Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Gość spóźniona

Dlaczego tak późno zrozumialam?

Polecane posty

Gość spóźniona

Późno,bo dopiero po dwóch latach zrozumialam,że mój romans jest bezsensowny, przynosi więcej strat niż zysków. Zabrakło mi stabilizacji życiowej (pomimo nadmiaru pozytywnych emocji).Czy kochalam?...TAK i nadal kocham, ale DZIĘKUJĘ:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość cale zycie z wariatami
lepiej pozno jak wcale pozdrawiam bedzie dobrze

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość spóźniona
Sama sobie też tak powtarzam,że lepiej późno niż wcale i spodziewalam się takiej wypowiedzi:)

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość spóźniona
Bez wątpienia,kocham kochanka,bo gdybym kochala męża, nie doszłoby do takiej sytuacji.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
No to rozwiedz sie z mezem...Po co macie sie wiezic bezsensu?Chyba,ze w to wszystko wchodza dzieci...To juz jest spory problem.A maz wie,ze Go zdradzasz?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość spóźniona
Masz rację,dzieci są tu najwazniejsze. Mąż nie wie o zdradzie,ale w pewnym momencie zaczął coś wyczuwać. Moich zmian,nie tylko zewnętrznych, nie sposób było nie dostrzec.Stałam się przede wszystkim silniejszą kobietą i to jest największa korzyść, jaką wynioslam z tego "nieformalnego" związku.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nimfa009
Wlasnie czasem tak bywa.Moim zdaniem mąż Cie niedowartościowywał (chyba,ze sie myle to przepraszam),poniewaz piszesz,ze zaszly u Ciebie zmiany i zewnetrzne,ale i wewnetrzne:)w czasie kiedy mialas kochanka.Szkoda tylko dzieci.A ile ich macie?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość spóźniona
Dzieci - dwójka,nie są malutkie. Dowartościowanie ze strony męża było zerowe i nie piszę tak dlatego, aby znaleźć dla siebie usprawiedliwienie.Spotykalam się nawet z tzw "podcinaniem" skrzydeł przez męża.Czułam się źle,podle,wyniszczalam się wewnętrznie i ...właśnie...nie wiem nawet kiedy przekroczylam pewne granice,a potem brnęłam w to dalej i dalej, 2 lata przeplatane szczęściem z niepewnoscią i oto bilans dnia dzisiejszego...BRAKUJE mi jednak spokoju:( Wolę zostać przy niekochanym i niekochającym mężu:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość cale zycie z wariatami
To jest trudny wybor ... i tak zle i tak nie dobrze kochanek jest pewnie chwilowy, on czuje sie bezpiecznie, bo wie, ze masz meza i dzieci a Ty czujesz sie zle... Przemysl sytuacje, co by bylo gdyby..., przeanalizuj moze nie warto burzyc zwiazku moze potrzeba ci odpoczynku, oderwania sie od rzeczywistosci niedlugo wszystko wroci do normy

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość spóźniona
do całe zycie z wariatami--> Tak bardzo bym chciala powrotu do normy, która wiem,że nie nastąpi szybko.A czasu na analizę poświęcilam już niemało.Nie ma racjonalnego wyjscia z tej sutuacji, takiego, by wszyscy byli zadowoleni.Odchodząc od męża - urażę jego męską dumę, odchodząc od kochanka (co już zrobilam) - pozostawię w sobie i w nim uczucie niespełnionej miłości.Jakie to trudne:(

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość nimfa009
spozniona//dlaczego wolisz jednak zostac z niekochanym mężem???Skoro wasze dzieci nie sa kuz takie malutkie to chyba zrozumieja Wasza sytacje...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
do spóźniona jestem w takiej samej sytuacji. pomóz mi sie z tego wyplątać... to niszczy ( ja - mąz + 2 dzieci) on- żona + 2 dzieci. dzieli nas 500km. trwa to rok.

