście gorączka. Nauczona doświadczeniem, piszę pisma z prośbami o wyjaśnienie nieobecności poszczególnych pracowników. Pisma leżą na biurku szefowej, czekam na zaakceptowanie. Czwarty miesiąc. Dostaję kolejne uwagi, że nie wyjaśniłam nieobecności. Na moje stwierdzenie, że czekałam na podpis, słyszę, że można to było załatwić ot tak sobie, a nie czekać na zgodę przełożonej. Pracuję 4 godziny dziennie. Nie jestem w stanie zrobić swojej pracy do końca. Dostaję uwagi za niesolidność, obijanie się, brak chęci do pracy, bo jak można zrobić to wszystko w ciągu 4 godzin? Od przełożonej słyszę: sama chciałaś, sama napisałaś podanie o zmianę godzin, wiedziałaś co robisz. Kiedy wykonasz swoją prace, nie wiem, to już Twój problem. Mimo wszystko, kiedy tylko można, zostaję w pracy dłużej ( przed wypłatami) i usiłuję podgonić z pracą. Współpracownicy mają pretensje, że nie zdążyłam z wszystkim i ze przeze mnie muszą zostawać w pracy dłużej. ( tak, jakby sami mnie nie uprzedzali, ze przed wypłatami siedzi się do oporu) Szefowa chce mi dać upomnienie, że nie wywiązuję się z moich obowiązków. Kilkakrotnie proszę o zgodę na pozostanie dłużej w pracy, abym mogła wykonywać swoją pracę. Zgody nie otrzymuję. Natomiast dowiaduję się, że nikogo nie obchodzi jak to zrobię, ale ma być zrobione. Nie widząc szans na porozumienie z przełożonym udaję się na rozmowę z dyrektorem. Opisuję całą sytuację, proszę o wyrażenie zgody na dodatkowe godziny, bez prawa do wynagrodzenia. Chcę tylko wykonać swoją pracę. Nie chcę za to ani wolnego, ani pieniędzy. Zgodę otrzymuję. Szczęśliwa, zabieram się do pracy, organizuję opiekę dla dzieciaków, z myślą pozostawania po godzinach u wykonania swojej pracy. Proszę szefową o rozmowę, jeszcze raz proszę o jej zgodę na zostanie po godzinach. Szefowa zgody nie wyraża. Pokazuję jej pismo z dyrekcji. Wpada w szał. Od czterech miesięcy staram się udowodnić, że jestem solidnym pracownikiem, któremu zależy na wykonaniu swojej pracy, a jest mi to utrudniane, jestem poniżana, wyśmiewane jest moje wykształcenie, jestem nazywana matołem, słyszę, ze zaraz mnie szefowa huknie w mój głupi łeb. Od współpracowników dowiaduję się, że szefowa mnie nie lubi. Współpracownicy są na mnie źli, że ośmieliłam się porozmawiać z dyrektorem o problemie z przełożoną. Bo teraz i im się dostanie od niej, za moją niesubordynację i samowolę. Nikt z współpracowników się do mnie nie odzywa, o ile nie musi. A musi, kiedy przełożona chce mi coś przekazać.. Jakiekolwiek polecenia przekazuje mi przez współpracowników. Zwołuje współpracowników do swojego pokoju ,zamykają się, nie wtajemniczając mnie w omawiane sprawy dotyczące pracy. Do tej pory wspólnie składaliśmy się na prezent, kwiaty, jeśli ktoś z pracowników obchodził urodziny. Jestem już z tego wyłączona, wszystko odbywa się za moimi plecami. Szefowa z współpracownikami wychodzi złożyć życzenia, mnie każąc zostać w pokoju. ( oczywiście życzenia są tylko od nich – co nie wpływa pozytywnie na moje stosunki z innymi pracownikami pozostałych działów, jako, ze wygląda na to, że rozmawiając z nimi na co dzień, w tak ważnym dla nich dniu, mam ich gdzieś) , Nawet moje przywitanie się po przyjściu do pracy pozostaje bez odpowiedzi. Zgoda dyrektora na wykonanie swojej pracy powyżej tych 4 godzin już jest nieaktualna. Proszę o rozmowę z szefową. Słyszę, ze ona nie ma ze mną o czym rozmawiać, i mam się wynosić. ( z jej pokoju). Krzyczy na mnie, obraża mnie. Spokojnym tonem proszę ją, aby na mnie nie krzyczała, ponieważ sobie tego nie życzę. Jestem jej podwładnym i chcę wyjaśnić sprawę pisma z godzinami mojej pracy. Krzyczy jeszcze głośniej. Powtarzam swoją prośbę i dodaję, że nie jestem jej koleżanką, tylko podwładną i że nie życzę sobie takiego zachowania w stosunku do mojej osoby. Szefowa patrzy na mnie z oburzeniem, ale już nie krzyczy. Za to zaczyna się do mnie zwracać per „pani". Informuje mnie, że mam określić grafik pracy, i nie wolno mi przekroczyć 88 godzin miesięcznie, bo na tyle jestem aktualnie zatrudniona. Ile zrobię, to zrobię, resztę dokończą za mnie współpracownicy. Na tym się kończy rozmowa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kwiatekkkk