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Niewiadoma
Zdradziłam męża trzy miesiące po ślubie... a co 'najgorsze' zakochałam się ... Dzisiaj mogę powiedzieć, że spotkałam miłość mojego życia po ślubie! Moje małżeństwo mogę nazwać małżeństwem z rozsądku. Mam cudownego męża, który jest niesamowicie wartościową osobą, która stwarza mi ogromne poczucie bezpieczeństwa i którego nie kocham prawdziwą wielką i szczerą miłością (nigdy z mojej strony takiej nie było, to była raczej miłość partnerska, z szacunku, przywiązania). Myślę, że przez lata wmawiałam sobie pewne uczucia, moją 'miłość' i to mnie dzisiaj zgubiło i teraz przyczyniło się do tego, że wybuchłam, zdradziłam (mąż nie wie o zdradzie) i do tego, że myślę o odejściu (rozwodzie - jejku jak to strasznie brzmi!) od mężą. Powiedziałam mężowi, że go nie kocham wielką miłością, że chcę odejść (6miesięcy po ślubie!...mój romans trwa już 3 miesiące) . Mąż nie wie o zdradzie i obecności w moim sercu,umyśle "tego tzreciego" (zdradziłam nie tylko fizycznie,ale psychicznie...przeżyłam coć pięknego i marzę o takim związku)...Mój mąż jest załamany, chce walczyć o to małżeństwo, chce się zmieniać, ratować (uczestniczyliśmy w kursach weeekendowych dl a małżeństw z kryzysami) ...Jest załamany.Mnie dręczą wyrzuty sumienia, że niszczę mu życie, że go tak mocno ranię. Błędem było to, że ja nigdy nie mówiłam otwarcie o swoich stanach uczuciowych, oszukiwałam siebie i męża.Uważałam, że powinnam doceniać to , że spotkałam bardzo dobrego człowieka, który szaleńczo mnie kocha i daje wsparcie. Nie wierzyłam w miłość, wydawało mi się, że prawdziwa miłość istnieje tylko na filmach....Aż do pewnego jesiennego dnia ... Z mężem znamy się 10 lat i od 9-ciu lat jesteśmy razem. Poznaliśmy się w czasach szkoły średniej. Może nawet można nasz związek nazwać przechodzonym. Byliśmy dla siebie pierwszymi partnerami w łóżku, pierwszymi partnerami na dłużej. Dzisiaj myślę, że za wcześnie się poznaliśmy, że zabraliśmy sobie wiele wolności i młodości.... A może nie jest tak...Bo gdybym kochała męża tak, jak pokochałam teraz "tego trzeciego", to nie zdradziłabym go, nie myślałabym o skoku w bok (często zdarzały mi się takie myśli) . Po 4latach bycia ze soba mielsismy powazny kryzys-rowniez chcialam odejsc , bo poczulam sie zmeczona w zwiazku, nie podobalo mi sie wiele rzeczy,wielu aspektow mi brakowalo (prawdziwego uczucia,w lozku tez nie bylo fajnie-traktowalam seks bardziej na zasadzie 'odbebnienia' ...).JA nigdy nie tesknilam mocno za mezem, nie brakowalo mi go tak silnie,jak jemu mnie...Bylismy razem,ale maz czesto narzekal,ze mnie nie czuje, o wszytsko(czuloscim,przytulanki itd)musial sie wrecz prosic... Dzisiaj odpowiedzialam soboie na to pytanie, dlaczego tak bylo: nie kochalam prawdziwie....Zbyt dlugo oszukiwalam...A dzisiaj okolicznosci sa trudniejsze,niz wtedy kiedy po p raz pierwszy pojawil sie kryzys.Dzisiaj mamy za soba slub koscielny.Ja podeszlam bardzo nieodpowiedzialnie do slubu.Moj a maz jest gleboko wierzacy i ciezko mu sie z tym pogodzic, ze tak go oszukalam,ze nie spodziewalby sie (byly cudowne plany o dzieciach,domu...) .Oszukalam nablizsza osobe-to starszne uczucie...Zastanawiam sie, czy nie powiedziec mezowi o prawdziwej przyczynie kryzysu ....BBoje sie, ale momentami uwazam,ze taka szczerosc mu sie nalezy (maz jest niezwykle prawym,szczerym czlowiekiem..tym wieksze sa moje wyrzuty sumienia). Latwiej byloby mi odejsc od meza,ktroy jest zlym czlowiekiem.A tu nie ma problemu przemocy fizycznej,pscyhicznej,alkoholu..Problemem jest 'tylko i 'az' brak mojego uczucia... Mój mąż tak bardzo mnie kocha, życie by za mnie oddał...A ja boję się, że nawet jeśli bym wróciła do męża to nie wytrzymam tak długo, bo z uczuciami nie wygram. Facet, dla którego chcę rzucić mężą pokochał mnie również tak mocno - wytworzyliśmy sobie niesamowitą więż, nie jestem w stanie tego opisać, ale zyczę każdemu taaaakiej miłośći! Jestem w kropce, tkwię w zawieszeniu, bo boję się podjac te nawazniejsza decyzje mojego zycia. Byc kochana czy kochac? Pozostac w pewnym zwiazku,sprawdzonym 9-latami bycia ze soba,ale bez wielkiego uczucia z mej strony...czy wybrac milosc, isc za glosem serca i zwiazac sie z "tym trzecim" ? Osoba , dla ktorej chce porzucic meza jest bardzo bogata w wartosci osoba, pewna (znalismy sie z widzenia,ale wczesniej nic miedzy nami nie zaiskrzylo, wiedzielismy o swoim istnieniu).... Boje sie. Moja najblizsza rodzina wie, co sie stalo i jest zalamana. Mysla,ze postardalam zmysly,ze wyrzuty sumienia nie pozwola mi sie cieszyc nowym zwiazkiem,ze ze statusem mlodej rozwodki bedzie mi dzisiasj ciezko w Polsce. "Ten trzeci" rowniez nie ma latwej sytuacji - pochodzimy z tego samego srodowiska i spoleczenstwo bedzie nas chcialo zlinczowac...Myslimy o zyciu w podziemiu do czasu ,kiedy sie rozwiode...Jest wiele rzeczy,ktore chcialabym jesczez tu dopisac,ale brak mi czasu w tej chwili... P{rrosze o komentarze w tej sprawie.Czyy jest ktos, ktoo chcoc odrobine podobna sytuacje w zyciu mial...? Nie oczekuje rad,ale szczerej opinii... Zycie jest takie zaskakujace...Gdyby ktos 6miesiecy temu powiedzial mi, ze za kilka miesiecy bede chciala opuscic meza, bo spotkam moja polowke-nie uwierzylabym..Dzisiaj zycie nie jest w stanie mnie zaskoczyc...Nie musze chyba pisac,ze przechodze tak skrajne nastrooje.Dreczy mnie wiele sytuacji, niose ciezar bolu zadawanego bliskim, mam wyrzuty sumienia,ze przeze mnie cierpia Mam ogromne wyrzuty sumieniaa,ze zdradzilam meza i nawet nie tylko zdrade z innym mezczyzna mam na mysli.Chodzi o to, ze wyzalilam sie bliskim,przyjaciolom,a MAZ -ten na ktorego wsparcie i zaufanie moge liczyc, on nie wie..Dreczy mnie to...Boje sie... Nigdy nie bede miala pewnosci,czy ten trzeci nie minie,czy nam sie uda. To moze byc wygranie zycia w milosci,a moze i okazac sie,ze najgorsza decyzja mego zycia,z ktorej sie nigdy nie pozbieram... Jesli mialabym wrocic do meza-czuje w glebi serca,ze musialabym o tym powiedziec ..nei potrafilabym (chyba?) zyc w takim klamstwie.Musialabym wypic piwo,ktore nawazylam - wtedy juz od meza zalezaloby,czy by mi wybaczyl,czy nie.. Dzisiaj czuje,ze to milosc mojego zycia,nigdy takich stanow nie przechodzilam.Mysle,ze to sie czuje...Z tym facetem mam taka wiez,jestesmy tak podobni,tak zespoleni,skonfigurowani,ze az mi sie wierzyc nie chce,ze jest takim meski odpowiednik mojej osoby na tym swiecie. Jestesmy dla siebie wspanialymi kumplami,przyjaciolmi,kochankami i partnerami-tak to wsyztsko odbieramy...Nie umiem pieknie pisac,ale gdybym mogla,mysle,ze piekna historie tej milosci moglabym opisac... Nie jest tak,ze nie jestem bez serca...Strasznie sie czuje z tym, ze cierpi przeze mnie osoba,ktorej przysiegalam przed Bogiem "milosc,wiernosc i uczciowsc malenska oraz to,ze go nie opuszcze az do smierci"-ja zlamalam na calej linii moja przysiege! Jest przezde mna strach przez presja otoczenia, sa obawy,ze z tym trzecim mi sie nie uuda (rownie dobrze nie mam gwarancji,ze z mezem mi sie uda?).Na nic w zyciu nie ma pewnosci...Zawsze bedzie na mnie spoczywala blizna "tej co porzucila meza"-bede musiala z taka swiadomoscia zyc. Z drugiej strony boje sie,ze jesli pozostane przy mezu - ze taka sytuacj sie kiedys powtorzy,ze znowu kiedys moze przezcyje (neikoniecznie milosc),ale ze zwyczajnie zdradze..a to sie znowu odbic moze na niewinnym tego mezu Czuje sie podle,meczy mnie to..potrzebuje porozmawiac.... Tak sie boje..W dodatku swieta sie zblizaja..W domu nikt sie nie cieszy (no bo z czego..?) ...smutne to wsyztsko...NAdal mam szanse odwrotu-tylko czy chce? Boje sie,ze zylabym we wlasnym wiezieniu, w wiezieniu uczuc.... To takie straszne !!!!! Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! Wiem,ze takie historie jak moja dzieja sie...Tylko,ze kazdy z nas musi podjac te decyzje i sam bedzie ponosil jego konsekwencje...To takie ciezki strasznie.. Boje sie...Nie mam pewnosci co do tego tzreciego.Wiem,ze to bardzo dobry czlowiek,wartosciowy,cudowny,komunikujemy sie swietnie -zawsze jest %niepewnosci.Takie same obawy moze miec on-ze ja wczesniej czy poznije go opuszcze,bo skoro z 'latwoscia'zostawiam meza po 9 latach bycia razem,to tym bardziej uciekne przy pierwszym lepszym kryzysie w nowym zwiazku... Innych obaw,dylematow,analiz jest tysiace-o wszystkim rozmawiamy-o wszytskim...niezliczone godziny przemyslen o zyciu,o tym co nas czeka,jaka bedzie wizja naszego zycia..Ja mam do strascenia wiele,ale w glebi duszy czuje ,ze warto (chociaz czasem lapie sie na zachwianiach..zwlaszca,keidy czytam takie komentarze i wysluchuje opinii bliskich...).. Nadal jest odwrot,ale bedzie ciezko...Mysle,ze jesli podswiece sie dla meza i zostane z nim-beda trzy cierpienia,trzy niesczescia,bo zadne z nas nie bedzie w pelni sczesliwe... Podobna,czy Twoj maz Ci wybaczyl i nadal pragnie byc z Toba ??? Zycie z taka zadra jest ciezkie..Tym bardziej,ze ja nie jestem w stanie zapewnic,czy nie popelnie takiego bledu w przyszlosci ...A moze mi sie tak wydaje,moze kiedys sie gleboko zastanowie i przemysle i nie ulegne pokusie ??? (nie mamy dzieci,wiec czasem sie zastanawiam,czy nie lepiej sie rozstac teraz,poki nie ma dzieci...?) Aaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!! Nie zycze nikomu tego,takiej sytuacji....zagmatwalam sobie zycie-tak czuje teraz...Boje sie strasznie...i chyba przyjmuje wyrazy wspolczucia ...Spotkalam w zyciu cudownie wartosciowego czlowieka, ktory mnie poslubil w pelnej wierze,ze na zawsze, na dobre i na zle, do grobowej deski...A ja takie katusze mu wyrzadzam, w najmniej oczekiwanym momencie, momencie pelnych planow na wpsolne zycie.....Jestem okrutna!Podlej sie czuje z tym,ze on nie wie..Dlatego sie zastanawiam,czy nie wyznac tej okrutnej prawdy, bo wtedy maz bedzie znal przyczyne i odzyska pseudo-spokoj i odpowiedz na pytanie :'dlaczegoi ?'. Dzisiaj zlapalam watpliowsci ... A moze jednak wrocic do meza (pod warunkiem tylko wyznania prawdy...a od niego by juz zalezalo wtedy co dalej,czy by mi wybaczyl ...) ... W tym momencie skrzywdze juz 2 osoby doglebnie...bo moja krzywde potraktuje jako kare za moj wystepek ... ...płakać mi się chce, tak bardzo mi smutno, tak bardzo mi żle ... Ddodam, ze jestem osoba uznawana w otoczeniu za b.wartosciowa, uczynna, poswiecajaca sie innym, jestem typem spolecznika.... "Ten tzreci" rownie ma taka opinie,ale majac swiadomosc tego co nas czeka,bierze na siebie ciezar mojej decyzji (a ja mu ufam-naprawde ufam,bo wiem,jaki jest)-rowniez wbrew swaitu, bo chce walczy o milosc, o zgodnosc z glosem serca o zycie zgodne z wlasnym sumieniem i sczzesciem...Niestety kosztem innych. Ale moze w przyszlosci maz podziekuje mi za taka decyzje, jesli pozna