Szefowa chce mi dać upomnienie, że nie wywiązuję się z moich obowiązków. Kilkakrotnie proszę o zgodę na pozostanie dłużej w pracy, abym mogła wykonywać swoją pracę. Zgody nie otrzymuję. Natomiast dowiaduję się, że nikogo nie obchodzi jak to zrobię, ale ma być zrobione. Nie widząc szans na porozumienie z przełożonym udaję się na rozmowę z dyrektorem. Opisuję całą sytuację, proszę o wyrażenie zgody na dodatkowe godziny, bez prawa do wynagrodzenia. Chcę tylko wykonać swoją pracę. Nie chcę za to ani wolnego, ani pieniędzy. Zgodę otrzymuję. Szczęśliwa, zabieram się do pracy, organizuję opiekę dla dzieciaków, z myślą pozostawania po godzinach u wykonania swojej pracy. Proszę szefową o rozmowę, jeszcze raz proszę o jej zgodę na zostanie po godzinach. Szefowa zgody nie wyraża. Pokazuję jej pismo z dyrekcji. Wpada w szał. Od czterech miesięcy staram się udowodnić, że jestem solidnym pracownikiem, któremu zależy na wykonaniu swojej pracy, a jest mi to utrudniane, jestem poniżana, wyśmiewane jest moje wykształcenie, jestem nazywana matołem, słyszę, ze zaraz mnie szefowa huknie w mój głupi łeb. Od współpracowników dowiaduję się, że szefowa mnie nie lubi. Współpracownicy są na mnie źli, że ośmieliłam się porozmawiać z dyrektorem o problemie z przełożoną. Bo teraz i im się dostanie od niej, za moją niesubordynację i samowolę. Nikt z współpracowników się do mnie nie odzywa, o ile nie musi. A musi, kiedy przełożona chce mi coś przekazać.. Jakiekolwiek polecenia przekazuje mi przez współpracowników. Zwołuje współpracowników do swojego pokoju ,zamykają się, nie wtajemniczając mnie w omawiane sprawy dotyczące pracy. Do tej pory wspólnie składaliśmy się na prezent, kwiaty, jeśli ktoś z pracowników obchodził urodziny. Jestem już z tego wyłączona, wszystko odbywa się za moimi plecami. Szefowa z współpracownikami wychodzi złożyć życzenia, mnie każąc zostać w pokoju. ( oczywiście życzenia są tylko od nich – co nie wpływa pozytywnie na moje stosunki z innymi pracownikami pozostałych działów, jako, ze wygląda na to, że rozmawiając z nimi na co dzień, w tak ważnym dla nich dniu, mam ich gdzieś) , Nawet moje przywitanie się po przyjściu do pracy pozostaje bez odpowiedzi. Zgoda dyrektora na wykonanie swojej pracy powyżej tych 4 godzin już jest nieaktualna. Proszę o rozmowę z szefową. Słyszę, ze ona nie ma ze mną o czym rozmawiać, i mam się wynosić. ( z jej pokoju). Krzyczy na mnie, obraża mnie. Spokojnym tonem proszę ją, aby na mnie nie krzyczała, ponieważ sobie tego nie życzę. Jestem jej podwładnym i chcę wyjaśnić sprawę pisma z godzinami mojej pracy. Krzyczy jeszcze głośniej. Powtarzam swoją prośbę i dodaję, że nie jestem jej koleżanką, tylko podwładną i że nie życzę sobie takiego zachowania w stosunku do mojej osoby. Szefowa patrzy na mnie z oburzeniem, ale już nie krzyczy. Za to zaczyna się do mnie zwracać per „pani". Informuje mnie, że mam określić grafik pracy, i nie wolno mi przekroczyć 88 godzin miesięcznie, bo na tyle jestem aktualnie zatrudniona. Ile zrobię, to zrobię, resztę dokończą za mnie współpracownicy. Na tym się kończy rozmowa

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość hej kwiatekkkk
wspolczuje... ale widze, ze jakos na zimno to wszystko opisujesz zycze sily i zmiany pracy, a jak uda ci sie tej jedzy dokopac to tym lepiej dla twojej satysfakcji i ku uciesze twoich nastepcow

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość kwiatekkkk
No teraz to juz na zimno, bo postanowilam się nie poddawać, napisac na ten temat ksiązkę i założyć stowarzyszenie antymobbingowe.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Daria_24