kogos,kogo kto go szczerze pokocha? Nie wiem.. .... . I jak sie to ma fakt,ze dla wszystkich jestem dobra do tego,ze najblizszych krzywdze swoim postepowaniem i nieuczciwoscia ??? AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!! Byle jak opisalam osobe tego trzeeciego - to naprawde bardzo dobry czlowiek o nieskazitelnej opinii w swoim otoczeniu (liczy sie z tym,ze utraci ten wizerunek..ale uwaza,ze szczescie osobiste jest wazniejsze i jest gotow to poswiecic) . To osoba z wielka wrazliwoscia, bogata dusza (ktorej mi u meza brakuje), to czlowiek, przy ktorym czuje sie spelniona, ktory dopelni mnie maksymalnie. Dodam,ze seks miedzy nami jest przezpiekny, wlasciwie slowo 'seks' mi tu nie pasuje, bo to jest najpiekniejsza milosc,jaka moze byc-zycze kazdemu doznania takich uczuc. Gdy sie kochamy, czujemy ,ze to cos wyjatkowego, to maksimum rozkoszy dla ciala i duszy. Nie jestem w stanie tegoi opisac! Prawie za kazdym razem szczytuje, kiedy sie kochamy ( z mezem mialam moze 2razy orgazm w ciagu 9lat) , to niesamowite. Poznalismy i nadal poznajemy swoje ciala z taka checie,rozkosza i radoscia. Ta milosc jest cudna. Seks jest w tym momencie nie najwa zniejszy,ale to cudownie,ze tak sie zgralismy-naprawde jest pieknie. Nie dla seksu wiaze plany z tym tzrecim, o czym chyba tez nie musze pisac...Mam tak wiele wspolnego,podobne mysli,wrazliowsc,sposob odbierania swiata,podejscie d ludzi,podobne zawody (tzn. podobienstwo wynika z potzreby ponmagania ludziom,niesienia dobra,kontakrtu z ludzmi) -czujemy ,ze sie spelniamy ze soba. Mam wielka pewnosc (znajac tego tzreciego z opowiadan innych),ze to dobry czlowiek , wrecz czasem za dobry dla ludzi.Wiem tez,ze absurdalne wydaje sie to,ze w tym momencie nie widac dobra-bo z boku racjonalnie na to patrzac- niszczy malzenstwo...Ale jakie malzenstwo? Bez milosci z jednej strony...Chcoiaiz ja i moj maz tworzymy b.dobry zwiazek-nie sadze by kto kolwiek z naszych znajomych pomyslalby,ze my sie moglibysmy keidys rozstac:kazdy,ale nie my->doslownie tak. Z mezem poznalam sie w szkole sredniej,byl moim piewrszym facetem w lozku,a ja bylam jego druga kobieta w lozku i pierwsza dziecwzyna. Nie meilismy doswiadczen z innymi facetami - moze to teraz wychodzi ...? moze... Naprawde zle mi z tym,ze ranie.... Ja rowniez nie moge powiedziec o przzeywaniu codziennosci z tym trzecim (nazwe go XY) , no moze namiastke: wynajmujemy mieszkanie,w ktory m spotykamy sie ukradkiem, to nasza oaza spokoju, miejsce utajoone,w ktorym mozemy sie soba cieszyc,rozmawiac,przezywac piekne umysly,milosci...ehh... Nie znamy sie z codziennych sytuacji, dopiero bedziemy sie poznawac. Caly czas sie zastanwiam,czy poswieci wszystko dla milosci? Pieknej milosci? Boje sie-to naturalne,ze mam obawy ...Stawiam wszystko na jedna karte teraz... XY jest kawalerem, ja z mezem nie mamy dzieci -wiec sprawaa o tyle wydaje sie 'latwiejsza'... Ktos napisall (chyba 'notoja'),ze mialam za dobrze w zyciu: byc moze,byc moze wlasnie dlatego sobie zawirowalam zycie...Dodam jescze,ze na poczatku ten flirt sprowokowalam ja,ode mnie zalezalo to co potem sie stalo.I nie robilam nic na przymus. Po porstu zadzialaly taaaakie sily, silniejsze od wszelkich deklaracji,przysieg,ktorych nie bylam w stanie zahamowac...Nie bylam w stanie..I nie zaluje tego co sie stalo... Mam pyt. do Przezylam zupelnie to samo"-czy wychowujesz dziecko z mezem, dziecko z romansu? Niesamowite mi sie to wydaje... Wlasnie widok lez meza jest dla mnie tak straszny - juz kilka razy plakal, nie mogl zrozumiec dlaczego tak sie stalo, nie po takich planach ,deklaracjach....Plakal,jak dziecko..to straszne, kiedy widzi sie,jaki bol sie wyrzadza najblizszej osobie Mam wielka rozterke, czy zyc bez wielkiej milosc z mezem, w zwiazku sprawdzonym , czy podjac decyzje zycia z osoba w wielkiej milosci (ktora moze sie wypalic w przyszlosci-tego nie przewidze...znam tyle historii par zakochanych na poczatku,gdzie potem proza zycia milosc wygasza ...) ...Poczucie bezpieczenstwa,jakie daje mi maz jest dl am nie niesmaowicie wazny (kobiecy poragmatyzm?) ..Przezylismy wiele razem, byly przezciez momenty wesole,radosne, fajne (ale zawsze z moja swiadomoscia,ze nie jest to milosny boom-nawet na poczatklu nie bylo plomienia) .Nie moge powiedziec,ze meczylam sie 9lat w zwiazku, bo nie wytrzymalabym tego. To dlaczego tak sie stalo,ze teraz wszystko jestem w stanie porzucic..? Milosc ...ale czy aby na pewno to jest milosc ? Wierzez,ze tak,ze takie rzzcey sie nie dzieja ot tak...Nie potrafie opisac doznan na duchu i ciele,jakie przezylam z XY -nigdy takich nie mialam z mezem-nigdy sie tak nie czulam...Brakowalo takiej glebokiej bliskosci-bardzo brakowalo,a teraz to poznalam i dlatego tak bardzo wierzez,ze sie uda. Ohhh zycie, zycie ... ...uwierzcie mi,ze mozna poczuc to COŚ - i naprawde wiez jaka sobie wytworzylismy jest czyms najpiekniejszym co mnie w zyciu spotkalo ! Nazywajcie to naiwnoscia .... ale ja czuje, to przenika, jest niesamowite! Nie do opisania. Jesli sie tego nie doswiadczy, nie zrozumie sie... Sama nie bylabym w stanie sobie tego wyobrazic wczesniej stanow, jakie przechodze teraz w relacji z XY. ...czuje sie tchorzem,wielkim tchorzem, bo uciekam od problemu tkwiac w zawieszeniu a raniac tylko najblizszych. Musze poniesc tego konsekwencje, i chyba sie boje... Odejsc od meza, ktory nadal chce walczyc o to malzenstwo... Coraz bardziej sie przekonuje do tego, by powiedziec mezowi prawde...I boje sie ,ze wtedy,jak juz sie wyjasni nie bede umiala zyc w zwiazku z XY ,poniewaz wyrzuty sumienia nie pozwola mi na to ....Boje sie,ze zycie sie zemsci... Jakie to wszystko ciezkie !!! (nie uzalam sie nda soba) A czy jest wśród Was ktoś taki, komu w tym drugim związku się udało ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Niewiadoma
Mam ogromne wyrzuty sumieniaa,ze zdradzilam meza i nawet nie tylko zdrade z innym mezczyzna mam na mysli.Chodzi o to, ze wyzalilam sie bliskim,przyjaciolom,a MAZ -ten na ktorego wsparcie i zaufanie moge liczyc, on nie wie..Dreczy mnie to...Boje sie... Nigdy nie bede miala pewnosci,czy ten trzeci nie minie,czy nam sie uda. To moze byc wygranie zycia w milosci,a moze i okazac sie,ze najgorsza decyzja mego zycia,z ktorej sie nigdy nie pozbieram... Jesli mialabym wrocic do meza-czuje w glebi serca,ze musialabym o tym powiedziec ..nei potrafilabym (chyba?) zyc w takim klamstwie.Musialabym wypic piwo,ktore nawazylam - wtedy juz od meza zalezaloby,czy by mi wybaczyl,czy nie.. Dzisiaj czuje,ze to milosc mojego zycia,nigdy takich stanow nie przechodzilam.Mysle,ze to sie czuje...Z tym facetem mam taka wiez,jestesmy tak podobni,tak zespoleni,skonfigurowani,ze az mi sie wierzyc nie chce,ze jest takim meski odpowiednik mojej osoby na tym swiecie. Jestesmy dla siebie wspanialymi kumplami,przyjaciolmi,kochankami i partnerami-tak to wsyztsko odbieramy...Nie umiem pieknie pisac,ale gdybym mogla,mysle,ze piekna historie tej milosci moglabym opisac... Nie jest tak,ze nie jestem bez serca...Strasznie sie czuje z tym, ze cierpi przeze mnie osoba,ktorej przysiegalam przed Bogiem "milosc,wiernosc i uczciowsc malenska oraz to,ze go nie opuszcze az do smierci"-ja zlamalam na calej linii moja przysiege! Jest przezde mna strach przez presja otoczenia, sa obawy,ze z tym trzecim mi sie nie uuda (rownie dobrze nie mam gwarancji,ze z mezem mi sie uda?).Na nic w zyciu nie ma pewnosci...Zawsze bedzie na mnie spoczywala blizna "tej co porzucila meza"-bede musiala z taka swiadomoscia zyc. Z drugiej strony boje sie,ze jesli pozostane przy mezu - ze taka sytuacj sie kiedys powtorzy,ze znowu kiedys moze przezcyje (neikoniecznie milosc),ale ze zwyczajnie zdradze..a to sie znowu odbic moze na niewinnym tego mezu Czuje sie podle,meczy mnie to..potrzebuje porozmawiac.... Tak sie boje..W dodatku swieta sie zblizaja..W domu nikt sie nie cieszy (no bo z czego..?) ...smutne to wsyztsko...NAdal mam szanse odwrotu-tylko czy chce? Boje sie,ze zylabym we wlasnym wiezieniu, w wiezieniu uczuc.... To takie straszne !!!!!Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! Wiem,ze takie historie jak moja dzieja sie...Tylko,ze kazdy z nas musi podjac te decyzje i sam bedzie ponosil jego konsekwencje...To takie ciezki strasznie.. Boje sie...Nie mam pewnosci co do tego tzreciego.Wiem,ze to bardzo dobry czlowiek,wartosciowy,cudowny,komunikujemy sie swietnie -zawsze jest %niepewnosci.Takie same obawy moze miec on-ze ja wczesniej czy poznije go opuszcze,bo skoro z 'latwoscia'zostawiam meza po 9 latach bycia razem,to tym bardziej uciekne przy pierwszym lepszym kryzysie w nowym zwiazku... Innych obaw,dylematow,analiz jest tysiace-o wszystkim rozmawiamy-o wszytskim...niezliczone godziny przemyslen o zyciu,o tym co nas czeka,jaka bedzie wizja naszego zycia..Ja mam do strascenia wiele,ale w glebi duszy czuje ,ze warto (chociaz czasem lapie sie na zachwianiach..zwlaszca,keidy czytam takie komentarze i wysluchuje opinii bliskich...).. Nadal jest odwrot,ale bedzie ciezko...Mysle,ze jesli podswiece sie dla meza i zostane z nim-beda trzy cierpienia,trzy niesczescia,bo zadne z nas nie bedzie w pelni sczesliwe... Podobna,czy Twoj maz Ci wybaczyl i nadal pragnie byc z Toba ??? Zycie z taka zadra jest ciezkie..Tym bardziej,ze ja nie jestem w stanie zapewnic,czy nie popelnie takiego bledu w przyszlosci ...A moze mi sie tak wydaje,moze kiedys sie gleboko zastanowie i przemysle i nie ulegne pokusie ??? (nie mamy dzieci,wiec czasem sie zastanawiam,czy nie lepiej sie rozstac teraz,poki nie ma dzieci...?) Aaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!Jola_24 -> masz racje,swieta racje!!! Nie zycze nikomu tego,takiej sytuacji....zagmatwalam sobie zycie-tak czuje teraz...Boje sie strasznie...i chyba przyjmuje wyrazy wspolczucia ...Spotkalam w zyciu cudownie wartosciowego czlowieka, ktory mnie poslubil w pelnej wierze,ze na zawsze, na dobre i na zle, do grobowej deski...A ja takie katusze mu wyrzadzam, w najmniej oczekiwanym momencie, momencie pelnych planow na wpsolne zycie.....Jestem okrutna!Podlej sie czuje z tym,ze on nie wie..Dlatego sie zastanawiam,czy nie wyznac tej okrutnej prawdy, bo wtedy maz bedzie znal przyczyne i odzyska pseudo-spokoj i odpowiedz na pytanie :'dlaczegoi ?'. Dzisiaj zlapalam watpliowsci ... A moze jednak wrocic do meza (pod warunkiem tylko wyznania prawdy...a od niego by juz zalezalo wtedy co dalej,czy by mi wybaczyl ...) ... W tym momencie skrzywdze juz 2 osoby doglebnie...bo moja krzywde potraktuje jako kare za moj wystepek ... ...płakać mi się chce, tak bardzo mi smutno, tak bardzo mi żle ... Ddodam, ze jestem osoba uznawana w otoczeniu za b.wartosciowa, uczynna, poswiecajaca sie innym, jestem typem spolecznika.... "Ten tzreci" rownie ma taka opinie,ale majac swiadomosc tego co nas czeka,bierze na siebie ciezar mojej decyzji (a ja mu ufam-naprawde ufam,bo wiem,jaki jest)-rowniez wbrew swaitu, bo chce walczy o milosc, o zgodnosc z glosem serca o zycie zgodne z wlasnym sumieniem i sczzesciem...Niestety kosztem innych. Ale moze w przyszlosci maz podziekuje mi za taka decyzje, jesli pozna kogos,kogo kto go szczerze pokocha? Nie wiem.. .... . I jak sie to ma fakt,ze dla wszystkich jestem dobra do tego,ze najblizszych krzywdze swoim postepowaniem i nieuczciwoscia ??? AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Niewiadoma