Witam, siedze w pracy zaraz kończę nockę w mojej pracy i czytam ten topik z usmiechem i smutkeim na twarzy. Z jednej strony ciesze się, że nie jestem sama a zdrugiej ubolewam, że jest nas tak dużo... dużo za dużo. Pracuję już pół roku na recepcji w hotelu w bydgoszczy. Jest to niewielki hotel z małą ilością pokoi i wydawać by się mogło, że recepcjonistka będzie tu miała niewiele do roboty. No niestety nic bardziej mylnego... Oprócz rezerwacji, meldunków gości i ich rozliczaniu mamy z resztą dziewczyn masę innych rzeczy do robienia. Podliczamy godziny pracy wszystkich pracowników hotelu, restauracji i baru, rozliczamy imprezey organizowane w restauracji bądź na sali konferencyjnej, jak są tylko 3 śniadania to przygotowujemy i wydajemy je same, musimy użerać się z pijanymi gośćmi baru, przeprowadzamy rozmowy w sprawie pracy, sprzedajemy bilety na koncerty, które mają odbyć się w innych miastach, wysyłąmy ofert hotelu do różnych firm, to my podejmujemy decyzje czy jakaś firma może u nas placić przelewem itd, itp. Po prostu tego jest tak wiele, że pisałabym i psała... Mimo to mój szef twierdzi, że praca recepcjonistki jest najbardziej prymitywną pracą w hotelu i wygłasza taką opinię na forum a zwłaszcza jak przyjdą jego znajomi. Nie boi się powiedzieć nam w twarz, że jesteśmy idiotkami albo że jesteśmy beznajdziejne. Codziennie zmienia zdanie na temat oświetlenia wokół hotelu przez co kompletnie glupiejemy, bo nieważne jak je zapalimy i tak będzie afera. Jednak najlepszym jego powiedzieniem jest "jak Ci nie pasuje to się zwolnij". No... i od poniedziałku się zwalniam... a dlaczego? A dlatego, że jegomość niewytrzymał i po Grand Prixe gdzie sobie troszeczkę wypił oznajmił mi, że właśnie jestem beznadziejna, najgorsza na recepcji (choć to mnie wskazała odchodząca pani menager na kierownika recepcji, bo najlepiej znam tę pracę). A gdy mu powiedziałam, że nie zyczę sobie żeby tak się do mnie zwracał w miejscu pracy i przy gościach, to mi odpowiedział, że jestem bezczelna i jestem zwolniona. I bardzo dobrze, bo właściwie od września chciałam się zwolnić ale przebłagali mnie i po naszej rozmowie w której wyjaśniłam powody chęci odejścia z pracy, szef zaczał lepiej nas traktować. Hehehehe do dzisiejszej mojej nocki. Muszę powiedzieć, że mój szef jest tchórzem, któremu brak wykształcenia i kultury. Przybiegnie na recepcje powyzywa i ucieknie nie dajac możliwości odpowiedzi albo zamknie drzwi przed nosem, tak jak miało to miejsce dzisiaj. Zamiast argumentów używa obelg, jest po prostu gburm, który się dorobił na niewiadomo czym:/ Nawet nie mam zamiaru z nim rozmawiać w poniedziałek. Po prostu przyjdę po pieniądze i się zwolnię (mam umowę zlecenie). Nie ma możliwości żebym została choćby do znalezienia i przeszkolenia nowej osoby na recepcję. Jak jest taki to niech radzi sobie sam. I powiem wam coś to jest mobbing. A mojemu szefowi za to grożą 2 paragrafy z artykułu 94, pierwszy za to że jest osobą mobbingującą a drugi za to, że jako pracodawca ma obowiązek zapobiegania mobbingowi. Jestem zdeterminowana i nie puszczę mu tego płazem... Trzymajcie kciuki w poniedziałek ostateczne starcie:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość doświadczony pracownik
tak sobie czytam te wasze opowiadania i mysle, że podobnie jak wasi oprawcy ciągle myslicie starymi kategoriami typu "na wasze miejsce jest kolejka chętnych". A to nieprawda, na skutek wyjazdów do Anglii w Polsce brakuje doświadczonych pracowników. I dlatego pensje oraz szacunek dal ludzi wzrosły. Ale niektórzy wolą siedziec na tyłku i znosić upokorzenia zamaist ruszyc się i poszukać nowej pracy - chocby przez net. Pani która ma 41 lat myśli że jest juz za stara. Kobieto, na jakim swiecie ty żyjesz ? Akurat wielu szefów wolałoby Ciebie, zamiast młodej panienki, kóra bedzie sobie malowac paznokcie w pracy i za chwile ucieknie na urlop macierzyński. A jak nie ma pracy w Waszej miejscowości to może warto byłoby się przeprowadzić ? W USA to normalne ze ludzie jada za pracą nieraz na drugi koniec tego wielkiego kraju. A u nas dalej trzymają się "korzeni", bo znajomi, rodzina itp. Nowych znajomych można poznac na nowym miejscu. Czy z rodzinka trzeba się widywac codziennie ? Pomyslcie o tym, bo dalej chamy będą was wykorzystywać

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość doświadczony pracownik
a i jeszcze jedno. Nie macie meżów, chłopaków ? Prawdziwy mężczyzna powinien bronic swojej kobiety i gdy jakis cham w pracy się na niej wyżywa to powinien zaczekac na gostka po pracy i w ustronnym miejscu wytłumaczyć mu po męsku że tak sie nie robi. Założe się że większośc tych gnojków ze strachu narobiła by w portki i przestałaby gnębic swoje podwładne

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×