Byle jak opisalam osobe tego trzeeciego - to naprawde bardzo dobry czlowiek o nieskazitelnej opinii w swoim otoczeniu (liczy sie z tym,ze utraci ten wizerunek..ale uwaza,ze szczescie osobiste jest wazniejsze i jest gotow to poswiecic) . To osoba z wielka wrazliwoscia, bogata dusza (ktorej mi u meza brakuje), to czlowiek, przy ktorym czuje sie spelniona, ktory dopelni mnie maksymalnie. Dodam,ze seks miedzy nami jest przezpiekny, wlasciwie slowo 'seks' mi tu nie pasuje, bo to jest najpiekniejsza milosc,jaka moze byc-zycze kazdemu doznania takich uczuc. Gdy sie kochamy, czujemy ,ze to cos wyjatkowego, to maksimum rozkoszy dla ciala i duszy. Nie jestem w stanie tegoi opisac! Prawie za kazdym razem szczytuje, kiedy sie kochamy ( z mezem mialam moze 2razy orgazm w ciagu 9lat) , to niesamowite. Poznalismy i nadal poznajemy swoje ciala z taka checie,rozkosza i radoscia. Ta milosc jest cudna. Seks jest w tym momencie nie najwa zniejszy,ale to cudownie,ze tak sie zgralismy-naprawde jest pieknie. Nie dla seksu wiaze plany z tym tzrecim, o czym chyba tez nie musze pisac...Mam tak wiele wspolnego,podobne mysli,wrazliowsc,sposob odbierania swiata,podejscie d ludzi,podobne zawody (tzn. podobienstwo wynika z potzreby ponmagania ludziom,niesienia dobra,kontakrtu z ludzmi) -czujemy ,ze sie spelniamy ze soba. Mam wielka pewnosc (znajac tego tzreciego z opowiadan innych),ze to dobry czlowiek , wrecz czasem za dobry dla ludzi.Wiem tez,ze absurdalne wydaje sie to,ze w tym momencie nie widac dobra-bo z boku racjonalnie na to patrzac- niszczy malzenstwo...Ale jakie malzenstwo? Bez milosci z jednej strony...Chcoiaiz ja i moj maz tworzymy b.dobry zwiazek-nie sadze by kto kolwiek z naszych znajomych pomyslalby,ze my sie moglibysmy keidys rozstac:kazdy,ale nie my->doslownie tak. Z mezem poznalam sie w szkole sredniej,byl moim piewrszym facetem w lozku,a ja bylam jego druga kobieta w lozku i pierwsza dziecwzyna. Nie meilismy doswiadczen z innymi facetami - moze to teraz wychodzi ...? moze... Naprawde zle mi z tym,ze ranie.... Do "Przezylam zupelnie to samo" - nie bede siebie zapewniala,ze jestem pzrekonana w 100% co do wyboru-takiej penosci nie mam.Ale ufam...podazam z intuicja i za gflosem serca. Ja rowniez nie moge powiedziec o przzeywaniu codziennosci z tym trzecim (nazwe go XY) , no moze namiastke: wynajmujemy mieszkanie,w ktory m spotykamy sie ukradkiem, to nasza oaza spokoju, miejsce utajoone,w ktorym mozemy sie soba cieszyc,rozmawiac,przezywac piekne umysly,milosci...ehh... Nie znamy sie z codziennych sytuacji, dopiero bedziemy sie poznawac. Caly czas sie zastanwiam,czy poswieci wszystko dla milosci? Pieknej milosci? Boje sie-to naturalne,ze mam obawy ...Stawiam wszystko na jedna karte teraz... XY jest kawalerem, ja z mezem nie mamy dzieci -wiec sprawaa o tyle wydaje sie 'latwiejsza'... Ktos napisall (chyba 'notoja'),ze mialam za dobrze w zyciu: byc moze,byc moze wlasnie dlatego sobie zawirowalam zycie...Dodam jescze,ze na poczatku ten flirt sprowokowalam ja,ode mnie zalezalo to co potem sie stalo.I nie robilam nic na przymus. Po porstu zadzialaly taaaakie sily, silniejsze od wszelkich deklaracji,przysieg,ktorych nie bylam w stanie zahamowac...Nie bylam w stanie..I nie zaluje tego co sie stalo... Mam pyt. do Przezylam zupelnie to samo"-czy wychowujesz dziecko z mezem, dziecko z romansu? Niesamowite mi sie to wydaje... Wlasnie widok lez meza jest dla mnie tak straszny - juz kilka razy plakal, nie mogl zrozumiec dlaczego tak sie stalo, nie po takich planach ,deklaracjach....Plakal,jak dziecko..to straszne, kiedy widzi sie,jaki bol sie wyrzadza najblizszej osobie Mam wielka rozterke, czy zyc bez wielkiej milosc z mezem, w zwiazku sprawdzonym , czy podjac decyzje zycia z osoba w wielkiej milosci (ktora moze sie wypalic w przyszlosci-tego nie przewidze...znam tyle historii par zakochanych na poczatku,gdzie potem proza zycia milosc wygasza ...) ...Poczucie bezpieczenstwa,jakie daje mi maz jest dl am nie niesmaowicie wazny (kobiecy poragmatyzm?) ..Przezylismy wiele razem, byly przezciez momenty wesole,radosne, fajne (ale zawsze z moja swiadomoscia,ze nie jest to milosny boom-nawet na poczatklu nie bylo plomienia) .Nie moge powiedziec,ze meczylam sie 9lat w zwiazku, bo nie wytrzymalabym tego. To dlaczego tak sie stalo,ze teraz wszystko jestem w stanie porzucic..? Milosc ...ale czy aby na pewno to jest milosc ? Wierzez,ze tak,ze takie rzzcey sie nie dzieja ot tak...Nie potrafie opisac doznan na duchu i ciele,jakie przezylam z XY -nigdy takich nie mialam z mezem-nigdy sie tak nie czulam...Brakowalo takiej glebokiej bliskosci-bardzo brakowalo,a teraz to poznalam i dlatego tak bardzo wierzez,ze sie uda. Ohhh zycie, zycie ...

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość Niewiadoma
...uwierzcie mi,ze mozna poczuc to COŚ - i naprawde wiez jaka sobie wytworzylismy jest czyms najpiekniejszym co mnie w zyciu spotkalo ! Nazywajcie to naiwnoscia .... ale ja czuje, to przenika, jest niesamowite! Nie do opisania. Jesli sie tego nie doswiadczy, nie zrozumie sie... Sama nie bylabym w stanie sobie tego wyobrazic wczesniej stanow, jakie przechodze teraz w relacji z XY. ...czuje sie tchorzem,wielkim tchorzem, bo uciekam od problemu tkwiac w zawieszeniu a raniac tylko najblizszych. Musze poniesc tego konsekwencje, i chyba sie boje... Odejsc od meza, ktory nadal chce walczyc o to malzenstwo... Coraz bardziej sie przekonuje do tego, by powiedziec mezowi prawde...I boje sie ,ze wtedy,jak juz sie wyjasni nie bede umiala zyc w zwiazku z XY ,poniewaz wyrzuty sumienia nie pozwola mi na to ....Boje sie,ze zycie sie zemsci... Jakie to wszystko ciezkie !!! (nie uzalam sie nda soba A czy jest wśród Was ktoś taki, komu w tym drugim związku się udało ?

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Gość alchemia alchemia
nie chce mi sie tego czytać - za dużo

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Jesteś młoda, całe zycie przed Tobą. Nie da się być, budować związku bez miłości. Ja podobnie jak Ty rozwazałam-odejść, zostać. Zostałam. Przegrałam.Miłość straciłam,. a z ,męzem i tak po 10 latach się rozwidłam. dziś bardzo żałuję, że nie odeszłam za głosem serca.Nie obwiniaj się. Kochaj i bądz szczęśliwa:\")

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach
Myślę, że w życiu liczy się przede wszystkim miłość!Jest ona motorem naszego życia.Beż miłości nic nie cieszy!Ja też przeżyłam piękną miłość i byłam wtedy najszczęśliwsza na świecie!..No właśnie - BYŁAM!!!Spytacie pewnie dlaczego???Bo mężczyzna mojego życia był żonaty, miał syna,żone w ciąży i poprostu był tchórzem!!!Wiem,że mnie kocha ale nie potrafił skrzywdzić swojej rodziny.Jeśli wy nie macie dzieci nie zastanawiaj się!!!Trzeba iść za głosem serca i umieć zacząć wszystko od nowa!Wiem,że będzie Ci ciężko ale pamiętaj to Twoje życie i przeżyj je najlepiej jak potrafisz abyś kiedyś nie mogła powiedzieć\"Byłam szczęśliwa\"!!!

Udostępnij ten post


Link to postu
Udostępnij na innych stronach

×